Somebody to Love. Życie, śmierć i spuścizna Freddiego Mercury’ego - ebook
Somebody to Love. Życie, śmierć i spuścizna Freddiego Mercury’ego - ebook
Poruszająca biografia jednej z największych legend w historii muzyki
Śmierć Freddiego Mercury’ego w wieku 45 lat w 1991 roku wstrząsnęła całym światem, a miliony jego fanów były w szoku, gdy dzień wcześniej artysta wyjawił w oświadczeniu, że zdiagnozowano u niego AIDS.
Książka Matta Richardsa i Marka Langthorne’a odsłania nieznane i zaskakujące fakty biografii piosenkarza, zawiera niepublikowane dotychczas wypowiedzi jego najbliższych przyjaciół i znanych muzyków. Droga ku muzycznej sławie przeplata się tu z poszukiwaniem miłości i historią potwornej choroby, która w latach osiemdziesiątych XX wieku rozprzestrzeniła się po całym świecie.
Ta wyjątkowa biografia rzuca nowe światło zarówno na ostatnie lata i śmierć muzyka, jak i na historię AIDS. Podobnie jak twórczość Freddiego, ta opowieść na długo zapada w pamięć.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8116-758-1 |
Rozmiar pliku: | 8,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Londyn, niedziela, 10 listopada 1991 roku. Pogoda w stolicy Wielkiej Brytanii jest typowo ponura. W weekendowych wydaniach gazet huczy od spekulacji na temat niedawnej śmierci kontrowersyjnego potentata prasowego Roberta Maxwella z Teneryfy. Wysłannik Kościoła anglikańskiego, Terry Waite, został wypuszczony z niewoli w Libanie. Filmy „Terminator 2: Dzień sądu” i „Robin Hood: Książę złodziei” walczą o miano największego przeboju kinowego w Wielkiej Brytanii. A nadzieje Partii Pracy pod wodzą Neila Kinnocka na zwycięstwo w wyborach zostały spotęgowane nowym sondażem, który daje jej sześć punktów przewagi nad rządzącą partią Konserwatystów pod wodzą Johna Majora.
Żadne z tych wydarzeń prawdopodobnie nie interesuje osłabionego pasażera prywatnego odrzutowca, lądującego na brytyjskiej ziemi po krótkim locie ze Szwajcarii. Nie jest w stanie samodzielnie chodzić, a jego wzrok mocno się pogorszył, ostrożnie więc prowadzony jest po schodach na płytę lotniska. Pozwolono mu ominąć kolejki przy odprawie, co oznacza, że udaje mu się uniknąć spotkania z gapiami, prasą i czekającymi kamerami. Po odbyciu kontroli paszportowej pasażer odprowadzony zostaje do podstawionego mercedesa z przyciemnionymi szybami, które pomagają zachować anonimowość. Po nieco ponadgodzinnej podróży dociera do swojej posiadłości w Kensington, a elektryczna brama zamyka się za nim, odcinając od zewnętrznego świata.
I jego świata.
Przestronny korytarz przyozdobiony jest piękną drezdeńską porcelaną, kilka eksponatów niedawno zmieniło swoje miejsce. Przylegające do niego ogromne pomieszczenia pełne są japońskich mebli i dzieł sztuki, olejnych obrazów i przecudownych waz René Lalique’a. W muzycznym pokoju spoczywa na drewnianej posadzce fortepian, a na nim, w srebrnych oprawkach, stoją zdjęcia będące pamiątką życia, którego niewielu mogło zaznać. Klapa fortepianu jest zamknięta.
Schody prowadzą do góry, a poręcz okazuje się istotnym wsparciem dla osłabionego mężczyzny zmierzającego do sypialni. Coraz rzadziej schodzi rano na filiżankę herbaty. Cały czas przesiaduje w sypialni. Na górze zapach odświeżacza powietrza miesza się z zapachem środków dezynfekujących. Nad całością unosi się poczucie pustych godzin.
Niegdyś nieskazitelnie żółte ściany w głównej sypialni teraz wyblakły i mizernie wyglądają. Naprzeciw okna stoi łóżko z zagłówkiem wbudowanym w ścianę, po obu stronach którego mieszczą się wykonane na zamówienie mahoniowe szafki, zdobione subtelnymi intarsjami. Wybrzuszone francuskie gablotki z czasów drugiego imperium stoją pod ścianą, skrywając drogie kolekcje kryształowych rzeźb i weneckich półmisków.
Po prawej stronie sypialni znajduje się buduar, a w nim edwardiański szezlong i siedemnastowieczny fotel, czekający na przyjaciół i gości. Ale gości teraz jest mniej. Ci, którzy odwiedzają te progi, nie spodziewają się wystawnych przyjęć, jak za dawnych czasów, teraz pozostały po nich już tylko wspomnienia. Statyw na kroplówkę stojący obok łóżka, umożliwiający transfuzję, wyjawia, że w domu rozgościła się choroba.
Pacjent w łóżku jest w półśnie. Trudno złapać mu oddech. Środek przeciwwymiotny łagodzi nudności, a podany przez lojalnego członka personelu domowego lek przeciwbólowy zaczyna działać. Lekarstwa wprowadzane są do organizmu przez cewnik Hickmana, rodzaj kaniuli podłączonej do żyły szyjnej. Ten prosty zabieg wykonano kilka miesięcy wcześniej, ułatwiając podawanie leków wymaganych do utrzymania pacjenta przy życiu lub przynajmniej ukojenia bólu. Rozwiązany został w ten sposób problem pielęgniarki, która musiałaby wkłuwać się za każdym razem, gdy trzeba dotrzeć do żyły, czyli co najmniej dwa razy dziennie. Sprawę komplikuje alergia pacjenta na morfinę, zwykle podawaną w tego typu przypadkach jako środek znieczulający.
Zamieszkującego ten dom mężczyznę większość z nas by teraz nie poznała, mimo że prawie wszyscy go znaliśmy. Nie potrafi już samodzielnie funkcjonować, jego łóżko jest jak tratwa, niczym ostatnia deska ratunku, a on sam jest więźniem czterech ścian własnego domu. Po drugiej stronie japońskiego ogrodu, poza murami posiadłości, dziennikarze i paparazzi gorączkowo węszą w poszukiwaniu jakiejkolwiek plotki, pogłoski czy szeptu, który mógłby posłużyć za nagłówek dla czytelników zgłodniałych wieści ze środka. Oblegli rezydencję i czekają. Odgłosy ich paplaniny dobiegają aż do łóżka. Mężczyzna słyszy ich przez mury, a czasami widzi błękitne kłęby dymu unoszące się z ich papierosów.
Ale oni są tylko jednym z powodów, dla których człowiek z sypialni nie opuszcza domu. Innym, głównym powodem, jest AIDS. Nadzieja na lekarstwo lub choćby na kurację przedłużającą życie zgasła. Lekarze się wycofali. Nie mają już nic do zaoferowania.
Za kilka tygodni nie będzie już w stanie zejść po schodach ani choćby marzyć o opuszczeniu murów domu.
Nie jest w stanie regularnie przyjmować posiłków, egzystuje na granicy życia. Je tylko ryż, zawsze smażony, nigdy gotowany. I przyjmuje płyny: wodę i herbatę z mlekiem. Czasami, ale coraz rzadziej, przełknie świeży owoc.
Nie ma żadnej nadziei. Nic nie uratuje go od przeszłości. Jego układ odpornościowy jest tak osłabiony, że praktycznie nie chroni ciała przed żadną infekcją. Prywatny lekarz dzwoni regularnie i odwiedza go co drugi dzień, ale pacjent potrzebuje pomocy przy oddychaniu, a jego mięśnie niemal całkowicie zanikły.
W telewizorze wyświetlany jest z kasety wideo film „Zwierciadło życia” z 1959 roku z Laną Turner — jeden z jego ulubionych. Niegdyś wzruszyłby się do łez w końcówce filmu, reżyser kierował jego emocjami tak samo, jak on manipulował emocjami ludzi, którzy od dwóch dekad słuchali jego muzyki. Teraz jednak nie uroni łzy. Jego stan od czasu ostatniej wizyty w Londynie znacząco się zmienił i bliscy się zamartwiają. A kryzys zdrowia przyspieszyła decyzja, którą podjął niecały tydzień temu: zrezygnować z leków.
Przez ostatnie trzy lata brał eksperymentalną i, jak się okazało śmiertelną, mieszankę leków, która nie odsunęła nieuniknionego. Nie dała mu nadziei, a wręcz pogorszyła jakość ostatnich dni życia.
Cud się nie wydarzył. Teraz pytanie nie brzmi już czy umrze, ale kiedy. Tak skończyło się jego życie.
A rozpoczęło umieranie.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki