Spowiedź Ewy Braun - ebook
Spowiedź Ewy Braun - ebook
Ewa Braun, wybranka największego tyrana, jakiego poznał świat. Jaka była naprawdę kobieta, z którą Adolf Hitler wziął ślub kilka godzin przed samobójstwem? Co lubiła wyczyniać ze swoim Adolfem, gdy byli sami? Jakie były jej największe sekrety? Po wielu latach po raz pierwszy będziemy mogli dowiedzieć się tego od kobiety, która była jej powiernicą. Anna Lerke, bo o niej mowa, wreszcie przerwała milczenie i postanowiła opisać swoje wspomnienia z czasów, gdy żyła u boku Ewy Braun.
Szczera i bolesna opowieść o kobiecie, która całe swoje dorosłe życie spędziła w cieniu potwora.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-15519-0 |
Rozmiar pliku: | 5,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Krew ma smak zgniłych marzeń, straconych nadziei i łez rozpaczy.
Trzymam w ręku nóż, ten sam, którym jeszcze wczoraj rozdzielałam chrząstki kurczaka. Czy będzie tak samo łatwo, jak wtedy, kiedy ćwiartowałam mięso? Pomyślałam o tym dopiero dzisiaj, kiedy w dniu urodzin wszyscy składali mi najlepsze życzenia. Cóż za ironia losu.
Żeby wiedzieli, jaki niecodzienny skutek może mieć ten oklepany zwrot.
Czy mam ciąć wzdłuż? Czy może w poprzek? Zacząć przy uchu? A może na środku, tuż pod brodą?
Patrzę w lustro i widzę, że całkiem mi do twarzy ze lśniącym metalem przy szyi. Wyglądam jak prawdziwa dama, królowa w największym kraju na świecie. Napawam się swoim widokiem. Coś jednak jest nie tak. Do głowy przychodzi mi znakomita myśl. Przecież jeszcze lepiej będzie mi w szkarłacie!
Przykładam więc ostrze do szyi. Nacinam lekko skórę tuż przy uchu. Czuję tylko delikatne przyjemne mrowienie. Pociekły pierwsze krople krwi. O tak, szkarłat to zdecydowanie mój kolor. Zadowolona uśmiecham się do siebie. Będzie pasował do burzy jasnych włosów.
Moja skóra niecierpliwie domaga się kolejnych pieszczot. Tnę dalej. Czerwień zdobi mą królewską szyję. Jestem z siebie dumna. Już wiem, że się nie myliłam. Spełnianie pragnień nie jest wcale takie trudne…
Patrzę w lustro i widzę siebie: młodą, dziewiętnastoletnią dziewczynę ze szkarłatną ozdobą na szyi.
Odsuwam nóż od ciała. Chcę mu się dobrze przyjrzeć. Narzędzie, które może sprawić tyle przyjemności, a potem… zabić. Na ostrzu widzę czerwone krople. Krew wygląda tak kusząco…
Czy to tylko tyle? Właśnie ten płyn daje mi życie? Jakie to żałosne.
6 lutego 1931 rokuO krok od śmierci
Nazywam się Anna Lerke. Urodziłam się latem 1920 roku w okolicach miejscowości Nowogród położonej w Polsce nad rzeką Narwią. Z dzieciństwa pamiętam smak marcepanu, świeżych jabłek i wędzonej ryby.
Moja rodzina od pokoleń wiodła wystawne życie. Tata odziedziczył duży majątek obejmujący wiele hektarów ziemi. Mieszkaliśmy w ogromnej posiadłości. Codziennie cieszyłam się widokiem jabłoni uginających się pod ciężarem owoców, delektowałam dotykiem atłasów i jedwabiu, a w moim pokoju każdego dnia w wazonach pojawiały się świeże kwiaty.
Moje życie było bajką. Nie musiałam się o nic martwić. Kiedy byłam mała, opiekowała się mną niania. Gdy podrosłam do wieku szkolnego, miałam własną nauczycielkę. Nigdy nie lubiłam matematyki. Interesowało mnie wyłącznie rozmyślanie o nieodkrytych lądach i dalekich podróżach. Bardzo dobrze natomiast szła mi nauka języków obcych. Dlatego regularnie pobierałam lekcje niemieckiego i rosyjskiego. Po kilku latach dodatkowo jeszcze włoskiego. Kochałam też pisać wypracowania, w których często to ja byłam bohaterką. Raz wyobrażałam sobie, że jestem w Afryce, uczestnicząc w wyprawie, która ratuje dzikie słonie, innym razem pływałam ogromnym statkiem po Oceanie Atlantyckim. Wiedziałam, że jak dorosnę, będę podróżniczką.
Aż w końcu dorosłam. Był rok 1938. Mój tato postanowił porozmawiać ze mną o przyszłości. Podejrzewam, że chciał mnie po prostu sprowadzić na ziemię. Ja jednak byłam uparta, nie zamierzałam przyjąć ojcowizny. Niespieszno mi było do wiązania się z jednym miejscem. Tata był bardzo zawiedziony moimi planami. Od tej chwili moje stosunki z rodziną stały się oziębłe. Ojciec czuł się odtrącony, nie poświęcał mi już tak wiele uwagi, dając wyraźnie do zrozumienia, że lekceważy moje marzenia. Czułam, że mój pobyt w Nowogrodzie dobiega końca.
Po dwudziestym drugim lipca 1938 roku już nie było odwrotu. Tego dnia wydarzyła się katastrofa polskiego statku powietrznego w Rumunii. Pamiętam, że wtedy wszyscy mówili o tej tragedii. Ja natomiast, co muszę przyznać z wielkim zawstydzeniem, myślałam tylko o tych wielkich maszynach. Czytałam o budowie samolotu, o przyczynach potencjalnych tragedii lotniczych. Wiedziałam już, że chcę pracować przy samolotach.
Właściwie już od lipca 1938 roku przygotowywałam się do wielkiej podróży do Warszawy, do siedziby Polskich Linii Lotniczych LOT. Przeczytałam niemal wszystkie możliwe do zdobycia książki o lotnictwie. Pozyskiwałam je na różne sposoby, kilka razy nawet jeździłam do Niemiec w ich poszukiwaniu. Poza zdobywaniem wiedzy o lotnictwie gorliwie szlifowałam języki obce. Jak zwykle pomagała mi w tym nauczycielka.
Dałam sobie maksymalnie dwa lata na podjęcie wszystkich niezbędnych kroków, które pozwolą mi wyjechać do Warszawy.
Nie wiedziałam, że te plany pokrzyżuje mi naród, którego język opanowałam niemal do perfekcji. We wrześniu 1939 roku żołnierze niemieccy wkroczyli do Polski, również do Nowogrodu, zabrali mojej rodzinie cały majątek. Ojciec zginął, broniąc naszej wolności. Reszta rodziny trafiła do obozu pracy znajdującego się w pobliżu naszego dworu. Druga wojna światowa rozpoczęła się na dobre.
Myślałam wtedy, że umrę. Byłam jednak w błędzie. Śmierć nie jest aż tak łaskawa i nie przychodzi łatwo.
Cały świat zapomniał już o Annie Lerke. W obozie byłam tylko cieniem człowieka, jak zresztą wszyscy więźniowie. Nie wiem, ile czasu tam spędziłam. Codziennie modliłam się o śmierć, która na każdym kroku zaglądała mi w oczy.
W obozie wszystkie dni były takie same. Zimą i latem, w słońcu i na mrozie musiałam pracować ponad siły. Po pracy dostawaliśmy przydział jedzenia. Kto nie otrzymał strawy, był gotów zamordować, żeby ją zdobyć. Zwykła pajda chleba była dla mnie rarytasem, jadłam ją oszczędnie i bardzo powoli. Dzisiaj nie wiem, dlaczego wtedy po prostu nie zagłodziłam się na śmierć.
Niemieckie obozy koncentracyjne były piekłem na ziemi. O przetrwaniu często decydował szczęśliwy los. Spośród 132 tys. kobiet i dzieci więzionych w obozie kobiecym Ravensbrück zginęło lub zmarło aż 92 tys.
W obozie żyłam w wiecznym strachu, codziennie widziałam umierających ludzi, wychudzonych, wymęczonych, skatowanych i rozstrzeliwanych. Przy nadziei trzymała mnie rodzina, a właściwie jej resztki. O podniebnych marzeniach dawno zapomniałam. Teraz pragnęłam tylko tak lekkomyślnie odrzuconego wcześniej przeze mnie kawałka ziemi, mojej ojcowizny.
Kiedy nadeszła zima, moje położenie stało się tragiczne, nie miałam ciepłego ubrania i niesamowicie marzłam. Z pewnością byłam chora, przez wiele tygodni targała mną gorączka. Z mamą i młodszymi siostrami było jeszcze gorzej. Siostry zmarły wczesną zimą. Po tej tragedii mama się załamała i gasła w oczach. Wyziębienie jeszcze pogarszało jej stan.
Jednak władze obozu nie kwapiły się, by dostarczyć nam ciepłą odzież. Ratowałam się na wszelkie sposoby. Ryzykowałam życiem, ale przetrwałam. Wielu nie miało tego szczęścia. Dookoła widziałam zmasakrowane ciała ułożone jedne na drugich. Z tych ciał strażnicy tworzyli przerażające pagórki. A ja żyję właśnie dzięki tym martwym.
Pewnego wieczoru zobaczyłam, że zwłoki jednej z kobiet są owinięte w gruby, choć mocno zniszczony, dziurawy koc. Poczekałam do zmierzchu, kiedy strażnik oddalił się na odpowiednią odległość, podbiegłam do sterty ciał i zaczęłam zrywać pled z zimnych zwłok. Łzy ciekły mi po policzkach. Czułam się jak dzikie zwierzę. Wyrwałam koc i wróciłam do baraku, trzęsąc się ze strachu. Na szczęście strażnik mnie nie zauważył.
Dzięki tej kobiecie żyję. Dla mojej mamy było za późno. Zmarła tej samej zimy. Zostałam sama ze swoim nieszczęściem.
Nadeszła wiosna. Czułam się jak potwór bez duszy. Nie miałam sił, by oddychać, nie chciałam już żyć.
Pamiętam szczególnie jeden dość pochmurny poranek. Jak zwykle, zbudzili nas wcześnie rano na apel. Tym razem jednak strażnicy byli wyjątkowo zdenerwowani. Nawet nie pozwolili nam się ubrać, niemal siłą wyciągali nas na zewnątrz. Jeden ze strażników, szarpiąc mnie za ramię, wepchnął do szeregu. Byłam naga, brudna i straszliwie cuchnąca. Stałam w pierwszym rzędzie.
W powietrzu wyczuwało się zdenerwowanie. Strażnicy zachowywali się inaczej niż zwykle. Czyżby zbyt wiele więźniarek nie przeżyło zimy? Czyżby obóz miał zostać zlikwidowany? Byłam pewna, że zaraz nadejdzie mój koniec i zostanę rozstrzelana. Zaczęłam płakać. Zmierzenie się twarzą w twarz ze śmiercią jest bardzo bolesne, nawet jeśli jest się już na skraju człowieczeństwa.
Tym razem również śmierć mnie wykiwała. Czekałam na łoskot, hałas wystrzeliwanych naboi. Zastanawiałam się, czy najpierw poczuję ból, czy może nie poczuję nic poza błogą ulgą. Nic się jednak nie działo. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, jak w oddali oficer wysokiej rangi wita nazistowskim pozdrowieniem grupę osób. Po chwili ujrzałam, że zmierza ku nam Adolf Hitler we własnej osobie z niewiele starszą ode mnie, piękną kobietą u boku.
W tym momencie zrozumiałam, że obóz wizytuje sam Führer. Hitler spokojnie spacerował po obozie, rozmawiając z niemieckimi żołnierzami, którzy stacjonowali tu na stałe. Wydawał się zadowolony. Masakrowanie ludzi nie robiło na nim wrażenia. Dziwiłam się, że jego towarzyszka równie obojętnie przygląda się wszystkiemu dookoła.
W pewnej chwili zatrzymała się przed moim szeregiem. Zmierzyła mnie wzrokiem, po czym utkwiła oczy w moich oczach. Jej spojrzenie było jednak puste, nie dało się nic z niego wyczytać. Nie wiem dlaczego, ale w tym momencie poczułam, że to moja jedyna szansa. Byłam tak zdesperowana, zmęczona ciągłą zabawą ze śmiercią, że zdecydowałam się na szaleńczy krok. Padłam na kolana u stóp tej kobiety. Po niemiecku zaczęłam ją błagać o pomoc: Ich bitte Sie, lassen Sie mich leben!
Myślałam, że w jej oczach znajdę litość. Strażnicy szybko zareagowali i odseparowali mnie od niej. Natychmiast jeden z nich wycelował we mnie broń. Zamknęłam oczy.
Znowu nie usłyszałam huku, nie było też bólu. Tak więc wygląda śmierć?
Minęło pewnie kilka sekund. Dla mnie była to wieczność. Jak przez mgłę pamiętam tylko słowa tej kobiety: „Nie. Mam dla niej inne przeznaczenie”.
Tego samego dnia opuściłam obóz. Nigdy tam nie wróciłam. Nie wiedziałam jeszcze, że tajemnicza kobieta stanie mi się bliższa niż własna matka.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.