Starsza pani z nożem - ebook
Starsza pani z nożem - ebook
Koreański bestseller GuByeong-Mo.
Elektryzująca, osobliwa i intrygująca powieść o starzeniu i poczuciu sprawczości.
Rógszpona w wieku sześćdziesięciu pięciu lat zaczyna zwalniać tempo. Żyje skromnie w małym mieszkaniu razem ze starzejącym się psem. Pracuje już od kilkudziesięciu lat i jak większość ludzi w jej wieku zbliża się do zakończenia kariery i spokojnej starości u boku czworonoga. Tyle że Rógszpona nie jest jak inni ludzie.
To zabójczyni na zlecenie. Skutecznie pozbywa się zdrajców, wrogów korporacji i niewiernych małżonków.
Właśnie teraz, pod koniec jej kariery, podczas jednego ze zleceń dzieje się coś niespodziewanego. Kontuzja doprowadza ją do nieoczekiwanej relacji z lekarzem i jego rodziną. Pojawia się to, co dla płatnej zabójczyni jest bardzo niebezpieczne. Emocje.
Gdy świat Rógszpony wywraca się do góry nogami, ten ostatni rozdział w jej karierze może oznaczać również jej własny, krwawy koniec.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8321-750-5 |
Rozmiar pliku: | 890 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kobieta, której siwe włosy przykrywa filcowy kapelusz w kolorze kości słoniowej, ma na sobie stonowaną bluzkę w kwiaty, klasyczny lniany płaszcz khaki i czarne proste spodnie, a na ramieniu nosi średniej wielkości brązową torbę bostońską z krótkimi rączkami. W rzeczywistości ma sześćdziesiąt pięć lat, ale jej twarz, naznaczona głębokimi zmarszczkami, sprawia, że wygląda na blisko osiemdziesiąt. Sposób, w jaki się nosi i ubiera, nie robi na nikim szczególnego wrażenia. Jedyny moment, w którym ktoś zwraca uwagę na seniorów w metrze, to wtedy, gdy wpadają na pasażerów, niosąc plik przeczytanych gazet z jednego końca wagonu na drugi, lub też wchodzą ubrani w workowate fioletowe spodnie w groszki i tradycyjne gumowe buty, natychmiast po wejściu odkładają wielki pakunek, zalatujący świeżo wyciśniętym olejem sezamowym i imbirem, i w sposób oczywisty przeszkadzając w swobodnym przepływie ruchu, siadają obok na podłodze, głośno stękając i narzekając: „Aj, moje plecy!”, dopóki ktoś nie zaproponuje im miejsca. Czasami bywa na odwrót. Zdarza się, że taka seniorka nie nosi krótko przyciętej trwałej ondulacji, powszechnej wśród starszych kobiet, a zamiast tego afiszuje się prostymi siwymi włosami do pasa, brązowymi starczymi plamami, nieumiejętnie zamaskowanymi pudrem i przerysowaną drżącą ręką kreską na powiekach, lub co gorsza, wyróżnia się jaskrawoczerwoną szminką na ustach albo ma na sobie niestosowną sukienkę mini w pastelowych kolorach. Pierwszy typ tych seniorek budzi niechęć samym swoim istnieniem, a drugi jest tak niemiły dla oka, że młodsi pasażerowie patrzą na nie z zażenowaniem. Prawda jest taka, że na ogół o obu opcjach młodzi ludzie wolą nie myśleć.
Pod tym względem nasza bohaterka jest wzorową seniorką – zdrową, kulturalną i wzbudzającą szacunek. Zamiast manifestować, że zasługuje na miejsce, głośnym kasłaniem, ściskaniem poręczy z pochylonymi plecami i jęczeniem, stoi na końcu wagonu w części zarezerwowanej dla seniorów, gdzie nie ma wolnych miejsc, i nie narzeka. Nigdy nie ubolewa, że postawa dzisiejszej młodzieży jest niewłaściwa, ani nie prowokuje sprzeczek. Jej ubranie doskonale wpisuje się w konwencję starości, jest odpowiednie dla seniorów z klasy średniej: nie markowe, ale przyzwoite, aż po kapelusz i buty kupione na bazarze Dongdaemun, w lokalnym butiku dla kobiet lub na wyprzedaży na ostatnim piętrze domu towarowego. W przeciwieństwie do innych nie nuci piosenek, jej twarz jest lekko zarumieniona od alkoholu, nie robi zamieszania jak ci, którzy kroczą dumnie w trekkingowych kurtkach, wyposażeni w różnego rodzaju sprzęt sportowy. W naturalny sposób wtapia się w każdą scenę. Mogłaby się pojawić jako statystka w filmie, wcielając się w postać emerytki zachwyconej opieką nad wnukami, niewykazującej żadnych śladów zmęczenia w jesieni życia, przeżywającej resztę swoich dni przyzwyczajona do pracowitości i oszczędności. Ludzie ze słuchawkami w uszach wpatrują się w ekrany telefonów, cofają się i kołyszą wraz z niekończącą się falą pasażerów, szybko zapominając, że do wagonu wsiadła starsza osoba. Wyrzucają ją ze świadomości, jakby była nieważna, nadająca się tylko do recyklingu. Albo jakby jej wcale nie spostrzegli.
Na następnej stacji wstaje staruszek z laską. Głośno chrząka, tak jakby chciał wypluć flegmę i wszystkie wnętrzności, a nasza bohaterka siada na zwolnionym miejscu. Opuszcza rondo kapelusza i wyjmuje z torebki zapinaną na zamek błyskawiczny kieszonkową Biblię oprawioną w sztuczną skórę. Starsza osoba otwierająca Biblię na kolanach i czytająca słowo po słowie, śledząca wersy za pomocą lupy nie jest nikim dziwnym ani nowym w wagonie metra. Nikt się nią nie przejmuje, dopóki nie chwyci nieznajomego za ramię, wykrzykując biblijne wersety o Jezusie, niebie, niewierzących i piekle. Osoby w późnym okresie życia często zwracają się do Boga i czytają biblijne lub buddyjskie wersety, gdy śmierć osacza ich ze wszystkich stron. Bardziej niezwykłe byłoby, gdyby czytali _Analekta_ Konfucjusza lub Mencjusza, co ujawniłoby ich niepospolitą ciekawość intelektualną i elegancję myśli. Jeszcze bardziej szokujące, zwłaszcza dla starszej pani, byłoby czytanie pism Platona, Hegla, Kanta, Spinozy albo _Kapitału_ Marksa. Wywołałoby to zdziwienie i być może wątpliwości, czy rzeczywiście taka staruszka lub staruszek rozumie, co czyta. Z normalnym wyglądem i zachowaniem, które spełnia oczekiwania społeczne, siedząca z pochyloną głową starsza pani czytająca przez lupę powiększone słowa w żadnym razie nie przyciąga uwagi pasażerów. Od czasu do czasu podnosi tylko oczy, spoglądając ukośnie znad okularów.
Dostrzega stojącego tyłem mężczyznę po pięćdziesiątce. Wygląda na to, że drzemie, trzymając się dłonią uchwytu. Jego siwiejące włosy zachowały jeszcze czerń na końcach. Może był zbyt zajęty, by się ponownie ufarbować? Ma na sobie ciemnobrązową skórzaną kurtkę, czarne garniturowe spodnie i przetarte czarne buty Ferragamo. W drugiej dłoni ściska dużą saszetkę, którą – zazwyczaj wypchaną dokumentami i rachunkami – noszą windykatorzy pracujący dla lichwiarzy. Starsza kobieta nie spuszcza z niego oczu, gdy on kołysze się pod wpływem ruchu pociągu.
Ramię mężczyzny, który dotąd drzemał na stojąco, teraz mocno drży. Niewątpliwie zawstydzony, że przysnął, wbija palec w czoło młodej kobiety siedzącej tuż przed nim. Ona podnosi z przerażeniem wzrok, po czym marszczy brwi i spogląda z powrotem na ekran swojej komórki, a mężczyzna znowu dźga ją w czoło, tym razem trochę mocniej. Początkowo ludzie wokół nich zakładają, że jest jego córką lub synową, ale wkrótce po jej reakcji zdają sobie sprawę, że się nie znają.
– Co pan robi? – pyta młoda kobieta podniesionym głosem, a starszy mężczyzna się oburza:
– Jak śmiesz tak do mnie mówić?! Siedzisz tylko i wpatrujesz się w telefon, ignorując starszą osobę stojącą przed tobą!
Ludzie zaczynają szeptać.
– Jestem w ciąży – odpowiada spokojnie młoda kobieta.
Słysząc to, wszyscy, łącznie ze starszą panią czytającą Biblię, odruchowo spoglądają na jej brzuch, ale ponieważ ma na sobie szeroki top w stylu baby doll, trudno im ocenić, czy ich nie buja, chociaż wygląda na zmęczoną i ma opuchniętą twarz. Mężczyzna jest coraz głośniejszy.
– W dzisiejszych czasach młode kobiety nie wypełniają swoich obowiązków. Ani nie wychodzą za mąż, ani nie rodzą dzieci. A kiedy jest to im na rękę, twierdzą, że są w ciąży. Myślisz, że nie potrafię odróżnić ciąży od przetłuszczonego brzucha napchanego smażonymi kurczakami i świńskimi łapkami? A nawet jeśli jesteś w ciąży, to nie ty jedyna. Myślisz, że tylko ty urodzisz dziecko? – Po każdym zdaniu dźga ją uporczywie palcem w głowę, nie zatrzymując się nawet wtedy, gdy dziewczyna kilka razy odpycha jego palec.
Pasażerka rozgląda się w poszukiwaniu pomocy, ale wszyscy siedzący wokół niej mężczyźni w średnim i starszym wieku unikają jej spojrzenia albo udają, że drzemią. Młoda kobieta w końcu krzyczy:
– Przestań się mnie czepiać, staruchu, dlaczego nie zaczepisz tamtych mężczyzn?! Przecież powiedziałam, że jestem w ciąży!
Mężczyzna się rozgląda, a kiedy wydaje się jasne, że nikt nie przyjdzie jej z pomocą, uderza ją w głowę i mówi:
– Jak śmiesz kłamać o ciąży i pyskować do starszej osoby?
Głowa młodej kobiety uderza w szybę, a ona zaczyna pociągać nosem, choć prawdopodobnie nie jest ranna. Wreszcie pani po pięćdziesiątce, siedząca w przejściu obok miejsca zarezerwowanego dla matek i kobiet w ciąży, wstaje i klepie mężczyznę w ramię.
– Proszę pana, tutaj jest wolne miejsce.
Mężczyzna gdera i zachowując się tak, jakby chciał tym okazać wspaniałomyślność, siada, krzyżuje ręce na torbie i zamyka oczy.
Kobieta po pięćdziesiątce podchodzi do młodej dziewczyny. Dotyka jej ramienia.
– Panienko, nie płacz. Nie możesz się przejmować takimi sprawami, zwłaszcza że niedługo zostaniesz mamą. – Zniża nieco głos. – Nie denerwuj się, nie wszyscy starzy ludzie są tacy jak on. Ten mężczyzna nie jest nawet aż tak stary, on po prostu chciał…
W tym momencie głos w megafonie informuje, że pociąg zwalnia, przygotowując się do postoju na następnej stacji. Młoda kobieta wstaje i wykrzykuje:
– Ale właśnie z takim typem musiałam sobie poradzić! Co mnie obchodzi, że nie wszyscy są tacy jak on?!
Mężczyzna, o którym mowa, nie mógłby zasnąć tak szybko, ale jego oczy są zamknięte – jakby nie chciał słyszeć zamieszania, które wywołał. Młoda kobieta, wysłuchawszy pocieszających słów, otrząsa się z szoku i wychodzi na peron, choć nie wiadomo, czy to jej stacja. Może ucieka od tej nieprzyjemnej sytuacji. Drzwi się zamykają. Po chwili kobieta po pięćdziesiątce siada na wolnym miejscu. Wokół ludzie nieżyczliwie przyglądają się mężczyźnie, nim zapomną o incydencie. Starsza pani ponownie opuszcza wzrok na swoją Biblię. Jej praca polega na tym, aby być niezauważoną. Nie czuje się winna, że nie zaangażowała się w kłótnię. Nie angażowałaby się nawet wtedy, gdyby nikt nie zainterweniował. Spokojnie przyglądałaby się łzom i przerażeniu młodej kobiety.
Pięć stacji później mężczyzna otwiera oczy i wstaje. Starsza pani zamyka Biblię, wkłada ją do torby, a lupę wsuwa do rękawa, po czym także podnosi się z miejsca, szykując się do wyjścia. Ustawia się za mężczyzną, który stoi teraz przed drzwiami – nie za blisko, ale na tyle, żeby nikt inny nie mógł się wślizgnąć między nich.
Pociąg się zatrzymuje, a drzwi otwierają się jak zawór spustowy szybkowaru. Drzwi peronu nie do końca pokrywają się z drzwiami pociągu. Jak to często bywa na stacjach, na których można się przesiąść na inne linie, panuje chaos, ludzie szturchają się nawzajem przy wysiadaniu, a kobiety w średnim wieku bez pardonu wpychają się ze swoimi tobołkami, aby znaleźć wolne miejsce. Nagle starszy mężczyzna sztywnieje i zatrzymuje się z ręką unoszącą się do piersi. Blokuje drogę, a ludzie trącają go, zanim w końcu zostanie wypchnięty na peron.
– Zejdź pan z drogi! – wołają ludzie, próbując go ominąć, ale on nadal blokuje ruch pasażerów.
Młody, masywny, wysoki mężczyzna pędzący w kierunku punktu przesiadkowego z dużą sportową torbą na ramieniu przechyla ciało w bok, aby go ominąć. Nagle brzeg jego torby trafia starszego mężczyznę w głowę.
– Och, przepraszam – mówi młody człowiek, spoglądając za siebie.
Starszy mężczyzna upada twarzą w dół na peron, zakrywając ciałem saszetkę. Młody człowiek blednie i rozgląda się gorączkowo, jakby chciał powiedzieć, że to nie jego wina, ale ludzie, choć patrzą z niepokojem, przechodzą bez zatrzymywania się. A nawet ci, którzy przystają, stoją z daleka, aby nie musieli udzielać pomocy, ich spojrzenie zaś jest krytyczne wobec beztroskiego młodzieńca. Domagają się, aby wziął na siebie odpowiedzialność za to, jaki jest niezdarny. W tym nieszczęściu młody człowiek jest zmuszony schylić się i zapytać: „Czy wszystko w porządku, proszę pana?”; potrząsa nim, ale po chwili się orientuje, że sytuacja jest poważna. Pracownik służb miejskich i pracownik stacji metra rzucają się, by odwrócić mężczyznę na wznak, aby mógł oddychać, lecz jego szerokie, nieruchome źrenice na zasinionej twarzy wyglądają jak ciemne tunele zwiastujące koniec życia. Jako że obrócono go na plecy, nikt jeszcze nie odkrył wyraźnej linii ostrza, które przebiło tył skórzanej kurtki.
W ostatniej kabinie WC metra starsza kobieta bierze sporo papieru toaletowego, dwoma palcami szybko ściera truciznę pozostałą na krótkim sztylecie i spłukuje poplamiony papier w sedesie. W domu założy rękawiczki chirurgiczne, aby skrupulatnie oczyścić pozostałości. Trucizna należy do rodziny cyjanków potasu i paraliżuje w ciągu zaledwie kilku sekund po dostaniu się do krwiobiegu, więc musi być ostrożna, gdy się z nią obchodzi, zwłaszcza że ostatnio zauważyła u siebie drżenie rąk. Przykrywa sztylet oprawką do lupy, która zdążyła jeszcze uchwycić światło i odbija je na ściankach metalowej kabiny. Zanim dziewczyny myjące ręce przy zlewie lub rozmawiające przez telefon zauważą błysk światła, ona wsuwa lupę do torby i ją zamyka.
Wychodzi z toalety i skręca w stronę wyjścia z metra, niemal zderzając się z grupą mężczyzn. Dwóch lub trzech ratowników w pomarańczowych mundurach pokonuje po cztery czy pięć stopni naraz i przeskakuje nad bramkami. Siła ich ruchu porusza bokami jej płaszcza.
Za każdym razem, kiedy kończyła zadanie w zatłoczonym miejscu i skręcała za rogiem, wracały wspomnienia…
_Czyż nie mówiłem ci, żeby nie zwalniać tempa ani nie trzymać się w pobliżu miejsca, tylko je ominąć, wykonując dużą pętlę? Co się stanie, jeśli wpadniesz na kogoś i coś upuścisz? Ujawniłabyś całemu światu wszystkie dowody._
Kobieta przypomina sobie wyraz twarzy osoby, która jej to powiedziała, jakby to było wczoraj, więc rysuje w głowie jak najbardziej skomplikowaną drogę do domu. Wyjdzie i minie przecznicę, a stamtąd wsiądzie do pierwszego autobusu, wysiądzie na stacji metra na innej linii, najbardziej oddalonej od tego miejsca, i powróci do domu dłuższą drogą. Niespiesznie rusza do wyjścia, mając nad sobą roziskrzone gwiazdami niebo.O świcie Rógszpona wkłada szary dres i szykuje się do wyjścia z domu, gdy Kłopotka się budzi. Suczka zbliża się do niej, machając przyjaźnie ogonem, a starsza pani, gdy głaszcze ją po głowie, uświadamia sobie, że zeszłej nocy, wyczerpana po akcji, zapomniała zmienić jej wodę do picia i napełnić miskę karmą.
– Poczekaj, aż będziesz w moim wieku. Też zaczniesz zapominać o wielu rzeczach.
Woda w psiej misce prawie wyparowała w suchym powietrzu mieszkania, a kilka pozostałych krokietów zeschło na kamień. Kobieta wyrzuca resztki karmy i zanurza miskę w zlewie, aby ją wyszorować. Odwraca się i spogląda na Kłopotkę.
– Wydaje mi się, że jesteśmy mniej więcej w tym samym wieku, uwzględniając psie lata.
Pamięta, jak podczas ostatniej wizyty weterynarz powiedział, że pies ma około dwunastu lat, ale nie pamięta, kiedy to było ani dlaczego wyciągnęła porzuconego pieska z kartonowego pudła na ulicy. Nie pamięta też dokładnie, ile lat temu go przygarnęła, gdzie i dlaczego. Wszystkie te szczegóły wyparowały jej z głowy jak deszczówka. Czy pies spojrzał na nią z kartonu na ulicy smutnymi, wilgotnymi oczami? Być może w drodze powrotnej z wykonanego zlecenia, które miało jak zawsze powtarzalny charakter – wciąż odbierała komuś życie – ogarnęło ją drażniące przeczucie, że jeśli nie weźmie do domu tego pieska, w przyszłości będzie miała kłopoty. Wie na pewno, że nigdy, w żadnych okolicznościach sama nie kupiłaby sobie szczeniaka, który okazałby się suczką. Nazwała go wtedy Kłopotką, czując, że przyniosła do domu żywą istotę, o którą będzie musiała się troszczyć.
– Chcesz iść ze mną? – pyta, chociaż zna odpowiedź. Minęło dużo czasu, odkąd Kłopotka zrezygnowała z towarzyszenia jej podczas porannych treningów i zostawała w domu, by drzemać i leniuchować.
Rógszpona wychodzi i zamyka za sobą metalowe drzwi. Kiedy mija pierwszą przecznicę, zaczyna się zastanawiać, czy napełniła czyste naczynia wodą i jedzeniem, a może miskę z karmą z roztargnienia włożyła do lodówki. Jest jednak zbyt daleko od domu, by teraz zawracać. Kiedy podejrzewa, że zostawiła włączone żelazko, odkręcony gaz lub płynącą do wanny wodę, zawsze wraca do domu, by sprawdzić, ale za każdym razem się okazuje, że wszystko jest dobrze. Nawet gdyby zapomniała napełnić miskę z karmą, nic by się nie stało. Wychodzi z domu na trening tylko na godzinę lub dwie, a nie na kilka dni z powodu swojej pracy.
Na tym etapie życia starsza pani udaje się tylko do źródeł mineralnych w pobliskim zadrzewionym parku. Z biegiem czasu zakres jej aktywności sportowej się zawęża. Teraz pozostał jej tylko jogging. Prosty sprzęt do ćwiczeń – taki jak sztangi, steppery czy rowery eliptyczne zainstalowane do użytku publicznego przy ścieżce spacerowej – pomagają jedynie w utrzymaniu podstawowej sprawności, a ona nie pamięta, kiedy ostatnio wyciskała na klatkę lub wykonywała rozpiętki, leżąc płasko na ławce.
Oczywiście jeśliby chciała, zawsze mogłaby wykupić trzymiesięczny karnet na siłownię. Jej kości i mięśnie są nadal sprawne i bez wielkiego wysiłku mogłaby ćwiczyć na sprzęcie. Jest wielu starszych ludzi, którzy pocą się na siłowni przez parę godzin tygodniowo. Kluby sportowe różnią się od siebie w zależności od okolicy i poziomu dochodów mieszkańców. Obok jej domu znajdują się dwie siłownie z nieco przestarzałym sprzętem. Ale jako że są to miejsca koedukacyjne, mężczyźni zawsze wiszą na urządzeniach, których ona potrzebuje, i w rezultacie nigdy nie ma okazji, by z nich skorzystać, a ponadto te miejsca służą ludziom bardziej do celów towarzyskich. Mogłaby się udać do dzielnicy Gangnam i znaleźć tam ekskluzywne centrum fitness w budynku o wielofunkcyjnym przeznaczeniu, obsługujące głównie seniorów, ale na razie nie decyduje się na taki krok, chyba że wkrótce zacznie odczuwać, że słabnie. Faktycznie, raz wstąpiła do jednego z takich miejsc i zirytowała się, gdy pracownica przy wejściu zapytała ją: „Jaki jest pani numer budynku i lokalu?”, jakby siłownia była dostępna tylko dla mieszkańców tego kompleksu. Zaskoczona recepcjonistka usłyszała od niej, że nie tylko nie mieszka w tym budynku, ale nawet nie pochodzi z sąsiedztwa. Wtedy zapytała: „Och, rozumiem, proszę pani, a jak pani się o nas dowiedziała?”. Mógł to być jej sposób, by zapytać w ciepły, przyjazny sposób, czy usłyszała o tym miejscu od znajomych, czy przez internet, ale starsza pani bez trudu zrozumiała aluzję, że to nie jest miejsce dla kogoś takiego jak ona. Następnie pracownica opisała jej różne metody utrzymania i wzmocnienia starzejących się mięśni, a na koniec dodała: „Cieszę się, że szanowna pani jest z nami, ponieważ mamy specjalny trening, którego nie znajdzie pani nigdzie indziej. To doskonały wybór dla szanownej pani”. Ale Rógszpona warknęła tylko: „Nie nazywaj mnie szanowną panią!”.
To wszystko to tylko wymówka. Jest jeszcze jeden powód, dla którego starsza pani nie chodzi na siłownię. Często się zdarza, że trener, który nie jest nawet do niej przydzielony, podchodzi do niej, gdy leży na plecach, podnosząc hantle, i zaskoczony jej dobrze umięśnionym ciałem, mówi: „Proszę pani, nie mogę uwierzyć, że ma pani ponad sześćdziesiąt lat. Widziałem ledwie kilku pani równolatków, którzy potrafią to robić, nie mówiąc już o kobietach, z których większość zastanawia się, po co w tym wieku zawracać sobie głowę ćwiczeniami, skoro za cenę składki członkowskiej – szczerze, to nie jest nawet taka wysoka – można kupić słodycze dla wnuków. À propos, jaki rodzaj treningu pani wykonywała?”.
Albo inne kobiety ćwiczące na siłowni gromadzą się wokół niej i zachowują zbyt natrętnie, mówiąc, że ich teściowa, która jest w tym samym wieku, nie chce ćwiczyć, lub zapraszają ją na herbatę i zwierzają się, że co tydzień starsi ludzie na siłowni przygotowują się do wspólnych wędrówek, ale kończą na pikniku, piciu, tańcu, śpiewaniu i grze w karty. Pewnego razu młoda kobieta na bieżni obok niej wyciągnęła wizytówkę i powiedziała, że jest producentką programu nadawanego o szóstej wieczorem, w którym występują niezwykli ludzie. Poprosiła ją, aby przyszła i opowiedziała o tym, jak to się stało, że w starszym wieku ma tak zabójcze ciało. Zamiast podrzeć swoją kartę członkowską – na której pozostało jeszcze dwadzieścia dni – starsza pani zwyczajnie przestała chodzić na siłownię i zmieniła numer, aby uniknąć telefonów od instruktora.
Niektórzy młodsi specjaliści od eliminacji chorych, raz zauważeni na siłowni, chętnie poszliby do telewizji, by popisać się swoją muskulaturą, czym przyciągnęliby fanów i antyfanów. Uśmiechaliby się swobodnie, a jednocześnie bez zahamowania kontynuowaliby swoją pracę pod przykrywką w agencji. Rógszpona wie dobrze, że mąż właścicielki sklepu internetowego, który pojawił się w telewizji kablowej w zeszłym roku w programie o odnoszących sukcesy przedsiębiorcach, jest specjalistą od eliminacji chorych. Może czuł się trochę onieśmielony. Starał się nie pokazywać przed kamerą dłużej niż kilka sekund naraz, nie patrzył w obiektyw ani się nie uśmiechał. Ale na zakończenie programu zareklamował swój produkt, podnosząc kciuk do góry. Każdego ranka wraz z żoną przygotowywał żywność dla niemowląt ze świeżych składników i dostarczał ją klientkom. Gotował na parze słodką dynię i mielone mięso oraz miażdżył tofu i siekał marchewki tymi samymi rękami, które wykonywały zadania związane z eliminacją chorób. Tacy osobnicy wywoływali w starszej pani uczucia pogardy i politowania. Ale kiedy zaczęła sobie wyobrażać, jak jego doświadczenie z mieleniem i siekaniem musiało się przydać w profesjonalnych zadaniach, jej opinia o nim stała się bardziej przychylna. Niewątpliwie wymagało to dużych umiejętności, aby oddany, lecz dość bierny mąż, który pomagał swojej przedsiębiorczej żonie rozwijać niewielką firmę, w pewnym momencie całkowicie zmienił rolę, by stać się inną osobą. Kluczem do sukcesu było dla agencji stworzenie i utrzymanie wielu oddzielnych siatek agentów, które nigdy się nie przenikają. Dla niej taka dwojaka praca byłaby zbyt trudna i wyczerpująca, a także całkowicie niepotrzebna na późnym etapie życia. Rógszpona dowiedziała się, że mężczyzna ten odszedł z agencji na początku roku. Czyżby powodem był program telewizyjny? W sumie pojawił się na ekranie tylko przez niecałe dwie minuty. Najwyraźniej nie udało mu się utrzymać oddzielnych sfer aktywności. Czy nadal przygotowuje z żoną żywność dla niemowląt?
Wraz ze wschodem słońca obiekty wokół niej lepiej ujawniają swoje kształty, a coraz więcej osób w średnim i podeszłym wieku utrudnia samotne rozciąganie się na urządzeniach do fitnessu. Starsza pani opuszcza park.
W domu znajduje na podłodze w połowie opróżnione miski Kłopotki z wodą i karmą. Piesek musiał zjeść śniadanie, ponieważ w kopczyku zrobiło się zagłębienie. Kłopotka wypluwa szmacianą lalkę, którą gryzła, i wskakuje na kolana starszej pani, a kiedy czuje jej ciepłe dłonie, siada z powrotem na podłodze i ponownie skupia się na swojej zabawce. To nie tak, że nie lubi swej pani. Suczka poznała jej preferencje i rozumie, że nadal dziwnie się czuje, mając blisko siebie żywą istotę, nie jest w stanie się do tego przyzwyczaić. Kłopotka jest tu po to, żeby miała do kogo wracać po pracy. Piesek zawsze zachowuje odpowiedni dystans wobec swojej pani, pokazując, że mieszka z nią w najmniej nachalny i niekrępujący sposób.
Gdy wchodzi do biura, naciska dzwonek na biurku, a pracownik administracyjny nazywany Sprytkiem wychodzi z aktami na jej powitanie z drugiego pokoju, tłumiąc ziewnięcie. Sprytek wie, że tylko ona przychodzi do agencji o tak wczesnej porze, więc nie zrobił niczego, by wygładzić wymięte ubranie lub uczesać rozczochrane włosy.
– A gdybym była klientem? – odzywa się Rógszpona z łagodną wymówką. – Powinieneś być trochę bardziej reprezentacyjny.
– Klient najpierw by zadzwonił. Nie mamy szyldu.
– Znowu spałeś w archiwum?
– Pomagałem komuś przez całą noc. Musimy obić sofę w archiwum. Może bawolą skórą czy czymś podobnym? Ta tapicerka była taka tania. Szczury już ją całą pogryzły.
– Nikt cię nie powstrzyma, jeśli zapłacisz za to z własnej kieszeni. – Rógszpona przekazuje Sprytkowi plik dokumentów z wykonanej pracy. – Sprawa Kima jest zakończona. Możesz napisać raport.
– I potwierdziłaś śmierć, prawda? – Ton Sprytka jest zwyczajny, ale Rógszpona ostatnio słyszy to pytanie zbyt często i jest tym zmęczona.
– Wiem, że to część procedury i pytasz w ramach formalności, ale jeśli nie widzisz tego w gazetach, dlaczego nie pójdziesz porozmawiać z dziennikarzami śledczymi?
– Niczego bym się nie dowiedział. Szykuje się kolejny skandal dotyczący szeroko zakrojonego planu ukrycia korupcji wśród członków Zgromadzenia Narodowego.
– Czy nie wiedziałabym o tym? Robią to przecież cały czas. Jestem po prostu zawiedziona, że nie ufasz starszej pani.
– Och, wiem. Jesteś dokładna jak szwajcarski zegarek, matko chrzestna. Pracuję tu już od dziesięciu lat! Ale…
– Ale co?
– Szef chce, żebyśmy od teraz postępowali zgodnie z procedurą.
Rógszpona wszystko rozumie. Sprytek szybko łagodzi swoją wypowiedź, ale starsza pani domyśla się podejrzeń Sohna. Jej sześćdziesiąte piąte urodziny minęły jakiś czas temu i jest w wieku, w którym nawet biurowy urzędas wykonujący przyziemne, trywialne zadania jest pod rażącą presją przejścia na emeryturę. Oczywiście, że Sohn może czuć irytację. Jeśli zdolności adaptacyjne, osąd i siła fizyczna nie są w tym zawodzie w doskonałej harmonii, robi się poważny problem, który zagraża nie tylko pracy agencji, ale także życiu jednostki. Rógszpona potrafi sobie wyobrazić wyraz twarzy Sohna, który tylko czeka, aż stanie się niezdarna lub popełni jakiś mały błąd, przez co okaże się dla agencji bardziej szkodliwa niż pożyteczna.
To nie jest sytuacja, w której starsza pani może się zebrać na odwagę i powiedzieć: „Panie Sohn, wykonywałam już tę pracę, gdy pański ojciec był bardzo młodym szefem tej agencji. W zasadzie zmieniałam panu pieluchy”. Gdyby to zadziałało, agencja nie różniłaby się od wielu małych, nieudolnie zarządzanych firm rodzinnych, które nie zwalniają starych, bezużytecznych pracowników przez wzgląd na ich zasługi i nostalgię. Co więcej, byłoby dla niej obraźliwe, gdyby traktowano ją jak worek starych kości chrzęszczących na zapleczu. Zawsze uważała, że odejdzie, jeśli Sohn kiedykolwiek da jej wyraźny znak, że chce się jej pozbyć, ale na razie wciąż nazywają ją matką chrzestną z szacunku dla dziesięcioleci spędzonych w agencji.
Przez cały ten czas otrzymywała miesięczne wynagrodzenie, jakby była zatrudniona na etat, ponieważ zarządzanie samej pieniędzmi z poszczególnych zleceń uważała za zbyt uciążliwe, ale rzeczywista suma, którą zarobiła i powierzyła agencji – zakładając, że nie zmarnowali wszystkiego – powinna być dość znaczna. Jeśli zechce przejść na emeryturę, spienięży swój udział. Biorąc pod uwagę, jaka jest teraz sytuacja rynkowa, prawdopodobnie nie wystarczyłoby jej kapitału na kupno budynku na wynajem, ale mogłaby otworzyć małą knajpkę ze smażonymi kurczakami i z piwem w dobrej dzielnicy mieszkalnej i o ile nie przeinwestuje swojego biznesu, nie stanie się ofiarą gentryfikacji ani nie da się oszukać i nie straci wszystkiego, przeżyje resztę życia w błogim spokoju. Nie ma na szczęście zachłannych krewnych, którzy by się wtrącali i opróżniali jej kasę, ani rodziny, którą musiałaby się opiekować, więc zostałoby dla niej i starzejącej się Kłopotki wystarczająco dużo. Nawet jeśli nie jest osobą, która lubi słuchać, jak nieznajomi opowiadają swoje historie, ani też nie lubi nawiązywać nowych przyjaźni, żartować z gośćmi czy uspokajać pijaków, już do końca powinna dać sobie radę.
Bez względu na to, jaki kto ma zawód, po pięćdziesiątce można jednego dnia zarządzać personelem, a następnego zostać zmuszonym do przejścia na emeryturę. Rógszpona często widywała osoby z kadry kierowniczej, które wykorzystały odprawę, aby założyć restaurację w pobliżu siedzib swoich byłych pracodawców. Chwalono je za rozpoczęcie nowego rozdziału w życiu. Ale w dzisiejszych czasach, w okresie recesji, otwarcie sklepu lub nabycie nieruchomości na wynajem w podeszłym wieku to łut szczęścia. Obecnie trudno jest żyć nawet dwudziesto-, trzydziesto- czy czterdziestolatkowi, nie mówiąc już o osobach starszych. Nikt nigdzie nie może zapuścić korzeni. Rógszpona może jednak spieniężyć swoje aktywa, kiedy tylko zechce, jej emerytura będzie znacznie atrakcyjniejsza niż większości osób w jej wieku. Żadnego chodzenia po prośbie do dzieci lub co żałośniejsze, bezsensownej egzystencji gdzieś w wynajętej kawalerce.
Pomimo wielu dróg, które mogła wybrać, aby odpocząć i zasiąść w fotelu, przez cały czas trzymała się praktycznej eliminacji chorych. Nie tylko dlatego, że czułaby się niespokojna i pusta, gdyby zeszła ze sceny. Nie ma zbyt wielu takich emerytowanych specjalistów, którzy cieszą się jesienią życia, ponieważ „emerytura” dla takiego długoletniego pracownika zwykle oznacza niespodziewaną śmierć w terenie. Chociaż jest kilkoro szczęściarzy, którym się udało otworzyć restaurację lub pralnię chemiczną, a niektórzy nawet znaleźli schronienie w buddyjskich świątyniach. Na drodze do bezpiecznej emerytury stoi wyjątkowy charakter tej pracy. Pod pewnymi względami przypomina ona uzależnienie od narkotyków lub hazardu – trudno się od niej uwolnić. Wyobrażenie sobie kogoś, kto zabija na zlecenie przez czterdzieści pięć lat, a potem na emeryturze smaży kurczaki lub pierze ludziom ubrania, to tak jakby zobaczyć starego wilka wysiadującego w gnieździe ptasie jaja. Rógszpona uważa jednak, że jeśli nie umrze w pracy, powinna wymazać jak najwięcej ze swojej przeszłości i cieszyć się zasłużoną, spokojną jesienią życia.
Czasami się zastanawia, jaką różnicę robi wymazanie z pamięci dziesięciu czy czterdziestu pięciu lat, kiedy istotą życia jest ciągła utrata i destrukcja, które pozostawiają po sobie tylko ślady tego, co było, jak smugi kredy na tablicy. Nigdy nie zakładała, że sama dożyje leciwych lat, więc w zasadzie nie miałaby nic przeciwko opuszczeniu tego świata wskutek przedwczesnej śmierci. Za każdym razem jednak, gdy zbliża się do Sohna, pewna, że jest gotowa przenieść się w stan spoczynku, jakoś nie może się do tego zmusić.
_To nie jest pociągająca praca. Nie powiem, że robię to, bo ktoś musi to robić. Śmiesznie byłoby powiedzieć, że robię to, aby wymierzać sprawiedliwość. Ale jeśli pieniądze, które zarabiam za pozbycie się tego robactwa, można później wykorzystać pożytecznie, to nie wydaje się takie złe, no nie?_
Kiedyś wyobrażała sobie wspólne posiłki i zwykłe chwile jak spacer po zaśnieżonym parku z mężczyzną, który jej te słowa powiedział. Nie miała jednak odwagi, by mu to zaproponować, bo mógłby ją wyśmiać.
* * *
_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_