Sorry, taki mamy ślad węglowy - ebook
Sorry, taki mamy ślad węglowy - ebook
Książka oparta na solidnych badaniach, zawierająca czytelne dane, rzetelne statystyki oraz pouczające wykresy, a przy tym napisana przystępnie i z dużą dawką humoru. Autor nie mówi ludziom, co mają robić, jak żyć, ale podnosi świadomość, zachęca do dyskusji i pomaga wyrobić sobie własne zdanie. Emisja gazów cieplarnianych drastycznie wzrasta, toniemy w śmieciach, wycinamy płuca Ziemi, a tuż za rogiem czai się klimatyczna apokalipsa rodem z Mad Maxa. Czy ja, ty mamy na to wpływ?
Mike Berners-Lee uświadamia, jaki ślad węglowy zostawiamy zarówno w skali mikro, w codziennym życiu, jak i w skali makro, produkując, konsumując, a nawet odpoczywając. Sama Ziemia generuje ślad węglowy, np. w wyniku wybuchów wulkanów, ale bezsprzecznie największym szkodnikiem jest człowiek. W książce przedstawiono nasz niechlubny udział, zaczynając od zdarzeń najmniej uciążliwych dla planety – kilkugramowych, poprzez kilogramy, aż po działania wytwarzające miliardy ton CO2, jak wojna czy pożary lasów.
Przyjaźniejsza dla środowiska jest podróż autobusem czy hybrydowym samochodem? W publicznej toalecie lepiej wytrzeć ręce papierowym ręcznikiem czy skorzystać z suszarki? I jak bardzo martwić się tym, że zjadamy banany transportowane z Ameryki Południowej? Odpowiedzi na te oraz setki innych pytań znajdziesz w tej książce. Dzięki zgromadzonej w niej wiedzy w sposób bardziej świadomy będziesz dokonywać codziennych wyborów, przyczyniając się do ratowania planety.
"Książkę tę koniecznie trzeba przeczytać, żeby zrozumieć, przed jak wielkim, złożonym i pilnym wyzwaniem stanęła ludzkość. Pamiętajmy, że nasze indywidualne wybory i decyzje mają znaczenie przede wszystkim etyczne, praktycznego wymiaru nabierają w kontekście systemowych zmian."
FILIP SPRINGER, reportażysta, dziennikarz, autor m.in. takich książek, jak: "Miedzianka. Historia znikania" czy "Wanna z kolumnadą. Reportaże o polskiej przestrzeni"
"Nie przypominam sobie, żebym ostatnio czytał książkę bardziej fascynującą, a przy tym tak użyteczną i przyjemną w lekturze."
BILL BRYSON, autor książek "Krótka historia prawie wszystkiego" oraz "Ciało. Instrukcja dla użytkownika"
"Ta książka jest dowodem na to, że o skomplikowanym zagadnieniu, jakim jest emisja dwutlenku węgla, można napisać w sposób przystępny i z poczuciem humoru, opierając się przy tym na rzetelnych źródłach."
MIKOŁAJ TROCZYŃSKI, ekspert WWF Polska
"Ile CO2 emituje jazda rowerem? A ile… otwieranie drzwi, wysyłanie SMS-a czy gotowanie wody w czajniku? Każda czynność ma jakiś ślad węglowy. Te małostki powtarzane setki, tysiące razy sumują się do niebotycznych ilości, które nie pozostają bez wpływu na klimat. Ta książka pozwoli Ci zrozumieć, z jakich emisji możesz zrezygnować od zaraz."
KASIA WĄGROWSKA, blogerka (ograniczamsie.com), ekspertka od świadomej konsumpcji, autorka książki "Życie zero waste. Żyj bez śmieci i żyj lepiej"
"Codziennie podejmujemy tysiące decyzji, które wpływają na otaczający nas świat. To od nas zależy, jaki on będzie. Dlatego wiedza zawarta w tej książce jest bardzo potrzebna."
ARETA SZPURA, aktywistka ekologiczna, autorka książki "Jak uratować świat? Czyli co dobrego możesz zrobić dla planety"
"Kwiaty cięte poza sezonem czy te lokalne? Szparagi z Peru? Strączki czy mięso jako źródło białka? Ta książka w sposób naukowy, ale jednocześnie ciekawy i przystępny wyjaśnia nie tylko, czym jest ślad węglowy, ale też pokazuje, że nasze codzienne wybory mają znaczenie, jeśli chcemy ograniczyć swój negatywny wpływ na klimat. Świetna pozycja dla tych, którzy chcą żyć bardziej świadomie."
PAULINA GÓRSKA, influencerka i ekoedukatorka
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-271-6253-3 |
Rozmiar pliku: | 4,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Ślad węglowy” to pojęcie ogromnie nadużywane. Chciałbym, aby moja definicja była jasna. Na kartach tej książki posługuję się pojęciem śladu węglowego jako rodzajem metafory mającej oznaczać całkowity wpływ czegoś na zmiany klimatu. Terminem „emisyjność” określam nie tylko sam dwutlenek węgla, ale i rozmaite inne gazy cieplarniane przyczyniające się do globalnego ocieplenia.
A zatem „ślad węglowy” jest u mnie skrótowym określeniem możliwie najlepszego oszacowania całkowitego wpływu czegoś na zmianę klimatu. Tym „czymś” może być wszystko – czynność, przedmiot, styl życia, firma, kraj, wreszcie cały świat.
Co to jest CO₂e?
Zmiany klimatu wywoływane działalnością człowieka, zwane też globalnym ociepleniem, następują wskutek emisji do atmosfery pewnego typu gazów. Dominującym gazem cieplarnianym jest dwutlenek węgla (CO₂), uwalniający się, ilekroć spalamy w naszych domach, pojazdach, fabrykach czy elektrowniach paliwa kopalne.
Lecz znaczenie mają też inne gazy cieplarniane. Na przykład metan (CH₄), którego głównym źródłem emisji są rolnictwo oraz składowiska odpadów, ma 28-krotnie większą siłę oddziaływania niż dwutlenek węgla, jeśli porównać wpływ obydwu tych gazów w ciągu ostatniego stulecia.
Jeszcze silniejsze – choć emitowane w mniejszych ilościach – są podtlenek azotu (N₂O), uwalniany głównie w trakcie procesów przemysłowych i gospodarki rolnej – w ciągu tego samego okresu ok. 265 razy silniejszy niż dwutlenek węgla, oraz gazy stosowane w chłodnictwie, zazwyczaj oddziałujące kilka tysięcy razy silniej niż dwutlenek węgla.
W Wielkiej Brytanii całkowity wpływ gazów na klimat rozkłada się w następujący sposób: dwutlenek węgla (81%), metan (11%), podtlenek azotu (5%) oraz gazy stosowane w chłodnictwie i inne gazy (3%).
Choć czynniki te należy uwzględniać przy ocenie wpływu tych gazów w ciągu ostatnich 100 lat, to obliczenia są nieco bardziej skomplikowane, ponieważ gazy zachowują się w rozmaity sposób. Na przykład metan utrzymuje się w atmosferze znacznie krócej niż dwutlenek węgla, co oznacza, że największe szkody czyni przez pierwsze 10 lat z analizowanych tu 100. W tym samym okresie CO₂ dokona tylko 1/10 zmian, jakie zajdą pod jego wpływem w ciągu całego stulecia. Jeśli więc interesuje nas krótsza skala czasowa, to metan jest ponad 28 razy silniejszy niż CO₂.
Biorąc pod uwagę, że pojedynczy przedmiot bądź czynność mogą wywoływać uwalnianie wielu różnych gazów cieplarnianych w zróżnicowanych ilościach, to ślad węglowy w szczegółowym ujęciu prezentowałby się dość zawile.
W celu uniknięcia tego przyjęła się konwencja wyrażania śladu węglowego w kategoriach ekwiwalentu dwutlenku węgla (CO₂e). Oznacza to, że całkowity wpływ na zmiany klimatu wszystkich gazów cieplarnianych uwalnianych przez dany przedmiot bądź czynność wyraża się jako ilość dwutlenku węgla, jaka miałaby taki sam wpływ w okresie 100 lat.
Uwaga na ślady palców: emisje bezpośrednie i pośrednie
Najczęstszą formą nadużywania pojęcia śladu węglowego jest pominięcie niektórych – albo i większości – emisji spowodowanych przez daną rzecz. Na przykład wiele stron internetowych z kalkulatorami emisji szacuje wielkość naszego śladu węglowego wyłącznie na podstawie energii zużywanej w domu i sposobu przemieszczania się, zupełnie pomijając wszystkie dobra i usługi, jakie nabywamy.
Analogicznie wydawca jakiegoś czasopisma mógłby twierdzić, że obliczył jego ślad węglowy, lecz uwzględnił w tych kalkulacjach tylko to, co dzieje się w redakcji, oraz jej środki transportu, ignorując znacznie większe emisje powodowane przez drukarnię, która drukuje cały nakład. W ten sposób postępują również kraje przy obliczaniu swoich emisji, pomijając często ślady węglowe dóbr importowanych (od odzieży po stal i cement), a nawet całych sektorów, jak transport lotniczy czy transport morski.
Tego rodzaju ślady węglowe można uznać za ślady samych palców – nie oddają one pełni obrazu.
Ślad węglowy naszego sposobu życia obejmuje więcej niż tylko ślady samych palców
Nieporozumienie to sprowadza się w dużej mierze do rozróżnienia między emisjami „bezpośrednimi” a „pośrednimi”. Na przykład rzeczywisty ślad węglowy plastikowej zabawki obejmuje nie tylko emisje bezpośrednie, wynikające z produkcji zabawki i jej transportu do sklepu, lecz również cały szereg emisji pośrednich, wynikłych na przykład z wydobycia i przetworzenia ropy naftowej użytej do wyprodukowania plastiku. Prześledzenie wszystkiego, co musiało nastąpić, aby zabawka mogła powstać, wiedzie nas ku nieskończonej (a używam tego słowa oględnie) ilości ścieżek, nieraz króciutkich, lecz istotnych, jeśli je wszystkie zsumujemy.
Podam jeszcze inny przykład – faktyczny ślad węglowy przemieszczania się samochodem osobowym obejmuje nie tylko emisje uchodzące rurą wydechową, ale i te związane z wydobyciem, transportem i rafinacją ropy naftowej, przekształcające ją w formę paliwa, a następnie z dostarczeniem jej na stację benzynową. Do tego dochodzą spore emisje wynikające z produkcji i późniejszej konserwacji samochodu.
Miernik podstawowy, lecz nie do ustalenia
Ślad węglowy w moim rozumieniu to taki właśnie miernik zmiany klimatu, któremu trzeba się przyjrzeć. Szkopuł w tym, że on się wymyka precyzyjnym pomiarom. Nie możemy się spodziewać, że zrozumiemy, jak emisyjność naszych bananów wypada na tle emisyjności wszystkich innych rzeczy, które moglibyśmy kupić zamiast nich, jeśli nie znajdziemy jakiegoś sposobu na uwzględnienie uprawy, transportu, magazynowania oraz procesów mających na nie wpływ.
Jak więc uporać się z sytuacją, gdy kwestia, którą usiłujemy zgłębić, wydaje się beznadziejnie skomplikowana?
Jako wyjście z tego impasu często wybiera się rezygnację z ambitnego zadania i poprzestanie na prostszych obliczeniach, mimo że oznacza to zgodę na brak wiedzy o rzeczywistych liczbach, które chcielibyśmy poznać. Iluzjonista Derren Brown nazywa jedną ze swych kluczowych technik odwracaniem uwagi – przekierowanie uwagi widzów na coś mało istotnego sprawi, że umknie im to, co rzeczywiście ważne. To praktyka dość częsta w przypadku firm – a nawet rządów – deklarujących swój ślad węglowy. Możemy na przykład usłyszeć, jak zarząd portu lotniczego rozpływa się z zachwytu nad efektywnością energetyczną swoich budynków, za to milczy na temat samych lotów. Albo biuro podróży, które szczyci się przyjaznym dla środowiska naturalnego zakwaterowaniem, również nie wspominając o wysokoemisyjnych lotach (tak, w kwestii lotów często nabiera się wody w usta).
W książce tej obrałem podejście zakładające dokonywanie możliwie najbardziej realistycznych szacunków, które mają walor praktyczny, a jednocześnie uczciwe deklarowanie wszelkich niepewności. Ilekroć było to możliwe, starałem się przedstawiać pełny obraz, przede wszystkim zaś ustalić rzędy wielkości.
Pozostaje jednak ogromny stopień niepewności i, jak to się często zdarza w nauce, każdy ślad węglowy w tej książce jest tylko możliwie dokładnym oszacowaniem. Kiedy więc zobaczymy liczbę „3,2 kg CO₂e” przy cheeseburgerze, będzie ona tak naprawdę oznaczać „prawdopodobnie między 1,5 a 5 kg CO₂e, a prawie na pewno między 1 kg a 10 kg CO₂e”. Taka już natura wszystkich śladów węglowych. Nie dajmy sobie wmówić, że jest inaczej.
Niektóre liczby są jeszcze bardziej niepewne, zwłaszcza wtedy gdy próbuję ustalić chociaż skalę ważnych zagadnień, których w zasadzie nie sposób skwantyfikować. Weźmy na przykład posiadanie dziecka, wysłanie e-maila czy udział państwa w wojnie. Takie wyliczenia i założenia są mocno dyskusyjne, mimo to zamieściłem je, ponieważ przedstawiony w nich proces myślowy może się okazać przydatną refleksją, poza tym mogą nam one jednak pomóc w wyrobieniu sobie ogólnego pojęcia.
Pozwolę sobie powtórzyć z naciskiem, że niepewność ta nie przekreśla sensu podejmowania starań. Faktyczne ślady węglowe są podstawowym miernikiem i nie ma lepszego. Stopień precyzji, który tutaj prezentuję, wystarcza, by dostrzec różnicę między podróżą samolotem a używaniem suszarki do rąk.
Jeśli chodzi o latanie, powinienem jeszcze coś dodać. Dla wielu z nas, mieszkańców krajów wysoko rozwiniętych, podróże lotnicze stanowią istotną część naszego osobistego śladu węglowego. Nawet jeśli lecimy tylko raz w roku i o rzut beretem, może to być ok. 1/10 całości naszego śladu węglowego. Jeśli wybierzemy się w dłuższą podróż, na przykład z Londynu do Nowego Jorku bądź z Londynu do Indii czy Tajlandii, może to stanowić aż połowę naszego śladu węglowego. Każdy, kto regularnie podróżuje do Ameryki w interesach, ma ślad węglowy prawdopodobnie przynajmniej dwukrotnie większy niż przeciętny Brytyjczyk.
Liczby związane z transportem lotniczym mogą się okazać jeszcze bardziej niepokojące, ponieważ emisje z podniebnych lotów mają większy wpływ na klimat niż emisje pochodzące ze spalania tej samej ilości paliwa na ziemi. Dlatego wszystkie emisje związane z transportem lotniczym mnożę przez współczynnik 1,9. Jest to prawdopodobnie i tak ostrożne oszacowanie. Zdaniem niektórych ekspertów faktyczny wpływ emisji na dużych wysokościach może być nawet 4-krotnie wyższy od przeciętnego. (Bardziej techniczne omówienie metodologii, jakimi się posłużyłem, można znaleźć na stronie 262).
Co właściwie znaczą te liczby?
Jak dotąd ustaliliśmy, jakich pomiarów powinniśmy próbować dokonać, lecz tona emisji to jednak pojęcie mocno abstrakcyjne.
Jak więc wygląda tona CO₂e?
Otóż gdybyśmy wypełnili benzyną parę typowych beczek na deszczówkę i podpalili je, to bezpośrednio do atmosfery zostałaby uwolniona mniej więcej tona dwutlenku węgla. (Ślad węglowy spalenia tej ilości benzyny podczas jazdy samochodem jest nieco większy, przyczyny wyjaśnię później). Gdybyśmy postąpili podobnie z półlitrową butelką po mleku, uwolniłby się nieco ponad kilogram CO₂, a gdybyśmy podpalili kroplę benzyny wielkości ziarnka grochu, uwolniłoby się ok. 1 grama.
1000 g = 1 kg
1000 kg = 1 t
Dla porównania ślad węglowy przeciętnego Brytyjczyka wynosi obecnie ok. 13 t (spadł z 15 t 10 lat wcześniej, głównie dzięki większemu wykorzystaniu odnawialnych źródeł energii).
Taka też mniej więcej jest średnia wielkość śladu w zachodniej Europie. Amerykanie i Australijczycy mają większy ślad węglowy, podobnie jak kraje eksportujące ropę naftową znad Zatoki Perskiej. W krajach rozwijających się ślad węglowy jest znacznie mniejszy. Przeciętny Amerykanin potrzebuje zaledwie kilku dni, by prześcignąć roczny ślad węglowy przeciętnego Nigeryjczyka czy Malijczyka. Globalna przeciętna to nieco ponad 7 t na osobę.
Jak wspomniałem, przy zastosowaniu tej metodologii różnice między poszczególnymi krajami bywają olbrzymie. Niższe liczby (ślady palców) uzyskamy wtedy, gdy uwzględnimy jedynie najbardziej oczywiste elementy naszego śladu węglowego, jak zużycie prądu i przemieszczanie się, a pominiemy emisje związane z nabywanymi towarami produkowanymi za granicą oraz ich transport lotniczy, lądowy bądź morski.
5-tonowy styl życia?
Za probierz przyjąłem 5-tonowy styl życia jako kolejny miernik stosowany w tej książce. W roku 2009 posłużyłem się 10-tonowym stylem życia, lecz od tamtego czasu sytuacja zdążyła się zmienić i dziś wzorzec 5-tonowego stylu życia wydaje się stosowniejszy, a przy tym zarówno realistyczny, jak i konieczny. Tu i tam odwołuję się do niego, ponieważ jest alternatywnym i niejednokrotnie klarowniejszym sposobem ujmowania abstrakcyjnych kilogramów i ton CO₂e.
W 5-tonowym stylu życia – czyli w takim sposobie życia, który powoduje coroczne uwalnianie się 5 t CO₂e – nie ma nic szczególnie tajemniczego. Z pewnością nie dla każdego na świecie taki przyjazny dla środowiska naturalnego cel będzie możliwy do zrealizowania. Gdyby jednak każdy Europejczyk ograniczył się w tej chwili do 5 t, byłby to duży krok w stronę niskoemisyjnego świata.
Jednym ze sposobów postrzegania śladu węglowego w postaci przedmiotu bądź czynności jest umieszczenie ich w rocznym kontekście 5-tonowego stylu życia. Na przykład duży cheeseburger (3,2 kg CO₂e) odpowiada ok. 6 godzinom 5-tonowego roku. Jeśli przez rok przejedziemy dość paliwochłonnym samochodem 1000 mil, czyli 1600 km (1,3 t CO₂e), to zużyjemy nasz 3-miesięczny przydział. Jeśli pozostawimy kilka rzadko już dziś stosowanych tradycyjnych 100-watowych żarówek (lamp żarowych) zapalonych przez cały rok, zużyjemy 44 dni. Przelot w obie strony na trasie Londyn–Hongkong klasą ekonomiczną premium to uwolnienie ok. 4,5 t CO₂e. Oznacza to wykorzystanie prawie całego rocznego 5-tonowego zapasu na jeden wyjazd, pozostaje nam wówczas w rocznym budżecie jedynie 500 kg CO₂e na wszystko inne: żywność, ogrzewanie, zakupy, opiekę zdrowotną, korzystanie z usług publicznych, nasz udział w utrzymanie dróg, jakiekolwiek wojny gdziekolwiek na świecie, z którymi nasz rząd ma cokolwiek wspólnego (czy nam się to podoba, czy nie) – na to wszystko.
Można by się zastanawiać, czy istnieją jakieś lepsze sposoby zużywania tego czy jakiegokolwiek innego budżetu niż przepuszczanie go na hamburgery, jazdę samochodem czy podróże lotnicze. Jeśli kogoś interesuje takie zagadnienie, ta książka jest właśnie dla niego.
Pozostały światowy budżet CO₂
Ponieważ w odróżnieniu od innych gazów cieplarnianych CO₂ utrzymuje się w atmosferze w zasadzie bez końca, możliwe jest oszacowanie całkowitego budżetu tego, co wolno nam spalić, jeśli jako mieszkańcy tej planety mamy zamiar się utrzymać w jakimś konkretnym limicie temperatury. To kolejny ważny miernik pomocny w dokonywaniu porównań.
Szacunki są zróżnicowane, lecz w roku 2018 pozostały budżet pozwalający utrzymać świat w granicach ocieplenia do 1,5 stopnia wyniósł ok. 400 mld t CO₂. To przerażająco mała wielkość, odpowiadająca zaledwie drobnemu ułamkowi emisji, które spowodowaliśmy jak dotąd i zaledwie nieco ponad 10-letniemu okresowi emisji CO₂ na obecnym poziomie.
(Pamiętajmy też, że budżet CO₂ to niejedyna kalkulacja do uwzględnienia, musimy jednocześnie podjąć zdecydowane kroki co do wszystkich pozostałych gazów cieplarnianych. Dlatego też posługuję się w tej książce pojemniejszym miernikiem CO₂e).
Czy emisje można offsetować?
„Offset” to bałamutne pojęcie, zwłaszcza gdy oferuje się go po cenie tak śmiesznie niskiej jak 3 funty brytyjskie za tonę CO₂e – co pozwalałoby przeciętnemu Brytyjczykowi wykupić się za 40 funtów rocznie z wszelkich wyrzutów sumienia za swoje emisje. Przy takich założeniach cały kryzys klimatyczny można by rozwiązać za banalne 0,2% światowego PKB. Gdybyż to była prawda. Lecz niestety to absurd.
Wszelkie tego typu możliwości „offsetowe” okazują się skrajnie ułomne i/lub zasadniczo ograniczone pod względem swego zakresu. Często przyjmują postać takich działań, jak energia słoneczna czy sadzenie drzew, które tak czy siak, powinniśmy podejmować, chcąc dojść do zerowej emisyjności – nie możemy wykorzystywać ich do rekompensowania naszych emisji.
Jedynym autentycznym offsetem jest wyeliminowanie CO₂ bądź innych gazów cieplarnianych – usunięcie ich z atmosfery i trwała ich sekwestracja (związanie). Tego rodzaju „emisje ujemne” są kosztowne, technologie przeważnie dopiero raczkują. Będą jednak potrzebne jako nasza reakcja na zmiany klimatu. Omawiam je pod koniec książki (zob. s. 225).
Żaden zamiennik redukowania naszych śladów węglowych jednak nie istnieje.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------