- W empik go
Śnieg - ebook
Śnieg - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 187 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Scena I
Kazimierz, Bronka
Widz patrzy na wytworny pokój jadalny, z którego poprzez wielkie, wysokie okna i przez oszkloną, zimową oranżerię widać nagie, szronem okryte drzewa ogrodu i płaty gęste śniegu. W kącie wielki, staroświecki komin, obok polana sosnowe, które Kazimierz dorzuca nerwowym ruchem raz po raz do ognia. Bronka stoi przy oknie, niespokojnie zapatrzona w śnieżycę.
KAZIMIERZ
Coś ty taka niespokojna? Nie bądźże dzieciakiem. Czego się lękasz?
BRONKA
Ale, bój się Boga, Kaziu, czy nie widzisz, jaka śnieżyca? Prawie cały dzień sypie i sypie. Zaspy się potworzyły. Tam za miastem droga bez drzew na jaki kilometr. Niechże stangret pobłądzi. Sanki się w rów przewrócą…
KAZIMIERZ (przerywa jej)
I cóż z tego? Tadeusz wypadnie w rów. Będzie mu miękko.
BRONKA
O, jakiś ty brzydki.
KAZIMIERZ
No, nie gniewaj się. Ale patrzę rzeczywiście na was, jak na dwoje dzieciaków. Wasz stosunek – to rzadka anomalia. Rok już jesteście pobrani, a bawicie się w takie czułostki, jakbyście się dopiero wczoraj poznali.
BRONKA
Ależ to, to właśnie robi nasze życie tak pięknym.
KAZIMIERZ
Oczywiście, oczywiście. Ale powiedz mi, kochana Bronko, ile miłosnych listów otrzymałaś od twego Tadzia przez ten jeden tydzień, odkąd go w domu nie ma.
BRONKA
Ach, gdybyś wiedział, jaki on piękny list mi napisał! Gdybyś wiedział, jak ja te listy kocham. Tak pięknych słów nikt nie umie powiedzieć.
KAZIMIERZ
No – o słowa nietrudno. Ale Tadeusz cię rzeczywiście kocha.
(Zamyślony)
Tak, on cię bardzo kocha. Zazdroszczę wam waszej miłości i waszego szczęścia.
(Po chwili)
Całkiem się tu przy was rozmazgaję. Coraz częściej śnią mi się sentymentalne idylle o jakimś zakątku, gdzie bym przy ukochanej, pieszczonej i pieszczącej kobiecie mógł swobodnie pracować. Znużyła, znudziła mnie ta wieczna włóczęga po całym świecie. Zresztą to wszystko blaga. Wrażenia artystyczne, muzea, teatr, cyrk, Włochy, Paryż – to blaga, blaga, blaga. Tylko coraz większa nuda. Wszędzie jedno i to samo, i tak człowiek wlecze się z kąta w kąt z tą samą ustawiczną nudą…
BRONKA
Kaziu, Kaziu, jakiś ty smutny. Takiego bezdennego smutku jeszcze nie widziałam.
KAZIMIERZ
A tak.
BRONKA
A gdybyś się zakochał, Kaziu, co?
KAZIMIERZ
Chyba w tobie. Tak czy tak, już mi do tego niedaleko.
BRONKA (żartując)
Ej, ty głuptasie, co byś ty robił z taką prostą dziewczyną, jak ja. Takie proste, szlacheckie dziewczę to nie dla ciebie.
KAZIMIERZ (ironicznie)
Otóż właśnie dla mnie. Mam dosyć tych głupich, próżnych samiczek pawich, które grają rolę demonów i pieprzą ją mozolną i niesmaczną żonglerią temperamentu i namiętności, dosyć tych maślankowatych i ckliwych aniołów natchnienia. Dosyć tych zgarbionych wiedźm, co się rozbijają na łysej górze nauki, wiedzy i pracy społecznej. Och, wierz mi szczerze, strasznie zmęczony jestem tymi Epipsychidionami, połowami i połowiczkami dusz męskich.
(Pociera czoło i rzuca nerwowo parę gałęzi do kominka, chodzi wokół pokoju)
Oto właśnie, czego mi potrzeba, takiej prostej dziewczyny, takiej biaej, szlacheckiej dziewczyny, tak… wieczory całe spędzać z nią razem przy kominie, z taką niepokalaną, nieświadomą ni grzechu, ni cnoty. Czuć kobietę przy sobie, która nie zna ani zasad, ani teorii, ani kierunków, ani żadnych izmów, tylko jest sercem, gorącym, czystym sercem! Ha! zapomniałoby się wtedy o bladze i nudzie.
BRONKA
Och, jak ty się okłamujesz. Dwa dni bawiłaby cię taka szlachecka dziewczyna, a potem… No, a co potem, to już sobie w duszy dośpiewaj…
KAZIMIERZ
Tak sądzisz?… Ale to dziwna, że ja z taką prostą dziewczyną, jak się nazwałaś, przez cały dzień rozmawiam, ze wszystkiego się jej spowiadam, każdą myśl z nią dzielę i nie tylko, że ani na sekundę nie uczułem nudy, ale przeciwnie, nigdy nie zaznałem tak dobrych, kochanych dni, jak tu u brata i razem z tobą…
(Lekko)
Wiesz, Bronka, ja się na serio w tobie pokocham.
BRONKA (naśladując ton jego mowy)
Gdybyś nie mówił tego wszystkiego tak znudzony, troszkę smutny, a przede wszystkim zamyślony o całkiem innych sprawach, tobym cię gotowa posądzić o jakiś flircik, który ze mną chciałbyś rozpocząć.
KAZIMIERZ (śmiejąc się)
A czemuż by nie, moja piękna bratowo? Sztuka takiego niewinnego podniecania siebie i drugich może być bardzo piękną i wytworną… to tak, jakby się człowiek napił kieliszek ognistego Amontilado.
BRONKA
Ja nie mam ochoty kosztować tego ognistego Amontilado.
(Roztargniona)
Ale co to ma znaczyć, że Tadeusz nie przyjeżdża? Powiadam ci, Kaziu, że stangret rzeczywiście sanki w rów przewrócił.
KAZIMIERZ
Ale nie bądź tak niecierpliwa, sanna jest utrudniona, śnieg głęboki, no, a przecież koni nie można na śmierć zajeździć.
BRONKA
No tak, masz słuszność. Swoją drogą, Kaziu, ty twoim znudzeniem i twoją zimną melancholią tak człowieka rozdrażniasz, tak przygnębiasz, że…
(Urywa)
KAZIMIERZ
No, że co? że co?
BRONKA
Że gotowam pobiec i obudzić Ewę… Nie pojmuję, dlaczego ona wiecznie śpi.
KAZIMIERZ
A może i nie śpi.
BRONKA
Więc unika nas.
KAZIMIERZ
Nie, ale czuje, że nam lepiej bez niej.
BRONKA
Brzydki jesteś. To była zawsze moja najbliższa, najserdeczniejsza przyjaciółka. Nie masz wyobrażenia, jak jestem szczęśliwa, że wreszcie przyjechała, dwa lata jej nie widziałam. Ale wiesz, Kaziu, doszczętnie się zmieniła. Nie wiedziałam, że w tak krótkim czasie natura ludzka może się tak całkiem na ręby przewrócić.
KAZIMIERZ
Jak to, zmieniła się?
BRONKA ( trochę zakłopotana)
Widzisz… ja właściwie mam taki… wstyd pensjonarki… o tym wszystkim mówić. No, ale tobie wszystko powiedzieć można, bo ty jakbyś nie był mężczyzną.
KAZIMIERZ
Bardzo słuszna uwaga. Ale opowiedz mi coś o pannie Ewie, to mnie bardzo zaciekawia.
BRONKA
Widzisz, ona sierota i bardzo bogata. I to całe jej nieszczęście, że każdy swój kaprys zadowolnić mogła… Ale nie o tym chciałam mówić. Byłyśmy razem na pensji i łączyła nas dziwna jakaś miłość. Ona kochała mnie do szaleństwa, tak, że miłość jej czasami była dla mnie udręczeniem i męką. To znowu była tak nieskończenie dobrą, była jagnięciem, z którym się bawić mogłam: niewolnicą, która myśli na mym czole czytała, to znowu kapryśną jak tyran, zazdrosną o każdą myśl moją, o każde drgnienie serca.
KAZIMIERZ
No i co potem?
BRONKA
Opiekun odebrał ją po śmierci swojej żony z pensjonatu i odtąd stała się panią swej woli, swego majątku, swej melancholii, a może i nudy… Ot, widzisz, Kaziu, to byłaby żona dla ciebie.
KAZIMIERZ
Hm, hm. Ale jeszcze nic o tej zmianie nie mówiłaś, która tak nagle w niej zaszła.
BRONKA
No, widzisz, widzisz, jaka ja roztrzepana. Zdania dokończyć nie mogę.
(Zamyśla się)
Otóż mimo wszystkich swych kaprysów i gwałtownych wybuchów była ogromnie wesoła, rej między nami wszystkimi wodziła. Wszystko i wszystkich umiała wykpić, w pole wyprowadzić. A teraz… tak dokładnie sobie sprawy nie zdaję, tylko czuję, że… wiesz, Kaziu, wstydzę się przyznać, że mi jest jakaś obca. Nie jestem już z nią tak swobodna, jak byłam, i takie mam jakieś nieuchwytne uczucie lęku i… Ach, jaka ona piękna, widziałeś, jaka ona piękna? Widziałeś?
KAZIMIERZ
Nie patrzyłem dotychczas na nią.
BRONKA
Człowieku, czyś ty ślepy? Nie, rzeczywiście przestałeś być mężczyzną.
KAZIMIERZ
Przypuszczam, że masz słuszność, ale twój gość poczyna mnie interesować. No i czemu przypisujesz tę zmianę? Złamanemu sercu? Zawiedzionej miłości?
BRONKA
Ona?… Nie – nie – mój Kaziu.
KAZIMIERZ
Jak możesz to tak na pewno twierdzić?
BRONKA
Bo znam wszystkich młodych ludzi, którzy ją otaczali – wiem, że się tylko nimi bawiła, a jedyny człowiek, który ją zajmował, to był Tadeusz; ale przeciwnie, coś ich od siebie odpychało.
KAZIMIERZ
Jak to, Tadeusz ją znał?
BRONKA
Oczywiście, znał ją, zanim mnie poznał.
KAZIMIERZ (lekko)
No i nie pokochali się w sobie?
BRONKA (cofa się, jakby czymś nagle przykro dotknięta)
Więc ty sądzisz, że byłabym ją tak gorąco i tak serdecznie do nas w gościnę prosiła, gdyby nie ta absolutna pewność, że byli sobie zupełnie obcy?
KAZIMIERZ
Tak, to prawda, a raczej może być prawdą, bo tak dalece serca niewieściego nie znam.
BRONKA
Lękam się tylko, czy jakiej przykrości Tadeuszowi nie zrobiłam, że bez jego wiedzy, tak ją nagle, gwałtownie do siebie zaprosiłam. Może chciałby przynajmniej przez parę dni po powrocie być tylko z nami razem… Dla mnie jest ona milszą od siostry, kocham ją nade wszystko, ale dla Tadeusza jest obcą.
Słychać dzwonki u sanek zajeżdżających na podwórze.
BRONKA (z radosnym wy krzykiem)
Tadek jedzie! Tadek jedzie! O, wreszcie!
(Wybiega przez drzwi na lewo)
Scena II
KAZIMIERZ (siedzi i patrzy z niewymownym smutkiem za nią, kręci niespokojnie wąsa, dorzuca gałęzi do kominka, chodzi wszerz i wzdłuż pokoju, przystaje, chwyta się za głowę i mówi cichym szeptem)
Tak, tak – za późno – za późno.
Siada, pali papierosa, apatyczny, zamyślony. W przedpokoju słychać głos Bronki:
"Mój Tadek najdroższy, mój Tadek! " Kazimierz drgnął gwałtownie.
Głos Tadeusza: "Ach, jak ja za tobą tęskniłem"
Twarz Kazimierza kurczy się bolesnym, przykrym uśmiechem.
Scena III
BRONKA
Chodź, chodź, kochanie moje; jak ty przemarzłeś – chodź, ogrzejesz się przy kominku.
TADEUSZ
Ale mnie wcale nie jest zimno, dziecko drogie.
(Wita się z Kazimierzem)
No, Kaziu kochany, strzegłeś dobrze domu? Nie zawracałeś Bronce głowy metafizyką i sztuką?
KAZIMIERZ
Gdzież tam, starałem się przede wszystkim Bronkę przygotować na to, że się już od was nie ruszę.
TADEUSZ
A co, dobrze ci tu?
BRONKA
Ale chodźże, Tadziu, chodź do kominka, tyś taki cały przeziębnięty.
TADEUSZ
Pięknie ci dziękuję za twój kominek, ale z rozkoszą po tym mrozie zjadłbym coś, bom bardzo głodny.
BRONKA
Dobrze, dobrze, w tej chwili.
(Wybiega)
Scena IV
TADEUSZ (wesoły i szczęśliwy)
A co, Kaziu, znalazłem szczęście i spokój. Nigdym nie śmiał nawet zamarzyć o takim raju. A zanim Bronkę poznałem, zdawało mi się, żem już wszystkie siły do życia stracił. Serce było suche jak wiór, dusza obolała i ta straszliwa, piekielna nasza nuda rodowa z wolna już się kładła na mnie jak ciężka zmora.
KAZIMIERZ
A wiem, wiem, w jakim strasznym, beznadziejnym stanie znajdowałeś się wówczas. Każdy twój list czytałem z niepokojem, bom lękał się wyczytać: "bądź zdrów, kochany bracie, zanudzam się na śmierć, więc przenoszę się na łono wieczności…"Właściwie się nie lękałem, bo na nudę to jedyny środek. Ale zawsze to nieprzyjemnie podobny list od brata swego odebrać…
(Nagle)
Ale powiedz mi, dlaczego ty, którego znałem takim dziarskim, kochanym chłopakiem, takim pełnym życia i siły, popadłeś w tę piekielną rozterkę? Mnie się nie dziwić, bo byłem mazgajem i niedołęgą od dziecka, ale ty, ty?
TADEUSZ
Długo musiałbym ci o tym mówić, znudziłbyś się opowiadaniem tych strasznych męczarni, które przeżyłem. Byłbym zmarniał, gdybym nie był Bronki poznał.
KAZIMIERZ ( niedbale)
Czy kobieta była tego przyczyną?
TADEUSZ
Tak i nie… Czy ja wiem… Nieokreślona jakaś tęsknota, za kim i za czym – nie wiem.
KAZIMIERZ
Czy kobieta ta była zła? Przewrotna?
TADEUSZ
Nie, przeciwnie. Ona tylko straciła zdolność do życia. Zamęcza siebie i innych. Opanowało ją jakieś obłędne pragnienie zniszczenia. Ach, jak ja się męczyłem!
KAZIMIERZ
No, i co potem?