- promocja
Sten pod pachą, bimber w szklance... Życie codzienne powstańczej Warszawy - ebook
Sten pod pachą, bimber w szklance... Życie codzienne powstańczej Warszawy - ebook
Powstanie Warszawskie sztucznych legend nie potrzebuje - to słowa, które posłużyły autorce pracy za motto przy poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, jak wyglądało życie codzienne w sierpniu i wrześniu 1944 roku. Rezultat? Książka niezwykła, pełna dramatów, wzruszeń, ale i humoru. Oparta na rzetelnych źródłach, gruntownej analizie tematu, licznych rozmowach i spotkaniach z powstańcami.
Zagłębiając się w lekturę, widzimy z niezwykle bliskiej perspektywy twarze warszawiaków - zarówno tych walczących na pierwszej linii, jak i tych, którzy po prostu próbowali przetrwać. Poznajemy ludzi, którzy - na przekór wszystkiemu - starali się przeżyć dane im dni jak najpełniej. Priorytetem zawsze była walka. Żołnierz marzył, by mieć „stena pod pachą” i choć kilka granatów. Każdego dnia obawiał się, czy wystarczy mu amunicji, by odeprzeć następny atak nieprzyjaciela, czy strzela wystarczająco celnie i celowo.
Ale tuż za barykadą toczyło się barwne, intensywne życie. Autorka opisuje je niezwykle ciekawie, dając czytelnikowi szansę na poznanie różnorodnych jego aspektów - często zupełnie nieznanych.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-14073-8 |
Rozmiar pliku: | 16 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Powstanie jest czynem samym w sobie i sztucznych legend nie potrzebuje” – to słowa por. Zbigniewa Blichewicza „Szczerby”, jednego z legendarnych dowódców Powstania na Starym Mieście‹1›. Zdanie to posłużyło autorce pracy jako motto przy poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, jak wyglądało życie codzienne podczas Powstania Warszawskiego.
Do spojrzenia na to niezwykle wielowymiarowe wydarzenie z trochę innej perspektywy zachęcają pytania stawiane dziś przez pokolenia wnuków i prawnuków powstańców, a także uważna lektura bardziej odważnych wspomnień uczestników i świadków walki stolicy. Powstanie Warszawskie najczęściej kojarzone jest z walką o wolność, suwerenność i niepodległość, ale także z wielką tragedią i martyrologią narodu polskiego. Jeśli jednak przyjrzymy się trochę bliżej różnorodnym aspektom tego zrywu, zamiast marmurowych posągów zobaczymy twarze młodych ludzi, którzy musieli zmierzyć się z niezwykle trudną rzeczywistością. Chcieli jednak przeżyć dany im czas najpełniej, jak to tylko możliwe. Ludzi, dla których priorytetem była walka i realizacja powierzonego im zadania. Ludzi, którzy, trwając na swych stanowiskach, zastanawiali się, czy wystarczy im amunicji, by odeprzeć następny atak, czy uda się dostarczyć meldunek, przechodząc przez teren opanowany już całkowicie przez wroga. Ludzi, którzy szukali odpowiedzi na pytanie, jak żyć dalej po śmierci najbliższej osoby, stracie domu rodzinnego i dezaktualizacji wszystkich dotychczasowych wartości.
Myśląc o Powstaniu Warszawskim, bardzo często zapominamy, że za barykadą istniało także zwyczajne życie. Trzeba było zjeść jakiś posiłek, zapewnić zmęczonemu organizmowi chociaż kilka godzin snu, zdobyć wodę do picia, załatwiać naturalne potrzeby fizjologiczne, odwiedzić w szpitalu rannego przyjaciela, pomodlić się na grobie syna, napisać krótki list do rodziców przebywających w całkiem innej dzielnicy.
Najważniejsze i kluczowe było zawsze to, by mieć broń i utrzymać obsadzone stanowiska. Jednak poza tym młodzi ludzie chcieli wyglądać bojowo w swoich panterkach i kombinezonach z biało-czerwoną opaską, podobać się dziewczętom lub nie przynieść wstydu „swoim chłopcom”. W nielicznych wolnych chwilach powstańcy prowadzili ciekawe rozmowy, czytali prasę, żartowali, śmiali się i kochali – nie zawsze tylko platonicznie. Bali się bezradności i osamotnienia, musieli jakoś odreagować stres i pokonać strach. Opowiadali więc sobie kawały, oglądali w kinie Palladium kroniki nakręcone podczas walki, słuchali koncertów, spotykali się przy zbożowej kawie w gospodzie żołnierskiej peżetek lub też wieczorem – na kwaterach u dziewcząt. Śpiewali piosenki, a nawet czasami tańczyli – gdy znalazł się w pobliżu patefon lub ktoś zagrał na harmonijce ustnej czy grzebieniu. Bo młodość ma swoje prawa, a przecież największą grupę uczestników Powstania stanowili ludzie w wieku 16–25 lat… Oczywiście za swoje „niestosowne zachowanie” musieli również wielokrotnie wysłuchać ostrej reprymendy i zarzutów, że nie szanują powagi sytuacji, majestatu śmierci, a na dodatek niepotrzebnie drażnią Niemców…
Dla wielu osób zderzenie się z otaczającą rzeczywistością było niezwykle ciężkim przeżyciem. Nietrudno więc sobie wyobrazić, że pojawiły się też pierwsze załamania psychiczne. A te z kolei prowadziły do nadużyć, błędów i wypaczeń: nadmiernego spożycia alkoholu, braku dyscypliny, dezercji, rabunków czy też, w wyjątkowych, skrajnych przypadkach, nawet morderstw, samosądów, gwałtów.
Patrząc na Powstanie Warszawskie poprzez różnorodne aspekty życia codziennego, poznając okoliczności towarzyszące podejmowaniu trudnych decyzji, widząc rozterki dowódców, szeregowych żołnierzy i ludności cywilnej, łatwiej zrozumieć, że było to wydarzenie niezwykle wielowymiarowe. Że Historia nigdy nie jest czarno-biała, a składa się, tak jak i ludzkie życie, z tysięcy odcieni szarości. Że na trudne pytania rzadko znajduje się proste i jednoznaczne odpowiedzi.
Myśląc o tych 63 niesamowitych dniach, przeważnie odruchowo koncentrujemy się na walce, a następnie ostatecznej śmierci ludzi i miasta, zapominając, jak bardzo tętniło wówczas życie. Zbigniew Jasiński „Rudy” w swoim niezwykle popularnym podczas Powstania wierszu Odmawiamy! ujął kwintesencję tego tematu w bardzo prostych słowach: „Tak… żyć chcemy! Nie chcemy – umierać!”. W tym kontekście niesamowicie brzmią słowa Janiny Kuleszy-Kurowskiej „Urszuli”, opowiadającej o pogrzebie swojego kolegi z oddziału. Plutonowy podchorąży Czesław Polley „Czech Młot”, młody, przystojny i bardzo wysoki chłopak, zginął 4 września 1944 roku. Pomimo wielu trudności udało się zdobyć dla niego jakąś trumnę. Okazało się jednak, że była ona zbyt mała: „Nie zapomnę widoku kolegów, którzy usiłowali go wcisnąć do tej trumny. Wydawał mi się symbolem całej naszej młodzieży walczącej w Powstaniu, która nie chciała znaleźć się w trumnie, lecz pragnęła żyć i pracować dla Kraju, a nie miała wówczas szans”‹2›.
Sami powstańcy niechętnie opowiadają o tematach związanych z życiem codziennym, uważając je za mało istotne, nieciekawe, całkowicie marginalne, odciągające uwagę od meritum sprawy – walki. By jednak pokazać, jak ważne to były zagadnienia, warto przytoczyć słowa osoby niezwykłej, nieżyjącego już niestety żołnierza batalionu „Zośka”, Tadeusza Sumińskiego „Leszczyca”:
Przeżycia powstańcze są najmocniejsze i najważniejsze w moim życiu. W moich wspomnieniach utrwaliły się najbardziej: strach (który trzeba było stale przezwyciężać), rozpacz po stracie najbliższych kolegów (straciłem wszystkich najbliższych przyjaciół), ogromne fizyczne i psychiczne znużenie, głód i gorsze od niego – pragnienie. Do przeżyć radosnych zaliczam przede wszystkim niezwykle szybkie zawiązywanie się mocnych przyjaźni, entuzjazm i triumf zwycięstw (do 11 sierpnia pluton mój wygrywał niemal każde starcie), euforię, z jaką witała nas w pierwszych dniach robotnicza ludność Woli, wreszcie świadomość, że biorę udział w wydarzeniu historycznym. W ekstremalnie trudnych warunkach życia i walki nieoczekiwanie wielkiej wartości nabierały rzeczy i sprawy elementarne, jak np. chleb, woda, sen, zmęczenie i przede wszystkim obecny obok przyjaciel. Powstanie miało być wielką przygodą, która przemieniła się w wielką tragedię, najbardziej brutalne życiowe doświadczenie, które w tak ogromnej dawce musieli przeżyć bardzo jeszcze młodzi ludzie‹3›.
Warto również zwrócić uwagę na słowa innego powstańca, wówczas spikera Polskiego Radia – Jeremiego Przybory, który niezwykle ciekawie przedstawił swoją codzienność powstańczą:
Natura ludzka dąży do „urządzenia się” w każdych okolicznościach, do jakiejś „małej stabilizacji”. I jest to chyba ta nić życia w człowieku, która go utrzymuje przy egzystencji, wbrew wszystkiemu, co przeciw istnieniu się sprzysięgło .
Powstanie położyło kres warszawskiej okupacyjnej „małej stabilizacji”, ale – o dziwo – i to piekło osaczonego, bombardowanego, zabijanego metodycznie miasta miało na tym infernalnym tle swoje małe, infernalne stabilizacje .
Przeżyłem dwie takie powstańcze „małe stabilizacje”. Najpierw tę sierpniową, w północnej części Śródmieścia, a ściśle w jego wycinku obejmującym plac Napoleona, wraz z ulicami: Moniuszki, Świętokrzyską, Marszałkowską, Szpitalną i Górskiego. To był okres najbardziej przypominający „prawie normalne” życie oblężonego miasta: poruszanie się na powierzchni ziemi, codzienne, kilkakrotne „chodzenie do pracy”, czyli z kwatery na Górskiego do Radia na Moniuszki. Chociaż podczas tych kursów (jak i przy pracy) zawsze coś mogło mi zlecieć na głowę albo trafić w tę czy inną część ciała, to szanse dotarcia do celu były spore – najlepszy dowód, że docierałem.
Druga „mała stabilizacja”, wrześniowa, czyli w Śródmieściu na południe od Alej Jerozolimskich, dokąd radiowa ekipa przeniosła się po likwidacji północnej części Śródmieścia, bardzo się różniła od sierpniowej. Na przykład ruch pieszy (innego zresztą nie było) nie odbywał się już ulicami i należałoby go nazwać podwórkowo-piwnicznym. Ulice, które były pod ostrzałem z niemieckich pozycji, były niezbyt bezpieczne, żeby się na nich pojawiać. Zastępowała je sieć podziemnych przejść biegnących przez piwnice, gęsto zresztą zaludnione. Z czasem jednak wytworzyło się coś w rodzaju naziemnego forum na odcinku Kruczej między Wilczą i Hożą, a nawet Wspólną, bo był to odcinek całkiem bezpieczny. Kwitł tam handel zamienny połączony z życiem towarzyskim; można było spotkać kogoś, kogo się poszukiwało, można było się też dowiedzieć o czyjejś śmierci lub – przeciwnie – że pogłoski o takowej są fałszywe, a nawet osobiście się o tym przekonać, zobaczywszy rzekomego nieboszczyka czy nieboszczkę oferującego wymianę jakiejś, na przykład, garderoby na konserwy czy papierosy‹4›.
Przy omawianiu różnorodnych aspektów życia codziennego powstańczej Warszawy należy jednak zawsze pamiętać tak o skali danego zjawiska, jak i o specyfice poszczególnych dzielnic miasta. To, co było standardem w konkretnym rejonie, mogło już zupełnie nie występować trzy ulice dalej.
Choć uczestnictwo w bezpośrednim starciu z wrogiem było dla żołnierzy Warszawy zawsze priorytetem, to w niniejszej publikacji znaleźć można niewiele opisów poszczególnych akcji zbrojnych. Wiele uwagi poświęcono natomiast samemu charakterowi walk powstańczych, widzianych jednak nie z perspektywy sztabowców i strategów, ale konkretnych uczestników zdarzeń – ich doświadczeń, refleksji i przeżyć. W wyniku zastosowania tego manewru powstał swoisty katalog najbardziej typowych postaw, zjawisk i problemów, z którymi na co dzień spotykali się żołnierze podczas walki. Wymienić tu można tak powszechne kwestie jak: konieczność oszczędzania amunicji, dylematy dowódców liniowych, wysyłających niekiedy na pewną śmierć swoich przyjaciół, specyfikę ataków powstańczych, przesądy dotyczące walki czy nawet cechy charakteru narodowego Polaków. Dużo miejsca poświęcono także tematowi uzbrojenia powstańców oraz osobistemu wręcz podejściu do posiadanej broni, którą często ceniono bardziej niż własne życie. Zagadnienia te zostały skonfrontowane z opisem przygotowania do walki oddziałów niemieckich, co wydaje się o tyle ciekawe, że nieprzyjaciel stanowił wówczas swoisty wzór dla innych narodów – najlepiej uzbrojoną i przystosowaną do walki armię świata. Szczególną uwagę zwrócono także na jeden z najbardziej tragicznych elementów codzienności powstańców i ludności cywilnej miasta – niezwykle brutalne, popełniane masowo zbrodnie dokonywane przez Niemców i kolaborujące z nimi jednostki wschodnie.
Niniejsza publikacja stanowi swoiste studium dotyczące życia codziennego warszawiaków – powstańców i ludności cywilnej – w sierpniu i wrześniu 1944 roku. Ze względu na niezwykle szeroki zakres omawianego problemu autorka zmuszona była do dokonania selekcji materiału, skrótów i subiektywnych wyborów. Pewne tematy zostały więc jedynie zasygnalizowane lub włączone w tok narracji w takim stopniu, w jakim wiązały się z obliczem życia codziennego. Dotyczy to zwłaszcza takich zagadnień jak walka, kanały, łączność, harcerska poczta polowa, szpitale, media, polityka.
Materiał źródłowy pracy stanowiły zbiory Archiwum Muzeum Powstania Warszawskiego, Archiwum Akt Nowych, Józef Piłsudski Institute of America, Studium Polski Podziemnej, Wojskowego Instytutu Historycznego, Komisji Historii Kobiet, Izby Pamięci Marii Kownackiej, dokumenty i archiwa prywatne, a także – w ogromnym stopniu – odpowiedzi na ankietę dotyczącą różnorodnych aspektów życia codziennego powstańczej Warszawy, przeprowadzoną przez autorkę w latach 2007–2013 wśród uczestników walk. W sposób niezwykle szeroki została również wykorzystana literatura przedmiotu, niepublikowane dotąd wspomnienia i opracowania, a także prasa powstańcza, audycje Polskiego Radia i radiostacji powstańczej „Błyskawica”, jak również najnowsze wyniki badań.
Szczególne podziękowania za pomoc, cenne uwagi oraz okazaną życzliwość i wsparcie autorka pragnie złożyć:
– powstańcom warszawskim, a zwłaszcza Bolesławowi Biedze, Adamowi Bieńkowskiemu, Annie Borkiewicz-Celińskiej, Krystynie Całej, Bohdanowi Celińskiemu, Zofii Dillenius, Helenie Dziwisz, Janowi Ekierowi, Urszuli Katarzyńskiej, Stanisławowi Likiernikowi, Aleksandrowi Müllerowi, Wiesławowi Alfredowi Kaczmarkowi, Alicji Karlikowskiej, Stanisławowi Kwiatkowskiemu, Juliuszowi Kuleszy, Zbigniewowi Rylskiemu, Stanisławowi Sieradzkiemu, Tadeuszowi Sumińskiemu, Annie Swierczewskiej-Jakubowskiej, Wojciechowi Świątkowskiemu, Jerzemu Świderskiemu, Bolesławowi Taborskiemu, Marii Urbaniec-Downarowicz, Teresie Wilskiej i Marii Wiśniewskiej;
– wszystkim osobom, które odpowiedziały w formie pisemnej lub ustnej na ankietę dotyczącą różnorodnych aspektów życia codziennego powstańczej Warszawy;
– historykom, którzy przyczynili się do ukształtowania spojrzenia autorki na wydarzenia z najnowszych dziejów Polski, jak również służyli jej swoją wiedzą, doświadczeniem i radą – prof. Wojciechowi Roszkowskiemu, prof. Tomaszowi Strzemboszowi, prof. Andrzejowi Krzysztofowi Kunertowi, prof. Janowi Żarynowi oraz Pani Joannie Piskorskiej-Gomoliszek, Panu Mariuszowi Olczakowi i Panu Markowi Strokowi.
– Panu Zygmuntowi Walkowskiemu, który zgodził się udostępnić materiały ze swoich zbiorów i czuwać w znacznym stopniu nad stroną ikonograficzną publikacji,
– dyrektorowi Muzeum Powstania Warszawskiego, Panu Janowi Ołdakowskiemu, za wyrażenie zgody na możliwość wykorzystania zdjęć i dokumentów ze zbiorów i archiwum MPW,
– Pani Ewie Urbańskiej z Izby Pamięci Marii Kownackiej, pracownikom Muzeum Powstania Warszawskiego, Biblioteki Narodowej, Komisji Historii Kobiet,
– osobom, które w różnorodny sposób przyczyniły się do powstania tej publikacji – Michałowi Bednerowi, Marzenie Biegała, Aleksandrze Bieleckiej, Jackowi Cyranowi, Janinie Filipeckiej, Małgorzacie Kawiak, Krzysztofowi Kopfowi, Mariuszowi Koperskiemu, Agnieszce Radzikowskiej, Bożydarowi Rassalskiemu, Hannie Sikorskiej, Katarzynie Wąchała, Agnieszce Pawelec, Agnieszce Sidor, Katarzynie Utrackiej, moim Rodzicom – Annie i Januszowi Cubała, a także Wydawnictwu Bellona.
Przypisy
‹1› Z. Blichewicz, Tryptyk powstańczych wspomnień. Dni „krwi i chwały” czy obłędu i nonsensu, Oficyna Wydawnicza Finna, Gdańsk, 2009, s. 17.
‹2› J. Kulesza-Kurowska, odpowiedź na ankietę przygotowaną przez autorkę.
‹3› W. Trojan, Ci, którzy przeżyli… biografie żołnierzy batalionu „Zośka” Armii Krajowej, Warszawa 2002, s. 338.
‹4› J. Przybora, Przymknięte oko opaczności. Memuarów część II, Tenten, Warszawa 1998, s. 66–68.Życie codzienne powstańczej Warszawy
W swoim dzienniku Leszek Prorok przedstawił bardzo plastycznie obraz życia codziennego na zapleczu frontu w Śródmieściu Północnym – dzielnicy, która dzięki skupieniu w niej dowództwa, służb pomocniczych i administracji stała się, jak określił to Kazimierz Pużak, „żywotnym rezerwatem środków i sił Powstania”:
Właściwie dopiero wczoraj zobaczyłem powstańczą Warszawę w całej okazałości. Można rzec, iż z frontu przybyłem do stolicy i zwiedzam nieznane mi przedtem miasto.
Na Jasną dotarłem podwórzami. Wszędzie wewnętrzne przejścia oznaczone strzałkami. Na którymś podwórku cmentarzyk wojskowy. Około 30 grobów w rzędach. Mogiłki jednakowo wysokie. Krzyże proste z dwóch deseczek. Na poprzeczce imię, nazwisko, pseudonim, data urodzenia, stopień wojskowy, data zgonu. Na niektórych – sam pseudonim .
Obok kilka dziewcząt na rozesłanych plandekach oporządza dużą ilość mundurów niemieckich. Odrywają Hoheitsabzeichen i inne oznaki, naszywają biało-czerwone proporczyki oraz polskie dystynkcje. W zaimprowizowanej szwalni pracuje również kilka starszych pań .
Za gmachem PKO, w którym mieszczą się ważne sztaby i dowództwa i największy szpital Śródmieścia, wkraczam do dzielnicy „reprezentacyjnej”, jeśli tak się można wyrazić – na teren placu Napoleona.
Jest właśnie pora, w której ukazuje się większość gazet. Sprzed redakcji rozbiegają się dziesiątki kolporterów i kolporterek. W mieście wychodzi kilkanaście pism codziennych, znanych przeważnie z okresu okupacji, reprezentujących wszystkie kierunki polityczne. Na murach żołnierze rozlepiają ilustrowaną gazetę ścienną „Warszawa walczy” . Ludzie przystają, gromadzą się przed bramami. Podają sobie numery. Główne zainteresowanie dotyczy teraz frontu wschodniego oraz działań lokalnych.
Zabawne zjawisko: tutaj czują się wszyscy zapleczem frontu, miastem odległym od linii walk, narażonym jedynie na ataki lotnicze. O tym, co się dzieje na przykład na Królewskiej, dowiadują się z prasy, podobnie jak o walkach w innych częściach kraju. Chodzi tu oczywiście o tych, którzy nie stykają się bezpośrednio z działaniami, o część ludności cywilnej. U nas na odcinku nie bardzo umieliśmy sobie wyobrazić, jak tu życie wygląda, choć odległość zaledwie kilkaset metrów.
Na każdym kroku czuję, że jestem w dzielnicy urzędowej. Na ścianach domów, na barach dziesiątki napisów: „Departament Informacji – oficyna, IV piętro”, „Sekcja Dożywiania Niemowląt”, „Szwalnia WSK poszukuje szwaczek i obrabiarek”, „Wyżywienie na miejscu”, „Punkt rozdziału materiałów sanitarnych”.
Dalej inne napisy: „Batalion saperów poszukuje ochotników – skoszarowanie i wyżywienie w kuchni wojskowej. Zgłaszać się z własnymi łopatami i siekierami”, „Punkt rejestracji lekarzy i fachowców zakładów miejskich (wodociągów, elektrowni)” i tak bez końca. Pomiędzy tym obwieszczenia, plakaty, drogowskazy.
Na rogu Przeskok mieści się gospoda wojskowa Kobiecej Służby Żołnierzowi. To teren działalności tak zwanych peżetek. Wewnątrz rojno i gwarno. Na stolikach najświeższe pisma. Dziewczęta roznoszą kawę i lemoniadę. Kawa zbożowa, wzbogacona prawdziwą ze zdobytych filii słynnego Meinla. Niejedna z tych kelnereczek mogłaby zasłużyć na miano polskiej Madelon. Z drugiego pokoju słychać pianino i czyjś śpiew. Codziennie o czwartej odbywa się tutaj koncert dla wojska. Na ścianach ozdoby papierowe, plakaty, chorągiewki.
Tutaj przyjmują również bieliznę do prania i do zamiany. W rannych godzinach można się umyć, ogolić, ostrzyc. Udogodnienia, rozrywki, o których na Świętokrzyskiej czy na Nowym Świecie nie mają pojęcia‹1›.
Czytając wspomnienia dotyczące życia codziennego warszawiaków, zwłaszcza ludności cywilnej, warto zwrócić uwagę na jeszcze jedno niezwykle charakterystyczne zjawisko – wspólnotę losu mieszkańców domu, bloku czy też kamienicy, którzy stanowili jednolitą, niezwykle zżytą z sobą grupę ludzi. Mieszkali w jednej piwnicy, razem gotowali i jedli posiłki, pracowali podczas dyżurów OPL (Ochrona Przeciwlotnicza), gasili pożary, dbali o czystość okolicy, kopali studnie i latryny, wspierali wojsko odpowiadające za ochronę danego odcinka i likwidowanie pojawiających się tam ewentualnych gołębiarzy. Wspólnie potrafili przeprowadzić również samosąd na złodziejach próbujących ograbić jedno z mieszkań. Razem doświadczali podobnych emocji – przeżywali chwile radości i grozy, strachu, szczęścia i wzruszenia. Zawieszali po latach biało-czerwoną flagę, śpiewali hymn lub Warszawiankę, słuchali radia, czytali prasę powstańczą, komentowali bieżące wydarzenia. Skrajnym przypadkiem tego zjawiska była wspólna śmierć i mogiła zbiorowa pod gruzami zbombardowanej kamienicy. Zewnętrznym wyrazem tego zjednoczenia były modlitwy przy kapliczkach podwórkowych i ołtarzykach klatkowych o ocalenie tego właśnie domu, w którym mieszkała cała grupa.
Dla zarysowania pełnego obrazu życia codziennego brakuje jeszcze kilku słów na temat warunków bytowania walczących powstańców. Niezwykle ciekawie sprawę tę nakreślił Janusz Kazimierz Zawodny „Miś”, walczący na Starym Mieście:
Pluton zawsze spał na podłodze razem. Czas snu na Starówce wynosił około 4 godzin na dobę . W ciągu dwóch miesięcy nikt się do snu nie rozbierał. Dziewczęta zdejmowały buty, pantofle, chłopcy na mój rozkaz na Starówce spali w butach. Ale bieliznę zmienialiśmy bardzo często (z częściowo popalonych lub zniszczonych domów lub zakładów fabrycznych).
Jak była woda do mycia (dość rzadko) dziewczęta miały pierwszeństwo, później myśmy się myli, w tej samej wodzie, według, że tak powiem, „gotowości” i chęci. Za największy skarb oprócz broni i amunicji uważana była szczoteczka do zębów i trochę pasty .
Dyskrecją godną podziwu było załatwianie potrzeb naturalnych. We wszystkich armiach świata, pod wpływem przeżyć i twardych warunków życia w walce, dochodzi do pewnego schamienia i otępienia w stosunkach między ludźmi. Tego w plutonie nie było. Wprost odwrotnie raczej, czym bardziej wyglądało, że zostaniemy pod gruzami Starówki, tym bardziej widziałem subtelne zwracanie uwagi na poszanowanie prywatności i godności osobistej. W pierwszych dniach walki na Starym Mieście członkowie plutonu ubrani byli różnie, w cywilne ubrania. Po zdobyciu niemieckich magazynów na Stawkach cały pluton włożył ss-mańskie bluzy kamuflażowe (bez odznak SS), tak zwane panterki. Kilku z nas miało hełmy niemieckie, kilku polskie furażerki kawaleryjskie, kilku czapki polowe niemieckie. Każdy z nas miał na prawym ramieniu biało-czerwoną opaskę z czarnymi literami A.K. Przejście kanałami zniszczyło buty‹2›.
Ze względu na fakt, że temat życia codziennego podczas Powstania Warszawskiego, tak żołnierzy, jak i ludności cywilnej, jest wbrew pozorom niezwykle mało znany, warto przyjrzeć się bliżej jego poszczególnym aspektom.
Przypisy
‹1› L. Prorok, Kepi wojska francuskiego, PIW, Warszawa 1973, s. 111–115.
‹2› J.K. Zawodny, Raport dowódcy plutonu Armii Krajowej z Powstania Warszawskiego, „Zeszyty Historyczne” 1969, nr 16, s. 181–185.
------------------------------------------------------------------------
1 Właściwa nazwa to „Warszawa Walczy” (wszystkie przypisy pochodzą od autorki).
2 Odległość od placu Napoleona do ulicy Królewskiej to około 500 metrów.
3 Właściwa nazwa to gospoda P.Ż. .Woda i studnie
Dostęp do wody stanowił jeden z najpoważniejszych problemów powstańczej Warszawy. Pojawił się jednak dopiero po 2 tygodniach walki, kiedy to w nocy z 14 na 15 sierpnia Niemcy zajęli Stację Wodociągów i Kanalizacji przy placu Starynkiewicza 5, zamykając stały dopływ tego cennego surowca dla prawie całego miasta. W związku z tym prasa powstańcza zaczęła apelować o jak najbardziej oszczędne gospodarowanie posiadanymi zapasami:
Wczoraj w godzinach popołudniowych ustał dopływ wody. Być może jest to stan przejściowy, powstały wskutek chwilowego uszkodzenia. Tym niemniej należy natychmiast zastosować jak najbardziej oszczędną gospodarkę posiadanymi zasobami. Wody należy używać tylko do najkonieczniejszych potrzeb i w najmniejszej niezbędnej ilości‹1›.
O tym, że ograniczony dostęp do wody stał się jednym z największych problemów stolicy, najlepiej świadczą wspomnienia uczestników Powstania. Teresa Komender w jednej z relacji przedstawiła sytuację, z którą trzeba było się zmierzyć:
Największym problemem w szpitalu w czasie Powstania było zdobywanie wody i gospodarowanie nią. Trzeba było rannych obmyć, nakarmić, napoić. Wszystkim się chciało pić, a wodę się oszczędzało. Po wodę chodziliśmy w nocy i czerpaliśmy ją z ujścia pod kinem Palladium. Tam były jakieś takie podłączenia do wodociągów i była pompa w piwnicy. Najpierw napędzało się ją prądem, a potem ręcznie… Po wodę przychodziły tłumy i działy się tam dantejskie sceny. Wyznaczono więc godziny, w jakich będzie wodę brało wojsko, a w jakich cywile. Szpitale brały w nocy. Więc my co noc o trzeciej ze wszystkimi pojemnikami, jakie miałyśmy, szłyśmy po wodę. Szło się przejściami poprzebijanymi w podwórkach, klatkami schodowymi, jak się dało, bo ulicą było niebezpiecznie i za daleko. Potem miałyśmy trzech rannych Niemców do pomocy. Na początku bałyśmy się, że nam uciekną, ale było na odwrót, to oni panicznie bali się nas zgubić. Myśleli, że ludzie ich zmasakrują… Dlatego się mnie trzymali i jeśli się oddaliłam, to wystraszeni wołali za mną: „Schwester, Schwester…”. Nawet z ich pomocą noszenie wody to był jednak koszmar. Potem był i taki czas, że oszczędzając wodę, myłyśmy ręce w spirytusie‹2›.
Sytuację komplikował fakt, że miasto w ogromnej części było objęte pożarami, których gaszenie wymagało dużych ilości wody; była też ona konieczna dla funkcjonowania szpitali i punktów sanitarnych, a także różnego rodzaju kuchni i stołówek powstańczych, nie wspominając nawet o potrzebie zachowania higieny osobistej czy też dbaniu o czystość toalet i latryn. Próbując radzić sobie z zaistniałą sytuacją, mieszkańcy miasta zaczęli czerpać wodę sączącą się z rozbitych rur i źródeł artezyjskich. Władze poszczególnych dzielnic masowo przystąpiły do budowania studni. Czasami jednak trzeba się było zadowolić wodą deszczową, chwytaną do wiader pod rynnami lub nawet czerpaną wprost z kałuż, lejów po bombach i basenów przeciwpożarowych.
Kolejka po wodę przy studni znajdującej się na podwórzu kamienicy przy ulicy Żurawiej 6, fot. Joachim Joachimczyk „Joachim”, zbiory MPW
W powstańczej Warszawie coraz częstszym zjawiskiem był widok długich kolejek ludzi stojących z wiadrami na ulicach, dziedzińcach i podwórkach warszawskich. Zdarzały się przypadki, gdy po wodę stało się po kilka godzin, a w skrajnych przypadkach – nawet kilkanaście. Związane to było m.in. z faktem, że niektóre jednostki potrzebowały ogromnych ilości tego cennego surowca. W takich przypadkach w kolejce początkowo stawały dwie osoby, do których stopniowo dołączały kolejne. Wówczas samo korzystanie ze studni przypominało już przeprowadzenie skomplikowanej akcji, skrupulatnie zaplanowanej, z dokładnie rozpisanymi rolami dla wszystkich członków zespołu. Niezwykle ciekawie sytuację tego rodzaju opisała Bronisława Ochman:
Studnia jest w piwnicy, tam też trzeba pompować. Zainstalowano grube rury parciane, doprowadzające wodę z piwnicy na górę i kiedy się pompuje na dole, woda wycieka w bramie, w której panuje istna Sodoma i Gomora. Rozgorączkowani, rozdrażnieni ludzie walczą o wodę. Kolejka nieprawdopodobna: oddziały wojska, szpitale, ludność. Naturalnie wojsko, uważając się za uprzywilejowanych, nie liczy się z kolejką, toteż co chwila wybuchają awantury. Nas też uważają tam za zakały, ponieważ nabieramy przynajmniej dziesięć naczyń, co trwa długo. Zebrałyśmy w okolicy wszystkie możliwe kotły do bielizny, bańki, konewki. W sumie więc jest to ze sto litrów wody. Do naszej ciężkiej pracy dochodzi teraz jeszcze pompowanie i stanie w kolejce. W kolejkę idą zazwyczaj dwie i stoją otoczone wiankiem garnków, pilnując się bacznie, żeby ich nie wyrzucono z kolejki. Po godzinie lub dwóch, zależnie od długości kolejki, doskakuje grupa złożona z sześciu lub siedmiu dziewcząt, wszystkie, które są w danej chwili wolne. Pompujemy na zmianę po dwie. Pompa jest ciężka, a sił mamy coraz mniej. Ręce często opadają same, a serce mało nie wyskoczy z wysiłku. Cała ta praca pochłania dodatkowo ok. 3–4 godzin, co oczywiście redukuje nasz wypoczynek i sen do czterech najwyżej godzin na dobę‹3›.
Numerek otrzymany w kolejce po wodę do jednej ze studni powstańczych, zbiory MPW
Aby uporządkować pobór cennego surowca, wprowadzono specjalne rozporządzenia wyznaczające poszczególnym grupom godziny korzystania ze studni: wojsko: 6.00–7.00 i 21.30–23.00, kuchnie: 5.00–6.00 i 15.00–16.00, szpitale: 4.00–5.00 i 20.00–21:30, ludność cywilna: 7.00–15.00 i 16.00–20.00‹4›. W niektórych rejonach miasta władze cywilne poszły jeszcze o krok dalej, przygotowując rozporządzenia, w których informowano dokładnie o tym, z której studni mają korzystać mieszkańcy konkretnego domu i w jakich godzinach.
Dodatkowo sytuację komplikował fakt, że większość ujść wodnych znajdowała się na terenach całkowicie odkrytych lub na podwórkach i dziedzińcach. Dlatego zgromadzony tłum stanowił doskonały cel dla lotników niemieckich i dywersantów, zwłaszcza gołębiarzy. Nie obyło się więc i bez ofiar śmiertelnych, zwłaszcza wśród ludności cywilnej.
Powstańcy pobierający wodę z uszkodzonych rur wodociągowych, autor zdjęcia nieznany, zbiory Zygmunta Walkowskiego
Warto więc pamiętać i o tym, że problemem nie zawsze było tylko samo zdobycie wody, ale po pierwsze szczęśliwe dotarcie do miejsca poboru tego cennego surowca, a następnie powrót – i to z pełnym naczyniem – do domu. Jak wspomina mieszkanka Żoliborza, Janina Dunin-Wąsowicz, studnia, z której korzystała znajdowała się w ogródku przy al. Wojska Polskiego, tuż obok Cytadeli zajętej przez oddziały niemieckie. Aby tam się dostać, najpierw należało przebiec stale ostrzeliwane ulice: Czarnieckiego i Śmiałą. Ostatni etap drogi, już w samym ogródku, stanowił najtrudniejszą część wyprawy. Zachowując całkowitą ciszę, trzeba było doczołgać się do studni, zostawić naczynie i przedostać się do piwnicy, gdzie pompowało się wodę. Na każdy nieuważny ruch i odgłos Niemcy reagowali serią z karabinu maszynowego. Tą samą drogą trzeba było wrócić, dbając o to, by nie uronić ani kropli. Kiedy i w tym ujęciu zabrakło wody, trzeba było chodzić do źródła znajdującego się na rogu ul. Felińskiego i Niegolewskiego. Powrót z tego miejsca z wiadrami pełnymi drogocennego płynu stanowił jeszcze większe wyzwanie, nawet dla osób niezwykle sprawnych fizycznie. Droga prowadziła bowiem przez rów łącznikowy, przez który przebiegały m.in. wielkie rury kanału burzowca‹5›.
Budowa jednej z powstańczych studni, autor zdjęcia nieznany, zbiory Zygmunta Walkowskiego
Biorąc pod uwagę te wszystkie okoliczności, nie należy się dziwić, że w niektórych rejonach miasta pojawiło się nowe zjawisko – handel wodą. Jak to bywa w takich przypadkach – skoro był popyt, i to tak wielki, znalazły się również osoby, które postanowiły z tej okazji skorzystać. Jak wynika z raportów przygotowywanych dla Rejonowej Delegatury Rządu, kubeł wody wraz z dostarczeniem do mieszkania kosztował od 50 do 100 zł lub równowartość tego w żywności i alkoholu. W kolejnym meldunku napisano: „przeciętna taksa wynosi 8 papierosów za czajnik”‹6›. Proceder dotyczył najczęściej osób mieszkających na terenie, na którym znajdowały się studnie (przede wszystkim prywatne).
Prasa powstańcza szeroko omawiała zaistniały problem. W największych dziennikach, takich jak „Biuletyn Informacyjny”, „Rzeczpospolita Polska” czy też „Robotnik”, wielokrotnie przytaczane były godziny poboru wody dla poszczególnych grup, jak również informacje dotyczące lokalizacji studni i źródeł artezyjskich w poszczególnych rejonach miasta. Poza tym nawoływano do picia tylko przegotowanej wody, aby uniknąć epidemii. W jednej z gazet żoliborskich pojawił się nawet na ten temat cały artykuł: „Badania bakteriologiczne wody wodociągowej wykazały, że w 1 m sześć. wody znajduje się 1362 bakterii zwykłych i 10 bakterii zakaźnych. W wodzie studziennej stan jest znacznie gorszy. Nie pijcie wody niegotowanej…”‹7›. Za pomocą haseł propagandowych wzywano także do racjonalnego gospodarowania wodą, by starczyła na jak najdłużej: „Żołnierz oszczędza amunicję – cywil wodę!”.
„Barykada” nr 6 z dnia 17.08.1944
Jak wynika z relacji i dokumentów, problem pozyskania wystarczającej ilości wody należał w sierpniu i wrześniu 1944 do najbardziej uciążliwych, tak dla mieszkańców miasta, szpitali, służb gospodarczych, jak i dla pojedynczych żołnierzy. Sytuacja ta, określana w wielu wspomnieniach jako jedna z największych bolączek życia warszawiaków, w znaczny sposób wpływała nie tylko na komfort codziennego funkcjonowania w mieście ogarniętym walką, lecz także przyczyniła się do znacznego pogorszenia się nastrojów społecznych, stając się równocześnie zarzewiem coraz częstszych zatargów pomiędzy ludnością cywilną i wojskiem.
Rozporządzenia sanitarne dotyczące przestrzegania podstawowych zasad higieny w walczącym mieście
Przypisy
‹1› „Biuletyn Informacyjny”, nr 52, 15.08.1944.
‹2› P. Bukalska, Sierpniowe dziewczęta ’44, op. cit., s. 60–61.
‹3› B. Ochman, Szpital powstańczy na Chmielnej, „Najnowsze Dzieje Polski” 1939–1945, t. VII, 1963, s. 119.
‹4› Zarządzenie w sprawie pobierania wody ze studzien wydane przez Okręgowego Delegata Rządu na Kraj Marcelego Porowskiego „Sowę” dnia 31.08.1944, „Dziennik Obwieszczeń” nr 7, 6.09.1944; Ludność cywilna…, t. 2, op. cit., s. 228–229.
‹5› J. Dunin-Wąsowicz, Ludność cywilna i prasa powstańczego Żoliborza, Warszawa lat wojny i okupacji: 1939–1944, z. 2, Instytut Historii PAN, Warszawa 1972, s. 270.
‹6› Ludność cywilna…, t. 2, op. cit., s. 435.
‹7› „Dziennik Radiowy AK XXII”, nr 40, 8.09.1944.
------------------------------------------------------------------------
6 W sprawozdaniu sytuacyjnym Wydziału Bezpieczeństwa Okręgowej Delegatury Rządu zjawisko to zostało nazwane „pasek wodą” – od paskarstwa.Ankieta
Osoby, które odpowiedziały na ankietę dotyczącą różnorodnych aspektów Powstania Warszawskiego przygotowaną przez autorkę:
Andrzej Bargiełowski, Anna Bąkowska, Eugenia Bedner, Bolesław Biega, Alfred Bielicki, Krystyna Bień, Wojciech Bieńko, Adam Bieńkowski, Elżbieta Biernacka, Halina Boczeluk-Szopińska, Krystyna Cała, Anna Borkiewicz-Celińska, Bohdan Celiński, Ryszard Cholewa, Wojciech Ciążyński, Janina Cichocka, Zofia Cykalewicz, Janusz Dereziński, Zofia Dillenius, Halina Donath, Maria Urbaniec-Downarowicz, Tymoteusz Duchowski, Helena Dziwisz, Jan Ekier, Stanisław Endler, Grzegorz Futer, Irena Gadzińska, Ludwik Garmada, Andrzej Gładkowski, Wiesław Gniazdowski, Jarosław Grabiński, Witold Gutkowski, Franciszek Jelonek, Wiesław Alfred Kaczmarek, Alicja Karlikowska, Bożena Karlińska, Henryk S. Kawecki, Jadwiga Kessler, Mieczysław Kluge, Zbigniew Komorowski, Janusz Konarek, Jerzy Kośnik, Zofia Kowalska, Andrzej Kowalski, Zofia Kozłowska, Janina Kozyra, Leszek Kryst, Janina Kulesza-Kurowska, Juliusz Kulesza, Stanisław Kwiatkowski, Stanisław Likiernik, Czesław Łukasik, Stanisław Majewski, Jerzy Malczewski, Wojciech Marcinkiewicz, Janusz Mieczkowski, Aleksander Müller, Janusz Okoń, Bronisław Opacki, Tamara Palczewska, o. Medard Parysz, Mirosław Pastwa, Janusz Paszyński, Paweł Pełczyński, Sławomir Piasecki, Stanisław Piotrowski, Wit Piotrowski, Barbara Roś, Jan Rybak, Zbigniew Wiesław Rylski, Zofia Schuch-Nikiel, Anna Solecka, Tadeusz Sumiński, Krystyna Szweda-Musiatowicz, Ryszard Konrad Stawierej, Tadeusz Stopczyński, Anna Swierczewska-Jakubowska, Wojciech Świątkowski, Jerzy Świderski, Bolesław Taborski, Janusz Wandel, Janusz Wilczyński, Teresa Wilska, Maria Wiśniewska, Barbara Zejdler, Jerzy Zakrzewski.