Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Śmierć czarnoksiężnika - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 grudnia 2020
Ebook
4,99 zł
Audiobook
14,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Śmierć czarnoksiężnika - ebook

Powieść najpopularniejszych autorów PRL-u!

Kapitan Korda prowadzi śledztwo w sprawie tragicznej śmierci cyrkowca. Jerzy Kalicki zginął podczas przedstawienia, strzał padł z broni trzymanej przez jego żonę. Był to popisowy numer pary, nieoczekiwanie zakończony śmiercią Kalickiego. Rozważane są trzy scenariusze: wypadek, samobójstwo lub morderstwo. Korda przesłuchuje młodą żonę cyrkowca. Kapitan podejrzewa, że kobieta mogła zamordować męża.

Kryminał otwierający serię „Ewa Wzywa 07...", wydawaną przez Państwowe Wydawnictwo "Iskry" w latach 1968-1989.

Powieść idealna dla fanów kryminałów milicyjnych!

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-267-0896-7
Rozmiar pliku: 316 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Korda zwolnił kroku. Przystanął przede parkanem. Jaskrawe barwy afisza już trochę wyblakły. Ale czerwień kamizelki prestidigitatora dalej drażniła i przyciągała wzrok. Wyglądało to tak, jakby drukarz chlapnął za dużo czerwonej farby tuż pod brodą reklamującego program cyrkowy artysty. Niżej zaczynały się błękitne spodnie. Druga jaskrawa plama afisza urywała się w okolicy męskich bioder. Centralnym, przyciągającym uwagę elementem plakatu była twarz cyrkowca. Żółtobrunatna, ze skośnymi, czarnymi jak agat oczami.

Używał szminki — stwierdził kapitan w myślach. Widział zwłoki doktora Osaki vel Jerzego Kalickiego w zakładzie medycyny sądowej. Nie było wątpliwości, Kalicki rodził się nad Wisłą, a nie na przykład w dalekiej Japonii, Mongolii czy jakiejś chińskiej prowincji. Widział też „Człowieka, którego nie imają się kule” na arenie cyrkowej. Osobiście, jeszcze żywego. Ubiegłej jesieni. Magik zginął na wielkim spektaklu, pierwszym po przerwie zimowej. Świątecznym.

Korda utkwił wzrok w skupionej twarzy, spoglądającej na niego z afisza. Nałożyły się na siebie trzy warianty tej twarzy, znane kapitanowi. Ta z areny cyrkowej, podbarwiona żółtobrunatną szminką, biała, wymyta i czysta twarz nieżyjącego i ta żyjąca najdłużej — na ściennym plakacie. Jakieś kolorowe piłeczki czy baloniki, pastelowe i prześwietlone jak bańki mydlane, fruwały na papierze wokół twarzy cyrkowca. Była to twarz z wysokimi, wydatnymi kośćmi policzkowymi i lekko skośnymi, czarnymi oczami o istotnie przenikliwym spojrzeniu.

Mógł sobie pozwolić na tę mistyfikację — stwierdził kapitan. — Doktor Osaki! — Znów zajrzał w oczy plakatu. — Zdumiewająco dobrze uchwycony wyraz twarzy Kalickiego, doktora Osaki. A przecież ten plakat to kicz. Cyrkowy. I te kolorowe banieczki wokół twarzy. A może dla kontrastu z ciężkim spojrzeniem ciemnych oczu? Chyba tak. W życiu nie analizowałem tak plakatu. Skrzywił się, ponieważ kolorowe banieczki skojarzyły mu się z prawdziwą już, białą maską starego cyrkowca. Tą, którą nakłada śmierć na ludzkie twarze. Irytował go ten plakat. Dzisiaj szczególnie, a w ogóle — od wypadku w cyrku. Od chwili, gdy jego grupa operacyjna wzięła w ręce tę sprawę.

Dlaczego nie zdejmują plakatu? Muszę zwrócić na to uwagę Gablera. Sensacja była i jest wystarczająca... Cyrk nabity widzami. Uroczyste przedstawienie. Ile czasu wisi ten plakat? Na ogół następny zakleja szybko poprzedni. W Warszawie wchodzi codziennie na afisz tyle imprez.

Jeden róg plakatu oderwał się nawet od słupa reklamowego i Korda przyjął to z zadowoleniem. Fruwał teraz na lekkim wietrze, szarpiąc brzegi kolorowych piłeczek. Czarne oczy spoglądały jednak nadal uważnie, zniszczenie jeszcze ich nie dosięgło.

Kapitan poszedł wolno wzdłuż ulicy. Starszy syn otworzył mu drzwi.

— A widzisz, tato, że gdybym cię wtedy nie namówił na ten cyrk, dużo mniej wiedziałbyś o doktorze Osaki. Ale się musiałem nagadać. Boże, Boże, jak ciężko skłonić do czegoś rodziców, chociaż wychodzi im to tylko na dob... — chłopak urwał w połowie słowa i przyjrzał się twarzy ojca. — Przepraszam — powiedział już bez błazeństw — zirytowałem cię? Nie chciałem.

Kapitan zdjął i powiesił płaszcz. Odwrócił się do starszego syna. Nie miał nigdy swoim chłopakom za złe żartu czy szczeniackiego wygłupu. Nie czuł swoich lat. W pamięci był ciągle sam młody i może dlatego umiał dogadać się z młodzieżą.

— Nie. Nie zirytowałeś mnie — powiedział. — Mam po prostu kiepski humor.

Jego starszy chłopak wycofał się dyskretnie z korytarzyka. Korda wszedł do siebie i usiadł na krześle. Chwilę tak trwał bez ruchu, odpoczywając.

Mam kiepski humor. Ta sprawa jest nie do rozwiązania. Kobieta strzela do męża na oczach tysiąca widzów. Z pistoletu, który on sam przed chwilą naładował. Pomylił się przy zamianie naboi? Świadomie załadował jeden nabój ostry? Zamordowała go?... — Pocisk przebił prawą komorę serca. Nie można celniej. Miała wprawne oko i niezawodną rękę. Sam ją wyszkolił. Stary, cyrkowy praktyk. Nie mam na tę sprawę sposobu.

Poprawił się na krześle. Było mu niewygodnie.

Tylko dwie możliwości — myślał — A raczej — trzy. Tragiczny przypadek. Samobójstwo popełnione cudzą ręką. I zabójstwo z premedytacją. Jak udowodnić zabójstwo, jeśli rzeczywiście zostało popełnione?

Wstał. Zaczął spacerować po pokoju, ale zmiana pozycji nie przyniosła mu odprężenia.

Muszę z nią jutro pomówić o ich małżeństwie. To niczego nie daje wobec faktów, ale jednak powinienem wyrobić sobie pogląd na ich wspólne życie. To była nieco dziwnie skojarzona para. I co z tego? — Sięgnął po teczkę, z którą przyszedł i rzucił na biurko w odruchu niechęci, jaką spowodowała uwaga syna.

Dużo mniej wiedziałbym o doktorze Osaki, gdybym nie zaprowadził chłopaków do cyrku. A teraz wiem więcej. I co mi to pomoże, że widziałem tego magika. Osobiście. Jego skośne ślepia. A jednak?

Wyjął z teczki trzy książki, jedyne, jakie udało mu się zdobyć po drodze w księgarni. Dotyczyły cyrku i były, niestety, literaturą. _Cyrk_, _czyli emocje pradziadków_ — przeczytał. Kto to napisał? _Witold Filier._ Oglądałem go kiedyś chyba w telewizji. Ale wtedy mówił o teatrze. Wszystko jedno. Druga książka nosiła tytuł _Klowni_ była napisana przez rosyjskiego pisarza Draguńskiego, trzecią były wspomnienia Din-Dona. Klowna, który trzydzieści lat pracował w swoim zawodzie.

W korytarzyku rozległy się kobiece kroki i Korda zaraz usłyszał zabawnie ściszony głos syna.

— Mama, nie chodź tam. On jest naładowany jak granat i dałbym głowę, że miał w teczce coś niepoważnego. Za nic by nie chciał, żebyśmy to zobaczyli.

Chuligan — pomyślał kapitan — skąd wiesz, że mam przed sobą coś absolutnie niepoważnego? Cyrk to szczególny i zamknięty świat. Literatura wyłapuje takie rzeczy. A ja chciałbym się dowiedzieć, na czym polegają w cyrku. Coś mi to rozjaśni, czy jeszcze bardziej zaciemni sprawę?

Otworzył drzwi i zawołał w głąb mieszkania.

— Jak chcesz, możesz dostać do czytania Din-Dona. Oczywiście po mnie.

Usiadł zadowolony z siebie i z konfuzji, w jaką na pewno popadła w tej chwili jego starsza latorośl.ROZDZIAŁ 2

Wyglądała prawie na dziewczynkę, ta Maria Kalicka. Niewielkiego wzrostu, drobna, filigranowa. Miała jasne loczki spadające na czoło, delikatnymi skrętami sięgające policzków. Niebieskie oczy, teraz zupełnie okrągłe ze zdziwienia.

Czy ona niczego nie rozumie? — pomyślał Korda i poczuł rozdrażnienie. Bardzo jasna cera tej kobiety czyniła z niej lalkę. Porcelanową. Dobrze sobie wybrał stary Kalicki. Kontrast typów. Na scenie, na arenie, takie rzeczy grają same za siebie. Książę ciemności i anioł. Pod publiczkę. Znał się na swojej widowni. Tylko w jaki sposób ja mam się poznać na tym „aniele”?

— To znaczy, że ja jestem podejrzana? — usłyszał nagle jej głos.

— Na razie — powiedział, chociaż powinien był wyliczyć w tej chwili powody, dla których ją tu zaprosił. Nie wiedziała, że jej najbliższy, a może i najdalszy los trzymał w ręku. Bardzo mu z tymjej losem w garści było niewygodnie. Nie zdarzało mu się to jednak po raz pierwszy i przywykł do podobnych niewygód.

— Niech mi pani coś opowie o swoim małżeństwie — dodał ogólnikowo, nie precyzując pytania.

— O... o moim mężu? — zająknęła się i jej oczy zrobiły się jeszcze bardziej zdziwione.

— Tak... nie, o was obojgu.

— Ja... ja nie wiem, o czym pan chciałby wiedzieć.

Tym sposobem nigdzie nie zajedziesz — pomyślał przyglądając się jej badawczo. Nie chce niczego zmyślać lub nie umie. Nie chce się bronić, czy też naiwność uważa za najlepszą linię obrony?

Znał skutki otwarcia przed podejrzanymi furtki do wypowiedzi ogólnej. Ten zalew, potok ludzkich słów, pozornie odbiegający od wszystkich interesującego tematu. Było to zawsze podobne do szarpania się w wodzie tonącego. Ona nie wiedziała, o czym mówić.

Pozory? Spryt? Taki spryt zdradzają przeważnie starzy wyjadacze. Ci, którzy znają wagę i skutki każdego wypowiedzianego słowa. No cóż, możliwe, że ma talent wrodzony. Bywają przestępcy urodzeni. Instynktownie, od razu wiedzą, co trzeba robić i jak się zachować.

— Jak poznała się pani ze swoim mężem? Kiedy? — zapytał.

— Kiedy? — zmarszczyła brwi. — Pięć lat temu.

— Gdzie?

— W Radomiu. Tak. Ja pochodzę z Radomia. Myślałam zawsze, że pójdę kiedyś u nas na ekspedientkę do perfumerii. Od dziecka lubiłam zapach takich sklepów. Szminki, kosmetyki... Zawsze mnie to ciągnęło, taki sklep. Zwłaszcza jeden, na głównej ulicy. Przechodziłam koło niego dzień w dzień do szkoły... a... — spostrzegła utkwiony w swojej twarzy wzrok kapitana. — Przepraszam, pan pytał o coś innego.

— Nie szkodzi — mruknął Korda. — Może pani mówić też o sobie.

— Tak? — Zauważył, że sprawiło jej to ulgę. — Widzi pan, jedno związane jest z drugim. Chciałam pracować w perfumerii — powtórzyła z uporem. — W perfumerii byłabym bezpieczna. Nie stałoby się całe to straszne nieszczęście.

— Dlaczego zatem wybrała pani cyrk? Arenę? Wędrówki?

— Ja? Ja nic nie wybierałam — uśmiechnęła się z odcieniem goryczy. — Samo się stało. Rodzice też tego nie chcieli. Cały Radom, ci ludzie, z którymi się wychowałam. Którzy mnie znali. Z początku w ogóle nie chcieli ze mną rozmawiać.

— A później? — spytał Korda.

— Później się pogodzili. Dziś już nie te czasy co dawniej. No i zostałam artystką — rzuciła znów z cieniem ironii. — Niejedna dziewczyna z Radomia chciałaby występować na scenie. Arena to wprawdzie coś dla nich gorszego, ale zawsze lepsze...

— Niż perfumeria?

Podniosła oczy na kapitana.

— Może lepsze. Dla ludzi.

— Mąż panią nauczył zawodu?

— Tak. Ale do tego, widzi pan, najpierw musiałam poznać cyrk. Zacząć żyć w cyrku. Czasem mieszkać w wozie. To dobrzy w końcu ludzie. Zdarza się... nawet wielcy. Na swój sposób. To twardy,ciężki zawód i trzeba mieć do niego charakter. W ogóle charakter.

— Uhm — mruknął Korda.

Z tego wynika, że i ty go masz, chociaż wcale na to nie wyglądasz.

— Nigdy stałego domu — mówiła kobieta. — Ćwiczenia, ćwiczenia do bólu, do krańca wytrzymałości każdego mięśnia, każdego włókna. Trzeba mieć cierpliwość muła, powtarzać milion razy jeden trik, żeby on raz wyszedł w czasie przedstawienia. A mój mąż był już stary. Tracił już zręczność w palcach... wiedział o tym. Gdy go poznałam, był prestidigitatorem, jeszcze nie doktorem Osaki.

— Zawodowo uratował go ten numer z panią? Tak? „Człowiek, którego nie imają się kule”?

— No, tak — rzuciła mniej chętnie. — Dawno już obmyślał nowe _emploi_, w którym wystąpi. Brakowało mu tylko ciągle partnerki. Partnerka to ważna rzecz w cyrku. Pan nie może tego zrozumieć.

— Owszem — przerwał jej Korda. — Tyle wiem o pracy artystów cyrkowych.

— On był trochę fizjonomistą i znał dobrze psychologię widowni. To się u nas tak nazywa. Od dziecka żył w cyrku. Znał swój fach na wylot. To nie jest proste, w cyrku, na stare lata zmieniać w ogóle _emploi_. Trzeba wtedy znaleźć dla siebie coś... coś, co chwyci. Sam nie mógł tego dokonać i jak mnie zobaczył...

— Gdzie?

— Gdzieżby? — zdziwiła się ponownie. — W cyrku. Przyszłam na wieczorne przedstawienie. Siedziałam w dobrym miejscu. W loży. Chłopak, który się wtedy koło mnie kręcił, bardzo się stawiał. Gdyby nie ta loża... Mój mąż miał wtedy w programie trik z kwiatami. Do niego zawsze prosił jakąś ładną dziewczynę z widowni na arenę. Gdyby nie loża, może by mnie w tłumie wcale nie zauważył.

— Wyszła pani na arenę?

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: