- W empik go
Stadion Wrocław. Nieopowiedziana historia - ebook
Stadion Wrocław. Nieopowiedziana historia - ebook
Sportowe emocje już za nami. W naszym kraju po Euro zapanowała melancholia za dawnymi, lepszymi czasami w polskiej piłce nożnej. Polska była współgospodarzem najważniejszego europejskiego turnieju. Co nam, zwykłym Polakom oraz kibicom, zostało po Euro?
Książka pt. „Stadion Wrocław – nieopowiedziana historia” to wspomnienia prosto z placu budowy jednego z pierwszych w Polsce nowoczesnych stadionów. Całkiem subiektywna, humorystyczna, z lekką nutą ironii i żartu, pozwala spojrzeć na przygotowania, jak i na samo Euro z dystansem i z perspektywy czasu. Bez politycznych niuansów, gry interesów, medialnej podpuchy.
Budowę eurostadionu śledzimy od początku. Dowiemy się, kto wymyślił we Wrocławiu nowy gatunek żaby i dlaczego Niemcy cieszyli się, kiedy znaleźli niewybuch z II wojny światowej. Poznamy opinie ludzi zaangażowanych w budowę oraz zabawne anegdoty i ciekawostki, o których nie pisała prasa, nie nadawało radio ani nie pokazywała telewizja.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7722-808-1 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy wpadłem na pomysł napisania niniejszej książki, był początek 2012 roku. Polski rząd przymierzał się wtedy do ratyfikowania kontrowersyjnej umowy ACTA, grupa hakerów skutecznie blokowała serwery polskiego sejmu, prezydenta, premiera, MON-u i... ministra Pawła Grasia. Pogłębiał się ogólnoświatowy kryzys ekonomiczny, Grecja i Włochy znowu zbankrutowały. Justyna Kowalczyk wygrywała kolejne zawody Pucharu Świata w biegach narciarskich, deklasując Marit Bjørgen w pogoni za – czwartą już – Kryształową Kulą. Szczypiorniści trenera Bogdana Wenty po niewiarygodnym i zaciętym boju zremisowali ze Szwecją (później okaże się, że niepotrzebnie). A na Dolnym Śląsku, we Wrocławiu, trwała jeszcze budowa Stadionu Miejskiego, jednego z czterech obiektów przygotowywanych do rozgrywek w ramach Euro 2012. Wówczas sam jeszcze nie wiedziałem, czy zdążymy na czas... Ale głęboko w to wierzyłem.
Siedząc przed telewizorem tamtego zimowego wieczoru i słuchając medialnych doniesień, nie zdawałem sobie sprawy, że właśnie zaczynam mieć swój mały, własny udział w „wielkiej” historii. Dotarło to do mnie dopiero prawie pół roku później, w czerwcu, kiedy oczy milionów kibiców z całego świata zwrócone były na Polskę i Ukrainę.
Trzy mecze podczas Euro odbyły się na wrocławskim stadionie, który wspólnymi siłami projektowało i budowało tysiące ludzi, w tym ja i moi pracownicy. W poniższej książce przedstawiam kulisy tego przedsięwzięcia. Życzę miłej lektury!1. Trudny początek, czyli coś z niczego
Na wybór gospodarza Euro 2012 czekaliśmy aż do kwietnia 2007 roku. O prawo do zorganizowania turnieju Polska i Ukraina rywalizowały z Włochami oraz duetem Chorwacja – Węgry. 18 kwietnia 2007 roku usłyszeliśmy upragnioną informację – Komitet Wykonawczy UEFA ogłosił wówczas, że to właśnie Polacy wraz ze wschodnimi sąsiadami będą organizować jedną z największych imprez piłkarskich na świecie.
Od tego dnia w kraju rozpoczęły się gorączkowe przygotowania. Władze sześciu miast: Gdańska, Poznania, Krakowa, Chorzowa, Warszawy oraz Wrocławia ubiegały się o przyznanie im statusu Miasta Gospodarza Euro 2012. W najbardziej krytycznych momentach, na przykład gdy w mediach pojawiły się wątpliwości, czy budowa stadionu we Wrocławiu ma szansę zostać dokończona, odrzucone kandydatury Krakowa i Chorzowa powracały jako ewentualne miejsca rozgrywek. Niektórzy wprost przepowiadali, że Wrocław straci prawo do organizacji turnieju.
My, czyli kadra inżynierska Generalnego Wykonawcy Instalacji (GWI), nigdy nie braliśmy takiej ewentualności pod uwagę.
***
Na przełomie 2009 i 2010 roku nastąpiła kontrowersyjna zmiana Generalnego Wykonawcy (GW). – W planie pierwszego wykonawcy generalnego, który wygrał przetarg, zakładano wylewanie pewnych elementów żelbetonowych na mokro – opowiada pan Bolesław Marciniszyn, inspektor ds. sanitarnych w spółce Wrocław 2012. – W praktyce oznaczało to, że w żaden sposób nie zdążymy wybudować stadionu na Euro. Nikt nie widział szans na poprawę sytuacji. Kiedy opóźnienia sięgnęły trzech miesięcy, Prezydent Miasta Wrocławia wypowiedział umowę temu konsorcjum i z wolnej ręki wybrano bawarską firmę Max Bögl. Niemcy zaproponowali składanie stadionu z prefabrykatów żelbetonowych, co pozwoliło nam ukończyć budowę na czas, choć termin i tak był dość krótki – wspomina pan Bolesław Marciniszyn. – Generalny Wykonawca został podmieniony po zamknięciu najtrudniejszych prac, po tak zwanym „wyjściu z ziemi”. Oznaczało to, że miejsce, w którym miał powstać Stadion Miejski, było już wtedy przygotowane na rozpoczęcie budowy.
***
Sytuacja wyglądała wówczas następująco: do Euro pozostały już tylko dwa lata. Pierwszy Generalny Wykonawca wytoczył miastu proces o sposób wyboru swojego następcy. Media spekulowały zaś, które miasto zastąpi Wrocław w charakterze gospodarza Euro 2012. Na Ukrainie były już natomiast gotowe stadiony w Doniecku oraz w Charkowie.
W tym samym czasie nowy Generalny Wykonawca, wybrany w uproszczonej procedurze, rozpoczął poszukiwania kadry inżynierskiej. Liczył się czas, szukano byle kogo, bez żadnego porządku, ponieważ nikt właściwie nie wiedział, kogo należy szukać – ludzi, którzy stworzą projekty od podstaw, czy może tylko kadrę wykonawczą. Czy kontynuować prace projektowe w firmach, które rozpoczęły prace za czasów poprzedniej ekipy, czy tworzyć je zupełnie od nowa... Kiedy rozważano powyższe kwestie, zapanował chaos, dreptanie w miejscu – nic nie posuwało się do przodu.
Rozmowy kwalifikacyjne nowego Generalnego Wykonawcy z przyszłymi kierownikami robót prowadzone były w hotelu Diament we Wrocławiu przy ul. Muchoborskiej 10.
Podczas rekrutacji kandydaci, oprócz oczywistych formalności, takich jak dostarczenie CV czy listu motywacyjnego, musieli zaprezentować się od strony praktycznej. Rozmowy prowadzone były w językach angielskim oraz niemieckim. Na wszelki wypadek zaangażowano tłumaczkę, służącą radą i pomocą, w razie gdyby zestresowany inżynier napotkał trudności w prezentowaniu swoich rozwiązań technicznych.
Poszukiwania kadry inżynierskiej stanowiły tylko niewielką część zadań, jakie należało wówczas wykonać. Generalny Wykonawca wkroczył na budowę już w marcu 2010 roku, ale w dalszym ciągu brakowało projektów wykonawczych niezbędnych do rozpoczęcia montażu instalacji. GW zdecydował się zlecić tę pracę jednej dużej firmie, pozbywając się tym samym problemu.
***
W maju 2010 roku na polu golfowym, gdzieś w Niemczech, spotkali się prezesi dwóch dużych niemieckich firm. Pozornie rozgrywali mecz. Prawdziwy powód spotkania był jednak inny. Prezesi, podkręcając golfową piłkę, prowadzili rozmowy, które jeszcze w tym samym miesiącu zostały sfinalizowane kontraktem podpisanym pomiędzy nowym Generalnym Wykonawcą a Generalnym Wykonawcą Instalacji (GWI).
Ponieważ do piłkarskiego turnieju było jeszcze „dużo” czasu, a inwestorzy mieli spory zapas optymizmu, to – jak zwykle w takich sytuacjach – wybrano opcję najbardziej karkołomną. Porzucono wszystkie dotychczasowe, rozsądne pomysły, które zakładały wykorzystanie projektów wykonanych już częściowo przez poprzednią ekipę. Właściwie, po drobnych korektach gotowych do realizacji, podjęto decyzję o rozpoczęciu prac projektowych od zera! Kompleksowe zaprojektowanie prac związanych z instalacjami, a następnie ich wykonanie zostały przekazane do realizacji GWI.
***
1 czerwca 2010 roku to pamiętna data. Wtedy to właśnie, jako GWI, weszliśmy na teren budowy stadionu. Wprowadziliśmy się do kontenerów pozostałych po poprzedniej firmie. Zainstalowaliśmy w nich cały nasz sprzęt komputerowy i poligraficzny oraz składarkę do rysunków.
W ten sposób w jednym zwykłym, piętrowym baraku, po wielu przeszkodach i na przekór sceptykom, powstało największe biuro projektowe w Europie. Naszym celem było zakończenie inwestycji w terminie umożliwiającym przeprowadzenie Euro 2012 we Wrocławiu. Na palcach jednej ręki policzyć by można ludzi, którzy wówczas uwierzyli, że stanie się cud i ten cel zostanie osiągnięty...2. Bombina bombina i największe biuro projektowe w Europie
Choć zwykle na budowach znajdują się zespoły projektowe (mniej lub bardziej liczne), których zadaniem jest między innymi kontrola projektu wykonawczego i koordynacja międzybranżowa, to w naszej sytuacji nie było czasu na szukanie zewnętrznej firmy, która wykonałaby tę część pracy za nas. Otrzymaliśmy zadanie, aby stworzyć projekty od podstaw, a następnie – wykonać je.
Główna trudność polegała na tym, że w krótkim czasie, w naprędce zorganizowanym biurze, projektanci mieli przygotować blisko 10 tysięcy rysunków. I miało to miejsce nie gdzie indziej, jak we Wrocławiu, w dawnej wsi Pilczyce , w miejscu, gdzie jeszcze dwa lata wcześniej beztrosko hulał wiatr, śpiewały wesoło ptaki i słychać było rechot żab, a o stadionie nikomu się nawet nie śniło.
***
Bombina bombina to wdzięczna nazwa dla kumaka nizinnego, płaza z rodziny kumakowatych, który szczególnie upodobał sobie wodę jako środowisko życia. W Polsce podlega on ścisłej ochronie gatunkowej. Budowa Stadionu Miejskiego jeszcze nawet dobrze się nie zaczęła, kiedy na bardzo wczesnym etapie prac, nie wiadomo jak i skąd, w stawie (akurat w miejscu, w którym miał powstać stadion) znaleziono żabę z gatunku Bombina bombina.
W związku z kumakiem na teren budowy zjechały się największe autorytety ekologiczne całego kraju, w tym także przedstawiciele partii Zielonych. Do Wrocławia zawitali również ówcześni pracownicy Ministerstwa Ochrony Środowiska. – Postanowiłem zrobić żart ekologom i w materiałach wysłanych do biura rozwoju miasta napisałem, że znaleziono niezwykły gatunek żaby, Bombina maslicesis vulgaris, czyli maślickiego kumaka zwyczajnego – wspomina pan Bolesław Marciniszyn. – Nikt się nie zorientował, że ja sam wymyśliłem tę nazwę. Przepisywano ją później we wszystkich dokumentach.
W ten oto sposób żaba szybko okazała się zaklętym księciem lub – jak kto woli – obrzuconą straszną klątwą księżniczką. Trzeba było natychmiast otoczyć ją troskliwą opieką. Od strony ulicy Królewieckiej, nieopodal końcowego przystanku tramwajowego linii 33 Plus, wykopano drugi staw, aby „maślicki kumak zwyczajny” miał gdzie zamieszkać, gdy w miejscu jego dotychczasowego siedliska powstanie stadion. Żaby nie wolno było dotykać rękami, nogami, nosem ani żadnymi przedmiotami (z wyraźnym uwzględnieniem butów budowlanych) w obawie o jej kruche zdrowie i życie.
Zanim jednak wybudowano drugi staw i prowadzącą do niego żabią drogę, przez cały czas, czyli dwadzieścia cztery godziny na dobę i siedem dni w tygodniu, spokoju jej książęcej żabiej mości pilnowała warta Zielonych. Ostatecznie płaza przeniesiono do drugiego stawu i można było kontynuować budowę. Koszt przenosin kumaka wyniósł około miliona złotych. Dziś Bombina maslicesis vulga ris kumka sobie radośnie w prywatnym stawiku. Ciekawe tylko, komu kibicowała podczas Euro?
***
Z żabich stawów wróćmy jednak teraz do naszego biura projektowego. Jak już wspominałem, mieściło się ono w baraku na powierzchni niewiele większej niż dwa mieszkania dwupoziomowe. To właśnie tam, jak się okazało, rozpoczął się prawdziwy „wielki wybuch”, tworzenie czegoś z niczego. W ciągu dwóch tygodni w naszym biurze pracę znalazło około stu projektantów z całej Polski. Byli oni odpowiedzialni za proces projektowy wszystkich instalacji na stadionie.
– Oczywiście, że wierzyłem, iż się nam uda. Nie zakładałem innej możliwości! – zapewniał Bolesław Marciniszyn trzy miesiące po zakończeniu Euro 2012. – Do widowiska potrzebne są dwie rzeczy: murawa, żeby rozegrać mecz, i krzesełka, żeby widzowie mogli sobie usiąść. Oczywiście, trzeba zapewnić też minimum umożliwiające komunikację, czyli dojazd, parking itd., ale resztę spraw można spokojnie dokończyć później.
I tak też zrobiliśmy. Ale początek był bardzo trudny. Rozpoczynając projekt, nikt z nas nie miał wcześniej styczności z projektowaniem obiektów w kształcie kurzego jaja. Nie mieliśmy jednak wyboru. Setka zupełnie obcych dla siebie ludzi rozpoczęła projektowanie tego wielkiego i nietypowego obiektu.
Prace ruszyły pełną parą. Zaczęliśmy od szybkiej selekcji wszystkich ludzi pracujących w firmie. Zrobiliśmy to, aby podzielić obowiązki. Mieliśmy przygotować projekt nie byle jaki, bo stadionu na Euro 2012, a to wiązało się z dodatkową presją ze strony mediów i opinii publicznej. Podział obowiązków był niezbędny również po to, żeby projekt stworzyli bardziej doświadczeni projektanci, a ci jeszcze „nieopierzeni” mogli się przy nich czegoś nauczyć.
***
Niepisane prawo na budowie mówi, że jeśli już zaczynasz robić coś samodzielnie, to ponosisz za tę rzecz pełną odpowiedzialność. Odpowiedzialności nie ponosisz jedynie wtedy, kiedy nie robisz nic. Dlatego niektóre osoby wolą uciec od swoich obowiązków, ustawiając się w roli sceptycznego obserwatora. I chociaż powinni wziąć sprawy w swoje ręce i po prostu robić to, co do nich należy, nie chcą ryzykować i od razu nastawiają się na niepowodzenie. Dezerterują, nie widząc nawet jeszcze przeciwnika. Wśród osób zaangażowanych w budowę wrocławskiego stadionu byli również i tacy ludzie. Wieszczyli, że projekt nigdy nie powstanie albo zakończy się klęską.
Myślę, że przyczyną takiej postawy było to, że nasi starsi, bardziej doświadczeni koledzy i koleżanki zdobywali praktykę zawodową w czasach głębokiego socjalizmu, kiedy panowały zupełnie inne warunki pracy. Pomimo że wspieraliśmy się ich wiedzą, to my – czyli ci młodsi, rzuceni po raz pierwszy na tak głęboką wodę – wnieśliśmy na budowę optymizm i wiarę w powodzenie przedsięwzięcia.