- W empik go
Starościna bełzka (Gertruda z hr. Komorowskich hr. Potocka). Opowiadanie historyczne: 1770-1774. Tom 1 - ebook
Starościna bełzka (Gertruda z hr. Komorowskich hr. Potocka). Opowiadanie historyczne: 1770-1774. Tom 1 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 350 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Warszawa,
Nakład i druk S. Orgelbranda Księgarza i Typografa.
1858.
Wolno drukować, pod warunkiem złożenia w Komitecie Cenzury po wydrukowaniu prawem przepisanej liczby egzemplarzy.
w Warszawie dnia 31 Lipca (12 Sierpnia) 1857 r.
Starszy Cenzor, Sobieszczańskl.
MICHAŁOWI
PRUSS – WISZNIEWSKIEMU
Autorowi Historyi Literatury Polskiej
Do Genui przesyła z tą książeczką pozdrowienie
Autor.
D. 25 Października 1856 r. z Żytomierza.WSTĘP.
Oddawna poszukiwaliśmy z ciekawością materjałów, mogących rozjaśnić zajmujący epizod naszej historyi domowej zeszłego wieku, porwanie gwałtowne Gertrudy z Komorowskich Potockiej, z rozkazu jej teścia Franciszka Salezego Potockiego, wojewody Kijowskiego, na tle którego Malczewski osnuł jedyne arcydzieło swoje. Zbieraliśmy powoli akta i korrespondencje odnoszące się do tego ciekawego studium historycznego, i dziś je nareszcie dopełniwszy o ile się dato, przedsiębierzemy wydać, opierając się na bardzo dostatecznej liczbie niewydanych dotąd materjałów.
Wypadek i epoka zarówno ku temu pociągały, nie dla upodobania w skandalu, lecz dla poznania zbliska, tak różnie, opacznie i przesadnie opisywanego zdarzenia, które samemi prawie domysłami i podaniami wypełniano.
Wkrótce po ukończeniu processu tego głośnego w Europie, niemiecki autor dziełka: Briefe
über den itzigen Zustand ton Galizien. Ein Beitrag zur Statistik und Menschen-Kentniss. (Leipzig, 1786 Ester Theil… f. 186), wspomniał wypadek i ubrawszy go w barwy poetyczne, przedstawił w sposób jak najprzesadniejszy. Cały opis tragicznej sceny utopienia, jakby przez naocznego sporządzony świadka, wymyślony dla wzbudzenia oburzenia, które i bez tych amplifikacyi, sam gwałt obudza. Dodano daremnie szczegół o zgładzeniu czterdziestu hajdamaków, dla pokrycia śladów występku.
Może największym powodem zajęcia się Gertrudą Komorowską, był poemat Malczewskiego, osnuty na tym wypadku, ale w świetle poetycznem i wsposób poetyczny go przedstawujący. Sam Malczewski nie wskazuje bynajmniej źródła Maryi, ale się go łatwo domyśleć było: Bielowski wydając we Lwowie ten poemat wr. 1845, pierwszy przyłączył doń dwa ważne akty urzędowe, tyczące się porwania Komorowskiej: intercyzę przedślubną i manifest Komorowskiego…
Dwa te dokumenta stanowiły już podstawę i służyły do poszukiwania dalszych. Szczęśliwy traf nastręczył mi w przeciągu lat dziesiątka, z kilku archiwów familij z Potockiemi połączonych, kopje ważniejszych papierów sądowych, odnoszących się do tej sprawy. Na kilka lat przed śmiercią swoją ś… p. Konstanty Świdziński z bogatych zbiorów swoich udzielił kopij większej części listów tu użytych, z których nam korzystać dozwolił; wreszcie kilku zacnych i poczciwych przyjaciół i znajomych chętnie spiesząc z pomocą pracującemu (co u nas powszechne, a czego gdzieindziej nieszukać), postarali się o dopełnienie materjałów, z jakich tę pracę dziś składamy. Naostatek z akt i metryk koronnych wypisy przygotowane przez T. L. Tripplina, a ułożone przez F. H. Lewestama, których nam chętnie udzielił p. S. Orgelbrand, dopomogły do skompletowania wiadomości potrzebnych. Z tego wszystkiego urosła dosyć ciekawa wiązka materjałów, których z największą sumiennością i umiarkowaniem użyć staraliśmy się, niechcąc wcale pisać powieści, a zatem nie odgadując nic, niczego się nie domyślając usiłując zbadać najdrobniejszy szczegół tego straszliwego wypadku, i długiego, upartego processu, jaki za sobą pociągnął. Nic też tu nie ma wrzuconego dowolnie, dodanego dla kolorytu, którego obficie dostarczały oryginalne listy jakieśmy mieli w ręku; każda drobnostka opiera się najakimś rękopiśmie, na wzmiance w korrespondencyj, na dowodach lub podaniach współczesnych.
W ciągu lat tych czterech, przez które process się przedłuża, niepodobna było zaniedbać tła historycznego, na którem się ono rozwija, nie rozszerzaliśmy się malując je; niezbędnem się wszakże zdało, dać epizodyczne obrazy osób, charakterów i współczesnych wypadków, objaśniających ubocznie rzecz naszą.
Nie będziemy tu obszerniej tłumaczyli się z formy nadanej temu fragmentowi studjów z epoki Stanisławowskiej, które na szerszą daleko skalę rozpoczęliśmy i wykonać chcemy, jeśli ta próba za coś wartą uznaną stanie. Sama rzecz niech się tłumaczy i wyrobi sobie przyjęcie lub odrzucenie. Za jedno tylko raz jeszcze zaręczyć mżemy, to za wierność i sumienność cytat, i jak najoględniejsze użycie materjałów, którym to tylko mówić każemy, co one same powiedzieć chciały. Główne źródła nasze Przywodzim wszędzie, inne jakkolwiek z mnóstwa notat i tysiąca z góry listów, trudno co chwila przywodzić, uroczyście zaręczamy, że ze współczesnych i autentycznych wzięte są materjałów, które chętnie ukażemy każdemu, ktoby je sam chciał oglądać.
Oprócz korrespondencyi, która stanowi podstawę tego Studjum, użyliśmy pamiętmików współczesnych, zwłaszcza Chrząszczewskiego, któregośmy w części ogłosili, Anonyma ze Smotryczówki, zdaje się p. Cieszkowskiego.
Zresztą w osądzeniu tej sprawy staraliśmy się być sędzią bezstronnym, niepobłażającym nikomu, nie szliśmy całkiem za opinją opartą na legendach, ale usiłowaliśmy dobadać się prawdy i okazać rzecz w istocie jak była. Niestety! od Maryi jak daleko do Gertrudy, od owego Wojewody do Franciszka Salezego, od Miecznika do Kasztelana Santockiego, od Wacława do Bełzkiego Starosty! – jak różną jest prawda poety od prawdy rzeczywistości. Smutny to obraz, tęskna także Malczewskiego powieść, i w obu jest poezja, ale jak odmienna, jak in – na, – jak lepszy i piękniejszy wyśniony świat poety!
Niemniej trudno się było wyrzec odsłonienia uroczej mgły przez którą dotąd patrzaliśmy na ten wypadek, tak dziwnie przypadający w dziejach naszych, wśród rozruchów konfederacyi i pierwszego, podziału, że go ważniejsze współczesne zaprzątnienia wprędce przed oczyma ludźmi zakryły. Dziś też zimniej i bezstronniej możemy osądzić winy wszystkich, co udział i mieli w tym brudnym i ohydnym dramacie: płochość Stanisława Potockiego, barbarzyńską surowość jego ojca, dziwactwo matki, zabiegliwość Komorowskich, przedajność sędziów, i niepewność obrońców, łakomstwo tych, co się tknęli w jakikolwiek sposób tego drażliwego interessu, który miljony kosztował, – i prawdy nie odsłonił. Dziś może dopiero, po upływie lat kilkudziesięciu, process ten wyrokiem wnuków się zakończy, i nad mogiłami oprawców i ofiary westchnie przechodzień, litując się tylko nad niemi
D. 49 grudnia 1856.
Żytomierz.I.
Szlachecka równość w dawnej Polsce, więcej daleko w prawie zasadniczem, niżeli w obyczajach się utrzymywała; mówiono o niej co chwila, pisano bardzo wiele, przypominano często, odwoływał się do niej każdy, mając do czynienia z możniejszym bogactwy i wpływami, ale rzadko kto miał na pamięci gdy szło o zbratanie się z niższym. Prawo w zasadzie uznając szlachtę całą jednem ciałem, rozróżniało wprawdzie wśród stanu rycerskiego starszyznę senatorską, ale znaczenie jej i powaga powinno się było ograniczać czasem urzędowania; gdy w rzeczy zawsze inaczej się działo i coś z rodziców spływało na dzieci. Szlachcic na zagrodzie równy wojewdzie, powtarzano z końca w koniec Polski, jednakże ani to było, ani być mogło prawdą. Na chwilę wśród wyborczych zjazdów, gdy większość panów braci potrzeba było sobie pozyskać, gdy szło o szable i głosy szlacheckie, nieraz panowie odzywali się przyznając do równości i mięszali popularnie do tłumu zagrodowej braci; ale nie jeden książę przyciskając do piersi szaraka, dusił go aż mu guzika kontuszowego piętno na czole zostawił, a w łonie tego różnolicego rycerskiego stanu, począwszy od szlachcica, co sam swą rolę przypasawszy szablę uprawiał, do pana którego dobra całą zajmowały prowincję, nieskończone dostrzegały się odcienia. Nie mówię już o Litwie, gdzie z powodu wielkiej ilości rodzin książęcych równość szlachecka późno i powoli się wyrobiła, nigdy nie będąc istotną rzeczywistością, ale w samej Polsce z latami wyrosła mimo prawodawstwa, arystokracja potężna. Szlachta patrzała na nią okiem nieufnem, opierano się jej przemocy począwszy od Zygmunta I, czując na siłach, niedopuszczano cudzoziemskich tytułów, broniono mnożenia się ordynacjom, nie chciano orderu Niepokalanego Poczęcia, hałasowano prawie na każdym zjeździe na coraz wyraźniej z łona braterstwa szlacheckiego wybijającą się arystokracją, jednakże ani moc praw, ani ta pilność i czuwanie nie mogły zapobiedz przewadze rodzin, które już w XVIII wieku stanowiły rzeczywiście rząd kraju, miały w rękach sprawę publiczną i za sprężynę posłuszną używały szlachty, kierując nią zręcznie jak się im podobało, pod hasłem dobra publicznego i swobód narodowych.
Przed XVIII wiekiem, choć przemożnych kilka rodów pragnęły utrzymać się na raz osiągnionem stanowisku i dosyć zręcznie chodziły koło tego, silniejsze jeszcze prawo nie sprzyjało wcale długiemu trwaniu przewagi w jednej familii, bo zasługą mierzyła się siła obywatela, nie jego urodzeniem i mieniem. Rzeczywiste znaczenie dawały zajmowane urzędy, pomagały doń bogactwa: urodzenie było rzeczą podrzędną. Najarystokratyczniejsze rodziny stare ustępowały miejsca nowo wyrastającym z nicości. Szlachta drobna niedawno w łonie braterstwa nienieznacząca, podnosiła się z kolei do znaczenia i przewagi.
A wszedłszy na scenę każdy herbowny szlachetka, łatwo mógł wyjąc z kieszeni przyczajonych antenatów i kolligatów, bo ich nikomu nie brakło.
W ciągu kilkuset lat, zmienia się w ten sposób kilkakroć grono senatorskie starszej braci, mało kto w niemnie znajdzie przodka lub krewnego; wśród imion starych za każdą razą nowe spotykasz, choć nie każdy z tych nowo zaciężnych umie za sobą w koło magnackie pociągnąć rodzinę. Niektóre imiona raz się ukazują i nikną; inne idą po sobie szeregiem, spadkiem niemal, biorąc krzesła i starostwa. W panagirykach choćby dla deputatów na trybunały pisanych łatwo się przekonać, jak każda młoda illustracja, miała w zapasie znakomitych pradziadów i długą prozapję.
Ztąd w XV np. wieku inna wcale jest arystokracja Polski, inna już w XVI, a w XVIII zmieniona i nowemi cale ubogacona imiony nieznanemi wprzódy. Nie jedna rodzina która potężną miała przewagę w dziejach pierwotnych, maleje i roztapia się później w szlacheckim świecie, schodząc na zagon z którego wyszła; inne niespodzianie jak grzyby z ziemi wyrastają. Kto za Zygmunta III, gdy Żółkiewski wydawał uniwersały, rozkazując chwytać i imać awanturnika i partyzanta Zborowskich Ludwika Poniatowskiego, gdy Krystyna z Ducbnik Poniatowska prorokowała w snach magnetycznych protestanckim marzycielom, domyślać się mógł, że z tej samej rodziny zasiędzie później jeden na tronie i od włoskich… cielców, ciołka będzie na polskich łąkach utuczonego wywodził?
Tak Tęczyńscy upadają i wygasają z imieniem, później Koniecpolscy, tak Lubomirscy stara szlachta na panów z soli wyrasta w XVII wieku, tak inni później zbogaceni i przeważni, ledwie w Paprockim się wspominają. Ciekawych w tej mierze porównań dostarczają herby rycerstwa, postawione obok Korony Polskiej Niesieckiego, w której i mogił i kolebek stoi przy sobie mnóstwo.
Imiona, rodziny, znaczenie, wielkość, wszystko w świecie przechodzi jako cień Hioba (velut umbra) i więdnieje jak trawa. Miejsce ich zajmują nowe pokolenia i nowe krótkotrwałe olbrzymy. W papierach nie jednego dziś zagrodowego szlachcica, znalazłoby się czem wielkiemu panu pochwalić, ale na co się zdało wnukom, w których nie ma serc pradziadowskich.II.
Do najstarszych w Polsce rodzin, policzyć można przeważnego już znaczenia w początkach XVII wieku, i w XVIII, familję Pilawilów Potockich; krzyż ich herbowny wprawdzie nie zjawia się tak rychło jak Jastrzębiec i Srzeniawa, ale już w XII i XIII wieku, na jaw w dziejach wychodzi. W szlachestwie naszem, gdzie nie imie od mienia wzięte, ale herb szczyt rodziny stanowi, Pilawa wprzódy się wsławia na tarczy Moskorzowskich niż Potockich, wprzód może wydaje familję Tworowskich dziś tak jak zgasłą, niż wsławionych później Potockich. Rozrodzona rodzina Pilawilów, poczyna, jak u nas pospolicie, od imion (majętności) brać nazwiska rodowe, i tak powoli wyróżniają się z łona jednego pokolenia, naprzód Moskorzowscy, Tworowscy, może Borowscy nawet, aż ze Złotego
Potoka mianują się niektórzy Potockiemi, i ród ich najprzód ukazuje się w gnieździe krakowskiem.
Przodkiem mystycznym całego domu Pilawitów wspólnym jest niejaki Żyrosław, postać legendowa, którą heraldycy nasi umieścili w XIII wieku. Ten, jak podanie głosi, dobić się miał herbu swego w wojnie z pogańskiemi Prusami, i półtrzecia krzyża oznaczać mają dwa przezeń otrzymane zwycięztwa i ubicie hetmana, które za pół trzeciego stało. Niesiecki dosyć słusznie od herbu Prus wywodzi Pilawę, krytykując ten pomysł poprzedników swoich; nie tylko bowiem – w sposób jaki on przywodzi – powstać z niego mogła nadaniem monarszem, ale przy rozrodzeniu, jak się często trafiało, za dobrowolną zgodą familii i tu zrobić się to mogło, że bracia jeden krzyż, drugi półtora, trzeci półtrzecia, dla rozróżnienia potomków a zachowania pamięci pochodzenia pobrali, jak Porajczykowie różnobarwne róże swoje.
Jakkolwiekbądź, nad wiek XIII trudno dalej sięgnąć szukając pierwiastków Pilawy, co ją od wielu herbów pruskich późniejszą czyni, i do tego odnosi czasu, gdy największa liczba herbo – wnych szczytów u nas powstała, na wzór podobno zachodni ukształtowanych.
Od tego Źyrosława pierwszego przodka, rozrastają się później rodziny Moskorzowskich, Tworowskich, Buczackich, Kamienieckich, Pilawskich, Żelisławskich i wiele innych.
Złoty Potok, gniazdo pierwotne familii, jak widać z dziesięciny do Jędrzejowa składanej, istniał już w XII wieku, razem z Borową, z której pisali się Pilawitowie Borowscy, inna gałęź tejże rodziny. Zrazu nie wznosi się familja zbyt szybko i gwałtownie, rośnie w cieniu powoli; Jan z Potoka zjawia się na dworze Elźbiety Węgierskiej, Włostko w XIV wieku kasztelanem Wiślickim; pochwala ich nasz poczciwy Niesiecki, że zawsze szacowali równość szlachecką, powiadając o nich –"lubo od początków swoich, w najpierwszej w tej ojczyźnie godności kwitnęła familja Potockich Pilawitów, przecież równość z drugiemi tak kochali zawsze i świątobliwie obserwowali, że się exotycznym tytułem i chlubnym z cudzych krajów przywożonym prerogatywom książąt, hrabiów, margrabiów, lu – bo się do nich wpraszały i nieraz, pomieścić nie dopuszczali."
Jeszcze za Zygmunta I, rodzina ta nie była się ani do wysokich godności, ani do wielkiego znaczenia podniosła, liczyła się do dobrej, starej zamożnej szlachty, nic więcej. Kolligacje ich z razu skromne, illustracje maluczkie; Bernard opalem w Jędrzejowie, potem imiennik jego wsławia się męztwem i przymiotami dobrego żołnierza w r. 1512, w wyprawie na Tatary, pod Wiśniowcem; wreszcie Jakób, syn Macieja; chorążego Krakowskiego, który rycerskiego rzemiosła uczył za młodu ostatniego z Jagiellonów, zostaje marszałkiem dworu Zygmunta Augusta.
Z razu, i długo potem jeszcze, więcejto żołnierze niż dyplomaci – szabliska i serca mężne. Począwszy od XVI wieku rośnie rodzina przez związki, przez urzęda piastowane, i nagle do coraz większego podnosi się znaczenia. Wyliczyć tu sławniejszych bodaj mężów z tego rodu niepodobna, były to czasy i dla krają i dla pojedynczych rodzin szczęśliwie, urodzajne w ludzi, bogate w cnoty.
Wielkości i przewagi dorabiano się krwią własną, poświęceniem, zusługą, nie szablami najętej szlachty na sejmikowych zjazdach… Tak przyszedł do sławy i laski królewskiej wojewoda Bracławski, nad którego lepszego żołnierza, bieglejszego wodza i wierniejszego sługi nie miał Zygmunt III. Jego sprawy w Inflantach, z Tatary, Wołoszą i rokoszami szeroko opisują historycy. Cala wówczas liczna już rodzina Potockich stała przy królu: Jan, Jędrzej i Jakób, i im zwycięztwo odniesione pod Guzowem przypisywano. Bracia Jana, jak on, żołnierze byli dzielni i nie schodzili prawie z placu. Za jego czasów, niejako tradycją familijną stało się wojenne rzemiosło i świątobliwa żona Jędrzeja, kasztelana Kamienieckiego, natchniona mawiała przecuciem pobożnem, że póty Pilawitowie kwitnąć nie przestaną, dopóki skarb koronny w ten dom nie wnijdzie, to jest dopóki z hetmanów i żołnierzy, na dworaków i ministrów się nie zmienią. Nie wiem, czy skutkiem tego poddania, czy z innego powodu żaden Potocki nie starał się nigdy o podskarbstwo, i w szeregu urzędników, nie znajdujemy tego imienia; jedni za to po drugich hetmanili wojskom rzeczypospolitej, stale trzymając się zawsze partji królewskiej i dworskiej, nie mieszając się do fakcji domowych, co także do ostatnich niemal czasów, było prawidłem postępowania dla całej rodziny.
Stanisław zwany Reverą, od łacińskiego przysłowia, którego często używał, był jeden z najznakomitszych rodziny bohaterów. Pod Guzowem ze stryjami począwszy pierwsze pole, zaprawiwszy się przy boku starych żołnierzy, już z placu nie schodził i dorobił się w końcu buławy hetmańskiej, którą mu już sześćdzesiątletniemu na drodze do Lwowa, chłopek orzący nad gościńcem wyprorokował, oddając wyoraną starą i zardzewiałą z jakiegoś pobojowiska buławę.
Wziął ją w ciężkie czasy po Kalinowskim zabitym pod Batowem, najprzód mniejszą, potem wielką po Mikołaju Potockim, i silną dźwigał dłonią. Śmierć jego piękna, jak życie, konający już, pytającym go, czyby nie cierpiał, odpowiedział z uśmiechem spokojnym:
"Śmierci się nie lękam, bom jej sam nieraz dla Boga i ojczyzny w wielu szukał potrzebach."
I z wiarą głęboko tak wizerunek Ukrzyżowanego uścisnął w dłoniach zastygających, że mu jaż zmarłemu ledwie go z rąk dobyć było można. Wielki istotnie mąż, w nim rodzina Potockich wydała ideał swój, którego żaden z następców już dosiądź nie umiał: mniej pan i dworak niż żołnierz, pracował krwią i potem życie całe, nie chlubiąc się, i re vera na buławę i sławę poczciwie zarobił.
Jeszcze światłem podobnem jaśnieje Jędrzej II, kasztelan Krakowski i hetman polny koronny, do rycerskiego wcześnie wprawiony rzemiosła, człowiek wielkiego znaczenia i powagi, który w czasie wiedeńskiej wyprawy namiestnikiem w kraju był zostawiony przez Sobieskiego, a syn jego Stanisław na czele ojcowskiego i familijnego pułku, pod murami tego grodu życie w ofierze położył. Hetmanią tak godni imienia wielkich jakie im dawali Turcy, Stanisław, Feliks, Mikołaj, Jędrzej, Józef wreszcie, pokrewniąc się z najznaczniejszemi domami w Polsce, rosnąc powoli w bogactwa niezmierne, w znaczenie, rozprzestrzeniając swe wpływy, niezmiennie trzymając się dworu królów i strony rządowej, przeciw której aż do Poniatowskiego prawie, nie widzierny ich w opozycji nigdy. Ale od Rewery, do ostatnich, których wymieniliśmy, w charakterach] tych, zawsze jeszcze wielkich i wspaniałych postaci, jest różnica wielka! wpół żołnierze jeszcze, ale już na pól dworacy, wychowani z cudzoziemska, ciągle obcując z królmi i książęty, z któremi na równi stawi ich majątek i imie głośne, Potoccy podnosząc się w majętności i przewagę, licząc się do pierwszych w państwie rodzin, przybierają coraz wyrazistrze cechy dyplomatów, dworaków – ze szlachty rycerskiej jaką byli w początku, stają się panami, z hetmanów mężnych, politykami przebieglemi.