- W empik go
Straszne Legendy Hrabstwa Kłodzkiego i okolic - ebook
Straszne Legendy Hrabstwa Kłodzkiego i okolic - ebook
Zbiór 46 baśniowych legend, które uczą, straszą czasem śmieszą i niosą ze sobą morał. Legendy przybliżą Wam barwną historię Hrabstwa Kłodzkiego z przed wielu lat, a nawet wieków. Ukażą kulturę, dzieje i wierzenia mieszkańców tej wspaniałej krainy. Nie zabraknie opowieści o zwykłych ludziach, dawnych bogach, smokach, czarownicach, gnomach i rozbójnikach. Złoto, bieda, klejnoty i nędza będą iść w parze z dobrocią i złem. Każdy-
czy to dziecko czy dorosły - znajdzie coś dla siebie!
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8126-739-7 |
Rozmiar pliku: | 8,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zarys historyczno — geograficzny Hrabstwa Kłodzkiego
_HERB HRABSTWA KŁODZKIEGO_
Hrabstwo Kłodzkie dawniej
zarys współczesny — Ziemia Kłodzka
HRABSTWO KŁODZKIE (niem. _Grafschaft Glatz_) — __ kraina historyczna ze stolicą w Kłodzku, obecnie obejmująca powiat kłodzki, południowo-wschodnią część woj. dolnośląskiego.
Północno-wschodnia granica hrabstwa przebiegała od Wielkiej Sowy partią szczytową Gór Sowich, Grzbietem Zachodnim Gór Bardzkich, przez Przełęcz Bardzką, Grzbietem Wschodnim Gór Bardzkich, Gór Złotych, Gór Bialskich do Śnieżnika. Południowo-wschodnia granica od Śnieżnika przebiegała partią szczytową masywu Śnieżnika do Przełęczy Międzyleskiej. Granice hrabstwa od strony północnej, wschodniej i południowej były stałe. Zmiennością odznaczała się granica zachodnia, która od 1260 roku obejmowała obszar Broumova i Polic w dzisiejszych Czechach. Do XVI wieku granica zachodnia Hrabstwa Kłodzkiego biegła głównym grzbietem Gór Bystrzyckich, w roku 1589 granicę przesunięto na nurt Dzikiej Orlicy. Do obecnych czasów zachowały się kamienie graniczne Hrabstwa Kłodzkiego — Kamienny trójprzedział na Śnieżniku i Trójpański Kamień na Leszczyńcu w Górach Suchych.
Tereny te były bardzo wcześnie zasiedlone, w czasach rzymskich przebiegała tędy odnoga bursztynowego szlaku. Później walczyli o nie Polacy z Czechami — jak się sądzi, należały one ongiś do rodu Sławnikowiców, a później Przemyślidów. Pierwsza pisemna wzmianka w kronice Kosmasa — praskiego kronikarza z roku 981 dotyczy śmierci Sławnika i Kłodzka właśnie. W wieku X i XI Polacy i Czesi toczyli boje o panowanie nad Kłodczyzną. W 1137 roku pokój kłodzki zawarli Bolesław Krzywousty i czeski książę Sobiesław I. Bolesław zachował cały Śląsk oprócz Ziemi Opawskiej, która wraz z Ziemią Kłodzką przypadła Sobiesławowi.
Z uwagi na ukształtowanie terenu Ziemia Kłodzka stała się odrębną jednostką administracyjną zwaną _terra Glacensis_ – od XIII w., zaś od XV _comitatus Glacensis_, później _Glatzer Land_. W wiekach XIII i XIV ziemią tą władali nasi Piastowie śląscy m.in. Henryk Probus i Bolko Ziębicki, jako lennem czeskim.
W 1458 roku Jerzy z Podiebradów wykupuje Ziemię Kłodzką i staje się ona jego osobistą posiadłością. Rok później terytorium to zostaje podniesione do rangi hrabstwa w strukturze Królestwa Czeskiego. W późniejszych latach (1477) włączono doń tereny klucza homolskiego — miasto Duszniki i zamek Homole wraz z miastem Lewinem i okolicznymi wsiami, należącymi dawniej do dóbr nachodskich. W 1501 roku, po śmierci księcia ziębickiego Henryka I Starszego hrabstwo sprzedano Ulrykowi von Hardeckowi, zaś jego brat Jan von Hardeck sprzedał je królowi czeskiemu Ferdynandowi I Habsburgowi (1534), który zostawił włości Janowi z Pernstejnu. Hrabstwo trafia do księcia bawarskiego Ernesta (1549) jako zastaw, który częściowo wykupuje Ferdynand I Habsburg (1561), a całkowicie odkupuje dopiero syn Maksymilian II Habsburg.
Od tamtego momentu Hrabstwo Kłodzkie bezpośrednio podlega czeskiemu królowi, aż do roku 1742, kiedy to wraz z większością Śląska hrabstwo trafia pod władanie Królestwa Prus. W 1871 roku ziemie te stają się częścią II Rzeszy Niemieckiej. Po drugiej wojnie światowej ziemie te włączone zostają do Polski, przy czym stają się one przedmiotem sporu z Czechosłowacją, która żąda włączenia tych ziem w obręb swego terytorium. Pod naciskiem Stalina zachowano status quo, a sam przebieg granicy potwierdzono dopiero w 1958 roku.
Jak widać historia tych ziem była bardzo burzliwa, nie rozpieszczała ich mieszkańców. Ludzie albo musieli ulec przyrodzie i zmieniającym się sytuacjom geopolitycznym, albo stawali się twardymi sudeckimi góralami Hrabstwa Kłodzkiego. Z uwagi na to, że wiele się tu działo i wiele dziwnych rzeczy widziały góry i ich mieszkańcy, zaczęły powstawać legendy dotyczące mieszkańców, miast, wsi i gór.
Jak wiadomo w każdej legendzie jest ziarno prawdy i każde podanie niesie ze sobą jakiś morał, dlatego zapraszam Was drodzy Czytelnicy do świata baśni i legend, które kiedyś zasłyszałem.
*****
U podnóża sudeckich gór, a dokładniej u podnóża Wzgórz Lewińskich, w małej miejscowości Lewin Kłodzki, stała wielka poniemiecka chata. Była to jedna z większych chałup, z wielką stodołą i oborą pełną zwierząt. Chata stała po lewej stronie tuż za górskim potokiem Wyżnik, zjeżdżając z góry Ludowej od strony Dusznik-Zdroju w kierunku Kudowy-Zdroju. Był ciemny i mroźny zimowy wieczór. Za oknem wielkie płaty śniegu sypały się na drzewa, mały warsztacik znajdujący się pod olbrzymim kasztanem oraz na całe podwórko i ogród. Zdawało się, że słychać jak mróz skrzypi, rysując malownicze wzory na szybach okien.
W wielkiej kuchni służącej zarówno za jadalnię, bawialnię, jak i salon było kilka osób. Przy wielkim drewnianym stole, okrytym białym obrusem domownicy krzątali się szykując kolację. Wszyscy siedzieli na drewnianych ławach ustawionych wzdłuż stołu i okien, głośno rozmawiając ze sobą i śmiejąc się od czasu do czasu. W kącie w wózku spało dziecko, zaś w drugim końcu na drewnianej podłodze bawił się mały czarnowłosy chłopczyk, tuż obok fotela postawionego przy kominku, w którym palił się teraz ogień ogrzewający całe to pomieszczenie.
— Babciu, opowiedz mi jakąś bajkę — powiedział do starowinki siedzącej w wielkim bujanym fotelu.
Prababcia Adela
Babcia, a właściwie prababcia chłopca, miała na imię Adela. Ubrana była w ciemny kubraczek i ciemnozieloną suknię, na które nałożony był jasny fartuszek w różne kolorowe wzorki, spod czerwonej chusty na głowie wymykały się srebrne kosmyki włosów. Spojrzała na dziecko kasztanowymi oczami, pogłaskała je po ciemnych włosach, po czym sięgnęła po leżące w kącie polano drzewa, które wrzuciła do ognia wesoło igrającego w kominku. Iskry sypnęły wesoło w górę i rozleciały się na boki. Zarazem zdało się jakby w chacie troszkę przygasło światło sprawiając, że całe pomieszczenie nabrało tajemniczości i otoczyła je aura magii. Prababcia zamknęła na chwilę oczy, jakby chcąc sobie coś przypomnieć, wzięła głęboki oddech. Rozmowy i śmiechy przy drewnianym stole ucichły i każdy z domowników z ciekawością spojrzał na zamyśloną kobietę. W ciszy i oczekiwaniu, które nastały dało się czasem usłyszeć rżenie konia lub muczenie krowy dobiegające z przyległej obórki.
Prababcia Adela spokojnym głosem, mając wciąż zamknięte oczy, ważąc słowa zaczęła opowiadać…
— To nie będą bajki mój kochany… — zawiesiła przy tym głos. — Opowiem ci prawdziwe historie, które usłyszałam od swej prababci, gdy byłam taka mała, jak ty. Moja prababcia znała je od swej babci. Te historie opowiadają dzieje tej ziemi i ludzi, którzy tu mieszkali…
Kobieta obróciła głowę i utkwiła spojrzenie w ogniu, a za jej wzrokiem podążył wzrok chłopca…I — Legendy z okolic Kudowy-Zdroju
( CZERMNA, SŁONE, PSTRĄŻNA, JAKUBOWICE, ZAKRZE, BRZOZOWIE, BUKOWINA KŁODZKA )
Flaga i Herb Kudowy-Zdrój
BIEDA, AŻ PISZCZY
W czasach wczesnego średniowiecza, a może trochę później, Kudowę-Zdrój nazywano z czeska Chudoba. Nazwa po Polsku brzmi „bieda”, a skąd się wzięła?
W ówczesnej wiosce Lipolitov zagnieździła się bieda, została zesłana tu przez Liczyrzepę za to, że mieszkańcy bez jego zgody polowali na dziką zwierzynę w pobliskich górach. Bieda była chuda i strasznie wysoka, blado-szara, miała poczerniałe i spróchniałe trzy zęby, włosy skołtunione i ubrana była w szare, brudne, postrzępione szmaty. Liczyrzepa kazał jej siedzieć w wiosce i pilnować, by ludzie nie bogacieli, pola nie obradzały i zwierzęta nie rodziły.
Bieda zjadała mieszkańcom plony, zabijała trzodę, kradła chleb i mleko, a gdy ktoś zarobił jakieś halerze, to bieda je kradła. Dzieci płakały z głodu, kobiety chudły w oczach, pola pustoszały, a zwierzęta marniały. Chłopi nie mieli siły i nerwów, żeby pracować — cokolwiek by nie zrobili, bieda niszczyła.
Ludzie, którzy przejeżdżali przez Lipolitov, wytykali mieszkańców palcami i mówili „chudoba, chudoba!”, czyli „bieda, bieda!”.
Oj tańczyła bieda w wiosce, tańczyła, dobrze jej się tam wiodło, a mieszkańcy chyłkiem stamtąd uciekali do okolicznych wiosek, lecz miejscowi przeganiali ich z powrotem do Chudoby, żeby i u nich bieda się nie zagnieździła.
Mijały lata, a wioska marniała, chaty rozpadały się, ludzie chorowali i mizernieli, a nikt nie chciał im pomóc.
Po stu latach z okładem do wioski trafił chrześcijański mnich imieniem Wojciech, podobno szedł on do Polskiego księcia Mieszka, ale to inna historia.
Bieda — czes. Chudoba
Zobaczył biedę na własne oczy, koślawa starucha wlepiła w niego wyłupiaste gały i oblizała się na jego widok — mnich miał przy sobie kawał okrągłego bochenka chleba i mieszek pełen złota. Ludzie z Chudoby wyszli mu na spotkanie prosząc o kawałek chleba, ale gdy ten odłamywał chleb i rozdawał, bieda porywała go i pożerała łapczywie swą wielką obrzydliwą gębą.
Wojciech stanął szeroko na nogach i zrobił w powietrzu znak krzyża, usiłując przegonić biedę, ale ona daleko nie uciekła, zaśmiała się tylko i przyczaiła na środku wioski. Ten moment wystarczył, by mnich nakarmił chlebem wieśniaków.
Ludzie prosili go, by pomógł przegnać im biedę. Mnich kazał sobie opowiedzieć, kiedy ta zagościła w ich wiosce i jaka była tego przyczyna. Chłopi wspomnieli na czasy, gdy bez zgody Liczyrzepy, ducha tutejszych gór, ich dziadowie polowali na zwierzynę w jego lasach i że, to on za karę skazał ich na biedę. I siedzi u nich już przeszło sto lat, i nie zamierza stąd odejść.
Wojciech pomyślał chwilę i powiedział, że za kilka dni wróci. Mnich udał się w góry na poszukiwanie Liczyrzepy, kilka dni chodził po górach i go nawoływał, w końcu w okolicach Karłowa (niem. _Karlsbeg, Carlsberg,_ czes. _Karlov, Kalasperk_), Liczyrzepa wyszedł z lasu na spotkanie z człowiekiem. Przybrał postać olbrzymiego brodacza ubranego w futra, w dłoni trzymał potężny kostur, a zaciśnięta na nim ręka wyglądała jak koło młyńskie.
— Czego chcesz człecze i dlaczego straszysz zwierzynę swym krzykiem? — zapytał patrząc z góry na mnicha w brązowym habicie, z drewnianym krzyżem na szyi.
— Przyszedłem w imieniu mieszkańców Chudoby, bo sami przyjść nie mogą, bieda ich nie puszcza — odrzekł mnich. — Nie sądzisz Liczyrzepo, że karzesz ich już dość długo? Za grzechy ich dziadów oni nie odpowiadają, są dobrymi ludźmi i chcę cię prosić, byś zabrał biedę z ich wioski.
Liczyrzepa podrapał się wielką łapą po głowie:
— Hmmm, sądziłem, że już dawno biedę odwołałem, widać nie posłuchała mnie — powiedział strapiony. — Jest tylko jeden sposób, by się jej pozbyć, trzeba ją zamknąć w takim miejscu, z którego już się niewydostanie. — Podniósł głowę, zmrużył lewe oko, złapał się pod brodę i zadumał.
Mnich nie przeszkadzał w myśleniu Duchowi Gór, patrzył na tego olbrzyma i podziwiał. Na własne oczy widział pogańskie bóstwo. Ciężko będzie przegnać go i wprowadzić tu chrześcijańską wiarę — pomyślał.
— Już wiem — odezwał się Liczyrzepa. — Masz ode mnie worek z koziej skóry, a w nim słoninę i bochen chleba. Gdy zajdziesz do wioski, powiedz ludziom, że masz dla nich jedzenie, tylko tym razem nie odganiaj biedy od worka. Ją pierwszą poczęstuj, a zobaczysz co się stanie… głupi nie jesteś, będziesz wiedział, co zrobić.
Duch Gór podarował mnichowi duży wór z koziej skóry, krzyknął jeszcze na odchodne, by przeprosił chudobian za to, że zapomniał o biedzie i poszedł w stronę Szczelińca.
Wojciech zarzucił wór na plecy i czym prędzej wrócił do Chudoby. Mieszkańcy czekali już na niego, a bieda wyglądała im zza pleców i ciekawie zerkała, co też ten wredny mnich niesie w wielkim worze. Zaś Wojciech podszedł do ludzi i powiedział:
— Mam dla was dar, wspaniałą pyszną słoninę i duży bochen chleba.
Ludzie ruszyli do przodu, ale mnich mrugnął do nich porozumiewawczo, a ci przepuścili biedę. Mnich rozwiązał już worek i otworzył go szeroko:
— O nie! — krzyknęła bieda. — Nie dostaniecie tych rarytasów! — i skoczyła prosto do worka. W tym momencie mnich zamknął worek i zawiązał rzemieniem. Ludzie zaś pobiegli po kije i cepy, zaczęli okładać worek z biedą w środku, aż ta piszczała, płakała i krzyczała z bólu od razów za wszystkie lata nędzy, niedostatku, chorób, głodu i zmartwień. Ponoć właśnie stąd wzięło się przysłowie „bieda, aż piszczy”… Chłopi bili ją tak długo, aż opadli z sił, a bieda piszcząc i płacząc prosiła, by ją puścili, to pójdzie sobie gdzie indziej. Już chłopi mieli się zlitować i ją puścić, gdy Wojciech zatrzymał rękę jednego z nich:
— A jeśli ona kłamie? To demon nieczysty, ta bieda ona nikomu nie odpuści, jak nie was ukrzywdzi, to innych.
— Ma rację — mówili chłopi — radź, co robić Wojciechu?
— Trzeba w górach wykopać głęboką studnię — zaczął mówić mnich — tam wrzucimy worek i zakopiemy. Potem nakryjemy ziemię dużym głazem by nikt jej nie odkopał.
Jak rzekł, tak też zrobiono. W górach niedaleko Chudoby wykopano studnię głęboką na 55 metrów i wrzucono tam wór z koziej skóry, w którym była złapana bieda. Zakopano studnię i nakryto potężnym głazem.
W ten dzień w ramach podzięki i widząc mądrość mnicha, kilka rodzin przyjęło chrzest z rąk Wojciecha. Od tamtej pory w wiosce zaczęło się wszystko rodzić i darzyć, ludzie naprawili chaty, zaorali pola i zaczęli żyć dostatnio. Dzieci stały się pulchniutkie, kobiety zaokrągliły tu i ówdzie, co nadało im powabu, a mężczyźni nabrali krzepy.
Jeszcze wiele lat Kudowę nazywano Chudoba, ale z czasem zapomniano o znaczeniu tego słowa, wioska przemieniła się w miasto, które było bogate i żyło się w nim dostatnio.
Wojciech krótko zabawił w tych rejonach, gdyż spieszył się do władcy Polan i opuścił wdzięcznych mu mieszkańców Chudoby. Wiem, że chwilę zabawił w Kłodzku, a później ruszył dalej, ale o tym innym razem. Tym mnichem, był nie kto inny tylko św. Wojciech (_Vojtěch Slavníkovec_), który później zginął z rąk pogańskich Prusów.
Gdy kuracjusze i turyści spacerują w rejonach kudowskich gór, czasem słyszą wycie i piszczenie spod ziemi… to bieda piszczy. Lepiej nie podnosić wtedy żadnych głazów, bo kto wie, do kogo tym razem bieda się doczepi.
ŹRÓDEŁKO MARYI
Matka Boska — Źródełko w Kudowie-Zdrój
Przy niebieskim szlaku biegnącym z Kudowy-Zdroju (niem. _Bad Kudowa_, czes. _Lázně Kudova_ lub _Lázně Chudoba,_ a na początku _Lipolitov_, a także _Chudoba_) do Brzozowia (_Brzozowice_, niem. _Brzesowie_, w latach 1921–1945 _Birkhagen_; czes. _Březová_) stoi kapliczka poświęcona Matce Boskiej Bolesnej. Można tam też dotrzeć drogą wiodącą z Kudowy poprzez Słone (niem. _Schlaney_, 1937—1945 _Schnellau_, czes. _Slané_ albo dawniej _Slaney_) do granicy z Czechami, w połowie drogi jest zakręt na Brzozowie i droga do kapliczki.
W 1830 roku leśniczy Ignacy Siegiel przeszukiwał las w celu znalezienia wnyków, sideł i pułapek zastawianych na zwierzęta przez tutejszych kłusowników. Było gorące lato, leśniczy zgrzał się mocno maszerując po górkach i lasach. Postanowił odpocząć w cieniu pod drzewami w niedalekim lasku. Usiadł pod wysoką jodłą, zdjął z pleców chlebak i strzelbę, położył obok siebie, naciągnął na oczy kapelusz z gęsim piórkiem i zamierzał oprzeć głowę o konar, by chwilę się zdrzemnąć.
Gdy oparł głowę o mech, poczuł pod nim coś twardego, myślał, że to kamień go uwiera, ale był zbyt kanciasty, zerwał mech i jego oczom ukazała się rama obrazu. Zaczął odsuwać ziemię i mech… Jakież było jego zdziwienie, kiedy spod ziemi wyjął spory obraz, który przedstawiał Matkę Boską Siedmiu Boleści.
Jako że Ignacy był człowiekiem głęboko wierzącym w Boga i moce nadprzyrodzone, pomyślał, że skoro znalazł ten obraz właśnie tu, to znaczy, że nie jest to dziełem przypadku. Powiesił obraz na drzewie, pod którym go znalazł i zaczął się żarliwie modlić.
Przejęty znaleziskiem, codziennie przychodził pod drzewo na modlitwę. Którejś nocy przyśniła mu się Matka Boska z obrazu, nakazując mu, aby nazajutrz wziął ze sobą szpadel i zaczął kopać pod drzewem. Nie powiedziała po co, ale oznajmiła, że już niedługo to, co znajdzie pomoże okolicznej ludności.
Myśliwy z samego rana wziął szpadel i poszedł do lasu, stanął pod wiszącym obrazem pomodlił się i wbił łopatę w ziemię. Ledwie, to zrobił, a spod ziemi wybiło źródełko.
Ignacy tym razem opowiedział o wszystkim sąsiadom, a oni innym, wieść rozeszła się, ludzie zaczęli przychodzić do Źródełka Maryi — tak zaczęli je nazywać.
Nie trzeba było też długo czekać, aby sen myśliwego i słowa Maryi się spełniły. W 1832 roku, zaledwie dwa lata po znalezieniu obrazu i wytryśnięciu źródełka, Słone, Nachod, Brzozowie i Kudowę nawiedziła epidemia cholery. W samym Słonym zmarło 40 osób, ludzie przyszli więc do źródełka modlić się pod obrazem Matki Boskiej. Prosili o pomoc i łaskę uzdrowienia oraz w intencji zmarłych.
Wtedy po raz kolejny Maryja przyśniła się Ignacemu i kazała przekazać ludziom, aby pili wodę ze źródełka, a także się nią obmywali. Ludzie zrobili, jak powiedziała, ich prośby zostały wysłuchane, a zaraza ustąpiła.
Od tamtego czasu coraz więcej było słychać o cudownych uzdrowieniach, szczególnie ustępowały choroby oczu.
Ludzie w dowód wdzięczności przynosili do źródełka obrazki Matki Boskiej i krzyżyki, które wieszali wokoło na drzewach.
W 1873 roku władze Nachodu, do którego należał las postanowiły go wykarczować. Ówczesny sołtys Słonego udał się do miasta gdzie w Urzędzie Gminnym usilnie starał się, aby pozostały te drzewa, na których wisiały obrazki i krzyżyki. Jakież było zdziwienie urzędników czeskich, gdy okazało się, iż pozostał przy źródełku całkiem spory las z 10 tysięcy drzew, na których wisiały dziękczynne wota*. Po pewnym czasie mieszkaniec Zakrza Benedykt Seidel, którego córka odzyskała wzrok postawił w tym miejscu drewnianą kaplicę, w której umieszczono wszystkie obrazki Matki Bożej. W 1887 roku w miejscu starej, drewnianej kapliczki wybudowano nową, murowaną, która stoi do dziś.
*Wota lub wotum — w Kościele katolickim: symboliczny przedmiot ofiarowany w jakiejś intencji.
JAK KUDOWIANIE BRONILI SIĘ PRZED HUSYTAMI*
Jednymi z dzielnic Kudowy-Zdroju są Zakrze (niem. _Sackisch_, czes. _Žakš_) i Słone, (niem. _Schlaney_, 1937—1945 _Schnellau_, czes. _Slané_ albo dawniej _Slaney_). Mieszkańcami tych miejscowości byli Czesi i napływowa ludność niemiecka, w 1264 roku na Zakrzu wzniesiono kościół Św. Katarzyny.
Kościół wzniesiono na niewielkim pagórku przy rzece Klikawie (_Bystra_), na początku był to budynek drewniany, ale wkrótce wzniesiono obok niego kamienną wieżę i niewielki murek na wysokość chłopa, czyli około 170 cm.
Zawierucha historyczna spowodowała, że husyci w 1420 roku ruszyli na Hrabstwo Kłodzkie. Ludność Kudowy, Zakrza, Słonego i innych miejscowości uciekała w góry, jednak niejaki Rzepka, chłop z Zakrza i Stepan, tkacz ze Słonego postanowili zebrać grupę odważnych mężczyzn i negocjować z husytami, by pozostawili ich miejscowości i rodziny w spokoju.
Punktem zbornym był kościół św. Katarzyny, wewnątrz murów znalazło się kilku szlachciców zbrojnych w miecze i ubranych w zbroje, chłopi zbrojni w widły, topory i siekiery, tkacze, kowale i inni rzemieślnicy. Każdy z nich dzierżył w rękach jakieś narzędzie do obrony, a kilku znanych w okolicy kłusowników miało ze sobą łuki — tych wysłano na wieżę, żeby w razie obrony z góry razili husytów.
Wkrótce pod murami kościoła stanęła rejza husycka*, wojska było tam mrowie i obrońców ciarki przeszły po ciele, gdy zobaczyli tę nieprzebraną tłuszczę. Husyci drwili z obrońców, bo przecież była ich garstka, ledwie setka, a ich było parę tysięcy.
Rzepka i Stepan udali się do obozu husyckiego, którym dowodził niejaki Oldřich Zapiećka, jeden z wielu uczniów Jana Żiżki. Chłopi pokornie prosili o oszczędzenie kościoła, swoich domów, miejscowości i rodzin obiecując, że nie będą czynić żadnych wstrętów husytom maszerującym przez tutejsze ziemie. Oldřich spojrzał po swoich przybocznych i zaśmiał się, zażądał od chłopów bezwarunkowej kapitulacji, oddania żywności schowanej przed nadejściem jego wojsk, a przede wszystkim, żeby dołączyli do jego armii. Obaj chłopi spojrzeli po sobie, Niemiec Stepan i Czech Rzepka wiedzieli, że przyjdzie im polec, lecz nie zgodzili się na żądania husyckiego wodza. Wrócili za mury otaczające kościół i opowiedzieli wszystkim, jak potoczyła się rozmowa z Oldřichem. Zebrani wyrazili swe oburzenie, ksiądz, który był wśród nich odprawił mszę, gdyż było jasne, że atak nastąpi już wkrótce.
Gdy tylko ksiądz rozdał Komunię, łucznik z wieży krzyknął, że husyci się zbliżają.
Husyci chcieli zająć kościół z miejsca i w biegu zaatakowali obrońców, wdrapywali się na mury, cięli obrońców mieczami i toporami. Ci nie pozostawali dłużni, bronili się dzielnie, łucznicy z wieży celnie razili atakujących. Ku zdumieniu obrońców husyci po kilku godzinach zażartej walki odstąpili, pozostawiając wielu zabitych i rannych na placu boju.
Przed nocą nastąpił jeszcze jeden zajadły szturm, ale i tym razem obrońcom udało się odeprzeć wroga. Ranny ksiądz po raz ostatni udzielił Komunii i ostatniego namaszczenia pozostałym przy życiu obrońcom. Rzepka był ranny, Stepan leżał martwy pod ścianą wieży. Noc była niespokojna, a gdy tylko rozrzedziła się poranna mgła, obrońcy z Kudowy zobaczyli wszystkie siły husyckie, a na ich czele Oldřicha, który postanowił sam poprowadzić atak.
Rzepka splunął na ręce, zatarł je obie, podkasał rękawy koszuli i oburącz chwycił wielki topór. Trzech szlachciców w zbrojach stanęło obok niego, w bramie kościoła stał ksiądz z mieczem i kilkunastoma ludźmi gotowymi do obrony ołtarza. Na wieży pozostali jeszcze łucznicy…
Nagły wrzask i odgłos biegnących husytów wybudził odrętwiałych kudowian, by wznieśli swą broń po raz ostatni. Najeźdźcy przelali się przez mur jak fala i jak fala ogarnęli obrońców. Rzepka siekł najmocniej jak mógł, lecz wkrótce został przebity włócznią, padł na kolana, zdążył zobaczyć jeszcze płonący kościół i husytów wdzierających się na kamienną wieżę. Uderzenie w głowę zamroczyło go, krew zalała oczy, padł na ziemię wydając ostatnie tchnienie…
Husyci zwłoki obrońców oraz rannych wrzucili do płonącego kościoła, nikt z broniących się nie ocalał. Drewniany kościół spłonął doszczętnie, mury i wieżę wściekły Oldřich kazał doszczętnie zburzyć. Spalone szczątki obrońców i kościoła wrzucono do rzeki Klikawy, tak by nikt nie pamiętał o heroicznej walce o kościół i jego obrońcach.
Oprócz spalenia kościoła, husyci wymordowali większą część ludności Słonego, Zakrza i samej Kudowy. Oznaczało to upadek kudowskiej parafii, której terytorium zostało wchłonięte przez sąsiednią parafię św. Michała Archanioła w Lewinie Kłodzkim. Parafia św. Katarzyny została ponownie reaktywowana w 1739 roku.
*Husytyzm — ruch i polityczny zapoczątkowany przez Jana Husa, którego zwolennicy w 1417 ogłosili cztery artykuły praskie, w których domagali się m.in. sekularyzacji dóbr kościelnych i Komunii pod dwiema postaciami.
*Rejzy husyckie — zbrojne wyprawy na tereny krajów sąsiadujących z Czechami, organizowane i przeprowadzane przez wyznawców nauki Jana Husa w okresie wojen husyckich.
KRÓL PRUSKI I ALTANA MIŁOŚCI
W okresie wojen napoleońskich w 1813 roku, na zaproszenie ówczesnego właściciela Kudowy-Zdroju i generalnego gubernatora Śląska — hrabiego von Götzen, przybył do miasteczka Fryderyk Wilhelm III król Pruski. Rezydował wówczas na plebani w Czermnej (niem. _Tscherbeney_, 1937–1945: _Grenzeck_, czes. _Velká Čermná_), która była własnością hrabiego, a królowa wraz z córkami w dzisiejszym „Zameczku” mieszczącym się w Parku Zdrojowym. W tym okresie podpisano jedną z konwencji między Prusami, Austrią i Rosją, być może znalazły się tam punkty przeciwko Polsce. Król Pruski nie lubił Polaków, to z jego rozkazu w roku 1811 w Królewcu dokonano zniszczenia insygniów koronacyjnych królów polskich, wykradzionych w 1795 roku ze skarbca na Wawelu, które następnie przetopiono na monety.
Może w fakcie, że ten nieudolny i tchórzliwy skądinąd władca przebywał w Kudowie, nie byłoby nic nadzwyczajnego i dziwnego, gdyby nie to, że król z królową lubili spacerować po okolicy. Zwłaszcza uwielbiali zaszywać się w lesie na górze Parkowej. Tam będąc z dala od dworzan i sztywnej etykiety, stojąc na szczycie góry i podziwiając widok miasta w dole, ściskali się i przytulali do siebie jak zwyczajni ludzie.
Wilhelm III opowiadał swojej królowej miłosne anegdoty, które bardzo ją bawiły. Tu na szczycie góry zostali przyłapani przez jednego z dworzan, który ich szukał.
Na pamiątkę tego zdarzenia na górze parkowej stanęła pierwsza „altana miłości”. Od tamtej pory Górę Parkową i altanę zwiedziło wiele zakochanych par.II — Legendy z okolic Stronia Śląskiego
( BIELICE, BOLESŁAWÓW, GOSZÓW, JANOWA GÓRA, KAMIENICA, KLETNO, MŁYNOWIEC, NOWA MORAWA, NOWY GIERAŁTÓW, SIENNA, STARA MORAWA, STARY GIERAŁTÓW, STRACHOCIN )
Flaga i Herb Stronia Śląskiego
LEGENDA O TRZECH SIOSTRACH I SMOKU GŁODOMORZE Z GÓRY ŁYSIEC
W dawnych czasach, gdy na Ziemi Kłodzkiej mieszkali pierwsi Słowianie, którzy przybyli na te tereny wraz z braćmi Lechem i Czechem, nie wiadomo skąd i nie wiadomo kiedy na górę zwaną Wielką przyleciał z południa olbrzymi smok. Słowianie nazwali go „Głodomorem”, bo zjadał wszystko, co wpadło w jego wielką paszczę.
Nie wiadomo jak smok poznał ludzką mowę. Jedni powiadali, że nauczył się jej od pierwszych ludzi, inni, że smok jest jednym z dawnych bogów, którzy władali krainami na dalekim południu, skąd został wygnany przez inne niechętne mu bóstwa. Tak czy inaczej smok Głodomor rozpanoszył się w słowiańskiej krainie. Rozkazał ludziom z okolicznych miejscowości, aby co tydzień dostarczali mu dziesięć owiec, jedną krowę i dwie kozy jako ofiarę. Często też kazał sprowadzać sobie dziewice, których smok potrzebował, aby służyły mu, przygotowywały zwierzęta do jedzenia, sprzątały w jego legowisku i nosiły wodę z pobliskiego źródła, gdy tego zapragnął. Dziewczęta te nie wytrzymywały trudów, próbowały uciekać, a wtedy okrutny smok palił je swym ogniem lub od razu po złapaniu zjadał. Żadnej z nich nie udało się wrócić do rodzinnego domu, a ich rodziny wiedziały, że oddane smokowi na służbę dziewice nigdy do nich nie powrócą. Jeśli zaś ludzie się sprzeciwiali, to palił ich domostwa i pola, porywał zwierzęta i zabijał tych, którzy stanęli mu na drodze. Smutek i żałoba gościły w każdym domostwie u podnóża Wielkiej góry.
Smok jednak bywał wybredny i porywał do swego legowiska także czyjeś żony. Gdy zauważył, że niewiasta jest pracowita i bardzo mu się spodobała, uprowadzał ją w niewolę. Zazwyczaj łapał kobiety znienacka, gdy wracały z wodą do domu lub szły do lasu po drwa czy leśne zioła. Smok chwytał je w swe szpony, unosił swe wielkie cielsko na skrzydłach i leciał z nimi na Wielką Górę.
Wielokrotnie próbowano zabić smoka, a zbrojni z całego kraju zjeżdżali się do stóp góry. Walka trwała zazwyczaj krótko, smok palił żywcem wojów lub swym groźnym wzrokiem zamieniał ich w skały, które następnie rozwalał jednym uderzeniem potężnego ogona.
Minęło wiele lat odkąd smok założył swe leże na Wielkiej Górze i wiele lat, od kiedy ostatni człowiek próbował zabić smoka. Okoliczni mieszkańcy żyjący w ciągłym strachu jakby pogodzili się ze swym okrutnym losem. Mówili, że lepiej Głodomorowi dać to, czego zechce niż miałby ich wszystkich spalić. Oddawali bydło, plony, a także córki, żony, matki i siostry, gdy tego smok zażądał.
U stóp góry było kilka miejscowości szczególnie narażonych na ataki smoka i na jego łaskę lub niełaskę. Były to wsie Młynowiec, Goszów, Stary Gierałtów oraz Seitenberg — „stronna góra” — czyli dzisiejsze Stronie Śląskie.
Właśnie w okolicach Stronia Śląskiego mieszkały trzy młode i bardzo kochające się małżeństwa. Trzy przepiękne siostry: Brewka, Czarna i Wesoła wyszły za mąż za trzech braci, silnych i smukłych młodzieńców, którzy byli drwalami. Bracia co rano wychodzili do lasu rąbać drwa, a siostry krzątały się we wspólnym wielkim gospodarstwie. Któregoś razu Głodomor przelatywał tamtędy i zauważył trzy piękne siostry. Schował się na skraju lasu i obserwował. Widział, że są pracowite, do tego młode i bardzo zdolne. Niedawno smok zjadł ostatnią dziewicę, która próbowała uciec, a którą oddali mu gospodarze z Młynowca.
Smok postanowił, że tym razem porwie te trzy siostry. Na szczęście dla niewiast ich mężowie właśnie wyszli z lasu trzymając w dłoniach wielkie i ostre siekiery. Głodomor nie chciał ryzykować starcia z trzema drwalami, tym bardziej, że był teraz zmęczony długim lotem. Zawinął ogon pod siebie i szybko wzbił się w powietrze. W tym czasie trzy małżeństwa czule przytulały się do siebie, a gdy od lasu powiał mocny wiatr, wyczuli woń siarki w powietrzu. Kobiety struchlały ze strachu, a mężczyźni mocniej ścisnęli siekiery w dłoniach. Wszyscy spojrzeli w kierunku lasu, skąd powiał wiatr, ale nic nie zauważyli, gdyż smok był już daleko, tylko w ich sercach zrobiło się jakoś tak zimno. Jeszcze nie wiedzieli, że ich dni są policzone… Smok długo nie czekał, aż trzech braci ponownie wyruszyło do lasu rąbać drwa. Gdy zniknęli daleko za ścianą lasu, siostry poszły razem w stronę Wielkiej Góry nazbierać ziół i leśnych owoców.
Głodomor zastawił na nie pułapkę. Gdy kobiety weszły do lasu znalazły na swej drodze sznur korali, a w oddali błyszczał drugi powieszony na drzewie. Nierozsądne niewiasty widząc świecidełka postanowiły pójść za nimi i zebrać ich tyle, żeby starczyło dla nich trzech. Kobiety nie myślały kto i dlaczego porozwieszał te błyskotki. Każda miała już po jednym sznurze korali, a także kilka kolorowych zawieszek i złotych kolczyków. Tak szły za tymi błyskotkami, aż dotarły na polanę pod Wielką Górą. Wtem drogę zastąpił im smok. Kobiety stanęły wystraszone i wtuliły się w siebie.
— Widzę, że macie moje błyskotki? — powiedział, uśmiechając się przy tym złowrogo. — Jeśli chcecie, aby pozostały one wasze na zawsze, musicie odsłużyć u mnie dwa lata.
— Nie — odpowiedziała jedna z niewiast. — Nie pozostawimy naszych mężów i nie będziemy ci służyć. — Po czym rzuciła na ziemię zebrane błyskotki, a za nią zrobiły to jej siostry.
Smok wpadł w wielki gniew na tę zniewagę, stanął na dwóch tylnych łapach i zaryczał groźnie, zniżając głowę. Siostry sądząc, że smok chce je spalić próbowały uciec i rozbiegły się w trzy strony. Jednak smok był szybszy, zaryczał z jeszcze większą furią tak, że było go słychać w samym Seitenberg (Stroniu Śląskim). Każdej z niewiast spojrzał w oczy tak, że mróz chwycił je za serca, zamarły z przerażenia i strachu, a zimny jak skandynawski wiatr wzrok Głodomora zamienił je powoli w trzy wielkie skały.
Bracia, gdy tylko usłyszeli groźny ryk smoka, rzucili się biegiem w stronę lasu, skąd dobiegał groźny dźwięk. Wszyscy trzej byli pewni, że coś złego przytrafiło się ich żonom, właśnie z powodu smoka. Biegli przez las przeskakując powalone pnie, a gałęzie biły ich po twarzach i rękach. W końcu dobiegli do polany, na której stały trzy wielkie skały, a wokół nich leżały kosze z leśnymi owocami i ziołami oraz porozrzucane sznury korali i inne świecidełka. Ich serca zamarły z trwogi, złe przeczucie okazało się prawdą. Każdy stanął przed jedną ze skał i każdemu serce podpowiadało, że to jego żona zamieniona w zimny głaz. Długo tak stali młodzieńcy, ich łzy zraszały trawę wokół kamieni. Za to, co smok zrobił z ich żonami, poprzysięgli mu okrutną i krwawą zemstę. Bracia przyjaźnili się z młodym, ale bardzo mądrym sołtysem z Goszowa imieniem Dobromysł. On kilka lat wojował daleko na zachodzie i
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.