- W empik go
Starościna bełzka (Gertruda z hr. Komorowskich hr. Potocka). Opowiadanie historyczne: 1770-1774. Tom 2 - ebook
Starościna bełzka (Gertruda z hr. Komorowskich hr. Potocka). Opowiadanie historyczne: 1770-1774. Tom 2 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 390 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
J. I. Kraszewskiego.
I tak Wacław od razu wszystko w świecie traci: Szczęście, cnotę, szacunek dla ludzi swych braci… Ant. Malczewski.
TOM II.
WARSZAWA,
Nakład i druk S. Orgelbranda Księgarza i Typografa. 1858.
Wolno drukować, z warunkiem złożenia w Komitecie Cenzury po wydrukowaniu, prawem przepisanej liczby egzemplarzy.
w Warszawie dnia 31 Lipca (12 Sierpnia) 1857 r.
Starszy Cenzor, Sobieszczański.XXXIX.
Sprawa z Komorowskiemi plątała się jakoś coraz bardziej, – szukano osoby aż po klasztorach, co naturalnie bolec musiało i niepokoić Wojewodę, gdyż takiemu śledzeniu zapobiegano dotąd wszelkiemi środkami, i w processie Chełmskim starano się forsownie, aby się bez stawania osobistego obeszło. – W rzeczy nie o panny zakonne Sokalskie, ale chodziło o dotknięcie kwestyi, która kryminał mogła poruszyć, jakiego motorem był Wojewoda. Komorowscy choć ostróżnie i próbując gruntu, posuwali się coraz dalej.
Z drugiej strony cała rodzina Wojewody, wszystko co imie Potockich nosiło, wzięło się za tę sprawę, jeśli nie z przekonania o jej dobroci, to dla starcia plamy, która wedle pojęć ówczesnych, na cały ród padała.. Mamy dowody jak dalece obchodziło to wszystkich Potockich i skupiało ich usiłowania ku jednemu celowi, ale najbardziej zadziwia współdziałanie sławnej swojego czasu z prawości charakteru, dowcipu i zasad najgruntowniejszych Katarzyny Kossakowskiej, Kasztelanowej Kamińskiej. Jest to jedna z postaci w tej epoce najbardziej zajmujących, pełna charakteru i energii kobieta, którą pominąć trudno, nieskreśliwszy choć przelotnego jej wizerunku, ze źródeł i podań, jakie do nas doszły. Szczęściem mamy tu w pomoc pamiętniki Anonyma (prawdopodobne Cieszkowskiego), kilkakrotnie tu wspominane, których [cały rozdział poświęcony jest Kasztelanowej Kamińskiej.
Katarzyna Kossakowska z domu Potocka, młodziuchną jeszcze, jak to wówczas zwyczajnie w domach pańskich się działo, z woli rodziców wydaną została za bardzo majętnego Stanisława Kossakowskiego (w r. 1740 Kasztelanem Kamińskim kreowanego, a w r. 1754 zmarłego), ostatniego z tej linii Kossakowskich, który na nieszczęście nic oprócz fortuny nie miał za sobą. Opisują nam go jako człowieka odrażającej powierzchowności, wzrostu ledwie półtora łokcia przechodzącego, z ogromną głową, co przy stroju polskim najdziwaczniejszą dawało mu postać; prócz tego był niedołęga i niespełna miał rozumu. Idąc zań, choć w młodej i dość pięknej dziedziczce imienia Potockich wstręt wzbudzał, dała, już dowód wielkiego zaparcia się i posłuszeństwa rodzicom, ale większej jeszcze cnoty z jej strony było dowodem, przeżycie z laką poczwarką lat kilkunastu spędzonych najprzykładniej, najprzyzwoiciej, cierpliwie i zgodnie. Po śmierci Kasztelana choć młodą jeszcze, bezdzietną i bogatą została wdową, nie chciała już powtórnie iść za mąż i we wdowim wytrwawszy stanie, cala dla rodziny Potockich wylana, dotrwała do śmierci.
Mamy dwa jej sztychowane potrety, Prixnera i Pechwil'a, z obu nie widać wdzięków, ale twarz rozumna, wejrzenie przenikliwe, wiele w nich życia i powaga pańska… jakoż z tego co wiemy o niej, widać, że Kasztelanowa Kamińska więcej miała męzkiego w sobie niż kobiecego charakteru, śmiałość wielką, wolę stateczną, męztwo i tęgość Potockich wszystkich. Zwano ją pospolicie hi c mulier.
W tych czasach, gdy się powieść nasza toczy, jak wiele innych niewiast, jak Księżna Lubomirska Marsz. Koronna, jak Mniszchowa, –mięszała się czynnie do spraw publicznych, wiedząc o wszystkiem, co się gdzie działo, korrespondencję utrzymując ogromną, forytując i popychając swoich stronników. Polityka widać wchodziła w skład zajęć kobiet wielkiego świata, które często jak Mniszchowę, Bürhlównę z domu, posyłano do Wiednia winteressach Saskich, używano do praktyk tajemnych i t… p.
Listy Kasztelanowej Kamińskiej, których liczne pozostały kopje, bo wiele z nich rozpowszechniły się bardzo i po kraju rozniosły, ukazują istotnie umysł męzki, wytrawny, chłodną i przyzwoitą formą dyplomatyczną odziany, choć w życiu prywatnem Kasztelanowa często krew zimną poświęcała dowcipowi, i nie wahała się nigdy surowej choć przykrej wypowiedzieć prawdy. W czasie Sejmów, Trybunałów, Kon – federacyi całą siłą popierała zawsze swoich Potockich, do których imienia gorąco była przywiązana. Ta męzkość i zajęcia nie pozbawiły jej kobiecej czułości, była bowiem wielce miłosierną i chętnie wspomagała biednych. Byle ją doszła wiadomość o nieszczęściu, o potrzebie wsparcia, pospieszała z niem sama, nie dając się o nie prosić. Co do pojęć o stanie i potrzebach kraju, do którego silnie przywiązaną była, zdaje się, że wielce się od innych członków, rodziny swej różniła. W czasie Konfederacji mocno ją obchodził los Generalności, w 1794 r. pieniędzmi i wpływami dopomagała Kościuszce i wcale się z sympatjami swemi nie taiła. Że się jej podobało zostać w Galicji, straciła dobra na Rusi, które po niej żywej, niby w spadku uprosili sobie, przez Hrabiego Zubowa, PP. Komarowie.
Za Sasa jeszcze, gdy Potoccy zabierali się króla Augusta zrzucić z tronu, uczestniczyła w zawiązującej się pod ich naczelnictwem konfederacji. Wyniesienie na tron Poniatowskiego uczyniło z niej zawziętą króla nieprzyjaciółkę. Zjazd w Założcach spełzły na niczem, nie obszedł się także bez jej udziału, a gdy Wojewoda Kijowski zmuszony dać na siebie rewers, cicho się zachowywał, ona jako kobieta swobodniejsza, pozostała jawnie przy dawnych uczuciach i nie przestała działać w jednym duchu.
Konfederatom Barskim dopomagała, dzielnie się ruszając, i ze swego majątku Michałowi Krasińskiemu Podkomorzemu Rożańskiemu, bratu Biskupa Kamienieckiego, Marszałka konfederacji, przesłała przez Cieszkowskiego 300, 000 złp… o czem wszystkiem tak mówiła głośno, bez pokrywki żadnej, jak o rzeczy najnaluralniejszej.
W r. 1767 z tego powodu zawieziono ją pod eskortą do Warszawy, bo się zbytkiem gorliwości i krzątaniem a pisaniem sama dobrowolnie na to nastręczyła. Król, gdy ją do stolicy przywieziono, udając że nic o powodach przybycia jej nie wiedział, spytał zobaczywszy, coby tu porabiała?
– A cóż Mości panie, odparła mu żywo, – Warszawa tu jakąś poczwarę ma urodzić, więc mnie do babienia sprowadzili. Przez cały czas trwania ruchów konfederacji strzeżona i miana na oku, musiała mieszkać w Warszawie, bezpozwolenia na krok, nawet do Radzynia, oddalić się jej nie było wolno. Jako opiekunka małoletnich synów Potockiego Generała Artyllerji litewskiej, i wpływ mająca na familiją przeważny, tembardziej czujnemu dozorowi podlegała, na co zżymając się, – powtarzała.
– Ot! patrzcie jacy mocni, jednej się obawiają kobiety..
Nie szczędziła też króla, gdy o nim mówić przyszło, i nigdy go inaczej nie zwała, jak z przydomkiem pewnym; w Warszawie obawiano się jej i szanować musiano, bo język miała nie pohamowany, ostry i nie szczędziła nikogo.
Raz zaproszona na obiad do Młodziejowskiego Biskupa Poznańskiego, w piątek zastała stół z mięsem, nie chciała więc jeść, gospodarz mocno zapraszał i naglił.
– Jako prawdziwa Polka posty zachowuję, odpowiedziała.
– A ja, jako biskup miejscowy, mając władzę dyspensowania, grzech ten biorę na moje sumienie, zawołał Młodziejowski.
Kasztelanowa Kamińska, zawołała na to z uśmiechem.
– Byłoby to dla mnie dostatecznym, ale się boję, aby po śmierci W. Ekscellencji nie było potioritatis na jego sumieniu, – mogłabym spaść z tablicy.
Wiadomo jakiej ks. Biskup Poznański sławy używał, przycinek był ostry, –od kobiety znieść go trzeba było z uśmiechem.
Podobnie Księciu Michałowi Czartoryskiemu, Kanclerzowi W. Litewskiemu, który od niej żądał zadzierżawić dobra przyległe do Wołczyna na Litwie, gdy jej o tem wspomniał, odpowiedziała:
– Bałabym się z W. Ks. Mością w jakiekolwiek wchodzić tranzakcje, jużeście wassaństwo ze swoim siostrzeńcem kraj nam zatradowali, cóżby to z mojemi majątkami było!
– W Pani zawsze jednej używasz broni! odparł Ks. Czartoryjski.
W jednem towarzystwie Prymas Podoski coś opowiadając, niefortunnie się wygadał.
– Różne nieszczęścia z ojczyzną się naszą pożeniły… na co Kossakowska słuchająca z boku dodała:
– O czem W. Ks. Mość wiesz najlepiej, boś im ślubną intercyzę podpisał.
Prymas oburzył się.
– A familja Potockich grób jej kopie, rzekł żywo…
– Że W. Ks. Mość na tym pogrzebie celebrować nie będziesz, za to ręczę, nie zmięszana dokończyła Kasztelanowa.
Po pierwszym podziale większa część dóbr P. Kossakowskiej wpadła w kordon austrjacki, pojechała więc do Wiednia i bardzo grzecznie przez Cesarzową przyjętą została. Sława dowcipu już ją tam poprzedziła. Na nieszczęście żadnym prócz polskiego, nie mówiła językiem, ale ten ze swego podobieństwa z czeskim łatwo się dawał zrozumieć i Cesarzowej i Cesarzowi Józefowi II.
– Jaka to szkoda, rzekł raz do niej Józef II, że się z panią po niemiecku rozmówić nie mogę….
– N. Panie, odpowiedziała, my mamy króla
Polaka, a dotądeśmy z nim własnym językiem porozumieć się nie mogli. Od r. 1774 nie chciała już bywać w Warszawie, i zamieszkała w Galicji w Stanisławowie. Niemcy się jej, osobliwie cyrkulami urzędnicy naprzykrzali, ale ona do Wiednia wciąż na nich się skarżąc, choć to ją kosztowało nie mało, jednego po drugim kassowała. Raz któryś z tych urzędników, gruby Niemczysko, nieobyczajnie wszedł do pokoju, i chociaż gospodyni siedziała na kanapie nie zdjął nawet kapelusza. Kasztelanowa nie chcąc się sama wdawać w spór z gburem, przytomnego tam Starosty Potockiego prosiła, aby mu jego nieobyczajność zganił, co Niemiec zrozumiawszy, rzekł:
– Pani Kossakowska taka jest poddanka Cesarska jak i ja…
Na co ta odpowiedziała zniecierpliwiona:
– Fałsz mospanie, wielka między nami różnica, bo ja jestem poddanka ciągła, a ty pieszy.
Nie wiem tylko czy Niemiec ten koncept zrozumiał. Aby nadal uniknąć podobnych wypadków, kazała potem umyślnie w pokoju bawial – uym powiesić dwa portrety Cesarzowej Maryi Teressy i Józefa II, dawszy sekretne polecenie jednemu ze swoich hajduków, przeznaczonemu do dawania na to baczności, aby każdy wchodzący przyzwoicie się dla uszanowania wizerunków monarszych znajdował. Była to samo ołówka na cyrkułowych Ichmościów, i gdy jeden z nich wszedł raz w kapeluszu do tego pokoju, hajduk naprzód przypomniał mu, aby znał uszanowanie dla miejsca, czem, gdy Niemiec pogardził i kapelusza nie zdjął, sługa nie długo myśląc wyciął mu policzek.
– Naucz się, rzekł, szanować Monarchów, i ich portrety…
Potem schwyciwszy kapelusz cisnął nim o ziemię. Tym sposobem p. Kossakowska nauczyła ich grzeczności.
Gdy powtórnie znajdowała się w Wiedniu, Cesarzowa Teressa, spytała jej, czy się stolica podobała, i czy w niej jakie znajduje odmiany, na co odpowiedziała.
– Tak jest, znajduję, ze się Wiedeń upięknił bo od czasu zajęcia Galicji, mieszkańcy wysławszy ztąd do nas tych, których się wystrzegać musieli, nawet kraty z okien drugiego piętra powyjmowali.
– Nie godzi się tak ogólnie sądzić, wszędzie ludzie są ludźmi, rzekła na to łagodnie Cesarzowa.
Z tego powodu wszczęła się długa rozmowa, wśród której potrącono przedmiot służby i Kasztelanowa upominać się zaczęła, czemu Polakom nie dają przystępu do urzędów.
– Bo Polacy skłonni są do przekupstwa, rzekła płacąc za pierwsze Marja Teressa, i na poparcie swego twierdzenia wyliczyła niemal najpierwsze osoby w Polsce, które pensje z zagranicy pobierały za polityczne usługi. Kossakowska upokorzona nie mogła zaprzeczyć oczewistości, ani ich fałszywemi argumentami oczyszczać, i to tylko dodała:
– Prawda N. Pani, że są i u nas źli ludzie, ale wielka jednak różnica, bo Niemca można ująć kilką reńskiemi, a na naszych tysiąców potrzeba; łatwiej więc gdzie nie tyle pieniędzy się ekspensuje, popełnić przekupstwo…
– Przestańmyż o tem mówić, zawołała Cesarzowa, bo widzę, że cię to obchodzi, ale pozwól na pierwsze założenie moje, że wszędzie są źli i dobrzy ludzie.
Później już zasłużywszy sobie na szacunek u Cesarzowej i szczególne względy, lubo się jej uprzykrzali cyrkułami w Stanisławowie, wszelako mając tam paląc wygodny i miasteczko porządnie zabudowane, mniej już dbała o te szykany, siedziała w miejscu, i płacąc w Wiedniu, zmieniała natrętów. Dogadzało to nawet jej miłości własnej, że mogła starostów kassować, a Niemcy się jej obawiać musieli.
Mówią, że raz w rozmowie z Józefem II, zawsze dowcipna i śmiała, odważyła się mu powiedzieć poufale:
– W. Cesarska Mość musisz myśleć, że w kraju naszym wiele jest papierni, gdy nam tyle tu z Niemiec gałganów nasyłają.
Nie wiem, czy ten polski dwuznacznik zrozumiały był dla Cesarza, ale nań miał odpowiedzieć:
– Co pani chcesz, bogaci służyć nie chcą i oddalać się od majątków, a ubodzy szukają sposobów do życia.
Musiał jednak zapamiętać tę rozmowę, gdy w kilka tygodni potem posyłając do Lwowa na konsyliarza Hr. Dietrichstein, napisał przez niego list do pani Kossakowskiej z dodatkiem: sądzę, że Hrabia do papierni się wam nie przyda…
Na co ona odpisała z podziękowaniem i uniżonością, za powziętą lepszą o kraju opinją, prosząc o więcej podobnych urzędników, którzyby jak Dietrichstein szczęśliwą lepszej przyszłości wróżyli nadzieję… zarazem dopominając się by i o krajowcach nie zapominano.
Raz w Stanisławowie żołnierza jakiegoś za wykroczenie osądzono na szubienicę, a komendant rekwirował do dziedziczki o drzewo na wystawienie jej, na co w podanej sobie nocie odpisała.
– Kocham i szanuję stan wojskowy, i na szubienicę dla żołnierza drzewa nie mam, lecz jeśliby cywilnych urzędników wieszać chciano, choćby całego nie pożałuję lasu…
Kossakowska wylaną była dla imienia Potockich, i wszystko im poświęcała… Protowi Potockiemu, gdy bankowe rozpoczynał czynności, aby równie i w Galicyi miał pignus responsionis, odstąpiła dóbr Stanisławowskich bez pieniędzy z warunkiem, aby jej do życia płacił corocznie po sto tysięcy złotych. Prot Potocki osobną na to dał assekuracją, a Kossakowska formalną mu uczyniła dóbr donacją, bez dołączenia pomienionego warunku, aby ich nie obciążać. P. Prot swoją donacją zaraz naturalnie intabulował, a Kossakowska nie widziała potrzeby prywatnej umowy do akt wnosić. Chybił polem Potocki, gdy ogłaszając upadłość swoję, z przyczyn ogólnych, Które go w ruinę pociągnęły, zapomniał wprzód ostrzedz o temp. Kossakowskę, ażeby swój dokument intabulowała i nie wspomniawszy nic o jej należności, bilans złożył. Liczni jego wierzyciele w Galicyi zaraz poczęli należności swych na Stanisławowie poszukiwać, a p. Kasztelanowa tego tu doznała, czego się obawiała na sumieniu Młodziejowskiego – spadła z tablicy i straciła dożywotnie sto tysięcy. Sprawę zapóźno podniesioną w Komissyi Bankowej, choć najsprawiedliwszą, dla uchybienia w formie przegrała. Wcale to jednak nie osłabiło jej przywiązania do Potockich, do śmierci z reszty majętności świadczyła im nieustannie, swatała, żeniła, dawała posagi, sprawiała wesela. W Dubnie na kontraktach wiecznie jakieś ich długi płaciła, i zwano ją praczką Potockich. Na to szły całe choć uszczuplone, ale jeszcze znaczne dochody.
Gdy ją bankructwo Prota wygnało ze Stanisławowa, przeniosła się do Lwowa i zamieszkała u Ś. Jura w pałacu Biskupów Ruskiego obrządku, na pięknej górze, w miejscu wesołem, oddalonem od wrzawy miejskiej, ale w powietrzu zdrowem i mieszkaniu wygodnem. Tam ją wszyscy szanując wielce odwiedzali i wielkie oddawano honory. W dni postne umyślnie dla tego dawała obiady dla znajomych i nieznajomych, aby do zachowywania postu zachęcić. Na te uczty katolickie nie potrzeba było zaproszenia, przychodził kto chciał, przyprowadzał z sobą znajomych, wkrótce też ta swoboda wyrodziła nadużycia, młodzież poczęła tłumnie uczęszczać na smaczne postne obiady Kasztelanowej, ale tak jak do garkuchni. Wchodzili, siadali, jedli, odchodzili nie kiwnąwszy głową gospodyni. Nie podobało się to słusznie pani Kossakowskiej, przestawała przyjmować wszystkich i zapraszała tylko wybranych.
Kto pytał jej, dla czego tak dalekie od miasta obrała mieszkanie.
– Abym prawdziwych doświadczyła przyjaciół, którzy nie pożałują trudu i tu mnie odwiedzą… odpowiadała, w liczbie ich liczę i WPana…
W końcu życia ogłuchła była mocno i mało co słyszała, ktoś się na to przed nią użalał.
– Nie mara czego żałować, rzekła, nicbym już podobno dobrego dla nas nie posłyszała.
W r. 1791 po Sejmie konstytucyjnym Kossakowska pełna nadziei, wraz z Adamem Krasińskim Biskupem Kamienieckim pojechała do Warszawy, i spotkawszy się z Królem u B. Branickiej Kasztel. Krak… witając go odezwała się: -
– Pierwszy to raz Polaka i Króla witam razem.
Na to grzeczny zawsze Stanisław August, rzekł:
– Milo dla mojego serca usłyszeć, że mnie pani nazywasz Polakiem, wszyscy więc jesteśmy już braćmi i przyjaciołmi.
Gdy potem dzień Ś. Stanisława obchodzono uroczyście, i w ogrodzie Krasińskich robiono wielkie przygotowania dla uczczenia Króla i
Marszałka Sejmowego Małachowskiego, pod hasłem:
– Vivat Król z narodem, naród z Królem… Kossakowska wciąż powątpiewając dodawała.
– Vivat Król z narodem, póki z narodem..