Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Straszny Józef - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Straszny Józef - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 196 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I

Nie bar­dzo licz­ny po­czet her­bow­nych ci­snął się do klam­ki pań­skiej w po­cząt­kach pa­no­wa­nia Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta. Tym więc ła­twiej do­bi­ja­li się zna­cze­nia zręcz­ni dwo­ra­cy, wę­dru­ją­cy po sze­ro­kiej choć śli­skiej dro­dze ka­rie­ry. Nie za­słu­gi tu, ale szczę­ście wa­ży­ło na sza­li; roz­strzy­ga­ła szcze­gól­na umie­jęt­ność zdo­by­wa­nia so­bie trwa­łych wzglę­dów zmien­ne­go i chwiej­ne­go bar­dzo kró­la. Ostat­ni Piast, je­że­li od­su­wał od ła­ski swo­ich wy­brań­ców, to by­wa­ło to wy­ni­kiem nie ka­pry­su lub gnie­wu, ale obo­jęt­no­ści i za­po­mnie­nia.

Wy­bra­ny tedy, je­że­li wy­bra­nym chciał dłu­go po­zo­stać, mu­siał się usta­wicz­nie drob­ny­mi przy­słu­ga­mi do­bre­mu przy­po­mi­nać panu, mu­siał prze­ko­ny­wać go, że jest mu po­trzeb­nym, mu­siał nie­prze­rwa­nie wy­stę­po­wać z ob­ja­wa­mi przy­wią­za­nia, nie­le­d­wie gra­ni­czą­cy­mi z uwiel­bie­niem.

Ta­kiej dro­gi uży­wał p. Jó­zef Stemp­kow­ski, to­też ostat­nie ćwierć­wie­cze jego ży­cia zbie­gło mu bar­dzo po­myśl­nie. Do­szło do tego, że w znacz­nej czę­ści ów­cze­snej Pol­ski głos jego o wszyst­kim sta­no­wił.

Opo­wie­my tu dzie­je szczę­śli­we­go wy­brań­ca, a cie­ka­we są one pod wie­lu wzglę­da­mi. Od­zwier­cie­dla się w nich uspo­so­bie­nie pew­nej war­stwy spo­łecz­nej, w któ­rej dło­niach spo­czy­wa­ły losy Rze­czy­po­spo­li­tej.

Jó­zef Stemp­kow­ski nie był w ści­słym tego sło­wa zna­cze­niu czło­wie­kiem no­wym. Na do­wód przy­to­czyć by moż­na wie­le wspo­mnień o jego an­te­na­tach. Nic jed­nak śmiesz­niej­sze­go, jak ge­ne­alo­gie fa­bry­ko­wa­ne w prze­szłym stu­le­ciu. Pysz­nie one wy­glą­da­ją: ro­do­wód cią­gnie się od Po­pie­la, a twór­ca ta­kie­go drze­wa o licz­nych ko­na­rach, kie­dy mu wy­pa­da wy­ka­zać pro­to­pla­stów na Rusi, z naj­spo­koj­niej­szym su­mie­niem do­da­je, że przod­ko­wie jego przy­wę­dro­wa­li z Ma­zow­sza, choć­by w XII czy XIII stu­le­ciu. O roz­mi­nię­cie się z praw­dą hi­sto­rycz­ną nie idzie mu wca­le.

I nasz bo­ha­ter gwo­li próż­no­ści po­sia­dał taką elu­ku­bra­cję ro­do­wą, skle­jo­ną przez ja­kie­goś uczo­ne­go kar­me­li­tę z Ber­dy­czo­wa, czy może na­wet z Ła­bu­nia… Współ­cze­sny zaś Stemp­kow­skie­go, p. Bu­kar, in­a­czej się o tej kwe­stii od­zy­wa: „Co do ro­do­wi­to­ści jego, pi­sze, o tej nie mogę po­wie­dzieć, bo naj­mniej za­wsze o to ba­dam, w prze­ko­na­niu, że mało li­czy­my ta­kich osób w kra­ju, któ­rych by ro­do­wi­tość wy­szcze­gól­nia­ła się hi­sto­rycz­ny­mi pa­miąt­ka­mi”. Czy ra­cja słusz­na – o to się spie­rać nie bę­dzie­my; omi­ja­jąc wszak­że owe wy­wo­dy o za­słu­gach rodu, krót­ko zbę­dzie­my rzecz całą, po­wo­łu­jąc się na źró­dła dzie­jo­we.

He­ral­dyk był­by w nie­ma­łym kło­po­cie, gdy­by mu przy­szło roz­strzy­gnąć rzecz o na­zwi­sku i her­bie Stemp­kow­skie­go. Czy Stęp­kow­ski, czy Stemp­kow­ski, a zna­leź­li­śmy i Stąp­kow­skich. Czy się pie­czę­to­wał Ju­no­szą, czy uży­wał her­bu Su­che Kom­na­ty? I nad tą kwe­stią przejdź­my, mó­wiąc par­la­men­tar­nie, do po­rząd­ku dzien­ne­go. Sub­tel­no­ści, wy­ni­ka­ją­ce z brzmie­nia na­zwy, odło­ży­my na stro­nę, bo za wska­zów­kę w przy­ję­ciu od­mia­ny po­słu­ży nam sam bo­ha­ter, mia­no­wi­cie jego pod­pi­sy na licz­nych roz­ka­zach re­gi­men­tar­skich, a więc na do­ku­men­tach no­szą­cych cha­rak­ter urzę­do­wy.

Po raz pierw­szy spo­ty­ka­my się z na­zwi­skiem Stemp­kow­skie­go w koń­cu XVI stu­le­cia. Oto w roku 1598 Krzysz­tof Ra­dzi­wiłł, het­man li­tew­ski, ustę­po­wał do­bra „Po­łoń­skie” (Po­łon­ne z przy­le­gło­ścia­mi) „Hre­ho­ro­wi San­gusz­ko­wi Ko­szer­skie­mu”; in­wen­tarz tych po­sia­dło­ści wcią­gnię­ty zo­stał do ksiąg grodz­kich łuc­kich, a na nim umie­ścił swój pod­pis, obok pod­sta­ro­ście­go, Mak­sym Stemp­kow­ski, za­pew­ne pi­sarz; na­le­żał on, jak i wszyst­ka inna szlach­ta miej­sco­wa, do ko­ścio­ła wschod­nie­go, był Ru­si­nem, toż do dziś spo­ro tego na­zwi­ska po­śród kle­ru pra­wo­sław­ne­go spo­ty­ka­my re­pre­zen­tan­tów. Li­nia ta naj­wcze­śniej zlach­cia­ła, to­też o Stemp­kow­skich od­tąd co­raz czę­ściej w dzie­jach zie­mi wo­łyń­skiej. Tak w r. 1606 Ma­te­usz jest pod­sta­ro­ścim łuc­kim – skrom­ny to bar­dzo urząd – ale już w sie­dem­na­ście lat póź­niej zie­mia­nie, ze­bra­ni w tym­że mie­ście, w in­struk­cjach da­nych po­słom… na sejm, w dzia­le za­ty­tu­ło­wa­nym pe­ti­ta i o pro­to­pla­stach p. Jó­ze­fa nie za­po­mnie­li: „Pro­sić – na­pi­sa­no w nich – kró­la je­go­mo­ści za p. Stemp­kow­skim, pod­cza­szym wo­łyń­skim, któ­ry na wszyst­kie eks­pe­dy­cje syny swo­je, to jest: Ga­brie­la pier­wej do Wo­łoch, a po­tem z kró­le­wi­czem je­go­mo­ścia do Mo­skwy z nie­ma­łym sump­tem wy­pra­wo­wał i tam to wszyst­ko zo­sta­ło; po­tem dru­gie­go, Da­nie­la, z nie­bosz­czy­kiem het­ma­nem do Wo­łoch, a ten tam już zgi­nął ze wszyst­kim; trze­ci też zaś , na dwo­rze kró­la je­go­mo­ści lat kil­ka pocz­ty sta­wiąc – i do tego cza­su: pro­sić ich­mość pa­no­wie po­sło­wie mają… aby onym na­gro­dził krwa­we za­słu­gi ich”. Zda­wa­ło­by się, że obaj star­si bra­cia zgi­nę­li, je­den w wy­pra­wie mo­skiew­skiej, dru­gi pod Ce­co­rą; po­ka­za­ło się wszak­że, że śred­ni tyl­ko po­legł, a pier­wo­rod­ny do­stał się jeno w pęta, w lat kil­ka bo­wiem po­wró­cił pod ro­dzin­ną strze­chę. Po zgo­nie Zyg­mun­ta III szlach­ta wo­łyń­ska po­spie­szy­ła do Łuc­ka na sądy kap­tu­ro­we, a mię­dzy ze­bra­ny­mi spo­ty­ka­my dwóch sy­nów pod­cza­sze­go: Ga­brie­la, wów­czas już pod­sto­le­go, i Pio­tra stol­ni­ka wo­łyń­skie­go. W roku 1641 zno­wu w in­struk­cjach po­sel­skich zie­mia­nie wsta­wia­ją się za Ga­brie­lem Stemp­kow­skim, sta­ro­stą wło­dzi­mier­skim, pa­nem na „Nie­świ­czu” z przy­le­gło­ścia­mi (ma­jęt­ność o dwie mile od Łuc­ka od­le­gła), kasz­te­la­nem bra­cław­skim (zo­stał nim w roku 1638), wy­li­czo­ne tu są jego me­ri­ta: „z od­wa­gą zdro­wia a utra­tą sub­stan­cji sta­wał za­wsze, od­pra­wo­wał ko­mi­sje mo­skiew­skie”; toż samo po­wta­rza się i w r. 1652: „za­le­co­ny dość ze swo­ich za­sług w oj­czyź­nie, że mia­sto wdzięcz­no­ści, przez cza­ty usta­wicz­ne fun­di­tus w swo­ich znie­sio­ny po­sia­dło­ściach". Tego to Ga­brie­la dzie­je do­mo­we opi­sał Prze­ździec­ki w mo­no­gra­fii no­szą­cej na­zwę jego ro­do­we­go ma­jąt­ku – po­nu­re i krwa­we, ale w onych cza­sach po­wsze­dnie. Syn jego ob­ra­ny w roku 1650 po­słem na sejm z zie­mi wo­łyń­skiej, a w r. 1653 z wo­je­wódz­twa ki­jow­skie­go. Po Ga­brie­lu zo­stał kasz­te­la­nem bra­cław­skim Ste­fan, któ­ry umarł w r. 1674. Do tej­że ro­dzi­ny na­le­żał i Jan Lu­dwik, bi­skup ka­mie­niec­ki, rzą­dy jego przy­pa­dły w bar­dzo smut­nym okre­sie in­kur­sji ko­zac­kiej; die­ce­zja le­ża­ła w gru­zach, le­d­wie kil­ka świą­tyń poza Ka­mień­cem – extra mu­ros, i to w po­wie­cie czer­wo­no­grodz­kim – eg­zy­sto­wa­ło. Bi­skup ukła­dał ża­ło­śne li­sty pa­ster­skie, na­wo­ły­wał do od­bu­do­wy­wa­nia do­mów bo­żych; ale jak tu było o tym my­śleć, kie­dy i pa­ra­fian bra­kło, całe bo­wiem osa­dy ogni­stym po­dmu­chem krwi chci­wy wa­taż­ka po­nisz­czył. Umarł ten Stemp­kow­ski w r. 1660 w Ka­mień­cu, nie do­cze­kaw­szy lep­szej doli. Spo­ty­ka­my jesz­cze o kil­ku z człon­ków tej ro­dzi­ny dość szcze­gó­ło­wą wzmian­kę pod r. 1712. Trzej bra­cia ro­dze­ni (Ste­fan, Jan i Teo­dor), war­cho­lą się z mał­żon­ką Uła­sa Szysz­na­ro­wi­cza Syn­ha­jew­skie­go, za­bra­li jej oni część wio­ski Mosz­ki, po­ło­żo­nej pod Ber­dy­czo­wem, ko­rzy­sta­jąc ze śmier­ci dzie­dzi­ca, „ze­szłe­go przez za­bi­cie ko­zac­kie”, a ko­bie­ta sama po­ra­dzić so­bie nie umia­ła.

W r. 1722 na wi­dow­nię dzie­jo­wą wy­stę­pu­je p. Ja­kub, kasz­te­lan żar­now­ski, któ­re­go za­słu­gą chy­ba to było, że sie­dział na kasz­te­la­nii ca­łych 42 lat, umarł bo­wiem w r. 1764. Miał dwie żony – pierw­szą Han­nę Hen­ry­kow­ską, dru­gą Te­re­sę Ge­szo­wów­nę, cór­kę ge­ne­rał-ma­jo­ra; z ostat­niej zo­stał mu syn Jan, a z tam­tej Jó­zef, bo­ha­ter ni­niej­sze­go opo­wia­da­nia.

Oj­ciec po­sia­dał ma­ją­tek w Ha­lic­kiem i ci­cho na gle­bie sie­dział, bo nie miał się na czym roz­pę­dzać; mło­dzień­cy więc, li­znąw­szy tro­chę na­uki, za­pew­ne u je­zu­itów lwow­skich, rzu­ci­li się w świat sze­ro­ki szu­kać doli lep­szej.

Los zbli­żył Jó­ze­fa z Fran­cisz­kiem Ksa­we­rym Bra­nic­kim. Obaj kasz­te­la­ni­ce, obaj chu­do­pa­choł­ko­wie, a do hu­lasz­cze­go ży­cia ma­ją­cy pęd nie­ma­ły, przy­pa­dli so­bie do ser­ca. Dla Stemp­kow­skie­go ten sto­su­nek z póź­niej­szym het­ma­nem był praw­dzi­wie opatrz­no­ścio­wym, tak samo jak dla Bra­nic­kie­go zbli­że­nie się do stol­ni­ka li­tew­skie­go i po­byt z nim w Pe­ters­bur­gu. Po po­wro­cie Po­nia­tow­skie­go z wy­ciecz­ki nad Newę, mło­dzi kasz­te­la­ni­ce żar­now­scy po­zna­li się z nim bli­żej. Nie było to do­bra­ne to­wa­rzy­stwo, ale wła­śnie dla­te­go, że nie­do­bra­ne, więc trwal­sze. Sta­ni­sław, eks-am­ba­sa­dor i wów­czas po­dob­no już eks-ko­cha­nek, po­sia­dał wy­so­kie wy­kształ­ce­nie, sub­tel­ną ogła­dę sa­lo­no­wą, a ety­kie­tal­ny, choć ser­decz­ny, re­pre­zen­to­wał w tym kół­ku ży­wioł cy­wi­li­za­cyj­ny. To­wa­rzy­sze mu schle­bia­li nie­ustan­nie, kła­nia­li się, po­dzi­wia­li. Szczę­śli­wy! oko wy­so­ko po­sta­wio­nej ko­bie­ty spo­czę­ło na nim.

Po­nia­tow­ski nie mógł eg­zy­sto­wać bez nie­ustan­nych owa­cyj; prze­cież sam pi­sze o so­bie w tej pra­wie epo­ce: „Tak lu­bię być ko­cha­nym i chwa­lo­nym, że gdy­by oba­wa śmiesz­no­ści i zna­jo­mość świa­ta nie na­uczy­ły mnie po­wścią­gać się w tym wzglę­dzie, stał­bym się nad­zwy­czaj­nie próż­nym.”

Bra­nic­ki dru­gie zaj­mo­wał miej­sce w tym kół­ku, za­kra­wał on tro­chę na ko­smo­po­li­tycz­ne­go awan­tur­ni­ka. Od­wa­gi sza­lo­nej, bra­wu­ry praw­dzi­wie pol­skiej, zu­chwa­ły do wście­kło­ści, nie zno­sił żad­ne­go opo­ru. Ogła­dy miał do­syć, znał do­brze ję­zy­ki, z sza­blą u boku prze­bie­gał już nie­raz Eu­ro­pę, dla płci pięk­nej nie­obo­jęt­ny, ale w ro­man­sie nie wi­dział ani celu, ani po­trze­by ży­cia, wy­żej może ucie­chy kie­li­cha sta­wiał nad roz­ko­sze mi­ło­ści, na­tu­ral­nie uwień­czo­nej suk­ce­sem. Łą­czył go bli­ski ze stol­ni­kiem sto­su­nek. Po­nia­tow­ski umi­zgał się do jego sio­stry Elż­bie­ty, któ­ra mia­ła wiel­ki wpływ na bra­ta, a więk­szy jesz­cze na ko­chan­ka. Star­sza od oby­dwu – w r. 1750 już była mat­ką, kie­dy stol­nik koń­czył le­d­wie lat 17, a przy tym ener­gii mę­skiej. Żona dwóch wo­je­wo­dzi­ców, smo­leń­skie­go a po­tem mści­sław­skie­go, sły­nę­ła z pięk­no­ści pod ko­niec pa­no­wa­nia Au­gu­sta III. Z ser­cem wy­la­nym dla „Sta­sia”, sło­dzi­ła mu nie­jed­ną chwi­lę i do­pie­ro znacz­nie póź­niej sta­ła się jed­nym z naj­bo­le­śniej­szych cier­ni w tej cięż­kiej, choć z za­mi­ło­wa­niem dźwi­ga­nej ko­ro­nie.

Otóż do koła tego na­le­że­li i Stemp­kow­scy. Jan mo­de­lo­wał się na wzór stol­ni­ka, Jó­zef na wzór p. Fran­cisz­ka . Pierw­szy – układ­ny, grzecz­ny, skrom­ny, nad­ska­ku­ją­cy, wię­cej słu­chał jak mó­wił, na­bie­rał po­lo­ru, za­ko­cha­ny był w za­wo­dzie dy­plo­ma­tycz­nym; dru­gi ry­cer­skie umi­ło­wał rze­mio­sło, ale du­cha wo­jen­ne­go rze­czy­wi­ście nie no­sił w so­bie, tyl­ko w for­mie cały uto­nął. Ru­basz­ny i po­su­wi­sty, pol­skie­go stro­ju nie zrzu­cił do zgo­nu, czu­pry­nę pod­ga­lał, z dyk­te­ryj­ka­mi się no­sił, a te wła­śnie jo­via­li­ta­tes jed­na­ły mu po­tem stron­ni­ków, po­ma­ga­ły do po­pu­lar­no­ści. Szlach­ta, na kre­sach szcze­gól­nie, prze­pa­da­ła „za tłu­sty­mi żar­ta­mi” pana wo­je­wo­dy.

Bra­nic­ki po zgo­nie ojca wziął cho­rą­giew pan­cer­ną; pan Jó­zef, za­pa­trzo­ny w nie­go, tak­że po­sta­rał się o rot­mi­strzo­stwo i słu­żył w cu­dzo­ziem­skim au­to­ra­men­cie. Był to męż­czy­zna śred­nie­go wzro­stu, do­brze zbu­do­wa­ny, twa­rzy, otwar­tej i przy­jem­nej, a zwra­cał na sie­bie i z tego jesz­cze wzglę­du uwa­gę, że za­wie­si­ste wąsy jego dwo­ja­ką po­sia­da­ły bar­wę: je­den był ciem­ny, a dru­gi lnia­ne­go ko­lo­ru. Na­tu­ral­nie, że rot­mi­strzem był dla pa­ra­dy, to­też przede wszyst­kim pod­czas wiel­kich uro­czy­sto­ści wy­stę­po­wał. Wy­pa­dek zda­rzył, że pierw­szy kon­ter­fekt Stemp­kow­skie­go w tym mar­so­wym stro­ju prze­szedł do po­tom­no­ści.

Oto sta­ro­sta ka­niow­ski, zna­ny Ba­zy­li Po­toc­ki, roz­ko­chaw­szy się w unii, wziął w szcze­gól­ną opie­kę ba­zy­lia­nów po­cza­jow­skich, któ­rym tyle świad­czył, że do dziś za­kon­ni­cy mo­dlą się tam za jego du­szę, choć już nie na­le­żą do zjed­no­czo­ne­go ob­rząd­ku… Sta­ro­sta, jak o tym wie­my z dzie­jów, zbu­do­wał klasz­tor, zbu­do­wał cer­kiew, wresz­cie za­krzą­tał się oko­ło ko­ro­na­cji cu­dow­ne­go ob­ra­zu, któ­ry to akt od­był się z nie­zwy­kłą uro­czy­sto­ścią na po­cząt­ku pa­no­wa­nia Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta; p. Jó­zef wy­stą­pił pod­czas fe­sty­nu na cze­le swo­jej cho­rą­gwi. Po­toc­ki po­le­cił nie­zdar­ne­mu ma­la­rzo­wi unie­śmier­tel­nić ową chwi­lę, a ksiądz ry­tow­nik w Ber­dy­czo­wie pro­duk­cję tę na bi­bu­la­stych ar­ku­szach po­wtó­rzył. Pierw­szą oso­bą na cze­le zbroj­ne­go or­sza­ku jest wła­śnie Jó­zef Stemp­kow­ski.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: