- W empik go
Snobizm i Postęp - ebook
Snobizm i Postęp - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 289 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W życiu umysłowym części społeczeństwa, zwanej inteligencją, częstokroć przewija się pojęcie, a w potocznej rozmowie brzmią terminy snob i snobizm . Najogólniej rzecz biorąc, za pomocą wyrazu snob określa się i charakteryzuje osobnika, uprawiającego z zamiłowaniem pretensjonalny dandyzm, przestrzegającego kanonów mody z przesadą i nadmierną pieczołowitością. Snobizm w najpowszechniejszym mniemaniu jest to pozowanie na jakiś autorytet, – na owładnięcie pełnią wiedzy o jakiejś dziedzinie życia, – przestrzeganie aż do granic śmieszności umówionych, modnych przepisów dobrego tonu, praw czy przesądów, uznanych za najniewątpliwiej doskonałe i wykwintne przez osobistości miarodajne, stanowiące wzór obowiązujący, bezwzględnie godny naśladowania w danej sferze, czy w dziedzinie. Lecz te wyrazy snob i snobizm, w miarę operowania nimi, przykładania ich do coraz to innych zjawisk życia, nasiąkły wieloraką treścią, nabrzmiały od rozmaitych znaczeń. Nazwę snobizmu noszą częstokroć w mowie i piśmie objawy wszelakich przesądów i zgoła głupoty, – wady, wynikające z unikania naturalności i szczerości, a również najistotniejsza cecha natury ludzkiej, czyli arystokratyzm. Osobistość dotknięta przymiotem snobizmu, w mniemaniu, iż sposobem naśladowania, posiadła pełnię wiedzy o doskonałości w jakimś zakresie życia, ośmiesza nieustannie innych, nie pasujących do idealnego wzoru, wyszydza braki, których ona wyzbyła się pracowicie, studiując swój ideał. Nie wie zaś wcale o tym, iż sama jest przedmiotem pośmiewiska, dzięki właśnie ślepemu naśladowaniu wzorów. Krytyczny rzut oka wyższości prawdziwej, a nawet pospolity akt zdrowego rozsądku, w lot spostrzega złośliwie to usiłowanie obnoszenia wyuczonej doskonałości, – wyróżnia natychmiast najistotniejszą cechę snoba, iż nie interesuje go w gruncie rzeczy wartość, albo nicość jakiejś sprawy lub rzeczy, lecz jedynie jej powodzenie wśród ludzi, – i ową kreaturę bez poczucia wartości spraw, rzeczy i siebie samej, bez orientacji własnej w chaosie zjawisk i pojęć, bez prawdy wewnętrznej, wdzierającą się przemocą na miejsce prawdziwie dostojnych, strąca z rusztowania wyniosłości na poziom snobizmu. Wyraz "snob" powstał w Anglii. Zazwyczaj termin ów i całą sprawę snobizmu łączy się z nazwiskiem Williama Makepeace Thackeraya, który w istocie gatunek "snob" rozklasyfikował i każdy typ usiłował z zamiłowaniem określić. Thackeray utrzymuje w swej książce p… t. The Book of Snobs , iż "całe społeczeństwo angielskie wyróżnia się od innych właśnie snobizmem, ponieważ na wszystkich stopniach drabiny społecznej Anglik kłania się przed wyższymi, a zadziera nosa wśród niższych". Co prawda ironista, czy satyryk jakiegokolwiek społeczeństwa dostrzegłby na pewno tę samą cechę w swoim właśnie narodzie i swojemu tę dominującą cechę przypisał. Thackeray nie jest odkrywcą, czy wynalazcą terminów – snob i snobizm. Spotkał on ten wyraz gotowy jako prastarą, niezniszczalną i żywą formułę, w polu swej obserwacji za czasów pobytu (od lutego 1829 do marca 1830 roku) w Trinity College uniwersytetu w Cambridge. Od najdawniejszych czasów, – kto wie, czy nie od owej doby na początku trzynastego wieku, gdy trzy tysiące studentów porzuciły Oxford, a część ich udała się do Cambridge, – od czasów, gdy wielu studentów przybywało tam również z Paryża " e diversis partibus, tam cismarinis, quam transmarinis" , – od chwili pierwszego podziału obywateli tego uniwersytetu na australes i boreales , – poprzez wieki – pisano we właściwej rubryce obok nazwisk młodzieńców studiujących a wysoko urodzonych, należących do nobility i gentry , do county – families , czyli mieszkających w dobrach swych na wsi, – właściwe ich tytuły i wymieniano godności - esquir , dający prawo do tytułu sir , knight , count , najdawniejszy tytuł noblesy angielskiej, duński earl , marquis , lord , baronet (od czasów Jakóba I-go). Natomiast w tejże rubryce, określającej stanowisko społeczne i pochodzenie uczniów uniwersytetu w Cambridge, obok nazwisk młodzieńców, wywodzących się ze sfery ludzi niezamożnych, wieśniaków, wiejskich dorobkiewiczów, rzemieślników, drobnych kupców, żeglarzy, wojskowych i tym podobnych "niższych zawodów" – wypisywano sine nobilitat e, a w skróceniu – s. nob*). Ci to synowie kmieci, "łyczkowie" z pochodzenia, czyli świat żaków, gawiedź sine nobilitate, servitors , gmin, usiłujący za pomocą uniwersytetu zrobić karierę, wdrapać się wyżej, podpatrujący wciąż i na każdym kroku świat, obyczaje, postępowanie i maniery paniczów, był prawzorem, zaczątkiem i niejako klasą snobów. Zawzięcie i żarliwie podpatrywali wszystko, co poczynają i przedsiębiorą panicze, w jaki sposób pracują i próżnują, w jaki sposób odżywiają się i bawią, jak się ubierają i jakie stąd wynikają mody, obyczaje i przepisy, Z pasją właściwą naturze ludzkiej, dążąc do utożsamienia się z tamtymi, wszystko, co spostrzegli, naśladowali, oczywiście, nieudolnie, głupio, zabawnie i bez znajomości rzeczy. Ślepe naśladownictwo – otóż i najistotniejsza, podstawowa cecha snobizmu. Już dwa kolegia dla biednych studentów, założone przy kościele świętego Piotra w Cambridge przez Hughesa de Balsham biskupa d'Ely były dwoma gniazdami snobizmu. A trwając i rozwijając się poprzez stulecia, i obecny podział świata studenckiego w Cambridge na klasy: Fellow, Commoners, Noblemen, Scholars, Pensioners, Sizars, Sub – sizars – wskazuje na nieustanne współżycie tych dwu światów: magnaterii i żaków. Ubogie "sajzary", otrzymujące lokal, lub małe pensyjki, pilnie patrzą na postępowanie, zabawy, życie klubowe, obyczaje i tysiączne szczegóły pensjonarzy, suto płacących za stół i mieszkanie, muszą szczegółowo uczyć się wszelakiego sposobu bycia, który panuje w świecie studentów, należących i dziś jeszcze do klasy Noblemen , gdy po szczęśliwym złożeniu egzaminów uda im się samym przekroczyć progi upragnionego klanu Pensioners i stać się członkami owego wyższego świata w państwie uniwersyteckim. Szlachetny l nieulękły W. M. Thackeray w rozdziale o snobach uniwersyteckich swej znakomitej książki z pasją przedstawia te stosunki, pisząc:
"Przejedźmy się za pięć szylingów i zobaczmy, co się dzieje w kolegiach: ujrzymy tam, że jeden z młodzieńców poważnie defiluje w todze, cap and gown profesora, drugi ozdobił swój aksamitny beret złotymi i srebrnymi oblamowaniami, a trzeci pokornie nosi swój berecik bez chwaścika. Pierwszemu z nich wolno wszystko, ponieważ jest to Noblemen . Młodemu lordowi uniwersytet przyznaje stopień naukowy po dwu latach studiów, a zwykłym śmiertelnikom – po siedmiu. Oprócz tego tamten, pan, nie ma obowiązku zdawania egzaminów. Młodzieńcy w beretach ze złotymi i srebrnymi ozdobami, to synowie ludzi bogatych. Aczkolwiek nie należą do arystokracji, wolno im jest odżywiać się lepiej, niż kolegom, tudzież pić wino przy stole, do czego tamci nie mają prawa. Nieszczęśliwi młodzi ludzie bez chwaścika na czapkach noszą w Oxfordzie nazwę Servitors (nazwa w istocie nobliwa i pełna subtelności). W rodzaju odzieży ich musi być zachowana rozmaitość, ponieważ są to ludzie biedni, to też im nawet nie wolno obiadować przy stołach wspólnych, obok bogatych i znakomitych kolegów". W. M. Thackeray stwierdza, iż za jego czasów najlichszymi w galerii snobów uniwersyteckich byli nieszczęśliwi młodzieńcy, rujnujący się literalnie aż do zguby wskutek manii naśladowania znakomitych i bogatych kolegów. Smith zaznajamia się z noblemenami i zaczyna wstydzić się swego ojca, sklepikarza. Johns pozostaje w stosunku znajomości, żyje wesoło i lekkomyślnie, rujnując siostrę i brata, dlatego tylko, żeby móc odwzajemnić się wydaniem obiadu dla lorda, albo jechać konno w towarzystwie sir Johna.
Wstrętny typ snobów stanowili komiczni plebejusze, nie znoszący, na przykład, polowania, lękający się tej całej zabawy w myślistwo, a, co ważniejsza, nie posiadający wcale środków po temu, ażeby móc sobie pozwolić na tego rodzaju zabawkę, lecz polujący zajadle, ponieważ w danym polowaniu brali udział koledzy lordowie. Rozpatrzywszy całą drabinę życia społecznego Anglii ówczesnej, kreśląc typy (a, po prawdzie, karykatury) snobów na dworze monarszym, w sferze arystokracji, nade wszystko zaś wśród półarystokratów, w sferze osób "porządnych", grubej burżuazji, stanu wojennego, w świecie klerykalnym, uniwersyteckim, w literaturze, w Irlandii, wśród Anglików, wędrujących po kontynencie, na prowincji, w klubach, w małżeństwie, W. M. Thackeray przestaje być spokojnym, wesołym obserwatorem obyczajów, chwyta się satyry i uderza przede wszystkim na konserwatywny ustrój Anglii. "Jakimże sposobem moglibyśmy uniknąć snobizmu", – pisze z pasją, – "skoro mamy zadziwiający instytut narodowy, specjalnie w tym celu utworzony, dla rozwoju i kultu właśnie snobizmu. Jakimże sposobem moglibyśmy uniknąć czci lordów? Ciało i krew zmusza nas do tego. Któryż to z naszych ludzi zdoła oprzeć się tej niezmiernej pokusie? Pobudzani przez siłę, zwaną szlachetnym współzawodnictwem, ludzie dążą do osiągnięcia godności i zaszczytów, – osiągają je wreszcie. Inni, zbyt słabi, albo nikczemni, zachwycają się na ślepo, a nawet po prostu czołgają w zachwycie przed szczęśliwymi posiadaczami dostojeństw".
W "Księdze snobów", tej galerii figur, karykaturalnie naszkicowanych węglem satyryka i ironisty, W. M. Thackeray rysuje jednak parę małżeńską Grayów, adwokata bez praktyki i jego żony, parę, która stanowi dwa typy dodatnie w rozumieniu tego autora, właśnie wskutek lekceważenia form uświęconych przez snobizm ich gościa. Gray i jego żona to postaci jasne i naturalne, postawione może umyślnie dla kontrastu i uwypuklenia nieszczerości, fałszu obyczajowego, czci nabożnej dla uświęconych przez tradycję form towarzyskich i społecznej obłudy, – to typy rasy ludzi szczerych i właśnie przez tę szczerość dostojnych. W szczegółowym przeciwstawieniu obiadu u Raymonda Graya spotykają się tedy dwa typy dostojeństwa: niewątpliwie istniejące, usankcjonowane przez cały ustrój angielski, – oraz drugie, nowe, a jednak istotne, wyzute ze wszelkiej blagi życiowej, idące za wskazaniem własnej wewnętrznej prawdy jednostek. Zachodzi tedy konieczność wyjaśnienia, co właściwie zawiera w sobie owo określenie – dostojeństwo, nobilitas starożytnych, a czym jest owa niejasna formuła - sine nobilitate , czyli późniejszy snobizm.
Przymiotnik słowny nobilis pochodzi od słowa nosco , co znaczy – rozumiem i wiem. W skrócie, wskutek synkopy, przymiotnika nobilis ukrywa się tedy pierwotna forma noscibilis , czyli wiedzący, znający się na rzeczy, świadomy. W łacinie pierwotnej, jak podają znakomite jej słowniki, zamiast późniejszego nosco , pisano gnosco i gnoscibilis zamiast startego i urobionego później noscibilis . Nobilis jest to wyraz wieloznaczny, obejmujący szeroką i wieloraką sferę przymiotów. Wyraża tedy to samo, co cognus i notus , znany z dobrej, lub złej strony, jako to: "Nobilis rhetor"… Demetrius ex doctrina nobilis et clarus." "Multi in philosophia praeclari et nobiles." Nobilis oratio…" "Nobiles libelli…" ale również "Scortum nobile ac libertina" .
W innym znowu sensie nobilis znaczy to samo, co insignis (odznaczający się), famosus (głośny), excellens (celujący), celeber (słynny), conspicuus (znaczny), więc nobilis nomine et armis, claro genere ortus, nobilis natu , – a wreszcie po prostu bonus (zacny), probus (rzetelny), honestus (godziwy), generosus (szlachetny), liberalis (godny męża wolnego), ingenuus (szczery otwarty).
Nobilitas – abstraktum przymiotnika nobilis , – zamiast prastarego notabilitas , – oznacza na ogół rzecz, albo pojęcie jakie wzniosłe. Wyrazu tego używano, – zwłaszcza w łacinie średniowiecznej, – jako tytułu wyróżniającego, dla oznaczenia prerogatyw, praw honorowych, dziedzictw zacnych i zaszczytnych, wreszcie – majątków ziemskich. W znaczeniu obszerniejszym nobilitas jest wyrazem określającym miękkość i elegancję obyczajów, a więc to samo, co urbanitas , czyli wielkomiejskość, w przeciwieństwie do parafiańszczyzny, – sposób postępowania, właściwy człowiekowi "urodzonemu", szlachetnemu z pochodzenia, amplitudo (szerokość gestu), magnificentia (wspaniałomyślność), – a dalej, nobilitas – to dalekość rozgłosu, sława, dzięki której jakaś osoba, czy sprawa znana jest powszechności, - excellentia (wyróżnienie się, dostojeństwo wartości, szlachetność), fecunditas (obfitość zasobów, powaga i czystość rodu). "Nobilitas sola et atque unica virtus" .
Jest to więc wysokość i moc ducha, ufność i pewność siebie, śmiałość nieustraszona, duma, rodząca się ze wspaniałości serca.
Czasu cesarzy rzymskich tytuł nobilis i nobilissimus przysługiwał jedynie braciom i siostrom cesarza, skoro podniesieni zostali do specyficznej godności nobilitatu. Tytuł ów brzmiał wówczas: nobilissimus princeps . Wreszcie Nobilitas czczona była wręcz, jako bóstwo i upostaciowana w osobie bożyszcza, trzymającego oszczep w prawicy.
Skoro suma, a choćby tylko część wymienionych wyżej przymiotów ludzkiego ducha skupiła się w jakiejś jednostce, to ta osobistość budziła, oczywiście, wśród słabszego ciałem i duchem otoczenia uczucie czci, a nawet trwogi.
Ludzi tej miary, a także ich potomstwo, otaczała legenda i zabobon. Indyjscy brahmini, klasa posiadająca najwyższe przymioty intelektualne, oraz kshatryowie, klasa wojowników, pochodzą, według wierzeń, klechd narodowych i pieśni, z ust i ramion bóstwa. Japońscy samurajowie są potomkami legendarnych bohaterów a najwyższy z nich, mikado, jest synem samego słońca. Arystokracja w Chinach, w Egipcie, u Semitów, w Grecji i w Rzymie jest piastunką bohaterstwa, a zarazem grupą, znającą się na tajemnicach religijnych, sekretach, postrach budzących, na prawach, które otaczają narodziny, życie i śmierć. Eupatrida i paterfamilias , jako założyciel rodu, jest zarazem kapłanem i wodzem wojennym. Patriarcha i szejk posiada również obadwa te znamiona potęgi i władzy. W zaraniu bytu każdego społeczeństwa widać grupę, znającą się na sprawach tajemniczych, władczą, rządzącą i panującą. Człowiek silny, dzielny, nieulękły i niezwyciężony, znający się na sposobach walki, na czarach, otoczony sympatią bóstw opiekuńczych i pozostający w zmowie z duchami przodków występuje we wszystkich epopejach wszystkich narodów. Zamiast uciekać, jak inni, ratować swe życie, gdy wróg zewnętrzny nachodzi ojczystą dziedzinę, zgadzać się na płacenie okupu i haraczu, przyjmować znaki niewolnictwa, staje na czele wojowników, naśladujących go w sposobach walki i w męstwie, nastawia pierś, wytęża ramiona, wznosi obronny miecz, osłania sobą ziemię i państwo. "Wszystką Rzeczpospolitą na ręku piastuje", jak mówi o sobie hetman Żółkiewski. Jest to panosza i władyka. Taki żyje w wiecznej pamięci i legendzie wszystkich narodów, jako Leonidas, Judas Machabejczyk, Cyd Campeador, Joanna d'Arc, Bayard, Arnold Winkelried, Ryszard Lwie Serce, Saladyn, królewicz Marko, Czarniecki, Kościuszko… Potomek bohatera, władcy, dostojnego męża dziedziczy nie tylko jego przymioty, lecz i sumę czci, postrachu i uwielbienia w pospolitym ludzie. Imię i nazwisko tamtego, jakoby cząstka jego istoty, przechodzi na potomnych. Posiadaczowi czczonego imienia wiara powszechna przypisuje moc posiadania czarodziejskich praktyk, albo niezwykłej siły ducha prarodzica. Stąd pochodzą gusła, odprawiane nad osobą, nad częściami ciała, nad włosami noworodka, ażeby mu wraz z imieniem, wróżącym wielkość, nadać moc i potęgę praszczurów.
Nobilis w Rzymie, to przede wszystkim ten, kto może wskazać na swego protoplastę, ojca rodu, przodka. Nobilis mógł wykazać się pochodzeniem od ludzi, którzy spełnili sławne uczynki dla dobra rzeczpospolitej, albo nią tajemnie rządzili za pomocą swego znawstwa rzeczy niedostępnych. Nobilis mógł przedstawić podobizny przodków - patres. Ignobilis , czyli novus , to człowiek, nie posiadający portretów przodków. Z dala wpływu rzymskiego, na drugim końcu Europy i romańskiego świata, w społeczeństwie rosyjskim, elita arystokratyczna, wywodząca się z krwi rurykowiczów, albo jagiellonidów, a więc około sześćdziesięciu rodów, nosi nazwę znat' . W swoistym, czysto słowiańskim brzmieniu nazwa ta oddaje to samo, co łacińskie gnosco i nosco – poznanie, wiedzę. Znat' – jest to wśród ciemnego i zabobonnego pospólstwa zbiorowisko i środowisko ludzi znatnych , znających się, wiedzących, świadomych, posiadających sekrety, – czyli dosłowne tłumaczenie wyrazu nobilitas , W zaraniu dziejów Rusi księżniczka Olga z domu Ruryka nosi nazwę "Premudraja", gdyż za pomocą przebiegłych sztuk i podstępów pokonywała nieprzyjaciół. Jarosław Pierwszy, praszczur książąt "udzielnych" nosi miano "Mądry". Włodzimierz Manomach pisze swe "Pouczenie dla dzieci" w epoce powszechnej ciemnoty. Za czasów Borysa Godunowa, gdy za posiadanie książki karano śmiercią, a sztukę pisania i czytania posiadał tylko "dumnyj dijak", książę Mścisławski, sam jeden na obszarach nieobeszłych carstwa, trzymał w piwnicy bibliotekę, jako w istocie jedyny wśród bogatych i biednych "chołopów carskich" - nobilis .
W społeczeństwie angielskim nobility objęła tylko parów, lordów, dostojników, należących do Hause of peers , z wykluczeniem jednak ich rodzin. Gentry (właściwie frakcja arystokratyczna w izbie gmin) nadaje swym członkom tytuł gentlemen , dla odróżnienia od parów - noblemen . Z biegiem czasu, skoro ilość parów stała się nieograniczoną, i gdy korona posiadła prawo udzielania tego tytułu w nagrodę zasług mężom stanu, uczonym i pisarzom, ilość tych nowoczesnych ojców rodu wzrosła bardzo wydatnie. Księga podręczna, "county-families" wylicza trzynaście tysięcy osób, należących do arystokracji angielskiej.
W języku naszym znaczenie terminu łacińskiego nobilitas najlepiej oddaje wyraz – wspaniałość,**) później wspaniałość, – czyli upodobnienie się, dociągnięcie, "stąpienie w strzemię" jakiegoś zamierzchłego, mitycznego typu "pana", który nie figuruje wprawdzie w piśmie i zgasł nawet w legendzie, lecz na świadectwo swego dostojnego bytu w zaraniu dziejów ma cały język polski w przeciągu jego wielowiekowego trwania. Jest to rzecz charakterystyczna, że ościenna mowa niemiecka na wyrażenie tegoż terminu wspaniałość ma swą nazwę die Herrlikeit , a nobilis – wspaniały, – późniejsze – wspaniały, – czyli wielkością piękna uderzający, majestatyczny, górny, niegminny, pański, niepospolity, po niemiecku tłumaczy się wyrazem herrlich .
Widzimy z tych zestawień, iż termin nobilis nie oznacza jedynie praw i prerogatyw, wynikających z urodzenia i dziedziczenia majątków, tytułów i zaszczytów niezasłużonych osobiście, lecz że jest terminem, oznaczającym przede wszystkim wyższość fizyczną, intelektualną i moralną. Pozycja sine-nobilitate , czyli snobizm, miała być antytezą tamtych wartości. Byłoby pracą nęcącą – przedstawienie dziejów owych wartości, które nobilitas wycisnęła na życiu Polski w czasie jej tysiącletniego trwania, tudzież uwydatnienia objawów, – jak to na rzecz Anglii uczynił W. M. Thackeray, – które snobizm w jej życiu, kulturze i obyczajach rozpostarł. Wydobycie na jaw tych dwu cech, pokrewnych a odmiennych, bo postępu i snobizmu, byłoby niewątpliwie sprawą pożyteczną, lecz jest zadaniem trudnym nad wyraz, zwłaszcza w okresie ostatnim, zeszłowiekowej niewoli. Sąd o snobizmie polskim w tym okresie czasu nie byłby sprawiedliwym w żadnym razie, gdyż ogłaszający wyrok nie byłby w możliwości poznania wszystkich głębokich przyczyn i doraźnych powodów osądzanych zjawisk. Sprawy polskie w tym okresie czasu zbyt są skomplikowane, by można było, z daleka i w spokoju je obserwując, wyrokować bez błędu. Zjawisko takie; jak snobizm polski w ostatnim okresie niewoli nie było skutkiem jednego jakiegoś powodu, lecz zależało od spraw głęboko ukrytych. Nadto sama istota wartości pierwotnych, wśród nacisku zjawisk uległa tak wielkim przekształceniom, bieda istnienia tak wytężyła i przekręciła na nice wszystko dostojeństwo rodowe, – nastąpiło tak wielkie zniekształcenie dawnej zasadniczej iścizny, iż rozsegregowanie wartości byłoby sprawą nie do wykonania. Niegdyś Wacław z Potoka Potocki narzekał:
"Nikt do nas, my na wszystkie posyłamy światy
Po trunki, po korzenie, szkiełka i bławaty.
W tem kmiotków naszych poty, w tem ich toną prace
Kuchnie żółcić i winem oblewać pałace".
Potężny czterowiersz, w którym ujęte są wielowiekowe dzieje polskiego naśladownictwa, niedołęstwa, snobizmu. Gorzej osądza Polskę poeta okresu walki, gdy wprost mówi:
"Pawiem narodów byłaś i papugą,
A teraz jesteś służebnicą cudzą".
Ten wyrok, bezwzględny i ryczałtowy na wszystko, nie widzi nic prócz pawio-papugizmu na przestrzeni dziejów. Pisarz angielski dostrzega te same wady w Anglii. Co prawda, snobizm angielski nosi cechy indywidualne, angielskie. Tam się narodził i kwitnie. Nasz jest przede wszystkim cudzoziemszczyzną, naśladownictwem obcości, naleciałością przywiezioną z zagranicy. To druga jego zasadnicza cecha.ROZDZIAŁ 2
Odsuwając sprawę przedstawiania objawów snobizmu w całokształcie życia, możemy uwydatnić w twórczości artystycznej ostatniej doby, czyli w dziedzinie najbardziej dla obserwacji dostępnej, cechy naśladownictwa i cudzoziemszczyzny, o których wyżej była mowa. Podobnie jak w rodach rzymskich istnieją na początku ojcowie - patres , – zarazem kapłani i wodzowie, tak samo w życiu rodziny artystycznej bytują wiecznie przytomni ojcowie-twórcy, z których natchnienia i pracy wywodzi się ród następców w tworzeniu artystycznym. Dzieło potomnych nie może być co do wartości i jakości wykonania żadną miarą niższe od dzieła przodków. Może być zupełnie inne co do formy, lecz musi sięgać miary najwyższej, już osiągniętej przez tamtych. Poezja jest emanacją ducha w jednostce nadzwyczajnie uzdolnionej, odrębnej, innej od pobratymców, niepodobnej co do intelektu i uczuć do nikogo, aczkolwiek bardzo często odzwierciedlającej intelekt i uczucia ogromnej rzeszy bliźnich, a nieraz – całej ludzkości. Poeta jest samotny, jak samotnym jest plemienny wódz, podejmujący wbrew wszystkim walkę z najeźdźcą. Uczucia jego wywodzą się z uczuć tłumu, gdyż jest człowiekiem, lecz w nim jednym skupione są uczucia wszystkiego tłumu. Do nikogo na świecie nie był podobny, – zaiste syn bogów, głosiciel piękna słońca, księżyca i zachodniego wiatru, – pochłonięty przez morze – Percy Byshe Shelley. Umiał w swojej własnej czarującej mowie, słowami, które wiecznie kwitną, wyrazić trwanie stuleci, zmagania się, walki i skargi pokonanych półbogów, – odtworzyć siłę, moc i piękno wieczyste mórz, poświst wichrów, – przywodzić przed oczy nasze z doskonałością niepojętą światło księżyca, iż w jego słowie lśni z pięknością równą piękności samego światła, lśniącego nad oceanem. Wydał mękę ujarzmionych narodów, zbrodnie najdziksze w ludzkim gatunku, ojcobójstwo i synobójstwo, a w sercu swym był młodzieńcem, jak ów Tycjana w Luwrze "L'homme au gant" , – pełen potęgi, dumy, grandezzy, tajemniczości, zamarzenia się i smutku, którego nikt nie może zrozumieć. Któż inny wzruszał się tak na widok dzieł sztuki poprzedników, kto obejmował je z gorętszym entuzjazmem, z żywszą szczerością? Ujrzawszy w Bargello posąg Michała Anioła, przedstawiający pijanego Bachusa, Shelley rzucił się na twórcę z przepyszną inwektywą: "Oblicze tej postaci jest oburzającym i bardziej ponad wszelkie słowo fałszywym tłumaczeniem ducha i znaczenia Bachusa. Ma wyraz pijanicy, zwierzęco pospolitego, tępego rozpustnika. Dolna część tej figury jest jakaś skostniała, a połączenie ramion z piersiami i szyi z głową w najwyższym stopniu wyzute z harmonii. Cała postać jest pozbawiona jedności, gdyż takie oto było wyobrażenie katolika o boskości Bachusa. W postaci tej, jako w dziele sztuki, brak jest jedności, a jako w odtworzeniu boga Bachusa – brak w niej wszystkiego". W jasnowidzeniu prawdziwie wieszczem opisał dzieje XIX stulecia w poemacie Laon i Cythna z rewolucjami i przebiegiem rewolucji. Do jakiejże szkoły literackiej należał? Z kim go połączyć? Nie zmieściłby się w żadnej sekcie literackiej, a wszystkie w nim mieszczą się, jako w swoim żywiole.
Do jakiejże "szkoły" należał John Keats, który wśród zimnej atmosfery angielskiej, gorące piękno greckie na nowo wskrzesił i odzwierciedlił w swych młodocianych poematach "Endymion", "Hyperion", "Oda do Apollina", – a w "Odzie do urny greckiej" w istocie wyraził wszystek zachwyt nowoczesnego świata dla zgasłej doskonałości starego. Do jakiejże kategorii pisarzy należy inny od wszystkich współczesnych mu, dawnych i przyszłych – Stendhal, – który słowem spokojnym, jak protokół sądowy, skąpym, zwięzłym, a posiadającym jedynie, – według określenia krytyka Suareza, – powab czystej bielizny, – zdołał wyjawić wszystką pasją miłosną, samą istotę miłości? Krzyk kobiety na sądzie, gdy na jej kochanka wyrok śmierci wydają, to najwyższy ton, najwymowniejszy głos miłości. Krzyk ten nie zostanie nigdy zapomniany przez ludzi w chaosie wojny i pośpiechu pracy, niczym nie będzie zagłuszony i sam świat przeżyje.
Do jakiej kategorii należał Gustaw Flaubert, mędrzec na odludziu, cyklop zatrudniony bez wytchnienia, w pocie wysiłku kształtujący ideał najwyższej ze sztuk, skonstruowanej umiejętnie, świadomej swych wartości, pięknej prozy? Gdyby rodzaj ludzki zmieciony został z powierzchni globu i zginął, jak zginęła żywa Assyria, Egipt, kreteńskie państwo Minosa, czy państwo Azteków, to powiadomienie Gustawa Flauberta o dziejach pracowitego mężczyzny, tępego w swych zabiegach, wiernego aż do śmierci w swej pasji i o przewrotnych sztukach, podejściach, zdradach, kłamstwach, oszustwach, o sromotnych i niskich żądzach, o złości i bezsilnej rozpaczy kobiety, oraz o losie dziecka, opuszczonego przez to stadło wśród zwierząt dwunogich, da wiadomość, – jak znak Labris o państwie Minosa, – co się stało z Adamem i Ewą po wiekach wieków od od wygnania z raju. Historia "Madame Bovary" – to dzieje Adama i Ewy na ziemskim okręgu. I jakiś inny gatunek stworzeń, który po rodzie ludzkim zagarnąłby jego siedziby, mógłby odtworzyć z tego utworu grzeszną i nieszczęśliwą ludzkość, podobnie jak z jednego gotyckiego kielicha można odtworzyć wszystek kształt, przepych i przekwit gotyku.
Do jakiejże literackiej szkoły zaliczyć Walta Whitmana, w którego potężnym słowie ukazuje się przypływ i odpływ morza, ogrom prerii pierwotnej, lśnią olbrzymie góry lodami pokryte i wyłania się potęga człowieka, rozkosz pracy, nieopisane wzruszenie, dreszcz ducha i wzburzenie cielesne na widok toczonego ostrza wielkiego stalowego topora?
Z kimże sprząc Edgara Allana Poego, gdzie go umieścić i w jakiej zamknąć przegrodzie, gdy w opisie przygód Gordona Pyma opowiada po prawdzie dzieje samotnej jednostki, a symbol całej ludzkości w walce i samotności, wśród zdrad współludzi, szaleństwa tajemniczych chorób, na samotnej desce w bezmiarach oceanu?
Do którego ze współbraci piszących przyrównać Teodora Dostojewskiego, duchowego ojca czarnej sotni, czysto moskiewskiego mistyka, zaciekłego proroka, na którego wieszczbę rzeczywistość wprędce dała odpowiedź, wywracając literę po literze, iż nie ostała się ani jedna kreska, ani jeden znak, – a zarazem tak nieomylnego wizjonera duszy jednostki ludzkiej, iż pismo jego wywinęło się z dziedziny sztuki i weszło w dziedzinę jasnowidzącego duszoznawstwa.
Ci to eupatrydzi, wymienieni wyżej, i tylu innych w każdym narodzie, których pisma są rozkoszą umysłu i pociechą serca, byli pionierami w puszczy, nowatorami, wynalazcami i odkrywcami, każdy w swojej dziedzinie, twórcami nowych szlaków wiecznego postępu sztuki.
I w naszym świecie ktoś na początku "wdarł się na skałę pięknej Kalliopy, gdzie dotychmiast nie było śladu polskiej stopy". Ktoś inny wtargnął wyżej, bo idąc po promieniach uczucia, usiłował dotrzeć tam, "gdzie graniczą Stwórca i natura". Środki artystyczne tych pionierów w krainie ducha, stosowane w zakresie sztuki pisarskiej, zwanej literaturą, przeminęły w czasie i zastąpione zostały przez środki inne. Lecz dzieło ich, wszczęte w obrębie ducha, ukształtowane z mowy pospolitej pewnych okolic, z miazgi jednej gwary, przekształcone na płynną, a zawsze tę samą rzekę słów, połączeń, zwrotów, przenośni – zostało na wieki, równorzędne do mowy pospolitej całego narodu. Jak piękna chmura, powabny obłok pod niebem płynący z rzek ziemskich, z wód gleby się rodzi i w zamian potoki deszczu zeschniętej ziemi oddaje, tak samo piękny obłok poezji polskiej upuszczał nieraz ze swego wysokiego miejsca pod niebem potoki deszczu na spragnioną, płoną, lechicką ziemię. Zdarzyło mi się widzieć dowody tego zjawiska już za dni dzieciństwa. Pamiętam, jak zziajany od gry w "ekstrę", kiedy to całe powietrze nad drogimi Kielcami rozpostarte, było jednym tchnieniem rozkosznej pasji, – na to stworzone zostało, żeby szczęśliwe nerwy mogły wibrować, – kiedy każdy ruch ciała był skokiem w przestwór, półobrotem, wykrętem, sprężystym przysiadaniem, tańcem na końcu lekkiej stopy, ledwie muskającej ziemię, – kiedy rozpalone dłonie raz wraz chwytały ten widomy znak, objaw i symbol najistotniejszego szczęścia na ziemi, – okrągłą piłkę do gry, – w chwili wyjścia z "mety", przypadłem był do okienka szewca, który w lochu podwórzowym, w wilgotnej izbie bytował. Rozgrzana głowa oparła się na ręku, ciekawe oko zanurzyło w żywot i pracę nieznanych mi ludzi, a ucho pochwyciło dźwięki, dolatujące z tego pracowiska. Gdy we mnie i dookoła mnie wszystko było pędem, wirem, drganiem i niemal lotem, tam w dole panował bezruch, przykucie, przytwierdzenie do miejsca i niezłomny spokój pracy. Chłopcy łomotali młotkami w podeszwy, czeladnik o zwichrzonej czuprynie wygładzał cholewę, a stary majster, krając rzemień na wygładzonej desce, wypowiadał podniosłym, majestatycznym, monotonnym głosem:
"Orszulo moja wdzięczna! gdzieś mi się podziała?
W którą stronę, w którąś się krainę udała?
Czyś ty nad wszytki nieba wysoko wzniesiona
I tam w liczbę aniołków małych policzona?…"
Jakimi drogami, którędy wcisnęła się w to surowe życie, w byt tak dalece poświęcony sprawie zarobku i sprawie przeżycia, przetrwania pór roku za ów ciężki zarobek, iż na nic innego, prócz bezczynnego spoczynku i bezmyślnej zabawy nie zostało tam czasu, owa tkanina słów głębokich, westchnień żałoby, przed wiekami w piękny porządek związanych? Czyli w te słowa wpłynęły przeżycia własne, czy je wiatr przelotny przywiał z obłoku, płynącego wysoko poprzez "wszytki nieba?"
Kiedy indziej, po upływie lat, przy budowie domostwa szkolnego w Nałęczowie pod Lublinem, poznałem się z pracownikiem na dniówkę, Mateuszem P., który był tak biedny, i obarczony rodziną, iż mieszkał w istnej ziemiance, po dach zakopanej w zwiewną glinę tamtejszej gleby. Człowiek ten umiał na pamięć "Księgi pielgrzymstwa" i z zachwytem je recytował. Cała mądrość życiowa, wytłumaczenie wszystkich zagadnień, nadzieje lepszej przyszłości, a nawet kierunki nowe społeczne, zawierały się dla Mateusza P. w "Księgach Pielgrzymstwa". Stamtąd czerpał swą naukę, wskazówki, kryteria, rozwiązanie zawiłości i życiową pociechę. Zastanawiałem się nieraz nad tym, czy w tym nabożeństwie Mateusza P. do ksiąg tułactwa polskiego niema wioskowego snobizmu, pewnej pozy i udawania. Lecz życie zaprzeczyło tym przypuszczeniom. Syn tego najbiedniejszego z wyrobników na dniówkę, za radą ojca poszedł do legionów, stał w bitwach i jest jednym z najgodniejszych rycerzy wyzwolenia ojczyzny. "Księgi Pielgrzymstwa" zrobiły swoje, wykazały swą wartość.
Nie chciałbym, na skutek przytoczenia tych ubocznych szczegółów, popaść w podejrzenie, iż popycham dzieła sztuki w jakąkolwiek, choćby najwznioślejszą służbę, narzucam im cele narodowe, lub społeczne. Sztuka pisarska, podobnie jak wszystkie jej siostrzyce, – a muzyka najwyraźniej i najbezwzględniej, – nie ma, nie może i nie powinna służyć, jako środek do jakiegokolwiek celu, okrom swego własnego. Sztuka pisarska powinna być niejako kołem zamkniętym, które swe sprawy jedynie wewnątrz swego obwodu zamyka. Lecz jako dzieło w ludzkim duchu poczęte i dla ludzi przeznaczone, z chwilą, gdy artysta ogłasza sprawę, kołem zamkniętym otoczoną, czyli żąda współudziału innych ludzi w jego wzruszeniu i trudzie artystycznym, – a nadto – skoro dzieło sztuki, mocą i umiejętnością wielu rąk ludzkich i sposobami uspołecznienia pracy podane zostało do poznania i rozpowszechnienia wśród ich ciżby, staje się objawem, wytworem i czynnikiem społecznym.ROZDZIAŁ 3
Temuż losowi ulega, gdyż ulegać musi, produkcja literacka, nie licząca się z żadnymi względami, narodowymi, społecznymi, wychowawczymi, a nawet z zasadami gramatyki, logiki i estetyki, jak, na przykład, "Nuż w bżuchu" , albo "Pieśń o głodźe" Brunona Jasieńskiego. Widziałem ubiegłej zimy, jak handlarka gazet sprzedawała czasopismo "Nuż w brzuchu" młodzieży robotniczej i rzemieślniczej, wychodzącej w niedzielę z fabrycznej niziny Powiśla Warszawy na słońce Nowego Świata, ażeby zachwycić coś nie tylko z zabawy, lecz i ze zdobyczy wyższej cywilizacji. Młodzieńcy ci nabywali skwapliwie za swój grosz nie łatwo zapracowany wytwór ducha młodzieży wykwintnej, intelektu Polski wskrzeszonej i karmili nim swe spragnione dusze. A więc "Nuż w brzuchu" , pismo ulotne grona pisarzy, jest też sprawą publiczną. Artyści skupieni około tego pisma, oraz innych organów tego samego kierunku, mają już naśladowców w szkołach odradzającej się Polski. W wyższych klasach gimnazjalnych, zarówno męskich, jak żeńskich, według skarg nauczycieli i nauczycielek, uczniowie i uczennice nie chcą pisać wypracowań stosownie do zasad ustalonej gramatyki, poczytują bowiem owe stare zasady za przesądy i więzy, niegodne zachowania i przestrzegania. A więc sprawy czysto literackie mają swe odbicie w rzeczy tak ważnej, jak sztuka narodowa poprawnego pisania aktów rejentalnych, listów kupieckich i pozwów sądowych.
Mam świadomość, iż pisząc te słowa, ściągam na siebie podejrzenie, jakobym nastawał na wolność ruchów, usiłowań i poczynań artystów słowa, zwących się futurystami, czy inaczej. Nic podobnego! Istotna sztuka jest wiekuistym nowatorstwem, funkcją nieustającego nigdy postępu, więc szczery przyjaciel sztuki i wyznawca postępu nie może być przeciwnikiem najbardziej dziwnego nowatorstwa. W danej sprawie idzie zupełnie o co innego: o rozważanie bez snobizmu, bez schlebiania komukolwiek, według najgłębszego przekonania, czy w narzucającym się objawie nowatorstwa tkwi postęp rzetelny, - nobilitas ducha, odskok od rzeczy starych, zjałowiałych, znanych już, jednolitych, – w świat zupełnie nieznany, nowy, w sferę zjawisk wielorakich, z jednolitości przetworzonych, – czy też mamy do czynienia z postępem niższego, drugiego rzędu, ze zwykłym, starym znajomym sine nobilitate snobizmem.
Zjawisko w sferze artyzmu, noszące nazwę futuryzmu, narodziło się we Włoszech. Futuryzm jest to "sposób" włoski, naturalny wykwit stanu rzeczy w tym kraju, w latach, poprzedzających wielką wojnę. Zaczęło się we Florencji. Pewna grupa artystów i pisarzy, wychowana pod cieniem drzwi Ghibertiego, niejako w objęciach Donatella, Veroccia, Michała Anioła i Leonarda da Vinci, znudziła się do cna nie twórczością, lecz kultem tych starych majstrów, widokiem niewolniczego kopiowania i omawiania ich dzieł, a znając owo drugie królestwo Włoch od samego dzieciństwa, pokonała je w sobie podczas furii młodocianych na własną rękę miłowań. Znudziła się również widokiem pochodów Niemek, Angielek i wszelakich innych poprzez Bargello, Or San Michele, Pitti i Uffizi. Byli to również młodzi Włosi, synowie płomiennej żądzy wydarcia wrogowi ziemi jeszcze nieodkupionej, zwanej tam terra irredenta . Przyszli tedy naturalną uczuć koleją do uwielbienia siły potęg nowoczesnego rozwoju w fabrykach państwa, do koncepcji nie tylko terytorialnej lecz i duchowej agresji i ekspansji. Pierwszą zasadą tej młodej falangi artystów było hasło, godne zaiste, żeby je złotymi wyryć zgłoskami: "Il faut mepriser toutes les formes dimitation et glorifier toutes les formes doriginalite" 1). Twierdzili oni, iż "odwaga, zuchwalstwo, bunt będą pierwiastkami istotnymi ich poezji". Postanowili wynieść na czoło twórczości "ruch agresywny, gorączkową bezsenność, bieg wyścigowy, karkołomny skok, policzek i pięść". Zamierzywszy pokonać nie tylko w osobie, lecz i w pojęciu publiczności wpływ Carducci'ego, Pascoli'ego, Fogazzaia, d'Annunzia, a w estetyce i filozofii Benedetta Croce'go, odtrącili doskonałą wytworność wiersza a nawet samo zdanie, zastępując ją wierszem najzupełniej wolnym, oraz zdanie "barwą esencjonalną gołego rzeczownika". Nowa składnia miała polegać na rozstawieniu rzeczowników według tego, jak wrażenia powstają w wyobraźni artysty z opuszczeniem przymiotników, zaimków i spójników, których pozostawienie, w ślad za mową powszechności, niweczyłoby dynamizm aktu twórczego. Słowo pozostaje, lecz jedynie w trybie bezokolicznym, gdyż tylko w tej formie może dać poczucie "ciągłości życia, tudzież umożliwić intuicji postrzegającej pochwycenie elastyczności zjawisk". Wszelka interpunkcja została zniesiona, natomiast wprowadzone znaki arytmetyczne dodawania, odejmowania, mnożenia, dzielenia, znak równania, – a także nuty. Skoro jedynie intuicja stała się czynnikiem decydującym w procesie twórczym, musiała nastąpić pogarda dla sensu i kult myślowego nieporządku.
Wszelkie problematy psychologiczne zostały skasowane, a miały być zastąpione przez psychologię intuicyjną materii. Skoro zaś zasadniczą treścią materii jest wola, odwaga i siła, należy tedy w dążeniu do odtworzenia tych potęg, odrzucić "tradycjonalną ciężką składnię, zrośniętą z ziemią, bez rąk i skrzydeł", – jedynie na intelekcie opartą – i, pokonawszy głuchą wrogość tradycjonalnego sposobu pisania, szukać kontaktu z wszechistnieniem. Za pomocą "dowolnej ortografii ekspresyjnej" reformatorzy futurystyczni mieli nadzieję wytworzenia tak dalece żywej i jasnej onomatopei, iż da im to możność wynurzenia w słowie istoty ciężaru, lub zapachu przedmiotów, życia wewnętrznego maszyny w ruchu, rozmowy silników, biegu i świstu pociągów, turkotu fabryk, tętentu koni, wycia wichrów, łoskotu walących się drzew. Skondensowanie metafory dla ujęcia tak zwanych "węzłów myślowych". Do tego celu zmierzała reforma druku, polegająca na wprowadzeniu wielkich i małych, tudzież zabarwionych liter na tej samej stronicy, co miało podkreślać i uwydatniać siłę i znaczenie tekstu, – oraz geometryczne, kuliste lub dowolnie łamane kształty figur z czcionek, formą swą odzwierciedlające przedmioty, zdarzenia, lub idee podsunięte do poznania w słowie.
W plastyce – futuryści wystąpili zajadle przeciwko tak zwanemu niegdyś "ideałowi piękna", przeciwko manii stawiania pomników, jako barbarzyńskim przeżytkom. Postanowili wyrwać malarstwo i rzeźbę spod wpływów Grecji, Michała Anioła i Leonarda da Vinci, oraz gotyku. Gdy Francja odbierała ukradzioną Monę Lizę i cała Florencja wrzała z żalu i gniewu, futuryści zanotowali w swym piśmie Lacerba o fakcie wywiezienia, nadmieniając, iż ich samych nie obchodzą losy tego tam obrazidła. W drugim paragrafie swego manifestu marzyli o tym, ażeby "demolir les oevres de Rembrandt, de Goya et de Rodin" . Utalentowany rzeźbiarz i eseista tej grupy Ardengo Soffici – Rodina właśnie poniewierał z niebywałym zapałem i nie byle jaką plastyką. Malarze i rzeźbiarze futurystyczni ogłaszali jednak nie tylko swe manifesty, lecz stworzyli również dzieła oryginalne w pomyśle i absolutnie nowe, jak Umberta Boccioniego "Elastyczność", Karola Carra "Dynamizm ciała ludzkiego", Russola "Dynamizm automobilu" Severiniego "Bal Tabarin", Ardengo Sofficiego "Synteza miasta Prato", oraz w rzeźbie – Boccioniego "Synteza dynamizmu człowieka". Starali się oni otworzyć, rozewrzeć figurę i zamknąć w niej otoczenie. Starali się kreować dzieła, gdzie by otoczenie tworzyło część bloku plastycznego, jako świat sam w sobie, rządzący się własnymi prawami. Całość rzeźbiarska, czy całość malarska miała być w ich dziele dla siebie samej, gdyż figury i przedmioty winny żyć w sztuce poza logiką.