Spóźniony owoc radiofonizacji - ebook
Spóźniony owoc radiofonizacji - ebook
Precyzja tomu Spóźniony owoc radiofonizacji widoczna jest od pierwszego wiersza, w którym zarysowany zostaje charakter książki oraz relacji z czytelnikiem. Autor zaprasza do swojej poezji jako "widmowego domu", bo choć osadzona jest w rzeczywistości, to jednak przedstawiony w niej konkret istnieje wyłącznie w języku, w wyobraźni. Wiersz, podobnie jak radio, staje się otwarciem na świat i za swój cel obiera ludzkie poznanie. Potwierdzenie tego znajdziemy także w języku tomu – dojrzałym, opartym na pełnej frazie.
Spis treści
Zaproszenie
Spóźniony owoc radiofonizacji
Miasto dla duszyczki
TLK Starosta, odcinek Białystok – Warszawa
Jechać, jechać i jechać
TLK Starosta, odcinek Warszawa – Zielona Góra
Słuchając rozmowy z Andrzejem Wajdą i popatrując na balkon,
który najwyraźniej przypadł do gustu parze gołębi.
Święta rodzina
Rękopis znaleziony w stanie Maryland
Z opowieści naszych ojców: Polak, Rusek czy Niemiec
My z matką
Z opowieści naszych ojców: Do sklepu
Ani złotówki
Czarna Madonna z Centry
W podmiejskim warsztacie
Siła odśrodkowa
Dwa filmy, rok 2012
Trochę z życia, trochę z Iwaszkiewicza
Instrukcje dla Kolonii M.
Chmury, dymy i smogi
O słyszeniu echa
Przyjaźń
Mrówka
Słoń morski, latająca wiewiórka
Mokry Łazarz
Księgi wieczyste
Do Kierownika Działu Technicznego
O chodzeniu
Nowy dzień
Przy wspólnym stole
Podróż edukacyjna
Rialto
Córka karuzelnika
Do domu
Pusta lodówka
Aksamitna kontrrewolucja
Dzień Ziemi
Do Not Cross
Code Blues
Do jutra
O spaniu
Umowa wiązana
Pytanie
Wtedy
Z ostatniej chwili
Nota
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65358-28-8 |
Rozmiar pliku: | 466 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zaproszenie
Spóźniony owoc radiofonizacji
Miasto dla duszyczki
TLK Starosta, odcinek Białystok – Warszawa
Jechać, jechać i jechać
TLK Starosta, odcinek Warszawa – Zielona Góra
Słuchając rozmowy z Andrzejem Wajdą i popatrując na balkon, który najwyraźniej przypadł do gustu parze gołębi
Święta rodzina
Rękopis znaleziony w stanie Maryland
Z opowieści naszych ojców: Polak, Rusek czy Niemiec
My z matką
Z opowieści naszych ojców: Do sklepu
Ani złotówki
Czarna Madonna z Centry
W podmiejskim warsztacie
Siła odśrodkowa
Dwa filmy, rok 2012
Trochę z życia, trochę z Iwaszkiewicza
Instrukcje dla Kolonii M.
Chmury, dymy i smogi
O słyszeniu echa
Przyjaźń
Mrówka
Słoń morski, latająca wiewiórka
Mokry Łazarz
Księgi wieczyste
Do Kierownika Działu Technicznego
O chodzeniu
Nowy dzień
Przy wspólnym stole
Podróż edukacyjna
Rialto
Córka karuzelnika
Do domu
Pusta lodówka
Aksamitna kontrrewolucja
Dzień Ziemi
Do Not Cross
Code Blues
Do jutra
O spaniu
Umowa wiązana
Pytanie
Wtedy
Z ostatniej chwili
NotaZaproszenie
Oto jest moja dziedzina, bracie, przyjacielu,
mój widmowy dom, zapraszam cię do niego
o dowolnej porze. Oto drzwi nie do sforsowania
i okna, przez które dojrzę cię z daleka
i przejrzę, by odnaleźć nieczyste intencje,
źle maskowane atuty. Oto są schody,
może niezbyt kręte, lecz dość, uwierz, żeby cię skołować,
gdy zajdzie taka potrzeba. I wyprowadzić
w puste semantycznie pole, słowa nie znajdziesz,
by się o nie oprzeć i odeprzeć mój atak,
jakże skuteczny, choć konwencjonalny.
Tutaj jest wejście na strych, tam zejście do piwnicy,
gdzie za regałem z wekami są drzwi do kolejnej piwnicy,
tam zniknę, jeśli wykażesz nadzwyczajną chytrość
i determinację wartą jakiejś sprawy.
Nic sobie nie obiecuj. Lecz dobrze mnie zrozum:
zapraszam. Przyjdź z niczym, będę gotowy.
Do niczego nie dojdziesz, nie ze mną, daję słowo,
nic nas nie połączy, na nic nam się nie uda
zwalić za to winy, z niczym cię wypuszczę.
A jeśli to lubisz, odprowadzę na tramwaj
lub nocny autobus, przez dziwnie wezbrane ulice
tego miasta. Nie, ono nie będzie nasze,
zaśpiewaj inną piosenkę słowikowi z bursztynu.
Przez wezbrane powietrze, siostro, przyjaciółko,
przez noc, lecz nie do kresu, nie tam,
gdzie nieskowronek. Przez brak słów i słowa,
tych kilka konwencji, te dziury pomiędzy nimi.
Zapraszam pomiędzy.Spóźniony owoc radiofonizacji
Ani miejski, ani wiejski, wszystkiego po trochu.
Oczy otworzył na przedmieściach
i to jest jedyny krajobraz, który nazwałby swoim.
Ogrody warzywne, sady, szklarnie,
pies na łańcuchu, lecz do centrum kawałek,
może kwadrans autobusem. Miejskim.
Z nieszczęścia do nieszczęścia:
po zmianie krajobrazu na drobnomieszczański
i małomiasteczkowy (to chyba i tak komplementy)
podrósł i trzeba go było wyprawić do szkół.
„Nauka”, odbąknął, gdy matka zapytała
„nauka czy robota”. Więc go wywiozła na wieś (sic!),
miał tam zgłębiać zagadkę korzenia łubinu.
A wtedy – łatwo się domyślić – pierwiastek miejski
poczuł się zagrożony. Tak długo pozostawał
w uśpieniu, może parę pokoleń. Dużo muzyki,
książki i podróże. Studia filozoficzne,
lekarzu, lecz się sam. Uratowało go radio.
Po tylu dekadach on pierwszy w powiecie
zrozumiał, po co je wymyślono. Osrane przez muchy,
grałoby sobie do dzisiaj cicho na parapecie.Miasto dla duszyczki
Musi być duże, tak duże, żeby cię nie było widać,
gdy staniesz z nim do wspólnego zdjęcia.
I musi być nocą, tak jasną, żeby cię tym bardziej nie było widać
w morzu świateł. Kroplo ciemności. Duszyczko.
W małym, w miasteczku, za dnia, wpadasz ciągle
na sąsiadów oraz znajomych. Tutaj wszyscy robią zakupy
w tym samym sklepiku, w tej samej pralni
piorą brudne rzeczy. Tu zgłębiasz swe uwikłanie w obyczaj.
Na wsi, w krytej strzechą chacie albo w dworku
zbudowanym w standardzie pasywnym,
u boku prawdziwego mężczyzny albo prawdziwej kobiety,
widzisz się od stóp do głów, zawsze rozpoznajesz
swój majestatyczny kontur na tle pozbawionym
innych konturów i w pastoralnej ciszy
wydobywasz prawdę ze swych rzekomych głębin
albo klepiesz po pijaku słodkie banały. Na pustyni stajesz się
pustelniczką, tam czyhają na ciebie demony.
A zatem tylko miasto, miasto dla ciebie. Duszyczko.