- promocja
- W empik go
Sowica. Tom 13. Komisarz Oczko - ebook
Sowica. Tom 13. Komisarz Oczko - ebook
Podczas prac wykopaliskowych na wyspie Sowica, położonej na jednym z jezior niedaleko Prabut, archeolodzy odkrywają szkielet mężczyzny. Początkowo są przekonani, że pochodzi on z epoki żelaza, podobnie jak całe objęte badaniami grodzisko. Wszystko zmienia się z chwilą, gdy w czaszce znajdują współczesny pocisk. Do sprawy zostaje oddelegowany komisarz Oczko, który doskonale zna Prabuty. Jednak czy uda mu się odkryć kto został zamordowany na wyspie?
"Bardzo ciekawy i trzymający w napięciu kryminał." oraz "Proszę o więcej takich kryminałów".- opinie od słuchaczy "Pierwszej sprawy", pierwszego odcinka o śledztwach komisarza Oczko.
Tomasz Wandzel – Autor, który ma na swoim koncie powieści sensacyjne, kryminalne, obyczajowe oraz historyczne. Polecamy również kolejne części o śledztwach komisarza Oczko, i również cykl o komisarza Andrzeja Papaja i cykl o detektywki Róży Wielopolskiej. Autor jest wielokrotnym stypendystą różnych instytucji, wspierających rozwój kultury m.in. Marszałka Województwa Pomorskiego oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Mieszka w Prabutach, które często pojawiają się w jego twórczości. Zawodowo pracuje jako copywriter.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67978-13-2 |
Rozmiar pliku: | 649 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dla Kuby Jarosza, studenta drugiego roku historii na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, był to kolejny dzień letniego obozu archeologicznego. Od zawsze interesowała go przeszłość, zarówno ta bliższa, jak i bardziej odległa. Dlatego gdy profesor Roman Wojtasik ogłosił nabór chętnych do pomocy w zbadaniu tajemniczego obiektu odkrytego na wyspie jeziora Sowica, leżącego tuż za Prabutami, zapisał się jako jeden z pierwszych. Nawet fakt, że studenci mieli nocować w kamperach ustawionych nad brzegiem jeziora, specjalnie mu nie przeszkadzał. Dla niego liczyła się możliwość obcowania z historią, a w tym przypadku była to historia przez duże H i mająca, lekko licząc, kilkaset lat. Początkowo sądzono, że zagadkowa budowla, którą udało się zlokalizować na podstawie analizy obrazów LiDAR, jest średniowiecznym grodem. Jednak już pierwszy dzień wykopalisk uświadomił zespołowi, że mają do czynienia z czymś znacznie starszym. Ujawnione fragmenty ceramiki jasno dowodziły, że grodzisko ma co najmniej dwa i pół tysiąca lat, a więc pochodzi z wczesnej epoki żelaza. Sporną kwestią pozostawało jego przeznaczenie. Brak śladów domostw wykluczał, aby obiekt pełnił funkcję stałej osady. Profesor Wojtasik skłaniał się do hipotezy, że mają do czynienia z miejscem o charakterze obronnym. Uważał, że to właśnie tam okoliczna ludność chroniła się czasowo w przypadku zagrożenia. Jego teorię mogła potwierdzać obecność fos oraz wałów obronnych. Z kolei inni archeolodzy przekonywali, że było to obserwatorium astronomiczne lub miejsce kultu.
Kuba Jarosz miał na ten temat własną teorię, według której obiekt z wyspy Sowica był tak zwanym rondlem łużyckim. Określane tym terminem budowle powstawały na obszarach obecnej zachodniej Polski dużo wcześniej, bo już przed sześcioma tysiącami lat, czyli w epoce neolitu. Jednak przemyślenia te wolał zachować dla siebie. Był tylko skromnym studentem, któremu daleko było do magistrów, doktorów, o profesorach nie wspominając. Zamiast więc się wymądrzać, z cierpliwością, która w zawodzie archeologa była wielce pożądaną cechą, sprawdzał kolejne miejsce wskazane przez doktor Olgę Matuszewską, pełniącą funkcję zastępcy Wojtasika. Znajdowało się ono za jednym z wałów i zostało wytypowane na podstawie informacji dostarczonych przez georadar.
Praca nie należała do łatwych. Po pierwsze grunt był podmokły, więc usuwanie kolejnych warstw zbitej, gliniastej ziemi szło opornie. Po drugie panował upał, a w połączeniu z wilgocią stanowiło to prawdziwy raj dla komarów. Mimo stosowania wszystkich dostępnych specyfików, owady kąsały z taką zawziętością, jakby chciały w ten sposób pokazać, że wyspa należy tylko do nich, a ludzie są intruzami, których za wszelką cenę trzeba się pozbyć. Wojtasik, który uczestniczył w wykopaliskach na całym świecie, powtarzał, że to tylko zwykłe polskie komary, a nie afrykańskie muchy tse-tse Chociaż miał rację, to pocieszenie było marne.
Kuba otarł wierzchem dłoni pot z czoła i ostrożnie wbił łopatkę w wilgotną ziemię. Każdy jego ruch był delikatny i przemyślany. W pewnej chwili poczuł opór i natychmiast zmniejszył nacisk dłoni na rękojeść. Powoli podniósł zawartość łopatki i przerzucił ją na bok. Następnie zaczął palcami wybierać ziemię. Po kilku minutach opuszkami odnalazł coś gładkiego i owalnego. Z pewnością nie była to ceramika, bo ta miała lekko chropowatą strukturę. Poza tym przy dalszej penetracji znaleziska palce natrafiły na dziwne wgłębienia. Jarosz przerwał pracę i podszedł do klęczącej kilkanaście metrów dalej Matuszewskiej.
– Pani doktor, chyba coś znalazłem – oznajmił, spoglądając wymownie w kierunku swojego stanowiska.
– To zanieś znalezisko profesorowi Wojtasikowi – mruknęła wykładowczyni, nie przerywając pracy.
Widząc, że u Matuszewskiej nie znajdzie pomocy, wrócił do wykopu i zachowując wszelkie środki ostrożności, centymetr po centymetrze odsłaniał zakopany przedmiot. Po chwili jego oczom ukazała się przednia część ludzkiej czaszki. Szary czerep odznaczał się wyraźnie na tle brunatnej ziemi. Dla Kuby taki artefakt nie był niczym niezwykłym. Podczas wykładów z teorii wykopalisk prowadzący uprzedzali, że ziemia może kryć różne niespodzianki, łącznie ze szczątkami tych, którzy dużo wcześniej przemierzali ziemskie ścieżki. Dlatego delikatnie wydobył znalezisko, przy pomocy pędzelka dokładnie je oczyścił, a następnie zaniósł siedzącemu przy roboczym stole Wojtasikowi. Profesor pochylony nad fragmentem ceramicznej skorupy, która wieki temu była zapewne misą lub dzbanem, dopiero po chwili uniósł głowę i znieruchomiał.
– Czegoś takiego raczej się nie spodziewałem – powiedział w końcu i zaczął obracać czaszkę w swoich kościstych palcach. Przejeżdżał opuszkami po jej powierzchni, jakby w ten sposób sprawdzał jej pochodzenie i wiek.
– Myśli pan, że trafiliśmy na cmentarzysko społeczności łużyckiej? – zapytał Kuba podekscytowany swoim odkryciem.
– Nie sądzę – odpowiedział Wojtasik, kładąc czaszkę na stole. – Co więcej, myślę, że na jakiś czas będziemy musieli zawiesić wykopaliska – dodał, sięgając do kieszeni po smartfon.
W pierwszej chwili Jarosz nie zrozumiał, dlaczego odnalezienie ludzkiej czaszki sprzed dwóch i pół tysiąca lat miałoby być powodem przerwania wykopalisk. Dopiero słowa Wojtasika przekazującego operatorowi numeru alarmowego zgłoszenie znalezienia czaszki z widoczną dziurą po pocisku, uświadomiły mu, co tak naprawdę odkrył.
– Chodź, odkopiemy pozostałe kości – polecił profesor, ruszając do miejsca, w którym Jarosz dokonał znaleziska. – Aby technicy kryminalni, którzy się tu pojawią, mieli mniej roboty i nie zniszczyli naszej pracy – dodał pod nosem.