Solid Gold - ebook
Solid Gold - ebook
Śmierć właściciela znanej trójmiejskiej restauracji i winiarni uruchamia lawinę zdarzeń, które zaskakują w równym stopniu przestępczy półświatek, jak i miejscowe struktury policji. Kolejne morderstwa, niewytłumaczalne napady, nielogiczne kradzieże wydają się chaotycznym wirem przypadkowych zdarzeń. W istocie są częścią precyzyjnego planu.
Bromski, osadzając swoją opowieść w dzisiejszych realiach, nie pozostawia wątpliwości: przeszłość rządzi teraźniejszością. Niezaleczone traumy, nieukarane winy, nieprzecięte w porę niejawne układy decydują o dzisiejszych wyborach, możliwościach i ograniczeniach. Łajdak nie "pokaja się szczerze" i nie stanie się uczciwym obywatelem tylko dlatego, że zajął się legalnym biznesem, zmienił garnitur i bryluje na przyjęciach z udziałem polityków. Ci ostatni będą mieli usta pełne wzniosłych frazesów, ale w zaciszu gabinetów ułożą się z każdym, kto pomoże im wygrać najbliższe wybory.
Doskonale wie o tym Stefan Nowicki, były komendant trójmiejskiej policji, który po raz ostatni chce się zmierzyć ze swoim śmiertelnym wrogiem, Tadeuszem Kaweckim, kiedyś cinkciarzem współpracującym ze służbami bezpieczeństwa, a dzisiaj prezesem Solid Gold, nowego polskiego banku świętującego drugą rocznicę istnienia.
Dlatego po ośmiu latach Nowicki wraca do Trójmiasta i namawia do powrotu Kaję Miller, policjantkę, której życie osiem lat wcześniej na zawsze zmieniło swój bieg. Oboje wiedzą, że przyjdzie im zmierzyć się nie tylko z trójmiejską elitą gangsterską, ale przede wszystkim z ich mocodawcami, działającymi w półcieniu, za kulisami zdarzeń.
Dla Nowickiego stawką jest wyrównanie starych osobistych porachunków i zdemaskowanie wpływowego gangstera. Dla Kai stawką jest jej nowe życie.
Jacek Bromski - reżyser, scenarzysta, producent filmowy, działacz kultury, prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich (od 1996 roku) oraz dwukrotny przewodniczący Rady Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Kierował zakończonymi sukcesem kampaniami środowiska filmowego na rzecz nowelizacji prawa autorskiego oraz ustawy o kinematografii.
Studiował malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim oraz reżyserię w Szkole Filmowej w Łodzi. W 1988 roku wraz z Juliuszem Machulskim oraz Jackiem Moczydłowskim założył Zespół Filmowy "Zebra" (obecnie: Studio Filmowe "Zebra"). Jeden z inicjatorów powstania Studia Munka, które pomaga debiutować twórcom filmów fabularnych, dokumentalnych i animowanych. Wyreżyserował m.in.: "Zabij mnie, glino", "Sztukę kochania", "Kuchnię polską", "U Pana Boga za piecem", "To ja, złodziej", "U Pana Boga w ogródku", "U Pana Boga za miedzą", "Uwikłanie", "Bilet na Księżyc", "Anatomię zła". Najnowszy film Jacka Bromskiego nosi tytuł "Solid Gold".
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8169-875-7 |
Rozmiar pliku: | 386 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zadzwonił telefon. Kaja zerwała się z łóżka, nie całkiem rozbudzona z głębokiego snu. Serce stanęło jej na ułamek sekundy, poczuła, że leci w przepaść. Spazmatycznie złapała powietrze i spróbowała w ciemności przypomnieć sobie, gdzie jest, ale mózg jeszcze nie zaczął pracować. Sięgnęła po omacku, żeby włączyć nocną lampkę. W porządku, jestem w domu, odetchnęła z ulgą. O ile domem mogła nazywać niewielkie, wynajęte kilka miesięcy temu mieszkanie na Bohaterów Getta. Na szafce nocnej odnalazła brzęczący telefon. Na ekranie wyświetlał się napis: „Komenda”.
– Halo – odezwała się zachrypniętym głosem. Usłyszała zniecierpliwionego komendanta Nowickiego:
– Kaja? Zbieraj się. Będziemy zwijać Jedynaka.
– Teraz? Noc jest, człowieku. – Spojrzała na zegarek. – Po drugiej. Porządni ludzie już śpią.
– Jedynak nie jest porządny. Dostaliśmy cynk. Jest w kasynie w Sopocie. Melduj się jak najszybciej.
– Tak jest.
– Nie wiesz czasem, gdzie może być Smok? – zapytał. – Wacławski szuka go od godziny. Komórki nie odbiera, w domu go nie ma.
Zawahała się.
– A skąd ja mam wiedzieć? Nie wiem. Zaraz będę.
Odłożyła słuchawkę, odkryła kołdrę i potrząsnęła leżącym w łóżku mężczyzną.
– Obudź się. Dzwoń do Wacławskiego. Szukają cię. Jest akcja. Do domu nawet dzwonili podobno.
– Ja pierdolę… – Mężczyzna sięgnął po leżące na podłodze spodnie. Pomacał kieszenie w poszukiwaniu telefonu.
– O Jezusie… Co to było? Czuję się, jakbym ropy naftowej się napił.
Włączył telefon i wycisnął numer.
– Wacławski – zgłosił się Wacławski.
– Co jest, kurwa? – odezwał się podkomisarz Smoczyński. – Sobota jest, noc. Chyba raczej nie jestem na służbie? To ty jesteś na służbie, popaprańcu.
Kaja weszła do łazienki. Odkręciła wodę i spojrzała w lustro nad umywalką. Rozczochrana, z rozmazanym makijażem. Obmyła twarz, opłukała piekące oczy zimną wodą, odnalazła biustonosz i majtki, wcisnęła się w czarne dżinsy, na białą bluzkę włożyła rozpinany sweter w niebiesko-żółte pasy. Jeszcze kontrolne spojrzenie w lustro. Zaczęła przypominać człowieka. Wróciła do pokoju. Smok kończył się ubierać. Zanurkował pod łóżko w poszukiwaniu zagubionej skarpetki.
W samochodzie wyciągnął ze schowka alkomat i dmuchnął w ustnik.
– Dwa promile, kurwa – westchnął, spoglądając na odczyt.
Ruszył ostrożnie. Po dwudziestu minutach dojechali do komendy. Rozdzielili się, obojgu zależało na dyskrecji. Kaja weszła pierwsza do pokoju oficera dyżurnego. Za biurkiem siedział Wacławski w mundurze rozpiętym na wydatnym brzuchu, obok dwóch policjantów z wydziału przestępczości zorganizowanej, obaj po cywilnemu.
Wacławski obrzucił ją niechętnym spojrzeniem, pukając wskazującym palcem w cyferblat zegarka. Kaja skrzywiła się. Zbierało jej się na wymioty, nie była pewna, czy to na widok Wacławskiego, czy raczej z przepicia.
Po paru minutach pojawił się Smok. Wacławski podejrzliwie przenosił wzrok z jednego na drugie. Smok tylko burknął:
– Co z tobą? Musiałeś, kurwa, do domu dzwonić? Kompletnie cię pojebało, człowieku?
Wacławski udał, że nie słyszy tej niewątpliwie słusznej uwagi.
– Nie ma czasu. Jedynak jest w kasynie ze swoją dupą. Dobrze się bawią, ale lada chwila mogą wyjść. Weźmiecie ludzi i zdejmiecie go.
– Bawi się? Bez obstawy? – mruknął Smoczyński.
– No co ty? Kto mówił, że bez obstawy?
– To niby kto ma go zwinąć? Ja i Smok? – zaciekawiła się Kaja. – Taka jest koncepcja?
Do pokoju operacyjnego wszedł komendant Nowicki. Nieogolony, w wymiętej sztruksowej marynarce, w rozpiętej niebieskiej koszuli, z krawatem zwisającym na brzuchu. W zębach trzymał fajkę, która jednak nie dawała znaku życia.
– Wy. Adaś i Piotr jadą z wami. Posłałem tam sześciu ludzi z brygady antyterrorystycznej. Zaraz powinni być na miejscu, przyczają się i będą czekać na was. Tylko bez brawury. Ostrożnie. I załóżcie kamizelki.
– Tak jest – powiedział zrezygnowany Smok.
Głowa mu pękała, a pulsujący ból nie pozwalał wyklarować myśli.
– Jedynak jest ze swoją dziewczyną i dwójką goryli. Kierownik zmiany dał znać i obserwuje ich cały czas – ciągnął Nowicki. – Lepszej okazji nie będzie.
– Swoją drogą ten Jedynak chyba jest idiotą. – Smok pokręcił głową. – Zamiast się zaszyć gdzieś na Costa Brava albo w Meksyku, jak jego koledzy, grasuje na Wybrzeżu. Patriota lokalny.
*
Smok, Kaja i dwóch policjantów w cywilu podeszli do samochodu. Smok oddał kluczyki Piotrowi.
– Prowadź. Ja jestem trochę wczorajszy.
Ruszyli w stronę Sopotu. Kasyno mieściło się w legendarnym Grand Hotelu, gdzie, jak mówi historia, mieszkali Hitler, de Gaulle i Marlena Dietrich, wszyscy w tym samym apartamencie na pierwszym piętrze. To był najokazalszy apartament w hotelu i umieszczano tam najznakomitszych gości. Na przyjazd Hitlera zmieniono podłogę w przedpokoju prowadzącym do apartamentu, układając klepkę z czarnego dębu na kształt swastyki. Po wojnie, w Polsce Ludowej, zamalowano podłogę ciemną bejcą, ale kształt swastyki ciągle był widoczny. W dwa tysiące szóstym roku Grand Hotel kupili Francuzi i podczas remontu usunęli podłogę ze swastyką.
Podjechali od strony parku, przed wejście do kasyna.
– Tam jest jakieś drugie wyjście? Musi być – Smok raczej stwierdził, niż zapytał.
– Jest – powiedział Adam. – Z drugiej strony, od zaplecza, takie służbowo-kuchenne.
– Dobra – odwrócił się do Kai. – Weźmiesz jednego z AT i obstawicie to wyjście.
– Znowu ja? – Kaja wolała być w środku akcji.
– Tam będziesz bezpieczniejsza.
Z zarośli otaczającego parku wyszli antyterroryści w uniformach, uzbrojeni w broń maszynową. Dowódca zameldował się, Smok pokazał, jak mają się rozlokować: dwóch antyterrorystów ma pilnować drzwi wejściowych, trzech ma wejść ze Smokiem, Adamem i Piotrem do kasyna, a jeden pobiec z Kają wzdłuż hotelu, żeby znaleźć się po drugiej stronie.
Na dany znak ruszyli na pozycje. Grupa Smoka zatrzymała się przed wejściem, czekając na sygnał, że Kaja dotarła na miejsce.
Kaja zatrzymała się na tyłach kasyna, z boku hotelu. Było ciemno, wysokie drzewa zasłaniały uliczne latarnie, tylko nad tylnym wyjściem świeciła się słaba żarówka.
Odbezpieczyła pistolet i podeszła bliżej wyjścia, antyterrorysta zameldował przez radiotelefon: „Na pozycji”, i schował się za drzewem.
Reszta była już gotowa, żeby wkroczyć do kasyna. Smok jednak postanowił najpierw zajrzeć, żeby zorientować się w topografii.
– Nie dasz rady nic zobaczyć – odradzał mu Adam. – Najpierw jest hall z szatnią, potem bar, potem sala z automatami do gry, potem stoły do blackjacka, a na końcu sala ruletki i jeszcze jeden bar. Jedynak może być na samym końcu. Musimy wchodzić na żywioł. Pistolety gotowe do strzału.
– Ale tam są ludzie – zaoponował Smok. – Narobią hałasu, zanim dotrzemy do Jedynaka.
– Damy im znak, że mają siedzieć cicho – zaśmiał się Adam. – Na moje dzieci to działa. Nie mamy innego wyjścia.
*
Przy stole do ruletki Jedynak dorzucał sztony na chybił trafił. Widać, że nie zależało mu na wygranej. Na stołku obok siedziała młoda cycata blondynka o urodzie z kalendarza z nagimi modelkami, jakie widuje się przeważnie w warsztatach samochodowych, a odgadnięcie miesiąca na podstawie fotografii dziewczyny nie jest możliwe, bo wszystkie wyglądają tak samo. Jedynak dobrze się bawił i każdą przegraną kwitował głupkowatym śmiechem. Rzadko sobie pozwalał na wieczorne wypady do publicznych lokali, dobrze wiedział, że cała policja Trójmiasta marzy o tym, żeby go wreszcie dorwać, dlatego kiedy już ryzykował wyjście, bawił się na całego. Podniecały go takie sytuacje, wychodził z ukrycia i popisywał się brawurą przed samym sobą i przed kumplami. „Król życia”, myślał o sobie z dumą i kto wie, czy to nie była prawda. Pracował na swoją legendę. A mówił o nim z podziwem cały trójmiejski półświatek. Wszystkie telewizje relacjonowały jego brawurową ucieczkę z sali sądowej kilka miesięcy temu. Zawieźli go do sądu w kajdankach, żeby zeznawał w sprawie o zabójstwo właściciela salonu Forda, i Jedynak, który odsiadywał kilkuletni wyrok za napad z bronią w ręku, skorzystał z okazji. W kajdankach wyrwał się konwojentom i wyskoczył przez okno z pierwszego piętra, ośmieszając policję, która do tej pory nie potrafiła go znaleźć.
Do tej pory. Bo właśnie tego wieczoru komendant Nowicki dostał cynk.
*
Jedynak obstawił pierwszy tuzin, rzucił też dla porządku kilka sztonów na czerwone i wtedy zadzwoniła jego komórka. Przyłożył telefon do ucha, a drugie zakrył dłonią, żeby stłumić panujący w kasynie hałas.
– Halo? W kasynie jestem… Parę złotych puścić, ale z umiarem – zaśmiał się do słuchawki. – Nic się nie dzieje. Co?… No dobra, dobra, znikam stąd za dwie sekundy.
Odwrócił się do goryla z obstawy, który siedział przy stole, ale nie brał udziału w grze.
– Ojciec dzwonił. Jadą po mnie, podobno zaraz tu będą. Spadamy.
Wstał od stołu i podsunął blondynce kupkę sztonów.
– Pobaw się trochę, Tereska, ja muszę już lecieć. Wpadnę do ciebie jutro. – Jedynak i obaj goryle przedarli się przez obstawiony klientami bar i pospiesznie ruszyli w kierunku tylnego wyjścia, korytarzem prowadzącym przez zaplecze kuchenne i magazyny. Jedynak wyjął komórkę i rzucił: „Podjeżdżaj. Wychodzimy”.
W tym samym momencie Smok na czele policjantów wkroczył do kasyna. Szatniarz spróbował go zatrzymać, ale Smok odsunął go ruchem ręki. Na widok uzbrojonych policjantów zaskoczeni klienci kasyna reagowali różnie, jedni cofali się pod ścianę, inni pokrzykiwali agresywnie, a Smok uciszał ich, przykładając palec do ust, a drugą ręką dawał znaki, żeby usunęli się z drogi.
Kiedy dotarli do sali ruletki, po Jedynaku nie było śladu. Ani tam, ani po drodze. Pobiegli w głąb korytarza, wpadli do jednej toalety, potem do drugiej. Wypłoszona z kabiny kobieta nerwowo podciągnęła sukienkę i zaczęła krzyczeć na widok zamaskowanych antyterrorystów. Towarzyszący im kierownik sali ruchem głowy pokazał siedzącą przy jednym ze stołów Tereskę. Smok zawrócił i złapał ją za ramię, potrząsając brutalnie.
– Gdzie Jedynak?
– Poszedł… – wyjąkała Tereska. – Tam…
Wskazała ręką korytarz prowadzący na zaplecze. Smok puścił ją i ruszył we wskazanym kierunku. Za nim podążyli antyterroryści.
*
Kaja odwróciła się, słysząc głuchy odgłos uderzenia. Antyterrorysta osunął się na ziemię, a Kaja poczuła przy głowie lufę pistoletu.
– Rzuć broń! – rozkazał półgłosem właściciel pistoletu.
Posłusznie wypuściła broń z ręki. W drzwiach kasyna ukazał się Jedynak z dwoma kumplami. Duży terenowy SUV stał ukryty za krzakami na parkowej alejce. Jedynak przyjrzał się Kai.
– Zabieraj ją – warknął do goryla.
Wsiedli do samochodu, wpychając Kaję na tylne siedzenie. Próbowała się opierać, rękami trzymała się drzwiczek samochodu i kopała na oślep. Goryl uderzył ją pałką w głowę. Samochód natychmiast ruszył.
Kiedy ekipa Smoka dotarła do wyjścia, przed kasynem było pusto. Na trawie leżał antyterrorysta. Smok zaklął głośno i soczyście. Rozejrzał się. Ani śladu Kai.
*
Samochód gangsterów pędził w stronę Gdańska. Jedynak siedział obok kierowcy, nieprzytomna Kaja leżała na tylnym siedzeniu pomiędzy dwoma bandytami. Jedynak przyjrzał jej się. Głowa Kai podskakiwała bezwładnie za każdym razem, kiedy pędzący samochód wjeżdżał na wyboje.
– Przytrzymaj jej głowę. Mocno jej przyłożyłeś.
– Nic jej nie będzie – mruknął goryl. – Psy twarda rasa.
*
Otworzyła oczy. Spróbowała się poruszyć i poczuła, że jest skrępowana. Ręce miała przywiązane do metalowych prętów u wezgłowia łóżka, a rozchylone nogi unieruchomione sznurem owiniętym wokół ramy pod materacem. Ktoś musiał zadać sobie niemało trudu. Uniosła głowę na tyle, by zobaczyć, że ktoś zdjął jej spodnie, a na rozpiętą bluzkę położył kuloodporną kamizelkę. Szarpnęła całym ciałem, z niewielkim skutkiem. Ciężkie, podwójne łóżko nawet nie drgnęło.
W jej pole widzenia wszedł Jedynak.
– No wreszcie, bo już trochę mi się nudziło czekać.
– Wypuść mnie. Jestem policjantką – syknęła przez zaciśnięte zęby.
– Chyba wiem, co? – Jedynak uśmiechnął się. Był nawet przystojny, kiedy się uśmiechał. – Chcieliście mnie zwinąć. Któryś z moich ludzi dał wam cynk… Kto?
– Nie wiem. Rozwiąż mnie.
– I tak się dowiem. To mógł być ktoś z kasyna. Beknie, nie martw się.
– Nie martwię się. Rozwiąż mnie.
Jedynak wyjął pistolet zza pasa i odłożył go na bok. Z kieszeni wyciągnął nóż sprężynowy, wszedł na łóżko i uklęknął między nogami Kai.
– Puść mnie, bydlaku! – Kaja zaczęła krzyczeć. – Zabiję cię, jak mnie dotkniesz.
– Zabijesz? – Znowu się uśmiechnął. – Kobiety na ogół są zadowolone.
Nożem zaczął powoli rozcinać jej majtki, rozkoszując się każdym ruchem przedstawienia dla jednego widza. Zaczęła się miotać i przeraźliwie krzyczeć. Jedynak ciągle się uśmiechał, jej szarpanina sprawiała mu przyjemność.
– Oho! – powiedział, wyciągając spod niej rozcięte majtki. – Nie golimy się, co?
Przykrył ją swoim ciałem i unieruchomił. Kaja poczuła zapach alkoholu i papierosów. Nie przestała krzyczeć. Zamknęła oczy, nie chcąc go widzieć. Zrozumiała już, że to, co ma się zdarzyć, wydarzy się nieuchronnie, że nie ma ucieczki z tej sytuacji, że nie wiadomo, co jeszcze może nastąpić, może gorsze rzeczy, chociaż w tej chwili nie potrafiła sobie wyobrazić niczego gorszego. Zbierało jej się na wymioty. Desperacko kręciła dłońmi, próbując wyswobodzić je z więzów.
Jedynak patrzył na te próby z rozbawieniem, a potem przykrył jej twarz kuloodporną kamizelką. Rozpiął spodnie i rękami poszukał sobie drogi między jej udami.
Spod kamizelki słyszał jej przytłumione jęki, rytmiczne, wydawać by się mogło, że każde mocne pchnięcie sprawiało jej przyjemność. I Jedynakowi tak się wydawało. Skończył zadowolony z siebie. Wstał z łóżka i zapiął spodnie, wetknął pistolet za pas i zdjął jej z twarzy kamizelkę. Kaja szarpnęła się.
– Rozwiąż mnie.
Uśmiechnął się zadyszany.
– Miło było. Całkiem. Musimy to kiedyś powtórzyć.
– Puść mnie.
Jedynak rozciął sznury krępujące jej nogi. Pochylił się nad nią.
– Tylko żadnych głupich ruchów, dobrze? – Pogładził ją po policzku. – Ty całkiem niezła laska jesteś. Jak na psa.
Rozwiązał jej ręce i wyprostował się.
– Ubierz się.
Usiadła na łóżku, rozcierając piekące przeguby dłoni. Wstała, podniosła z podłogi spodnie i odwróciła się, żeby je wciągnąć na siebie. Wydawała się być całkowicie zajęta sobą, a potem nagle zerwała się, szybkim, fachowym ciosem uderzyła zaskoczonego Jedynaka w grdykę i wyrwała mu zza pasa pistolet. Jedynak z trudem podniósł się z podłogi.
– Oddaj to, kurwo. Zaraz tu wpadną moi ludzie.
Zrobił krok do przodu. Z całej siły kopnęła go w krocze, a potem strzeliła mu w serce. Jedynak padł, a Kaja podbiegła do drzwi i wyjrzała na korytarz. Na odgłos wystrzału do domu wbiegł goryl z bronią w ręku. Kaja strzeliła mu w głowę i wybiegła na ganek. Bandyta stojący przy samochodzie zaczął do niej strzelać. Kaja ukryła się za kolumną na ganku i odpowiedziała ogniem. Goryl osunął się, kilka pocisków powaliło go na ziemię.
Kaja dopiero teraz rozejrzała się po okolicy. Mały dworek otoczony sosnowym lasem. Świtało. Na podjeździe stał samochód, którym przyjechali z Sopotu. Przed gankiem, w środku podjazdu, była mała, okrągła rabata obsadzona kwiatami. Na rabatce leżał trup bandyty. Kaja przypomniała sobie, że było ich czterech. Tego czwartego nie było nigdzie widać. Skulona, na wszelki wypadek rozejrzała się z pistoletem wyciągniętym przed siebie i puściła się biegiem do samochodu. Zobaczyła, że w stacyjce nie ma kluczyków, i zawróciła, żeby obszukać kieszenie leżącego wśród kwiatów bandyty. Znalazła kluczyki i pospiesznie odjechała leśną drogą. Po kilkuset metrach przestała się niepokoić czwartym bandytą. Zaraz zresztą wyjechała na asfaltową drogę i gwałtownie przyspieszyła.
Drżała na całym ciele, nie była jeszcze całkiem przytomna, przecierała oczy pełne łez. Nie wiedziała, gdzie właściwie jest, nie znała tej okolicy, ale instynkt podpowiedział jej, żeby skręcić w prawo. Po kilkunastu kilometrach okazało się, że się nie myliła. Wjechała na autostradę i skręciła w stronę Gdyni. Działała jak automat, zdawało jej się, że to nie ona wykonuje te wszystkie czynności, że prowadzi ją jakiś zaprogramowany komputer z GPS-em. Wreszcie dotarła w pobliże domu. Zostawiła samochód dwie przecznice dalej, z kluczykami w stacyjce, mając nadzieję, że ktoś go do rana ukradnie.
Pobiegła do mieszkania. Zamknęła za sobą drzwi na wszystkie zamki. Zrzuciła z siebie ubranie, sięgnęła do lodówki i weszła do łazienki z butelką wódki w ręku. Wypiła dwa łyki, odstawiła butelkę na umywalkę i stanęła pod prysznicem. Puściła gorącą wodę i zaczęła szorować się zapamiętale, chcąc zmyć z siebie zapach Jedynaka i wspomnienie upokorzenia. Znowu zaczęła płakać. Sięgnęła po wódkę i pociągnęła z butelki. Siadła i małą słuchawkę prysznica ścisnęła udami, kierując strumień gorącej wody w głąb siebie.
Do końca opróżniła butelkę, wreszcie osunęła się nieprzytomna i tak została, pod lejącą się wodą, z pustą butelką w ręku.
Tak rano znalazł ją Smok.
Miał klucze od mieszkania, wszedł i usłyszał szum wody w łazience. Otworzył drzwi. Kaja leżała na posadzce pod prysznicem w strumieniach wody. Zakręcił kurek, podniósł Kaję i nieprzytomną zaniósł do pokoju. Położył ją na łóżku i próbował osuszyć ręcznikiem. Zaczęła coś mamrotać. Smok pokręcił głową.
– Rany boskie, Kaja! Cała policja Trójmiasta cię szuka!
Powoli wracała jej świadomość, otworzyła oczy i na widok Smoka zaczęła krzyczeć:
– Zostaw mnie! Odejdź ode mnie, ty skurwysynu! Wyjdź stąd! Nie dotykaj mnie!
Odepchnęła go z całej siły. Odsunął się, a Kaja gwałtownymi ruchami dłoni otrzepała się, jak gdyby czyściła się z błota. Smok chwycił ją za ręce.
– Kaja! Uspokój się!
– Wyjdź stąd! – Zaczęła okładać go pięściami. Podświadomie obwiniała go o to, co się stało.
Ciosy były bolesne, cofnął się, zasłaniając głowę.
– Wyjdź, skurwysynu! – syknęła. – Żebym cię więcej nie widziała na oczy!
– Idę. – Wstał urażony. Kobiety często wyzywały go od najgorszych, nie tylko te, które aresztował, ale również jego żona, ale Smok nigdy nie mógł się do tego przyzwyczaić. – Jak wytrzeźwiejesz, melduj się na komendzie.
– To co ja mam robić? – zapytała Kaja.
Siedziała skulona przed biurkiem Nowickiego, głowa pochylona na piersi, dłonie splecione na kolanach.
– Napiszesz doktorat z psychologii, zawsze chciałaś. – Nowicki stukał ołówkiem o blat biurka. – Albo wyjdziesz za mąż i będziesz dawała mężowi popalić. Ale już nie nam. Twoja kariera w policji właśnie dobiegła końca.
– I tak mi to, kurwa, mówisz? Prosto w oczy?
– Nie klnij mi tu! – podniósł głos. – Ciesz się, że tak to się kończy. Piotr zeznał, że byłaś na akcji pijana. Zginął policjant. Straciłaś służbową broń. Mógłbym cię zwolnić dyscyplinarnie. Ale wtedy musiałbym napisać raport. Masz wyobraźnię?
– Sobota w nocy to była – powiedziała z goryczą. – Wezwaliście mnie na akcję. Ja się nie prosiłam. Nikt nie pytał, czy jestem trzeźwa, czy pijana. Ja też mogłam zginąć.
– Robi się coraz gorzej – powiedział Nowicki. – Długo tak nie pociągniesz. W poniedziałek masz wizytę u psychologa.
– Po co? – Wzruszyła ramionami.
– Obowiązkowo. Raportu nie będzie. Pod warunkiem że dostaniesz papier, że nie nadajesz się do służby ze względów zdrowotnych.
Odwróciła się do okna. W ciągu jednej doby jej dotychczasowe życie zawaliło się jak las podczas huraganu. Poczuła, że tonie, bez widoków na koło ratunkowe. I że musi sama wypłynąć na powierzchnię.
Albo utonąć.
– Sami spierdoliliście tę akcję. Była źle zaplanowana i jeszcze gorzej wykonana – stwierdziła zimno. – Sami ją spierdoliliście. A teraz szukacie kozła ofiarnego.
Wstała z krzesła i ruszyła do drzwi.
– Kaja! – krzyknął. – Wracaj tu zaraz!
Zawróciła. Usiadła. Nowicki westchnął i ujął ją za ręce, ściskając mocno.
– Dziecko. Ja chciałbym wiedzieć, co tam się naprawdę stało.
Popatrzyła mu w oczy.
– Napisałam w raporcie. Ogłuszyli mnie. Ocknęłam się w środku lasu. Chcieli mnie zgwałcić. Kłócili się, który pierwszy. Udawałam nieprzytomną, jak rozwiązali mi ręce, uciekłam.
– Uciekłaś? Jakim cudem?
– Tego, co mnie trzymał, zwaliłam z nóg, wyrwałam się i pobiegłam w zarośla. Ciemno było. Chcieli mnie gonić samochodem, ale uciekłam w las.
Nowicki pokiwał głową.
– Tak… Czytałem twój raport. Naprawdę potrzebuję tego papieru od psychologa.
Kaja poszła po papier do Marty, koleżanki z uniwersytetu.
Marta była mała, pulchna, miała piegi i nosiła mocne okulary. Ze swoim wyglądem nie liczyła na to, że łatwo będzie jej wyjść za mąż, dlatego zawczasu postanowiła poświęcić się karierze naukowej. Ale oczywiście los płata figle i Marta w wieku dwudziestu pięciu lat miała już troje małych dzieci i męża botanika.
– Ostrzegałam cię, nie idź do policji – powiedziała surowo. – To nie jest miejsce dla kobiety.
– Nie wiem… Nie jestem pewna…
Kaja siedziała głęboko w fotelu i wpatrywała się w sufit. To jej pomagało zebrać myśli. Przed oczami miała twarz Jedynaka z chorym uśmiechem na ustach. Zacisnęła zęby, powstrzymując łzy. Nie chciała pamiętać o tym, co się stało podczas obławy. Wypierała myśli o gwałcie, o śmierci Jedynaka i jego bandytów, o swojej ucieczce. To był zły sen. Na pewno nie opowie o nim Marcie. Nie powie o tym nikomu, na pewno nie w ciągu najbliższych dwudziestu lat, a może nigdy. To się nie wydarzyło.
Odpowiadając na pytania Marty, mówiła bardziej do siebie.
– Poszłam do pracy do policji. Przedtem rzadko piłam alkohol. Praca w policji ciekawiła mnie. A tam wszyscy popijają, nawet na służbie. Trudniej stracić prawo jazdy, nie? Na kursie służb specjalnych każdy sukces na treningu, każdy dobry wynik na strzelnicy trzeba było opić. Piłam, bo przez to czułam się dużo bezpieczniejsza wśród tych wszystkich twardzieli. W szkole antyterrorystów nawet mieliśmy taki trening wyrabiający odporność na alkohol.
– Przede wszystkim pozbądź się alkoholu z domu.
– Nie mam żadnego alkoholu w domu. Ostatnią butelkę wypiłam.
– Bez żartów. To poważna sprawa. Twój szef sugeruje, że masz problem alkoholowy. Chciałby, żebym ci dała takie zaświadczenie. I skierowanie na odwyk.
– Możesz napisać, co chcesz, tylko żadne skierowanie na odwyk. Przysięgam ci, nigdy nie miałam problemu z piciem. Piję, kiedy chcę, kiedy chcę, nie piję. Jak każdy normalny człowiek. A teraz ktoś doniósł na mnie, że byłam na akcji pijana.
– A byłaś?
– Pijana nie, może na kacu. Była sobota w nocy. Każdy ma prawo się napić. A oni… Uczepili się tego. Potrzebują pretekstu widocznie.
– Ciągle mieszkasz u matki? – zapytała Marta.
– Niedawno wynajęłam mieszkanie. Miałam romans. Z żonatym mężczyzną. To też sprzyja popijaniu. Ale już go pogoniłam.
– Tego żonatego? To znajdź sobie wolnego.
– Chyba zwariowałaś? Usiłowali mnie zgwałcić. Czterech byczków. Na szczęście uciekłam, ale najpierw byłam sparaliżowana ze strachu. Po czymś takim może się wszystkiego odechcieć. Zwłaszcza faceta. Co z ciebie za psycholog?
– No tak, przepraszam. Masz rację – zgodziła się. – Sprawa jest moim zdaniem beznadziejna. Ale będę trzymać kciuki.
Zaczęła wypełniać rubryki w formularzu.
– Napiszę, że potrzebujesz dłuższego wypoczynku po traumie, którą przeżyłaś. Wyjedź stąd. Zmień otoczenie.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI