Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Spisek - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
19 marca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Spisek - ebook

„sPiSek” to książka z gatunku political-fiction, która zabiera czytelnika w przerażającą podróż przez świat kryminalnych zagadek, jakie pod parasolem polityki spadają na zwykłych mieszkańców Polski. Autor, Seb O., przedstawia kraj, w którym partie polityczne oraz duży biznes manipulują ludźmi i politykami, aby wprowadzić swoją wizję utopijnego świata, ignorując fakt, że ich działania mogą prowadzić do jeszcze większej katastrofy.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8324-858-5
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od autora

Chciałbym podziękować wielu osobom, dzięki którym ta książka mogła powstać, jednakże nie chcę ich narażać na wielkie nieprzyjemności, gdyż wiem, jak zostanie ona odebrana, przez przedstawicieli dzisiejszej partii władzy.

Na wstępie chciałbym podziękować dwóm osobom:

Pierwsza z nich to moja córka.

Pisząc tę powieść, szukałem wzoru dla jednego z bohaterów i to ona, po przeczytaniu kilku rozdziałów stwierdziła — tato, przecież to jest Stonoga, fajnie, gdyby zgodził się na wykorzystanie jego personaliów

— córuś dziękuję.

I tu właśnie dochodzimy do drugiej osoby — Zbigniewa Stonogi.

Panie Zbigniewie — bardzo dziękuję za zgodę na użycie pana danych osobowych. Zdecydowanie ułatwiło to ukształtowanie postaci literackiej i uniknięcia oskarżeń o podobieństwa do prawdziwych osób.

Wiele postaci w książce jest inspirowanych politykami, których znam osobiście, ale także tymi, których zna cała Polska.

Postać Tomasza Nykiela — prokuratora generalnego, jest jedną

z najbardziej wyrazistych postaci w utworze i właśnie z tego powodu tak cenna dla powieści jest postać Zbyszka Stonogi.

Ta książka powstała dzięki mojemu tacie, który ponad dwadzieścia lat temu namawiał mnie do zajęcia się polityką. Zaszczepił we mnie „bakterię polityczną“, poznając mnie z odpowiednimi ludźmi. Na koniec okazał się najlepszym szefem mojej kampanii poselskiej.

Tato — dziękuję.

„_Polityk powinien być zawsze gotów do mówienia kłamstw_”

_— _Henry Kissinger.Rozdział 1

Hejnał mariacki? — zaczął się zastanawiać.

W sypialni panowała całkowita ciemność. Tym większe było zdziwienie Tomasza, iż w takiej chwili słyszał zza okna hejnał mariacki. Przecież budzik w telefonie miał ustawiony jak zawsze na piątą pięćdziesiąt rano. Taki nawyk wstawania przed szóstą, a nuż kiedyś przyjdą i po niego. Nieustannie śmiał się z tego do Alicji oraz bliskich przyjaciół.

Powoli sięgnął po telefon. Pamięć mięśniowa od dawna wykonywała za niego mechanicznie czynności. Komórka, która zawsze leżała po prawej stronie i zawsze na łóżku pod poduszką, tym razem jej tam nie ma?

To dziwne — pomyślał.

Zaczął ociężale i po omacku szukać telefonu, a każda sekunda spędzona na poszukiwaniu wzmagała w nim lęk. W tej chwili uświadomił sobie, że hejnał mariacki jest grany chyba od stu lat w radiu, które ma w pokoju sejmowym, ale tylko o godzinie dwunastej.

W Krakowie natomiast, jego mieście rodzinnym, hejnał jest grany o każdej pełnej godzinie.

— Czyżby to Kraków? — zaczął ogarniać go strach.

Otchłań niepamięci zachwiała jego pewnością siebie aż do przesady. Pojawiały się pytania, na które nie mógł przywołać żadnej odpowiedzi.

— Gdzie ja jestem, która jest godzina i co się wczoraj stało? I co to jest za dziwny zaduch? Znam ten zapach … tylko skąd? — mimo usilnego wytężenia zmysłów i próby pobudzenia pamięci, Tomasz nie był w stanie odpowiedzieć sobie na żadne z pytań.

Zawsze punktualny, pedantycznie dbający o szczegóły. Jego świat jest bezgranicznie poukładany i zaplanowany.

Te same pytania powracają.

— Co się dzieje, już dwunasta? — zdziwił się.– rozum mu podpowiadał, że to niemożliwe.

— O osiemnastej mam ważne spotkanie w klubie, muszę być w sejmie — pomyślał i postanowił szybko wstać.

Energicznym ruchem podniósł się z łóżka. Obie nogi zwisały z wysokiego, szerokiego posłania, nagle zaczął odczuwać dziwne zawirowania głowy i musiał ponownie się położyć, aby jego błędnik przyzwyczaił się do zmiany sytuacji.

Ciemność delikatnie przebijała się wstydliwym promieniem słońca, przeciskającym się przez czarne zasłony, chyba niewielkiego okna. Tomasz zaczynał powoli rozpoznawać kształty. Jego oczy dostosowały się do ciemności, a rzeczy i miejsca przestawały być dla niego mroczną tajemnicą, ale nadal nie był w stu procentach pewny gdzie się znajduje. Po kilku minutach postanowił wstać.

— Błędnik chyba już opanowany, zawrotów głowy nie mam, więc mogę zacząć działać — wmawiał sobie usilnie. Stawiając nogę na ziemi, trącił jakiś szklany obiekt, usłyszał dźwięk przedmiotu toczącego się po deskach.

— Gdzie jest mój telefon? — pomyślał.

— I co to za szkło, do cholery, na podłodze?

Ponownie zaczął ogarniać go lęk, nie był w stanie przypomnieć sobie ostatnich godzin przed snem.

— Co się dzieje? Dlaczego nic nie pamiętam? Gdzie ja do cholery jestem?

Poczuł, że zarówno, błędnik, jak i oczy zaczęły wysyłać mu skoordynowane sygnały, a powoli odzyskiwana świadomość podpowiadała, że znajduje się jednak w swoim krakowskim mieszkaniu.

— Szafka nocna, mały stolik oraz jak zawsze pełen dokumentów sekretarzyk …hmmm — wszystko się zgadza, tylko co na podłodze robi jakieś szkło, i co do cholery ja robię w Krakowie? — pomyślał.

Ostrożnie podszedł do potężnych okiennic, które były zasłonięte ciężkimi kurtynami. Zasłony te rzadko były przez niego używane, gdyż przeważnie stanowiły jedynie element dekoracyjny, który miał nadawać powagi w doskonale zorganizowanym świecie Tomka. On zawsze wstaje przed szóstą, a więc wtedy, kiedy świat jeszcze śpi. Pobudka z pierwszymi promieniami słońca stanowiła dla niego chwilę wytchnienia, pokazującą, iż świat może być spokojny, poukładany i taki po prostu bardzo jego.

Powolnym ruchem odsłonił kotary. Promienie zimowego słońca zaczęły nieśmiało wdzierać się do sypialni, wpuszczając do środka odrobinę świeżego powietrza, mimo iż okna były zamknięte. To charakter zabytkowej kamienicy powodował, że nie były one szczelne, dlatego rozchylenie tylko zasłon zmieniło jakość powietrza w pomieszczeniu. Pierwsza bryza ożywczej aury pozwoliła Tomaszowi na chwilę zamyślić się, jednakże, kiedy świeżość poranka dotarła do niego i pobudziła zmysły, uświadomił sobie, w jakim zaduchu i dziwnej woni spędził ostatnie godziny. Powoli zaczął rozpoznawać te zapachy.

Odrażająca mieszanka potu, alkoholu oraz innych niezidentyfikowanych woni przeszywała jego świadomość. Nagle błędnik ponownie odmówił posłuszeństwa, wróciły zawroty głowy. Przez chwilę walczył ze swoją słabością, za wszelką cenę chciał utrzymać się na nogach i nie dać się jej, mimo to powoli, z gracją i spokojem osunął się po ścianie, siadając na starej, drewnianej podłodze.

W tej chwili dostrzegł, jak wygląda jego sypialnia. Podłoga zasłana była różnego rodzaju szkłem, były tam butelki, kieliszki, a nawet talerze.

— Co to wszystko tu robi, dlaczego tego nie pamiętam?

Po chwili wstał, jednakże jego ruchy dziwnie spowalniały, świat wirował, nie wiedział co się dzieje, niczym nieumotywowane emocje zaczęły nagle nim targać. Adrenalina, pojawiająca się w organizmie, rozpoczęła proces niespiesznego pobudzania świadomości. Na rękach pojawiła się gęsia skórka, pierwsze przebłyski wczorajszego wieczoru zaczęły docierać do jego jaźni, zrozumiał, co mogło wczoraj zajść. Mimo iż nie pamiętał niczego dokładnie, to starał się skojarzyć fakty, a tym samym zbudować chronologię minionych wydarzeń. Tak dawno już nie odczuwał tego zjawiska, od tak dawna nie miał okazji, aby urwał mu się film i by obudził się na potężnym kacu. Kiedy sobie uświadomił, że to wszystko, co właśnie przeżywa, to nic innego jak zwykły kac, pozwolił sobie na chwilowy uśmiech.

— Ale czy rzeczywiście wczoraj przesadził z alkoholem, czy to faktycznie kac? — rozważał.

— A może utrata przytomności była spowodowana czymś innym?

Pojawił się ból głowy, delikatne mdłości oraz od dawna nieobecny w jego życiu dziwny posmak w ustach. To mogło wyraźnie wskazywać tylko na jedno.

— Mam mega kaca — pomyślał.

Powolnym ruchem wstał, otworzył okno, aby solidna dawka świeżego powietrza pobudziła jego organizm. Po chwili doszedł do siebie i postanowił swoje osłabione ciało doprowadzić do porządku. Z dawnych lat, kiedy jeszcze był młodym posłem, pamiętał, jak to było, kiedy wypiło się o jeden kieliszek za dużo. Doskonale wiedział, co musi zrobić, aby poczuć się lepiej.

Wychodząc z łazienki, po długim, zimnym prysznicu, zauważył swój telefon, który leżał spokojnie w przedpokoju.

— Czemu jest wyłączony? — nerwowo starał się go uruchomić, ale kombinacja klawiszy mająca go włączyć, nie działała. Po którejś z kolei próbie dotarło do niego, że bateria jest wyczerpana. Wrócił do sypialni i podłączył telefon do ładowarki. Przez chwilę z niecierpliwością obserwował, czy telefon zaczyna się ładować i czy w ogóle działa. Minuty mijały, ale nic się nie wydarzyło. Nagle, jest!

Włączył się.

— A więc zaraz będę dostępny dla świata, zaraz wszystko wróci do normy — pomyślał z ulgą.

I wtedy znowu pojawiły się niczym niesprowokowane dziwne myśli.

— Dlaczego komórka była właśnie tam, a nie przy mnie? — zaczął się zastanawiać.

Telefon szybko się podładował i Tomasz mógł go spokojnie włączyć. Zaczęła się kawalkada wiadomości. Tyraliera powiadomień o nieodebranych połączeniach, a na dodatek jeszcze Signal, którego używał w celu ochrony własnej prywatności.

Tomasz doskonale wiedział, że jest to jedyny system komunikacji, którego trojan nie może pokonać. Jeszcze kilka lat temu jako minister sprawiedliwości, sam wydał polecenie zakupu tego systemu, znając jego możliwości. Nigdy nie chciał narażać swoich bliskich na kompromitację, a siebie na śmierć polityczną, dlatego właśnie wszyscy używali Signala.

Chwila zastanowienia wywołana przychodzącymi wiadomościami. Pisali chyba wszyscy, łącznie z kancelarią prezydenta. Zaczyna powoli czytać wiadomości, sprawdza, które z nich są najważniejsze i konieczne do natychmiastowej reakcji. Nagle przerywał mu dzwoniący telefon. Popatrzył tępo na wyświetlacz — Marcin.

— Jaki Marcin? — zastanawia się.

Odbiera i słyszy znajomy głos. W tej chwili zaczyna do niego docierać, iż nadal jest pod wpływem jakiejś substancji, gdyż jego zawsze bystry i działający jak szwajcarski zegarek umysł, ewidentnie dziś jest nieswój. W słuchawce rozlega się głos pełen emocji. Złość przeplata się z troską, a tym samym z lękiem o niego.

— Szefie, gdzie pan był!? Szukałem pana w całym hotelu sejmowym. Nawet byłem u pana w domu, ale żona stwierdziła, że jest pan gdzieś w delegacji. Dzisiaj mamy ważny dzień, musimy obgadać wszystkie spotkania i scenariusze działań. Gdzie wysłać po pana auto? — zapytał.

W słuchawce rozległa się cisza długa jak wieczność, ale tak naprawdę trwająca jedynie pięć sekund. Tomasz zastanawiał się co powiedzieć i co najważniejsze, jak to powiedzieć. Przecież Marcin wiedział o nim zawsze wszystko, a taka sytuacja nigdy wcześniej nie miała miejsca.

— Marcin, jestem w Krakowie. Przyślij po mnie samochód do mojego apartamentu i zatrzymaj najbliższy samolot do Warszawy, będę gotowy za dwadzieścia minut. Wiem, jak ważny dziś jest dzień, ale cały tydzień jest także bardzo istotny. Wyślij mi plan spotkań wraz z adnotacją, które możemy przełożyć lub nawet odwołać. Muszę mieć przez najbliższe kilka dni więcej luzu — rzucił do słuchawki.

Rozkazujący głos szefa, do którego Marcin był przyzwyczajony, nagle ucichł. Organizm Tomasza ponownie odmówił posłuszeństwa, głowa zaczęła wirować, siły go opuściły, mdłości zaczęły brać górę nad wszystkim innym, w słuchawce zapadła cisza.

— Szefie, szefie wszystko w porządku?

Ostatkiem sił Nykiel powiedział — tak, oczywiście, muszę mieć więcej czasu, aby ustalić kolejne kroki, działania, muszę mieć czas.

— Szefie, boi się pan, że pan przegra głosowanie?

— Nie Marcin, tego się nie obawiam, jestem pewny swojej wygranej. Ta opozycja tylko głośno szczeka, a od dziesięciu lat nic nie może ani nam, ani mi zrobić. Słuchaj, potrzebuję wolnego czasu na to, aby po głosowaniu ustalić, co dalej z tymi, którzy dziś staną przeciwko lub obok mnie, a nie za mną.

— Ok, szefie, już się robi.

— Marcin, jeszcze jedno, zaraz po przylocie chcę pojechać na badanie krwi, ale muszę to zrobić bardzo dyskretnie, ustal w moim grafiku badania okresowe.

— Szefie, co się dzieje, zaczynam się martwić.

— Nic się nie dzieje, mimo to muszę coś sprawdzić, bo dziwnie się czuję, a to może wyjaśnić tylko badanie krwi. Ustal termin natychmiast po lądowaniu w Warszawie i już koniec z pytaniami, działamy, a auto za dwadzieścia minut pod mieszkanie.

Nienagannie, elegancko ubrany, jak zawsze w ciemnogranatowy garnitur. W szafie miał tylko dwa inne garnitury, jeden czarny i jeden niebieski, pozostałe dziesięć, może piętnaście, to ciemnogranatowe. Do tego szpaler białych i niebieskich koszul okraszonych niebieskimi lub czerwonymi krawatami.

— Zawsze pedantycznie dbam o wygląd — pomyślał.

— A więc, dlaczego w moim garniturze brakuje jednego guzika, co się stało?

Długo się nie zastanawiając, postanowił przebrać garnitur i przejść do kuchni, gdzie właśnie przebywała Marianna — jego pomoc domowa — która zaparzyła świeżą czarną kawę.

— Ta kawa postawi mnie na nogi — pomyślał.

Był wielkim fanem kaw, niestety zdaje sobie sprawę z tego, iż wypija ich dziennie zbyt wiele. Usiadł na czerwonym hokerze, kontrastującym z jego dużą, przestronną, ale utrzymaną w ciemnej kolorystyce kuchnią.

Na czarnym blacie, tuż obok świeżo zaparzonej kawy, leżała karteczka. Malutki liścik, którego Tomek nie pamiętał, nie wiedział skąd się tam wziął, co zawiera, ale najstraszniejsze, co w tej chwili kołatało mu po głowie, to pytanie — czy Marianna już go przeczytała

Nudności powróciły, delikatne zawroty głowy nakazały mu oprzeć obie ręce na blacie, w tej chwili już nie mógł z nimi walczyć. Nerwy, które zaczęły go opanowywać, spowodowały eskalację złego samopoczucia. Zapach kawy jedynie pobudził jego zmysł powonienia. Walczył jeszcze przez kilka sekund, ale musiał się poddać. Szybkim stanowczym krokiem, skierował się do toalety i zwymiotował.

Odświeżył się, sprawdził, czy czasem nie ma plam na ubraniu i wrócił do kuchni. Znowu przypomniał sobie o białej karteczce, ale nie miał jak jej przeczytać, gdyż Marianna cały czas była przy nim. Powróciły myśli — czy ona już wie? — jeśli tak to, co ona sobie może pomyśleć?

Lewą ręką sprawdził jedynie, czy karteczka, którą dyskretnie zabrał, nadal jest w kieszeni marynarki, po czym prawą ręką chwycił telefon i wybrał numer do kolegi z partii, który jest jednocześnie prokuratorem generalnym.

— Światowit? Cześć, masz wszystko, co wczoraj ustalaliśmy?

— Tak, szefie — przytaknął energicznie.

— OK, czekaj na mnie w gabinecie, będę około szesnastej. Zawołaj chłopaków od operacji specjalnej, musimy z nimi dograć szczegóły.

— OK, szefie, widzimy się, wszyscy będziemy.

Wypijając ostatni łyk kawy, zdążył jedynie zabrać z kuchni codzienne gazety, które planował przeczytać w drodze na lotnisko. Funkcjonariusze Służby Ochrony Państwa czekali już pod drzwiami. Jego ulubieniec zabrał aktówkę i z zalotnym uśmiechem na twarzy poprowadził premiera do samochodu.

— Panie premierze, samolot już czeka, jak tylko dojedziemy, możemy startować, kancelaria wstrzymała najbliższy odlot do Warszawy.

— Duże spowodujemy opóźnienie? — spytał premier.

— Panie premierze, dobro ojczyzny wymaga poświęcenia, więc jak ludzie poczekają trzydzieści minut w samolocie, to nic im się nie stanie.

— Dobra, jedziemy, ale na lotnisku musimy jeszcze na kogoś poczekać — odpowiedział stanowczym głosem.

— Jasne, szefie, a na kogo? — spytał szef ochrony.

— Zaraz podam dane, kto z nami leci, mam to gdzieś w wiadomościach. Aaaa… i ta osoba musi siedzieć obok mnie w samolocie — odparł.

Tomek ponownie sięgnął po telefon, ale w tej samej chwili rozległ się dźwięk dzwonka. Spojrzał na wyświetlacz i nagle dziwny lęk zaczął ogarniać jego ciało, ręka przestała wykonywać polecenia, jakby nagle ją sparaliżowało. Nie wiedział, co jest przyczyną tych dziwnych emocji, które nim targają, przecież to dzwoniła Alicja, jego żona. Kątem oka zauważył, iż w dłoni poza telefonem trzyma jeszcze małą białą karteczkę, liścik, który znalazł przy kawie.

— Nie mam teraz czasu na tę rozmowę — pomyślał. Odrzucił rozmowę i wysłał lakoniczną wiadomość: zadzwonię później.

Szefie, kto z nami leci, muszę te dane podać kontroli — przerwał mu chwilę zastanowienia SOP-owiec.

— Czekaj, już szukam.

W dziesiątkach porannych wiadomości była jedna, która właśnie potwierdzała, iż będzie z nim ktoś leciał. Nerwowo szukał w telefonie

— Kto to jest i skąd ta osoba wiedziała, że on jest w Krakowie?

— nie mógł sobie tego przypomnieć, jedynie pamiętał, że ta wiadomość rano rzuciła mu się w oczy.

— Jest, mam! — krzyknął z zadowoleniem. Leci z nami Dagmara, to znaczy pani posłanka Krynicka, zgłoś to gdzie trzeba, a ja już do niej dzwonię.

Po chwili rozmowy z Dagmarą potwierdził — ona już czeka na nas na lotnisku. Włączaj syreny i jedziemy, nie ma czasu. Te ujadające opozycyjne kundle znowu chcą mnie postawić przed trybunałem, piętnaście lat temu próbowali bez skutku, dziś też się im to nie uda — rzucił stanowczym głosem.

Z popularnej amerykańskiej restauracji dla miłośników zdrowej żywności Marcel wychodził powolnym krokiem. W jednej ręce jak zawsze trzymał swoją ulubioną kanapkę z tofu, a w drugiej podwójną flat white, gdy nagle zadzwonił telefon.

Dziura postawił kawę na ziemi w śniegu, aby spokojnie schować kanapkę do plecaka i odebrać telefon. Bez spoglądania na wyświetlacz wiedział, kto dzwoni. — tylko ten koleś ma taki sygnał w moim iPhonie — pomyślał z uśmiechem na twarzy.

Bez dalszej zwłoki odebrał telefon, sięgnął po kawę i ruszył w stronę placu Trzech Krzyży.

— Co tam, Piotruś? Czemu przerywasz mi spokojne picie kawy?

— Ty zamiast spokojnie spacerować, to lepiej usiądź, muszę coś ci powiedzieć, a to może zwalić cię z nóg — odparował rozmówca.

— Piotruś, poczekaj, zanim coś powiesz, pamiętaj, że te kurwy mnie słuchają, jestem chyba pierwszym rolnikiem na podsłuchu u Nykla, więc może lepiej się spotkajmy?

— Spokojnie mogą słuchać, to właśnie dotyczy Nykla, więc on już na sto procent to wie — zaśmiawszy się wniebogłosy, powiedział Wojewódzki.

— No dobra, więc dawaj — żartobliwie rzucił Dziura.

— Wczoraj wieczorem gadałem ze Zbyszkiem. Tak, wiem, że go nie trawisz, ale jesteśmy po jednej stronie, więc posłuchaj.

— Stary, nie to, że go nie trawię, ja po prostu mu nie ufam. Wiesz, jaki to jest szaleniec medialny i jak potrzebuje atencji, aby działać.

— No to się doskonale dobraliście, ty jesteś dokładnie taki sam — z sarkazmem stwierdził Piotr. A teraz słuchaj i nie przeszkadzaj, bo zaraz wchodzę na antenę i nie mam czasu. Zbyszek ponoć ma zdjęcia i oświadczenia agentów, które stawiają w bardzo złym świetle Nykla i jego żonę.

— Jakie zdjęcia?

— No właśnie nie wiem dokładnie, ale ponoć bardzo obsceniczne, ma nam je pokazać za kilka dni, jak się spotkamy. Wtedy też ustalimy, co dalej z tym zrobić.

— I to jest ta wielka nowina? Czy ty oszalałeś? Przecież każdy wie, że Zbysiu życie odda, aby zniszczyć Nykla! To tak oczywiste jak to, że ja będę ministrem rolnictwa — zaśmiał się wniebogłosy Marcel.

— Ta, ty ministrem rolnictwa, a ja prezesem TVP. Taki mamy plan już od kilku lat, ale coś nam kurwa słabo idzie. Ale serio, mam już dosyć tego pajacowania w mediach, bardzo potrzebuję czegoś nowego, czegoś, co w końcu będzie dla mnie wyzwaniem — bez słowa pożegnania Piotr się wyłączył, a potem jeszcze przez dłuższą chwilę myślał o tym, czego mógłby dokonać jako szef telewizji publicznej, a szczególnie jaką satysfakcję mógłby dać tym wszystkim kolegom po fachu, którzy dostali zwolnienia lub musieli odejść ze względu na własne poglądy.Rozdział 2

— Kurwa mać! Przecież tu można się udusić! Niech ktoś tu przewietrzy! Jak wy chcecie coś tu zaplanować, jak tu nic nie widać? Siekierę można tu powiesić, a nie wpaść na jakiś sensowny pomysł.

— Bogdan weź tych swoich tęczowych chłopców i zróbcie tu jakiś porządek — nie przebierając w słowach, rzucił Zbyszek.

— Stonoga jak zawsze bez owijania w bawełnę, ale i stanowczy. W sumie dziś to dzięki niemu mamy okazję planować największe zmiany w polityce od prawie piętnastu lat — pomyślał Bogdan.

— Słuchajcie, w szeregach Nowej Ojczyzny za kilka dni pojawi się niespodziewany gracz, który szabli nikomu nie chciał oddać, ale my ją dostaniemy. Dzięki niemu mam wiadomości z pierwszej ręki. On jest dziś tak blisko premiera, jak mało kto z nas kiedykolwiek będzie. Od kilku dni dostaję informację, iż premier szykuje afery mające nas skompromitować nie tylko w oczach wyborców TVP, ale zachwiać naszą reputacją wśród naszego twardego elektoratu. Te akcje mają dać mu szansę postawienia nas pod pręgierzem społecznym, a w niektórych wypadkach nawet prawnym. Jak wiecie, ja się tej kurwy nie boję, wygrałem z nim prawie dwieście spraw i dziś, to on trzęsie się przede mną. Dlatego to właśnie wy dziś musicie sobie zadać jedno fundamentalne pytanie, czy to, co macie za uszami was pogrzebie, czy tylko wzmocni? — zaczął konkretnie Stonoga.

— Musicie być pewni tego, co za chwilę nastąpi i nie mówię tu o przejęciu władzy, ale o całej burzy medialnej i wykorzystaniu stu procent aparatu politycznego do tego, aby każdego, kto jest w tym pokoju zniszczyć — ciągnął dalej.

Zapadła grobowa cisza, każdy patrzył po sobie, a na twarzach wielu pojawiło się wielkie zaniepokojenie, o czym on mówi? Nagle pokój przeniknął przeszywający chłód, wielu z kolegów pomyślało, iż jest to zimno więziennej celi, która może ich czeka, gdyby plan się nie powiódł. Niektórzy poczuli natomiast świeżość powietrza, którego tak bardzo im, jak i Polsce dziś brakowało.

— No dobra, czas zacząć prawdziwe męskie rozmowy — na czym stoimy? Bogdan jak u Ciebie NSD jest gotowe do ostatecznego rozwiązania? — mnożył pytania.

W tej chwili na twarzy szefa Narodowej Socjaldemokracji pojawiła się konsternacja. Jego ręce zaczęły drgać nerwowo jak wtedy, kiedy pierwszy raz kandydował na samodzielne stanowisko prezydenta niewielkiego miasteczka. Chwila zastanowienia, która trwała może dziesięć sekund, dla niego była wiecznością. Bogdan zaczął nerwowo wycierać spocone ręce, odczuwając przy tym pozytywne efekty produkowanej w jego organizmie adrenaliny. Znalazł w sobie siłę, po czym wręcz wykrzyczał — _lepiej umrzeć na stojąco niż żyć na kolanach!_ I dodał — tak, jesteśmy gotowi! Ja i moi bliscy nie mamy nic do ukrycia. Doskonale wiecie, że jako czołowy gej tego kraju byłem już tyle razy zmieszany z błotem, że już nikomu się nawet nie chce tego słuchać ani komentować. Dlatego tak, jesteśmy gotowi, aby rozpocząć zmiany w Polsce — powiedział stanowczym głosem Bogdan.

Niestety w głowie zaczęły kłębić mu się myśli, co jeszcze mogą wyciągnąć na niego i jego bliskich. Przecież ta wojna, którą planują zacząć, będzie jak Wołyń, gdzie brat strzelał do brata.

— Jedno jest pewne, panowie, tak jak tu stoimy, tak samo musimy za chwilę stąd wyjść i pokazać światu naszą jedność. Pokazać to, że nikt, ani nic, nie jest w stanie nas złamać w drodze do przejęcia Alei Ujazdowskich — zakończył zdecydowanym tonem swoją odezwę Bogdan.

W niewielkim pomieszczeniu, w którym skupili się prawie wszyscy najważniejsi politycy opozycji, ktoś zauważył, że brakuje szefowej Liberalnej Polski w Europie. Zostało rzucone hasło, że pewno premier dobrał się jej do dupy i mają na nią coś takiego, że ona sobie z tym nie poradzi. Kolejna osoba przypomniała aferę sprzed kilku lat, kiedy wyszło, że była kochanką czołowego polityka LPE. Bogdan zaczął nerwowo wydzwaniać do Marii, szefowej LPE.

— Nikt nie odbiera, ale telefon jest włączony — oznajmił. Kolejna próba i dalej cisza. Zostawił jej chaotyczną wiadomość na sekretarce i zaczął wydzwaniać do innych ważnych członków partii.

Nikt z obecnych nie wiedział, co się dzieje z Marią. Zbyszek bez dalszych ogródek przepytywał kolejnych szefów klubów partii, ale także będących na spotkaniu ważnych polityków, czy aby na pewno są gotowi na to wszystko, co za chwilę może ich spotkać.

— Hubert, a jak u Ciebie? Z tego, co ostatnio słyszałem, to kiepsko z finansami, dasz radę? — Zbyszek, spokojnie, finanse poukładamy, partia ma dobry program i jeszcze lepszy plan. Czekamy na dużą dotację od prywatnych sponsorów, a więc brak dotacji z budżetu nie będzie dla mnie wielkim problemem, dlatego jesteśmy gotowi w stu procentach na to, co wszyscy musimy zrobić — z patetyzmem na ustach rzucił Szymoński.

Nagle do pokoju wpadł zdyszany i lekko zmieszany Jarek, wiceszef LPE. Mimo iż jest przed pięćdziesiątką, to do dziś koledzy określają go mianem „młody pistolet”. Jarek przez wielu był niedocenianym politykiem, który kiedyś pokazał, jak wygrywa się wybory dzięki własnej pracy, współpracy oraz uporowi, a nie posiadaniu znanego nazwiska czy kolesiów w strukturach własnej partii.

Zziajany, bez tchu w piersi, a do tego niski, często będący przedmiotem drwin nie tylko kolegów polityków, ale także wielu dziennikarzy, postanowił wykrzyczeć z całej siły — widzieliście dzisiejsze brukowce!? Widzieliście, co się za burza rozpętała!?Gdzie jest Maria? Muszę natychmiast z nią rozmawiać, bo ta afera zmiecie nie tylko nas, ale także i was.

Ktoś z sali rzucił — Marii tu nie ma, myśleliśmy, że jest z Tobą.

— Kurka, gdzie ona jest, ktoś do niej dzwonił? — dociekał Jarek.

— Tak, ja wydzwaniam do niej, ale cisza — odpowiedział Bogdan.

— Zaczęło się, Bogdan, to co mówiłeś mi kilka dni temu, dziś się już zaczęło. Zwycięska Polska zaczyna kolejne opluwanie, tym razem nas. Liberalna Polska w Europie dostała dziś tak po dupie, że nawet nie wiemy, co zrobi, ale na pewno jest to działanie Nykla. Ta mała zakłamana kreatura zaczyna wyciągać teczki z czasów, jak był jeszcze prokuratorem generalnym.

— Coś, co miało miejsce ponad dziesięć lat temu, dziś ma uratować mu dupę przed Trybunałem Stanu. Przecież to oczywiste, że w ten sposób chce się wymigać od odpowiedzialności — ciągnął dalej.

W tej chwili wszyscy skupieni w małym pokoju zaczęli nerwowo szukać informacji w telefonach. Z rogu pokoju dolatywał TVM 24, ale głos telewizora był bardzo stłumiony. Ktoś z sali krzyknął — dajcie głośniej! Właśnie mówią coś o LPE.

W pomieszczeniu nastała cisza. Jako jedynego było słychać Zbyszka, który rozmawiał przez telefon. Stonoga nie przebierając w słowach, wykrzyczał do swojego rozmówcy — kurwa, sprawdź, do której kliniki jedzie, muszę to wiedzieć w ciągu trzech minut. Wiesz, że jak tego nie ustalisz, to nasza umowa może nie być wykonana. Musimy mieć te informacje, aby wszystko, co zaplanowaliśmy, się udało.

— Ale…

— Nie stary, nie ma ale, muszę to wiedzieć, bo inaczej wiesz, co się stanie.

Materiał w TVM 24 trwał może trzydzieści sekund, zanim udało się im dać głośniej, wszystko się skończyło.

— Idioci dajcie na TVP, tam jest na pewno długi materiał o LPE — wykrzyczał Kuba Pawłowski wiceprezes Nowej Ojczyzny.

Faktycznie tam audycja była na żywo, prowadzona przez czołowych propagandystów obozu władzy, na czele z prezesem TVP.

Cały szpaler przekupnych dziennikarzy, którzy swoje dyplomy odbierali na uniwerku Ojca Dyrektora, a więc te ich dyplomy były tyle warte, co stwierdzenie, że partia Siła i Porządek jest silną i porządną partią.

W małym i jak do tej chwili głośnym pokoju nastała cisza. Słychać było jedynie krzyki, jakie dochodziły ze studia TVP, które oczerniało, szkalowało, ale w oczach tych dziennikarzy pokazywało prawdę. Wszyscy słuchali ze skupieniem, kiedy nagle rozległ się dźwięk telefonu.

— Dobra, mam tam kogoś, zaraz wszystko poukładam — energicznie stwierdził Stonoga. — Stary, bardzo dziękuję za tę informację, spotkamy się w Warszawie, to pogadamy co dalej.

— Drodzy państwo, wy sobie tu oglądajcie, a ja muszę coś załatwić. Nie chcę, aby moja firma straciła szansę na wdrożenie wielkich zmian — „firma”, tak zwyczajowo Stonoga określał swoją partię.

Po chwili Stonoga wyszedł do innego pokoju, a wśród zebranych zaczęły się pokrętne rozmowy o tym, co właśnie pokazała TVP. Jedynie Michalski zaczął się zastanawiać, jak to jest, że w chwili tak wielkiego newsa, który zaraz wywróci delikatny układ siły na opozycji, Stonoga wychodzi załatwić coś innego.

— Może on po prostu już o tym wiedział wcześniej — pomyślał Jarek Michalski wiceszef LPE.

— Kuba, a ty jak myślisz, kto wystawił tego newsa dziennikarzynom? — spytał nerwowo Michalski.

— Jak to kto? Nykiel i cała ta jego hałastra — odburknął Pawłowski.

Wrzawa, jaka rozpoczęła się w głównej sali spotkania opozycji, zaczynała przeszkadzać Zbyszkowi w spokojnej rozmowie. Po chwili przeprosił rozmówcę, uchylił drzwi i wykrzyczał — Cicho tam, mam ważny telefon! Wasze ujadanie mi przeszkadza, za pięć minut wracam, błagam, dajcie mi w spokoju to załatwić.

Zamknął drzwi i wrócił do rozmowy — tak, tak Szymon, dobrze zrozumiałeś, proszę, abyś zrobił wszystko, tak jak ustaliliśmy. Mój człowiek za chwilę tam będzie.

— Zbyszek, ale jak ja mam mu to dać, tu się roi od ochrony, a do tego co mam mu powiedzie, że co jest w tej kopercie?

— O nic nie musisz się martwić, on nie wie po co tam pojedzie. Dasz mu papiery w zalakowanej kopercie i tyle, bez słowa wyjaśnienia.

— Przecież to dziwne — z niepokojem stwierdził dr Szymon Romanowski.

— Nie, Szymon, to nic dziwnego. On odbiera dziesiątki moich kopert i nigdy ich nie sprawdza. Dla niego to codzienność, spokojnie.

— No dobra, niech rusza.

— Super, wielkie dzięki, panie ministrze — rzucił stanowczo Stonoga.

— Ministrze! Czy ty oszalałeś!? Jak to wyjdzie na jaw, to będę mógł recepty w więzieniu przepisywać.

— Kto powiedział, że to wyjdzie?

— Wszystko jest zaplanowane i nie musisz się martwić, ja słowa dotrzymuję, nie tak, jak ten twój ex-minister od piłki i cygar. Szymon, dla mnie już jesteś ministrem.

— Zbyszek, kurwa mać, przestań się bawić i działaj, nie ma czasu!

— Dobra, stary, działamy. Za chwilę będzie tam mój człowiek, daj mu wszystko, co trzeba.

— A co z Markiem? — nerwowo spytał Szymon.

— Spokojnie jego biorę na siebie, wiem, że miało to wszystko być w Krakowie, ale wiesz, czynnik nieprzewidziany, ważne, że ty tu jesteś. Dobra, działam, jesteśmy w kontakcie, panie ministrze.

Stonoga nerwowo wybrał numer telefonu, niestety rozmówca odebrał dopiero po piątym sygnale, co wyraźnie go zirytowało. Nerwy połączone z podnieceniem, a także pierwsze krople potu na czole dały mu jasny sygnał, musi upuścić adrenaliny.

— Kurwa mać, ty matole, Polska się wali, a ty nie odbierasz telefonu! Powinieneś siedzieć z telefonem przed oczami, a nie gdzieś go zostawiać jak zawsze. Mówiłem ci chwilę temu, że będziesz potrzebny.

W tym czasie po drugiej stronie słuchawki padały mgliste wyjaśnienia połączone z przeprosinami i kajaniem się.

— Przestań się tłumaczyć i słuchaj. W tej chwili jedź do kliniki MSWiA, dyżur dziś ma dr Szymon Romanowski to mój kolega i ma dla mnie dokumenty.

Nagle zapadła cisza.

Wierny asystent Zbyszka zdołał jedynie wydukać — szefie, ale jakie dokumenty?

— Dokumenty. Nie Twoja sprawa, masz po nie pojechać, odebrać i przywieźć do mnie, bezpośrednio do mnie, a nie zostawić je gdzieś po drodze. Zrozumiałeś?

— Szefie, ale jak to mam …

— Nie pytaj, tylko rób, co mówię.

— Szefie, ale czy to jest legalne? Nie będę miał żadnych problemów z tego powodu?

— Stary, za długo się znamy, abyś zadawał takie głupie pytania, oczywiście, że legalne, przecież inaczej bym cię o to nie prosił.

Bardzo poddenerwowany asystent Stonogi wybiegł z jego biura. Stonoga jak zawsze był dla Krzyśka bardzo surowy, ale ten nie sprzeciwiał się mu, bo łączyła ich wieloletnia przyjaźń, a on sam wierzył, że wizja i plan jego szefa to jedyna gwarancja powrotu do normalności w Polsce. Wsiadł do służbowego auta i popędził do MSWiA, jednakże w głowie miał mętlik, obawy oraz niepewność.

To wszystko spowodowało, iż przejechał na czerwonym świetle tuż przed kliniką. Ulica Wołowska w Warszawie dziś była wyjątkowo pusta, dlatego rozgardiasz w głowie oraz najtrudniejsze zadanie w jego karierze spowodowały zaćmienie i utratę koncentracji.

Mijały kolejne minuty, nerwowość w jego zachowaniu spowodowała, iż policja postanowiła przeszukać całe auto. Krzysiek wylegitymował się nie tylko z dowodu, ale także ze stanowiska, to niestety nie pomogło. Policja skrupulatnie wykonywała swoje czynności, a on tracił kolejne cenne minuty. Po około trzydziestu minutach dojechał do MSWiA, w tej chwili uświadomił sobie, iż nie ma zielonego pojęcia jak wygląda dr Romanowski. Nerwowo zaczął przeglądać Google. Dr Romanowski to były prezydent miasta na Dolnym Śląsku, a nie szef MWSiA, kurwa mać!

— Który to — zaczął się zastanawiać Krzysiek.

W końcu dotarł do gabinetu szefa kliniki, tak to ten sam gość, były prezydent miasta i szef kliniki — uff jestem w domu — pomyślał.

Szymon już na niego czekał w swoim gabinecie. Krzysiek bez słowa zabrał szare zawiniątko z dokumentami i wyszedł. Idąc długim szpitalnym korytarzem, zastanawiał się, co może być w tej kopercie, zaczął snuć scenariusze związane z zawartością przesyłki. Przez głowę przeszła mu myśl, aby otworzyć kopertę, zanim wyjdzie ze szpitala, ale co jak Stonoga to zauważy, straci do mnie zaufanie — pomyślał.

Odsunął od siebie pytania, na które i tak nie znajdzie odpowiedzi, głupie myśli — skwitował jedynie, jak będzie chciał to, sam mi powie.

Krzysiek Mota, podchodząc do drzwi wejściowych, zauważył, iż na parkingu stoi rządowa kolumna aut, w pierwszej chwili go to nie zdziwiło, przecież to klinika MSWiA, ale postanowił dokładniej sprawdzić czyja to kolumna.

Przy jednym z aut zauważył Marcina Nowaka, asystenta premiera Nykla. Co oni tu robią, przecież Nykiel ma teraz tyle na głowie, że raczej nie ma czasu na jakieś tam wizyty lekarskie. Po drodze zaczął się zastanawiać czy Zbyszek czasem nie wydał na siebie wyroku, a przy okazji czy i jego nie pogrąży. Kolejne pytania pojawiały się w jego świadomości, a nerwowe pocieranie czoła spowodowało wyraźne zadrapanie.

Pytania pozostające ciągle bez odpowiedzi — co jest w kopercie, bo raczej nie jego wyniki? Kogo dotyczą te dokumenty? A może to jakaś mistyfikacja? — pomyślał nerwowo.

Wątpliwości szybko odeszły na drugi plan, przypomniał sobie, co miał zrobić natychmiast po odebraniu koperty, wróciło pełne skupienie i zadaniowe działanie.

Chwycił telefon i szybko zameldował Zbyszkowi — zadanie wykonane, wracam do firmy.

Zbyszek bez słowa się rozłączył, otarł pot z czoła i z wyraźną ulgą na twarzy wrócił do kolegów. W pokoju wrzawa nie dawała spokojnie myśleć, każdy snuł teorie spiskowe, a co więcej nikt nie był w stanie uzyskać potwierdzonej informacji, skąd dziennikarze mają takiego newsa.

_„Inne narody czekają na pomoc mojej skromnej osoby. Ja mogę robić to, na co tobie nie pozwala odpowiedzialność przywódcy”!_ — wykrzyczał w stronę Michalskiego Bogdan, cytując kolejny raz swojego ulubieńca Che Guevarę.

Zapadła cisza.

Michalski z wahaniem w głosie stwierdził.

— Bogdan, co ty gadasz? Ta twoja obsesja na punkcie Che Guevary czasami jest przerażająca. Szefem LPE nadal jest Maria i to do niej należą strategiczne decyzje, a u nas decyzje nie są podszyte chęcią władzy dla władzy, a jedynie władzy dla dobra Polski.

W tej chwili Jarek chwycił telefon i zaczął dzwonić do szefowej swojej partii. Po trzecim nieudanym połączeniu postanowił zadzwonić do Adama, jej asystenta, który zawsze wszystko o niej wie. W oddali słychać było głos Pawłowskiego.

— Panowie, to nawet nie jest początek afer, jakie ZP oraz SIP rozkręcą lub wymyślą na nas wszystkich.

— Pamiętacie, jak w 2015 roku postanowiłem kandydować na prezydenta?

— Wtedy te same kreatury zaczęły permanentną nagonkę na mnie i moich współpracowników, ale ja się nie poddałem i wiem, że dziś wy też się nie poddacie. Tylko razem jesteśmy tak silni, aby oni się nas bali, a Polska była nam wdzięczna.

Ktoś z sali rzucił — jasne, tak samo wdzięczna, jak wtedy kiedy sprzedawałeś ją za kilka srebrników do SiP-u!

Kuba uderzył pięścią w stół i ostentacyjnie wyszedł, zostawiając całe spotkanie z niedomówieniami w tle. Po chwili jednak wrócił, trzymając w prawej ręce pusty weksel

— Panowie, kurwa mać, faktycznie kiedyś zawiodłem, ale nie wiem, jak dziś mogę wam udowodnić swoją lojalność. Jeśli chcecie, złożę na ręce Zbyszka mój weksel, powiedzmy na pięćset tysięcy złotych, jeśli zdradzę lub się sprzedam, to możecie wypełnić weksel, ale jeśli tego sobie życzycie, to moim zdaniem, każdy z was powinien mieć odwagę, aby taki weksel podpisać. Ja nie mogę gwarantować za innych członków Nowej Ojczyzny, ale na sto procent mogę za siebie.

Na sali nastała cisza, każdy zaczął się zastanawiać nad propozycją Kuby, nagle z odległego narożnika sali padło stanowcze stwierdzenie Borysa Korzenia — słuchajcie, może dziś nie jest czas na wycieczki historyczne, może dziś nie jest czas na wystawianie weksli, ale dziś na pewno jest czas, abyśmy wykonali to, co zaplanowaliśmy. Jeśli ktoś się sprzeda, wykruszy, to już na zawsze zostanie szmatą, Kuba bez obrazy.

— Zaczniemy realizować to, co zaplanowaliśmy, a nie rozliczać siebie z tego, czego jeszcze nie zrobiliśmy — ze spokojem na ustach stwierdził szef wolnościowców.

Rozmowy w gabinecie trwały jeszcze jakiś czas, jednakże do ich końca nikomu nie udało się dodzwonić do szefowej LPE.

Limuzyna premiera, powolnie opuściła teren szpitala MSWiA. Tomasz nerwowo rozrywał szczelnie zalakowana kopertę z wynikami. Z tego, co mu powiedział Romanowski, w wynikach nie ma nic dziwnego, dlatego tym bardziej zaczął się zastanawiać, co się niedawno stało, czemu stracił pamięć. Wnikliwie przestudiował wyniki i opanowanie zaczęło do niego powracać.

— Dane wyraźnie wskazują jedynie na wysoki poziom stężenia alkoholu, nic więcej nie znaleziono. Co ważniejsze nie ma ani narkotyków, ani widocznych śladów zewnętrznej ingerencji na moim ciele — odetchnął ze spokojem i postanowił oddać się chwilowej refleksji.

— Jedziemy najpierw do domu, chcę porozmawiać z żoną — z wyraźnym spokojem na twarzy oznajmił premier.

Po dwudziestu minutach dojechali pod apartamentowiec na warszawskim Wilanowie. Limuzyna jak zawsze wjechała na podziemny parking, skąd była bezpośrednia winda obsługująca jedynie najwyższe piętro w bloku. Tomasz wszedł do windy i pojechał do swojego mieszkania.

Kiedy wszedł do środka, zauważył, iż Alicja w milczeniu szykuje obiad.

— O, jednak się pojawiłeś na obiedzie?

— Ciężko się z tobą skontaktować — z zawodem w głosie stwierdziła Alicja.

— Alu miałem dużo na głowie, byłem …

W tej chwili przerwała mu żona — Tomuś, nie musisz mi się tłumaczyć, rozumiem, czym jest twoja misja, o nic nie pytam, ty służysz państwu, a ja staram się ciebie w tym wspierać.

— Ale…

— Nie, nie ma żadnego ale, siadaj do obiadu. Pewnie zaraz musisz wyjechać do pracy?

Alicja, która uważała się za kreatora wielu sukcesów, jakimi Tomasz mógł pochwalić się w trakcie swojej kariery zawodowej, wiedziała doskonale, z czym łączy się eksponowane stanowisko polityczne. Mimo iż sama była szefową dużej firmy ubezpieczeniowej, to znajdowała czas w tygodniu, aby zrobić obiad dla rodziny. Uważała, że w ten sposób jest w stanie spoić rodzinę, która tak ciężko walczy o dobro ojczyzny. Świadoma pokus oraz zachowań swojego męża nigdy nie zadawała pytań, na które nie chciała usłyszeć odpowiedzi. Przysłowiowe zamiatanie pod dywan spraw prywatnych, przez lata tego związku stało się niepisaną regułą, a oni oboje to akceptowali.

Tomasz właśnie sobie uświadomił, że jego żona nigdy o nic się nie pyta, nigdy go nie krytykuje.

— Dlaczego ona taka jest — zaczął się zastanawiać.

Automatycznie i bez namysłu sięgnął po wibrujący telefon w wewnętrznej kieszeni marynarki, razem z telefonem wyjął tajemniczą kartkę, a raczej karteczkę. Tomasz doskonale wiedział, co jest na niej odręcznie napisane, ale nadal nurtowało go, czemu ten w miarę jednoznaczny tekst widnieje na paragonie z restauracji?

— Przecież on nie był w tej restauracji. Skąd tak dziwne znalezisko pojawiło się w jego mieszkaniu? — te myśli nie dawały mu spokoju.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: