Śmierć królów. Tragiczne zgony władców średniowiecznej Anglii - ebook
Śmierć królów. Tragiczne zgony władców średniowiecznej Anglii - ebook
Zgon monarchy stanowił dramatyczny moment o zasadniczych konsekwencjach dla państwa. Śmierć króla Harolda pod Hastings czy Ryszarda III pod Bosworth oznaczała koniec dynastii. Edward II, Ryszard II i Edward V zostali zamordowani, lecz fortuna szybko odwróciła się od ich zabójców.
Śmierć królów to opowieść o średniowiecznych władcach Anglii i o tym, jak umierali: gwałtownie, przypadkowo, czasem z przyczyn naturalnych. Dowiadujemy się, jak świadkowie epoki i późniejsi pisarze, choćby Szekspir, postrzegali monarchów i jak interpretowali ich – czasem tragiczny – koniec.
Autor prezentuje wiele nieznanych szczegółów, symboli i znaczeń, którymi była przesycona duchowość angielskiego średniowiecza, dając dzisiejszemu czytelnikowi możliwość spojrzenia w odległą przeszłość i zrozumienia prawdy o niezmienności ludzkiej natury.
Spis treści
Przedmowa
Wprowadzenie
I. Śmierć i pochówek
II. Śmierć jako kara boska
III. Rozkład ciała
IV. Synowie i ojcowie
V. Królobójstwo
VI. Niegdyś król i król w przyszłości
VII. Królewscy święci i męczennicy
VIII. Królowe
Wybrana bibliografia
Ilustracje
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66625-66-2 |
Rozmiar pliku: | 9,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W okresie między rokiem 1066 a 1485 ośmiu angielskich monarchów zmarło gwałtowną śmiercią: w bitwie, w wyniku morderstwa czy w podejrzanych okolicznościach. Śmierć królów fascynowała średniowiecznych kronikarzy i po dziś dzień ciekawi zarówno historyków, jak i zwykłych czytelników. Zainteresowanie okolicznościami śmierci władców wcale nie było czymś wyjątkowym, charakterystycznym jedynie dla tamtej epoki. Wystarczy wspomnieć ścięcie króla Karola I w XVII wieku, które do dziś silnie porusza naszą wyobraźnię. Także atmosfera męczeństwa i świętości, jaką zaczęto otaczać Dianę, księżną Walii, tuż po jej śmierci w tragicznym wypadku w 1997 roku, pod pewnymi względami do złudzenia przypomina właśnie czasy średniowiecza.
Niniejsza praca powstała dzięki pomocy wielu ludzi. Tony Morris z wydawnictwa Hambledon and London dostrzegł w ogólnej koncepcji książki ukryty potencjał i zachęcił mnie do jej napisania, a Martin Sheppard okazał się redaktorem idealnym – życzliwym i cierpliwym. Moi koledzy, zwłaszcza Roger Smith oraz studenci Wydziału Historii Canterbury Christ Church University, żywo przyjęli wiele moich pomysłów i wysunęli mnóstwo pożytecznych sugestii. David Crouch uzmysłowił mi znaczenie śmierci Henryka Młodego Króla, a Nicholas Vincent zwrócił uwagę na symbolikę jego szat koronacyjnych. Lesley Wallis uświadomił mi, że przyjąłem antropologiczną perspektywę w badaniu zagadnienia śmierci władców, w co początkowo nie mogłem uwierzyć. Leah Rutchick, Charlotte Newman Goldy i Danielle Westerhof umożliwiły mi rozwinięcie pierwotnego zamysłu pracy podczas moich wystąpień w czasie Międzynarodowych Kongresów Studiów Mediewistycznych w Leeds i Kalamazoo, a także same dodały przydatne komentarze. Dzięki uprzejmości Miriam Gill mogłem zapoznać się z rozdziałem jej niepublikowanej pracy na temat czci, jaką otaczano Henryka VI. Subskrybenci Medfem-1 (średniowieczno-feministycznej internetowej grupy dyskusyjnej) okazali się cudownym źródłem wiedzy oraz pomysłów, przydatnych zwłaszcza w rozdziale o królowych. Fragment dotyczący średniowiecznej pediatrii i śmierci podczas porodu wiele zawdzięcza właśnie ich cennym informacjom. Ponadto jestem niewymownie zobowiązany niezliczonym uczestnikom moich wykładów i odczytów, którzy zadawali wnikliwe pytania i czynili słuszne uwagi.
Wielu innych kolegów – przyjaciół i historyków – pomagało mi w czasie pracy nad tekstem, słuchając moich pomysłów i dyskutując nad nimi, a także sugerując źródła czy wspominając o wydarzeniach, które inaczej by mi umknęły. Należy szczególnie wymienić tu takie osoby, jak: Dominic Alexander, Jeanelle Barrett, Julia Barrow, Julie Chappell, Simon Constantine, Dana Cushing, Elaine Graham-Leigh, David Green, Stefania Michelucci, Bonnie Millar-Heggie, Miriam Müller, Jon Porter, Sam Riches, Kevin Sorrentino i Claire Taylor. Pragnę również podziękować poniższym instytucjom za wyrażenie zgody na zamieszczenie zdjęć i ilustracji, a są to: Biblioteka Narodowa (British Library – nr 6), Galeria Narodowa (National Gallery – nr 5), Narodowy Rejestr Zabytków (National Monuments Record – nr 4) oraz Narodowa Galeria Portretu (National Portrait Gallery – nr 7).
Zostałem historykiem głównie za sprawą mojego nauczyciela historii, Martina Burgessa, a Malcolm Barber, Anne Curry, Bernard Hamilton i Alison McHardy zrobili ze mnie mediewistę – wszystkim im jestem głęboko wdzięczny. Na koniec chciałbym podziękować rodzicom za cierpliwość i wsparcie, które okazywali mi przez wszystkie lata. To im poświęcam tę książkę.WPROWADZENIE
Lektura średniowiecznych kronik okazuje się niezmiernie frustrująca, jeśli traktujemy je jak typowy materiał źródłowy. Zacytujmy współczesnego redaktora dwunastowiecznej kroniki sporządzonej przez zakonnika Henryka z Huntingdon: „Relacja Henryka jest irytująco pobieżna, za to przeładowana refleksjami umoralniającymi, wymyślonymi przemówieniami i zbędną poezją, niewiele zatem wnosi w kwestii «faktów»”1. Historyk może zmierzyć się z tym problemem co najmniej na dwa sposoby: po pierwsze, ubolewając na brak „konkretów”, może przytoczyć kilka faktów, wymienionych przez Henryka, by następnie poszukać dalszych materiałów w innych źródłach. Po drugie, może się zastanowić, dlaczego kronikarz zamieścił tak wiele „zbędnych” szczegółów, i skupić się na ich analizie, biorąc pod uwagę ówczesny kontekst i znaczenie. Drugie rozwiązanie pozwala historykowi pracować z tekstem, a nie wbrew tekstowi. Zamiast ograniczać się do zdania, że „wciąż można o nim (czyli o tekście) wiele powiedzieć”, warto stwierdzić, iż „wciąż ma on (tekst) nam wiele do powiedzenia”2. Średniowieczny kronikarz nie zajmował się jedynie relacjonowaniem następujących po sobie wydarzeń (z drugiej strony, czy jakikolwiek historyk tak postępuje?), lecz rejestrując je, starał się pokazać, w jaki sposób opatrzność boża nieustannie objawia się w świecie. Współcześnie możemy postrzegać historię jako linearny rozwój zdarzeń od czasów odległych aż do teraz, ale dla ludzi żyjących w średniowieczu opisywała ona nieustanną walkę Boga z Szatanem, która rozpoczęła się wraz z upadkiem Lucyfera. Kulminacyjnym punktem tej batalii były narodziny Chrystusa, a jej symboliczny koniec nastąpi w Dniu Sądu Ostatecznego. Nikt nie podważał prawdziwości wspomnianych wydarzeń (choć nie wiadomo, kiedy dokładnie się rozegrały), gdyż zostały opisane w Księdze Objawienia3. Krótko mówiąc, historia miała swój cel. Dlatego należy uznać, że pasaże umoralniające, cytaty z Pisma Świętego i starożytnych klasyków, a nawet pozornie nieistotne anegdoty stanowią integralny element tekstu (choć o zróżnicowanej ważności), a badanie ich sensu ma kolosalne znaczenie dla interpretacji całego przekazu.
Kronikarze, zarówno zakonni, jak i świeccy, rzadko (jeśli w ogóle) odnotowywali przyczynę śmierci króla (i jej skutki) w sposób obiektywny. Jak się przekonamy, gwałtownej śmierci: w bitwie czy w wyniku zabójstwa, przypisywano ważne polityczne czy moralne znaczenie. Tak więc przykładowo, gdy kronikarz pisze, że Wilhelm II zmarł, nie otrzymawszy ostatniego namaszczenia, nie jest to zwykłe stwierdzenie „faktu”, lecz komentarz na temat kondycji moralnej zmarłego władcy i jego (wątpliwych) szans na zbawienie. Z drugiej strony, nienaturalna śmierć Edwarda II, Ryszarda II i Henryka VI dla niektórych stanowiła dowód świętości.
Trudno dociec, skąd wzięły się niektóre opowieści o śmierci królów i książąt, zwłaszcza tych, którzy zostali zamordowani lub zniknęli w tajemniczych okolicznościach. Nie sposób potwierdzić prawdziwości nielicznych „faktów”, którymi dysponujemy, a kronikarze często uciekali się do ponownego wykorzystania wcześniejszych legend czy motywów. Znamy je jako toposy, czyli wyobrażenia lub idee pojawiające się wielokrotnie w różnych tekstach. Nawet jeśli brak w nich rzetelnych informacji o przebiegu zdarzeń, nie powinno się odrzucać tych opowieści jako czystej fikcji literackiej, gdyż badając znaczenie toposów, można się dowiedzieć, jak odnoszono się do postaci zamordowanego, a także kim był autor dzieła i jego odbiorcy. Warto zacytować w tym miejscu innego współczesnego historyka:
Paradoks, iż kłamstwo równie dobrze może okazać się prawdą, z pewnością wzbudza zainteresowanie każdego, kto stara się zrozumieć teksty historyczne lub ich historyczne znaczenie...
Gdybyśmy mieli odrzucić wszystkie materiały, w których stosuje się dekompozycję ciągłości zdarzeń (prezentowanych niekoniecznie w kolejności chronologicznej) i tendencyjny dobór szczegółów lub przypisuje się komuś wątpliwe autorstwo, musielibyśmy zakwestionować wartość większości zapisów. Tymczasem nawet w jawnym kłamstwie często mimo woli ujawnia się prawda. Bajarze i autorzy romansów wymyślali historie odpowiadające konwencjonalnym wyobrażeniom i kanonowi wartości, zgodnie z którymi odbiorcy wierzyli w prawdziwość prezentowanych wypadków; dlatego też nawet jeśli z późniejszej perspektywy coś uznano za kłamstwo, to zważywszy na jego znaczenie dla ówczesnych wydarzeń, można przyjąć, niejako a posteriori, że było ono prawdą4.
By zademonstrować, w jaki sposób średniowieczny kronikarz wykorzystywał przypowieść czy anegdotę, posłużmy się przykładem słynnej opowieści o królu Kanucie (historycznym władcy panującym na początku XI wieku), który ponoć próbował zawrócić fale morza. Wątek ten po raz pierwszy pojawia się w dziele Henryka z Huntingdon ponad sto lat po śmierci Kanuta5. Legenda prawie na pewno powstała po śmierci króla, można zatem uznać przekaz kronikarza za niewiarygodny, gdyż żadną miarą nie udowadnia on określonych cech tego władcy ani nie potwierdza, że dane wydarzenia rozegrały się w czasie jego panowania. Niemniej Henryk z Huntingdon był znaczącym historykiem, którego nie można zlekceważyć i potraktować jako autora fikcji. Dlaczego więc umieścił w kronice taką opowieść? Odpowiedź okazuje się prosta – chodziło nie tylko o zrelacjonowanie wydarzeń lub przedstawienie „faktów”, lecz także o rozważania moralne i dotyczące roli opatrzności w życiu człowieka. Każdy uczeń wie (a w każdym razie wiedział), że historyjka o Kanucie to w rzeczywistości moralitet mówiący o bezradności króla Anglii w obliczu większej potęgi – najwyższego władcy wszechświata. Legenda może nie jest prawdziwa, ale siła jej oddziaływania jako metafory okazała się tak ogromna, że dzięki niej ktoś jeszcze, oprócz badaczy specjalizujących się w historii XI wieku, pamięta tę postać. Opowieść o królu Kanucie stanowi nieodłączny element dziecięcych książeczek historycznych i podręczników szkolnych (przynajmniej tych reprezentujących tradycyjne podejście do nauczania historii), a jej bohater trafił do języka potocznego i symbolizuje kogoś, kto bezsensownie opiera się siłom, których nie jest w stanie kontrolować. Równie dobrze znamy legendę o królu Alfredzie i spalonych ciastkach*, choć ją także po raz pierwszy zapisano mniej więcej sto lat po tym domniemanym wydarzeniu6. Jak na ironię, w debacie, która odbyła się w latach 90. XX wieku na temat programu nauczania historii w angielskich szkołach, wielu konserwatywnych krytyków owego programu przytaczało tę opowieść jako jeden z „faktów”, które powinny poznać wszystkie brytyjskie dzieci7.
Niniejsza książka dotyczy zatem nie tylko śmierci konkretnych osób, lecz także szerszego zagadnienia „opowiadania” historii i tego, co – cytując sformułowanie zawarte w pracy W.C. Sellara i B.J. Yeatmana _1066 and All That_ – sprawia, że dane wydarzenie staje się „pamiętne” (lub godne zapamiętania). Co ciekawe jednak, satyryczny zamiar autorów, by uchwycić „w historii tylko to, co pamiętne”, niechcący ujawnia istotną prawdę: dokładnie tak samo postępowali średniowieczni kronikarze, którzy – wybierając co barwniejsze anegdoty – kierowali się określonym zamysłem. Dlatego też, opisując okoliczności zgonów angielskich władców, będę wykraczać poza ścisłe ramy dociekań, na jakie zezwalają poszlaki i dowody. (Niedawno próbę takiego iście kryminalistycznego podejścia zaprezentował w fascynującej książce doktor Clifford Brewer, członek Królewskiego Kolegium Chirurgów , starając się ustalić dokładną przyczynę śmierci angielskich monarchów8. Jednak z przedstawionych wyżej powodów źródła narracyjne jako takie nie uprawniają do dogłębnej analizy nie tylko ze względu na pewne nieścisłości lub brak niezbędnych szczegółów, lecz także dlatego, że diagnoza medyczna nie była przecież celem opowieści kronikarza). Równie kuszące może wydawać się podejście detektywistyczne, zwłaszcza w odniesieniu do zgonów kontrowersyjnych i tajemniczych, a tych na przestrzeni dziejów nie brakowało. Okoliczności śmierci Wilhelma Rudego, Jana bez Ziemi, Edwarda II, Ryszarda II, Henryka VI i Edwarda V zawsze wzbudzały wątpliwości historyków i publicystów z epoki oraz wieków późniejszych. Nieznany los Edwarda V i jego brata (znanych jako „książęta w Tower”) doprowadził nawet do powstania dwóch stowarzyszeń, które postawiły sobie za cel obronę dobrego imienia króla Ryszarda III9.
Niemniej będę odwoływał się do niektórych z opisanych tu problemów, zwłaszcza w przypadku późniejszych średniowiecznych władców, obalonych i zamordowanych przez wrogów. Wiadomo, że ich śmierć została opowiedziana „na nowo”, a teksty źródłowe charakteryzuje pewna polityczna tendencyjność, co w rezultacie wywarło znaczący wpływ na wybór ostatecznej i „obowiązującej” wersji wydarzeń. Z drugiej strony jednak charakter zapisów kronikarskich utrudnia dokładne określenie okoliczności królobójstw, nie tylko dlatego, że – niejako z definicji – zabójstwa politycznego dokonuje się po cichu. W historii Anglii nie było dramatycznych zamachów na monarchów. W przeciwieństwie do królobójstwa – a taki właśnie los spotkał Edwarda II, Ryszarda II i Henryka VI – zamach zwykle zakłada działanie jawne, stanowiące do pewnego stopnia manifestację politycznych żądań sprawców. Najsłynniejsze zabójstwo polityczne średniowiecznej Anglii – śmierć Tomasza Becketa – choć popełnione w zamkniętej przestrzeni katedry w Canterbury, bez wątpienia było aktem „publicznym”, dokonanym w obecności świadków. Mord na Beckecie w jego własnej katedrze dotyczył nie tylko jednej osoby, ale uderzał w instytucję Kościoła.
Należy pamiętać, że śmierci króla nie można porównywać ze zgonem zwykłego człowieka. Było to wydarzenie wielkiej wagi politycznej, gdyż miało konsekwencje dla całego państwa, między innymi dla zagranicznych sojuszy oraz urzędniczych karier. Gdy władca umierał nagle albo następstwo tronu budziło wątpliwości, wydarzenia te mogły prowadzić do konfliktu politycznego, a nawet wojny domowej. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia po śmierci Edwarda Wyznawcy, Wilhelma II i Henryka I. Zgon króla oznaczał również ważny moment symbolicznego przejścia między panowaniem dwóch władców, któremu towarzyszyły rytuały pogrzebowe oraz ceremonia koronacji, mająca podkreślić ciągłość dynastii i urzędu najwyższej władzy królewskiej. Niektórzy monarchowie zwracali na to baczną uwagę i życzyli sobie, by pochowano ich w szatach koronacyjnych10.
Średniowieczny król był kimś wyjątkowym nie tylko z racji pełnionej funkcji politycznej. Uważano, że zajmuje on uprzywilejowaną pozycję ponad masami zwykłych ludzi dzięki namaszczeniu na władcę. Rola monarchy przypominała wówczas misję duchownego: wybierał go sam Bóg, a jego panowanie na ziemi sankcjonował autorytet Pisma Świętego, zgodnie z którym „nie ma władzy jak tylko od Boga, a te, które są, przez Boga są ustanowione”11, bez względu na to, jak zepsute, tyrańskie czy niekompetentne się okażą.
Szczególnie uwidaczniało się to podczas koronacji, którą celebrowali dostojnicy kościelni, a której kulminacyjnym momentem było namaszczenie świętymi olejami – zwyczaj przejęty ze Starego Testamentu i od królów Izraela12. Uważano, że monarcha ma wyjątkową moc dzięki namaszczeniu przez Boga. Istotna była zwłaszcza uzdrawiająca moc królewskiego dotyku w leczeniu skrofulozy (choroby, której potoczna nazwa w języku angielskim brzmi _king’s evil_, czyli dosł. „królewskie zło”). Wiara, że tę powszechną chorobę skóry może uleczyć dotyk władcy, po raz pierwszy pojawiła się we Francji za panowania Kapetyngów. Mniej więcej w połowie XIII wieku także w Anglii zaczęto wierzyć w cudowne zdolności monarchów angielskich, zresztą – co zrozumiałe – za aprobatą ich samych. Z racji boskiego namaszczenia król mógł niejako zapożyczyć cudowną moc od Stwórcy i świętych. Pewien anonimowy dwunastowieczny teoretyk polityki, broniąc świętej natury władzy królewskiej przed zakusami Kościoła gregoriańskich reformatorów, argumentował, że monarcha, choć pozostaje człowiekiem śmiertelnym, z chwilą namaszczenia dzięki łasce bożej zyskuje część boskich atrybutów13.
Koncepcja ta sugeruje pewne wewnętrzne napięcie czy też dualizm natury władzy królewskiej, co często opisywano za pomocą idei podwójnego ciała króla. W początkach ery nowożytnej dokonano rozróżnienia na fizyczne ciało panującego monarchy (_body natural_) i ciało wspólnotowe czy symboliczne (_body politic_), jednak w okresie dojrzałego średniowiecza podkreślano różnicę między śmiertelnym ciałem króla a nieśmiertelnym „ciałem” królewskiej władzy. Zgon monarchy oznaczał więc jedynie przekazanie władzy w ręce następnego pokolenia. Król jako jednostka umierał, ale jako instytucja i władza – wciąż żył; zgodnie ze słynną maksymą: _le roi est mort, vive le roi_ (król umarł, niech żyje król). Idea króla (czy też korony) jako istoty publicznej prawnie oderwanej od prywatnej istoty władcy, czyli osoby, ewoluowała, w miarę jak zmieniała się też wizja personalnej władzy monarszej. Idea ta z czasem przekształciła się w koncepcję państwa, w którym za rządy odpowiadają instytucje, a ono samo składa się z trzech stanów (lub warstw) społecznych.
Objąwszy tron, król mógł zostać go pozbawiony jedynie za sprawą opatrzności. W praktyce oznaczało to poważny dylemat dla wszystkich, którzy odważyli się obalić władcę. Zwykle rozwiązywano ten problem, po prostu szybko i sprawnie doprowadzając do śmierci obalonego monarchy. W XIV wieku podnoszono prawne i polityczne argumenty przemawiające za odebraniem komuś władzy. W grę wchodziły: niekompetencja, tyrania lub wątpliwe pochodzenie, jednak w ostatecznym rozrachunku żaden uzurpator nie mógł czuć się bezpiecznie, jeśli jego poprzednik nadal żył, bez względu na to, pod jak ścisłą strażą go przetrzymywano.
Czytając opisy śmierci króla w źródłach narracyjnych, można zauważyć, że dzięki namaszczeniu władca zyskiwał boską naturę, a więc jego zgon można było łatwo interpretować w kategoriach opatrzności bożej. Przykładowo nagłą i całkowicie nieoczekiwaną śmierć Wilhelma Rudego uznano za wyraz boskiego sądu nad wrogim Kościołowi tyranem. Duchowni kronikarze chętnie sugerowali, że król – choć górował nad pospólstwem – w oczach Stwórcy pozostawał zwykłym śmiertelnikiem. Jego zgon stanowił dla dziejopisarza doskonałą okazję, by uraczyć czytelnika rozważaniami nad przemijaniem doczesnej chwały.
Ostatecznie śmierć – obojętnie, czy spotykała króla, duchownego czy plebejusza – zawsze była wydarzeniem wzbudzającym wielki lęk i respekt. W okresie średniowiecza, a zwłaszcza w schyłkowej fazie epoki, tzw. dobra śmierć była wysoce pożądana. Wielką popularność zyskał wówczas gatunek literacki określany mianem _ars moriendi_ (sztuka umierania)14. Oczekiwano, że człowiek na łożu śmierci uporządkuje swe sprawy doczesne i zadba o zbawienie duszy oraz przyjmie nadchodzący koniec ze stosownym spokojem ducha, nie okazując ani przesadnego entuzjazmu, ani niechęci do tego, by opuścić ziemski padół i wstąpić w zaświaty. Średniowieczny chrześcijanin obawiał się nagłej śmierci, gdyż uniemożliwiała ona pogodzenie się z Bogiem i bliskimi, nie dawała szansy na spowiedź i przygotowanie duszy do przeniesienia się na tamten świat. Późnośredniowieczne przewodniki dla umierających często zawierały ilustracje przedstawiające człowieka na łożu śmierci w otoczeniu demonów i kuszonego przez różne postaci alegoryczne, mimo że chroniła go łaska Chrystusa15. W okresie zaawansowanego średniowiecza kronikarze chętnie skupiali się na realistycznych szczegółach śmierci, co różniło ich teksty od wcześniejszej tradycji (przynajmniej jeśli chodzi o kościelną hagiografię), kiedy traktowano śmierć w sposób wyidealizowany i ugrzeczniony16. Choć w niniejszej pracy będziemy mieć do czynienia głównie z gwałtowną i nieprzyjemną śmiercią, to jednak niektórym monarchom udało się stawić czoła temu, co nieuchronne, zgodnie z ówczesnymi zaleceniami. Za ideał śmierci monarchy pod koniec średniowiecza uznawano zgon Ludwika IX Świętego, króla Francji, który zmarł w Tunezji w 1270 roku. Wydarzyło się to podczas krucjaty, co już samo w sobie było czymś chwalebnym. Wedle ówczesnych biografów umierający monarcha wygłosił mowę, w której udzielił rad swemu synowi Filipowi, tłumacząc, co znaczy być dobrym władcą, i poprosił o odprawienie wielu mszy świętych w swojej intencji17. W ten sposób spełnił zarówno religijne, jak i świeckie wymogi dobrej śmierci.
Nie sposób poświęcić tyle samo uwagi śmierci każdego króla, a niektórzy żegnali się z życiem w sposób nieciekawy i mało istotny. Dlatego też koncentruję się na władcach, których śmierć wedle ówczesnych przekazów okazała się najbardziej znacząca. Mówiąc wprost, skupię się bezceremonialnie na „ciekawych” zgonach królów czy też – by ponownie odwołać się do książki _1066 and All That_ – na zgonach „pamiętnych”, i to właśnie dlatego, że miały one najbogatszą symbolikę oraz przyniosły najwięcej politycznych i moralnych reperkusji. Stąd układ niniejszej publikacji jest raczej tematyczny niż chronologiczny. Bierze się to również z tego, iż zamierzam osobno traktować różne aspekty królewskiej śmierci. Niemniej w pierwszej części koncentruję się na przedstawieniu śmierci królów anglonormańskich i andegaweńskich (Plantagenetów), część druga natomiast skupia się na zgonach królów Anglii późnego średniowiecza, a także przedstawia rozważania na temat zmieniającej się sytuacji politycznej oraz tradycji historiograficznej.
Treść dostępna w pełnej wersji.
* Król, uciekając przez mokradła Somerset, znalazł schronienie u pewnej wieśniaczki, która – nie poznawszy go – poprosiła, by przypilnował piekących się ciastek. Alfred zamyślił się jednak nad sprawami wagi państwowej i zapomniał o ciastkach. Gdy kobieta zobaczyła spalone wypieki, zrugała króla, ten zaś musiał błagać ją o przebaczenie (przyp. tłum.).
1 Henryk z Huntingdon, _Historia Anglorum_, ed. & trans. by D. Greenway, Oxford 1996, s. vii.
2 P. Strohm, _Hochon’s Arrow: The Social Imagination of Fourteenth-Century Texts_, Princeton 1992, s. ix.
3 B. Hamilton, _Religion in the Medieval West_, London 1986, s. 93.
4 P. Strohm, dz. cyt., s. 3.
5 Henryk z Huntingdon, dz. cyt., s. 366–369.
6 A. Smyth, _King Alfred the Great_, Oxford 1995, s. 177.
7 R. Phillips, _History Teaching, Nation-hood and the State_, London 1998, s. 129.
8 C. Brewer, _The Death of Kings: A Medical History of the Kings and Queens of England_, London 2000.
9 Przemawiając przed członkami oddziału Towarzystwa Historycznego w Canterbury na temat śmierci królów, starannie zaznaczyłem na początku wykładu, że nie zamierzam spekulować. Niestety, i tak zapytano mnie, czy sądzę, że Ryszard III zabił książęta. Dowodzi to, jak fascynującą osobą wciąż okazuje się Ryszard oraz jak przemożna jest chęć odkrycia „prawdy”, nawet w sytuacji, kiedy to niemożliwe.
10 D. Carpenter, _The Reign of Henry III_, London 1996, s. 430–435.
11 List św. Pawła do Rzymian 13: 1, Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne, Warszawa 1975.
12 Pierwsza Księga Samuela 10: 1; Druga Księga Samuela 2: 4; Pierwsza Księga Królewska 1: 39.
13 E. Kantorowicz, _The King’s Two Bodies: A Study in Medieval Political Theology_, Princeton 1957, s. 47–48. Wyd. pol.: _Dwa ciała króla. Studium ze średniowiecznej teologii politycznej_, przeł. M. Michalski i A. Krawiec, red. nauk. wyd. pol. J. Strzelczyk, Warszawa 2007.
14 P. Binski, _Medieval Death: Ritual and Representation_, London 1996, s. 39–43; Ch. Daniell, _Death and Burial in Medieval England, 1066–1550_, London 1997, s. 37–38, 40.
15 P. Binski, dz. cyt., s. 40–41.
16 D. Crouch, _The Culture of Death in the Anglo-Norman World_ _Anglo-Norman Political Culture and the Twelfth-Century Renaissance_, ed. by C.W. Hollister, Woodbridge 1997, s. 157–180.
17 P. Binski, dz. cyt., s. 35–36; J. de Joinville, _The Life of St Louis_ _Chronicles of the Crusades_, ed. by M.R.B. Shaw, Harmondsworth 1963, s. 347–349.