Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Smyrna 1919-1922 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 stycznia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Smyrna 1919-1922 - ebook

Po I wojnie światowej Turcja znalazła się w gronie państw przegranych i miała zostać mocno okrojona terytorialnie. Władze Grecji ostrzyły sobie zęby na obszary Anatolii, które zamieszkiwała liczna mniejszość grecka. W maju 1919 roku wojska greckie wylądowały w Azji Mniejszej i zajęły Smyrnę (tur. Izmir). Traktat pokojowy zawarty w 1920 roku przez mocarstwa ententy z Turcją był dla niej bardzo niekorzystny. Okręg Smyrny miał pozostać w granicach państwa tureckiego, ale z dużą autonomią i po pięciu latach o jego przyszłości miał przesądzić plebiscyt. Turcy nie pogodzili się z tym. W 1921 roku odtworzona armia turecka powstrzymała grecką ofensywę na Ankarę. W walkach kluczową rolę odegrał gen. Mustafa Kemal, bohater bitwy na półwyspie Gallipoli w 1915 roku. W sierpniu 1922 roku ruszyła kontrofensywa Turków, która doprowadziła we wrześniu do zajęcia Smyrny. Zdobyte miasto ogarnął wielki pożar. Ludność grecka zginęła, uciekła lub została deportowana. Stanisław Rek przybliża okoliczności i przebieg tej mało znanej, okrutnej wojny grecko-tureckiej, w której istotną rolę odegrały mocarstwa europejskie: Wielka Brytania, Francja i Włochy.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-16868-8
Rozmiar pliku: 3,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Wstęp

------------------------------------------------------------------------

Zda­niem Micha­ela Lle­wel­lyna Smi­tha, zna­ko­mi­tego bada­cza dzie­jów Gre­cji pierw­szej połowy XX wieku i zawo­do­wego dyplo­maty, już pod koniec 1912 roku doszło do pierw­szej wyraź­nej dekla­ra­cji bry­tyj­skiego wybit­nego poli­tyka Davida Lloyda Geo­rge’a, że Wielka Bry­ta­nia opo­wiada się za wypar­ciem Tur­ków z Europy przez pań­stwa bał­kań­skie. Zda­niem poli­tyka jest ona rów­nież zain­te­re­so­wana wzmoc­nie­niem Gre­cji oraz posze­rze­niem jej tery­to­rium i pra­gnie prze­kształ­ce­nia tego kraju w regio­nalne mocar­stwo, ści­śle współ­pra­cu­jące z impe­rium bry­tyj­skim. Był to dowód, że Albion rezy­gnuje z roli pro­tek­tora słab­ną­cego impe­rium osmań­skiego i sta­wia na Gre­cję, pań­stwo wpraw­dzie małe i biedne, lecz kie­ro­wane przez poli­ty­ków zmie­rza­ją­cych zde­cy­do­wa­nie do powięk­sze­nia tery­to­rium, siły i zna­cze­nia swej ojczy­zny kosz­tem sąsia­dów, a zwłasz­cza Tur­cji. Poli­tycy bry­tyj­scy, repre­zen­tanci mocar­stwa panu­ją­cego nad naj­więk­szym w dotych­cza­so­wych dzie­jach świata impe­rium, obej­mu­ją­cym 35 milio­nów km2, impe­rium z 412 milio­nami lud­no­ści, ofe­ro­wali quasi-sojusz, oczy­wi­ście nie­po­twier­dzony żad­nym for­mal­nym trak­ta­tem, maleń­kiemu i bied­nemu bał­kań­skiemu kró­le­stwu! Nic dziw­nego, że strona grecka potrak­to­wała i miała trak­to­wać w przy­szło­ści ofertę bry­tyj­ską jako dar z nieba i kamień węgielny całej zagra­nicz­nej poli­tyki swego kraju – i to mimo jasnej świa­do­mo­ści zarówno róż­nic inte­re­sów, jak i dys­pro­por­cji sił ska­zu­ją­cej słabą Gre­cję na rolę uprzy­wi­le­jo­wa­nego wpraw­dzie, ale cał­ko­wi­cie zależ­nego klienta potęż­nego Albionu.

Po wyżej wspo­mnia­nym oświad­cze­niu przy­szły kolejne bry­tyj­skie dekla­ra­cje współ­pracy, które naj­wy­bit­niej­szemu z poli­ty­ków grec­kich, pre­mie­rowi Ele­fthe­rio­sowi Veni­ze­lo­sowi, wyda­wały się otwie­rać drogę do urze­czy­wist­nie­nia tak dro­giej Gre­kom _Megali Idea_ – Wiel­kiej Idei. Doty­czyła ona zjed­no­cze­nia w jed­nym pań­stwie wszyst­kich Gre­ków, a fak­tycz­nie wskrze­sze­nia śre­dnio­wiecz­nego pań­stwa grec­kiego – Cesar­stwa Bizan­tyń­skiego. Już 16 grud­nia 1912 roku Veni­ze­los, sto­jący na czele rządu Kró­le­stwa Gre­cji, spo­tkał się w Lon­dy­nie z Lloy­dem Geo­rge’em, wów­czas wscho­dzącą gwiazdą bry­tyj­skiej Par­tii Libe­ral­nej. Obaj przy­pa­dli sobie do gustu. I nic dziw­nego, ponie­waż wiele ich łączyło. Jeden i drugi był aktywny w krę­gach poli­tycz­nych wła­snego kraju, obu cecho­wały podobna ruchli­wość inte­lek­tu­alna i zmysł ryzy­kanta. Obaj rów­nież byli maso­nami, jak więk­szość par­la­men­tar­nych poli­ty­ków na prze­ło­mie XIX i XX wieku. Byli rów­nie ory­gi­nal­nymi i cha­ry­zma­tycz­nymi oso­bo­wo­ściami o zbli­żo­nych, acz na pewno nie iden­tycz­nych celach poli­tycz­nych, a ich przy­jaźń ode­gra wielką rolę w dra­ma­tycz­nych wyda­rze­niach, które omó­wię w niniej­szej książce.

W wyniku anty­tu­rec­kiego nasta­wie­nia zarówno libe­ra­łów, jak i czę­ści kon­ser­wa­ty­stów bry­tyj­skich, na początku XX wieku Gre­cja stała się dla Wiel­kiej Bry­ta­nii sojusz­ni­kiem wyma­rzo­nym do zastą­pie­nia ule­ga­ją­cej coraz sil­niej­szym wpły­wom nie­miec­kim Tur­cji. Docho­dził do tego szczery fil­hel­le­nizm Lloyda Geo­rge’a, który był gotów trwale zwią­zać swój kraj z mają­cym jego zda­niem wielką przy­szłość, rosną­cym w siłę Kró­le­stwem Gre­cji. Gre­cji za udział w soju­szu z impe­rium bry­tyj­skim obie­cy­wano nie tylko wyspy Dode­ka­nezu, pozo­sta­jące od nie­dawna pod wła­dzą Włoch, ale nawet cesję zamiesz­ka­nego przez Gre­ków, a oku­po­wa­nego przez Bry­tyj­czy­ków Cypru. Tak powięk­szona, a mimo to cią­gle słaba i zasad­ni­czo skłó­cona z Tur­cją Gre­cja była ide­al­nym eks­po­nen­tem inte­re­sów potęż­nego impe­rium bry­tyj­skiego.

Zda­niem pre­miera Veni­ze­losa nie­for­malny sojusz z impe­rium bry­tyj­skim, dzięki wspar­ciu przez nie grec­kiej eks­pan­sji tery­to­rial­nej, pozwa­lał zmniej­szyć rosnący dystans pomię­dzy Gre­cją a jej jesz­cze nie­dawno nie­wiele roz­le­glej­szymi sąsia­dami bał­kań­skimi, Rumu­nią i Ser­bią, które po I woj­nie prak­tycz­nie podwo­iły swe tery­to­ria. Pierw­sza dzięki zjed­no­cze­niu ziem rumuń­skich uro­sła do 300 tys. km2, a druga na sku­tek utwo­rze­nia fede­ra­cyj­nego Kró­le­stwa SHS, póź­niej­szej Jugo­sła­wii, do 240 tys. km2.

Cesar­stwo Bizan­tyń­skie, o któ­rego wskrze­sze­niu marzył wielki wizjo­ner i trzeźwy poli­tyk Veni­ze­los, w wyniku najaz­dów i pod­boju turec­kiego zostało zli­kwi­do­wane i wchło­nięte przez pań­stwo Tur­ków osmań­skich. Po zdo­by­ciu Kon­stan­ty­no­pola i dal­szych pod­bo­jach prze­wyż­szyło ono siłą, zna­cze­niem i obsza­rem Cesar­stwo Bizan­tyń­skie z okresu jego naj­więk­szej świet­no­ści. Ta sama była tylko sto­lica impe­rium. Kon­stan­ty­no­pol został zdo­byty przez Tur­ków po dłu­gim oblę­że­niu 29 maja 1453 roku we wto­rek, nazy­wany do dzi­siaj w Gre­cji „straszną datą” (_apo­fra­dys imera_) i uwa­żany za dzień feralny. Mia­sto, wkrótce nazwane Stam­bu­łem, a tylko w ofi­cjal­nych doku­men­tach suł­tań­skich okre­ślane jako Kon­stan­ti­nije, stało się sto­licą kolej­nego impe­rium. Ale nie było to już impe­rium pra­wo­sławne ani w ogóle chrze­ści­jań­skie. Na kate­drze Mądro­ści Bożej (Świę­tej Zofii), w któ­rej koro­no­wano uro­czy­ście cesa­rzy wschod­nio­rzym­skich, miej­sce krzyża zastą­pił pół­księ­życ. W życiu ducho­wym miej­sce wspa­nia­łej, czer­pią­cej z pra­daw­nych źró­deł antycz­nych kul­tury grecko-chrze­ści­jań­skiej zajęła kul­tura muzuł­mań­ska. Grecy stali się oby­wa­te­lami dru­giej kate­go­rii, ofia­rami nie­zli­czo­nych nad­użyć i upo­ko­rzeń ze strony nowych wład­ców, ludzi innej wiary, etyki i men­tal­no­ści.

Nawet jeśli wśród Tur­ków nie bra­ko­wało ni­gdy ludzi uczci­wych i spra­wie­dli­wych, nie­ko­rzy­sta­ją­cych ponad miarę ze swej uprzy­wi­le­jo­wa­nej pozy­cji, to rela­cje mię­dzy obu nacjami zawsze nace­cho­wane były nie­uf­no­ścią cha­rak­te­ry­styczną dla sto­sun­ków pomię­dzy pod­bi­tymi i ich panami. Nic więc dziw­nego, że Grecy dążyli do zrzu­ce­nia nie­na­wist­nego im jarzma osmań­skiego, co na czę­ści obszaru Gre­cji nastą­piło po krwa­wym, naro­do­wym powsta­niu dzięki pomocy chrze­ści­jań­skich mocarstw euro­pej­skich – Wiel­kiej Bry­ta­nii, Fran­cji i Rosji – w roku 1830. Tak samo natu­ralne było dąże­nie Gre­ków do odzy­ska­nia ziem ode­bra­nych im przez turec­kich zdo­byw­ców, przy­naj­mniej tych obsza­rów, gdzie utrzy­my­wała się jesz­cze mniej­szość grecka.

Pra­gnie­nie odbu­dowy śre­dnio­wiecz­nego impe­rium grec­kiego, czyli przy­łą­cze­nie do Gre­cji całej Tra­cji ze Stam­bu­łem i czę­ści Azji Mniej­szej lub przy szczę­śli­wym zbiegu oko­licz­no­ści nawet zjed­no­cze­nie wszyst­kich Gre­ków z Azji Mniej­szej w jed­nym pań­stwie poprzez anek­sję uzgod­nioną z mocar­stwami lub wręcz przez pod­bój w wyniku wygra­nej wojny z Tur­kami – to główna przy­czyna wybu­chu kon­fliktu grecko-turec­kiego z lat 1919–1922. Inter­wen­cja grecka w Azji Mniej­szej nie mogła jed­nak być i oczy­wi­ście nie była w żaden spo­sób cał­ko­wi­cie samo­dzielną czy wręcz sza­leń­czą eks­pe­dy­cją Gre­ków, pod­jętą w zaśle­pie­niu, pod wpły­wem wybrzy­dza­nego przez wielu „postę­po­wych” histo­ry­ków patrio­ty­zmu, nazy­wa­nego przez tychże znaw­ców z upodo­ba­niem nacjo­na­li­zmem. Wręcz prze­ciw­nie. Zbrojne dzia­ła­nia Gre­ków były moż­liwe dzięki akcep­ta­cji ze strony głów­nych mocarstw zachod­nich, zwłasz­cza Wiel­kiej Bry­ta­nii i Fran­cji, a nawet w pew­nym momen­cie Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Wojna z Tur­kami była ele­men­tem, i to dość waż­nym, wiel­kiej poli­tyki mię­dzy­na­ro­do­wej. Cho­dziło o zmu­sze­nie Tur­cji do pod­pi­sa­nia nie­spra­wie­dli­wych warun­ków pokoju, które miały przy­pie­czę­to­wać jej klę­skę w I woj­nie świa­to­wej. Była rów­nież ele­men­tem, i to waż­nym, rywa­li­za­cji alian­tów z Rosją Sowiecką o kraje Zakau­ka­zia, Tur­cję i sze­rzej świat islamu. Na koniec była także ważną czę­ścią wewnątrz­a­lianc­kiej rywa­li­za­cji wiel­kich mocarstw. Krwawa wojna, nazy­wana w Gre­cji „wyprawą mało­azja­tycką” (_I mikro­asia­tiki eks­tra­teia_) lub „wielką kata­strofą” (_I megali kata­strofi_), a w repu­bli­kań­skiej Tur­cji „wojną o nie­pod­le­głość” (_Kurtuluş savaşi_), wywarła ogromny, do dziś odczu­walny wpływ na bieg dzie­jów i kształt obecny obu wal­czą­cych nie­gdyś kra­jów. Kon­flikt jest rów­nież ważny z uwagi na jego donio­sły, prze­ra­sta­jący wymiar bila­te­ralny, wpływ na sytu­ację mię­dzy­na­ro­dową – od Bał­ka­nów po Zakau­ka­zie i od Moskwy po Lon­dyn, Paryż i Rzym. W Pol­sce ta ważna wojna jest znana nader słabo, a nie­licz­nych skró­to­wych wzmia­nek docze­kała się w syn­te­zach dzie­jów naro­dów lub histo­rii powszech­nej XX wieku. Wła­śnie dla­tego, aby zapeł­nić ist­nie­jącą lukę, autor posta­no­wił opi­sać kon­flikt z lat 1919–1922 z myślą o Czy­tel­niku pol­skim.

***

W niniej­szej książce wyko­rzy­sta­łem liczne źró­dła i opra­co­wa­nia, zwłasz­cza obszerny mate­riał z dzie­dziny dyplo­ma­cji mię­dzy­na­ro­do­wej: listy, memo­randa, trak­taty, noty dyplo­ma­tyczne itp. Do naj­cen­niej­szych należą wydane zbiory dyplo­ma­tycz­nych doku­men­tów bry­tyj­skich oraz rosyj­skich i sowiec­kich. Duże zna­cze­nie poznaw­cze mają też książki Halide Edib (Adi­var, 1884–1964), uczest­niczki turec­kiego ruchu naro­do­wego wal­czą­cego z Gre­kami oraz w pew­nym okre­sie człon­kini naj­bliż­szego kręgu jego przy­wódcy – Mustafy Kemala. Ważne dla wyja­śnie­nia wielu wyda­rzeń oma­wia­nych w mojej książce są wspo­mnie­nia Geo­rge’a Hor­tona (1859–1942), ame­ry­kań­skiego kon­sula gene­ral­nego w Smyr­nie, naocz­nego świadka jej zagłady. Dla pozna­nia wewnętrz­nej sytu­acji w rzą­dzie ankar­skim i repre­sji wobec mniej­szo­ści grec­kiej cenne są wspo­mnie­nia Sie­miona I. Ara­łowa (1880–1969), pierw­szego szefa sowiec­kiego wywiadu woj­sko­wego i posła u boku turec­kiego rządu naro­do­wego. Sporo cen­nych infor­ma­cji zawie­rają uwagi Ioan­nisa Metak­sasa (1871–1941) z dzieła wyda­nego w 1935 roku, który w latach 1936–1941 spra­wo­wał funk­cję pre­miera i fak­tycz­nego dyk­ta­tora Gre­cji.

Naj­waż­niej­szym opra­co­wa­niem na temat wojny grecko-turec­kiej jest dzieło Micha­ela Lle­wel­lyna Smi­tha z 1973 roku, któ­rego walory spo­wo­do­wały jego ponowne wyda­nie w 1998 roku z cen­nym nowym wstę­pem autora. Praca ta, mia­ro­dajna przede wszyst­kim dla dzia­łań i wewnętrz­nej poli­tyki strony grec­kiej, dostar­cza rów­nież danych na temat kon­tek­stu mię­dzy­na­ro­do­wego „eks­pe­dy­cji” do Smyrny i nastę­pu­ją­cej po niej wojny z turec­kimi naro­dow­cami. Uzu­peł­nie­niem badań Smi­tha jest bio­gra­fia Mustafy Kemala we wcze­snej fazie jego dzia­łal­no­ści autor­stwa Geo­rge’a W. Gaw­ry­cha, który wyko­rzy­stuje zarówno nie­do­stępne wcze­śniej źró­dła turec­kie, jak i now­szą lite­ra­turę turecką oraz zachod­nią, by przed­sta­wić prze­bieg wojny z punktu widze­nia Tur­ków i sytu­ację wewnętrzną w stre­fie kon­tro­lo­wa­nej przez Mustafę Kemala i naro­dow­ców. Kolejną pracą uzu­peł­nia­jącą usta­le­nia Smi­tha na pod­sta­wie now­szej lite­ra­tury i źró­deł jest mono­gra­fia Heinza A. Rich­tera. Znacz­nie szcze­gó­ło­wiej niż poprzed­nie oma­wiają wojnę dwa opra­co­wa­nia, pierw­sze pod redak­cją Kon­stan­ti­nosa Tra­vlosa i dru­gie autor­stwa Edwarda J. Erick­sona, wiel­kiego znawcy nowo­cze­snej woj­sko­wo­ści turec­kiej.

O armiach toczą­cych wojnę, w tym o turec­kich for­ma­cjach nie­re­gu­lar­nych i ich uzbro­je­niu, napi­sał Phi­lip S. Jowett w pracy wyda­nej w serii Ospreya, ilu­stro­wa­nej wspa­niale przez Ste­phena Wal­sha. Sprawy liczeb­no­ści, morale i strat armii osmań­skich w I woj­nie świa­to­wej omó­wi­łem dzięki bada­niom Mau­rice’a Lar­chera i Edwarda J. Erick­sona, a straty Tur­ków pod­czas wojny podaję za Justi­nem McCar­thym i Rudol­fem Rum­me­lem. Zasad­ni­czą dla prze­biegu wojny współ­pracą Mustafy Kemala z Rosją bol­sze­wicką zaj­mo­wali się m.in. Tomasz Wituch, Salahi Rama­dan Sonyel, Bülent Gökay, Geo­rge W. Gaw­rych i Tsve­te­lina Tsvet­kova. Poli­tyczne zabiegi Veni­ze­losa o uzy­ska­nie rejonu Smyrny dla Gre­cji, zwłasz­cza na kon­fe­ren­cji wer­sal­skiej, przed­sta­wili Dimi­trios Kit­si­kis i Niko­laos Pet­sa­lis-Dio­mi­dis. Rewi­zję oceny poli­tyki turec­kiej Veni­ze­losa prze­pro­wa­dził Rode­ric Beaton w wykła­dzie wygło­szo­nym w Bri­tish School of Athens 28 lutego 2020 roku. Rolę Smyrny tuż przed odzy­ska­niem mia­sta przez turec­kie siły naro­dowe oraz oko­licz­no­ści spa­le­nia czę­ści mia­sta i masa­kry jej lud­no­ści chrze­ści­jań­skiej oma­wiają Mar­jorje House­pian, Heath W. Lowry i Michelle Tusan. Ważny jest także dok­to­rat Vic­to­rii Solo­mi­ni­dis o grec­kiej admi­ni­stra­cji Smyrny.

Czę­sto przy­ta­czam też opra­co­wa­nia z zakresu histo­rii Arme­nii w XX wieku, z którą kema­li­stow­ska Tur­cja sto­czyła w trak­cie kon­fliktu z Gre­kami krwawą wojnę. Dyplo­ma­cję turecką u począt­ków kariery Atatürka przed­sta­wił Salahi R. Sonyel. Waż­nym uzu­peł­nie­niem daw­niej­szych badań demo­gra­ficz­nych co do popu­la­cji schyłku Tur­cji osmań­skiej jest arty­kuł Meira Zamfira. Z licz­nych bio­gra­fii Atatürka wyko­rzy­sta­łem prace Geo­rge’a W. Gaw­ry­cha i Edwarda Mango oraz kla­syczną bio­gra­fię lorda Kin­rossa (Patricka Bal­fo­ura) i popu­lar­no­nau­kową, acz poda­jącą cenne fakty książkę Jerzego S. Łątki. Rela­cje dyplo­ma­tyczne grecko-turec­kie oraz rozejm w Muda­nyi i rolę Frid­tjofa Nan­sena w kry­zy­sie doty­czą­cym uchodź­ców grec­kich z Tur­cji omó­wił Harry J. Pso­mia­des. O oku­po­wa­nym Stam­bule pisała Nur Bilge Criss. Walki turec­kich nacjo­na­li­stów z Fran­cu­zami w Cyli­cji opi­sał Robert Zeid­ner.

W języku pol­skim mamy krót­kie syn­tezy histo­rii Gre­cji: dzieło zbio­rowe autor­stwa Jacka Bonarka, Tade­usza Cze­kal­skiego, Sła­wo­mira Spraw­skiego i Sta­ni­sława Tur­leja oraz histo­rię Gre­cji nowo­żyt­nej wybit­nego jej znawcy Richarda Clogga.

Spo­śród syn­tez dzie­jów Tur­cji wybra­łem drugi tom histo­rii tego kraju autor­stwa Stan­forda J. Shawa i Ezel K. Shaw. Poży­teczna była też popu­lar­no­nau­kowa mono­gra­fia dwu­dzie­sto­wiecz­nej Tur­cji wybit­nego pol­skiego osma­ni­sty Dariu­sza Koło­dziej­czyka. Nazwy miej­sco­wo­ści w Azji Mniej­szej, wyjąw­szy spo­lsz­czone nazwy więk­szych miast, zostały oddane zgod­nie ze współ­cze­sną pisow­nią turecką.

Pracy tej nie mógł­bym ukoń­czyć ze względu na zamknię­cie biblio­tek i czy­telni nauko­wych w 2020 roku, gdyby nie bez­in­te­re­sowna pomoc Pana Dok­tora Domi­nika Ciesz­kow­skiego, dyrek­tora Biblio­teki Naro­do­wej, owo­cu­jąca dostę­pem do aż pię­ciu uni­kal­nych opra­co­wań, i Pani Anny Sobie­raj z Lon­dynu, która pozwo­liła mi na wyko­rzy­sta­nie trudno dostęp­nych prac w języku angiel­skim. Dzię­kuję zarówno Im, jak i księ­garni „Koli­ber” w War­sza­wie, która spro­wa­dziła dla mnie książkę Heinza W. Rich­tera oraz dzieła Tanera Akçama. Pan Rafał Mazur, redak­tor wydaw­nic­twa Napo­leon V, poda­ro­wał mi bez­in­te­re­sow­nie m.in. książkę Grze­go­rza Kuchar­czyka oraz pol­skie arty­kuły o ludo­bój­stwie Ormian. Dzię­kuję także za pomoc w fina­li­zo­wa­niu książki i wyszu­ki­wa­niu mate­ria­łów Zbi­gnie­wowi Buko­wiń­skiemu, Darii Kowa­lik, Patry­cji Rek, Janowi Szy­mań­skiemu oraz Wik­to­rii i Anto­niemu Miro­sła­wom, a także wszyst­kim, któ­rzy na różne spo­soby mi pomo­gli, a zastrze­gli sobie ano­ni­mo­wość. _Last but not least_ dzię­kuję całej Redak­cji Bel­lony, któ­rej życz­li­wość i cier­pli­wość była mi pomocą i zachętą.ROZDZIAŁ I. CHWALEBNA KLĘSKA TURCJI OSMAŃSKIEJ W I WOJNIE I UPOKARZAJĄCE WARUNKI ROZEJMU W MUDROS

Roz­dział I
Chwa­lebna klę­ska Tur­cji
osmań­skiej w I woj­nie
i upo­ka­rza­jące warunki
rozejmu w Mudros

------------------------------------------------------------------------

W dniu 30 paź­dzier­nika 1918 roku na pokła­dzie bry­tyj­skiego okrętu linio­wego „Aga­mem­non” w Mudros, małym por­cie na grec­kiej wyspie Lem­nos, admi­rał sir Arthur Somer­set Gough-Cal­thorpe przy­jął w imie­niu mocarstw alianc­kich kapi­tu­la­cję impe­rium osmań­skiego, poko­na­nego po woj­nie dłu­giej i pro­wa­dzo­nej przez nie z wielką deter­mi­na­cją, nazna­czo­nej poje­dyn­czymi wpraw­dzie, lecz bar­dzo waż­nymi zwy­cię­stwami Osma­nów.

Impe­rium osmań­skie, sprzy­mie­rzone z pań­stwami cen­tral­nymi i wspie­rane przez liczną grupę wyż­szych ofi­ce­rów i spe­cja­li­stów z Nie­miec i Austro-Węgier, na­dal mogło się przez pewien czas bro­nić, gdyż morale kor­pusu ofi­cer­skiego było wyso­kie, lecz klę­ska z uwagi na wyczer­pa­nie armii w wyniku wyso­kich strat wojen­nych i maso­wych dezer­cji była tylko kwe­stią czasu. Tuż przed zawar­ciem rozejmu, na początku paź­dzier­nika, rzą­dzący pań­stwem Enver Pasza, Talaat Pasza i Dże­mal Pasza (mło­do­tu­recki trium­wi­rat) zbie­gli z kraju, umoż­li­wia­jąc prze­ję­cie steru rzą­dów nowej eki­pie, jak się mogło wyda­wać zdol­nej – z uwagi na brak powią­zań z pań­stwami cen­tral­nymi – do uzy­ska­nia od alian­tów lep­szych warun­ków kapi­tu­la­cji. W rze­czy­wi­sto­ści nowy pre­mier Tur­cji, gene­rał Ahmed Izzet Pasza, był nomi­na­tem Tala­ata Paszy i robił wszystko, aby człon­kom trium­wi­ratu i całej górze mło­do­tu­reckiego Komi­tetu Jed­no­ści i Postępu nic złego nie uczy­niono. Spo­wo­do­wał nawet znisz­cze­nie obcią­ża­ją­cych trium­wi­rat doku­men­tów.

Dopiero 30 paź­dzier­nika dele­ga­cja osmań­ska pod prze­wod­nic­twem mini­stra wojny Husejna Raufa Orbaya – w nie­da­le­kiej przy­szło­ści bojow­nika o unie­za­leż­nie­nie Tur­cji – pod­pi­sała ze zwy­cię­skimi alian­tami rozejm koń­czący dzia­ła­nia wojenne. Jego warunki, pod­pi­sane bli­sko 10 dni przed zło­że­niem broni przez oddziały turec­kie, uważa się w histo­rio­gra­fii za naj­su­row­sze ze wszyst­kich, jakie mocar­stwa alianc­kie podyk­to­wały poko­na­nym prze­ciw­ni­kom. Spro­wa­dzały się one do cał­ko­wi­tej i bez­wa­run­ko­wej kapi­tu­la­cji impe­rium. Nie cho­dziło tylko o powody ści­śle poli­tyczne i wymogi mili­tarne. Narzu­ce­nie Tur­kom ustępstw na rzecz mniej­szo­ści spo­wo­do­wane było zbrod­niami rządu turec­kiego na wła­snych chrze­ści­jań­skich oby­wa­te­lach. Opi­nią publiczną Zachodu wstrzą­snęły prze­ni­ka­jące z Tur­cji, mimo utrud­nień czasu wojny, donie­sie­nia o maso­wym ludo­bój­stwie doko­ny­wa­nym zwłasz­cza na Ormia­nach, ale też na Asy­ryj­czy­kach, chrze­ści­ja­nach z Syrii i Libanu oraz Gre­kach¹. Nie mniej­sze obu­rze­nie w kra­jach alianc­kich wywo­łało nie­ludz­kie trak­to­wa­nie jeń­ców bry­tyj­skich w obo­zach turec­kich².

Według posta­no­wień z Mudros Turcy zostali zobo­wią­zani do nie­zwłocz­nego udo­stęp­nie­nia Cie­śnin – Bos­foru i Dar­da­neli, dla żeglugi alianc­kiej i prze­ka­za­nia zwy­cięz­com wszyst­kich for­tów i umoc­nień w tej stre­fie. Flo­cie alianc­kiej wła­dze turec­kie miały udzie­lić wszel­kich infor­ma­cji i pomocy odno­śnie do żeglugi na Morzu Czar­nym. Zło­żono na nie obo­wią­zek uwol­nie­nia w try­bie natych­mia­sto­wym zarówno jeń­ców alianc­kich, jak i tysięcy inter­no­wa­nych Ormian. Szcze­gól­nie bole­sne były posta­no­wie­nia o demo­bi­li­za­cji i roz­bro­je­niu wszyst­kich sił woj­sko­wych impe­rium osmań­skiego, wyjąw­szy siły nie­zbędne do utrzy­ma­nia porządku i bez­pie­czeń­stwa na gra­ni­cach, któ­rych liczba miała być okre­ślona przez sprzy­mie­rzo­nych. Okręty wojenne, podob­nie jak porty, miały zostać prze­ka­zane alian­tom. Pod­kre­ślono prawo zwy­cięz­ców do zaję­cia każ­dego punktu o zna­cze­niu stra­te­gicz­nym w poko­na­nym kraju, o ile powsta­łaby sytu­acja zagra­ża­jąca bez­pie­czeń­stwu alian­tów. Narzu­cono Tur­cji cał­ko­witą kon­trolę wszel­kich środ­ków komu­ni­ka­cji w kraju, w tym nad kole­jami, por­tami, tele­gra­fem i pocztą, oraz oku­pa­cję sys­temu tuneli w górach Tau­rus łączą­cych Ana­to­lię z Cyli­cją. Wszyst­kie oddziały osmań­skie wal­czące na­dal w Libii, Jeme­nie i Hidża­zie oraz Mezo­po­ta­mii miały natych­miast zło­żyć broń. W ręce alian­tów miała rów­nież przejść kon­trola nad kole­jami Zakau­ka­zia, w tym na daw­nych tery­to­riach rosyj­skich, na któ­rych zna­la­zły się oddziały turec­kie – w Baku i Batumi. Alianci zagwa­ran­to­wali sobie rów­nież prawo do oku­pa­cji sze­ściu wschod­nich wila­je­tów turec­kich w razie jakich­kol­wiek nie­po­ko­jów w tych rejo­nach³.

Posta­no­wie­nia z Mudros wzbu­dziły nie tylko roz­go­ry­cze­nie elit spo­łe­czeń­stwa osmań­skiego, ale rów­nież obu­rze­nie olbrzy­miej więk­szo­ści muzuł­mań­skiej lud­no­ści Tur­cji. W dodatku w krę­gach zwy­cięz­ców zro­dziła się myśl o utwo­rze­niu nie­pod­le­głej Arme­nii na tere­nach nie tylko daw­nego impe­rium rosyj­skiego, ale rów­nież kosz­tem sze­ściu wschod­nich wila­je­tów turec­kich. Pomysł alianci trak­to­wali oczy­wi­ście jako zadość­uczy­nie­nie za strasz­liwe cier­pie­nia i ludo­bój­stwo, jakich w I woj­nie doświad­czyli Ormia­nie i w mniej­szej mie­rze Grecy – a jak się póź­niej dowie­dziano, i inne wspól­noty chrze­ści­jań­skie impe­rium osmań­skiego. Nie­za­do­wo­le­nie wzbu­dziła rów­nież obiet­nica alian­tów co do zapew­nie­nia auto­no­mii Kur­dom turec­kim, zamiesz­ku­ją­cym pogra­ni­cze Ana­to­lii, pół­noc­nego Iraku, pół­nocno-wschod­niej Syrii i Per­sji. Nie wie­dziano jesz­cze w Tur­cji, że zwy­cię­skie mocar­stwa alianc­kie były gotowe do fak­tycz­nego roz­bioru poko­na­nego impe­rium i pozo­sta­wie­nia jedy­nie jej skrawka pod pano­wa­niem spro­wa­dzo­nego do roli mario­netki suł­tana⁴.

Rozejm pod­pi­sali nie przed­sta­wi­ciele trium­wi­ratu (wspo­mniani już przy­wódcy nacjo­na­li­stycz­nego Komi­tetu Jed­no­ści i Postępu, rzą­dzą­cego impe­rium żela­zną ręką w latach 1913–1918 i odpo­wie­dzial­nego za decy­zję o przy­stą­pie­niu Tur­cji do Wiel­kiej Wojny u boku Nie­miec), lecz grupa poli­ty­ków wier­nych suł­ta­nowi Meh­me­dowi VI Vahi­ded­di­nowi (1918–1922), kie­ro­wana przez nowego wiel­kiego wezyra Ahmeda Izzeta. Usi­ło­wała ona zdy­stan­so­wać zarówno sie­bie, jak i władcę osmań­skiego, rzą­dzą­cego zresztą od nie­dawna – od decy­zji o przy­stą­pie­niu do wojny po stro­nie Nie­miec i od odpo­wie­dzial­no­ści za doko­nane przez rząd mło­do­tu­recki masowe ludo­bój­stwo mniej­szo­ści chrze­ści­jań­skich. W rze­czy­wi­sto­ści, jak wspo­mnie­li­śmy, grupa ta roz­to­czyła para­sol ochronny nad przy­wód­cami daw­nego reżimu. Owi przy­wódcy two­rzący trium­wi­rat zbie­gli zresztą z kraju, ale pozo­sta­wili na miej­scu, w nadziei wznie­ce­nia oporu w sprzy­ja­ją­cym momen­cie, tajną orga­ni­za­cję Kara­kol. Jej opar­ciem była wpły­wowa na szcze­blu lokal­nym, na roz­le­głych obsza­rach Ana­to­lii i Tra­cji, grupa osób, urzęd­ni­ków i woj­sko­wych powią­zana z reżi­mem mło­do­tu­reckim. W Ana­to­lii, uwa­ża­nej za dosko­nałą bazę do dal­szego zbroj­nego oporu, zwo­len­nicy daw­nych władz ukryli znaczne ilo­ści broni i sprzętu woj­sko­wego. Nowa orga­ni­za­cja miała ochro­nić zwią­zane z ustę­pu­ją­cym reżi­mem kadry urzęd­ni­cze i przy­go­to­wać zaple­cze dla ruchu oporu wobec oku­pan­tów.

Popar­cie dla ustę­pu­ją­cego sys­temu, jak i nowo powsta­łej orga­ni­za­cji było w Tur­cji bar­dzo silne. Według stwier­dze­nia admi­rała Gough-Cal­thorpe’a mło­do­tu­recki „Komi­tet Jed­no­ści i Postępu nie prze­stał ist­nieć; wydaje się tylko, że prze­szedł w inne ręce i staje się krę­go­słu­pem, wokół któ­rego ogni­skują się praw­dziwe realne naro­dowe uczu­cia”.

Turecki esta­bli­sh­ment był wstrzą­śnięty warun­kami rozejmu. Straszne wyda­wało się już wstępne zre­du­ko­wa­nie tery­to­rium pań­stwa z ok. 1,7 do nieco ponad 0,7 miliona kilo­me­trów kwa­dra­to­wych, a jego lud­no­ści z daw­nych przy­naj­mniej 21 milio­nów do kil­ku­na­stu milio­nów⁵. Nie­stety, mimo ugo­do­wej poli­tyki i goto­wo­ści do współ­pracy ze strony rządu suł­tań­skiego, alianci w spo­sób wyjąt­kowo nie­zręczny postę­po­wali z Tur­kami. Nie doce­niali wro­gich nastro­jów lud­no­ści turec­kiej, obu­rzo­nej przy­chyl­no­ścią oka­zy­waną przez oku­pan­tów mniej­szo­ściom chrze­ści­jań­skim. W dniach 9–13 listo­pada wielka flota aliancka, poprze­dzana przez bry­tyj­ski pan­cer­nik „Superb”, wpły­nęła do Cie­śnin, obsa­dziła ich umoc­nie­nia i wysa­dziła w Stam­bule siły liczące nie­wiele ponad 3 tysiące żoł­nie­rzy, zło­żone począt­kowo z Fran­cu­zów i Bry­tyj­czy­ków, a stop­niowo powięk­szone do 50 tysięcy, przy udziale Wło­chów, lecz zawsze z prze­wagą Bry­tyj­czy­ków. Dumę Tur­ków ura­ził prze­jazd gene­rała Fran­cheta d’Espe­rey na koniu ciem­nej maści, któ­rego legenda uczy­niła bia­łym, wzo­rem daw­nych suł­tań­skich zwy­cięz­ców, po Grand Rue de Pera. Koło Galaty ku wście­kło­ści Tur­ków zarzu­cił kotwicę rów­nież krą­żow­nik pan­cerny „Ave­rof”, jed­nostka nale­żąca do arcyw­ro­gów Tur­cji – Gre­ków.

Odtąd aż do 23 paź­dzier­nika 1923 roku Stam­buł i oba wybrzeża Cie­śnin oku­po­wane były przez siły alianc­kie. Na czele zarządu oku­pa­cyj­nego sta­nął, jako pierw­szy wysoki komi­sarz, admi­rał Cal­thorpe, wspo­ma­gany przez wicekomi­sarzy: Fran­cuza i Wło­cha. Los i gra­nice Tur­cji miał roz­strzy­gnąć przy­go­to­wy­wany przez alian­tów, wśród zmien­nych oko­licz­no­ści poli­tycz­nych i napięć mię­dzy zwy­cięz­cami, trak­tat poko­jowy. Błę­dem alian­tów było zbyt dłu­gie wypra­co­wy­wa­nie tego doku­mentu, a zasad­ni­czą sła­bo­ścią nie­moż­li­wość spro­wa­dze­nia do Ana­to­lii wła­snej licz­nej armii, która – aby utrzy­mać porzą­dek i zmu­sić Tur­ków do zacho­wa­nia i zaak­cep­to­wa­nia suro­wych warun­ków pokoju – musia­łaby liczyć, jak sza­co­wano w 1920 roku, przy­naj­mniej 27 dywi­zji.

Już na samym początku w rela­cjach pomię­dzy zwy­cięz­cami, a zwłasz­cza w ich nasta­wie­niu wobec poko­na­nych, poja­wiły się rysy. Pierw­sze Wło­chy, ura­żone odmową Wiel­kiej Bry­ta­nii i Sta­nów Zjed­no­czo­nych co do hono­ro­wa­nia przy­rze­czo­nej im strefy wpły­wów w Tur­cji, roz­po­częły poli­tykę zbli­że­nia z naro­do­wymi śro­do­wi­skami turec­kimi, już sprze­ci­wia­ją­cymi się pro­alianc­kiej poli­tyce rządu suł­tań­skiego⁶. Rząd ów z kolei, świa­domy kon­flik­tów pomię­dzy zwy­cię­skimi mocar­stwami i dla­tego liczący na zła­go­dze­nie warun­ków posta­wio­nych Tur­cji, sta­rał się z jed­nej strony gor­li­wie wyko­ny­wać alianc­kie żąda­nia, z dru­giej pod­kre­ślać swoje zerwa­nie z ludo­bój­czą poli­tyką daw­nych rzą­dów mło­do­tu­rec­kich.

Alianci, a zwłasz­cza Bry­tyj­czycy, zde­cy­do­wani byli na roz­wią­za­nie nie­sły­chane i nie­moż­liwe do zaak­cep­to­wa­nia dla prze­cięt­nego Turka: prze­kształ­ce­nie Stam­bułu i rejonu Cie­śnin w kon­tro­lo­waną przez obcych strefę mię­dzy­na­ro­dową. Przed­mio­tem dłu­gich nego­cja­cji stało się tylko usta­le­nie pod­miotu kon­tro­lu­ją­cego tę strefę, pozo­sta­wioną pod nomi­nal­nym zwierzch­nic­twem suł­tana. Anglicy pra­gnęli oczy­wi­ście, aby to oni prze­jęli kon­trolę nad tym waż­nym stra­te­gicz­nie obsza­rem, ale rów­nież w tej kwe­stii wyka­zali się ela­stycz­no­ścią i gotowi byli do prze­ka­za­nia odpo­wie­dzial­no­ści zarówno za Cie­śniny, jak i za odle­głe pań­stwo armeń­skie Ame­ry­ka­nom, w for­mie man­datu powier­ni­czego. W dłu­gich i trud­nych nego­cja­cjach poja­wiała się rów­nież kon­cep­cja prze­ka­za­nia rzą­dowi Sta­nów Zjed­no­czo­nych podob­nego man­datu nad całą Tur­cją, a raczej tym, co z niej pozo­sta­nie, po zaspo­ko­je­niu ape­ty­tów zwy­cięz­ców.

Swo­isty cha­rak­ter miało nasta­wie­nie wobec spraw turec­kich rządu Fran­cji, dla któ­rej strefy wpły­wów miały dru­go­rzędne zna­cze­nie. Dla­czego? Roz­sze­rze­nie fran­cu­skich wpły­wów w tej for­mie kłó­ciło się tutaj z koniecz­no­ścią obsłu­gi­wa­nia tak zwa­nego długu osmań­skiego, czyli wiel­kich i wysoko opro­cen­to­wa­nych poży­czek i zobo­wią­zań poprzed­nich suł­ta­nów, w lwiej czę­ści zacią­gnię­tych w ban­kach fran­cu­skich. Wła­śnie dla­tego rząd Repu­bliki Fran­cu­skiej był skłonny do łagod­niej­szego potrak­to­wa­nia Tur­cji w przy­go­to­wy­wa­nym trak­ta­cie poko­jo­wym.

Już na samym początku alianc­kiej oku­pa­cji Stam­bułu i strefy Cie­śnin Turcy zorien­to­wali się, że oku­panci nie są w sta­nie kon­tro­lo­wać więk­szych obsza­rów w ich kraju. Pod­sy­ciło to jesz­cze wolę oporu wobec najeźdź­ców. W Stam­bule docho­dziło nawet do ata­ków na Gre­ków sta­no­wią­cych bli­sko połowę miesz­kań­ców sto­licy. Atmos­ferę zagro­że­nia i nie­pew­no­ści pod­sy­cały jesz­cze powroty do Tur­cji tych Gre­ków, któ­rych wła­dze mło­do­tu­rec­kie usu­nęły z rejonu wybrzeży Morza Egej­skiego i morza Mar­mara. Zarówno repa­trianci z Gre­cji, jak i zwłasz­cza ich rodacy zesłani przez wła­dze w głąb Ana­to­lii, po strasz­nych prze­ży­ciach, jakie stały się ich udzia­łem, ener­gicz­nie doma­gali się zwrotu utra­co­nego mie­nia lub odszko­do­wań.

Pozy­cja kolej­nych wiel­kich wezy­rów suł­tań­skich, zmie­nia­ją­cych się na swym urzę­dzie jak w kalej­do­sko­pie, była słaba. Suł­tan Meh­med VI Vahi­ded­din zmie­rzał do auto­ry­tar­nych rzą­dów oso­bi­stych. Nie tylko szybko ode­brał wielki wezy­rat sprzy­ja­ją­cemu poprzed­niemu reżi­mowi mło­do­tu­rec­kiemu Ahme­dowi Izze­towi Paszy, ale fawo­ry­zo­wał spo­wi­no­wa­co­nego z dyna­stią kil­ka­krot­nego wiel­kiego wezyra Damata Ferida Paszę. I nic dziw­nego. Nawet wpływ urzęd­ni­ków wier­nych pady­sza­chowi w pro­win­cjach był słab­szy niż admi­ni­stra­cji pozo­sta­ją­cej w kon­tak­cie ze zbie­głym kie­row­nic­twem mło­do­tu­rec­kim. Jej rola miała prze­są­dzić o biegu dal­szych wyda­rzeń. I jesz­cze jedno. Rząd suł­tań­ski, zarówno dla­tego, że sam pró­bo­wał zapo­biec dal­szemu pomniej­sze­niu tery­to­rium pań­stwa, jak i dla­tego że znał anty­alianc­kie nastroje lud­no­ści, pro­wa­dził poli­tykę lawi­ro­wa­nia pomię­dzy wymo­gami oku­pan­tów a nastro­jami pod­da­nych. Rzą­dzący wcze­śniej trium­wi­rat mło­do­tu­recki usi­ło­wał pod koniec wojny zawrzeć rozejm ze zwy­cię­skimi mocar­stwami na pod­sta­wie 14 punk­tów pre­zy­denta Woodrowa Wil­sona, pośród któ­rych zna­lazł się postu­lat prawa naro­dów do samo­sta­no­wie­nia i gra­nic etnicz­nych. Nato­miast suro­wość posta­no­wień z Mudros, tak odmienna od zale­ceń ide­ali­stycz­nie nasta­wio­nego ame­ry­kań­skiego pre­zy­denta, roz­go­ry­czyła skłonne do ugody oto­cze­nie suł­tana, a roz­wście­czyła żywioły, które zwy­kło się nazy­wać nacjo­na­li­stycz­nymi lub lepiej naro­do­wo­tu­rec­kimi. Żywioły te od marca 1919 roku umac­niały swoje wpływy w tere­nie. For­malne prze­ciw­sta­wie­nie się alian­tom zachod­nim było tylko kwe­stią czasu i odpo­wied­niego pre­tek­stu.

Alianci, któ­rzy przy­stą­pili do przy­go­to­wy­wa­nia tek­stu trak­tatu poko­jo­wego, popeł­nili wobec poko­na­nej Tur­cji sze­reg kar­dy­nal­nych błę­dów. Miały one przy­nieść im i ich całej poli­tyce w rejo­nie Tur­cji i Zakau­ka­zia kom­pletną porażkę. Pierw­szym błę­dem było nie­do­ce­nie­nie woli oporu poko­na­nych Tur­ków. Skłó­cone mocar­stwa alianc­kie, róż­niące się co do celów poli­tycz­nych i podej­ścia wobec przy­szło­ści impe­rium osmań­skiego, nie doce­niły siły nacjo­na­li­zmu turec­kiego i moż­li­wo­ści inte­lek­tu­al­nych oraz poli­tycz­nych jego przy­wód­ców. Znacz­nie nato­miast prze­ce­niły moż­li­wość opar­cia poli­tyki wobec Tur­ków na Gre­cji – zwłasz­cza Wielka Bry­ta­nia – lub Arme­nii i w mniej­szym stop­niu na innych kra­jach Zakau­ka­zia. Zamiar demo­bi­li­za­cji potęż­nych armii z okresu Wiel­kiej Wojny oraz cięć budże­to­wych i znana nie­chęć Wiel­kiej Bry­ta­nii do mili­tar­nego anga­żo­wa­nia się tam, gdzie można było użyć dla swych celów obcych sił zbroj­nych, fatal­nie roko­wała pla­nom roz­bioru Tur­cji.

Tym­cza­sem w wyniku I wojny olbrzy­mie obszary daw­nego impe­rium rosyj­skiego, jak i impe­rium osmań­skiego, stały się próż­nią, a ich pod­po­rząd­ko­wa­nie czy wręcz spa­cy­fi­ko­wa­nie miało oka­zać się zada­niem prze­wyż­sza­ją­cym moż­li­wo­ści wszyst­kich zwy­cię­skich mocarstw. Sama Tur­cja sta­no­wiła ogromne wyzwa­nie dla sprzy­mie­rzo­nych. Zasad­ni­czą sprawą była odpo­wiedź na pyta­nie: jak zapa­no­wać nad słabo zalud­nio­nym, trudno dostęp­nym z uwagi na marne drogi i rzadką sieć kole­jową obsza­rem zamiesz­ka­nym przez wiele milio­nów głów­nie muzuł­mań­skiej popu­la­cji. A popu­la­cja ta, fana­tycz­nie nasta­wiona prze­ciwko chrze­ści­ja­nom, słu­chała nie tyle zarzą­dzeń urzęd­ni­ków pak­tu­ją­cego z oku­pan­tem suł­tana, lecz pod­szep­tów wie­lo­ty­sięcz­nej rze­szy ofi­ce­rów i islam­skich duchow­nych, zde­ter­mi­no­wa­nych do kon­ty­nu­owa­nia zapo­cząt­ko­wa­nej w 1914 roku świę­tej wojny.ROZDZIAŁ II. POCZĄTEK GRECKIEJ INTERWENCJI W AZJI MNIEJSZEJ

Roz­dział II
Począ­tek grec­kiej inter­wen­cji
w Azji Mniej­szej

------------------------------------------------------------------------

Zamach w Smyrnie

Zamach w Smyr­nie

W dniu 14 maja 1919 roku oddziały alianc­kie wysa­dzone z okrę­tów admi­rała Gough-Cal­thorpe’a na mocy para­grafu 7 rozejmu w Mudros zajęły forty Smyrny. Następ­nego pięk­nego i sło­necz­nego poranka smyr­neń­scy Grecy i Ormia­nie z rado­ścią witali lądu­jące w mie­ście oddziały grec­kie. Wzru­sze­nie udzie­liło się wszyst­kim miej­sco­wym chrze­ści­ja­nom. Wśród rado­snych okrzy­ków i powie­wa­ją­cych grec­kich flag pobło­go­sła­wione uro­czy­ście przez arcy­bi­skupa Smyrny Chry­zo­sto­mosa (1867–1922), woj­ska Kró­le­stwa Gre­cji zda­wały się chrze­ści­jań­skim miesz­kań­com mia­sta speł­nie­niem snów o zjed­no­cze­niu z ojczy­zną, wyma­rzoną i wyide­ali­zo­waną.

Smyrna była naj­waż­niej­szym por­tem Tur­cji na wybrzeżu egej­skim. Od XVIII wieku roz­wój miej­sco­wego han­dlu i rze­mio­sła, a póź­niej prze­my­słu przy­cią­gał do niej rze­sze Gre­ków, w mniej­szej zaś licz­bie Ormian z Ana­to­lii i wysp grec­kich, co uczy­niło z mia­sta metro­po­lię o lud­no­ści w więk­szo­ści chrze­ści­jań­skiej. W XX wieku miesz­kało tu wię­cej Gre­ków niż w Ate­nach.

Ow­szem, miesz­kali tu Turcy, emi­granci tureccy z grec­kiej już Krety, Ormia­nie, Żydzi oraz liczna lud­ność o korze­niach euro­pej­skich zwana Lewan­tyń­czy­kami, ale wyraź­nie prze­wa­żał ele­ment hel­leń­ski. Grecy byli rów­nież naj­bo­gatsi i naj­bar­dziej przed­się­bior­czy, ku szcze­rej zazdro­ści muzuł­mań­skich sąsia­dów.

Smyrna, z uwagi na swoją pozy­cję prze­my­słową i han­dlową, z racji powią­za­nia z mia­stami zachod­niej Ana­to­lii przez sieć kolei żela­znej, góro­wała roz­wo­jem i zamoż­no­ścią nad wszyst­kimi mia­stami turec­kimi z wyjąt­kiem Stam­bułu. Już w grud­niu 1918 roku, mimo nie­chęci władz turec­kich, do nabrzeża Smyrny przy­bił grecki nisz­czy­ciel „Leon”, który stał się miej­scem piel­grzy­mek grec­kich miesz­kań­ców mia­sta tęsk­nią­cych po latach prze­śla­do­wań i upo­ko­rzeń za _eno­sis_ – zjed­no­cze­niem z macie­rzą. Jed­nak mimo powrotu tra­dy­cyj­nego przy­wódcy lokal­nej spo­łecz­no­ści, jakim był arcy­bi­skup Chry­zo­sto­mos, wygnany do Stam­bułu w 1914 roku, dopiero teraz, w maju 1919 roku wyda­wało się jasne, że Gre­cja „wróci” do Smyrny. Nie orien­to­wano się w mie­ście zupeł­nie, że przy­by­cie wojsk grec­kich miało jedy­nie na celu ochronę Gre­ków przed poten­cjal­nymi masa­krami i zostało obwa­ro­wane przez mocar­stwa alianc­kie znacz­nymi ogra­ni­cze­niami. O akce­sji _de iure_ Smyrny i jej san­dżaku do Gre­cji na razie nie mogło być mowy.

Jedno wyda­wało się pewne. Już ni­gdy żaden chrze­ści­ja­nin w mie­ście nie zadrży przed odgło­sem kolb turec­kich żoł­nie­rzy łomo­cą­cych do drzwi ich domów, już ni­gdy żaden Grek lub Ormia­nin nie zosta­nie wysłany na wschód w dłu­giej kolum­nie więź­niów ska­za­nych na pewną śmierć z rąk bez­li­to­snych straż­ni­ków, miej­sco­wej lud­no­ści, z braku żyw­no­ści, wody i pod­sta­wo­wej opieki lekar­skiej. Nikt jed­nak lub pra­wie nikt spo­śród nie­zli­czo­nych tłu­mów liczą­cych na dobro­czynną odmianę losu nie wie­dział, że wła­śnie roz­po­czyna się jeden z naj­tra­gicz­niej­szych okre­sów w wie­lo­wie­ko­wych dzie­jach grec­kiej obec­no­ści w Azji Mniej­szej.

Muzuł­mań­scy miesz­kańcy Smyrny, któ­rzy nazy­wali ją Izmi­rem, przy­jęli lądo­wa­nie oddzia­łów grec­kich w „swoim” mie­ście z obu­rze­niem i wście­kło­ścią. Turcy nie­na­wi­dzili z całego serca Gre­ków i gar­dzili nimi głę­boko. Dla nich, miesz­kań­ców potęż­nego i dum­nego impe­rium osmań­skiego, zarówno ich greccy sąsie­dzi, jak i miesz­kańcy maleń­kiego Kró­le­stwa Gre­cji, byli tylko „nie­wier­nymi psami” i „zbun­to­wa­nymi nie­wol­ni­kami suł­tana”. O żad­nym kom­pro­mi­sie z inno­wier­cami w ich ukształ­to­wa­nych przez Koran sumie­niach mowy być nie mogło. Nie­za­leż­nie od tego, jak bogaci, inte­li­gentni i przy­datni byliby chrze­ści­ja­nie dla impe­rium rodu Osmana, ich rola pole­gać musiała na słu­że­niu i słu­cha­niu. Wła­dza nie­po­dzielna i cał­ko­wita nale­żała do muzuł­ma­nina – Osmana coraz czę­ściej nazy­wa­ją­cego sie­bie po pro­stu Tur­kiem. Wielu Tur­ków nie tylko sym­pa­ty­zo­wało ze Sto­wa­rzy­sze­niem Obrony Praw Naro­do­wych, zało­żo­nym przez nie­daw­nego zwierzch­nika san­dżaku Smyrny i guber­na­tora Aydinu, gene­rała Nured­dina Paszę, ale chciało czyn­nie bro­nić wła­śnie swo­ich przy­wi­le­jów. Wielu z nich posia­dało broń i zamie­rzało jej użyć, gdy tylko w Smyr­nie poja­wią się wro­dzy nie­wierni. W noc poprze­dza­jącą lądo­wa­nie tłumy Tur­ków zgro­ma­dziły się w pobliżu cmen­ta­rza żydow­skiego i cały czas zgro­ma­dze­niu towa­rzy­szyło, przej­mu­jące grozą ich chrze­ści­jań­skich współ­o­by­wa­teli, bicie w bębny.

Na razie jed­nak nikt z Gre­ków nie spo­dzie­wał się niczego złego. Uko­ro­no­wa­niem pięk­nego dnia mógł stać się prze­marsz eli­tar­nych oddzia­łów armii grec­kiej – _evzo­nes_. Byli to żoł­nie­rze pie­choty, łatwi do roz­po­zna­nia, gdyż wyróż­niał ich cha­rak­te­ry­styczny strój. Nosili pli­so­wane białe spód­niczki, białe raj­stopy, trze­wiki z zakrę­co­nymi nosami, a na gło­wie fezy ozdo­bione zwi­sa­ją­cym chwo­stem. Gdy oto­czeni tłu­mem roz­en­tu­zja­zmo­wa­nych Gre­ków prze­cho­dzili koło konaku, sie­dziby miej­sco­wej admi­ni­stra­cji turec­kiej, i bara­ków gar­ni­zonu turec­kiego w dziel­nicy muzuł­mań­skiej, poprze­dzani przez żoł­nie­rza powie­wa­ją­cego biało-nie­bie­ską, nazna­czoną krzy­żem flagą Gre­cji, doszło do serii tra­gicz­nych wyda­rzeń. Naj­pierw nie­znany snaj­per zastrze­lił cho­rą­żego nio­są­cego flagę, a następ­nie na żoł­nie­rzy i towa­rzy­szący im tłum cywi­lów spa­dła lawina poci­sków z broni pal­nej. Turcy – żoł­nie­rze i cywile – roz­po­częli kano­nadę: z budynku wię­zie­nia, domów miesz­kal­nych, konaku, szkoły żan­dar­me­rii, bara­ków, a nawet z łodzi rybac­kich w por­cie! W odpo­wie­dzi, wśród cha­osu i paniki, która ogar­nęła zgro­ma­dzone tłumy, oddział _evzo­nes_ odpo­wie­dział ogniem, skie­ro­wa­nym głów­nie w stronę bara­ków. Po ostrzale z bara­ków wyszła grupa żoł­nie­rzy turec­kich z pod­nie­sio­nymi rękami, któ­rych aresz­to­wano, podob­nie jak zna­le­zio­nego tam, lecz nie­roz­po­zna­nego guber­na­tora turec­kiego. W wyniku strze­la­niny zgi­nęło wiele osób, sporo ciał wrzu­cono do morza. Odna­le­ziono jedy­nie zwłoki 2 żoł­nie­rzy grec­kich i bli­sko 10 ciał ofi­ce­rów turec­kich. Naj­gor­sze jed­nak miało dopiero nastą­pić. Ostrze­la­nie przez Tur­ków grec­kich żoł­nie­rzy i cywi­lów musiało dopro­wa­dzić tłumy zgro­ma­dzone na powi­ta­nie do nie­opi­sa­nej wście­kło­ści. Zatrzy­ma­nych przez _evzo­nes_ Tur­ków bito i poni­żano. Były ofiary śmier­telne. Nie­stety, nie­któ­rzy żoł­nie­rze greccy bestial­sko zabi­jali bez­bron­nych jeń­ców, strze­la­jąc do nich i zakłu­wa­jąc bagne­tami. Wiele ogra­bio­nych zwłok wrzu­cono do morza. Ofi­ce­ro­wie greccy jedy­nie z naj­wyż­szym tru­dem zdo­łali powstrzy­mać swo­ich żoł­nie­rzy od szer­szego udziału w wybry­kach motło­chu. Roz­po­znano nato­miast aresz­to­wa­nego guber­na­tora turec­kiego, któ­rego prze­pro­szono i wypusz­czono na wol­ność.

Brak zgody co do liczby zabi­tych i ran­nych w incy­den­tach. Ame­ry­kań­ski kon­sul gene­ralny Geo­rge Hor­ton, czer­piący swoje infor­ma­cje z dru­giej ręki, twier­dzi, że zgi­nęło 76 Tur­ków i 100 osób innej naro­do­wo­ści (lub też od 50 do 300 Tur­ków) z rąk żoł­nie­rzy i grec­kich cywi­lów. Według innego sza­cunku zostało zabi­tych lub ran­nych około 300–400 Tur­ków oraz 100 Gre­ków, w tym dwóch _evzo­nes_. Star­cia roz­lały się na oko­liczne wsie, a bandy prze­stęp­cze obu naro­do­wo­ści, korzy­sta­jące z wcze­śniej­szego roz­pusz­cze­nia poli­cji przez wła­dze turec­kie, gra­biły sklepy. Już jed­nak w dniu następ­nym wpro­wa­dzono sądy wojenne i zapro­wa­dzono porzą­dek. Wydano surowe wyroki, także na Gre­ków. Przed połową sierp­nia na przy­kład ska­zano na powie­sze­nie 72 osoby, w tym 3 Gre­ków. Rząd grecki wypła­cił także 2,5 miliona fran­ków odszko­do­wa­nia oso­bom poszko­do­wa­nym. Sprawę wyda­rzeń w Smyr­nie nagło­śniono, a wkrótce skru­pu­lat­nie zba­dała ją komi­sja aliancka. Prasa turecka nagło­śniła te wypadki, zwie­lo­krot­nia­jąc liczby zabi­tych Tur­ków i obcią­ża­jąc winą za wyda­rze­nia wyłącz­nie Gre­ków.

Wiele wska­zuje na to, że doszło do zapla­no­wa­nej przez woj­skowe wła­dze lokalne pro­wo­ka­cji, gdyż korzy­ści pro­pa­gan­dowe odnio­sły te siły po stro­nie turec­kiej, które parły do zbroj­nego prze­ciw­sta­wie­nia się lądo­wa­niu Gre­ków, lądo­wa­niu – przy­po­mnijmy – uzgod­nio­nemu z trzema z czte­rech mocarstw alianc­kich. Liczby zabi­tych Tur­ków, acz znaczne, bledną jed­nak w zde­rze­niu z ogro­mem znisz­czeń i masakr, jakich dokona zwy­cię­ska armia turecka po odzy­ska­niu nie­sta­wia­ją­cego żad­nego oporu bez­bron­nego mia­sta w roku 1922. Część bada­czy nie tylko roz­myśl­nie zaniża liczbę wymor­do­wa­nych wów­czas bez­bron­nych grec­kich i ormiań­skich miesz­kań­ców, lecz ponadto pomija mil­cze­niem inny zna­mienny fakt: woj­sko i wła­dze turec­kie nie poczu­wały się do naj­mniej­szego wstydu lub odpo­wie­dzial­no­ści za świa­do­mie popeł­nione zbrod­nie na cywil­nej lud­no­ści.

Wyda­rze­nia, do któ­rych doszło w Smyr­nie w poło­wie maja 1919 roku, ozna­czają począ­tek wojny Gre­ków z miej­sco­wym maho­me­tań­skim ruchem oporu. Rychło prze­kształci się ona w wojnę Gre­cji z turec­kim ruchem naro­do­wym⁷.

Greckie dążenia, pretensje i prawa do Azji Mniejszej

Grec­kie dąże­nia, pre­ten­sje
i prawa do Azji Mniej­szej

Nie­wiel­kie pań­stwo, o nie­zbyt licz­nej lud­no­ści, poło­żone na wyjąt­kowo pięk­nym kra­jo­bra­zowo krańcu Pół­wy­spu Bał­kań­skiego i na nie­zli­czo­nych wyspach Morza Egej­skiego, zwa­nych po pro­stu Archi­pe­la­giem, powstało dzięki hero­icz­nemu i krwa­wemu powsta­niu prze­ciwko Tur­kom. Ale zgodę na nie­pod­le­głość zawdzię­czało nie swym nie­wiel­kim siłom, lecz inter­wen­cji mocarstw euro­pej­skich. Po zwy­cię­stwie flot bry­tyj­skiej, fran­cu­skiej i rosyj­skiej w bitwie pod Nava­rino nad wal­czącą w imie­niu suł­tana flotą egip­ską, na mocy pokoju lon­dyń­skiego z 1832 roku utwo­rzono maleń­kie kró­le­stwo (obej­mu­jące 48 tys. km2 i liczące 730 tys. oby­wa­teli), które po dwóch woj­nach bał­kań­skich (1912–1913) stało się spo­rym pań­stwem z wiel­kimi ambi­cjami tery­to­rial­nymi.

Mała, zaco­fana cywi­li­za­cyj­nie i gospo­dar­czo Gre­cja, skłó­cona o zie­mie pogra­niczne z Buł­ga­rią i Alba­nią, wysu­wa­jąca nie­współ­mierne do swych moż­li­wo­ści pre­ten­sje tery­to­rialne wobec roz­le­głej Tur­cji, potęż­nej jesz­cze na progu I wojny, nie była jed­nak tylko bied­nym, nie­sta­bil­nym poli­tycz­nie pań­stwem bał­kań­skim. Jej oby­wa­tele, jak rów­nież przed­sta­wi­ciele elit euro­pej­skich, zda­wali sobie sprawę z wiel­kiej prze­szło­ści Hel­lady i z jej trud­nego do prze­ce­nie­nia wkładu do cywi­li­za­cji euro­pej­skiej. Nie było prze­cież w Euro­pie i obu Ame­ry­kach czło­wieka wykształ­co­nego, który nie wie­działby, kim byli: Homer, Pla­ton, Ary­sto­te­les czy Alek­san­der Wielki. Nie­zli­czone poko­le­nia miło­śni­ków lite­ra­tury, podob­nie jak poetów, myśli­cieli, arty­stów, a nawet leka­rzy duszy ludz­kiej, jak Zyg­munt Freud, fascy­no­wały mity sta­ro­żytne – któ­rych pier­wo­wzory bez wyjątku powstały w języku grec­kim. Nato­miast dla ludzi wie­rzą­cych, zwłasz­cza dla zaczy­tu­ją­cych się w Piśmie Świę­tym pro­te­stan­tów, było oczy­wi­ste, że Kolosy, Gala­cja wokół Angory – Ankary (od 1923 roku), Efez leżący na wybrzeżu Morza Egej­skiego nie­da­leko Smyrny, a nawet odle­gły Tars w Cyli­cji wcho­dziły jesz­cze na progu wie­ków śred­nich w skład potęż­nego impe­rium bizan­tyń­skiego i wszę­dzie tam mówiono po grecku.

Bizan­cjum i jego tra­dy­cje histo­ryczne czy kościelne były, prawdę mówiąc, znacz­nie bliż­sze prze­cięt­nemu Gre­kowi niż sta­ro­żytne pisma reto­rów i filo­zo­fów, które tak zachwy­cały elity i bada­czy cywi­li­za­cji Europy. Cała zachod­nia Tur­cja była usiana miej­sco­wo­ściami, któ­rych miesz­kańcy na­dal mówili po grecku i uży­wali nazw, które zapeł­niały uczone pod­ręcz­niki poświę­cone wiel­kiej histo­rii Bizan­cjum. Jesz­cze w końcu XX wieku Grek lub Gre­czynka z upodo­ba­niem okre­ślali sie­bie jako Rzy­mian, czyli Bizan­tyń­czy­ków, nazy­wa­jąc się odpo­wied­nio Romios lub Romia, a o wła­snym języku nowo­grec­kim mówili – _roma­iki_. Z upad­kiem Bizan­cjum zakoń­czyła się wiel­kość Gre­cji chrze­ści­jań­skiej i roz­po­częła noc upo­ka­rza­ją­cej nie­woli turec­kiej.

Wie­dziano jed­nak dobrze, że na Bał­ka­nach i na obsza­rze Tur­cji poza gra­ni­cami odro­dzo­nego Kró­le­stwa Gre­cji ist­nieją liczne sku­pi­ska Gre­ków, czę­sto nie­mó­wią­cych już po grecku lub tylko w jakimś słabo zro­zu­mia­łym dia­lek­cie, lecz trwa­ją­cych przy reli­gii pra­wo­sław­nej. W Kon­stan­ty­no­polu, jak Grecy zawsze i nie­zmien­nie nazy­wali Stam­buł, na wybrze­żach morza Mar­mara, w Tra­cji, na wschod­nich wybrze­żach Morza Egej­skiego, w tym oczy­wi­ście w Smyr­nie, w nad­czar­no­mor­skim Pon­cie, a nawet w odle­głej Kapa­do­cji wokół Kay­seri miesz­kały liczne wspól­noty grec­kie, głę­boko przy­wią­zane, jak to zwy­kle bywa u kre­so­wia­ków, do odle­głej i ide­ali­zo­wa­nej Ojczy­zny.

W 1844 roku Ioan­nis Kolet­tis, pre­mier Gre­cji, sfor­mu­ło­wał cele poli­tyczne nie­wiel­kiego kró­le­stwa i nazwał je _Megali Idea_, czyli Wielką Ideą. Celem nad­rzęd­nym Gre­cji, główną sprę­żyną jej poli­tyki miało być zjed­no­cze­nie wszyst­kich Gre­ków roz­sia­nych od wiel­kiej rzeki Eufrat po pasmo gór Sta­rej Pła­niny na Bał­ka­nach. Poza tery­to­rium Gre­cji wła­ści­wej za cza­sów pre­miera Kolet­tisa miało rze­komo pozo­sta­wać aż 5 milio­nów Hel­le­nów. I nie­za­leż­nie od faktu, jak nie­wielką już byliby mniej­szo­ścią, oby­wa­tele nie­pod­le­głej czę­ści Gre­cji uwa­żali, że mają pełne prawo moralne i histo­ryczne się­gnąć po zie­mie Azji Mniej­szej, którą przod­ko­wie Tur­ków nie­gdyś zagar­nęli. Wła­śnie dla­tego od 1864 roku kró­lo­wie greccy nie uży­wali tytułu kró­lów Gre­cji, lecz ter­minu „król Hel­le­nów”, czyli władca wszyst­kich Gre­ków na obsza­rze daw­nego Cesar­stwa Bizan­tyń­skiego. Mimo całej mize­rii mate­rial­nej, fatal­nej admi­ni­stra­cji i zaco­fa­nia nowo­żyt­nej Hel­lady mit Wiel­kiej Gre­cji z Kon­stan­ty­no­po­lem jako sto­licą, na prze­kór nie­ubła­ga­nej prag­ma­tycz­nej kal­ku­la­cji układu sił pomię­dzy Gre­cją i Tur­cją, miał nie­zmienną siłę przy­cią­ga­nia. Wywie­rał on ogromny wpływ na spo­sób myśle­nia wszyst­kich Gre­ków, od zwy­kłego pastu­cha poczy­na­jąc, a na arcy­bi­sku­pach Kościoła pra­wo­sław­nego, mini­strach, pre­mierach i samym monar­sze koń­cząc. Ale tra­dy­cje antyku były nie mniej­szym atu­tem Gre­cji i jej poli­ty­ków. Nie­zli­czona liczba miło­śni­ków Hel­lady, jej kul­tury i sta­ro­żyt­nego, lecz by­naj­mniej nie współ­cze­snego języka grec­kiego, roz­siana po świe­cie, zwana fil­hel­le­nami, czyli miło­śni­kami wszyst­kiego co grec­kie, w naj­bar­dziej nie­ocze­ki­wa­nych momen­tach poma­gała Gre­kom i ich ojczyź­nie⁸.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: