- W empik go
Steve Wozniak. Geniusz Apple - ebook
Steve Wozniak. Geniusz Apple - ebook
Steve Wozniak - jeden z trzech ojców współzałożycieli światowego technologicznego giganta Apple Computers. Inżynier, którego kiedyś na łamach magazynu „Times” określono z pewną dozą informatycznego liryzmu jako „człowieka, który w obwodzie potrafi dostrzec sonet”. Przez wielu opisywany jako mózg kluczowej części przedsięwzięć inicjowanych przez informatyczną spółkę z logotypem nadgryzionego jabłka. Niepozorny, skromny, obdarzony oryginalnym poczuciem humoru Wozniak na pierwszym planie stawiał zawsze inżynierię, a nie pieniądze czy władzę.
Z naszej publikacji dowiesz się m.in.:
• dlaczego w 2012 roku Wozniak stwierdził, że to nie Jobs, lecz Mike Markkula stał w głównej mierze za sukcesem Apple w pierwszych latach działalności firmy,
• kiedy i w jakich okolicznościach zrodziło się w jego umyśle marzenie o przyjaznym człowiekowi komputerze osobistym,
• co sądzi Wozniak na temat nowych produktów Apple’a, robotów, sztucznej inteligencji i postępu technologicznego,
• dlaczego kilkuletni Steve wykradał się w nocy z domu, by kupić papier toaletowy, a w czasach licealnych spędził noc w policyjnej izbie zatrzymań dla nieletnich,
• po kim odziedziczył specyficzne poczucie humoru i jak doszło do spotkania kilkuletniego chłopca z Richardem Nixonem,
• jaką rolę w życiu Wozniaka odegrali nauczyciele i dlaczego sam zdecydował się edukować innych,
• jak wyglądały szalone festiwale muzyczne organizowane przez Steve’a w latach 1982–1983 i dlaczego Wozniak na scenie wystąpił z noworodkiem,
• w jaki sposób Steve wpłynął na relacje amerykańsko-radzieckie i jaki upominek ofiarował Michaiłowi Gorbaczowowi,
• jak wyglądała kultura pracy w nowych firmach Wozniaka: CL 9 i Unuson,
• jakim ojcem jest Wozniak i czego przede wszystkim uczy swoje dzieci.
Z uwagi na pochodzenie Steve’a w naszej publikacji nie zabraknie polskich wątków z jego życia. Odpowiemy m.in. na pytania:
• czym Woźniak naraził się Kongresowi Polonii Amerykańskiej,
• co myśli o możliwościach polskich innowatorów i obecności Polaków w Dolinie Krzemowej oraz jak często odwiedza nasz kraj,
• jakim celom służyły wizytówki Steve’a, na których przedstawiał się jako „szalony Polaczek”.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67060-26-4 |
Rozmiar pliku: | 839 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mieszanka krwi tworząca wartości na całe życie
Najważniejszą rzeczą dla młodego człowieka jest wyrobić sobie
reputację i charakter
John Davison Rockefeller
Steve Wozniak, zwany potem przez przyjaciół Wozem, urodził się rankiem 11 sierpnia 1950 roku w San Jose w stanie Kalifornia. Na akcie urodzenia odnotowano przyjście na świat Stephana Gary’ego Wozniaka, co nie do końca odpowiadało wskazaniom świeżo upieczonej matki. Ta chciała, by jej pierworodny nosił imię „Stephen”, ale urzędnicy nie wykazali się zbytnią skrupulatnością i popełnili błąd literowy w dokumentacji. Kiedy chłopak dorośnie, będzie posługiwał się taką formą imienia, jakiej życzyła sobie matka.
Zatrzymajmy się na chwilę na tych suchych faktach. Czas i miejsce, w których przyszedł na świat i dorastał późniejszy współtwórca jednej z najbardziej rozpoznawalnych marek technologicznych, odegrają bowiem istotną rolę w wyborze jego ścieżki życiowej i determinować będą część jego późniejszych decyzji.
San Jose jednoznacznie kojarzy się dziś z pępkiem świata nowoczesnych technologii. Położony w południowej części Zatoki San Francisco region, zwany powszechnie Doliną Krzemową, przyspiesza bicie serca każdego, kto marzy o karierze w mediach społecznościowych lub w branży związanej z innowacjami technologicznymi. Dolina Krzemowa stanowi dla wielu osób synonim awangardy i postępu. Jest mekką, do której podążają młodzi pielgrzymi pragnący podbić rynek informatyczny. Jednak powyższa etykieta przylgnęła do regionu dopiero dwadzieścia lat po narodzinach Steve’a Wozniaka, który miał w tym niebagatelny udział.
W czasach gdy nasz bohater uczył się stawiać pierwsze kroki, San Jose również dopiero raczkowało w wyścigu po tytuł prymusa w rozwoju technologicznym. Kiedy Steve miał dwa latka, IBM otworzyło na przedmieściach tej aglomeracji centrum badawczo-rozwojowe, dzięki czemu miasto zaczęło się rozwijać i stopniowo przeobrażać w najważniejszy na świecie ośrodek nowych technologii związanych z przemysłem komputerowym. Jednak to nastąpi później, więc nie wyprzedzajmy historii.
Rok narodzin przyszłego geniusza nowych technologii to jednocześnie początek amerykańskiego maccartyzmu przejawiającego się budowaniem atmosfery strachu i podejrzliwości, którą uzasadniano zagrożeniem komunistycznym. Ofiarami paranoicznego „polowania na czarownice” stawali się często znani i cenieni ludzie nauki oraz sztuki; można choćby wskazać sympatyzującego z lewicą aktora Charliego Chaplina czy fizyka Davida Bohma, któremu nie pomogło nawet wsparcie ze strony Alberta Einsteina i w konsekwencji musiał on opuścić Stany Zjednoczone. Po latach George Clooney zrealizował nominowany do Oscara film traktujący o wydarzeniach z tamtego okresu _Good Night and Good Luck,_ jednocześnie oddający przygnębiający klimat nagonki, za którym stała m.in. Komisja Parlamentarna do Spraw Działań Antyamerykańskich. Zaognione relacje USA i Związku Radzieckiego staną się jednym z obiektów zainteresowania nastoletniego Steve’a Wozniaka. Nasz bohater w przyszłości, kiedy już będzie dysponował odpowiednimi środkami, poczyni wszelkie starania, aby pozostając z dala od wielkiej polityki, naprawiać innymi sposobami stosunki pomiędzy zwaśnionymi narodami.
Dzieciństwo Steve’a przypadło już na okres, w którym ster rządów w Stanach Zjednoczonych przejął prezydent z ramienia partii republikańskiej, Dwight David Eisenhower, który zerwał z doktryną maccartyzmu i zintensyfikował kontakty dyplomatyczne z krajami Europy Zachodniej, a także otworzył się na relacje ze Związkiem Radzieckim, gdzie zapanowała polityczna odwilż po śmierci Stalina. Dodatkowo – co istotne w kontekście historii naszego bohatera – prezydent niezwykle cenił ludzi nauki, co znalazło odzwierciedlenie w jego przemówieniu inauguracyjnym: „Umiłowanie wolności oznacza konieczność stania na straży wszelkich zasobów, dzięki którym może ona istnieć – do tej kategorii zalicza się zarówno nienaruszalność naszych rodzin i bogactwo naszej ziemi, jak i geniusz naszych naukowców”. Podczas swoich rządów, wielokrotnie dał dowód, iż jego deklaracje nie były pustymi frazesami. W gronie najbliższych doradców prezydenta znalazło się wielu cenionych badaczy i wynalazców, a w 1957 roku, kiedy to Rosjanie wystrzelili pierwszego sztucznego satelitę – Sputnika 1 – Eisenhower zareagował niemal natychmiast utworzeniem NASA, czyli Narodowej Agencji Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej, której zapewnił gigantyczne finansowanie.
By odmalować w pełni tło społeczno-polityczne okresu dzieciństwa Steve’a Wozniaka, musimy wspomnieć, iż był to czas burzliwych wydarzeń, które wpłynęły nie tylko na oblicze światowej polityki i gospodarki, ale też zasadniczo zmieniły obraz życia codziennego zwykłych ludzi. Urodzony pięć lat po zakończeniu II wojny światowej Steve należał do pokolenia wyżu demograficznego, nazywanego często baby boomers. Społeczeństwa zachodnie podnosząc się ze zgliszczy kataklizmu wojennego i budując nowy świat, chciały czerpać z życia pełnymi garściami. W Stanach Zjednoczonych, które miały silną gospodarkę, przejawiało się to w pragnieniu posiadania wymarzonego domku na przedmieściach i odmalowanej w pastelowych odcieniach rutynie codziennej egzystencji. Amerykański sen miał się stać się rzeczywistością. Rodzice wierzyli, że ich dzieci będą żyć w epoce beztroskiej konsumpcji. W ten projekt generacyjnie wpisywał się też najstarszy potomek państwa Wozniaków. Przyszłość jednak pisała dla niego inny scenariusz, podobnie zresztą jak dla wielu reprezentantów jego pokolenia, które w czasie dojrzewania zaczęło odrzucać projekt nie do końca skrojony na ich miarę. Nadmuchana konsumpcja, schematyzm ról społecznych i uładzony wizerunek po prostu im nie leżał. Hipisowski image wiele mówił o preferowanym przez nich modelu życia, który jednak, jak wiemy, nie przetrwał próby czasu, okazał się kreacją jednego sezonu. Ale za to zaskakującą, oryginalną i jakże barwną!
Okres dorastania Steve’a wstrzelił się właśnie w ten rewolucyjny ferment. Młodzi ludzie przejmowali stery i poprzez bunt wobec wzorców wypracowanych przez starszą generację usiłowali doprowadzić do obyczajowej rewolucji, której jednym z naczelnych haseł uczynili zawołanie: „Sex, drugs and rock’n’roll”. W cieniu protestów antywojennych, w oparach palonej przez rówieśników marihuany, przy dźwiękach protest songów Dylana – Steve budował swoją tożsamość i szukał własnej drogi wiodącej do miejsc, w których maniacy technologiczni coraz głośniej mówili o – zdawałoby się nierealnym – projekcie zbudowania osobistego komputera. Ale o tym nieco później…
Powróćmy w tym miejscu do zaprezentowania tych, którym komputerowy geniusz zawdzięcza bardzo wiele – jego rodziców. W żyłach naszego bohatera płynie polsko-szwajcarsko-niemiecka krew. Przyglądając się drzewu genealogicznemu rodziny Wozniaka, można ponadto doszukać się irlandzkich, angielskich czy nawet szkockich przodków.
Ojciec Steve’a – Francis Jacob Wozniak – urodził się w Michigan i miał polskie korzenie po dziadku, a do tego sporą domieszkę krwi niemieckiej. Z kolei pochodząca z Vancouver w stanie Washington matka – Margaret Louise Wozniak, z domu Kern – była Szwajcarką posługującą się językiem niemieckim. Nie dajmy się jednak zwieść stereotypowym wyobrażeniom na temat kobiety o niemieckich korzeniach. W jej przypadku byłoby to nad wyraz krzywdzące i błędne. O żadnej kindersztubie nie mogło być tu mowy – pani Wozniak nie dość, że budowała atmosferę domowego ciepła, to wyróżniała się również wielką tolerancją dla synowskich wybryków. Niezwykły dar ujmowania kryzysowych sytuacji w dowcipną formułę sprawiał, że w domu Wozniaków nie dochodziło do nerwowych sytuacji, a członkowie rodziny zawsze okazywali sobie serdeczność i szacunek. Steve po latach z czułością wspominał mamę nie tylko jako pierwszorzędną kucharkę, lecz także kobietę o ujmującym poczuciu humoru. Po jej śmierci w 2014 roku wyznał: „Moja matka zawsze była gotowa pomóc”, dodając: „jej liberalne wartości są częścią mnie. Stawała w obronie uczciwych i troskliwych ludzi”.
Rodzice Steve’a pobrali się w 1949 roku, a nasz bohater był ich najstarszym dzieckiem. Rodzinę dopełniało jego młodsze rodzeństwo: siostra Leslie i brat Mark.
Ojciec Steve’a, którego w nieformalnych kontaktach nazywano Jerrym, z wykształcenia był inżynierem elektronikiem i przez pewien czas pracował dla Lockheed Missiles and Space Company, przedsiębiorstwa budującego pociski balistyczne wystrzeliwane z łodzi podwodnych. W domu Wozniaków obowiązywał zakaz poruszania tematów dotyczących jego pracy w firmie zbrojeniowej. Nieoficjalnie mówiło się, co w wywiadach potwierdzał sam Woz, że Francis Jacob był zaangażowany w projekty związane z programami rakietowymi NASA. Pamiętajmy, że były to lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte, czyli okres zimnej wojny. Nic więc dziwnego, że wszelkie informacje związane z jego profesją były obarczone klauzulą „top secret”. W tamtym okresie w firmie ojca pracowano m.in. nad podwodną rakietą balistyczną Polaris oraz kolejnymi modelami myśliwców i odrzutowców.
Już w dzieciństwie Steve Wozniak marzył o zostaniu inżynierem, co z pewnością było sporą zasługą ojca, który często powtarzał: „Jako inżynier możesz zmienić zarówno swój świat, jak i sposób życia wielu innych ludzi”. Rozpalało to wyobraźnię małego chłopca, który po latach – już jako dorosły – przyzna: „Do dziś uważam, że inżynierowie należą do arcyważnych ludzi na świecie”. Steve zawsze podchodził z dużą dozą empatii i otwartości do potrzeb innych, dlatego też perspektywa dokonania wielkich rzeczy dla dobra ludzkości stanowiła dla niego idealny plan na przyszłość.
Wyjątkowy talent młodego Steve’a stał się z czasem tematem wielu anegdot, z których część zapewne jest prawdziwa, a niektóre nieco wyolbrzymione i podkoloryzowane. Bez wahania można jednak stwierdzić, że nawet jeśli nie był dzieckiem zapowiadającym się na przyszłego geniusza, to wyróżniała go ponadprzeciętna dociekliwość i chęć zgłębienia różnych dziedzin wiedzy. Ze wspomnień z tamtego okresu wyłania się portret ciekawskiego chłopca, który często wątpił, sprawdzał i nigdy nie rezygnował z podejmowania kolejnych prób i eksperymentów, do których wiele osób straciłoby cierpliwość. Pod tym względem miał w sobie coś z postaci tej miary co Thomas Edison, Nikola Tesla, Ferdynand Porsche, Benjamin Franklin czy Henry Ford, których niezwykłe biografie dprezentujemy w osobnych publikacjach. Steve uwielbiał bujać w obłokach, zastanawiając się nad tym, nad czym inni przechodzili do porządku dziennego. Chadzał ścieżkami, po których przed nim kroczyli inni odkrywcy i badacze – tacy, którzy nie przyjmowali do wiadomości, że coś jest niemożliwe; że nie można czegoś udoskonalić; że coś już zostało ostatecznie zdefiniowane. W takich poszukiwaniach zawsze wspierali go rodzice, którym żadne z najbardziej abstrakcyjnych pytań syna nie wydawało się głupie czy zbędne. Utwierdzali w ten sposób chłopca w słuszności podawania w wątpliwość nawet naukowych aksjomatów, wpajając zasadę ujętą w znanym porzekadle: „kto pyta, nie błądzi”.
Od razu też podkreślmy, że w domu państwa Wozniaków nie stosowano metod wychowawczych spod znaku „krew, pot i łzy”, by za wszelką cenę wyhodować „child prodigy”, jak zwykli określać „cudowne dzieci” Amerykanie. W życiu Steve’a nie znajdziemy epizodów typowych dla „małych Sokratesików”, jak moglibyśmy nazwać geniuszy pokroju Pascala, Mozarta czy Chopina. Ci znani naukowcy i artyści przejawiali bowiem od najmłodszych lat fenomenalne talenty, które często też pozbawiały ich dziecięcej beztroski i możliwości swawoli. Francuski matematyk i fizyk, Blaise Pascal, od najmłodszych lat edukowany był przez ojca, który postawił sobie ambitny cel nauczenia syna najpierw łaciny i greki, a potem skierowania go w stronę nauk ścisłych. W ten sposób kształtowany dziewięcioletni chłopiec napisał pierwszy traktat naukowy, a wkrótce potem sformułował samodzielnie dowód twierdzenia matematycznego. Salzburski kompozytor – Wolfgang Amadeusz Mozart – zadebiutował w wieku czterech lat, grając na klawesynie, a rok później zaczął komponować utwory muzyczne, pisząc pierwszą symfonię jako ośmiolatek, a operę – licząc czternaście wiosen. Pablo Picasso namalował pierwszy olejny obraz, gdy miał dziewięć lat, a – zgodnie z przekazywanymi przez potomnych anegdotami – pierwszymi słowami, które wypowiedział, była prośba o ołówek. Z kolei laureat Nagrody Nobla z 1938 roku – pochodzący z Włoch matematyk i fizyk – Enrico Fermi od najmłodszych lat wyróżniał się genialną fotograficzną pamięcią, którą demonstrował podczas rodzinnych spotkań towarzyskich. W wieku dziesięciu lat długie godziny spędzał w swoim pokoiku, rozmyślając o wzorach geometrycznych i budując silniki elektryczne. Fryderyk Chopin napisał pierwszy utwór muzyczny jako siedmiolatek, zaś Siergiej Prokofiew, gdy miał dziewięć lat skomponował operę. Dorzućmy na koniec tej wyliczanki sukcesów „cudownych dzieci” wzmiankę o węgierskim matematyku i informatyku – Johnie von Neumannie – który w wieku sześciu lat żartował ze swoim ojcem, posługując się klasyczną greką, a rozrywkę stanowiło dla niego błyskawiczne dzielenie w pamięci ośmiocyfrowych liczb. Śledząc biografię Woza, nie znajdziemy analogicznych dokonań kilkuletniego chłopca. Z pewnością był jednak dzieckiem ponadprzeciętnie inteligentnym i zdecydowanie rodzice mieli prawo wiązać z nim duże nadzieje.
Steve miał niecałe pięć lat, kiedy ojciec zaczął opowiadać mu o elektronice. Często zabierał syna do siedziby firmy, w której pracował – Electronic Data Systems nieopodal Los Angeles. Pokazywał Steve’owi różnego rodzaju urządzenia, pozwalał się nimi bawić, łączyć jeden element z drugim. Kilkuletni Woz, jak wspominał kilkadziesiąt lat później w rozmowach z dziennikarzami, uważał wtedy, iż jego tata ma ciekawą pracę, w której nie ma prawa narzekać na nudę.
To wówczas w głowie małego chłopca zrodziło się przekonanie, że i on sam powinien zrobić wszystko, by w przyszłości zająć się zawodowo czymś, co będzie go ekscytowało i dawało mu prawdziwą radość tworzenia. Obserwując ojca, którego tak bardzo pochłaniały projekty firmowe, sam pragnął kiedyś znaleźć zajęcie, które będzie nie tylko pasjonujące i satysfakcjonujące, ale też dostarczy mu frajdy. Taki był właśnie Steve – mały, kilkuletni chłopczyk z wielkimi marzeniami. W kolejnych latach, kiedy to będzie zdobywać uznanie, sławę i pozycję, tak naprawdę niczego w nim nie zmienią.
Od dziecka fascynowały go nauki ścisłe. Steve przejawiał nietypowy talent do łamigłówek i zawiłych matematycznych zadań oraz bardzo wcześnie przyswoił sobie zasady logicznego myślenia. Zdarzało się, że już jako kilkulatek przez całe dni nie wychodził z pokoju i rozwiązywał zadania, których stopień trudności wskazywał, że ich adresatami powinny być zdecydowanie starsze od niego dzieci.
Pasję do elektroniki i technologii wzniecał w nim ojciec, a robił to bardzo subtelnie, nie zmuszając go do niczego, a jedynie zachęcając do podejmowania różnych eksperymentów. Bez nacisków odsłaniał przed nim świat inżynierii, wskazując, że to zaledwie jedna z możliwych życiowych dróg. Ten nienachalny sposób ukierunkowania zainteresowań syna na nowinki technologiczne przynosił pożądane efekty. Steve z coraz silniejszymi wypiekami na twarzy chłonął wiedzę teoretyczną, dla której potem szukał zastosowań w praktyce. Będąc młodym chłopcem, przyswoił sobie ważną zasadę, którą później stosował przez całe życie: kluczem do sukcesu jest poznanie zasady działania danego mechanizmu. Nigdy nie uczył się niczego na pamięć, lecz zawsze próbował zrozumieć cały proces. Poza tym podczas pracy wykazywał się niebywałą cierpliwością. Wszystko starał się robić dokładnie. Krok po kroku.
Chłopiec postrzegał ojca jako autorytet oraz zawsze mógł liczyć na jego wsparcie i radę. Kiedy nastała taka potrzeba, rodzic pokazywał, jak działa dany sprzęt, objaśniał zawiłości techniczne i pobudzał kreatywność młodego majsterkowicza. Tłumacząc, na czym polega praca poszczególnych elementów, z których składają się skomplikowane maszyny, pan Wozniak wykładał przy okazji synowi podstawy fizyki i chemii. Małemu Steve’owi nieobce były takie terminy jak atomy czy elektrony. Po latach nasz bohater wspomina ojca słowami: „Czasami wyciągał szkolną tablicę i odpowiadając na moje pytania, rysował na niej diagramy”. Steve w wywiadzie dla magazynu „Forbes” mówiąc o nim, stwierdził, że był on nie tylko wspaniałym rodzicem, lecz także pedagogiem, który potrafił wytłumaczyć nawet najbardziej skomplikowane projekty za pomocą prostych i trafiających do wyobraźni słów.
W domu państwa Wozniaków, prócz wspomnianej wcześniej pracy ojca, nie było tematów tabu. Dzieci rozmawiały z rodzicami o wszystkim: zarówno sprawach błahych, jak i bardziej skomplikowanych, takich jak religia, ekonomia, polityka oraz oczywiście nauki ścisłe. Ich dom był otwarty dla gości, a w wolnym czasie rodzina uwielbiała debatować nad kwestiami, które przynosiła otaczająca ich rzeczywistość. Każdy mógł wyrazić swoje poglądy i podzielić się wątpliwościami, nie narażając się na krytykę czy osąd.
Ogromna w tym zasługa pani Wozniak, która często stawała się inicjatorką dyskusji na tematy polityczne i religijne, zachęcając tym samym swoje pociechy do budowania własnej opinii w tych kwestiach. Warto zaznaczyć, że jej poglądy polityczne z biegiem lat ewoluowały i z działaczki republikańskiej w czasach młodości Steve’a ostatecznie stała się zagorzałą demokratką. Nie było to jednak przejawem chwiejności jej poglądów, lecz decyzją opartą o głębokie przemyślenia. Pani Wozniak rozwijała również w dzieciach postawy prospołeczne, stając się dla nich autorytetem i wzorem do naśladowania. Jak później przyzna siostra Steve’a, Leslie, ich mama zawsze wspierała szeroko pojmowany aktywizm i zachęcała do bezinteresownej pracy na rzecz innych. Zanim założyła rodzinę, po ukończeniu uniwersytetu w Waszyngtonie objęła stanowisko dyrektora ds. reklamy w Vine Institute, organizacji reprezentującej ponad tysiąc kalifornijskich winnic, zajmującej się m.in. działaniami na rzecz zrównoważonego rozwoju. Już po przyjściu na świat potomstwa, angażowała się w organizację kampanii wyborczych na szczeblu stanowym i krajowym. Walczyła o równość i prawa kobiet, a o tym, że nie dawała sobie w kaszę dmuchać, może świadczyć choćby jedna z dumą powtarzanych rodzinnych opowiastek. Odwołuje się ona do sytuacji, kiedy to Margaret Wozniak energicznie zareagowała na regulamin wprowadzony w szkole średniej, do której uczęszczała jej córka Leslie. W spisie obowiązujących w szkole zasad pani Wozniak znalazła wytyczne wyraźnie dyskryminujące dziewczynki. Jako matka i gorąca zwolenniczka równouprawnienia nie mogła wobec tego faktu przejść obojętnie. Jej bojowniczy duch w walce o słuszne sprawy stał się potem podstawą do przyznania jej w 1987 roku przez lokalny dziennik „San Jose Mercury News” tytułu jednej z najbardziej wpływowych osób w Dolinie Krzemowej. To wszystko sprawiło, że kiedy na ekranach telewizyjnych wyświetlono film _Piraci z Doliny Krzemowej_ nie potrafiła pogodzić się ze sposobem, w jaki ją tam sportretowano. Zżymała się na wizerunek „gospodyni domowej”, z którym się w ogóle nie utożsamiała, a jej córka ze śmiechem dodawała, że ich matka nawet nigdy nie miała fartucha kuchennego.
To właśnie w tamtym okresie kształtował się system wartości Steve’a, na którym oparte będzie całe jego życie. Rodzice nie tyle słowami, co swoim przykładem sugerowali, czym należy się kierować w codziennym postępowaniu. W domu państwa Wozniaków, którzy byli ludźmi bardzo nowoczesnymi, ceniono tradycyjne – a według niektórych – staromodne podejście do wartości, jaką był honor. Dzieci wiedziały, że „kłamstwo ma krótkie nogi” i w każdej sytuacji należy postępować uczciwie. Jeśli „dało się słowo” – nie była to czcza deklaracja. Dyskrecja i dotrzymanie powierzonej tajemnicy stanowiły nienaruszalne zasady. Poza tym wpajano dzieciom etos pracy, a ojciec zwykł mawiać, że jest ona najważniejszą sprawą w życiu; tym samym podkreślał, iż jej utrata stanowi jedno z najgorszych przeżyć, jakich można doświadczyć. Steve zapamięta ojcowskie słowa i szybko zacznie zarobkować, zawsze jednak pamiętając, że praca jest wartością samą w sobie i nie należy na nią patrzeć tylko przez pryzmat wynagrodzenia, które się otrzymuje. Rzeczywiście, zdarzy mu się odrzucać atrakcyjne finansowo propozycje zawodowe na rzecz takich, które oferowały coś niewymiernego: satysfakcję i przyjemność.
Rodzina nauczyła naszego bohatera konieczności etycznego zachowania bez względu na okoliczności. Sam Woz określał to wielokrotnie „skrajną uczciwością”, zwracając uwagę na to, że odziedziczył ją po ojcu. Charakter Francisa Jacoba został z kolei ukształtowany dzięki wychowaniu w rodzinie, w której religia pełniła istotną rolę, a on sam przez długi czas był gorliwym katolikiem. Jako ciekawostkę dodajmy, iż wujek Steve’a przyjął święcenia kapłańskie, jednak fakt, iż w rodzinie Wozniaków był ksiądz nie wpłynął w żaden sposób na religijność naszego bohatera. Woza ominęła bowiem konieczność uczęszczania do kościoła, co było konsekwencją decyzji jego ojca, który w pewnym momencie przestał praktykować i oddalił się od wiary.
Woz miał okazję poznać na swej drodze osoby, dla których duchowość stanowiła istotny element życia i które należały do różnych wspólnot religijnych. Przykładowo jedna z żon Steve’a rzekomo należała do Świadków Jehowy, natomiast Bill Fernandez, sąsiad i kolega, z którym zbudował pierwszy komputer ochrzczony przez chłopców jako „Cream Soda”, był wyznawcą bahaizmu. Wozniak w czasach studenckich, mieszkając w akademiku, zaprzyjaźnił się z praktykującym chrześcijaninem, jednak sam nigdy nie odczuwał potrzeby definiowania się przez pryzmat jakiejkolwiek religii. Pytany o swój stosunek do religii, odpowiadał: „Nigdy nawet nie wszedłem do kościelnego budynku i wolę myśleć samodzielnie”. W odróżnieniu od jego późniejszego partnera biznesowego, z którym założy firmę Apple, nie zostanie też orędownikiem tak modnego w okresie rozkwitu kultury hipisowskiej duchowego oświecenia. W przeciwieństwie do Jobsa nie będzie marzył o pielgrzymce do Indii i staniu się wędrownym ascetą, sidhu. Nie będzie medytował i zagłębiał się w lektury, do których wielokrotnie sięgał jego kolega, takie jak choćby _Umysł zen, umysł początkującego_ Shunryu Suzuki. Nie zainteresuje się też buddyzmem, który tak bardzo przypadł do gustu drugiemu współtwórcy Apple, że kierował się pewnymi jego filozoficznymi aspektami przy podejmowaniu decyzji biznesowych, a w jego biurze przez wiele lat raz w tygodniu pojawiał się mnich Kobun Chino Otogawa pełniący funkcję jego osobistego doradcy. Wozniaka charakteryzować będzie tolerancyjna postawa wobec osób żyjących wedle reguł różnych religii, ale on sam nie poczuje nigdy związku z żadną wspólnotą wyznaniową. Wypowiedzi Woza na ten temat świadczą o braku wewnętrznej potrzeby zgłębiania kwestii duchowych, a czasem nawet pewnej ignorancji wobec pojęć. Czyż nie tak można by odczytywać deklaracje Steve’a w stylu: „Jestem ateistą lub agnostykiem (nawet nie znam różnicy)”? Po latach przyzna dziennikarzom magazynu „Fortune”, że to właśnie dzięki jednoznacznie określonym zasadom wpajanym mu od wczesnej młodości mógł zawsze żyć zgodnie z własnym sumieniem i robić to, co umiał najlepiej, nie krzywdząc nikogo wokół. Nigdy też nie zapomni słów ojca: „Prawda jest ważniejsza niż cokolwiek innego. Jeśli kogoś zabijesz, a potem skłamiesz na ten temat – kłamstwo będzie gorsze”. Dlatego też Steve zapewnia, że nigdy nie konfabuluje. Jak się później okaże, nie zawsze wychodzi na tym korzystnie.
Z domowego środowiska Steve wyniósł także empiryczne podejście niemal do wszystkiego, co go otacza. Ten oświeceniowy duch Francisa Bacona czy Johna Locke’a unosić się będzie zarówno nad eksperymentami z okresu dziecięcego, jak i późniejszymi projektami Wozniaka, dla których zawsze punktem wyjścia była ciekawość i chęć weryfikacji idei, które rodziły się w jego genialnym umyśle. Genezy tego wszystkiego należy upatrywać w dzieciństwie, kiedy dzięki dyskusjom z ojcem Steve stopniowo poznawał świat i prawa nim rządzące.
Inną cechą jego charakteru ukształtowaną w domu rodzinnym był brak przywiązania do dóbr materialnych. Jak przyznał w rozmowie dla „Brisbane Times” : „Dorastając (…) kosiliśmy trawniki sąsiadów, ale zamiast prosić o pieniądze – prosiliśmy o słoiki po majonezie pełne różnych części, z których można by coś stworzyć”. To pokazuje, że Steve nie był przeciętnym dzieciakiem zainteresowanym jedynie szybkim zyskiem, lecz kimś, komu bardziej niż na pieniądzach zależy na rozwoju pasji i konstruowaniu urządzeń ułatwiających życie innym. Nawet gdy odnosił sukcesy jako współtwórca Apple, profity finansowe nie były dla niego najważniejsze.
Mimo technologicznego zacięcia Wozniak od zawsze starał się patrzeć na zagadnienia dotyczące elektroniki z nieco humanistycznej perspektywy. Mówiąc o wychowaniu naszego bohatera, warto zaznaczyć, że podczas gdy elektronicznego bakcyla zaszczepił mu ojciec, tak matka starała się rozbudzać jego artystyczne zapędy. Sama pochodziła z niezwykle muzykalnej rodziny oraz ceniła kulturę i sztukę, za sprawą których rozwija się wrażliwość i otwartość. Przyglądając się późniejszemu życiu Woza, można śmiało stwierdzić, że zabiegi pani Wozniak nie poszły na marne, a on sam po latach przyzna, że zamiłowanie do wielu „nietechnicznych części życia” w znaczący sposób ukształtowało jego osobowość. Powie też: „Byłem zwolennikiem sztuki w San Jose. Oglądałam wiele musicali i sztuk teatralnych, a nawet widowisk baletowych”. Być może dlatego, gdy miał zaledwie dziesięć lat, zaczęło rodzić się w nim pragnienie, by zostać specyficznym artystą prowadzącym działalność na przecięciu wielu dziedzin nauki. Wprawdzie młody Wozniak nie artykułował tego w ten sposób, jednakże możemy sobie wyobrazić, iż jego dziecięca wizja swojej osoby przewidywała kreację na wzór człowieka renesansu, kogoś o duszy Leonarda da Vinci, który nie tylko malował fascynujące obrazy, ale też przewidział powstanie helikopterów, łodzi podwodnych i innych niesamowitych wynalazków.
Inny chłopiec, który przyjdzie na świat pięć lat później i zamieszka z adopcyjnymi rodzicami niedaleko domu rodzinnego naszego bohatera, również będzie miał takie marzenia. Po latach ujmie to w następujące wspomnienie: „Choć lubiłem elektronikę, to jako dzieciak zawsze widziałem w sobie przyszłego humanistę. Potem jednak przeczytałem coś, co jeden z moich idoli, założyciel Polaroida, Edwin Land, powiedział o wielkim znaczeniu ludzi, którzy stoją na skrzyżowaniu nauk humanistycznych i ścisłych, i zdecydowałem, że kimś takim właśnie chciałem być”. Tę deklarację złożył późniejszy kumpel Woza, Steve Jobs. Umiłowanie do zespalania różnych dziedzin wiedzy połączy w przyszłości tę dwójkę młodych ludzi, którzy stworzą firmę stanowiącą dowód, iż mariaż technologii z humanistyką może przynieść fenomenalne owoce. W tym przypadku bardzo konkretne „Jabłka”, którym trudno będzie się oprzeć wielu ludziom na całym świecie. Jobsowi idea przenikania nauk ścisłych z humanistycznymi będzie towarzyszyć przez całe życie, a jednym ze spektakularnych dowodów na wierność tej filozofii staną się prezentacje nowych produktów Apple’a, które wieńczyć będzie wyświetlany na potężnym ekranie slajd pokazujący skrzyżowanie ulicy Sztuk Wyzwolonych z ulicą Technologiczną. Podczas ostatniego publicznego wystąpienia zorganizowanego w marcu 2011 roku, na którym pokazano światu iPada 2, przyjaciel Woza wypowie jakże ważne zdanie: „W DNA Apple’a wpisane jest przekonanie, że sama technologia to zbyt mało – dopiero połączenie technologii i humanistyki daje rezultaty, które sprawiają, że raduje się nasza dusza”.
W ramach dygresji dodajmy, że tego typu myślenie godzące nauki humanistyczne ze ścisłymi długo uchodziło za fanaberię, która nie może być traktowana poważnie, np. w kręgach akademickich. Na szczęście w drugiej połowie XX wieku zaczęło się to stopniowo zmieniać, a biografie wybitnych umysłów działających na styku nauki i sztuki potwierdziły, że taki sojusz ma przed sobą przyszłość. Szkoły winny sprzyjać rozwojowi tego trendu, co trafnie wyraził profesor School of Business na Uniwersytecie Nowojorskim, Scott Galloway : „Edukacja powinna być nastawiona na kreatywność – projektowanie, nauki humanistyczne, sztukę, dziennikarstwo i sztuki wyzwolone. Podczas gdy świat pędzi w kierunku nauk przyrodniczych, technologii, inżynierii i matematyki, przyszłość należy do klasy ludzi kreatywnych, którzy potrafią sobie wyobrażać formy, funkcje i ludzi jako coś więcej – coś pięknego i inspirującego – z technologią jako środkiem do celu”. Steve Wozniak – jak już wspomnieliśmy – głęboko wierzy w twórczą moc symbiozy nauk humanistycznych i ścisłych, o czym często opowiada podczas konferencji, wykładów i rozmów z dziennikarzami. W czasie wizyty w Polsce w 2018 roku zapytany podczas wywiadu, czego młodzi ludzie powinni się uczyć w dzisiejszej szybko zmieniającej się rzeczywistości, wyczerpująco wyjaśnił: „(obecnie) potrzebujemy różnych osób, które realizują rozmaite zadania (…). Muszą oni rozumieć innych ludzi, rynki, biznes (…) Na pewno potrzebne jest dobre inżynieryjne i naukowe wykształcenie. Muszą to być osoby, które mają zdolność tworzenia czegoś, co jeszcze nie istnieje, a nie jest to łatwe. (…) Łatwo zrobić coś, o czym uczyliśmy się w szkole, bo ktoś już to kiedyś zrobił i wystarczy to powtórzyć. Trudno zrobić krok w zupełnie nieznanym kierunku, ale to właśnie wtedy powstaje coś przełomowego”.
Steve’owi takich kroków zdarzyło się zrobić całkiem sporo, a stawiał je już od najmłodszych lat. Jeszcze jako pędrak zapragnął tworzyć zupełnie nowe przedmioty, które ułatwią życie każdemu człowiekowi. Miał przy tym świadomość, że kluczem do sukcesu jest połączenie talentu i wysiłku wielu umysłów, innowatorów działających u zbiegu sztuki i nauki. Podzielał w ten sposób przekonania podnoszone przez innych naukowców, w tym choćby Williama Bradforda Shockleya – amerykańskiego fizyka, współwynalazcę tranzystora – który stwierdził: „aby można było stworzyć jedno nowe urządzenie, wiele osób specjalizujących się w rozmaitych dziedzinach nauki musi połączyć zróżnicowane umiejętności i zaangażować się we wszystkie niezbędne badania”. Zaznaczmy jednak, że młody Wozniak pragnąc pójść w ślady ojca i zostać inżynierem, rozważał także objęcie stanowiska nauczyciela, gdyż chciał dzielić się posiadaną wiedzą i umiejętnościami z innymi. Czas pokaże, że i to marzenie się spełni.