- W empik go
Spotkanie po latach - ebook
Spotkanie po latach - ebook
Po wydaniu ostatniej mojej książki Oranżeria rodziny Williamsów jestem winien Wam, Drodzy Czytelnicy, słowo wyjaśnienia. Chciałbym nową książką Spotkanie po latach wyjaśnić, jak doszło do stworzenia moich głównych bohaterów Anny i Piotra Balickich, którzy zapewnili Wam do tej pory przeżycie wielu zaskakujących wrażeń i sytuacji. Pomimo że książka Spotkanie po latach została napisana jako pierwsza wiele lat temu, dopiero teraz zdecydowałem, że powinna ona ujrzeć światło dzienne, by ukazać szerokiej rzeszy czytelników literackie narodziny Anny i Piotra. Niełatwo mi było podjąć tę decyzję. Książka w większości oparta jest na faktach dotyczących mnie samego i wydarzeń, które miały miejsce w Polsce, a także w Australii na przestrzeni kilku dziesięcioleci. Tu narodzili się i stawiali pierwsze kroki bohaterowie moich książek. W czasie kolejnych wspólnie przeżytych lat upodobnili się oni do słynnych detektywów, którymi zachwycają się do dzisiejszego dnia miliony fanów Agathy Christie i sir Artura Conan Doyle’a.
Anna i Piotr nie zamierzają spoczywać na laurach. Mają wiele do zrobienia nie tylko w Polsce czy Australii, ale także na innych kontynentach, wybawiając z kłopotów liczne dystyngowane osobistości, łącznie z tajlandzkim dworem królewskim. Ich nieugaszony, gorący zapał do rozwiązywania kryminalnych łamigłówek ma początek w historii, którą widzicie Państwo przed sobą.
Janusz Brzozowski
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8166-079-2 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Po wydaniu ostatniej mojej książki Oranżeria rodziny Williamsów jestem winien Wam, Drodzy Czytelnicy, słowo wyjaśnienia. Chciałbym nową książką Spotkanie po latach wyjaśnić, jak doszło do stworzenia moich głównych bohaterów Anny i Piotra Balickich, którzy zapewnili Wam do tej pory przeżycie wielu zaskakujących wrażeń i sytuacji. Pomimo że książka Spotkanie po latach została napisana jako pierwsza wiele lat temu, dopiero teraz zdecydowałem, że powinna ona ujrzeć światło dzienne, by ukazać szerokiej rzeszy czytelników literackie narodziny Anny i Piotra. Niełatwo mi było podjąć tę decyzję. Książka w większości oparta jest na faktach dotyczących mnie samego i wydarzeń, które miały miejsce w Polsce, a także w Australii na przestrzeni kilku dziesięcioleci. Tu narodzili się i stawiali pierwsze kroki bohaterowie moich książek. W czasie kolejnych wspólnie przeżytych lat upodobnili się oni do słynnych detektywów, którymi zachwycają się do dzisiejszego dnia miliony fanów Agathy Christie i sir Artura Conan Doyle’a.
Anna i Piotr nie zamierzają spoczywać na laurach. Mają wiele do zrobienia nie tylko w Polsce czy Australii, ale także na innych kontynentach, wybawiając z kłopotów liczne dystyngowane osobistości, łącznie z tajlandzkim dworem królewskim. Ich nieugaszony, gorący zapał do rozwiązywania kryminalnych łamigłówek ma początek w historii, którą widzicie Państwo przed sobą.
Janusz BrzozowskiRADOŚĆ I SMUTEK
Rozdział 1
Samolot australijskich linii lotniczych Qantas przedzierał się przez gęste szare chmury, wyraźnie tracąc wysokość. Sześciogodzinny lot z Singapuru do Perth zbliżał się powoli do końca i przemijała kolejna, trwająca tym razem tydzień podróż Piotra Balickiego. Chowając do dyplomatki dokumentację udanej transakcji, jaką przeprowadził w Nowym Jorku, myślami był już w gabinecie dyrektora.
„Ciekawe, ile stary przyzna mi premii za ten półmilionowy kontrakt”, pomyślał.
– Proszę zapiąć pas – zwróciła mu uwagę przechodząca stewardessa.
– Oczywiście – uśmiechnął się do niej mile.
„Na razie wystarczy tego włóczenia się po lotniskach, hotelach i knajpach”, pomyślał w momencie, gdy koła samolotu dotknęły ziemi. Pchając wózek, na którym miał walizkę oraz kilka drobnych prezentów, wyszedł z hali lotniska, rozglądając się za taksówką.
Jesienne popołudnie było ciepłe. Przez ciemne kłęby obłoków przemieszczające się na północ, wyglądało co chwilę jaskrawe słońce. Patrząc na błękit nieba, przypomniał sobie ciężki płaszcz chmur, jaki wisiał nad Nowym Jorkiem, kiedy opuszczał to miasto.
– Witaj, Piotrze, widzę, że ciągle twoim drugim domem są lotniska. Piotr, odwracając głowę, zobaczył stojącego obok Jurka Stępnia z nieukrywanym zaskoczeniem.
– Dobrze to określiłeś. Muszę ci powiedzieć, że mam już dość tych podróży, nie mówiąc o ubieraniu się w smoking.
– Mam rozumieć, że chcesz zakończyć pracę w swojej obecnej firmie? – spytał Jurek, wyraźnie zainteresowany.
– Może nie zakończyć, bo gdzie w moim wieku dostanę inną pracę, ale postanowiłem zrobić sobie paromiesięczny urlop.
– Szkoda, właśnie szukam kogoś odpowiedniego na stanowisko dyrektora.
Piotr spojrzał na kolegę, którego wielokrotnie już przyłapał na tym, że ponosiła go bujna fantazja.
– Tylko dyrektora, nie ministra? – uśmiechnął się.
– Mówię poważnie i nie żartuj sobie z tego – uniósł się Jurek.
– Ja się nie śmieję, ale przyznasz, że dość dziwnie to zabrzmiało.
– Masz dość czasu, by napić się ze mną kawy? Powiem ci, że od paru tygodni bardzo poważnie myślę o tobie.
– O mnie? Coraz bardziej mnie zaskakujesz.
– Właśnie przed chwilą przywiozłem na lotnisko człowieka, który jest głównym inwestorem ogromnego kompleksu sportowo-rekreacyjnego, jaki ma powstać… – robiąc przerwę, spojrzał na Piotra.
– Zgadnij, gdzie?
– Nie mam pojęcia, ale to, co mówisz, wygląda obiecująco.
– Chodź na tę kawę, pić mi się chce – pociągnął go za rękaw marynarki, wyciągając z kolejki.
W małej kawiarence, do której weszli, siedziało sporo ludzi, głównie oczekujących na przyloty kolejnych samolotów.
– To opowiadaj, gdzie ten kompleks ma powstać?
Przenieśli się w miejsce, gdzie dozwolone było palenie. Zapalając papierosa, Jurek powiedział krótko:
– W Gliwicach, mój drogi, zaskoczyłem cię?
– Przyznaję, owszem. Jednak ciągle nie rozumiem, co to ma wspólnego ze mną?
– Słuchaj, Piotrze. Naczelnym dyrektorem kompleksu mam być ja. Chyba się nie dziwisz, że chcę, by wszystkie główne stanowiska obsadzone były ludźmi, których znam i wiem, co potrafią.
– Rozumiem, że chcesz mnie w to wciągnąć…
– Nareszcie! – odczekał chwilę i rzucił: – I co ty na to?
– Przyznaję, wygląda to dość ciekawie. Przechodząc do konkretów, jaką funkcję miałbym pełnić? – spytał z pewnym zainteresowaniem.
– Potrzebuję, Piotrze, dyrektora technicznego, który by czuwał nad całością kompleksu. Z tego, co już wiem, zarobki mają być, powiedzmy, dobre. Mieszkanie na terenie kompleksu i raz na rok, w ramach urlopu, przelot do Australii za darmo.
„Za pięknie to wygląda, by było prawdziwe”, pomyślał Piotr, nie dając po sobie nic poznać.
– Od kiedy praca byłaby aktualna? – spytał z ciekawości.
– Od chwili podpisania trzyletniego kontraktu potrzeba dwóch pełnych tygodni, by został on zaakceptowany przez głównego inwestora. Następnie wylot do Polski, gdzie nadzorowałbyś poszczególne etapy budowy tego ośrodka. Ja wylatuję do Polski dokładnie za trzy tygodnie. Lecąc przez Singapur, muszę się tam zatrzymać na jakieś trzy dni, później dołączyłbym do ciebie.
– Mówisz, kontrakt na trzy lata – upewnił się Piotr.
– Przemyśl to i zadzwoń do mnie, gdybyś się zdecydował. Myślę, że tym razem udało mi się złapać dorodnego byka za rogi.
****
Ściemniało się, kiedy taksówka zatrzymała się pod domem Piotra. Wysiadając z samochodu, spojrzał krytycznie na wysokość trawy rosnącej przed domem i pokręcił znacząco głową.
– Sądziłam, że przyjedziesz wcześniej, samolot miał opóźnienie? – spytała Jaga, kiedy wszedł do mieszkania.
– Nie, byłem na kawie i nawet nie wiem, kiedy mi czas uciekł.
Stawiając żelazko na podstawkę, spojrzała na Piotra.
– Myślałam, że po tygodniowej nieobecności będzie cię ciągnąć do domu, ale z tego, co słyszę, wybrałeś kawę.
Piotr, ignorując zaczepkę żony, rozejrzał się po pokoju.
– Gdzie jest Thomas?
– Ma trening, zaraz powinien być w domu.
– Dobrze się składa. Chciałbym poważnie porozmawiać, a jednocześnie wysłuchać twojej opinii.
Ostre, przenikliwe spojrzenie, jakim go obdarzyła, było nadzwyczaj nieprzyjemne.
– Słucham – powiedziała krótko.
– Otrzymałem propozycję pracy. Kontrakt, jaki musiałbym podpisać, jest trzyletni. Praca w Gliwicach, co o tym myślisz?
– W Gliwicach? – zdziwiła się.
– Tak, dobrze słyszałaś, w Gliwicach.
– Co miałbyś tam robić? – usiadła na krześle i zapaliła papierosa.
– Miałbym funkcję dyrektora do spraw technicznych z niezłą wypłatą, mieszkaniem i raz w roku przylotem na urlop do Australii.
– Kto ci zaproponował tę pracę? – spytała po chwili.
– Opowiem, jak było…
Nie przeszkadzała w opowiadaniu, choć wiele razy widział, że chciała o coś zapytać.
– Cóż, oto moje zdanie. Dawno już przestałam wierzyć Jurkowi. Uważam, że to wyjątkowy cwaniak i naciągacz. Powinieneś się porządnie zastanowić, nim cokolwiek podpiszesz.
– Przecież podpisując kontrakt, jestem chroniony prawem.
– Jesteś śmieszny, Piotrze. Prawo prawem, a masz pieniądze, by się z kimś sądzić? – podnosząc się z krzesła, weszła do kuchni, stawiając czajnik na gazie.
– Powiem ci, Jago, co mi jeszcze przyszło do głowy.
Chwilę odczekał, by ponownie usiadła koło niego.
– Doskonale zdajesz sobie sprawę, że w naszym małżeństwie nie wszystko wygląda tak, jak powinno. Myślę, że jeżeli byśmy odpoczęli od siebie, może doszlibyśmy któregoś dnia do wspólnego zdania, a tym samym uratowali nasze małżeństwo.
– Tu masz rację. Mimo wszystko intuicja mówi mi, że to jego kolejna sztuczka. Przyznasz chyba, że ile razy wszedłeś z nim w jakąś spółkę, tyle razy wystawił cię do wiatru. Następna rzecz, o której na pewno nie pomyślałeś, to twoja dwudziestokilkuletnia nieobecność w Polsce. Mogę cię zapewnić, że bardzo ciężko będzie ci się tam odnaleźć.
– Też o tym myślałem. Przyznam, że już wielokrotnie przymierzałem się, by polecieć na jakiś urlop do Polski. Teraz nadarza się okazja, by upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Jeszcze w powietrzu postanowiłem, że wezmę parę tygodni wolnego, by zapomnieć o samolotach, hotelach i knajpach. Uwierz mi, naprawdę jestem już tym zmęczony.
W drzwiach ukazał się Thomas.
– Cześć tata, jak było w Ameryce? – spytał, rzucając torbę na podłogę.
– Nie narzekam, narzekam natomiast na syna, który nie dotrzymuje obietnic.
– Czego nie dotrzymałem? – zdziwił się, patrząc na ojca.
– Za parę dni trawa przed domem dotknie dachu.
– Jutro, jak wrócę z zajęć, to ją skoszę, obiecuję, tato.
Piotr wstał i podszedł do przywiezionych prezentów.
– Myślę, że będą się wam podobać. Jedyne, co naprawdę lubię w tej Ameryce, to robienie zakupów – powiedział, wręczając im upominki.
– Wrócę jeszcze do naszej rozmowy – powiedziała Jaga, stawiając na stole herbatę.
– Zrobisz, jak zechcesz, ale uważam, że nic z tego nie wyjdzie, a stracisz masę pieniędzy, na które ciężko pracowałeś.
Piotr wziął herbatę i wyszedł do ogrodu zapalić papierosa.
„Jeżeli zaryzykuję i podpiszę ten kontrakt, może uda mi się uratować to, co już od dawna skazane jest na zagładę”, wyciągnął z kieszeni komórkę i wybrał numer Jurka.
****
Lipcowe późne popołudnie było parne i wyjątkowo duszne. W powietrzu czuło się nadciągającą burzę. Anna Leśniewska, wchodząc na klatkę schodową z piekącego, gorącego słońca, odczuła chwilową ulgę. Szukając w torebce kluczy, czuła, jak pot spływa jej po plecach. „Kolejny dzień można nazwać zaliczonym”, pomyślała, otwierając mieszkanie. Pomimo swoich czterdziestu pięciu lat wyglądała nadzwyczaj młodo. Dopasowany letni kostium w kolorze seledynowym podkreślał jej filigranową figurę. Kładąc na fotel torebkę i dokumenty, jakie przyniosła z pracy, otworzyła okno, chcąc wywietrzyć panujący w pokoju zaduch.
– Aniu, to ty? – usłyszała głos zbliżającego się ojca.
– Tak, tatku, jak się dzisiaj czujesz? – podeszła, całując go w policzek.
– Muszę przyznać, moje dziecko, że wyjątkowo dobrze. Nawet ten przeklęty ból nogi ustał.
– To dobrze, tatku, cieszę się. Zaraz biorę się za jakiś obiad, ale muszę przed tym iść na chwilę do łazienki.
– Nie wchodź tylko do jego pokoju – powiedział ściszonym głosem.
Słysząc te słowa, oblała się zimnym potem. Doskonale wiedziała, jaki może być wieczór, gdy jej maż obudzi się z pijackiego amoku.
– Zrobił ci jakąś awanturę? – spytała z wyraźną obawą.
– Nawet nie, był tak pijany, że ledwo trzymał się na nogach. O… bym zapomniał. Przyszedł do ciebie jakiś list, mam go w pokoju. Zaraz przyniosę.
Anna, zdejmując z siebie przepoconą bluzkę, patrzyła za oddalającym się ojcem. Wydawało jej się, że porusza się znacznie swobodniej niż parę dni temu, jeszcze przed blokadą. Mimo wszystko widziała każdego dnia, jak jego nadszarpnięte zdrowie pogarsza się. Zakładając suchą bluzkę, poszła za ojcem do jego pokoju.
– Gdzie ja go położyłem, zaraz, zaraz. Tu powinien być.
Otworzył szafę, gdzie na półce leżała zwykła biała koperta.
– Wiedziałem, że go gdzieś tu położyłem – powiedział, wręczając jej kopertę.
– Odpocznij, tatku, najdalej za godzinę będzie obiad. Zaraz w telewizji powinien być „Teleexpress”.
Zapaliła papierosa i weszła do łazienki. Patrząc na kopertę, na której widniała duża pieczątka Sądu Rejonowego w Gliwicach, poczuła nadzieję, że coś drgnęło w założonej sprawie o rozwód. „Oby to była data rozprawy”, pomyślała, rozrywając kopertę. Radość z jej twarzy szybko znikła, gdy zobaczyła, że otrzymany list to jedynie potwierdzenie wpłaconych do sądu pieniędzy. „No cóż, trzeba czekać”, pomyślała, wracając do teraźniejszości. „Później wezmę prysznic”, stwierdziła, przypominając sobie, że wracając z pracy miała zrobić zakupy. Przecierając ręcznikiem twarz, wyczulonym słuchem wyłowiła z korytarza skrzypiące drzwi pokoju męża.
– Kur... co za życie, nawet piwa nie ma w tym domu.
Trzask wyjściowych drzwi był głośny. Przerażenie i obawa wróciły na jej twarz jak każdego wieczoru. Wychodząc z łazienki, zobaczyła stojącego w przedpokoju ojca.
– Muszę, tato, wyjść na moment do sklepu, zaraz wrócę.
****Janusz Brzozowski urodził się w 1953 lat temu w Polsce, w tętniących studenckim życiem Gliwicach. Od najmłodszych lat marzył, by zostać pisarzem. W grę nie wchodziło zarobkowanie, lecz możliwość przelania na papier swoich odczuć, myśli, wyobraźni, których mu do dnia dzisiejszego nie brakuje. Zadebiutował już w szkole średniej, pisząc pracę, w której wcielił się w postać adwokata broniącego Antygony. Praca została bardzo wysoko oceniona. W wieku lat 27 z żoną i 3-letnią córeczką wyemigrował do Australii, zaliczając po drodze Austrię, w której spędził 2 lata. Starania o utrzymanie rodziny oraz nauka nie pozwalały mu na oddanie się życiowej pasji – pisaniu. Dopiero teraz, gdy jest już wolny od obowiązków, może pozwolić sobie na takie przyjemności. Zadebiutował w roku 2010 dwoma książkami: „Sen” oraz „Tydzień u rodziny” opublikowanymi w formie e-booków. Spotkały się one z doskonałym przyjęciem krytyków oraz zainteresowaniem internautów, ozdabiając jego siwą skroń ich nagrodą w konkursie na najlepszą książkę jesieni 2010’. W 2011 roku ukazała się kolejna książka „Oranżeria rodziny Williamsów”. W pisarstwie Janusza Brzozowskiego czuje się pasję, znajomość tematu i umiejętność konstruowania napięcia z zaskakującym finałem.