Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Sprawy rodzinne - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
31 marca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sprawy rodzinne - ebook

,,Dobre myśli, dobre słowa, dobre uczynki” – ta formuła stanowi kwintesencję etyki i religii Parsów, niewielkiej społeczności wyznawców Zaratusztry, mieszkającej w Indiach. Oddają oni cześć ogniowi jako źródłu światła, ciepła i życia. Ogień przenika całe dzieło stworzenia, a jego podstawowymi składnikami są: czerwień, żółć i błękit.

Co wiemy o Parsach? Trzeba przyznać, że prawie nic. Są potomkami starożytnych Persów, zaratusztrianami, a najsłynniejszym Parsem był Freddie Mercury. Tyle – może warto by poznać trochę bliżej również ich codzienność?

Akcja powieści Rohintona Mistry toczy się w społeczności Parsów w Bombaju i opowiada historię pewnej rodziny mieszkającej w tej tętniącej życiem metropolii. To uniwersalna opowieść o miłości, dojrzewaniu, przemijaniu, starości, umieraniu – opowieść o człowieku i o tym, że każda podjęta decyzja na nowo buduje lub rujnuje nasz świat. Mnóstwo tu wątków egzotycznych, wschodnich, a jeszcze więcej – takich, w których każdy człowiek odnajdzie coś z własnych doświadczeń.

W roku 2002 książka otrzymała nagrodę MAN BOOKER PRIZE.

Najbardziej prestiżowa nagroda literacka w Wielkiej Brytanii, przyznawana za najlepszą powieść angielskojęzyczną z ostatniego roku. Do 2013 przyznawana autorom, którzy byli obywatelami Wspólnoty Narodów, Zambii lub Republiki Irlandii. Pierwsza nagroda została przyznana w 1969 roku. Laureat Nagrody Bookera otrzymuje sumę 50 tys. funtów.

 

Kategoria: Opowiadania
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8002-973-6
Rozmiar pliku: 3,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SŁOWO WSTĘPNE

Rohinton Mistry mieszka od 1975 roku w Kanadzie, ale urodził się w roku 1952 w Bombaju, w rodzinie należącej do niewielkiej społeczności tzw. parsów. W tym właśnie środowisku toczy się akcja niniejszej powieści. Obyczaje parsów, ich religia i silne poczucie własnej odrębności i wyjątkowości stanowią tło opisanych zdarzeń. Dla zrozumienia akcji warto pamiętać o paru faktach:

Parsowie to wyznawcy zaratusztrianizmu, którzy przed wiekami (około X stulecia), po najazdach arabskich wyemigrowali z terenów współczesnego Iranu i osiedli na ziemi indyjskiej. W Indiach ich diaspora liczy obecnie około 80 tysięcy osób.

Zaratusztra (gr. Zoroaster, Złote Światło, około VII–VI wieku p.n.e.) to prorok i reformator najstarszej z religii objawionych, zrodzonej na fundamencie wierzeń ludów indoirańskich. Miał on być autorem _Gathów_, pieśni modlitewnych stanowiących najstarsze części Awesty (zbioru tekstów w języku staroperskim, zwanym awestyjskim, pochodzących z około XIV–XII wieku). Awestę opatrzono później komentarzem (_zand_, _zend_) w języku średnioperskim, stąd też często mówi się o _Zendaweście_. Na co dzień dla celów rytualnych wyznawcy posługują się _Chorda Awestą_ (_Khordah Awesta_, czyli mała _Awesta_), to znaczy wyciągiem z podstawowych części Awesty, opracowanym w języku średnioperskim.

Najwyższym bogiem zaratusztrianizmu jest staroirańskie bóstwo Ahura Mazda (Ormuzd). Ten bóg dobra i światła walczy z Arymanem (Angra Mainju), bogiem zła i ciemności, kłamstwa i zniszczenia, który zapoczątkował w świecie tzw. epokę zmieszania, kiedy dochodzi do pomieszania dobra i zła. Człowiek bierze udział w tej walce, swymi dobrymi uczynkami przechylając jej wynik na korzyść Ahura Mazdy, a złymi na korzyść Arymana. Zaratusztrianizm zakłada więc wolną wolę człowieka, który może się świadomie opowiedzieć za dobrem lub złem. Kładzie się w nim nacisk na prawość i prawdomówność, kłamstwo i nieprawość są wszak sprzeczne z dobrem i porządkiem. Stąd też bierze się sedno późniejszej etyki parsyjskiej, wyrażone w formule „dobre myśli, dobre słowa, dobre uczynki”. Towarzyszy jej fatalizm, uzależnienie zdarzeń świata od decyzji najwyższego boga, przy jednoczesnym przejmowaniu na siebie winy za wszelkie złe uczynki, które mogły przyczynić się do spadających na człowieka nieszczęść.

Charakterystyczny dla zaratusztrianizmu jest kult ognia (odziedziczony po najstarszych wierzeniach indoirańskich). Ogień reprezentuje najwyższego boga i z tym kultem wiąże się poszanowanie czystości. Dobre siły istnieją w świecie w świętych siłach natury (ziemi, wodzie, niebie i ogniu), zwierzętach i roślinach; złe – w psującej się i gnijącej materii. Ogniowi oddaje się cześć w specjalnych świątyniach. Z czasem pojawiły się święte ognie różnej rangi, z których najważniejszy jest Atasz Bahram – „ogień zwycięski”. Parsowie zabrali go ze sobą do Indii i strzegą od wieków. Kapłani w świątyniach ognia nazywani są _dasturami_.

Parsowie zachowali monoteistyczny charakter pierwotnego zaratusztrianizmu, wierzą w nieśmiertelność duszy, zmartwychwstanie ciał i sąd ostateczny, kiedy to nastąpi ostateczne zwycięstwo dobra. Oddają cześć aniołom (_fariśta_) i duchom opiekuńczym, czczą ogień, wodę i ziemię. Ciał zmarłych nie grzebie się ani nie pali, ponieważ zwłoki są nieczyste, jako że w momencie śmierci wstępuje w nie zły duch, Angra Mainju. Należy unikać kontaktu ze zwłokami i nie kalać nimi ani ziemi, ani ognia, ani wody. Mimo że dusza ulatuje w momencie śmierci, inne elementy istoty ludzkiej pozostają w ciele. Trzeba umożliwić im rozstanie się z doczesnym bytem. Czwartego dnia po śmierci promienie słońca muszą paść na ciało (rytuał _ćaharom_). Nagie zwłoki, przywiązane za nogi i ręce, wystawia się na działanie żywiołów oraz na pastwę zwierząt i ptaków w tzw. wieżach milczenia.

Symbolem tożsamości parsyjskiej jest sznur _kośti_, który wiążą sobie wokół bioder zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Podczas modlitwy rozwiązują go, a potem zawiązują ponownie. Trzy węzły symbolizują myśl, mowę i uczynek. Każdy wyznawca ma też białą muślinową koszulę (_sudra_), która stanowi symbol czystości, z naszytą na piersi kieszenią, przypominającą o konieczności realizowania dobrych uczynków. Obrzęd inicjacji parsyjskiej (_nawdźote_, _navzote_), czyli przyjęcia dziecka do społeczności wiernych, polega na nałożeniu po raz pierwszy świętego sznura i koszuli, po uprzednim wykazaniu się znajomością stosownych modlitw.

Parsowie kładą nacisk nie tylko na czystość rytualną (specjalne ablucje przed przystąpieniem do modlitwy), lecz także na czystość fizyczną przez cały dzień. Należy modlić się pięć razy dziennie, odpowiednio w każdej z pięciu wart (_geh_), czyli pór dnia. Odpowiada temu pięciokrotne dokładanie do ognia, a dochowuje się przy tym obrzędzie najwyższej staranności, by nie dopuścić do skalania świętych płomieni. Modlitwie domowej towarzyszy rytuał oczyszczenia domu wonnym dymem żywicznym (_loban_) ze świętego ognia.

Nawrodź – parsyjski Nowy Rok – obchodzony jest również przez nieparsów, ponieważ parsowie są lubianymi i hojnymi gospodarzami, podchodzącymi do jedzenia z pasją. Kuchnia parsyjska pozwala spożywać niemal wszystko, choć przez szacunek dla hindusów parsowie unikają wołowiny. Nie ceni się celibatu ani ascezy. Obowiązkiem religijnym jest zawarcie małżeństwa, ponieważ człowiek pozostający w związku małżeńskim lepiej sobie radzi, by godnie i uczciwie przejść przez życie. Za dobry uczynek uważa się zeswatanie parsyjskiego małżeństwa. Małżeństwa często są aranżowane, ale za zgodą przyszłych nowożeńców.

Parsowie to społeczność zamknięta, endogamiczna, szczycąca się swoją wyjątkowością, której bardzo ważnym rysem jest uczciwość. Cieszą się oni dość wysoką pozycją społeczną, zajmując się głównie handlem i rzemiosłem. Ponieważ skupiska parsyjskie w Indiach występują zwłaszcza w stanach Gudźarat i Maharasztra, językiem społeczności jest obecnie przede wszystkim gudźarati i marathi. Parsowie posługują się jednak również powszechnie znanym w północnych Indiach językiem hindi. Jak i inni Indusi, nie unikają angielszczyzny, która pojawia się często w języku potocznym nie tylko pod postacią pojedynczych wyrazów, ale całych zdań i fraz.

Wyróżnikiem przynależności parsyjskiej bywa nazwisko. Niektórzy parsowie przyjęli gudźarackie nazwiska hinduskie, inni za nazwiska wzięli przydomki związane z wykonywanym przez nich zawodem (jak np. Contractor, Masalawala – czyli sprzedawca przypraw, Engineer itd.). Wiele współczesnych parsyjskich nazwisk mężczyzn kończy się dodanym na stałe elementem szacunkowym _-ji_ , a kobiecych _-bai_ .

Akcja książki rozgrywa się w latach dziewięćdziesiątych w Bombaju (od 1995 roku zwanego Mumbajem), w cieniu nasilającego się wówczas komunalistycznego ruchu hinduskiego. Szczególnie silnie odzywa się hinduski szowinizm w stanie Maharasztra (którego stolicą jest Mumbaj), gdzie działa Śiwsena, tzw. armia Śiwy (ang. Shiv Sena) – hinduska zbrojna organizacja społeczno-nacjonalistyczna, założona przez Balasaheba Thackeraya. Ogólnoindyjski konflikt między muzułmanami a hindusami wiąże się z rodzącą się świadomością hinduskości, czyli hindutwy. Najczęściej bowiem podstawowym kryterium bycia hindusem jest fakt, że nie jest się muzułmaninem. Symbolem tego konfliktu stał się spór o świątynię Ramdźanabhumi i meczet Babara (Babri Masjid ) w Ajodhji (w stanie Uttar Pradeś). W XVI wieku za panowania pierwszego mogolskiego cesarza Indii (Babara) wzniesiono w Ajodhji meczet w miejscu, gdzie miała się wcześniej znajdować świątynia boga Ramy (wcielenie boga Wisznu). W XIX wieku wokół meczetu doszło do pierwszych walk hindusko-muzułmańskich, w wyniku czego ówczesne władze brytyjskie podzieliły sporny teren między oba wyznania. Nie zahamowało to jednak dalszych prób „odzyskania” całego tego obszaru ze strony grup hinduskich. Sytuacja uległa radykalnej zmianie w latach osiemdziesiątych, kiedy Wiśwa Hindu Pariszad (Vishva Hindu Parishad, czyli Światowa Organizacja Hindusów), wszczęła akcję na rzecz oddania świątyni hindusom. Spotkało się to z gwałtowną reakcją muzułmanów i doprowadziło do licznych krwawych starć komunalnych. 6 grudnia 1992 roku tłum hindusów, zmobilizowany przez Indyjską Partię Ludową – Bharatija Dźanata Parti (BJP, Bharatiya Janata Party), zrównał meczet z ziemią. Wywołało to krwawe rozruchy na terenie całych Indii, w samym Bombaju zginęło około 600 osób¹. O wydarzeniach tych wielokrotnie wspomina się w naszej powieści.

W przekładzie przyjęto spolszczoną pisownię terminów indyjskich oraz imion i nazwisk wywiedzionych z rodzimych języków Indii. Imiona i nazwiska oraz nazwy w językach europejskich pozostawiono w wersji oryginalnej. Zawarte w tekście wypowiedzi w językach indyjskich, zapisane przez autora po angielsku w formie ukazującej ich wymowę, w tłumaczeniu oddano w miarę możliwości również jak najbliżej wymowy, z pewnymi korektami uwzględniającymi zasady pisowni tychże języków indyjskich oraz polszczyzny.

Na koniec warto może przypomnieć, że oryginalny tytuł książki, _Family Matters_, ma dwa znaczenia: z jednej strony to wyrażenie oznaczające „sprawy rodzinne”, z drugiej jest to zdanie pojedyncze: „rodzina się liczy”, „rodzina jest ważna”. W obu sensach tytuł powraca w powieści.

Monika Nowakowska

------------------------------------------------------------------------

PRZYPISY:

¹ Zob. Krzysztof Dębnicki, _Konflikt i przemoc w systemie politycznym niepodległych Indii_, Wydawnictwo Akademickie „Dialog”, Warszawa 2000, s. 168–185.1

Plama późnopopołudniowego słońca zalegała w nogach łóżka, kiedy Nariman zakończył drzemkę i spojrzał w kierunku zegara. Dochodziła szósta. Nariman zerknął w dół, gdzie łata ciepła pieściła mu stopy. Zgrubiałe i powykręcane palce, przypominające wskutek upływu czasu ptasie szpony, rozkoszowały się pieszczotą słońca. Pozwolił powiekom ponownie opaść.

Niebawem resztka słonecznego światła odpłynęła ze stóp i Nariman poczuł nieokreślony ból porzucenia. Znowu popatrzył na zegar: minęła już szósta. Z niejaką trudnością wstał, żeby przygotować się do wieczornego spaceru. Gdy w łazience spryskiwał twarz zimną wodą i płukał gardło, przez szum wody z kranu usłyszał pasierba i pasierbicę.

– Proszę, nie idź, papo, zaklinamy cię – zawołał Dźal przez drzwi. Po czym skrzywił się i wyregulował aparat słuchowy, ponieważ słowa rozbrzmiały w jego własnym uchu ogłuszającym echem. Był to wczesny model urządzenia: metalowy klocek wielkości pudełka z zapałkami, wpięty w kieszeń koszuli i połączony kabelkiem ze słuchawką w uchu. Dźal zakupił je niechętnie cztery lata temu, kiedy skończył czterdzieści pięć lat, ale ciągle jeszcze nie przyzwyczaił się do jego kaprysów.

– O, teraz lepiej – powiedział Dźal do siebie, zanim ponownie odezwał się na głos: – No, papo, czy prosimy o tak wiele? Proszę, zostań w domu, dla własnego dobra.

– Czy te drzwi muszą być zamknięte, że trzeba aż krzyczeć? – zapytała Kumi. – Otwórz je, Dźal.

Kumi była dwa lata młodsza od brata, jej głos brzmiał ostrzej, przynosząc besztanie w przeciwieństwie do rozjemczych tonów głosu Dźala. Chuda jak brat, ale bardziej krzepka, Kumi wrodziła się w matkę – proste linie i kąty jej sylwetki łagodzone były nielicznymi zaokrągleniami. Kiedy była dziewczynką, krewni, przyglądając się jej krytycznie, stwierdzali ze smutkiem, że miłość ojcowska jest jak światło słoneczne i świeża woda, bez których córki nie są w stanie rozkwitnąć; ojczym – mawiali – jest pod tym względem zupełnie nieużyteczny. Raz jeden nieostrożnie wyrazili tę opinię w obecności dziewczyny. Ich słowa odcisnęły się boleśnie w jej pamięci, a Kumi uciekła do swojego pokoju, żeby tam szlochać za zmarłym ojcem.

Dźal spróbował otworzyć drzwi do łazienki; były zamknięte na klucz. Podrapał się po gęstej kręconej czuprynie, po czym delikatnie zapukał. Próba nie powiodła się – żadnej reakcji.

Inicjatywę przejęła Kumi.

– Ile razy już ci mówiłam, papo? Nie zamykaj drzwi! Jeśli się przewrócisz albo zasłabniesz w środku, to jak cię stamtąd wydostaniemy? Przestrzegaj reguł!

Nariman spłukał mydliny z dłoni i sięgnął po ręcznik. Kumi minęła się z powołaniem, pomyślał. Powinna zostać dyrektorką szkoły i ustanawiać regulaminy dla nieszczęsnych uczennic, co doprowadzałoby je do rozpaczy. Zamiast tego, proszę, oto jego zadręcza przepisami, które rządzą wszelkimi aspektami jego kurczącego się życia. Nie dość, że zakazała mu zamykania drzwi, to domaga się jeszcze, by wszem i wobec obwieszczał zamiar skorzystania z toalety. Rano ma nie wychodzić z łóżka, póki ona nie przyjdzie, by mu pomóc. Kąpiel jest możliwa tylko dwa razy w tygodniu, kiedy Kumi podejmuje się dyrygowania całym zabiegiem, a Dźala zatrudnia jako sanitariusza do asystowania i czuwania nad Narimanowym bezpieczeństwem. Są i kolejne zasady, dotyczące jego posiłków, odzieży, obsługi protezy dentystycznej, używania przez niego adaptera i radia, i w chwilach łaskawości Nariman przyjmował do wiadomości to, czego powtarzać Dźal i Kumi nigdy nie omieszkali: że to wszystko jest jedynie dla jego dobra.

Wytarł twarz, podczas gdy Kumi dalej szarpała za klamkę.

– Papo! Czy dobrze się czujesz? Zadzwonię po ślusarza i poproszę o wyjęcie wszystkich zamków, ostrzegam cię!

Kilka chwil zabrało drżącym dłoniom Narimana zawieszenie ręcznika z powrotem na drążku. Otworzył drzwi.

– O, halo, czekacie na mnie?

– Oszaleję przez ciebie – oświadczyła Kumi. – Serce mi wali jak młot z niepewności, może zasłabłeś albo co.

– Na szczęście papie nic się nie stało – powiedział Dźal pojednawczo. – I to jest najważniejsze.

Uśmiechając się, Nariman wyszedł z łazienki i zapiął spodnie. Pasek zabrał mu więcej czasu; trzęsące się palce ciągle nie trafiały na bolec sprzączki. Nariman przeszedł śladem delikatnego promienia słońca, padającego ukośnie od okna do łóżka, zachwycając się gwiazdozbiorami kurzu, roztańczonymi pyłkami uwięzionymi w niezbadanych orbitach. Hałas ruchu ulicznego rozpoczął wieczorny atak na osiedle. Nariman zastanowił się, dlaczego już go to nie razi.

– Wracaj na ziemię, papo – powiedziała Kumi. – Proszę, zwróć uwagę na to, co mówimy.

Nariman pomyślał, że czuje zbawienny zapach ziemi po deszczu; niemal czuł jej smak na języku. Wyjrzał na zewnątrz. Tak, woda ściekała na chodnik. Jednym ciągłym strumieniem. Zatem to nie chmury deszczowe, ale doniczki w oknie sąsiada.

– Spacerowanie to ryzyko, papo, nawet z moimi zdrowymi nogami – Dźal kontynuował codzienną awanturę o wyjścia ojczyma. – A jedyne, co z całą pewnością można powiedzieć o ulicach Bombaju, to to, że panuje na nich bezprawie. Łatwiej znaleźć bryłę złota na drodze, niż napotkać ślad kurtuazji. Jak możesz czerpać jakąkolwiek przyjemność ze spaceru?

Skarpetki. Nariman stwierdził, że potrzebuje skarpetek, i podszedł do komody. Szukając jakiejś pary w płytkiej szufladzie, odezwał się do jej wnętrza:

– To prawda, co mówisz, Dźal. Ale źródeł przyjemności jest wiele. Rowy, wyboje, ruch uliczny nie są w stanie stłumić radości życia – drżąca niczym trzepoczący ptak dłoń kontynuowała poszukiwania. W końcu Nariman poddał się i założył buty na bose stopy.

– Buty bez skarpetek? Jak Patan¹? – powiedziała Kumi. – I widzisz, jak ci się trzęsą ręce? Nie możesz nawet zawiązać sznurówek.

– To prawda, moglibyście mi pomóc.

– Z radością – gdybyś szedł gdzieś w ważnej sprawie, na przykład do lekarza czy do świątyni ognia zmówić modlitwy za mamę. Ale nie będę popierać głupich pomysłów. Ile osób z Parkinsonem wyczynia to, co ty?

– Nie wybieram się na wspinaczkę do Nepalu. Krótka przechadzka w dół ulicy, to wszystko.

Poddając się, Kumi uklękła u stóp ojczyma i jak co wieczór zawiązała mu sznurowadła.

– Pierwszy tydzień sierpnia, monsun szaleje, a ty chcesz przechadzki.

Nariman podszedł do okna i wskazał na niebo.

– Zobacz, przestało padać.

– Uparty jak dziecko – pożaliła się Kumi. – Powinieneś dostawać kary. Za nieposłuszeństwo nie będzie obiadu, tak?

Jeśli wziąć pod uwagę to, jak gotujesz, byłaby to raczej nagroda, nie kara, pomyślał.

– Słyszałeś go, Dźal? Im starszy, tym bardziej opryskliwy!

Nariman uświadomił sobie, że mówił na głos.

– Muszę wyznać, Dźal, że twoja siostra mnie przeraża. Potrafi już nawet słyszeć moje myśli.

Dźal był w stanie dosłyszeć jedynie niewyraźne mamrotanie, zniekształcone dodatkowo przez słuchawkę, która wzmacniała silny głos Kumi, a pomijała mruknięcia ojczyma. Wyregulował głośność pokrętłem, uniósł wskazujący palec prawej ręki jak sędzia w krykiecie wykluczający batsmana i powrócił do ostatniej kwestii, jaką zarejestrowały jego uszy:

– Zgadzam się z tobą, papo, źródeł przyjemności jest wiele. W naszych głowach mieści się wystarczająco dużo światów, i one mogą bawić nas w nieskończoność. Ponadto masz swoje książki i adapter, i radio. Po co w ogóle wychodzić z domu? Tutaj jest jak w niebie. Ten budynek nie bez przyczyny nazywa się Chateau Felicity – Zamek Szczęśliwości. Ja bym zatrzasnął piekło zewnętrznego świata na zawsze i spędził resztę moich dni w czterech ścianach.

– Nie udałoby ci się – powiedział Nariman. – Piekło potrafi przeniknąć przez niebiańską membranę – po czym cicho zanucił _Heaven, I’m in heaven_, co zirytowało Kumi jeszcze bardziej, więc przerwał. – Przypomnijcie sobie choćby rozruchy o meczet Babri².

– Masz rację – przyznał Dźal. – Czasami piekło rzeczywiście do nas przenika.

– Zgadzasz się na ten głupi przykład? – zapytała z oburzeniem Kumi. – Rozruchy miały miejsce na ulicach, nie w domach.

– Myślę, że papie chodziło o to starsze parsyjskie małżeństwo, które zginęło we własnej sypialni – powiedział Dźal.

– Pamiętasz to, prawda, Kumi? – spytał Nariman. – Pamiętasz gundów³, którzy myśleli, że muzułmanie chowają się w budynku Dalal Estate, i podłożyli pod niego ogień?

– Tak, tak, mam lepszą pamięć od ciebie. I to był zbieg okoliczności – czysty pech. Jak często zdarza się, że ludzie na ulicach Bombaju przemieniają się w dzicz z powodu meczetu w Ajodhji? Niewiele częściej niż wizyty człowieka na księżycu.

– To prawda – powiedział Nariman. – Statystyka jest po twojej stronie – powstrzymał się od zanucenia _Blue Moon_.

– Nie dalej jak w zeszłym tygodniu na osiedlu Firozsza Bag pobito i ograbiono jakąś starszą kobietę – odezwał się Dźal. – W jej własnym mieszkaniu. Biedactwo leży w szpitalu Parsi General i resztkami sił trzyma się przy życiu.

– Po czyjej jesteś stronie? – zapytała rozgoryczona Kumi. – Próbujesz dowieść, że papa powinien iść na spacer? Chcesz powiedzieć, że świat nie stał się niebezpieczny?

– Ależ stał się – odpowiedział Nariman za Dźala. – Szczególnie domy.

Kumi zacisnęła pięści i wypadła z pokoju. Nariman chuchnął na szkła okularów i przetarł je wolno chusteczką. Ze swoim słabnącym wzrokiem, uciążliwą protezą dentystyczną, drżącymi kończynami, zgarbioną sylwetką i powłóczącym krokiem był prawie gotowy do rutynowego przedwieczornego wyjścia.

*

Trzymając parasol, którego używał jako spacerowej laski, Nariman Wakil wyłonił się z Chateau Felicity. Po zatęchłej pustce mieszkania tętniące życie miasta było niczym haust powietrza dla spragnionych płuc.

Posze dł uliczką, w której zwykli gromadzić się sprzedawcy warzyw. Ich kosze i skrzynki, przepełnione zielonymi liśćmi i strączkami, owocami i bulwami, zamieniały narożnik ulicy w ogród. Fasola szparagowa, bataty, kolendra, zielone papryczki, kapusta i kalafiory rozkwitały w świetle lamp ulicznych, święcąc zmierzch swoim kolorem i aromatem. Od czasu do czasu Nariman pochylał się, by czegoś dotknąć. Zmysłowo krągłe cebule i lśniące pomidory nęciły jego palce; nieodparcie kusiły też purpurowe bakłażany i oblepione ziemią marchwie. Sprzedawcy wiedzieli, że Nariman niczego nie kupi, ale nie mieli nic przeciwko jego zachowaniu, a on chciał wierzyć, że rozumieją, dlaczego tu przychodzi.

Na stoisku z kwiatami dwóch mężczyzn siedziało po turecku jak muzycy, splatając warkocze nagietków, girlandy kwiatów jaśminu, lilii i róż; ich palce chwytały, szarpały, zaplatały, wygrywając kwietną melodię. Nariman wyobrażał sobie dalsze losy wytworów tej pracy: jak służą do przebłagiwania bóstw w świątyniach, jak zaszczycają ramki fotografii czyichś przodków, jak zdobią włosy żon, matek i córek.

Stoisko z _bhel-puri_⁴ tworzyło wypiętrzony krajobraz: złote piramidy _sew_⁵, małe śnieżne pagórki dmuchanego ryżu, wzgórza _puri_, a w dolinach pomiędzy nimi, w aluminiowych pojemnikach, jeziorka zielonych, brązowych i czerwonych sosów.

Sprzedawca bananów spacerował w górę i w dół ulicy. Kiście upakowane były wysoko i gęsto na jego wyciągniętym ramieniu: równoczesny pokaz żonglera i siłacza.

To wszystko jest pełne magii jak występ cyrkowy, pomyślał Nariman, i tak samo przynosi otuchę.

W wigilię swoich siedemdziesiątych dziewiątych urodzin Nariman wrócił do domu, kulejąc, z obtartym łokciem i przedramieniem. Przewrócił się, przechodząc przez uliczkę przed Chateau Felicity.

Kumi otworzyła drzwi i krzyknęła:

– Mój Boże! Chodź tu szybko, Dźal! Papa krwawi! – Gdzie? – zapytał zaskoczony Nariman. Od otarcia na łokciu powstała niewielka plama na koszuli. – To? To nazywasz krwawieniem? – zaśmiał się lekko, potrząsając głową.

– Jak papa może się śmiać? – powiedział Dźal, pełen potępienia. – My tu umieramy z niepokoju o papy obrażenia.

– Nie przesadzajcie. Potknąłem się i trochę skręciłem nogę w kostce, to wszystko.

Kumi zmoczyła bawełniany wacik w środku odkażającym, żeby oczyścić zadrapania. Nariman odruchowo odsunął ramię, kiedy go zapiekło. Kumi odstąpiła ze współczuciem, dmuchając na obtarcie.

– Przepraszam, papo. Teraz lepiej?

Kiwnął głową, a wtedy jej delikatne palce musnęły uspokajająco otarte miejsca, po czym osłoniły je plastrem.

– Teraz powinniśmy podziękować Bogu – powiedziała, odkładając na miejsce zestaw pierwszej pomocy. – Czy papa wie, jak poważne mogłoby to mieć skutki? Niech papa sobie wyobrazi, co by było, gdyby papa upadł na środku głównej drogi, wprost pod pędzące samochody.

– Och! – Dźal zasłonił twarz rękoma. – Nawet nie chcę o tym myśleć.

– Jedno jest pewne – powiedziała Kumi. – Od teraz nie będzie papa wychodził na dwór.

– Tak jest – potwierdził Dźal.

– Przestańcie się oboje wygłupiać.

– A papa? – odparła Kumi. – Jutro skończy papa siedemdziesiąt dziewięć lat, a ciągle nie zachowuje się papa odpowiedzialnie. Żadnego poszanowania dla Dźala i dla mnie, ani dla tego wszystkiego, co dla papy robimy.

Nariman usiadł, próbując zachować godne milczenie. Ręce trzęsły mu się żałośnie, opierając się wszelkim wysiłkom jego woli, chociaż próbował utrzymać je w bezruchu na kolanach. Drżenie w nogach również narastało, kolana podskakiwały, jakby jakiś szaleniec potrząsał jego udami. Nariman próbował sobie przypomnieć: czy po lunchu wziął lekarstwo?

– Posłuchajcie – powiedział, znużony czekaniem, aż spokój powróci do jego kończyn. – W młodości kontrolowali mnie rodzice i zrujnowali mi te lata. Przez nich poślubiłem waszą matkę i zmarnowałem lata średnie. Teraz wy chcecie mnie dręczyć na starość. Nie pozwolę na to.

– Co za kłamstwa! – rozjątrzyła się Kumi. – To papa zrujnował życie mamy i moje, i Dźala. Nie zniosę nawet jednego słowa na nią.

– Proszę, nie denerwuj się – Dźal próbował uspokoić siostrę, która z furią pocierała ręką oparcie krzesła. – Jestem przekonany, że to, co się dzisiaj wydarzyło, będzie dla papy ostrzeżeniem.

– Ale czy to go czegoś nauczy? – Kumi spojrzała nieufnie na ojczyma. – Czy raczej wyjdzie i połamie sobie kości, i wszystko to znowu spadnie na moją głowę?

– Nie, nie, będzie grzeczny. Zostanie w domu, poczyta sobie i zrelaksuje się, i posłucha muzyki, i...

– Chcę to usłyszeć od niego.

Nariman zachowywał spokój, spędzając cały ten czas pożytecznie na rozpinaniu paska. Po czym wziął się za rozwiązywanie sznurowadeł.

– Jeśli papie nie podoba się to, co mówimy, niech papa zasięgnie opinii własnej córki, kiedy przyjdzie tu jutro – powiedziała Kumi. – Krew z krwi i kość z kości, nie tak jak Dźal i ja, dzieci drugiej kategorii.

– To było niepotrzebne – stwierdził Nariman.

– Słuchajcie – wtrącił się Dźal. – Roksana przychodzi ze swoją rodziną na przyjęcie urodzinowe papy. Lepiej, żebyśmy jutro nie wdawali się w żadne kłótnie.

– Jakie kłótnie? – powiedziała Kumi. – Po prostu rozsądnie sobie podyskutujemy, jak dorośli ludzie.

Chociaż Roksana była ich przyrodnią siostrą, Dźal i Kumi darzyli ją miłością pełną i bezwarunkową od momentu jej narodzin. Mieli wtedy on lat czternaście, a ona dwanaście, więc ani jedno, ani drugie nie padło ofiarą mieszaniny uczuć zazdrości, zaniedbania, rywalizacji czy nawet nienawiści, które noworodki zwykle wywołują u rodzeństwa w bardziej zbliżonym do nich wieku.

Może Dźal i Kumi byli też wdzięczni Roksanie, że wypełniła pustkę po śmierci ich ojca, zmarłego cztery lata wcześniej. Ojciec był chory przez większość ich dzieciństwa. A podczas tych krótkich okresów, kiedy płuca nie skazywały go na leżenie w łóżku, nadal słabowity, rzadko kiedy był w stanie przebyć dzień samodzielnie. Chroniczne zapalenie opłucnej stanowiło objaw dużo poważniejszej choroby płuc, której przerażającej nazwy nigdy w gronie krewnych i przyjaciół się nie wymieniało. Po prostu odrobina wody w płucach, tak opisywano chorobę Palondźiego.

Natomiast sam Palondźi, żeby załagodzić niepokój rodziny, uczynił z tego zakodowanego opisu stały przedmiot żartów. Jeśli Dźal, jako dziecko zawsze skory do psot, zrobił coś głupiego, odpowiedzialność spadała na odrobinę wody w jego głowie.

– Musisz zatykać uszy, kiedy myjesz włosy – dokuczał mu ojciec. Dwie lewe ręce oznaczały, że tak naprawdę człowiekowi wszystko się przez nie przelewa. A kiedy mała Kumi płakała, ojciec mówił jej: – Moja kochana córeczka nie płacze, to po prostu odrobina wody w jej oczach – co natychmiast wywoływało uśmiech na buzi dziewczynki.

Odwaga Palondźiego Contractora i jego determinacja, by podtrzymywać rodzinę na duchu, zakrawały na heroizm, ale kiedy nadszedł koniec, dla Dźala i Kumi okazały się destrukcyjne. I gdy trzy lata po jego śmierci matka ponownie wyszła za mąż, odnosili się do ojczyma sztywno, nieporadnie. Uparli się, by Narimana Wakila nazywać „nowym papą”.

Słowa te uderzały jak kamień za każdym razem, gdy ciskano je Narimanowi w twarz. Na początku je bagatelizował, obracając wszystko w żart:

– Tylko tyle – po prostu „nowy papa”? Dlaczego tak krótko? A co powiecie na „teraz nowy udoskonalony papa”?

Ale ten wybór epitetów był nietrafny; Dźal oznajmił chłodno, że nikt nie może być doskonalszy od ich prawdziwego ojca. Kilka tygodni zajęło matce przekonanie dzieci, że zrobiłyby jej wielką przyjemność, gdyby opuściły przymiotnik „nowy”. Dźal i Kumi zgodzili się; oboje dojrzewali błyskawicznie, daleko za szybko. Powiedzieli matce, że mogą używać każdego słowa, jakiego sobie zażyczy. Samo nazywanie go papą – oznajmili – papą go nie uczyni.

Nariman zastanawiał się, w co się wdał, poślubiając Jasmin Contractor. Dla żadnego z nich nie był to związek z miłości – lecz małżeństwo aranżowane. Jasmin uczyniła ten krok, by zapewnić bezpieczeństwo swoim dzieciom: synowi i córce.

A Nariman, kiedy teraz spoglądał wstecz na to wszystko, na ziemię jałową ich egzystencji, mógł tylko rozpaczać, że miał tak słabą wolę, że tak bardzo był pozbawiony kośćca, że pozwolił, aby do tego doszło.

Jednak w rok po ślubie w ich życiu pojawił się maleńki cud. Urodziła się Roksana, a wraz z ogromem nieszczędzonej niemowlęciu czułości, ciepło nieuchronnie musiało ogarnąć ich wszystkich. Miłość do kochanej małej Roksany wydobyła ich z grzęzawiska uraz; nieszczęściu pokrzyżowano na razie szyki.

*

Zbliżała się szósta i Nariman zaczął się przygotowywać do urodzinowego obiadu. Niecierpliwie wyglądał wieczoru, żeby wreszcie zobaczyć Roksanę i jej rodzinę. Kiedy się ubierał, jego myśli wypełniało wspomnienie owego zachwycającego momentu narodzin córki. Deszcz, który dał sobie spokój przez większość dnia, zaczął znowu padać. Nowa koszula, prezent od Dźala i Kumi, czekała na komodzie. Nariman wyjął ją z celofanowego opakowania i skrzywił się, dotykając wykrochmalonego materiału. Nie ma wątpliwości, będzie go gryzła przez cały wieczór. Czego to człowiek nie musi znosić we własne urodziny... Komoda była pełna zupełnie dobrych koszul, miękkich i wygodnych, które przetrwają dłużej niż on.

Przez bębniący deszcz słychać było, jak jakiś młot zaczął hałasować gdzieś w budynku, kiedy Nariman męczył się z ciasnymi, nowymi dziurkami od guzików. Nikt nie bierze pod uwagę problemów, jakie może sprawiać ludziom starym i wątłym sposób pakowania koszul w niezniszczalne plastikowe opakowania: te szpilki skryte we wszelkich najbardziej podstępnych miejscach, te tekturowe usztywnienia wciśnięte mocno pod kołnierzyk...

Uśmiechnął się, kiedy pomyślał o Roksanie, jej mężu i dwóch synach. Kiedy zachwycał się nią jako maleńkim dzieckiem, nigdy nie wyobrażał sobie, że pewnego dnia będzie dorosła i będzie miała własne dzieci. Zastanawiał się teraz, czy wszystkich ojców zawsze to tak samo zdumiewa.

I gdyby mogła pozostać tym małym dzieckiem trochę dłużej... Być może ten jeden, jedyny okres małżeńskiego życia, kiedy był naprawdę szczęśliwy, również potrwałby dłużej. Gdyby tylko mogło wydarzyć się niemożliwe, pomyślał, bylibyśmy w stanie pokonać nieszczęście. Ale nie w taki sposób toczą się na tym świecie rzeczy. Radosny rodzinny czas był krótki. O wiele za krótki.

Nariman przypomniał sobie moment, kiedy Dźal wziął niemowlę w ramiona. Jakże był przejęty, kiedy Roksana chwyciła go za palec.

– Ale ma uścisk, papo! – po czym Kumi krzykiem wymusiła prawo do potrzymania siostry. – Zobaczcie, puszcza bańki, zupełnie jak moje kółko! – zawołała z zachwytem, mówiąc o zestawie do puszczania baniek mydlanych, który kazała sobie kupić na targowisku.

Ale oddanie, jakie Dźal i Kumi żywili dla Roksany, nawet ono się skończyło – rozpamiętywał Nariman. – Roksana wyszła za mąż i wyprowadziła się do mieszkania, które Nariman załatwił za olbrzymią łapówkę. To wtedy po raz pierwszy Dźal i Kumi zaczęli rzucać mu w twarz słowa o „krwi i kości”, oskarżając o stronniczość. Gdyby przetrwały przynajmniej więzy z dzieciństwa, kiedy pokrewieństwo nie jest skażone żadnymi określeniami w rodzaju „przyrodni, przyrodnia”, ponieważ epitety nie mają wówczas żadnego znaczenia – gdyby one przynajmniej przetrwały... dawałoby to jakieś pocieszenie, coś dobrego ocalałoby z tych nieszczęsnych lat. Ale tego również mu odmówiono. Oczywiście. Z tak beznadziejnego początku mógł wyniknąć tylko beznadziejny koniec.

A cobyło początkiem? – zastanowił się. Dzień, w którym spotkał swoją ukochaną Lucy, kobietę, którą powinien był poślubić? Ale to nie był beznadziejny dzień, to był najpiękniejszy z poranków. Czy może później, kiedy wyrzekł się Lucy? Czy może kiedy zgodził się poślubić Jasmin Contractor? Czy może ów niedzielny wieczór, kiedy jego rodzice i ich przyjaciele po raz pierwszy wyjawili swój pomysł – kiedy powinien był wściec się i wybuchnąć, unicestwić całą ideę, powiedzieć im, żeby zajmowali się swoimi pieprzonymi sprawami, żeby poszli, cholera, do diabła?

Trzydzieści sześć lat minęło od tego czasu. A nadal pamiętał niedzielny wieczór, cotygodniowe spotkanie kręgu przyjaciół jego rodziców. W bawialni, gdzie ciągle stały te same meble, ściany pokrywała ta sama farba, a głosy ich wszystkich nadal rozbrzmiewały echem owego niedzielnego wieczoru.

*

_Wielka radość wybuchła, kiedy rodzice ogłosili, że ich jedyny syn, który przez wiele lat odmawiał zakończenia swojego źle widzianego romansu z tą Goanką, odmawiał spotykania się z przyzwoitymi parsyjskimi dziewczętami, odmawiał poślubienia kogoś na poziomie – że ich umiłowany Nari w końcu posłuchał głosu rozsądku i zgodził się ustatkować._

_Nariman samotnie siedział na balkonie i słyszał każde słowo. Soli Bamboat, najstarszy przyjaciel rodziców, częściowo emerytowany, ale wciąż bardzo wpływowy prawnik, jak zwykle zareagował pierwszy._

– _Trzekrotne hyp hyp hura dla Nariego_ – _wykrzyknął Soli._ – _Hyp hyp!_ – _A reszta odpowiedziała:_ – _Huraaaa!_

_Aparat głosowy Soliego Bamboata, prowadzący odwieczną walkę ze zdradzieckimi angielskimi samogłoskami, częstokroć z nimi przegrywał. Angielska wymowa Soliego była dla Narimana źródłem wielkiego zadziwienia i rozrywki w dzieciństwie._

_Wliczając jego rodziców, regularnych uczestników niedzielnych wieczornych spotkań było wówczas dziesięcioro. Nie, dziewięcioro, poprawił sam siebie, ponieważ żona pana Burdy‘ego, Śirin, zmarła rok wcześniej z powodu nagłej choroby. Po okresie żałoby pan Burdy pojawił się ponownie na niedzielnych zgromadzeniach i, zdaniem Narimana, zabrał się do odgrywania roli wdowca z godną podziwu pilnością. Smaczna pakora lub specjalnie przyrządzony przez kogoś domowy sos wywoływały w panu Burdym obowiązkowe westchnienie: „Och, jakżeż mojej Śirin by to smakowało”. Zaśmiawszy się z jakiejś zabawnej anegdoty, natychmiast musiał dopowiedzieć: „Jeśli chodzi o poczucie humoru, moja Śirin była najlepsza – zawsze pierwsza doceniała żart”. Ale pan Burdy nigdy nie sprawiał wrażenia, żeby się w tej roli dobrze czuł. W kilka miesięcy później zdecydował się wypróbować rolę jowialnego, odrodzonego kawalera „z odzysku”. Grupa zaakceptowała zmianę, dając jej swoją milczącą aprobatę; Śirin nie wspominano już więcej w niedzielne wieczory._

_To tyle, jeśli chodzi o miłość, lojalność i pamięć, pomyślał Nariman. Tymczasem grupa trzykrotnie odpowiedziała na „hyp hyp” Soliego, po czym wystąpiła z zestawem indywidualnych gratulacji i życzeń wszystkiego najlepszego dla rodziców Narimana._

_– Gratulacje, Marzi! – rzekł do ojca pan Kotwal. – Po jedenastu latach zmagań to ty wygrałeś!_

_– Lepiej późno niż wcale – powiedział pan Burdy. – Ale los zawsze sprzyja odważnym. Pamiętajcie, owoce cierpliwości są słodkie, a wszystko dobre, co się dobrze kończy._

_– Przystań, panie Przesłowie, sterczy – odezwał się Soli. – Zostyw kilka dla pozostałech._

_Ciekaw ich komentarzy, Nariman przesunął krzesło na balkonie tak, by obserwować, samemu nie będąc widzianym. Pani Unwala zaczęła publicznie wyznawać, że zawsze wierzyła, iż chłopak dokona w końcu właściwego wyboru, a jej mąż, Dara, potakiwał energicznie. Ich opinie przedstawiane były zawsze w imieniu zespołu; niedzielna grupa nazywała małżonka Milczącym Partnerem._

_Nagle na balkon wszedł Soli i Nariman udał, że jest pochłonięty książką._

_– Hej, Nari! Dlaczygo sam tu wesiadujesz? Chodź i przyłoncz się do krengu, głuptysie._

_– Później, wujku Soli, chciałbym skończyć ten rozdział._

_– Nie, nie, Nari, potrzybujemy ciem teraz – powiedział Bamboat, zabierając książkę. – Skond taki pośpich, słowa przecież nie zniknom ze stron – chwytając Narimana za ramię, Soli wciągnął go do bawialni, na środek zgromadzenia._

_Goście klepali Narimana po plecach, ściskali za ręce, obejmowali, a on kulił się i żałował, że został tego wieczoru w domu. Ale wiedział, że i tak w którymś momencie musiałby stawić im czoło. Usłyszał, jak żona wujka Soliego, ciocia Nargeś, pyta matkę:_

_– Powiedz mi, Dźeru, czy to jest szczere? Czy on naprawdę darował sobie tę Lucy Braganza?_

_– Ależ tak – przytaknęła jego matka. – Tak. Dał nam swoje słowo._

_Teraz pani Kotwal przedreptała przez pokój, uszczypnęła Narimana w policzek i powiedziała:_

_– Kiedy niegrzeczny chłopiec nareszcie staje się dobrym chłopcem, radość jest podwójna._

_Miał ochotę jej przypomnieć, że ma już czterdzieści dwa lata. Ale wtedy ciocia Nargeś skinęła na niego ze swojego miejsca na sofie. Nargeś była najciszej mówiącą osobą w grupie i zwykle jej głos tonął we wrzawie. Ciocia poklepała miejsce obok siebie i kazała Narimanowi usiąść. Biorąc jego dłoń w swoje ręce, pokurczone od oparzeń w jakimś wypadku przy kuchni w latach młodości, ciotka wyszeptała:_

_– Żadne szczęście nie jest trwalsze niż szczęście, jakie zdobywasz, spełniając życzenie rodziców. Pamiętaj o tym, Nari._

_Jej głos trafiał do niego jakby z oddalenia i Nariman nie miał ani woli, ani energii, żeby się kłócić. Wspominał poprzedni tydzień, kiedy wraz z Lucy oglądali odpływ w Breach Candy. Kilkoro dzieci zarzucało niewielką sieć do oczek wodnych między skałami, poszukując okazów fauny morskiej porzuconych przez zapominalskie fale. Kiedy patrzył, jak dzieci rozpryskują wodę i wrzeszczą, pomyślał o jedenastu latach, w czasie których on i Lucy walczyli, by stworzyć świat dla siebie. Kokon, zwykła mówić Lucy. Potrzebowali kokonu, mówiła, w którym mogliby się schronić, a potem, gdyby już rodziny zapomniały o ich egzystencji, wyłoniliby się jak dwa lśniące motyle i razem odlecieli..._

_Wspomnienie na chwilę osłabiło jego wolę – czy podejmuje właściwą decyzję?... Tak. Właściwą. Zostaliby zmiażdżeni przez rodziny. Wykończeni ciężarem tego wszystkiego. Przypomniał sobie, jak beznadziejne było to ostatnio – doszli nawet z Lucy do tego, że niemal nie zdarzał się wieczór, żeby nie kłócili się o to czy owo. Co za sens miało ciągnięcie tego dalej, dopuszczenie, by wszystko rozpadło się w bezcelowych przepychankach?_

_Tamtego dnia, gdy dzieci nieopodal_ _piszczały z uciechy nad jakimś złapanym w sieć stworzeniem, Lucy spróbowała po raz ostatni przekonać Narimana: mogliby się odwrócić do wszystkich plecami, odejść z dławiącego świata rodzinnych tyranii, nie pozwolić na wymuszanie poczucia winy i emocjonalne szantaże, w jakich specjalizowali się rodzice. Mogliby rozpocząć życie razem, tylko oni sami, we dwójkę._

_Z trudem zachowując stanowczość, powiedział jej, że już to wszystko przedtem przerabiali, że rodziny by ich zaszczuły, niezależnie od tego, jakie kroki by podjęli. Jedynym wyjściem jest zakończenie sprawy jak najszybciej._

_Teraz pani Kotwal przedreptała przez pokój, uszczypnęła Narimana w policzek i powiedziała:_

_A teraz, kiedy rodzice i ich przyjaciele dyskutowali nad jego przyszłością, popijając whisky z sodą, czuł się, jakby podsłuchiwał nieznajomych. Prowadzili z upodobaniem „konferencję przy okrągłym stole”, jak to nazwali, planując jego życie małżeńskie; mieli przy tym tyleż samo zabawy, co przy grze w wista lub nielegalnym hazardzie._

_– Mamy jeden problem – powiedział pan Burdy. – Rzeczywiście, udało się zatrzasnąć drzwi do stajni, zanim koń poniósł, ale musimy mu dostarczyć następną klacz._

_– Co on powiedział? – zapytała ciocia Nargeś._

_– Pan Przesłowie uważa, ży pan młode jest gotowe, ale musimy mu znaleźć pannom młodom._

_– Nie uważacie – zapytała ciotka nieśmiało – że małżeństwo z miłości byłoby lepsze niż aranżowane?_

_– No jasne – odpowiedział jego ojciec. – Myślisz, że go do tego nie zachęcaliśmy? Ale wydaje się, że nasz Nari nie potrafi zakochać się w parsyjskiej dziewczynie. Teraz do nas należy znalezienie mu pary._

_– A to będzie wyzwanie, pomnicie moje słowa – powiedział pan Kotwal. – Możecie szukać tak daleko od Bombaju, jak chcecie. Możecie próbować od Kalkuty po Karaczi. Ale kiedy będą zbierali informacje, odkryją jego lafru_⁶ _z tą ferangi⁷._

_– Nie da się ukryć – przyznała pani Unwala. – Trzeba będzie pójść na kompromis._

_– Ależ ja jestem przekonana, że Nari znajdzie sobie śliczną żonę – oświadczyła matka lojalnie. – Samą śmietankę._

_– Myślę, że musimy zapomnieć o śmietance – oznajmił pan Burdy. – Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Nie da się orać rżyska jednego dnia, a następnego oczekiwać śmietanki._

_Roześmieli się i żarty stały się bardziej bezceremonialne. Soli rzucił coś obraźliwego o ferangi, którzy wycierają tyłki papierem, zamiast higienicznie się podmywać._

_Obojętność, z jaką Nariman dotąd ich słuchał, wyparowała._

_– Ależ mi was wszystkich szkoda! – powiedział, nie będąc w stanie powstrzymać obrzydzenia. – Starzy, a głupi._

_Krzesło zaskrzypiało, kiedy je odepchnął i wrócił na balkon. Podniósł książkę, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w zadrukowane strony. Od morza niósł się lekki powiew. Z mieszkania dochodziły do uszu Narimana przeprosiny rodziców: biedny chłopak jest roztrzęsiony, bo rana po rozstaniu jest jeszcze świeża. Rozwścieczyło go to – czy im się zdaje, że mogą mieć w ogóle pojęcie, jak on się czuje? – Królewicz z bajki nie docenił naszego poczucia humoru – zauważył pan Burdy. – Ale nie musiał nas obrażać._

_– Moim zdaniem on tylko cytował coś z książki – powiedział pan Kotwal._

_– Największym błędem – oświadczył ojciec – były książki. Za dużo książek. Nowoczesne pomysły napełniły Nariemu głowę. Nigdy się nie nauczył, jak zachować idealną równowagę między tradycją a nowoczesnością._

_– Upłenie trochem czasu i Nari znowu bendzie normalne – powiedział Soli. – Nie martwcie siem. Róbcie po jednem kroku na raz._

_– Właśnie – rzekł pan Burdy. – Jak się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy. Pamiętajcie, wolny acz wytrwały zawsze wygrywa wyścig._

_Lekceważąc swoją własną poradę, w ciągu kilku dni przyjaciele rodziców zaaranżowali Narimanowi spotkanie._

_– Spotkasz się z Jasmin Contractor, wdową z dwójką dzieci – oznajmili mu. – I to jest najlepsze, czego się możesz spodziewać, z twoją przeszłością._

_Albo wdowa, wyjaśnili mu, albo kobieta z defektami – wybór należał do niego. Jakimi defektami? – zapytał zdziwiony. Och, zezowata albo głucha, albo z jedną nogą krótszą od drugiej, wyjaśnili radośnie; albo chorowita, ze słabymi płucami, albo może mieć kłopoty w sektorze płodzenia dzieci – to zależy, kto jest akurat dostępny. Jeśli taka była jego wola, mogli poczynić rozpoznanie i przygotować dla niego listę._

_– Nikt nie zaprzecza, że jesteś przystojny i dobrze wykształcony. Twoją słabością jest twoja przeszłość – te zmarnowane lata, które wyrzuciły cię już za próg czterdziestki. Ale nie martw się, wszystko rozważyliśmy: osobowość, rodzina, umiejętności w zakresie gotowania i prowadzenia domu. Tak, ta wdowa jest naszym zdaniem najlepszą kandydatką. Będzie dla ciebie dobrą żoną._

_Niczym inwalida prowadzony przez lekarzy i pielęgniarki, Nariman dał się wieść przez całą procedurę, tłumił wątpliwości i złe przeczucia, gotów uwierzyć, że tradycyjne metody są najlepsze. Został mężem Jasmin Contractor i formalnie zaadoptował jej dzieci, Dźala i Kumi. Ale zachowały one nazwisko swojego ojca._

_Zmienianie go na Wakil byłoby jak pisanie na nowo historii, twierdziła nowa małżonka. Porównanie przemówiło do jego akademickiej duszy; zgodził się w milczeniu._

I to był prawdopodobnie mój pierwszy błąd, pomyślał Nariman, ciągle walcząc z guzikami urodzinowego prezentu. Jak czuli się Dźal i Kumi jako dzieci, nosząc inne nazwisko niż reszta rodziny? Czy mieli o to żal? Czy czuli się wyłączeni? Powinien był rozważyć ich punkt widzenia, zanim przyznał rację Jasmin. Powinien był spróbować zrekompensować im stratę, jaką cierpieli po śmierci ojca, spróbować zapewnić im normalne dzieciństwo, które dotąd ich ominęło, zabierać ich na wycieczki, pikniki, grać z nimi w gry, próbować być dla nich przyjacielem... i być może rzeczy potoczyłyby się inaczej. Ale sztuka myślenia jak dziecko, wczuwania się w emocje innych, to były umiejętności, których wówczas jeszcze nie posiadał. Dzisiaj przychodziło mu to dużo łatwiej.

Pokonany przez guziki Nar iman odłożył koszulę na bok i ruszył do toalety. W brzuchu grzmiało mu złowieszczo. Starał się przypomnieć sobie, co takiego dzisiaj zjadł, kiedy szedł powoli długim korytarzem na tyły mieszkania. To była jedyna z trzech toalet, która jeszcze działała.

Ka żdy krok był wysiłkiem koncentracji, podczas gdy trzęsące się ręce poszukiwały wsparcia ścian, pokrytych zawieszonymi wysoko wzdłuż całej długości korytarza wielkimi obrazami. Przodkowie Narimana medytowali w ciemnych ramach, z surowymi obliczami i sarkastycznie skrzywionymi ustami spoglądali na niego z góry w czasie częstych wycieczek do toalety. Nariman nie raz martwił się, czy zdąży na czas do ubikacji. Ależ to nieszczęśliwe mieszkanie – myślał – i przynajmniej usprawiedliwia ponury styl portretowej fotografii. W jego oczach miny praojców z każdym upływającym dniem stawały się coraz smętniejsze.

Zatrzasnął zasuwę drzwi i usiadł, wdzięczny losowi, że jedyna ocalała toaleta ma wysoki sedes. Nie był w stanie wyobrazić sobie, jak zdołałby wytrzymać w kucki w którejś z dwóch pozostałych. Na drugim końcu korytarza Kumi wołała do niego, by się pośpieszył, bo rodzina Roksany zaraz tutaj będzie. Jej kroki zbliżyły się do ubikacji i Kumi spróbowała otworzyć drzwi.

– Kto tam siedzi?

– Ja.

– Powinnam była się domyślić po zapachu.

Kiedy Nariman wrócił do swojego pokoju, Kumi już czekała. Młot dalej walił gdzieś w budynku.

– Złamałeś regułę, papo, idąc tam bez powiadomienia mnie o tym.

– Przepraszam, zapomniałem.

– Muszę załatwić lekką sprawę, mogłam pójść pierwsza. Teraz muszę siedzieć w smrodzie po tobie – przerwała. – Nieważne, ubieraj się. Przyjdą za chwilę i na mnie zwalą winę za to, że jeszcze nie jesteś gotowy.

Podał jej nową koszulę, drżenie dłoni sprawiało, że wyglądał, jakby potrząsał sztandarem. – Nie mogę dać sobie rady z guzikami.

Koszula miała długie rękawy i Kumi pomogła mu się z nimi uporać. Nariman zapytał o źródło uporczywego walenia młotkiem.

– Edul Munśi z dołu, któżby inny? – odpowiedziała, zatrzaskując spinki mankietów. – Tylko jeden taki maniak złota rączka mieszka w Chateau Felicity.

Dzwonek u drzwi zadźwięczał, kiedy Kumi zapinała przód koszuli. Twarz Narimana rozjaśniła się: Roksana, Jezad, Murad i Dźehangir, nareszcie! Jego ochocze palce próbowały pomóc przy zapinaniu.

Kumi strzepnęła je na bok i ekspresowo uporała się z ostatnimi kilkoma guzikami, pomijając dwa na końcu, zdenerwowana myślą o tym, co ma jeszcze do zrobienia w kuchni. Rodzina ćhenojów zawsze zjawia się na czas – zrzędziła – nawet w największą ulewę.

------------------------------------------------------------------------

PRZYPISY:

¹ Patan, czyli Pasztun, przedstawiciel koczowniczej grupy etnicznej zamieszkującej głównie tereny współczesnego Afganistanu i Pakistanu (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).

² Babri Masjid (Babri Mazdźit) – meczet Babara w Ajodhji. Zob. _Słowo wstępne_, s. 10.

³ _Gunda_ (hindi) – chuligan, drab.

⁴ _Bhel-puri_ – słynna bombajska przekąska, na którą składa się mieszanka dmuchanego ryżu lub ciecierzycy, cebuli, kolendry i innych dodatków w ostrym sosie oraz smażony puchaty placek (_puri_) z mąki pszennej.

⁵ _Sew_ – często jeden ze składników _bhel-puri_, rodzaj kruchych makaroników smażonych w oleju.

⁶ _Lafru_ (gudźarati) – (przest.) krótkotrwałe i przemijające zafascynowanie; zadurzenie się; miłostka.

⁷ _Ferangi_ (hindi) – osoba pochodząca z Europy; cudzoziemiec, cudzoziemka.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: