Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Stacho Szafarczyk - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 października 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Stacho Szafarczyk - ebook

Po śmierci ojca czternastoletni Stacho postanawia przejąć jego obowiązki w domowym gospodarstwie. Chłopiec chce w ten sposób zapobiec powtórnemu zamążpójściu matki oraz groźbie wygnania go z ojcowizny.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-280-5572-4
Rozmiar pliku: 375 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

STACHO SZAFARCZYK.

Kiedy się ludzie z cmentarza ruszyli, on już był daleko. Przygarbił się, szyję wyciągnął przed siebie, ramiona stulił, ręce w rękawy zasadził i w wielkiej mgle zimowej puścił się do domu sam. Zimnisko było przejmujące, nieznośne. Szeroki wiatr śródpolny zrywał się chwilami z ostrym świstem i drobnym deszczem w oczy siekł; to znów ucichało w powietrzu nagle, a wtedy mgła skłębiona słała się nad ziemią ciężka, wilgotna. Wskroś niej majaczyły nad drogą stare, wyniosłe topole, wynurzając się jedna po drugiej; czasem wrona obmokła porwała się z wrzaskiem, przelatując na zorane pole, czasem załopotały po gałęziach ciężkie skrzydliska — i cisza.

W ciszy tej szedł Stacho środkiem gościńca z zaciętością jakąś i uporem, nie wybierając drogi, nie podnosząc oczu od rozmiękłej grudy, w której po koleinach świeciła woda, a wierzchami śnieg się niedawny bielił. Dobrze się już chłopak od cmentarza oddalił, kiedy zdało mu się, że w jednej z tych kolein, wązkiej, zataczającej się po stronach, rozpoznaje ślad bosych kół wozika, którym tatusiową trumnę na mogiłki wywieźli, i śladu tego machinalnie pilnować się zaczął.

Zrazu bił za nim dzwon ze srogością jakąś i gniewem; potem jęknął żałośnie raz, drugi, trzeci, potem znów bardzo srogo — i cisza.

Szerokie dworskie pole czerniło się z pod śniegów, jak okiem zajrzeć, z obu stron gościńca, obtajałe po górkach, a po bruzdach białe. Wiatr hulał tam samopas gwiżdżąc przenikliwie, i rozmiatając kupki perzu nad wygon zgrabione: a gdy ucichał, wtedy pole, droga, i chłopiec, wszystko ginęło we mgle.

Wtem dał się słyszeć słaby turkot wozu.

— Oho! — rzekł półgłosem chłopak i na przydróżek uskoczył.

Nie obejrzał się wszakże, głowy nie podniósł, tylko, mocniej się zgarbiwszy, przyśpieszył kroku. Zrobiło mu się nagle bardzo zimno, więc zacisnął ręce w rękawach i wyżej podniósł chude, ostro sterczące z pod starej sukmanki ramiona. Wóz turkotał za nim głucho, nierówno, tym turkotem chłopskich wózków, których woźnica, bokiem na półdrabki siadłszy, z jadącymi gawędzi i luźno koniom szle puszcza, aż skończywszy swoje, szarpnie postronki, gwizdnie i krótkim pakulakiem nad szkapą wywinie.

Chłopak turkotu tego słuchał podraźniony, niepewny siebie, coraz bardziej wyciągając i nogi, i szyję, jakby się od niego jaknajśpieszniej chciał oddalić.

Na cmentarz jeszcze, bieżał jak zawsze, matczynego się fartucha trzymając, bieżał i popłakiwał, bo mu okrutnie markotno było na sercu. Aż kiedy pod krzyżem na rozstaju wóz się zatrzymał, a kumoszki do matki przepijać zaczęły, jako że to nigdy żałości bez pociechy niema być, a gospodarstwo, choć na piąci morgach, bez gospodarza nie obstoi długo, jako i ten nieboszczyczek, — świeć Panie jego duszy! — radość z tego będzie miał, chłopaka nagle jakby szydłem przekłół, płakać przestał, i matczynego fartucha się puściwszy, u wozu resztę drogi szedł, na cmentarzu z podełba na ludzi patrzył, a kiedy go kuma po głowie pogłaskać chciała, że to na sierotę każdego litość wzbiera, szarpnął sobą w bok i pochmurzył się więcej jeszcze. Nawet tego pacierza nie zmówił, choć go ze trzy razy coś zaczynał z jednego i z drugiego końca; kiedy zaś dziad łopatą świeży piasek na tatusiowej mogile przyklepywać zaczął, a matka, dobywszy chuściątka, groszaki z niego wysypywała dla kościelnych ludzi, zabrał się, niewiele myśląc, i ruszył z cmentarza sam.

Miarkował on dobrze, o czem baby matce u krzyża gadały. W chałupie jeszcze, nim cieśla trumnę zabił, ba, nim tatuś jeszcze na piękne oczy zamknął, już o tem rada między kumoszkami była. A to dzieciak jeden tylko, a to jeszcze koszulę w zębach nosi, a to pięć morgów gruntu jest, a to kobyła, a to dwie krowy, a to i przyodziewek i porządki różne. Gdzie to temu marnieć bez gospodarza! Kobieta młoda, samo zdrowie, to bez chłopa długo nie obstoi...

Słuchał tego Stacho, patrząc to na zachodzące bielmem oczy tatusia, to na młodego urlopnika Chrząsta, który, choć kulawy, często w tych ostatnich terminach do chałupy naglądał, to drew urąbać, to sieczki urznąć, to ćwiartkę żyta umłócić.

Chłopak lat czternaście na świecie żył i na niejedno już się we wsi napatrzył. Widział, jak Mrągowiaki co dzień się zażerały z ojczymem, jak Walczak kobietę swoję bijał, za każdym kijem wymawiając, że ją wdową pojął, że na cudze dzieci robić musi; widział jak się Kudela po sądach włóczył, żeby pasierbów z gruntu wyprawować; widział w jakiej poniewierce Jasiek po nieboszczyku Czapli u własnej matki był, od kiedy się za parobka wydała, a nowe dzieci w chałupie nastały. Jakby go tedy nożem przebodło owo gadanie kumoszek.

A kiedy Szymon Szafarz, wzmógłszy się na chwilę, głowę na śmiertelnej pościeli zdźwignął, na żonę pojrzał, i dyszącym ciężko głosem rzekł:

— A gospodarstwo chłopakowi trzymaj, boć to jego poojcowe!... — poczem na syna oczy obróciwszy — a ty sieroto — przydał — z gruntu się wyłuskać nie daj!...

Chłopak zaniósł się ogromnym na całą izbę krzykiem: — Nie umierajta, tatuńciu, nie umierajta!.. Dlaboga, rety, nie umierajta!... Dlaboga rety!...

W krzyku tym słychać było i strach okrutny, i żałość, i niepewność srogą. A kiedy stał tak z twarzą posiniałą od krzyku, z wytrzeszczonemi na konającego oczyma, trzęsąc się cały i zaciskając drobne pięście, zdawać się mogło, że tuż mu na grzbiet spadnie kij ojczyma, i że jedyną od niego uchronę traci w tej szerokiej, ciemnej, spracowanej ręce, która nagle koszulę na piersi szarpnąwszy, z głuchym łoskotem na łóżko upadła.

Ten strach, ta żałość i teraz jeszcze wstrząsały jego wątłem ciałem, kiedy tak skulony, przydróżkiem idąc, coraz więcej wsiąkał w wielką mgłę zimową, bezbrzeżną, bezpromienną, głuchą.

Wóz tymczasem zbliżył się już znacznie. Jego nierówny turkot coraz wyraźniejszym się stawał, a kiedy wiatr ku ziemi przypadł, do turkotu mieszały się głosy jadących. Obejrzał się chłopak ukradkiem i wskróś mgły, dojrzał konia, wóz i trzęsące się na nim głowy kumoszek.

Ale i jego musiano z wozu zaoczyć coś nie coś, bo niedługo usłyszał głos matki:

— Stasiek! Stasinek! A kajż ty lecisz, sieroto?... A czekajże, to cię podwieziewa!... Stasiek!

Chłopak zmiękł i już się zatrzymać miał, kiedy nagle doleciało go wołanie powożącego Chrząsta.

— Wio, maluśki!... Wiśta, wio!

Natychmiast na pobladłą z zimna i płaczu twarz chłopca wybił posępny ogień wielkiej zawziętości; wyżej tedy podniósł ramiona, sukmankę rękoma koło siebie obcisnął i przyśpieszył kroku.

Chwilę jeszcze biegł za nim głos matki, ale chłopak się zaciął, i tylko patrzył, gdzie uskoczyć, jeśli go wóz dogoni.

O sto kroków może sterczał duży, oborany kamień, dokoła którego zdawna puściły się wielką gęstwią tarnie i jarzyny. Bezlistne to było teraz, ale tak splątane, że i chłop od biedy skryćby się tu mógł, nie dopieroż dzieciak.

Tego kamienia dopadłszy, przysiadł za nim Stacho, głowę między tarnie wsadził i na drogę patrzył.

Wóz toczył się zwolna, bo górka tu była i koń folgował sobie.

Stacho słyszał zmudne skrzypienie kół i rozmowy, gwarzenie kumoszek i niespokojny głos matki:

— Kożuchembym go przynakryła.. Sukmaniątko do cna na nim liche... Kajż on mi się w oczach podział?... Stasiek! Stasinek!...

Serce mu biło, jak młotem, kiedy wóz mimo przejeżdżał, tak się bał, żeby go matka nie zobaczyła i nie pojęła z sobą. Zaledwie jednak turkot oddalił się nieco, opanowało chłopaka uczucie bezbrzeżnego opuszczenia, sieroctwa i żalu. Wylazł z za kamienia, o topolę się ramieniem wsparł, sukmanka mu się na piersiach zatrzęsła, wytarł oczy raz, wytarł drugi raz, i szeroko je otworzywszy, patrzył na ciemny, ruchomy punkt, coraz malejący w mgle grubej, gęstej. Byłby tak może dłużej stał, bo nagle mu się zdało, że niema dokąd iść, ani po co, ale że go zimnisko srodze podbierać zaczęło, więc znów się skulił, a zszedłszy z przydróżka na gościniec, przed siebie ruszył. Nie szedł wszakże tak prędko, jak dotąd, i idąc, rozmyślał.

— Co też to najlepszego tatuś zrobili, że tak z dobrawoli wzięli i pomarli!... Była im to bieda, albo co? Nie mieli to konia, woza, chałupy? Nie robili to na swojem?... Tera krowa na ocieleniu, tera kopczyk kartofli, tera taki łepski wieprzak, tera czapka, tera kożuch nowy... Tera kłoda kapusty, tera żyta więcej niż na sześć posadów do młócki będzie, tera koszul cości aże cztery, tera buty, tera grunt... Gospodarstwo je, przyodziewek je, wszystko... Jużci i prawda, że się to tak samo nie obstoi! Żeby je choroba, te kumy z ich doradami!! Jużci nie co, tylko matkę zbuntują...

Spuścił głowę i pałającemi oczyma wodził po świeżych śladach powożonego przez Chrząsta wozu.

Wysoko nad nim przelatywała wrona, kracząc przykro. Chłopak wstrząsnął się nagle.

— Bić się nie dam! żeby tam nie wiedzieć jak, nie dam! Pójdź ino sam który, spróbuj!

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: