- W empik go
Śmierć - ebook
Śmierć - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 155 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ociec! ociec! wstańta, słysta? – no wstańta troche.
– Loboga! Mario! – eh! – jęczał potrząsany energicznie. Tylko twarz mu było widać spod kożucha, twarz zapadłą a zmiętą i pooraną w bruzdy, szarą jak ta ziemia, którą tyle lat uprawiał porośniętą siwym włosem jak podorywki późnej jesieni. Oczy miał zwarte, a z wpółotwartych, sinych, popękanych warg wywiesił język dysząc ciężko.
– Wstańta! no! – krzyczała córka.
– Dziaduś! – zapiszczała niewielka, w koszuli tylko i zapasce, zaścięgniętej na piersiach, dziewczyna, wspinając się, aby choremu w twarz popatrzeć.
– Dziaduś! i łzy miała w oczach niebieskich, a żałość w umorusanej twarzy – Dziaduś! – ozwała się raz jeszcze, ciągnąc za poduszkę.
– Pudzi stąd! – krzyknęła matka i chwyciwszy ją za kark, pchnęła pod piec.
– Suka, na dwór! – zakrzyczała potykając się o stare na pół ślepe psisko obwąchujące łóżko. – Na dwór! nie puńdziesz mi ty! – i kopnęła swoim drewnianym trepem tak silnie, że suczysko przewróciło się, lecz natychmiast ze skowytem przypadło do drzwi zamkniętych. Mała chlipała pod piecem, rozcierając sobie pięściami nos i oczy.
– Ociec, wstańta, póki mowie po dobroci!
Chory milczał, głowa przekręciła mu się w bok i charczał coraz ciężej. Niewiele pozostawało mu do życia.
– Wstańta, co to, tu u mnie chceta zdychać? Niedoczekanie wase Do Juliny idź, stary psie – ty! Daliśta i grunt to niech wos trzymo… No, póki prose…
– O Jezusiecku! O Mario!…
Twarz zroszoną potem męki kurcz mu wykrzywiał. Córka naraz gwałtownym ruchem ściągnęła z niego pierzynę, potem podjąwszy w pasie, rzuciła go w połowie na ziemię, bo tylko głową i plecami leżał na łóżku, jak drewno hezwładny i jak drewno sztywny i wyschnięty.
– Ksindza! Ojca! – wyszeptał poprzez rzężenie.
– Dom ja wama ksindza, dom! – W chliwie ano zdychać, ukrzywdzicielu, jak pies – i wzięła go silnie pod pachy, ale w tej chwili puściła i spiesznie całego przyrzuciła pierzyną, bo cień jakiś mignął przez okno. Ktoś szedł do chałupy.
Zdążyła zaledwie nogi starego wrzucić do łóżka. Posiniała ze złości i z pasją otrzepywała pierzynę, ogarniając łóżko. Weszła Dyziakowa.
– Niech będzie pochwalony.
– Na wieki! – mruknęła patrząc spode łba na przybyłą.
– Witojta, jak się mota? zdrowiśta?…
– Bóg zapłać… nicegój…
– Cóż stary – zdrowsy?
I tupała otrząsając śnieg z trepów.
– E! – gdzie zaś, ino zipi.