- W empik go
Stambuł i Pera - ebook
Stambuł i Pera - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 187 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dziwne miasto, ten Konstantynopol! Przepych i nędza, łzy i radość, despotyzm większy niż gdziekolwiek, a zarazem więcej niż gdziekolwiek swobody; cztery odrębne narody żyją pospołu nie żywiąc do siebie zbyt wielkiej nienawiści: Turcy, Ormianie, Grecy i Żydzi; urodzeni na tej samej ziemi, znoszą się nawzajem znacznie lepiej niż we Francji ludzie pochodzący z różnych prowincji lub należący do różnych stronnictw.
Czy było mi sądzone być świadkiem ostatniego odruchu fanatyzmu i barbarzyństwa, który został popełniony na mocy dawnych tradycji muzułmańskicb? Odnalazłem w Perze jednego z najstarszych moich przyjaciół, malarza Francuza, który mieszkał tam od trzech lat, prowadząc dom na szeroką stopę z dochodów osiąganych za portrety i obrazy, co do – wodzi, że Konstantynopol nie żyje w takiej niezgodzie z Muzami, jakby się zdawało. Wyruszyliśmy z Pera – miasta europejskiego, by się udać do Stambułu – miasta tureckiego.
Minąwszy bramę obronną Galaty, trzeba przebrnąć jeszcze przez długą, krętą ulicę, wzdłuż której ciągną się szynki, sklepy cukierników, fryzjerów i rzeźników oraz kawiarnie europejskie; stoliki tychże zarzucone są gazetami greckimi i ormiańskimi; ukazuje się ich pięć czy sześć w samym tylko Konstantynopolu, nie licząc dzienników greckich przywożonych z Morei. Podróżny ma sposobność sprawdzenia swojej erudycji w dziedzinie języków klasycznych, chcąc zrozumieć choć kilka słów owego żywego języka, który się z dnia na dzień odradza. Większość dzienników usiłuje oddalić się jak najbardziej od nowoczesnej gwary zbliżając się do dawnej greki aż do stopnia, po przekroczeniu którego groziłoby im, że nie zostaną zrozumiani. Można tam znaleźć gazety wołoskie i serbskie, a także drukowane w języku rumuńskim, łatwiejszym do zrozumienia dla nas od greki, dzięki znacznej przymieszce słów łacińskich. Wstąpiliśmy na chwilę do jednej z tych kawiarni, by napić się słodzonego gloria; jest to trunek nie znany tureckim kawiarzom. Dalej widzimy targ na owoce, są tam wspaniałe okazy dowodzące żyzności gruntów otaczających Konstantynopol. Wreszcie schodząc wciąż w dół krętymi uliczkami, wśród tłumu przechodniów, trafiamy na przystań, gdzie należy się przeprawić przez Złoty Róg, zatokę szeroką na ćwierć mili, a około jednej mili długą – najpiękniejszy i najbezpieczniejszy port na świecie – dzielący Stambuł od przedmieść Pera i Galata.
Niewielką tę przestrzeń ożywia niezwykły ruch; posiada ona pomost z desek, wzdłuż którego stoją wytworne kaiki. Wioślarze ubrani są w koszule z jedwabnej krepy, o długich rękawach, wielce wymyślnego kroju; łodzie ich mkną szybko dzięki kształtom podobnym do kształtu ryby i przesuwają się bez trudu pośród setek statków wszelkich narodowości, stłoczonych przy wjeździe do portu.
W dziesięć minut później przybijamy do przystani na przeciwległym brzegu, i wchodzimy po stromych schodkach skąd wiedzie droga na Bałyk Bazar, targ na ryby; byliśmy tam świadkami niezwykłej sceny. W jednym z wąskich zaułków bazaru stała kręgiem spora gromada mężczyzn. Sądziliśmy zrazu, że zobaczymy bójkę kuglarzy albo taniec niedźwiedzia. Przecisnąwszy się jednak przez tłum, ujrzeliśmy leżący na ziemi kadłub ludzki, odziany w granatowe spodnie i marynarkę; obcięta głowa, nakryta czapką, umieszczona była pomiędzy lekko rozstawionymi nogami. Turek odwrócił się do nas i powiedział poznając, że ma przed sobą Europejczyków:
– Podobno obcinają także głowy tym, co chodzą w kapeluszach.
Turek żywi zabobonną niechęć zarówno do czapki, jak do kapelusza, muzułmanom bowiem nie wolno nosić nakrycia głowy z daszkiem, ponieważ modląc się muszą bić czołem o ziemię, nie odkrywając przy tym głowy. Oddaliliśmy się czym prędzej nie mogąc patrzeć na tę wstrętną scenę i skierowaliśmy się w stronę bazaru. Ormianin zaprosił nas do swego sklepu, częstując sorbetami, i opowiedział nam historię tej dziwnej egzekucji.
Kadłub z obciętą głową wystawiony był od trzech dni na widok publiczny w Bałyk Bazarze, co było wielce niemiłe kupcom rybnym. Był to trup Ormianina, nazwiskiem Owagim, którego schwytano przed trzema laty in flagranti z Turczynką. W takim wypadku należy wybrać śmierć lub apostazję: Turkowi groziła za to jedynie porcja kijów. Owagim przyjął wiarę muzułmańską. Z czasem poczuł wyrzuty sumienia, że tak stchórzył; osiadł na wyspach greckich i wyrzekł się nowej wiary.
Po trzech latach, sądząc, że jego sprawa poszła w zapomnienie, wrócił do Konstantynopola w ubraniu Europejczyka. Fanatycy zadenuncjowali go i władze tureckie, choć wówczas bardzo tolerancyjne, były zmuszone wykonać wyrok. Konsulowie europejscy interweniowali w sprawie Ormianina, lecz okazali się bezsilni wobec wyraźnej litery prawa. Na Wschodzie prawo jest równocześnie świeckie i religijne; Koran i kodeks stanowią jedno. Sądy tureckie muszą liczyć się z zażartym jeszcze fanatyzmem gminu. Zaproponowano Ormianinowi, że zwrócą mu wolność, jeśli dokona ponownej apostazji. Odmówił. Posunięto się jeszcze dalej: dano mu sposobność ucieczki. Rzecz dziwna, odmówił i tego, twierdząc, że może żyć tylko w Konstantynopolu, że umarłby z tęsknoty, gdyby go znowu musiał opuścić, a ze wstydu, gdyby pozostał tu za cenę ponownej apostazji. Wówczas wykonano egzekucję. Wielu jego współwyznawców uważa go za świętego i wypaliło niejedną świecę na jego cześć.
Ta historia bardzo nas żywo obeszła. Zły los wytworzył taki splot okoliczności, że nic nie mogło już nadać jej innego biegu. Wieczorem, trzeciego dnia po wystawieniu zwłok na Bałyk Bazarze, trzech Żydów, jak nakazywał obyczaj, załadowało je sobie na ramiona i cisnęło do Bosforu, pomiędzy utopione psy i konie, które morze tu i ówdzie wyrzuca na brzeg.
Nie chcę pod wpływem smutnego epizodu, którego na moje nieszczęście byłem świadkiem, wątpić w ducha postępu, jaki ożywia nową Turcję. Podobnie jak w Anglii, prawo pęta wolę i umysły wszystkich, czyniąc je niezdolnymi do słuszniejszego stosowania jego paragrafów. Zdrada małżeńska i apostazja są to dziś dwa jedyne wypadki , w których tak smutne przykłady bywają możliwe.
Przemierzyliśmy wspaniałe bazary tworzące samo serce Stambułu. Jest to solidnie zbudowany kamienny labirynt, utrzymany w guście bizantyjskim, dający obszerne schronienie przed upalnym dniem. Olbrzymie galerie, jedne sklepione okrągło, inne znów zbudowane w kształcie ostrołuków, z rzeźbionymi słupami i kolumnadami, każda z nich poświęcona jest odmiennemu gatunkowi towarów. Niezmierny podziw budzą szaty i babusze kobiece, materie haftowane, lamy, kaszmiry, dywany, meble inkrustowane złotem, srebrem i masą perłową, wyroby złotnicze, a jeszcze większy – wspaniała broń zgromadzona w części bazaru, zwanej bezestan.
Jeden z wylotów tego miasta, które można by nazwać podziemnym, wiedzie nas na plac nader wesoły, otoczony gmachami i meczetami, zwany placem Serasker. Jest to najbardziej przez dzieci i kobiety uczęszczane miejsce spacerów w śródmieściu. W Stambule kobiety są szczelniej zakwefione niż w Perze, odziane w zielone lub fiołkowe firendżi; twarz kryje gęsta gaza, rzadko można dostrzec coś więcej niż oczy i nasadę nosa. Ormianki i Greczynki osłaniają się znacznie bardziej przezroczystą tkaniną.
Całą jedną stronę placu zajmują pisarze, miniaturzyści i księgarze; wdzięczna konstrukcja sąsiednich meczetów o dziedzińcach zasadzonych drzewami, nawiedzanych przez tysiące gołębi, które spadają niekiedy na plac niby chmura, kawiarnie i wystawy pełne biżuterii, wieża przy meczecie Serasker górująca nad miastem, a dalej ciemne mury Starego Seraju, siedziby matki sułtana – nadają temu miejscu cechę wielkiej oryginalności.