- nowość
- W empik go
Śpiew wiatru - ebook
Śpiew wiatru - ebook
Życie potrafi zaskoczyć. Tylko od nas zależy, czy podejmiemy wyzwanie i odkryjemy, który kierunek zaprowadzi nas do szczęścia. Życiowe i miłosne zawirowania sprawiają, że Adrianna, studentka rzeźby, przyjeżdża na wakacje w rodzinne strony. Przez ten czas musi podjąć ważną decyzję o przyszłości. W krainie dwóch jezior rozważa przyjęcie oświadczyn swojego chłopaka. Jednak sytuacja się komplikuje, gdy dawny przyjaciel wraca do miasteczka, a spotkanie z nim wywołuje w Adriannie falę wspomnień.
Czy to, co kiedyś ich łączyło, wciąż między nimi istnieje? Czy podjęta decyzja zmieni na lepsze bieg wydarzeń? Czy Adrianna nie zaprzepaści szansy na prawdziwą miłość?
Historia o szepcie duszy, który jak wiatr cichym śpiewem pragnie dojść do głosu. O bohaterce, która kieruje się zdaniem innych, aż przychodzi moment otrzeźwienia. O odwadze, by rzucić życiu wyzwanie, i miłości, która dojrzewa przez lata, by tym bardziej nabrać mocy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68265-25-5 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wiatr płynął po powierzchni jeziora, powodując jego marszczenia. Wprawiał w drgania liście na rozrosłych drzewach, wygrywając niezwykłą symfonię dźwięków. Adrianna jak zaczarowana wsłuchiwała się w jego nuty, a delikatny śpiew koił jej zmysły, przynosząc wewnętrzny spokój. Uwielbiała tę melodię – pozwalała się jej wyłączyć z otoczenia, zagłębić w sobie i usłyszeć, co jej w duszy gra.
Zaczerpnęła powietrza o smaku, który dobrze znała. Kojarzył się jej z domem i poczuciem bezpieczeństwa. Łagów, niewielka miejscowość położona nad dwoma jeziorami, z zamkiem, który wywyższał się w oddali, był bliski jej sercu. To tu się wychowała, tu mieszkała jej rodzina, a w każdym fragmencie dobrze znanego krajobrazu kryły się najszczęśliwsze wspomnienia lat dzieciństwa i dorastania.
Przyjechała do domu w przerwie wakacyjnej i w tym roku postanowiła zostać w Łagowie na całe lato, by spędzić je z ojcem i dziadkiem. Potrzebowała odpocząć od studiów i od sztuki, natchnąć się dźwiękami natury, która zawsze rozbudzała jej szósty zmysł. Było jednak coś jeszcze. Musiała podjąć decyzję, która zaważy na jej przyszłości. W tak ważnej sprawie nie mógł decydować impuls czy moment roztropności, ale rozsądek.
Spojrzała na turkusową taflę jeziora Ciecz, która lśniła w promieniach słońca, tworząc lustro dla błękitnego nieba. Drzewa odbijały się w wodzie, jakby stanowiły część nieruchomego obrazu, uchwyconego przez naturę. Znała wszystkie odcienie wody – po wielobarwność jesieni i zimowy zastój pokryty białym nalotem, jednak to odcień lata urzekał ją najbardziej, przypominając spojrzenie oczu, które kryło wiele tajemnic.
Adrianna uśmiechnęła się do wspomnień, a te przywiały dawne uczucia. Tamtego dnia nic nie zapowiadało deszczu, wiatr miał w sobie jednak pewną magię zdolną zmienić niebo. Wiosna rozkwitła, więc mieszkańcy łaknęli ciepła i spacerów w promieniach słońca, a ona wybrała się z przyjacielem na pierwszą wodną wyprawę.
Łódka była niewielka i łatwo poddawała się kołysaniu fal. Przejrzysta woda pozwalała dostrzec ławice ryb, które migotały pod powierzchnią. Adrianna upajała się spokojem i ciszą, wsłuchując się w ich oddechy. Siedział naprzeciw niej, wiosłując sprawnymi ruchami, które tworzyły subtelną melodię wody.
– Co chcesz studiować? – zapytał z uśmiechem i spokojem w oczach.
Adrianna podziwiała w nim to wyciszenie w gestach i głosie, choć skrywał wiele bolesnych emocji.
– Przecież wiesz.
– Rzeźba.
– Tylko rzeźba.
– W czym chcesz rzeźbić?
– W ludzkiej duszy – odrzekła z rozbawieniem. Niepewność wkradła się do jej myśli, bo już niedługo ich życie miało się zmienić. Wiedziała, że rozjadą się w różnych kierunkach, odnajdując nowe przystanie i codzienność. Poczuła smutek, choć jednocześnie pragnęła zacząć nową przygodę. – Dasz mi zajrzeć do twojej?
– Znasz ją na wylot, Adi.
Pokiwała głową z nostalgią. Popatrzyła w jego oczy i na twarz, by dobrze zapamiętać każdy jej rys. Ich przyjacielska więź zaczynała niknąć, bo zmieniali się, dorastali. Jako dzieci czy nastolatkowie wyruszali na liczne wyprawy, wymyślali niedorzeczne zabawy i wyzwania. Czuli się wtedy władcami swojego losu, jednak to wszystko przeminęło.
– Wyjeżdżasz? – spytała z powagą.
– Ty też.
– Ale ty planujesz wyjechać na zawsze – zastrzegła.
– Za dużo jest tu smutku i rozczarowania. Poza tym ciebie już też nie będzie.
Adrianna wiedziała, że każde z nich miało swoje cele, a decyzje należały wyłącznie do nich. Jej wzrok zatrzymał się na ciemnościach skrytych pod drzewami przy brzegu, gdzie nie docierały promienie słońca. Podobnie było z przyszłością – pozostawała tajemnicą, której z tej perspektywy nie byli jeszcze w stanie przewidzieć.
Nad nimi zagrzmiało, a po wodzie rozeszły się delikatne drgania zbliżającej się nawałnicy, choć słońce wciąż nie opuszczało posterunku. Między konarami drzew i skrawkiem widocznego nieba wszystko wydawało się w porządku, w powietrzu czuć było nadciągające zmiany.
– Musimy dotrzeć do brzegu.
– Boisz się deszczu? – spytała, ale sama chwyciła za wiosła.
– Tylko o to, byś mi nie zmokła – odpowiedział, patrząc jej w oczy.
Po ciele Adrianny przebiegł dreszcz, choć nie wiedziała, czy to przez niego, czy przez wiatr, który nagle nabrał rozpędu. Jego śpiew przybrał na sile, niosąc się wyraźnie po wodzie. Nic nie mówili, skupiając się na tym, by szybko dotrzeć do brzegu. Za nimi pojawiła się fala nadciągających ciemnych chmur. Nawet ptaki zamilkły w oczekiwaniu na to, co nastąpi.
Echo niosło grzmot burzy i szum nagłego deszczu, który intensywnymi kroplami moczył wszystko na swojej drodze, tworząc na wodzie idealne kręgi. Stawał się coraz mocniejszy i atakował jezioro niczym drobne igły. Ciemność zaczynała dominować, gdy nagle piorun przeciął niebo i uderzył blisko – tak blisko, że Adrianna poczuła delikatne wibracje jego siły.
Na brzeg dotarli cali mokrzy. Pospiesznie wciągnęli łódkę na trawiastą krawędź lądu i wbiegli w głąb lasu. Otoczył ich mrok drzew, konary szczelnym kordonem chroniły ich od deszczu.
– Nie powinniśmy stać pod drzewem – powiedział z obawą.
– Przecież nieraz tak robiliśmy. Możliwość trafienia pioruna w drzewo, pod którym stoimy, graniczy z cudem.
– Adi – wyszeptał, pochłaniając dziewczynę wzrokiem. Otaczały ich szept deszczu i nawoływania wiatru, choć to bicie serca stało się w jego uszach dominujące. Odsunął z jej twarzy mokre kosmyki, muskając palcami policzek.
Adrianna nie mogła oderwać od niego oczu, całkiem znieruchomiała, stała jak zaczarowana. Przymknęła powieki, gdy pochylił się do jej ust i ją pocałował.
Drgnęła ze strachu, kiedy coś w krzakach się poruszyło. Przebudziła się z dawnych wspomnień i kątem oka zauważyła wiewiórkę, która gotowa była szybko wdrapać się na drzewo i zniknąć jej z zasięgu wzroku. Wystarczyło westchnienie Adrianny i zwierzątka nie było.
Dziewczyna wstała z piaszczystego brzegu i drogą przez las ruszyła do domu. Dokoła otaczały ją cień drzew i śpiew ptaków. Opuściła parasol konarów i wyszła na polną drogę. Oślepiło ją słońce, więc zmrużyła oczy i dostrzegła wieżę zamku, którą uznała za punkt orientacyjny.
Na drodze mijały ją wycieczki rowerowe, po okolicy niosły się głosy. Niewysokie domy ze spadzistymi dachami miały otwarte okna. Mieszkańcy zapraszali podmuchy lata w swoje progi. Łagów, spokojny jesienią i zimą, latem nabierał wigoru, zmieniając się w energiczną tętniącą życiem miejscowość. Turyści odwiedzający ich mały świat szukali chwili wytchnienia, a miasteczko położone nad jeziorami stanowiło obietnicę udanego wypoczynku.
Doszła do ulicy, przy której stał jej rodzinny dom. Na niewielkim terenie znajdował się też warsztat samochodowy jej ojca. Trzy hale mieściły się z tyłu podwórka. Obok otwartych bram zaparkowało kilka aut czekających na naprawę.
Adrianna spojrzała w okna swojego pokoju na piętrze, teraz w całości należącego do niej. Wcześniej sąsiadował z sypialnią rodziców, lecz gdy mama zmarła, ojciec przeniósł się na dół i zajął pokój obok sypialni dziadka, swojego ojca.
Wspomnienia związane z mamą w pierwszym odruchu budziły smutek, jednak nauczyła się przywracać wyjątkowe chwile, które znów wywoływały uśmiech na jej twarzy.
Weszła przez otwartą bramę na podwórko. Na ławce przy drzwiach siedział dziadek, z zamkniętymi oczami wystawiał twarz do słońca. Zastanawiała się, jakie tajemnice kryją się w jego myślach.
– Dzień dobry, dziadku – przywitała się, przysiadłszy obok niego. – Myślisz o locie w kosmos, choć zastanawiasz się, czy zmieścisz się w kostium, bo trochę przytyłeś.
Jan Danielewski spojrzał na wnuczkę i się zaśmiał.
– Nie dla mnie podróże w kosmos. Ale ty wyglądasz, jakbyś chciała tam uciec – wnioskował, przyglądając się jej.
– Może na chwilę.
Adrianna była zaskoczona spostrzeżeniem dziadka. Sądziła, że dobrze skrywa swoje obawy i niepewności. Jan Danielewski, choć miał swoje lata i zmagał się z licznymi chorobami związanymi z wiekiem, wciąż pozostawał aktywny. Najbardziej jednak lubił spędzać czas, wygrzewając się w słońcu na ławce przed domem, gdzie mógł w ciszy oddawać się własnym myślom. Na głowie zostały mu resztki siwych włosów, którymi bawił się wiatr. Był dużej postury i czasem podpierał się na lasce.
– Nic się przed tobą nie ukryje, dziadku.
– Jeśli chodzi o moją wnuczkę, to na pewno nie. O co chodzi, Iskierko?
– Sama nie wiem – powiedziała z wahaniem. – Wszystko układa się dobrze, za dwa lata będę już bronić magistra. Uczestniczę w wielu projektach na uczelni. Mam pomysł na rzeźby, rozwijam się i jestem gotowa stworzyć coś swojego, wyjątkowego i odważnego.
Jan z uśmiechem patrzył na jej entuzjazm, lecz szybko pojął, w czym rzecz.
– Czyli chodzi o miłość.
Adrianna wypuściła powietrze.
– Tak, nie będę ukrywać – przyznała.
– Miłość potrafi zaskoczyć. Pamiętam, jak poznałem twoją babcię, była piękną dziewczyną, bardzo spokojną i wyważoną. Nie zdawała sobie sprawy ze swoich atutów, a to tym bardziej czyniło ją niezwykłą. Dostałem od niej ogromny dar.
– Dziadku, jak można się upewnić, że dana osoba jest tą właściwą i wybranie jej to dobra decyzja?
– To się po prostu czuje, Iskierko. – Jan popatrzył na wnuczkę z wyrozumiałością. – Wahanie jest normalne, w końcu zmienia się twój świat.
Właśnie tego najbardziej się obawiała – zmian, na które jeszcze nie czuła się gotowa.
Zobaczyła ojca, gdy wyszedł z hali i pomachał w ich kierunku. Robert Danielewski, wysoki i przystojny, przyciągał uwagę swoją postawą. W jego ciemnych włosach migotało kilka srebrnych pasm, dodających mu szlachetności. Uśmiechnęła się, kiedy się do nich zbliżył.
– Moja córeczka wróciła, to może zjemy coś razem?
– Szykuję twoje ulubione mielone.
– To lubię – przyznał Robert, po czym uważniej przyjrzał się córce. – Coś cię martwi?
– Zakochała się – rzucił Jan.
– Nie, to znaczy... Nie wiem – powiedziała Adrianna, choć wiedziała, że przed najbliższymi nie musi niczego ukrywać.
Rober spoważniał i poczuł się nieswojo. Nie wiedział, czy powinien zareagować od razu, czy jak zwykle w takich sytuacjach zadzwonić do szwagierki, licząc na jej wsparcie i radę.
– To poważna sprawa i nie należy się z tym spieszyć – odparł. W głębi duszy wolał, by Adrianna wciąż była jego małą dziewczynką. – Nic nie mówiłaś, że masz chłopaka – dodał z urazą.
– Daj spokój, synu – oburzył się Jan. – Nasza Iskierka dorosła. Niebawem wyfrunie z gniazda i założy własną rodzinę.
– Wiem, ale czemu teraz? Czy to coś poważnego? – dopytywał Robert.
– Tato... – rzuciła Adrianna i zerwała się z ławki, widząc, że ojciec nie był zadowolony. Czasem lepiej rozmawiało jej się z dziadkiem, który pchał ją do działania. Ojciec miał nawet trudności z pogodzeniem się z tym, że wyjeżdża na studia i będzie mieszkała w akademiku. – Jeszcze nic nie postanowiłam. Idę do domu.
Jan popatrzył na syna karcąco.
– Co narobiłeś?
– Jest za młoda na miłość.
– A ty ile miałeś lat? – przypominał mu wymownie. – Pogódź się z tym, że dorasta, to już młoda kobieta i będzie żyła swoim życiem.
– A niech sobie żyje, ale może przecież u nas, w Łagowie – upierał się Robert.
– Tu nie ma takich perspektyw jak w Poznaniu. Nie możesz tego od niej wymagać.
– Może są możliwości, ale są też niebezpieczeństwa.
– Nie jesteś w stanie ochronić jej przed wszystkim – powiedział Jan z wyrozumiałością. Dobrze wiedział, skąd u syna nadmierna troska o córkę: sam stracił żonę i nadal czuł z tego powodu wyrzuty sumienia. – Daj jej żyć.
– Chciała studiować, no to proszę. Chciała mieszkać w akademiku, też się zgodziłem, a teraz to! – Robert się odwrócił i ruszył do warsztatu. Spojrzał na auto czekające na wymianę części, jednak jego myśli pochłaniała Adrianna. Wiedział, że ten moment w końcu przyjdzie, ale zakładał, że będzie miał więcej czasu, by się na niego przygotować.
Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer szwagierki.
– Małgorzato, Adrianna się zakochała. Nie, to nie jest dobra wiadomość – upierał się, zły, że kobieta zareagowała entuzjazmem. – Porozmawiaj z nią i po prostu wybij jej to z głowy.
***
W domu szeptał wiatr. Poruszał firankami i przynosił zapach drzew. Z powodu przeciągu na piętrze trzasnęły drzwi. Adrianna rozejrzała się po salonie, który niewielkim korytarzem prowadził do kuchni. Meble były wysłużone, ściany poszarzały – dopiero teraz dostrzegała zmiany, które dokonały się, gdy mieszkała w akademiku w Poznaniu. Popatrzyła w stronę zamkniętych drzwi prowadzących do łazienki i pokoju dziadka.
Weszła na drewniane schody, opierając dłoń na wysłużonej poręczy. Znała każde jej wgniecenie i szpary, niektóre sama spowodowała. Na piętrze przywitał ją ciemny korytarz. Po jednej stronie znajdowały się drzwi do jej sypialni, a dalej łazienka. Był też pokój pusty i nieużywany, pełen wspomnień o mamie.
Weszła do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko stojące pod oknem. Wbiła wzrok w sufit, jak zawsze, gdy mierzyła się z jakimś problemem. Nagle zerwała się z miejsca, ponieważ nie mogła dłużej znieść chaosu narastającego w głowie. Myśli krążyły niespokojnie, a obawy przybierały na sile z każdą chwilą.
Przeczuwała, że ojciec zareaguje niechęcią, a dziadek z kolei ją wesprze. Była jeszcze ciotka, siostra mamy, która zazwyczaj dobrze jej radziła. Zapewniała balans, w końcu wychowywali ją dwaj mężczyźni. Starali się jej pomóc, ale w niektórych sprawach nie mogli sprostać sytuacji.
Podeszła do lustra i popatrzyła na swoje odbicie. Jej oliwkową cerę, która szybko brązowiała pod wpływem słońca, podkreślały wyraziste ciemne rzęsy i brwi. Brązowe włosy, sięgające do pasa, zazwyczaj wiązała w kitkę dla wygody. Nie malowała się ani nie przykładała wagi do stylu – jej uwagę skupiało coś innego. Liczyły się sztuka i naturalne otoczenie, w którym mogła ją dostrzec. Popatrzyła na zdjęcie mamy, które trzymała wsunięte w ramę. Były do siebie podobne bardziej, niż sądziła, a im stawała się starsza, tym bardziej tworzyła jej odbicie.
Marta Danielewska odeszła po tym, gdy nowotwór zaatakował, a oni nie zdołali go zatrzymać. Zostawiła nastoletnią córkę i męża w żałobie. Zawsze powtarzała dziewczynie, że ma się cieszyć życiem, tak bardzo jak tylko może. Miała wspominać tylko ich radosne chwile, bo tych smutnych było zbyt dużo. Adrianna wzięła sobie te słowa do serca i postanowiła żyć pełnią życia, mimo że zrozpaczony ojciec usiłował ją przed tym światem chronić.
Popatrzyła na swoje dłonie, z długimi palcami, które nieraz zanurzała w glinie lub innym tworzywie pozwalającym jej kształtować wyjątkowe rzeźby. Zastanawiała się, czy do tych dłoni pasowałby złoty krążek – symbol miłości i oddania. Jeszcze niedawno była pewna, że tak, ale gdy nadeszła chwila prawdy i padło to pytanie, ogarnął ją strach. Zamiast odpowiedzieć, uciekła.
Zapatrzyła się na zdjęcie mamy, ciekawa, co ta by jej doradziła. Westchnęła z żalu, że nie miała szansy opowiedzieć jej, jak to się zaczęło.
Siedziała wtedy na ławce w parku Mickiewicza, wpatrując się w fontannę i podziwiając taniec kropel wody. Postanowiła spędzić przerwę między wykładami na świeżym powietrzu, zwłaszcza że wiosenna pogoda do tego zachęcała. Nagle jej uwagę przykuł piękny ptak o kolorowym upierzeniu, a zaraz potem mężczyzna, który stanął przed nią, zasłaniając jej widok.
– Kogo ja widzę? – powiedział zachwycony.
– Cześć, co za niespodzianka. Spotkać się w tak dużym mieście jak Poznań to zupełny przypadek.
– Raczej przeznaczenie – zapewnił chłopak i przysiadł przy dziewczynie. Zerknął na jej notatnik w dłoniach. – Co zmalowałaś?
– Projekt na zajęcia, przygotowuję się do egzaminów.
– Zawsze miałaś talent. Wolę jednak patrzeć na ciebie – odrzekł, skupiając się na jej oczach. – Wyrosłaś i jeszcze bardziej wypiękniałaś, Adi.
– Mówiłeś to każdej – stwierdziła ze znudzeniem. – Kiedy się widzieliśmy ostatnio? Dwa lata temu?
– Wyjeżdżałaś z Łagowa na studia.
– Ty też.
– Dziwne, że na siebie wcześniej nie wpadliśmy.
– W przeciwieństwie do ciebie nie odwiedzam klubów i nie imprezuję.
– Skąd takie przypuszczenia?
– Znamy się od dziecka, chodziliśmy razem do podstawówki. Dorastaliśmy razem – wyliczała z rozbawieniem.
– Było nas więcej, nasza niezwyciężona czwórka, a teraz jesteśmy tylko my. – Wyciągnął do dziewczyny dłoń. – Chodźmy na kawę.
– Mam niewiele czasu...
– Adi, znowu się spotkaliśmy, a ja zapraszam cię na randkę.
Adrianna zaśmiała się w głos i podała mu dłoń. Wiedziała, że spóźni się na zajęcia, ale zapragnęła poczuć się sobą z kimś, kto znał ją od dziecka. Z chłopakiem, który zawsze robił wszystko, by ją rozbawić.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------