- promocja
Spowiedź Leonarda da Vinci - ebook
Spowiedź Leonarda da Vinci - ebook
Geniusz, to jedno słowo wystarczy, by opisać najsłynniejszego człowieka renesansu, Leonarda da Vinci. Człowieka, którego umysł nie znosił próżni. Jego nieustanny głód wiedzy spowodował, że stał się on symbolem kreatywności, miłości do nauki i ciągle niezaspokojonej ciekawości.
Dotychczas nikomu nie udało się jednak odpowiedzieć na pytanie, jaki ten człowiek był prywatnie. Czy był opryskliwym geniuszem, czy może szeroko uśmiechniętym mańkutem, którego ciekawość musiała być co najmniej uciążliwa dla innych? Z pewnością bowiem trudno było czasami dzielić czas z człowiekiem, który na listę spraw do załatwienia wpisywał opisanie języka słowików czy wykonanie szczegółowej sekcji zwłok sarny.
Dziś mamy jednak wyjątkową szansę poznania sekretów Leonarda. Wszystko za sprawą zapisków jego ucznia, Salego, który przeprowadził ze swoim mistrzem serię wnikliwych rozmów. Zapiski te w cudowny i zagadkowy sposób dostały się w ręce Christophera Machta…
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-16475-8 |
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Słowo wstępu
eniusz – to jedno słowo wystarczy, by opisać najsłynniejszego człowieka epoki renesansu, Leonarda da Vinci. Człowieka, którego umysł nie znosił próżni. Jego nieustanny głód wiedzy spowodował, że stał się symbolem kreatywności, miłości do nauki i ciągle niezaspokojonej ciekawości. I choć od jego narodzin minęło ponad pięćset lat, to życiorys Leonarda da Vinci nadal wzbudza ogromne zainteresowanie. Nic dziwnego, był to bowiem prawdopodobnie najbardziej kreatywny człowiek, jaki stąpał po Ziemi.
To spod jego pędzla wyszły obrazy _Dama z gronostajem_, _Ostatnia Wieczerza_ czy tajemnicza _Mona Lisa_. Leonardo był nie tylko malarzem, ale również: rzeźbiarzem, architektem, inżynierem wojskowym, medykiem, matematykiem, filozofem, muzykiem, pisarzem. Właściwie można by było wymieniać jeszcze długo, bo tak naprawdę nie było dziedziny życia, która nie przykułaby jego uwagi. Leonardo da Vinci wymyślił i zaprojektował wynalazki, o których wtedy jeszcze nikt nawet nie śnił. Od czołgów, przez samoloty, mosty, a kończąc na zmienianiu biegu rzek.
Domniemany autoportret Leonarda da Vinci w wieku około 60 lat
Ale dotychczas nikomu nie udało się odpowiedzieć na pytanie, jaki ten człowiek był prywatnie. Czy był opryskliwym geniuszem, czy może szeroko uśmiechniętym mańkutem, którego ciekawość musiała być co najmniej uciążliwa dla innych? Z pewnością bowiem trudno było czasami dzielić czas z człowiekiem, który na listę spraw do załatwienia wpisywał opisanie języka słowików czy wykonanie szczegółowej sekcji zwłok sarny.
Taki był właśnie Leonardo da Vinci. Geniusz, którego drugim imieniem powinna być ciekawość. Jego kreatywność do dzisiaj jest dla nas wzorem. I mimo upływu lat nadal powinien być autorytetem dla ludzkości. Pytanie tylko, jak wyzwalać w sobie podobne pokłady kreatywności i co czynić, by nie zdusić w sobie ciekawości świata, którą miał ten najsłynniejszy człowiek renesansu? Na szczęście odpowiedzi na te pytania znał sam zainteresowany i po wielu latach zdradzi swoje sekrety oraz wskaże nam, co czynić, byśmy byli jego godnymi naśladowcami.
Przed dalszą lekturą warto sobie uświadomić, w jakich czasach przyszło Leonardowi żyć. Musicie bowiem wiedzieć, że był to okres nieustających konfliktów i wojen, a Włochy, które znamy dzisiaj, mają niewiele wspólnego z tym terytorium w okresie renesansu. Istniało wtedy wiele państw-miast, np.: Republika Genui, Republika Florencka czy Księstwo Mediolanu, które rywalizowały ze sobą i toczyły wojny.
To ewidentnie nie były czasy spokoju, również dla Leonarda, bo gdy został objęty mecenatem przez jakiegoś władcę, rychło okazywało się, że jego protektor został pokonany przez konkurenta do władzy. To trochę tak jak z dzisiejszą polityką. Możesz opowiedzieć się za konkretną partią polityczną, jednocześnie licząc, że gdy będziesz ją solidnie wspierał, to gdy dojdzie ona do władzy, odwdzięczy ci się jakimś dobrze płatnym stanowiskiem. Ale gdy ta partia straci władzę, to i ty będziesz musiał się rozglądać za inną intratną posadą. To jednak nie przeszkodziło Leonardowi zrobić zawrotnej kariery, o czym się przekonamy na dalszych kartach tej książki.ZAPISKI ODKRYTE PO LATACH
Zapiski odkryte po latach
ozory mylą. Przekonałem się o tym, gdy w mojej skrzynce pocztowej pojawiła się niepozorna koperta. Wziąłem ją razem z kilkoma innymi listami i położyłem na stoliku kawowym. Lecz chwilę później ciekawość wzięła górę. Sięgnąłem po ową niepozorną kopertę. Na środku znajdował się odręcznie wykaligrafowany napis: „Szanowny Pan Christopher Macht”. Poza tym brak było jakichkolwiek informacji, a w szczególności o nadawcy niniejszej przesyłki. Nie ukrywam, że w takich sytuacjach z pewną obawą otwieram korespondencję, nie wiedząc, czego się spodziewać. Jednak w tym przypadku ładny znaczek z Moną Lisą i pieczęć świadcząca o tym, że przesyłka pochodzi z Florencji, sprawiły, że sięgnąłem po nóż do papieru i po wcześniejszym złamaniu wosku, który chronił ją przed otwarciem, rozciąłem kopertę.
W środku był tekst napisany na pięknej papeterii. Ku mojemu zaskoczeniu napisano tam kilka słów po włosku. Szczęśliwie moja żona biegle posługuje się tym językiem, poprosiłem ją więc o pomoc w tłumaczeniu. To, co usłyszałem, wprawiło mnie w olbrzymie zdumienie. Nadawca, pragnąc zachować anonimowość, zarzekał się, że jest w posiadaniu jedynego egzemplarza zapisu sekretnej rozmowy, która odbywała się pomiędzy Leonardem da Vinci i jednym z jego uczniów. Tym uczniem miał być Giacomo Caprotti, znany jako Salai, Sale albo jeszcze bardziej jako Diabełek. To chłopiec, który zamieszkał z Leonardem, w wieku dziesięciu lat; później został jego uczniem i był blisko związany z Mistrzem.
Zapiski i rysunki Leonarda dotyczące zaćmienia Księżyca
I to właśnie tego Diabełka wybrał Leonardo, by wysłuchał on opowieści, w której Mistrz zdradzi wszystkie sekrety swojego życia. Co ciekawe, gdy odbyła się ta rozmowa, rękopis przepadł jak kamień w wodę. Jak wynikało z listu, przez setki lat był on pieczołowicie skrywany przez jedną z włoskich rodzin, która w swoim czasie była cichym mecenasem Leonarda. Teraz jednak w historii rodziny nastąpił jakiś przełom. To właśnie on sprawił, że w kolejnej paczce miałem otrzymać ten cenny rękopis. Tak też się stało. Sześć dni później trzymałem w rękach tajemniczą przesyłkę. W środku znajdowały się pożółkłe kartki. Wtedy jeszcze nie miałem pojęcia, jak bardzo cenne są to zapiski. Dopiero ich szczegółowa lektura wprawiła mnie w zdumienie. Dlaczego świat wcześniej o nich nie słyszał? To pytanie przez długi czas kłębiło mi się w głowie. Ale zaraz przyszła refleksja: na szczęście teraz się to zmieni. Wcześniej jednak tekst z włoskiego musiała przetłumaczyć moja znajoma. Następnie przygotowałem go do publikacji. Dzięki temu trzymają Państwo teraz w rękach jedyne zapiski rozmów, które odbył Leonardo da Vinci ze swoim uczniem. Mam nadzieję, że dalsze strony tej książki mocno Państwa zaskoczą. Właściwie to jestem tego pewien!
_Zapraszam do lektury,_
_Christopher Macht_
_contact@christophermacht.com_OKO W OKO Z MISTRZEM
Oko w oko z Mistrzem
#nazywam się Giacomo Caprotti, #kto okradł Leonarda, #Diabełek Leonarda, #Mistrz Leonardo da Vinci
azywam się Giacomo Caprotti, i choć jestem malarzem, to i tak wszyscy zapamiętają mnie jako ucznia Leonarda da Vinci. Zresztą wcale mnie to nie dziwi, bo tak rzeczywiście było i jest nadal. Maestro Leonardo przyjął mnie pod swój dach, gdy miałem ledwie dziesięć lat. To było dla mnie wybawienie. Dotychczas żyłem w dość ubogiej rodzinie i nic nie zwiastowało, by miało się to zmienić i bym mógł udać się na nauki do jakiegoś mistrza. Tymczasem niespodziewanie znalazłem się pod jednym dachem z samym Leonardem da Vinci. Przyjął mnie bez żadnej zapłaty. Jak sam powiedział, urzekły go me piękne kręcone włosy i rysy twarzy. Przyznaję, jeszcze wtedy nie wiedziałem, że dalsze lata aż tak mocno zwiążą mnie z Mistrzem.
Giacomo Caprotti zwany Diabełkiem, uczeń i kochanek Leonarda, na obrazie namalowanym około 1502 roku
Wszystko to działo się w 1490 roku. Mistrz Leonardo miał wtedy trzydzieści osiem lat, a ja – jak już wcześniej wspomniałem – jedynie dziesięć. Raptem dwa dni po tym, jak zamieszkałem z nim pod jednym dachem, mój wybawiciel spostrzegł, że zwinąłem z jego torby trochę florenów, a nieco później nazwał mnie uparciuchem, kłamcą, żarłokiem, a do tego złodziejem. W ten sposób dość szybko doczekałem się, by Mistrz zaczął mnie nazywać Sale, co można tłumaczyć jako Diabełek albo Mały Diabeł.
Zaraz po zamieszkaniu pod jednym dachem Mistrz, Leo – jak czasami go nazywałem – kupił mi odzienie, dzięki czemu mogłem pozbyć się moich łachmanów. Sprawił mi również parę pięknych trzewików i zaczął mnie karmić. A ja jadłem z takim zapałem, że szybko dorobiłem się określenia „Obżartuch”.
Pamiętam, jak Leonardo obwieścił mi, że będę dostawał od niego kieszonkowe jako zapłatę za to, co robię. W jakąż wpadłem euforię. Błyskawicznie zapytałem, czy może mi podwyższyć to kieszonkowe, a kiedy mój Maestro przecząco pokręcił głową, poprosiłem, by chociaż na pocieszenie dał mi fragment tego kieszonkowego już teraz, jako zaliczkę. Na to akurat się zgodził. Wtedy natychmiast pobiegłem do pobliskiego straganu z ubraniami, obejrzałem towar i kupiłem sobie piękne różowe spodnie. Pamiętam, że miały ogromne falbany. To była najpiękniejsza para spodni, jaką miałem w życiu.
Tymczasem lata upływały, a ja wciąż spędzałem je u boku Leonarda. Wielokrotnie przy tym pozowałem Mistrzowi; a moje kręcone włosy do dzisiaj go fascynują. Doszło do tego, że łączyły nas różne stosunki, bardzo przyjemne. To jednak, jak by to powiedzieć, hm… To jednak jest temat na osobną rozmowę.
Teraz jednak muszę się skupić na czymś innym. Otóż przedstawiciel rodu, który obejmował mego Mistrza mecenatem, nakazał mi, bym odbył z Leonardem rozmowy, które będą, jak to określił, świadectwem dla potomnych, jakim był fantastycznym człowiekiem. Mistrz przyjął tę inicjatywę z niezbyt wielkim entuzjazmem.
– Czy naprawdę, mój poczciwy Sale, uważasz, że powinienem na to tracić czas? – pytał rozgoryczony.
Dopiero gdy zdradziłem mu, kto o to prosi i jak to uzasadnia, lekko skinął głową, dając mi swój akcept. Na to czekałem; przyszli czytelnicy również.UŚMIECH, KTÓRY ZNAJĄ WSZYSCY
Uśmiech, który znają wszyscy
#historia Mony Lisy, #kim była Mona Lisa, #cała prawda o Monie Lisie, #co skrywa tajemniczy uśmiech Mony Lisy, #tajemne kody i znaki zaszyfrowane w obrazie, #Pablo Picasso podejrzany o kradzież Mony Lisy, #teorie spiskowe
dy wszedłem do pracowni Leonarda, jak zwykle poczułem zapach kwiatów, które zawsze były w tym miejscu. Na podłodze walało się mnóstwo skorupek po jajkach, z których mój mistrz zwykł przygotowywać farby. Obok stało kilka sztalug, a na nich niedokończone szkice, będące czymś zupełnie normalnym w przypadku Leonarda. Tak między nami: jak głęboko sięgam pamięcią, to zawsze przychodzi mi do głowy więcej obrazów, które Leonardo zaczął i nie skończył, niż tych, które jego zdaniem były gotowe.
_Mona Lisa (La Gioconda)_ – najsławniejszy portret kobiecy w dziejach ludzkości, który wyszedł spod pędzla Leonarda da Vinci w latach 1503–1507; ozdoba zbiorów paryskiego Luwru
Nietrudno było dostrzec, że Leonardo jest teraz w transie. To były zawsze te chwile, gdy do reszty pochłaniało go jego zajęcie. Tak było, gdy na przykład projektował: czołg, maszynę latającą, a nawet kiedy opisywał język słowików. Tym razem jego umysł zajmowało coś innego. Na sztaludze stała topolowa deska. Na niej zaś właściwie nie było jeszcze nic.
– Mistrzu – złapałem go za ramię, licząc, że ten drobny gest na chwilę wyrwie go z objęć twórczego transu.
To jednak nie pomogło. Mistrz stał przy sztalugach, pogrążony w myślach, zapewne o tym, co powinno się pojawić na obrazie. Wiedziony impulsem, dałem mu subtelnego całusa w jego kościsty policzek otoczony nieco siwą brodą. To pomogło.
– Kogo moje oczy widzą! Cóż cię tu sprowadza, mój drogi Sale?
– Mamy nieco do pomówienia – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, po czym kontynuowałem: – Ale widzę, że chyba wybrałem niewłaściwy moment.
– Mój drogi Sale, dobrze wiesz, że w moim przypadku nigdy nie ma dobrej chwili, bo każdą wykorzystuję na poznawanie świata.
– Zgadza się, Mistrzu – przyznałem z wdziękiem, który zawsze go rozbrajał.
– Co więc sprawiło, że tu przybyłeś?
– Musimy odbyć rozmowę. Nieco dłużej. Na życzenie, sam wiesz Mistrzu, czyje.
Leonardo powoli wracał do żywych. Lekko anemicznym ruchem odłożył pędzel, po czym spojrzał mi w oczy i zaczął głaskać moją dłoń.
– Kochany, bardzo chętnie z tobą pomówię, ale teraz muszę skończyć kreślić szkic, bo dostałem dość pilne zamówienie.
Kopia _Mony Lisy_ ze zbiorów Muzeum Prado w Madrycie. Prawdopodobnie została wykonana przez ucznia Leonarda w tym samym czasie co wersja oryginalna
Rozejrzałem się wokół. Okazało się, że obok sztalugi rzeczywiście leżał szkic. Na nim zaś widniał portret kobiety o długich włosach. Ten jej uśmiech… Już wtedy wiedziałem, że zapamiętam go do końca życia. Jak się okaże, nie tylko mnie wryje się on w pamięć. A tymczasem wróciłem do rozmowy z mym opiekunem.
– Dość pilne? – nie byłem w stanie powstrzymać mojego zdziwienia. – Dotychczas w przypadku Mistrza słowo pilne nie miało zbytniego odzwierciedlenia w rzeczywistości.
– _Signore_ Caprotti¹, waż słowa, mój drogi. Wiesz dobrze, że to nie jest tak, jak wszystkim się wydaje.
– Wiem, wiem. Jest jeszcze tyle rzeczy do odkrycia na tym świecie, że każdy ma prawo do spóźnienia. To twoje słowa, mój drogi Mistrzu.
– Otóż to.
– No dobrze, a co Mistrz maluje w tej chwili?
– Maluję coś, co, jak podpowiada mi moja nieomylna intuicja, stanie się jednym z najsłynniejszych dzieł w historii sztuki.
– A to dzieło ma już jakiś tytuł?
– Tak. To będzie _Mona Lisa_.
– Bardzo ładnie. A właściwie, dlaczego tak będzie ono zatytułowane?
– Pozwól, mój drogi Sale, że o tym pomówimy innym razem. Wiedz jedynie, że będziesz mi jeszcze potrzebny podczas pracy przy tym obrazie.
Ta rozmowa odbyła się w 1503 roku. Dopiero cztery lata później Mistrz zdecydował się w końcu szczerze ze mną pomówić. To miało być spotkanie, podczas którego nie byłoby tematów zakazanych.
Jest rok 1507. Razem z Leonardem mieszkam w Mediolanie, dokąd przeprowadziliśmy się z Florencji. W końcu postanawiamy, wspomagając się winem, odbyć pierwszą z naszych rozmów, podczas których Leo się otworzy i co nieco o sobie opowie.
– Poczciwy Sale, od czego chciałbyś rozpocząć naszą rozmowę? (_zaczyna prowokacyjnie Leonardo_).
– SPOGLĄDAM NA PIĘKNĄ MONĘ LISĘ I DOCHODZĘ DO WNIOSKU, ŻE WARTO BYŁOBY ZACZĄĆ NASZĄ ROZMOWĘ WŁAŚNIE OD NIEJ.
– Ale cóż tu opowiadać. Portret jak portret.
– NO PROSZĘ, MISTRZU. OPOWIEDZ MI O NIEJ, BY WSZYSCY MOGLI POZNAĆ PRAWDĘ.
– Och Sale, odkąd cię poznałem, zawsze starasz się dopiąć swego. Już gdy miałeś lat dziesięć, nie dawałeś za wygraną. Lubiłem to w tobie, nie będę ukrywał, że nie.
– KOMPLEMENTY Z UST MISTRZA MNIE ZAWSTYDZAJĄ. WRÓĆMY LEPIEJ DO NASZEJ MONY LISY.
– Dobrze już, dobrze. Zacznijmy od oficjalnej wersji historii tego obrazu: pewien kupiec z Florencji zamówił u mnie portret swojej żony – Lisy Gherardini.
– BUHAHA! DOBRE!
– Sale, zachowaj powagę. Wiesz, że musimy najpierw pomówić o oficjalnych powodach, a dopiero później zdradzić całą prawdę na temat tego obrazu. Ja nazywam to dozowaniem napięcia. I tego się trzymajmy, dobrze?
– W PORZĄDKU.
– Gdy portretowałem tę kobietę, była w wieku około dwudziestu czterech lat. Miała córeczkę, która niestety szybko zmarła. W jej twarzy było coś fascynującego. Biła z niej energia, a zarazem tajemniczość. Szczególnie enigmatyczny był jej uśmiech. Potrzebowałem dużo czasu, by skończyć ten portret.
– A DO TEGO ZAPEWNIAŁ MISTRZ TEJ DAMIE I SOBIE SPECJALNE WARUNKI DO PRACY.
– Owszem. W przypadku tego obrazu, gdy dama pozowała, towarzyszyli nam muzycy grywający najpiękniejsze pieśni. Co więcej, najlepsi kucharze przygotowywali jej posiłki, a lektorzy czytali powieści, by czas jej się zbytnio nie dłużył.
– MALOWAŁ MISTRZ TEN OBRAZ TRZY LATA?
– Trzy albo nawet cztery, bo przecież zacząłem bodajże w 1503 roku, a ostatnie muśnięcia pędzlem wykonałem w 1507 roku. W każdym razie obraz tak mi się spodobał, że nie oddałem go kupcowi, który go zamówił. I mam go od tamtego momentu aż do dziś.
Mona Lisa – kradzież stulecia
Leonardo jest zamieszany w jedną z największych kradzieży wszech czasów!
Jest niedziela 20 sierpnia 1911 roku. Dokładnie tego dnia pracownik paryskiego Luwru, Włoch Vincenzo Peruggia, postanawia dokonać czegoś niemożliwego. Po pracy ukrywa się na noc w muzeum. Wybrany dzień jest nieprzypadkowy, w poniedziałki wiele obiektów muzealnych w Paryżu jest nieczynnych. Tak jest również w Luwrze.
Po spędzonej nocy w ukryciu Peruggia przywdziewa biały fartuch, noszony przez tamtejszych pracowników, i wchodzi do sali, w której znajduje się najsłynniejsze dzieło Leonarda da Vinci _Mona Lisa_. Następnie zabiera obraz i udaje się do bocznej klatki schodowej. Tam wyciąga go z ramy i wkłada pod fartuch. Szczęście nadal go nie opuszcza. Gdy zauważa, że przy bramie wyjściowej nie ma ochroniarza, szybko przez nią wychodzi i idzie do swojego mieszkania. Tam ukrywa obraz.
Początkowo Luwr próbuje nie nagłaśniać sprawy, licząc, że obraz uda się szybko odnaleźć. Muzeum zostaje zamknięte (z powodu problemów z kanalizacją, co jest tylko oficjalną wymówką), podobnie jak granice Francji. W poszukiwania zostaje zaangażowanych sześćdziesięciu policjantów. Jednak już kilka godzin później media ogłaszają zaginięcie _Mony Lisy_, co sprowadza do Luwru tłumy gapiów, którzy chcą zobaczyć miejsce, gdzie wisiał obraz. Pośród nich znajduje się nieznany wówczas pisarz Franz Kafka. Policja wyznacza nagrodę dla osoby, która wskaże złodzieja. A zrozpaczeni miłośnicy sztuki rozwieszają nekrologi z wizerunkiem _Mony Lisy._ Mnożą się teorie na temat złodzieja tego dzieła. Policja dostaje mnóstwo donosów. Jeden z nich informuje, że obraz ukradło dwóch mężczyzn. Mieli oni dzieło zawinięte w papier chować do samochodu. Taką wersję przedstawia młody chłopak, który pod koniec przesłuchania przyznaje się, że wszystko to zmyślił tylko po to, by uniknąć lekcji geografii.
Vincenzo Peruggia, szklarz zatrudniony w Luwrze, który w 1911 roku ukradł _Monę Lisę_ i wywiózł do Włoch. Wpadł w 1913 roku we Florencji przy próbie sprzedaży dzieła, a jego fotografie i odciski palców trafiły do kartoteki policyjnej
Grono podejrzanych się rozszerza, a pośród nich znajduje się nawet malarz Pablo Picasso. Wszystko przez to, że jego przyjaciel, poeta i pisarz polskiego pochodzenia, Guillaume Apollinaire, znał osobę, która kradła z Luwru starożytne posążki i sprzedawała je Picassowi i Apollinaire’owi. Gdy o wszystkim dowiadują się stróże prawa, przerażeni przyjaciele (inna wersja mówi, że robi to tylko Picasso) zwracają posążki do Luwru. Niestety, Apollinaire nie ma wystarczająco dużo szczęścia i zostaje aresztowany pod zarzutem współudziału w kradzieży _Mony Lisy._ W ten sposób trafia do więzienia, skąd jednak po pięciu dniach zostaje wypuszczony.
Przez kolejne dwa lata trwają gorączkowe poszukiwania dzieła da Vinci. Niestety, bezskuteczne. Śledczy nie mają pojęcia, że obraz przez pewien czas był ukrywany w Paryżu, a dopiero później Peruggia przewiózł go do Florencji.
_Mona Lisa_ odebrana złodziejowi była krótko eksponowana w Rzymie, po czym wróciła do Paryża
Punkt zwrotny następuje w momencie, gdy Włoch pisze list do Alfredo Geriego, właściciela jednej z florenckich galerii sztuki. Peruggia proponuje mu bowiem zakup _Mony Lisy_, podpisując się jako „Leonardo”. Geri razem z dyrektorem florenckiej galerii sztuki postanawiają sprawdzić autentyczność obrazu. Gdy mają już pewność co do tego, wówczas o wszystkim zawiadamiają policję. Peruggia zostaje aresztowany. Jak sam stwierdził, ukradł obraz z Luwru, bo chciał go zwrócić swojemu krajowi, gdyż obraz trafił z Włoch do Francji zrabowany przez Napoleona Bonapartego. Po wyjaśnieniu sprawy _Mona Lisa_ przed dwa tygodnie podróżowała po Włoszech, gdzie mogli ją oglądać mieszkańcy. Po tym czasie wróciła do francuskiego Luwru. I jest tam aż do dziś, choć nadal szerzą się plotki, że w Luwrze znajduje się jedynie kopia.
– TO TERAZ POMÓWMY NIECO O NIEZNANEJ HISTORII TEGO OBRAZU.
– Naprawdę chcesz o tym rozmawiać? Wiesz dobrze, że to miał być sekret.
– MISTRZU! WARTO CO NIECO OPOWIEDZIEĆ. W KOŃCU NIE MA SENSU, BYŚMY ZABIERALI TE TAJEMNICE ZE SOBĄ DO GROBU.
– No dobrze.
– TO ZACZNIJMY OD TEGO TAJEMNICZEGO UŚMIECHU. CO ON OZNACZA?
– Wiesz dobrze, że w naszych czasach nie tworzy się portretów przedstawiających osoby uśmiechnięte. Ja chciałem to jakoś ominąć. Dlatego stworzyłem ten tajemniczy uśmiech. Pomagał mi w tym między innymi biały kot, który swoją obecnością zabawiał damę przedstawioną na obrazie. Więcej na ten temat nie chcę zdradzać.
– Z UŚMIECHEM JEST ZWIĄZANE COŚ JESZCZE?
– To prawda. Gdy spoglądasz na obraz i patrzysz kobiecie prosto w oczy, jej uśmiech staje się jeszcze bardziej wyraźny. Efekt ten udało mi się osiągnąć dzięki kilku sekretnym sztuczkom.
– PAMIĘTA MISTRZ MALOWANIE TEGO OBRAZU?
– Długo, bez wątpienia. Ze trzy albo i cztery lata mi to zajęło. Wziąłem topolową deskę i po prostu zacząłem malować.
– TO WIEM. CHODZI MI O SAMĄ TECHNIKĘ.
– No, to trzeba było tak od razu. Łącznie na obrazie jest około trzydziestu warstw farby. Sporo. Wszystko na obrazie mającym wymiary jakieś siedemdziesiąt siedem centymetrów na pięćdziesiąt pięć, może nawet pięćdziesiąt trzy. Wykorzystałem technikę zwaną _sfumato_. Dzięki temu, patrząc na krajobraz w tle widzimy subtelne przejście barw ciemnych w jasne i tym samym pojawia się efekt mgły.
– TO WSZYSTKO SPRAWIA, ŻE BOHATERKA TWEGO OBRAZU WYGLĄDA NA NIM JAK ŻYWA. PODOBNIE ZRESZTĄ CAŁY KRAJOBRAZ.
_MONA LISA_. SEKRETY I TEORIE SPISKOWE
Według niektórych uczonych kobieta podczas pozowania do portretu była tuż po porodzie lub w ciąży. Jednak nie to, ale uśmiech bohaterki obrazu Leonarda da Vinci rodzi najwięcej spekulacji. Jest uznawany za jeden z najbardziej tajemniczych w historii. Jedni twierdzą, że wyraża ironię, inni dostrzegają enigmatyczność. W 2019 roku naukowcy przeprowadzili badania, poddając uśmiech szczegółowej analizie pod kątem neurologii, z których wynikło, że ten najsłynniejszy uśmiech jest nieszczery. Wyciągnęli takie wnioski na podstawie faktu, że jest w połowie ucięty. To może oznaczać właśnie brak szczerości lub po prostu uśmiech udawany. Ten ostatni mógł wynikać z tego, że modelka była zabawiana przez błaznów zamówionych przez da Vinci. Widocznie nie byli oni w stanie dostatecznie rozbawić pozującej, a ta z grzeczności uśmiechała się, tyle że sztucznie.
Co więcej, teorię o nieszczerym uśmiechu ma również potwierdzać brak podniesionych mięśni wokół oczu. Poza tym kilka lat temu pewna neurobiolog z Harvardu doszła do wniosku, że patrząc bezpośrednio na usta, dostrzega się, że uśmiech słabnie. Z kolei gdy patrzymy jej w oczy, wyraźnie się intensyfikuje.
W przypadku tego obrazu pojawia się jeszcze jeden wątek. Zwolennicy teorii spiskowych uparcie powtarzają, że można się w nim dopatrzeć obcego. Trzeba tylko nieco się potrudzić i wykonać lustrzane odbicie _Mony Lisy_. Następnie, łącząc z nim oryginał, na środku obrazu baczni obserwatorzy mogą dostrzec kształty, które przy uruchomieniu wyobraźni mogą ukazać tajemniczą postać.
– A ZECHCE MISTRZ POWIEDZIEĆ, KTO W RZECZYWISTOŚCI JEST NA OBRAZIE?
– Młoda dama, córka kupca. Już to mówiłem.
– LEO, MISTRZU, MOŻE JEDNAK NIE BĘDZIE MISTRZ KARMIŁ NASZYCH CZYTELNIKÓW NIEDOPOWIEDZENIAMI.
– Widzę, że ktoś tu jest żądny sławy, czyż nie?
– BARDZIEJ CHODZI MI O RZETELNĄ ROZMOWĘ NA TEMAT MONY LISY.
– Chciałbyś, bym powiedział na głos, że na obrazie czoło, nos i uśmiech nie jest tej młodej damy, tylko tego, kto również pozował do tego portretu, prawda? I znam go bardzo dobrze.
– NIE ZAWSTYDZAJ MNIE, MISTRZU.
– Co więcej, pewnie byś chciał, bym opowiedział o literach „L” i „S” ukrytych w jednej z tęczówek. I o zamaskowanych cyfrach?
Gdzie się podziała MONA LISA
Mistrz Leonardo nie rozstał się z tym obrazem aż do śmierci, czyli do 1519 roku. Dopiero gdy odszedł z tego świata, obraz, zgodnie z testamentem, trafił w ręce Salego. A gdy i on zmarł w 1524 roku, dzieło przechowywały prawdopodobnie jego siostry. Następnie w 1547 roku obraz kupił król Francji, Franciszek I. Ten sam, który zaprosił malarza w swe progi, dzięki czemu ostatnie lata życia Leonardo da Vinci spędził we Francji.
Franciszek I zarządził powieszenie obrazu w łazience. Pięćdziesiąt lat później obraz został poddany renowacji przez pewnego holenderskiego artystę. Niestety, ten zrobił to nieudolnie, zamalowując obraz grubą warstwą lakieru, co sprawiło, że dzieło straciło na intensywności barw.
Ciąg dalszy historii obrazu jest dość mętny. Na kartach historii pojawia się o nim wzmianka w biografii „króla Słońce”, autora znanych słów: „Państwo to ja”, czyli Ludwika XIV. Ten władca postanawia przenieść obraz do Wersalu, do swojej sypialni.
W 1793 roku Luwr staje się muzeum. To właśnie tam chwilę później zostaje przeniesiona _Mona Lisa_. Po kilku latach Napoleon Bonaparte postanawia zawiesić obraz w swojej sypialni. Dopiero w 1815 roku, gdy Bonaparte został zesłany na Wyspę Świętej Heleny, _Mona Lisa_ wraca do Luwru, i znajduje się tam do dzisiaj.
Zwiedzający muzeum Luwru niezmiennie oblegają obraz Leonarda
Co ciekawe, obraz ma w Luwrze własną, klimatyzowaną salę ze stałą temperaturą dwudziestu stopni Celsjusza. Panuje tam specjalny mikroklimat, a obraz chroni kuloodporna szyba. Wszystko to kosztowało podobno około ośmiu milionów dolarów.
Pytanie tylko, jak to możliwe, że dzisiaj obraz znajduje się we francuskim muzeum, a nie w ojczyźnie Leonarda, we Włoszech? Tak naprawdę spór pomiędzy Francuzami i Włochami o _Mon_ę _Lis_ę trwa od dawna. Doszło nawet do tego, że Francuzi nie zgodzili się na wypożyczenie obrazu Florentczykom z okazji setnej rocznicy odnalezienia portretu po kradzieży z Luwru.
– DOBRZE JUŻ, NIE BĘDĘ NACISKAŁ.
– Może też byś chciał, bym odniósł się do plotek, że na obrazie jest obojnak, skoro osobami pozującymi do obrazu byli niewiasta i pewien młodzieniec? (_Leonardo puścił do mnie zalotnie oko_)_._ Muszę dodać jedno: poza tym, o czym już wspomniałem, w obrazie ukryłem kilka znaków. I tylko ci, którzy znają mój kod, będą w stanie je odszyfrować. Ale o tym już nie chcę mówić.
– NIE DZIWIĘ SIĘ. TEŻ BYM WOLAŁ PUBLICZNIE NIE TŁUMACZYĆ, DLACZEGO ZAWSZE MISTRZ MA OBRAZ PRZY SOBIE I JAKI MA TO ZWIĄZEK Z TYM, ŻE ZA HOMOSEKSUALIZM SIĘ SOLIDNIE KARZE.
– Sale, nic już lepiej nie mów.
– TY, MISTRZU, TEŻ.
– Dobrze, wystarczy już tych rozmów na dzisiaj. Chodźmy lepiej na spacer, by rozruszać kości.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki