- promocja
Śmierć jako własność prywatna - ebook
Śmierć jako własność prywatna - ebook
Tematem kilkunastu tekstów zebranych w tej książce – spośród których część nigdy dotąd nie była publikowana – jest ludzki lęk przed śmiercią, a także możliwość opanowania tego lęku, stawienia mu czoła.
To bardzo zróżnicowane teksty, pokazujące wszechstronność Kołakowskiego jako myśliciela, jak również jego głęboko ludzkie oblicze. Z równym zaangażowaniem i przenikliwością pisze filozof erudycyjny esej i list do nastoletniej czytelniczki, analizuje wielkie biblijne opowieści i wspomina tragicznie zmarłego przyjaciela.
Wobec pytań o sprawy ostateczne, sens życia i śmierci, zawsze jesteśmy samotni. A jednak wielkość Kołakowskiego polega i na tym, że staje on wobec nich razem z czytelnikiem, obok niego. Nie w pozycji nauczyciela, ale jako towarzysz w poszukiwaniach.
I choć jego myśl w swojej ostrości bywa bezlitosna – odsłaniając tę prawdę, że żyjemy w świecie obojętnym, pełnym cierpienia, pozbawionym łaski – jest zarazem pokrzepiająca. Pokazuje bowiem, że nawet w takim świecie można ocalić człowieczeństwo.
Kategoria: | Filozofia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-6371-0 |
Rozmiar pliku: | 590 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy dwudziestosześcioletni Leszek Kołakowski sporządzał rewizję polskiego przekładu _Etyki_ Spinozy, musiało poruszyć go w tym arcydziele zdanie, które będzie później wielokrotnie cytował: „Człowiek wolny o niczym nie myśli mniej niż o śmierci, a mądrość jego jest rozmyślaniem nie o śmierci, lecz o życiu”.
Ale na przekór mniemaniu wielkiego filozofa i wbrew jego zaleceniom sam Kołakowski o śmierci rozmyślał często; w pismach, jakie pozostawił, dowodów na to znajdujemy bez liku. Już jeden z jego pierwszych filozoficznych esejów, który w roku 1955 ogłosił miesięcznik „Twórczość”, dotyczył traktatu szesnastowiecznego teologa ariańskiego Grzegorza Pawła z Brzezin _O prawdziwej śmierci, zmartwychwstaniu i żywocie wiecznym_. Analizując ów traktat, Kołakowski podkreślał, że choć zagadnienie nieśmiertelności duszy nie istnieje współcześnie jako kwestia naukowa, istnieje jako kwestia moralna, i ta właśnie strona problemu nadaje mu intelektualną żywotność.
Zapewne, potrzeba głębokiego namysłu nad ludzką śmiercią – „absurdem równie niemożliwym, jak niewątpliwym” – po części była u Kołakowskiego zrozumiałą reakcją psychologiczną. Trzech lat jeszcze nie skończył, kiedy umarła jego matka, jako kilkunastoletni podrostek stracił ojca zamordowanego przez niemieckich okupantów, podczas wojny oglądał w nadmiarze nie pochowane zwłoki leżące w bramach i na ulicach miasta – wszystko to musiało tworzyć traumę, czarną plamę na jego świadomości. Ale i później, w czasie pokoju, nie opuszczała go ta smuga cienia. Jak niektórzy bliscy mu myśliciele, Pascal na przykład, Kołakowski nie mógł żyć w przyjaźni z własnym ciałem. Udręczony od młodości ciężką chorobą stawów i niezaleczoną gruźlicą wiele miesięcy spędził w szpitalach i sanatoriach; doświadczenie nieznośnego bólu bywało jego codziennością.
Jednakże – o czym Kołakowski nieraz przypominał – potrzebne jest rozważanie myśli filozoficznej niezależne od biografii filozofa; gdyby w ogóle potrzebne nie było, filozofia nie mogłaby istnieć. Niezależnie więc od wszelkich okoliczności biograficznych umieranie, śmierć, wiara w nieśmiertelność i – najważniejsze w chrześcijaństwie – zmartwychwstanie intrygowały Kołakowskiego jako fundamentalny problem filozoficzny, z którym na różne sposoby próbował się uporać.
Zasadniczym tematem kilkunastu tekstów zebranych w tej książce jest ludzki lęk przed śmiercią (dodajmy: przed śmiercią abstrakcyjną bardziej niż konkretną), a także możliwość opanowania tego lęku, stawienia mu czoła. Obok tekstów odrębnych mamy tu fragmenty większych całości – esejów i książek. Czytelnika może uderzyć ich gatunkowa różnorodność: obok rozważań filozoficznych znajdzie w zbiorze osobiste wspomnienia, list, sentencję moralną zaczerpniętą z historii świętej, a nawet fragment scenariusza filmowego. Teksty ułożono w kolejności zgodnej z chronologią ich powstawania (niektóre napisane zostały na długo przed tym, zanim je wydrukowano). Dwa – nigdy do tej pory nie były publikowane. Pierwszy to tytułowy w książce esej _Śmierć jako własność prywatna_, drugi to fragment wspomnienia o Andrzeju Munku napisanego tuż po tragicznej śmierci reżysera w wypadku samochodowym.
Najwcześniejszy z zamieszczonych tu tekstów pochodzi z roku 1956, najpóźniejsze powstały w roku 2004, dzieli je więc bez mała pół wieku. W tym czasie myśl Kołakowskiego ulegała głębokiej ewolucji, stopniowo zmieniał się także jego stosunek do problemu śmierci i nieśmiertelności. Inaczej pisał o tych sprawach wcześnie, kiedy – jak przyznawał – pozbawiony był „niemal całkowicie uczuć sakralnych jakiegokolwiek rodzaju”, zupełnie odmienne stanowisko zajmował później – zanik poczucia świętości nie okazał się u niego trwały.
Zasadniczy zwrot w myśleniu Kołakowskiego nastąpił, jak się domyślamy, w połowie lat sześćdziesiątych. W pisanej wówczas książce _Obecność mitu_ autor dowodził, że umieranie osób bliskich i antycypacja śmierci własnej dlatego są trudne do zniesienia, iż odkrywają nam fenomen obojętności świata: „W antycypacji śmierci własnej świat staje się domem rodzicielskim, który w jednej chwili przestał rozpoznawać własne dziecko – i to wyobrażenie nierozpoznawalności własnej ze strony świata nadaje sens naszej obawie śmierci”. Stajemy wobec alternatywy: albo będziemy to doświadczenie na różne sposoby i zawsze nie do końca skutecznie przed sobą zatajać, albo uda nam się fenomen obojętności świata zażegnać dzięki mitom: filozoficznym lub religijnym.
Od tamtej pory wszelkie nasze doświadczenie, cały nasz byt empiryczny naznaczony obawą śmierci coraz częściej jawi się Kołakowskiemu jako „realność wtórna, przekaźnik szyfru, nadawanego przez nieempiryczny, mityczny świat bezwarunkowy”. W przejmującym liście do Tadeusza Kotarbińskiego z roku 1973 pisał o swoim nabytym przeświadczeniu, że to, co „jest” w nieskończenie nikłej teraźniejszości, może „być” tylko dlatego, że jest też to, „w czym odróżnienie przeszłości i przyszłości jest niemożliwe, niejako zasobnik bytu, w którym nie ginie nic”. Pisał o tym oszczędnie, dyskretnie, doskonale zdając sobie sprawę, że przeświadczeń takich udowodnić niepodobna i spór o nie musi pozostawać jałowy.
W jednym z ostatnich tekstów Kołakowskiego – _Kompletna i krótka metafizyka. Innej nie będzie. Innej nie będzie_ – czytamy: „Śmierć jest końcem tej czasowości, w której byliśmy zanurzeni w życiu naszym, i być może, jak się domyślamy, wejściem w inną czasowość, o której nic nie wiemy (prawie nic)”. Pytany, coraz bardziej natarczywie, jak rozumieć owo „prawie nic” ujęte w nawias, Kołakowski odpowiadał wymijająco albo prosił, aby pozwolono mu milczeć.
*
Kult śmierci i wiary w nieśmiertelność osobniczą frapował Kołakowskiego także w sztuce: w malarstwie renesansowym, zwłaszcza hiszpańskim i niemieckim, oraz w literaturze, zarówno w prozie (wielokrotnie powracał do Tołstojowskiego Iwana Iljicza Gołowina), jak i – przede wszystkim – w poezji. W ostatnich latach życia ułożył, kierując się prywatnym upodobaniem, antologię _128 bardzo ładnych wierszy…_ poetów polskich. Pierwszą część tego zbioru zatytułował „O umieraniu i o umarłych”. Nie mogło tam zabraknąć utworów bliskiego mu Cypriana Norwida, zwłaszcza słynnego wiersza _Bema pamięci żałobny rapsod_, do którego często z upodobaniem wracał:
Czemu, Cieniu, odjeżdżasz, ręce złamawszy na pancerz,
Przy pochodniach, co skrami grają około twych kolan? –
Miecz wawrzynem zielony i gromnic płakaniem dziś polan,
Rwie się sokół i koń twój podrywa stopę jak tancerz.
– Wieją, wieją proporce i zawiewają na siebie,
Jak namioty ruchome wojsk koczujących po niebie.
Trąby długie we łkaniu aż się zanoszą, i znaki
Pokłaniają się z góry opuszczonymi skrzydłami,
Jak włóczniami przebite smoki, jaszczury i ptaki…
Jako wiele pomysłów, któreś dościgał włóczniami…
Zbigniew MentzelO RACJONALIZACJI ŚMIERCI
Jeśli istotnie odczuwanie życia jako sensownego wymaga afirmacji jego niewątpliwych nieuchronności, w takim razie afirmacja życia jest zarazem afirmacją śmierci. Co właściwie oznacza ten związek?
„W naszym życiu i w naszym wszechświecie jedno jest tylko zdarzenie, które się liczy: nasza śmierć”. Tak pisał Maurycy Maeterlinck w znanym studium o śmierci. „Człowiek wolny o niczym nie myśli mniej niż o śmierci, a mądrość jego jest rozmyślaniem nie o śmierci, lecz o życiu”. Tak pisał Benedykt Spinoza w _Etyce_. „Nie ma po śmierci nic i niczym jest sama śmierć”. Tak pisał Seneka. „Śmierć nie istnieje dla żywych, a umarli nie istnieją dla śmierci”. Tak mówił Epikur. „Pozwól umarłym grzebać umarłe swoje”. Tak mówił Łukasz Ewangelista. „Dzieciom Bożym nie tylko wolno pragnąć śmierci, ale winny one to czynić, bo tylko przez to okazują prawdziwą afirmację swej wiary, jeśli dążą do tego, aby odejść z tego świata”. Tak pisał Jan Kalwin. „Aby więc dusza mogła bez przeszkód zatonąć całą swoją istotą w pełni prawdy, zaczyna pragnąć jak najwyższego daru tej całkowitej ucieczki i wyzwolenia od ciała – śmierci…”. Tak pisał święty Augustyn.
Na zakończenie tej wiązki sentencji sąd Ludwika Feuerbacha: „rozumny i naturalny popęd do szczęśliwości nie wykracza poza istotę człowieka, poza istotę tego życia, tej ziemi… negowanie życia pozagrobowego pociąga za sobą afirmację życia doczesnego”.
Pierwsze z tych zdań Feuerbacha jest tylko z ograniczeniem słuszne. „Naturalne”, to znaczy wynikłe z natury biologicznej człowieka, pragnienie szczęścia nie wykracza z pewnością poza jego biologiczne istnienie. Jednakże lęk przed śmiercią ma źródła dwojakie, heterogeniczne i często nawet niezgodne w wynikach swojego działania.
Istnieje lęk przed śmiercią konkretną – zwierzęcy i instynktowny system orientacyjny służący ochronie przed niebezpieczeństwem życia, uniwersalnie czynny w ludzkiej naturze, choć rozdzielony nierówno co do sprawności. Istnieje też lęk przed śmiercią abstrakcyjną, śmiercią w ogóle, płynący z wyobraźni intelektualnej i objawiający się zgoła niezależnie od aktualnego zagrożenia, zakładający uświadomioną racjonalnie ową wiedzę abstrakcyjną, przesłankę większą szkolnego sylogizmu, który tak zadziwił tołstojowskiego Iwana Iljicza Gołowina: wszyscy ludzie są śmiertelni. Lęk przed śmiercią konkretną łączy się z żywiołową afirmacją śmierci biologicznie koniecznej, przychodzącej jako przyrodzony rezultat osobniczego rozwoju. Na tym poziomie umysłowego rozwoju, gdzie tylko ów lęk śmierci konkretny, fizjologiczny dochodzi do głosu, wyraża on jednocześnie milczącą zgodę na to, że w ogóle trzeba umierać; jeśli łączy się z nim religijna wiara w nieśmiertelność indywidualną, przybiera ona wówczas z reguły ową postać popularnej mitologii judeo-chrześcijańskiej, wiary w kontynuację tylko cielesnego bytu po śmierci (przyjętą w mozaizmie i w chrześcijaństwie ludowym bez reszty, a w chrześcijaństwie ortodoksalnym ograniczoną dogmatem zmartwychwstania ciał dopiero po sądzie ostatecznym). Stąd kult ciał umarłych i grobów, bogactwo pogrzebowego rytuału. Nieuchronność śmierci w ogóle przedstawia się na tym poziomie w zgodzie z nakazami przyrody.
Lęk abstrakcyjny przed śmiercią jest zjawiskiem najzupełniej odmiennym. Często nawet ogranicza ów pierwszy – inteligencja często oddziałuje rozkładowo na instynkt – bo łączy się z intelektualizacją zachowania codziennego, a więc skłania do zredukowanych manifestacji zewnętrznych przeżywanej trwogi konkretnej, a przez to i do redukcji samego przeżycia (na mocy osławionej w pozornej absurdalności, a jednak nie pozbawionej słuszności teorii Jamesa, wedle której przejawianie stanów emocjonalnych jest pierwotne wobec ich przeżywania). Lęk abstrakcyjny przed śmiercią jest złowrogi, bowiem żadna konkretna śmierć, to znaczy śmierć w danej chwili, nie jest absolutnie nieuchronna, póki nie nastąpiła, natomiast śmierć w ogóle jest nieuchronna bezwzględnie. Lęk ten może, jak wspomniano, uchodzić za wynaturzenie, skoro łączy się z buntem przeciwko nieuchronności nie spotykanym w przyrodzie, niemniej trudno go, skoro raz pojawił się w życiu, wyrugować bez reszty wysiłkami perswazji czysto racjonalnej: można przezwyciężyć działanie odruchów, trudniej to uczynić z przeżyciami wyrastającymi na tle abstrakcyjnego poznania. Świadomość, że „wiatrem jest żywot mój” i że nie ma takiego miejsca w gwiazdach, gdzie ludzie będą za lat tysiąc spotykać swoich przyjaciół i bliskich, pozostawia pewien osad smutku, którego nie usuwa pociecha, że być może w innej epoce i w systemie planetarnym innej gwiazdy powstanie lub powstała taka sama lub podobna ludzkość jako kosmiczna kontynuacja ludzkości ziemskiej. Nadmiar wyobraźni rzutowanej w przyszłość może się stać w ten sposób antagonistyczny wobec poczucia sensu życia.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_