Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Sprzedawca Lodów - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 listopada 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sprzedawca Lodów - ebook

Dwa lata po zakończeniu II wojny światowej reżyser tworzy film naśladujący życie. Opowieść o kobiecie i mężczyźnie, którzy uciekają z okupowanej Czechosłowacji. W miarę rozwoju akcji, postacie, w które wcielają się aktorzy, zaczynają żyć własnym życiem… Zacierają się granice między fikcją a rzeczywistością, a podróż bohaterów zamienia się w trwającą w nieskończoność ucieczkę: z taśmy filmowej na widownię kinową, do domu pani Nĕmcovej, do czechosłowackiej Pragi i szwedzkiego Göteborga, aż wreszcie do pocztowej skrytki, zapełnionej listami do dziewczyny o imieniu Milena.

W równoległej rzeczywistości tajna policja podejrzewa, że reżyser posiada informacje, które zagrażają bezpieczeństwu narodowemu, a echa historii odbijają się w losach kolejnego pokolenia.

Radzili mi: Obchodź się ostrożnie z rekwizytami. W żadnym wypadku nie możesz niczego zniszczyć. Nawet nie proponuj, żeby cokolwiek zmienić, choćbyś miała dostać pcheł. A jednak wszystko idzie nie tak. Na Morawach niby grzeją budynki w środku lata. A piosenka, którą grają w urodziny Tomáša w roku 1942, pochodzi dopiero z roku 1945.

Książka wydana w ramach projektu „Bliskie-dalekie sąsiedztwo„.

Partnerzy projektu:

***

Wydanie książki jest współfinansowane przez Unię Europejską w ramach programu Kreatywna Europa, który powstał między innymi po to, żeby Europejczycy mogli poznawać pisarzy z innych krajów Unii Europejskiej i ich literaturę oraz kulturę.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-962738-1-9
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Zażądałam scenariusza. Reżyser stuknął się w głowę: mam go tylko tutaj. Nie ustąpiłam. Wziął długopis i czystą kartkę, skreślił parę linijek pismem celowo tak niechlujnym, abym nie zdołała odczytać nic poza wielokropkiem kończącym ostatnim zdanie.

– Więc się zakochują – stwierdziłam natychmiast.

– Jak to?

Zabrał mi kartkę, zmarszczył czoło.

– No tak, wielokropek...

I cóż nam po scenariuszu? Uprzytamniam to sobie, kiedy już leżę pod reżyserem na sofie. Wystarczy spojrzeć na pojedynczy ornament bordiury w pokoju hotelu Pełnia Księżyca i staje się jasne, że nie ma tu śladu tajemnic; wszystko tak niezręczne i przezroczyste, że wstyd cię ogarnia w imieniu Boga, a ludzi żal.

Wczoraj wszyscy byli na mnie źli. Straż przyjechała na sygnale. Potworne zamieszanie.

– Gdzie się pali?

– Nigdzie.

– To już trzeci raz.

– Co tu się znowu dzieje?

– Panna Zachovalová wszczęła alarm, nim zdążyliśmy ją powstrzymać.

– Mamy lepsze zajęcia niż latać tu bez powodu.

Na próżno próbowałam się usprawiedliwiać:

– Tu śmierdzi dymem! Czy nikt inny nic nie czuje?

Nie sprawdzili nawet przewodów. Obejrzałam ich kaski. Miały wgniecenia z czasów wojny krymskiej. Strażacy zbierali się już do wyjścia. Zażądałam, by zrobili obchód.

– Spróbujmy się wszyscy uspokoić – powiedział reżyser.

A strażacy:

– Panna Zachovalová z pewnością doskonale rozumie, że jeśli taka sytuacja powtórzy się zbyt wiele razy, to nikt nie zechce pofatygować się z pomocą, gdy kiedyś zaistnieje prawdziwa potrzeba...

A usmażcie się wszyscy razem na ogniu piekielnym! Tam wam będzie płonąć! Tam nic nie będzie niejasne!

Ktoś mnie dręczy. Ktoś wie, że ze wszystkich rzeczy świata boję się tylko dwóch: ognia i przeciętności. A w strachu przed ogniem nie ma nic przeciętnego! Zanim weszłam do garderoby, ktoś na pewno palił tam zapałki. Całe pudełko. Z premedytacją. Kto robi takie rzeczy? Reżyser zarzekał się, że nikt. Zajrzałam do kosza na śmieci: był pusty. Chociaż się pali zapałki, nie znikają przecież całkowicie, tylko się zwęglają. Dlaczego w koszu nie było żadnych końcówek zapałek? Ani na podłodze? Nigdzie. Raczej nikt nie schował ich sobie do kieszeni? Chyba że specjalnie zaciera po sobie wszystkie ślady, aby mnie dręczyć. Może ktoś poszedł na papierosa – tłumaczył reżyser. Ale tam nie śmierdziało papierosami. Ja wiem, co śmierdziało.

Dzisiaj ja i Martin Jelínek. Po raz pierwszy. Bita godzina wałkowania tego samego, najpierw z kartek, potem bez.

– „Nazwisko?”

– „Esther Vorszdová”.

– „Data urodzenia?”

– „Pierwszy maja tysiąc dziewięćset dwudziesty drugi”.

– „Miejsce urodzenia?”

– „Ołomuniec”.

– „Obywatelstwo?”

– „Czeskie”.

– „Stan cywilny?”

– „Mężatka”.

– „Małżonek?”

– „Tomáš Vorszda”.

– „Miejsce urodzenia małżonka?”

– „Pilzno”.

– „Obywatelstwo małżonka?”

– „Czeskie”.

– „Data urodzin małżonka?”

– „Dziesiąty lipca tysiąc dziewięćset dwudziesty pierwszy”.

– „Miejsce urodzenia małżonka?”

– „Pilzno”.

– „Obywatelstwo małżonka?”

– „Czeskie”.

Co jakiś czas Martin wariował. Był rzeczywiście trochę zdenerwowany. To był nasz pierwszy raz. Słyszał o mnie. Ale ja o nim jeszcze więcej.

– „Obywatelstwo małżonka?”

– „Czeskie”.

– „Obywatelstwo małżonka?”

– Mówiłam przecież, że czeskie.

Wtedy zaczynaliśmy znowu od początku. Za piątym razem drobna wariacja:

– „Nazwisko?”

– „Tomáš, już nie...”

– „Nazwisko!”

– „Nie mam już siły”.

– „Jeśli nie masz siły ze mną, to jak zdołasz z nimi?”

Przeskoczyliśmy do dzieci:

– „Czy mają państwo dzieci?”

– „Nie”.

– „Dlaczego nie?”

– „Mąż nie chce”.

– „Zawsze może się zdarzyć wpadka”.

– „Nie zdarzyła się”.

– „A ty chcesz?”

– Oni nigdy nie zwracają się do siebie per ty, Tomáš, nawet do szczurów. Szczury właśnie tytułują panami.

– „Proszę odpowiedzieć na pytanie: Czy chce pani?”

– „Tak”.

– „Po raz ostatni: kto jest pani mężem?”

– „Ty nim jesteś”.

Martin milknie, wpatruje się w kartkę.

– Tu jest napisane „Tomáš Vorszda”.

– Gdzie?

– Ty nie masz „Tomáš Vorszda”?

– Owszem.

– Więc czy nie powinnaś odpowiedzieć „Tomáš Vorszda”?

Nie patrzy na mnie, tylko na reżysera. A ten niespodziewanie się odzywa:

– Właściwie panna Zachovalová ma rację. To lepszy pomysł.

Wyrywa nam z rąk kartki, skreśla całe linijki, bazgrze coś.

– No już, od początku!

– „Po raz ostatni: Kto jest pani mężem?”

– „Ty nim jesteś”.

– „Czy tak odpowiadasz temu, kto cię przesłuchuje?”

– „Tak odpowiadam tobie”.

Przerwa. Trwa zbyt długo, ale Martin musi czekać, bo następna replika należy do mnie.

– „I co teraz?”

– „Spróbuj sobie przypomnieć”.

– „A wtedy? Dokąd pójdziemy?”

– „Gdzie indziej”.

– „Gdzie się spotkaliśmy?”

Cisza. Trzeci głos w tym samym pomieszczeniu: „Nie spotkaliście się w każdym razie tutaj”.

Esther i Tomáš Vorszda uciekają. Ja jestem Esther. Martin to Tomáš. W samochodzie jest jeszcze drugi mężczyzna, ale on ma służyć tylko do prowadzenia auta, którym uciekamy. Jedziemy przez pola w samo południe, straszliwy upał. Okolica staje się bardziej górzysta, pojawiają się drzewa iglaste, zakręty. Żadnych dialogów. Docieramy do niewielkiej wioski z dworcem kolejowym. Pierwsze repliki. Powinniśmy ruszyć w dalszą drogę, ale coś się stało. Esther źle się czuje, Tomáša ogarniają wątpliwości, kierowca liczy tylko na szybkie rozwiązanie. Potem Esther i Tomáš zostają we dwoje, idą piaszczystą drogą. Dźwiganie walizek. Te niesione przez Tomáša ważą chyba z tonę, Esther ma leciutką. Ja jestem Esther. Martin to Tomáš. Esther idzie za Tomášem. Reżyser rozkazuje mi: „Patrz na Tomáša”. Patrzę na Tomáša, ale reżyser wrzeszczy: „Patrz na Tomáša!”. Nagrywają moją twarz, żeby wszyscy widzieli, jak Esther na niego patrzy. Martin to Tomáš, ale ja widzę tylko Martina. Widzę plecy Martina, tył białej koszuli, ciemne spodnie, kark, włosy. Jedyna myśl w mojej głowie: Jakim cudem ta koszula jest nadal taka biała?

Po tej scenie asystent wkłada walizki z powrotem do samochodu. Martin ma na dłoniach pęcherze. Pytam asystenta, co jest w tych dwóch walizach. Napchali tam, co tylko znalazło się w zasięgu ręki, jeśli było ciężkie. Reżyser nie chce, żebyśmy wiedzieli, co Tomáš taszczy w swoich bagażach.

Filmowanie scen odbywa się w porządku chronologicznym. Reżyser musi tak robić, ponieważ nie możemy zobaczyć przyszłości. Mam go na oku, odkąd przybyliśmy na miejsce nagrań. Zapisuję sobie wszystko w pamięci. Reżyser „przechadza się” w pobliżu domu, „zasiada” na dłużej niedaleko kozła do cięcia drewna, „wystaje” przy beczce na wodę deszczową. Idzie z Martinem do drewutni. Kiedy wychodzą, Martin trzyma w ręce piłę. Reżyser zerka na nią z zadowoleniem, chociaż jest całkiem zardzewiała. Kiedy stoimy przed domem pani Němcovej, zapatrzeni w piękne wyżyny, odzywam się z pełną premedytacją:

– Na szczęście są chociaż góry. Sterczą tutaj od tysięcy lat. Na szczęście na nie nic nie poradzisz... – Reżyser kiwa tylko głową, jakby to go nie dotyczyło.

Idę sprawdzić drewutnię. Półmrok zalatujący pleśnią. Były tam tylko zardzewiałe narzędzia. Martin zerknął do środka. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, powiedziałam do niego: „Tomáš, już nie...”.

Zareagował natychmiast: „Jeśli nie masz siły ze mną, to jak zdołasz z nimi?”.

Jak nóż w serce, słowa promieniowały do ud. Potem lekki uśmiech i Martin zniknął ze szpary w drzwiach, pochłonięty przez światło.Okropny upał. Kiedy przetrzeć spocone ciało, odrywają się od niego brudne strzępki. Hotel Pełnia Księżyca. Najpierw kąpiel, długa i nabożna. Kieruję się do pokoju reżysera. Robię tak tylko dlatego, że Martin postanowił iść spać. Siedział w restauracji na drugim końcu stołu, niedaleko drzwi, zjadł i zniknął. Kobiety na próżno całymi wieczorami próbują okręcać go łańcuchem. Pokój Martina znajduje się na piętrze obok pokoju reżysera. Ściany są jak z tektury. Reżyser stoi z zapalonym papierosem w otwartym oknie.

– Więc myślisz, że się zakochują?

Prosi, abym ułożyła się na sofie na plecach. Zamykam oczy, żeby niczego nie widzieć.

– Tak?

– Esther ma na nogach buty.

– Dlaczego?

– Jest w lesie.

– A Tomáš?

Kładzie się na mnie całym ciałem.

– Możesz oddychać?

– Jako tako.

– Martin nie waży tyle co ja. Martin waży tyle co Tomáš. Esther powinna ważyć mniej, gdyby podczas wojny musiała przeżyć równie wiele jak inni, ale Esther waży więcej, niż powinna, dokładnie tyle co ty.

Oddycha na mojej szyi, ma otwarte usta. Po chwili odzywa się:

– Ale to mimo wszystko nie jest scena erotyczna.

– Czyżby?

– Nie.

– Więc co to za scena?

– Zrozumiesz później.

– Czy Martin o tym wie?

Nie, Martin jeszcze nie wie. Śpi jak pogrążony w nieważkości po drugiej stronie ściany z tektury. Czy naprawdę śpi? Musieliśmy go obudzić. Jakie to ohydne. Posunęłam się do pewnej granicy, bo w pokoju Martina sofa stoi przy ścianie. Potem podniosłam słuchawkę, poinformowałam recepcję, że w pokoju czterdzieści osiem śmierdzi dymem. Reżyser westchnął, uniósł zadek... Nie, najpierw uniesienie zadka, potem dopiero westchnienie.

Przyszli z recepcji, dobijali się do drzwi Martina. Długo trwało, zanim otworzył.

– Co się stało?

– Dzwoniono stąd, że w pokoju jest dym.

– Kto dzwonił?

– Jakaś kobieta dzwoniła z pańskiego pokoju.

– Nie ma tu żadnej kobiety.

– Ale telefon był z pokoju czterdzieści osiem.

– To musiała podać zły numer.

– Mówiła wyraźnie, że czterdzieści osiem.

– Tu nie ma kobiety.

– No to nie. Ale czy jest dym?

– Nie ma.

– Czy możemy sprawdzić?

– Nie wierzycie mi?

– Ponosimy odpowiedzialność za pokoje, musimy zrobić inspekcję za każdym razem, gdy otrzymamy zgłoszenie.

Reżyser wychodzi na korytarz:

– Lepiej uspokójmy się wszyscy.

– Czy wie pan, kto dzwonił?

– Dzwoniła panna Zachovalová.

– Gdzie jest panna Zachovalová?

– W moim pokoju.

– Czy w pańskim pokoju czuć dym?

Wszyscy byli na mnie źli. Oprócz Martina. Martin mi wierzy. Dlaczego miałabym to zrobić specjalnie?Dziś znowu: „Patrz na Tomáša!”. Stoję sama w sypialni, odsuwam od siebie zasłonę, żeby lepiej widzieć. Na podwórzu za domem Tomáš rąbie drewno. Zastygam w miejscu, nie jestem w stanie rozluźnić mięśni twarzy. Pani Němcová kładzie mi dłoń na ramieniu: „Popatrz na niego. Wszystko robi dla ciebie”.

Esther musi zabić królika. Należy to zrobić w tajemnicy przed Tomášem, bo z królika powstanie potrawa niespodzianka właśnie dla niego, ale ponieważ Esther nie może niczego przed Tomášem ukrywać, on ofiaruje się zabić królika za nią i w tajemnicy przed panią Němcovą. Esther na to się nie zgadza. Oczywiście, że to ona zabije królika, ponieważ chce pokazać Tomášowi, jakie to proste, oraz pani Němcovej, do czego jest zdolna. Kiedy reżyser mówi nam to wszystko, skazany na śmierć królik jest już martwy. Do sceny potrzeba również żywego królika i o tę rolę toczy się zaciekła rywalizacja w klatce za domem pani Němcovej.

Domagam się, by pozwolili mi naprawdę zabić przed kamerą. Reżyser traci cierpliwość. Odebrali mu już prawo do penetracji na sofie w hotelu Pełnia Księżyca (poddanie się mężczyźnie), a teraz torturowanie bezbronnego stworzenia niech zastąpi to, czego nie ma w aktorstwie kobiety (poddanie się reżyserowi). Zwracam mu uwagę, że odegranie aktu nie jest dla mnie żadną sztuką, kochałam się już tyle razy, ale nigdy nie zabijałam, obrzydza mnie wszelka przemoc. Esther rusza do klatki dla królików w butach do kolan; aby sfilmować tę scenę, przez cały tydzień czekamy na deszcz. Kiedy wreszcie pada, z włosów Esther spływa woda, a ziemia przed klatką zamienia się w błoto; udaje mi się za pierwszym wymachem siekiery odrąbać królikowi łapę, a dopiero za drugim głowę. Odtąd wszystko przebiega tak sprawnie, że Tomáš i pani Němcová zgadzają się zjeść obiad przygotowany przez Esther. W kuchni odlewam krew, zdzieram skórę ze zwierzęcia i wrzucam mięso do garnka. Kiszki i podroby kroję na małe kawałki, dodaję poszatkowaną cebulę, doprawiam solą i pieprzem i rumienię na tłuszczu na żeliwnej patelni. Nigdy wcześniej nie robiłam tego od początku do końca.

Po nagraniu wypełnia mnie głębokie, szorstkie zadowolenie. Jakbym była kaskaderką samej siebie i odegrała scenę, w której moje życie wisi na włosku.

Ale Martin pyta, czym się kierowałam, wybierając królika.

– Jak to: „wybierając”?

– Nic nie myślałaś?

– Nigdy nie skręcałeś żadnemu zwierzakowi karku?

– Wzięłaś tego, który był najbliżej, czy tego, który schował się do kąta?

– Nie dokonałam żadnego wyboru.

– Było ich sześć. Wzięłaś jednego z nich.

– Wszystkie są takie same. Nawet nie da się ich od siebie odróżnić.

– Czyli jak widzisz cokolwiek w rodzaju tego królika, zabicie go jest właśnie tak proste.

– Więc jakie one są? Takie jak ty?

Badam łapczywie jego twarz i nie mylę się. Jak może być tak nietykalny? Niczym słońce, które świeci na podwórzu rzeźni już następnego dnia. Bo też słońce jest najokrutniejsze. Wczoraj powiedział reżyserowi, że aktorstwo nie było dla niego powołaniem. Nikt nie chciałby tego słyszeć.

– Wszystko w porządku, Martin. One się rozmnażają jak robactwo.

– Pozostałe pięć to samice. Populacja wymrze.

– To leć je pierdolić! – krzyknęłam.

Odeszłam, żeby nie wybuchnąć płaczem.

Nie wezmą królika. W urodziny Tomáša będziemy jednak jeść wieprzowinę. Tomášowi pozostają tylko dwie opcje: jeść wieprzowinę, jakby to było mięso królicze, albo nie powinien jeść wieprzowiny wcale. Może już być tylko żydem albo nieżydem.

Straciliśmy czas. Czekając na deszcz, straciliśmy czas, ponieważ nie można było złamać zasady linearności. Może reżyser machnąłby ręką, gdyby w następnej scenie miał się pojawić zwykły posiłek, ale potrawa musiała być dla Tomáša niespodzianką. W końcu deszcz nas zaskoczył, chociaż tyle na niego czekaliśmy. A zabicie okazało się niepotrzebne, tak jak zawsze. Teraz pani Němcová daje nam do zrozumienia, że gdzieś może być świnia i że można by jej dać w łeb siekierą.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------O autorce

KATRI LIPSON
urodziła się w 1965 roku. Z zawodu jest lekarką. Jej debiutancka powieść Kosmonauta (2008) została uhonorowana nagrodą literacką dziennika „Helsingin Sanomat” oraz nominowana do prestiżowej Finlandia-Prize. Jej druga powieść, Sprzedawca lodów, otrzymała Nagrodę Literacką Unii Europejskiej.

Ale Sprzedawca lodów nie trafiłby w Twoje ręce, gdyby nie tłumaczka:

IWONA KIURU
Absolwentka filologii fińskiej i filologii polskiej na Uniwersytecie Adama Mickiewicza. Przetłumaczyła dotąd około 40 książek dla dzieci i dorosłych, autorstwa m.in. Leeny Krohn, Riitty Jalonen, Eliny Hirvonen i Tima Parveli. W wolnych chwilach promuje literaturę fińską w Polsce, w pozostałych – literaturę polską w Finlandii. Jej przekłady były nominowane i wyróżniane w wielu konkursach. Mieszka w Finlandii.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: