Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Śmierć do poprawki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lipca 2024
Ebook
30,00 zł
Audiobook
30,00 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Śmierć do poprawki - ebook

Zmarli z niezrozumiałej przyczyny wracają do swoich rodzin, jedni witani z radością, inni z niechęcią. Świat widzimy oczami czternastoletnich Flory i Kuby. Ich rodziny próbują chronić swoich Przybyszów. Zakładają Stowarzyszenie „Sikorki”, którego zadaniem jest walka o prawa małych Przybyszów. To historia o tym, jak trudno żyć ludziom wykluczonym, o mechanizmach, jakie do tego prowadzą, o zachowaniach ludzi, którzy boją się podzielić ich los, a także o tych, którzy zrobią wszystko, by uratować swoich bliskich.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
Rozmiar pliku: 658 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ludzie martwi są wolni. Wolni od życia, ale również od śmierci, która przestaje wodzić za nimi oczami i deptać im po piętach.

Kuba wrócił ze szkoły do domu jak najbardziej żywy, choć zmordowany i padł na łóżko. Szkoła wykańczała go psychicznie – za dużo ludzi, za dużo interakcji, zbyt wiele wymagań. Bądź tu człowieku na pełnych obrotach przez siedem godzin w pełni podłączony do życia, czujny i reaktywny. Potrzebował chwili wytchnienia. Rodzice jeszcze nie wrócili, więc miał godzinę - dwie na całkowity reset mózgu. Wziął telefon i zaczął bez celu błądzić po Internecie.

Gdy zrelaksował się już na tyle, że telefon wypadł mu z ręki, a on sam zaczął dryfować między jawą a snem, do jego świadomości przedarł się dźwięk szarpanej klamki. - Kto to? – pomyślał sennie. - Rodzice mają klucz, a obcy nie dobijają się tak bezceremonialnie.

Natarczywe stukanie wybiło go ze słodkiego lenistwa. Otworzył oczy. Wstał i wyjrzał przez okno w kuchni. Co to za facet? Jakiś starszy mężczyzna stał bezradnie pod drzwiami. Do kogoś podobny… Dziadek? Bardzo podobny do dziadka. Nie, no to są jakieś jaja. Dziadek umarł w zeszłym roku na zawał serca. Nie miał jeszcze siedemdziesięciu lat i był zupełnie zdrowy. Po śmierci babci samotność odcisnęła na nim smutnie piętno. Jakby śmierć biorąc babcię odwróciła się i położyła mu rękę na sercu zmieniając jego rytm. I nic w tym dziwnego, bo to babcia była zawsze radosna i zachwycona życiem, a dziadek korzystał z jej energii i ciepłej aury. Po jej śmierci dziadek ze zdumieniem stwierdził, że motor, który zawsze działał nagle stanął. Dziadek zaczął kręcić się w kółko, zataczając wciąż te same kręgi: kanapa - kuchnia – sklep.

Kuba otworzył drzwi.

- Cześć Kuba, gdzie mama? Nie wiem jak to się stało, ale nie mam klucza od domu. Masz może zapasowy? – zapytał mężczyzna i wszedł do domu.

Kuba patrzył na niego osłupiały. Ten gość wepchnął mu się do domu i udaje dziadka. - Nie wiem jak to zrobił – pomyślał – ale jest identyczny.

Przetarł oczy. Najwyraźniej jeszcze się nie obudził.

- Proszę pana… - bąknął. – Musi pan wyjść.

- Słucham? – zapytał mężczyzna ze zdziwieniem – dlaczego muszę wyjść? Poczekam tu na mamę. Włącz telewizor – rozsiadł się wygodnie na fotelu w salonie. – No na co czekasz? – pogonił go widząc, niepewną minę Kuby.

Kuba zastanowił się. Dziadzio nie wyglądał groźnie. - Niech mama się z nim buja - pomyślał i włączył telewizor, ale dyskretnie obserwował go z kuchni. Mężczyzna wymościł się wygodnie i zaczął oglądać telewizję. Nie rozglądał się chytrze, by coś zwędzić, nie wykazywał oznak nerwowości, nie spoglądał przez okno wypatrując drugiego dziadka, który mógłby być jego wspólnikiem. Siedział i sarkał pod nosem, obserwując program polityczny. Normalnie, jak dziadek.

Pewnie wie, że go obserwuję. – pomyślał Kuba – Jak tylko się odwrócę złapie telewizor i wybiegnie z pokoju – przez chwilę bawił się wizją starszego pana cwałującego ulicą z telewizorem nad głową. – To bardzo zabawne, ale coś muszę z nim zrobić. Mama się wścieknie, gdy go zobaczy, trzeba ją uprzedzić.

Wyszedł przed dom i powiedział cicho do telefonu:

- Mamo, przyszedł jakiś starszy pan i czeka na ciebie w domu.

- Co? – zdenerwowała się z miejsca mama. – Wpuściłeś do domu obcego człowieka? Na pewno cię zabije i zakopie w ogródku!

- Ta…, na pewno – mruknął Kuba wcale nie zdziwiony takim wybuchem. – Ten człowiek jest bardzo podobny do dziadka i udaje dziadka.

- No ładnie. Pozbądź się go!

- Jak? – Kuba wzruszył ramionami. – On czeka na ciebie. Jak z nim porozmawiasz, to sobie pójdzie.

- Po co go wpuściłeś...?! – zaczęła.

- Mamo, teraz już za późno. Wszedł do domu i nie uda mi się go wynieść, a sam nie chce wyjść. Jak wrócisz, to sama z nim porozmawiasz. – odłożył słuchawkę. Wiedział, że mama zamęczyłaby go pouczeniami, znał to na pamięć.

Usiadł razem ze starszym panem w salonie. Zaczął się serial, pan komentował przygody bohaterów, a Kuba mu wtórował spoglądając jednym okiem na film, a drugim na telefon. Od czasu do czasu zerkał na mężczyznę, który zadomowił się na dobre.

Wreszcie wróciła mama. Wbiegła do pokoju i stanęła z palcem dziobiącym oskarżycielsko powietrze w pobliżu fotela na którym siedział intruz.

- Kim pan jest!? – zawołała.

- Małgosiu – rzekł starszy pan ze zdziwieniem – co ci się stało? Chyba jesteś przepracowana – spojrzał na nią z troską. - Coś ci się pomyliło?

- Nie, to panu się pomyliło! - odpowiedziała mama biorąc się w garść – Kim pan jest i dlaczego udaje pan mojego tatę? Czy to jest jakiś okrutny żart?

- Żart? Kochanie! O co ci chodzi? Po prostu gdzieś zapodziałem klucz i nie mogę się dostać do swojego mieszkania. To chyba nie zbrodnia?

- Proszę pana! Proszę natychmiast wyjść! Nie wiem dlaczego pan to robi, ale to podłe! Zaraz wezwę policję! – Kuba widział, że mama za chwilę straci panowanie nad sobą.

- Uspokój się Małgosiu! – mężczyzna wstał i tupnął nogą. – Nie wiem kto tutaj stroi sobie żarty. Na pewno nie ja! Ci ja ci złego zrobiłem? Daj mi klucz do domu i wychodzę!

- Jaki klucz? Od jakiego domu? Nie wiem, jaki jest cel tego przedstawienia, ale pan chyba nie wie, że mój ojciec umarł, a wcześniej przepisał mieszkanie na wnuczkę, córkę syna i ona tam teraz mieszka!

- Jak to?... Maja mieszka w moim mieszkaniu?

- Tak, z mężem i córeczką!

- Och, to już urodziła? Kiedy? Dlaczego nic o tym nie wiem? – zachmurzył się dziadek.

- To jakaś paranoja! – krzyknęła mama – To, że wygląda pan jak mój ojciec, to jeszcze nie dowód, by pchać się do cudzego mieszkania!

- Posłuchaj Małgosiu. Zapisałem mieszkanie Mai w testamencie, to znaczy że ma je przejąć PO MOJEJ ŚMIERCI! To chyba oczywiste! – oburzył się dziadek.

- Nie wytrzymam, trzymajcie mnie! Owszem, tak, po śmierci – zaczęła ironizować. – Umarłeś niecały rok temu, a Karolinka ma już pół roku!

- Pół roku? – przeraził się mężczyzna. - To co ja w tym czasie robiłem? Miałem jakąś amnezję, czy jak?

- Tak i nadal ją masz. Nie żyjesz, rozumiesz? Wynocha! – wskazała mu drzwi wyjściowe.

Starszy pan wstał przestraszony i wyszedł. Ale nie uszedł daleko. Usiadł na ławce przed domem i zapatrzył się w dal.

- Mamo? I co my z nim teraz zrobimy? – zapytał Kuba

- Nie wiem. Przyjdzie tata, to coś uzgodnimy.

- Ale prawda, że wygląda jak dziadek? – zapytał Kuba przyglądając się starszemu panu przez okno. - Kropka w kropkę. I tak samo wypowiada „r”.

- Mnóstwo ludzi tak mówi „r”. To nic wyjątkowego – powiedziała mama obserwując mężczyznę gniewnie. - Teraz już wiemy, o co mu chodzi. Chce zagarnąć mieszkanie dziadka, bezczelny typ!

Z sąsiedniego domu wybiegł pies. Pokręcił się po ogrodzie i nagle zauważył starszego pana siedzącego na ławce. Podbiegł do płotu ujadając i skomląc z radości. Zaczął skakać na płot i obracać się wokół własnej osi. Starszy pan zawołał: „Ares, Ares, przyjacielu!”, wstał, podszedł do płotu i schylił się, żeby pogłaskać psa, a pies lizał go po rękach.

- Widzisz to? – wyszeptała mama. Kuba też był zdumiony. Ares to pies – staruszek, bardzo chimeryczny i nieprzepadający za obcymi. Skąd nagle wykrzesał tyle energii, by skakać i tańczyć przy płocie? I dziwne, że dał się pogłaskać obcemu człowiekowi! Dziadek bardzo lubił tego kundelka, bo był bratem – bliźniakiem jego własnego psa Borka, którego również, razem z mieszkaniem odziedziczyła Maja.

Kuba i mama spojrzeli na siebie w nagłym olśnieniu:

- Przyprowadź tu Borka, natychmiast! – pisnęła mama chwytając się za serce.

Kuba wyskoczył z domu i wrócił z psem dziadka. Borek oszalał ze szczęścia. Starszy pan oganiał się od kundelka ze śmiechem, a Borek wył z radości.

- I co my teraz zrobimy? – mama spojrzała na syna ze zgrozą. – Psa nie da się oszukać. Jak on to zrobił? To jakiś szarlatan! A może ma kiełbasę w kieszeni? – mama uczepiła się najprostszego wyjaśnienia.

- Mamo, siedziałem z nim przez godzinę w salonie, nic nie czułem. Pachniał normalnie, jak dziadek.

- Przestań! – mama uderzyła dłonią w blat stołu. - Dzwonię po tatę, tego już za wiele.

Flora wróciła do domu wykończona. Ostatnią lekcją był wf, a nauczycielka nigdy im nie odpuszczała. Zawsze dostawały wycisk.

- Dobrze, że jesteś! – zawołała mama na jej widok. – Zajmiesz się chwilę Klementynką, bo ja muszę biec do urzędu zanim zamkną! Biegnę! – i już jej nie było.

Wspaniale, o tym właśnie marzyła. O zabawie z trzylatką zaraz po szkole. Życie to nie bajka, królewny w prawdziwym życiu muszą niańczyć dzieci. Jednak mama miała sprawy spadkowe do załatwienia, bo niedawno umarła babcia Wiktoria, więc Florze nie pozostało nic innego jak pogodzić się z losem.

- Lola! – zakrzyknęła Klementynka rzucając się jej na szyję. Cóż, to nawet było miłe.

Flora odłożyła szkolny plecak i spojrzała na malucha.

- Co będziemy robić? – zapytała.

Klementynce rozbłysły oczy.

- Malowanki wodą!

Flora odetchnęła z ulgą. To była spokojna, nieinwazyjna zabawa, żadnych galopów po pokoju z Klementynką na plecach.

Klementynka radośnie chlapała wodą i piszczała z emocji, gdy na czarno - białym obrazku zaczęły pokazywać się kolory. Flora lubiła Klementynkę, może nieco zbyt żywiołową, ale jednocześnie radosną i kochaną. Nie była jej siostrzyczką w stu procentach, bo miały innego tatę.

Tata Flory pracował za granicą i tam założył nową rodzinę. Mama nie zdziwiła się, gdy jej oświadczył, że chce rozwodu. Od dłuższego czasu w zasadzie była pewna, że podejmie taką decyzję, ponieważ właściwie przestał przyjeżdżać do domu i tylko wysyłał pieniądze. Trochę było jej smutno na początku, ale i tak prawie się nie widywali, więc co to za różnica. Miała własne, szerokie grono znajomych, ponieważ grała w amatorskiej orkiestrze. Zawsze lubiła grać, skończyła Akademię Muzyczną, ale potem zaczęła pracować w banku i tak już zostało.

Klementynka była córką nowego męża mamy, pana Eryka. Flora mówiła do niego wujku, bo poznała go kilka lat przed ich ślubem i zawsze tak się do niego zwracała. Wujek Eryk też grał w orkiestrze. Na trąbce. Więc kiedy była na niego zła, nazywała go „Słoniem”, ale tylko w myślach, bo tak naprawdę wujek był wesoły i w porządku.

Klementynka skończyła malować i pobiegła wylać wodę z kubeczka. Nagle usłyszały dźwięk otwieranych drzwi i Klementynka pomknęła się przywitać.

- Babcia! - Flora usłyszała radosny głosik z dołu.

Co ona plecie? – pomyślała Flora, ale już po chwili uzmysłowiła sobie, że naprawdę słyszy głos babci Wiktorii.

Zeszła na dół i jej oczom ukazał się widok babci trzymającej Klementynkę w objęciach. Nie wytrzymała i zaczęła wrzeszczeć jak w transie. Otrzeźwił ją siarczysty policzek, zaserwowany jej przez babcię. Cóż, babcia nigdy nie była zbyt delikatna w obejściu.

- Opanuj się! – usłyszała.

O nie, to koniec, widmo babci uderzyło ją, a ona to poczuła! Pobiegła do pokoju i schowała się za fotelem. Zwariowałam, ratunku, mam zwidy. Skuliła się za fotelem i próbowała doprowadzić swoją głowę do porządku. Dlaczego mam zwidy? Może ktoś mi dosypał proszku na halucynacje? Tak, to oczywiste. To pewnie Alicja, nigdy mnie nie lubiła, albo Hubert, ten świr. Dobrze – zdecydowała – teraz zejdę na dół i spróbuję zachowywać się racjonalnie. To tylko zjawa, nic mi przecież nie zrobi.

W kuchni babcia karmiła Klementynkę jogurtem, a Klementynka opowiadała jej o przedszkolu. Chodziła już prawie dwa miesiące, od września, więc miała mnóstwo nowych wrażeń.

- Już ci przeszło? – zapytała babcia patrząc na nią spod oka.

- Tak… – odpowiedziała ostrożnie Flora. Nie można sprzeciwiać się zjawie – pomyślała – nawet jeżeli jest tylko w mojej głowie.

- Babciu, już nie jesteś umarta? – zapytała Klementynka.

- Jak to umarta? – babcia spojrzała na nią ze zdumieniem.

- Umarta, umarta. – Klementynka pokiwała głową z powagą. – Mama mówiła, że umarłaś. I że mam nie płakać, bo poszłaś do nieba.

- Co za bzdury, dlaczego miałabym umrzeć?

- Babciu, nie pamiętasz? Chciałaś sama zerwać wiśnie, weszłaś na drabinę i spadłaś. A potem umarłaś – wtrąciła Flora.

- No wiesz? Przynajmniej ty mogłabyś nie wygadywać bzdur! Tak, weszłam na drabinę… - babcia zawahała się – Ale jak widać nie spadłam – dokończyła patrząc na Florę prowokująco, przygotowując się do kłótni.

Ale ja – pomyślała Flora – nie będę się kłócić z wytworem własnej wyobraźni. Ciekawe jak długo taki narkotyk działa? A może nie powinnam opiekować się Klementynką w tym stanie? - zaniepokoiła się. - Ale przecież nie widzę smoka, tylko babcię. Nie będę chciała z nią walczyć, więc Klementynce nic się nie stanie.

Babcia jednak nie wyglądała na osobę spokojną i nienarzucającą się. Zrobiła się jakaś zaczepna, zaczęła chodzić po domu i komentować zmiany, które zaszły podczas jej nieobecności.

- A gdzie ten śliczny obrazek, który dałam wam na gwiazdkę?

Flora przestraszyła się. To ona zdjęła znienawidzony portret damy w koronkach. Był okropnie brzydki, w ciemnych kolorach, a dama miała minę, jakby chciała kogoś uwieść, ale okropnie bolał ją brzuch.

- On, on… on… - zaczęła, próbując coś wymyślić.

- Mama go zdjęła, tak!? – huknęła babcia – Nigdy jej się nie podobał!

To Flora zdjęła obrazek, ale mama nic na to nie powiedziała, może nawet nie zauważyła.

- Babciu, zbiła się szybka i obraz jest u szklarza – powiedziała, ale babci to nie udobruchało, zachowywała się coraz bardziej podejrzliwie. - Och, kiedy wreszcie ten narkotyk przestanie działać! Muszę dyskutować z widmem, to niedorzeczne - pomyślała Flora denerwując się coraz bardziej.

Ojciec Kuby prowadził z bratem warsztat samochodowy. Kuba często przesiadywał w warsztacie: był chłopcem na posyłki, mył samochody, sprzątał. Dostawał za to powiększone kieszonkowe, więc to mu bardzo pasowało.

Kuba miał kiedyś brata starszego o dwa lata, ale Jasiek już nie żył. Przebiegał przez ulicę widząc kolegów w drodze do szkoły i wpadł pod samochód. Kierowca był trzeźwy i jechał z przepisową prędkością, więc nie było kogo obarczyć winą. Jasiek miał dopiero osiem lat, leżał jeszcze trzy dni w szpitalu, ale nie odzyskał przytomności i umarł. To były najgorsze trzy dni w życiu rodziny Jankowskich. Słup żarliwych modlitw szedł do nieba dzień i noc. A razem z Jaśkiem umarła nadzieja.

Mama Kuby wydostała się ze stanu zombie po jakimś roku. Zostało jej lekko histeryczne usposobienie, którego przedtem nie miała. Nadal, gdy tylko ktoś wspomniał o Janku zalewała się łzami i wybiegała z pokoju, więc rodzina nauczyła się omijać ten temat.

Pewnego dnia weszła do pokoju Janka, wyniosła wszystko oprócz rysunku przedstawiającego ich szczęśliwą, kompletną rodzinę. Rysunek oprawiła i schowała do szuflady. Kazała wynieść wszystkie meble młodzieżowe i wstawić standardowe z Ikei. Pokój dla gości, tak go teraz nazywała. Wywołała wszystkie zdjęcia Janka do momentu śmierci, kiedy miał osiem lat. Zapłaciła fortunę za zdjęcia ale tata nie oponował. Zdjęcia leżały w kartonie, mama nie miała siły poukładać ich w albumach.

Teraz Kuba miał już czternaście lat i minęło dziewięć lat od śmierci Jaśka. Mamie znów błyszczały oczy gdy chodziła po górach lub pływała w jeziorze. Tata przyjął ten powrót do normalności z ulgą, bo sam przecież też cierpiał. Ale on radził sobie przywalając się pracą. Nie myślał o niczym. Pracował i spał. Śledził jeszcze mecze podczas mistrzostw, ale już nie krzyczał z radości lub złości. Po prostu patrzył. Gdy mama zaczęła się śmiać i odzyskała chęć do życia, tacie też trochę ulżyło. Miewał jeszcze momenty zawieszania, kiedy przez chwilę nic do niego nie docierało, nawet wibrujący dźwięk telefonu na stole obok. Ale - tłumaczył sobie Kuba – każdy facet tak ma.

Kuba też przeżył traumę po stracie brata. Tworzyli razem zgrany zespół. Przez jakiś Kuba czas modlił się, żeby Bóg zabrał mu nogę i oddał Jaśka. Miał wtedy dopiero sześć lat i wydawało mu się logiczne, że Bóg dokona takiej wymiany. Bóg jakoś nie potrzebował nogi Kuby, więc Kuba wziął nóż i tylko tak, na próbę, się skaleczył. Mama to odkryła i wpadła w taką histerię, że tata musiał wyprowadzić ją z pokoju i sam zająć się raną Kuby. Właściwie to ranką. Tłumaczenia niewiele pomogły i po tym zdarzeniu Kuba musiał spotkać się z psychologiem. Miła pani spojrzała z troską w jego oczy i zapewniła, że Jasiek czeka na niego w niebie i na pewno nie chce, żeby Kuba pojawił się tam bez nogi. Jak by się wtedy bawili? Najlepiej, żeby Kuba miał kolegę, z którym będzie się bawił, żeby nie wyszedł z wprawy, bo Jasiek chce się spotkać wesołym i bystrym bratem. Więc Kuba tak zrobił. Miał kolegów, a mama przestała za nim chodzić krok w krok.

Niestety do trzeciej klasy ktoś musiał go odprowadzać do szkoły, ale Kuba stanowczo zażądał, żeby żegnali się na ostatnim zakręcie, bo chłopcy już zaczęli mu dokuczać. Chodził zwykle z babcią lub z dziadkiem i naprawdę to lubił, ale wszystkie dzieciaki szły już same, więc to było trochę upokarzające.

Kiedy się przeprowadzili na Bukową, był już w czwartej klasie i miał przykazane, aby chodzić do szkoły z Florą - sąsiadką, a jednocześnie koleżanką z klasy. Iść z dziewczyną też trochę wstyd, ale lepiej to niż z dziadkiem. Wkrótce zaczął cenić tę znajomość, bo Flora była… w zasadzie oprócz wyglądu, niczym się nie różniła od chłopaka. Nie była chimeryczna, ani obrażalska. Nie gadała wciąż o księżniczkach i ciuchach, tylko normalnie, o domu, nauczycielach, kolegach. Łączyło ich poczucie straty, próba utrzymania się na powierzchni. Flora przeżyła rozwód rodziców, choć nie był bolesny, jednak musiała się przystosować do nowych reguł w domu. No i miała babcię, która znaczną część czasu spędzała po ciemnej stronie mocy. Despotyczna, władcza, narzucająca innym własną wolę.

Oczywiście później, gdy rodzice odpuścili kontrolę, Kuba wybierał towarzystwo kolegów, a Flora koleżanek, więc ich drogi się trochę rozeszły. Teraz byli już w ósmej klasie i Kuba znów w drodze do szkoły pukał do drzwi domu Flory. Nie, żeby miał nadzieję na zacieśnienie więzi, po prostu ją lubił.

Tego dnia, po przybyciu fałszywego dziadka, Kuba poszedł do Flory. Otworzyła mu, przestraszona i zaraz wciągnęła do domu.

- Kuba! Ktoś mi dosypał narkotyku do wody albo kanapki, widzę duchy – wyszeptała w przedpokoju.

- Jakie duchy?

- Babcię!

Kuba wytrzeszczył oczy.

- Ja też!

- Też widzisz babcię? – zdumiała się Flora.

- Nie, nie, ja widzę dziadka. Właśnie przyszedł do nas człowiek, który udaje dziadka.

- Nie ściemniaj! – Flora zastanawiała się, czy ma się obrazić, bo najwyraźniej Kuba sobie z niej żartował.

- Patrz! – Kuba wskazał przez okno na przechadzającego się pod jego domem mężczyznę z pieskiem. – Pies go rozpoznał!

- Rzeczywiście, dziadek! Pięknie, teraz widzę jeszcze i dziadka. Co my teraz zrobimy? Babcia zajmuje się Klementynką, bo mama wyszła. Nie mogę jej zostawić. Mówisz, że to tylko przebierańcy? W jaki sposób? Klementynka myśli, że to babcia. Już nawet dostałam od niej w pysk.

- Co? – Kuba spojrzał na nią ze współczuciem.

- Duchy mają chyba taki sam charakter jak za życia. Albo gorszy. Czasem dostałam w tyłek jak byłam mała, ale w twarz to nie.

- Wiesz co? Wejdę i zobaczymy, czy mnie pozna – zaproponował Kuba i wszedł do kuchni. – Dzień dobry!

Babcia odwróciła się.

- Chyba nie myślisz, że wyciągniesz Florę z domu? – zapytała babcia opryskliwie. – Jest mi tu potrzebna. Złośliwie zrobili mi rewolucję w kuchni, ale teraz wszystko wróci na swoje miejsce!

- Oczywiście, proszę pani. Wpadłem tylko na chwilę.

- W takim razie przenieś ten stół z powrotem pod okno, to się na coś przydasz.

Flora spojrzała na Kubę, a potem na babcię.

- I co się gapisz jak cielę? – ofuknęła ją babcia – Pomóż mu!

Przenieśli stół i Kuba się pożegnał.

- Flora – wyszeptał przy drzwiach – to jakiś koszmar. Może mi się to tylko śni?

- A może ty też wciągnąłeś narkotyk i mamy te same halucynacje?

- Moja mama też widzi dziadka. I Klementynka… I pies. Idę do domu, bo za raz ma wrócić tata, a ty czekaj na mamę – powiedział i wyszedł.

W domu mama tłumaczyła tacie, dlaczego wyrwała go z warsztatu. Tata patrzył na nią jak na wariatkę. Kuba zauważył, że mama traci równowagę, więc ją poparł i potwierdził jej słowa.

- A więc, gdzie on jest? – zapytał tata. – Może sobie poszedł i problem sam się rozwiązał?

- Dziadek poszedł do swojego domu, znaczy mieszkania Mai. Wziął psa.

- Maja o tym wie?

- Nie wie! – krzyknęła mama. – Próbowałam się dodzwonić, ale nie odbiera. Pewnie nie zabrała telefonu, dziwne, ale przecież możliwe.

Tata wyszedł, żeby obejrzeć sobie rzekomego dziadka w drodze do mieszkania Mai.

- Muszę zadzwonić na policję – zdecydowała mama.

- Po co? – zdziwił się Kuba. – Przecież nic się nie stało.

- Jeszcze nic, ale nie wiemy kim jest ten człowiek i do czego jest zdolny – mama nie dała się przekonać o nieszkodliwości starszego pana i wykręciła numer na policję.

W odpowiedzi usłyszała od policjanta:

- Proszę pani, dziękujemy, że pani dzwoni, ale jest już pani dzisiaj dwusetną osobą, która zgłasza się do nas z takimi rewelacjami. Będziemy sprawdzać podejrzane osoby według kolejności zgłoszeń.

- Jak to? Jest więcej osób podszywających się pod członów rodzin?

- Owszem. Odezwiemy się do pani – zakończył policjant i odłożył telefon.

- O, mamo. To mi przypomniało, że do Flory dzisiaj wróciła babcia – Kuba uświadomił sobie, że jeszcze o tym nie wspomniał.

- Co?! Dopiero teraz o tym mówisz? - rozzłościła się mama - Wpuścili ją do domu? Co na to pani Winiarczyk?

- Nie wiem, nie ma jej w domu. Babcia wtargnęła do domu Flory podobnie jak nasz dziadek i bawi się z Klementynką. I wszystko przemeblowuje po swojemu, tak, jak było zanim umarła.

Mama podskoczyła i w domowych klapkach pobiegła do Winiarczyków. Wbiegła do ich domu bez pytania i wparowała do kuchni.

- Kim pani jest na miłość boską?! – zawołała.

- Pani Małgosiu – babcia Wiktoria wypuściła z ręki torebki z przyprawami. – Co to za maniery! – wyprostowała się i złapała za boki. – Wstyd!

- Niech mnie pani nie poucza – oburzyła się pani Jankowska – tylko natychmiast opuści dom! Kim pani w ogóle jest?

- Tego już za wiele! – babcia Wiktoria złapała ścierkę i zaczęła nią okładać panią Małgosię. Kuba, który przyszedł tu za mamą nie wiedział, czy ma się śmiać z tej groteskowej sytuacji, czy ratować mamę. Mama wyrwała wreszcie szmatę pani Wiktorii i zawołała do Flory, która podobnie jak Kuba, stała bezradnie gapiąc się na obie panie:

- Gdzie jest twoja mama? – zapytała ją pani Małgosia.

- Poszła do sądu, albo do notariusza.

- Świetnie. W takim razie pilnujcie tej kobiety – wskazała oskarżycielsko na babcię – a ja idę zadzwonić.

Flora i Kuba usiedli w kuchni. Babcia Wiktoria poszła do swojego pokoju przeklinając cały świat i ludzi, którym się pomieszało w głowach. Flora wzięła telefon i otworzyła „Harmonijkę” – lokalną stronę internetową ich miasteczka.

_„W naszej redakcji pojawiły się osoby, które twierdzą, że ich nieżyjący krewni odzyskali życie. Przybysze z Zaświatów wyglądają zdrowo i nie są świadomi, że zmarli. Nasz redaktor Maksym, spotkał znanego alkoholika Radzia, który umarł kilka miesięcy temu. Radzio stał pod marketem Pełen Wypas, w miejscu, gdzie zwykle „zarabiał” na swoje trunki i poprosił Maksa o „złotóweczkę”. Maksym początkowo go nie poznał, gdyż nie przyszło mu do głowy, że Radzio zmartwychwstanie, jednak po usłyszeniu historii o powrotach nieżyjących ludzi_ _wrócił pod sklep i zrobił mu kilka zdjęć. Radzio dał się namówić na mały wywiad, oczywiście za odpowiednie wynagrodzenie – równowartość sześciopaku piwa marki Wojak. Maksym zadał mu wiele pytań dotyczących jego przeszłości, a wiecie, że pijackie wyczyny Radzia wpisały się w legendę naszego miasta. Radzio mocno podkolorował stare wydarzenia, jednakże nadal były zgodne z wersją zdarzeń przedstawianą każdemu przypadkowemu słuchaczowi przed jego śmiercią. Niestety, Radzio nic nie pamięta z okresu, kiedy przebywał w grobie, a domyślacie się, że na pewno stworzyłby na bazie swoich przeżyć mityczne historie, których słuchalibyśmy z zapartym tchem. Jesteśmy przekonani, że o tej niesamowitej sprawie, jakim są powroty zmarłych, na pewno jeszcze usłyszymy.”_

- Włącz radio – powiedział Kuba coraz bardziej zdumiony.

- Nie wiem, kto to?! – krzyczał wzburzony słuchacz. – Stoi pod drzwiami i chce, żebym go wpuścił, bo to jego dom.

- Ale pan go nie zna? – dopytywał dziennikarz.

- W życiu! Kupiłem mieszkanie od pewnej starszej pani, która przeprowadziła się do swojej siostry w innym mieście. Nigdy go nie widziałem!

- Dzwonił pan na policję?

- Tak! Policja twierdzi, że ma takich spraw na pęczki i nie przyjedzie, bo wszyscy policjanci są już w terenie.

- Kuba! – odezwała się Flora. – Może to rzeczywiście jest babcia i dziadek?

Kuba nie zdążył jej odpowiedzieć, bo wróciła wściekła mama Kuby:

- Wszędzie panuje okropny chaos komunikacyjny i trudno gdziekolwiek się dodzwonić!

Kuba pokazał jej artykuł z Harmonijki. Mama przeczytała i wyszeptała:

- Jasiek wróci… - i wyszła z domu jak automat.

Kuba, który nie wpadł na tą myśl, zawołał do niej:

- Mamo, nie rób sobie nadziei, to bardzo nieprawdopodobne! – po czym zwrócił się do Flory – Idę do domu, zanim mama kupi zabawki i ubrania dla ośmiolatka.

Mama weszła do domu i zobaczyła tatę i dziadka. Tata miał minę człowieka, który zmaga się z własnymi niewypowiedzianymi niepokojami.

- Jesteście! – mama rzuciła się w objęcia dziadka ze łzami w oczach. - Tato, to naprawdę ty!

- No cóż… mówię to od samego początku.

- Przyprowadziłem go, bo wszyscy tylko o tym gadają. O powrotach zmarłych ludzi – wyjaśnił tata zdejmując buty. – A u Mai byłoby za ciasno. Ojciec będzie spał w pokoju Janka.

- Mateusz! Janek też wróci! – zawołała mama. – Musimy wszystko zmienić, kupić nowe meble, wszystko…!

- Małgosiu! – powiedział tata z ostrzegawczą nutą. – Co ty mówisz? Wracają osoby, które zmarły najpóźniej rok temu. Trąbią o tym w całym mieście. Idź i posłuchaj.

- Och… - zaniepokoiła się mama – Tato, widziałeś tam Janka?

- Gdzie?

- No jak to, w niebie, czy gdzie tam byłeś!

- A, w niebie – powtórzył dziadek kręcąc się niespokojnie na fotelu. – Tylko, że ja, rozumiesz… Nie chciałbym cię rozczarować, Małgosiu… No cóż – westchnął – Tylko, że ja nie byłem wcale w niebie. W ogóle nigdzie. Po prostu miałem przerwę w życiu.

- To co robiłeś przez pół roku?

- Byłem pół roku w stanie nieżycia? Czy ja naprawdę umarłem? To chyba niemożliwe. Byłbym już mocno nadgryziony przez robaki. Co mi się stało?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: