- W empik go
Straszydło z Przepaści Niebieskiego Jana. The Terror of Blue John Gap - ebook
Straszydło z Przepaści Niebieskiego Jana. The Terror of Blue John Gap - ebook
Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition.
Jest to opowieść z dreszczykiem o spotkaniu bohatera opowiadania z czymś, z jakimś bytem nieludzkim, chociaż niekoniecznie nadprzyrodzonym.
Fragment: „Opowieść tę znaleziono w papierach Dr. Jamesa Hardcastle zmarłego na suchoty w dniu 4 Lutego 19… roku, w Londynie, na South Kensington. Ludzie bliżej go znający – nie wydając stanowczego sądu o tym szczególnym wypadku – twierdzą jednomyślnie, że był to człowiek z trzeźwym i ścisłym umysłem uczonego, pozbawiony zupełnie wyobraźni, niezdolny do wyjaśnienia jakichkolwiek nadprzyrodzonych zjawisk. Opowiadanie jego złożone było w kopercie z napisem: ‘Krótkie sprawozdanie z wypadku, jaki mi się przytrafił w pobliżu folwarku panien Allerton’, wiosną zeszłego roku. Koperta była zapieczętowana, a na odwrotnej stronie dopisano ołówkiem. „Kochany panie Seaton. Zapewne nie będzie dla ciebie obojętne, a nawet może sprawi ci przykrość, gdy się dowiesz, że niedowierzanie, z jakim przyjąłeś moją opowieść, stało się powodem, że nie powiedziałem nikomu ani słowa o moim zdarzeniu. Umierając, pozostawiam jego opis, w nadziei, że u ludzi nieznanych znajdę więcej wiary niż u przyjaciela”.
A co było dalej, czytelnik się dowie z dalszej części opowiadania.
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8064-448-9 |
Rozmiar pliku: | 792 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Opowieść tę znaleziono w papierach Dr. Jamesa Hardcastle zmarłego na suchoty w dniu 4 Lutego 19... roku, w Londynie, na South Kensington. Ludzie bliżej go znający — nie wydając stanowczego sądu o tym szczególnym wypadku — twierdzą jednomyślnie, że był to człowiek z trzeźwym i ścisłym umysłem uczonego, pozbawiony zupełnie wyobraźni, niezdolny do wyjaśnienia jakichkolwiek nadprzyrodzonych zjawisk. Opowiadanie jego złożone było w kopercie z napisem: Krótkie sprawozdanie z wypadku, jaki mi się przytrafił w pobliżu folwarku panien Allerton, wiosną zeszłego roku. Koperta była zapieczętowana, a na odwrotnej stronie dopisano ołówkiem.
„Kochany panie Seaton.
Zapewne nie będzie dla ciebie obojętne, a nawet może sprawi ci przykrość, gdy się dowiesz, że niedowierzanie, z jakim przyjąłeś moją opowieść, stało się powodem, że nie powiedziałem nikomu ani słowa o moim zdarzeniu. Umierając, pozostawiam jego opis, w nadziei, że u ludzi nieznanych znajdę więcej wiary niż u przyjaciela”.
Nie udało się wyjaśnić, kto jest ten Seaton. Mogę dodać to tylko, że tak pobyt nieboszczyka na folwarku panien Allerton, jak i szczegóły popłochu tam wynikłego, zostały niezbicie stwierdzone. Po tym objaśnieniu podaje ściśle to, co pozostawił zmarły. Opowiadanie pisarza jest w formie dziennika; niektóre ustępy są opatrzone dopiskami — inne powykreślane.
17 Kwietnia. Odczuwam już dobroczynny wpływ cudownego, podgórskiego powietrza. Folwark Allertonów leży na wysokości 1470 stóp nad powierzchnią morza, to można już uważać za górskie powietrze. Oprócz codziennego kaszlu rankami nie czuję prawie żadnych dolegliwości, a dzięki dobremu mleku i świeżej baraninie, mam wszelkie widoki zyskania na wadze. Sądzę, że Saanderson będzie ze mnie zadowolony.
Obie panny Allerton są zachwycająco oryginalne i dobre: miłe, kochane, ciężko pracujące, stare panny, gotowe zlać na obcego, chorego człowieka, całe skarby serdeczności, niespotrzebowanej dla męża lub dzieci. Nie ulega wątpliwości, że stare panny to istoty bardzo pożyteczne, że są one jedną z najdzielniejszych sił w zarządzie gminnym. Niekiedy dowodzą, że są niepotrzebne na świecie, ale coby robił bez ich opieki, nieszczęśliwy, chory, niepotrzebny nikomu człowiek? Nawiasem mówiąc, pomimo całej swej prostoty, zrozumiały one prędko, dlaczego Sanderson zalecił mi pobyt w ich posiadłości. Profesor pochodzący z ludu i przypuszczam, że może młodość swoją spędził w tych właśnie okolicach.
Miejscowość to zupełnie odludna, a kraj niezmiernie malowniczy. Folwark składa się z pastwisk północnych w nieregularnego kształtu dolinie.
Ze wszystkich stron wznoszą się fantastyczne wzgórza kordowe, tak miękkie, że można z nich wykrzesać palcami odłamki skał. Pełno wszędzie zagłębień i jaskiń. Gdyby uderzyć olbrzymim młotem, rozległby się głuchy łoskot, jak po uderzeniu w bęben, albo też zapadłaby się powierzchnia granitu, odkrywając rozległe, podziemne morze. W tej głębi musi być, jakieś morze, bo ze wszystkich stron, spływają z gór strumyki i zapadając się we wnętrzu ziemi, znikają bez śladu. Pośród skał wszędzie rozpadliny, a gdy się w nie zapuści, wchodzi się do obszernych jaskiń, które ciągną się krętymi chodnikami w głąb ziemi. Noszę przy sobie małą latarkę od roweru i sprawia mi to nieustanną rozkosz, kiedy nią oświetlam tajemnicze pustkowia, i widzę srebrne odblaski i czarne cienie, występujące na stalaktytach, zwieszających się od wyniosłych sklepień. Zamkniesz latarkę — i zapadasz znowu w nieprzejrzane ciemności. Otworzysz — i widzisz przed sobą scenę z tysiąca i jednej nocy...
Ale wśród tych osobliwych rozpadlin jest jedna, budząca wyjątkowe zaciekawienie, bo jest ona dziełem rąk ludzkich, nie przyrody. Nie słyszałem nigdy przed przybyciem w te strony o osobliwym kamieniu, zabarwionym na piękny, błękitny kolor, a znajdującym się w paru zaledwie miejscach na świecie. W tych stronach nazywają go „Niebieskim Janem”. Jest on taką rzadkością, że najprostszy wazon z niego wykuty, miałby wartość bezcenną. Rzymianie, odznaczający się niesłychaną bystrością, odkryli tutaj pokłady tego kamienia i wykuli poziomy szyb w boku góry. Otwór tego szybu zowie się Przepaścią Niebieskiego Jana i ma kształt regularnie wykutej arkady w skale, do której wejście zarastają gęste krzaki. Piękny chodnik, zrobiony przez rzymskich górników, przecina liczne jaskinie, które wymyła woda, więc wchodząc do rozpadliny, bezpieczniej jest znaleźć swoje ślady i mieć ze sobą dobry zapas świec, bo bez tego, można by nie trafić z powrotem na światło dzienne. Nie zapuszczałem się tam nigdy głęboko, ale dziś, stojąc w samej arkadzie tunelu i zapuszczając wzrok w czarną głębinę, ślubowałem sobie, że kiedy zdrowie moje się poprawi, poświęcę jakiś czas na zbadanie tych tajemniczych głębin, dla przekonania się, jak daleko Rzymianie wdarli się we wzgórza Derbyskiru.
Dziwna rzecz, jak ta wiejska ludność jest zabobonną. Lepsze miałem pojęcie o młodym Armitage’u, który posiada pewne wykształcenie, rozsądek i jest wcale inteligentnym chłopcem w swojej sferze społecznej...
Stałem właśnie przy wejściu do Niebieskiego Jana, kiedy Armitage przyszedł do mnie prosto przez pole.
— Nie boi się pan, panie doktorze? — zagadnął.
— Czy się nie boję? — powtórzyłem.THE TERROR OF BLUE JOHN GAP
The following narrative was found among the papers of Dr. James Hardcastle, who died of phthisis on February 4th, 1908, at 36, Upper Coventry Flats, South Kensington. Those who knew him best, while refusing to express an opinion upon this particular statement, are unanimous in asserting that he was a man of a sober and scientific turn of mind, absolutely devoid of imagination, and most unlikely to invent any abnormal series of events. The paper was contained in an envelope, which was docketed, ˝A Short Account of the Circumstances which occurred near Miss Allerton's Farm in North-West Derbyshire in the Spring of Last Year.˝ The envelope was sealed, and on the other side was written in pencil—
DEAR SEATON,—
˝It may interest, and perhaps pain you, to know that the incredulity with which you met my story has prevented me from ever opening my mouth upon the subject again. I leave this record after my death, and perhaps strangers may be found to have more confidence in me than my friend.˝
Inquiry has failed to elicit who this Seaton may have been. I may add that the visit of the deceased to Allerton's Farm, and the general nature of the alarm there, apart from his particular explanation, have been absolutely established. With this foreword I append his account exactly as he left it. It is in the form of a diary, some entries in which have been expanded, while a few have been erased.
April 17.—Already I feel the benefit of this wonderful upland air. The farm of the Allertons lies fourteen hundred and twenty feet above sea-level, so it may well be a bracing climate. Beyond the usual morning cough I have very little discomfort, and, what with the fresh milk and the home-grown mutton, I have every chance of putting on weight. I think Saunderson will be pleased.
The two Miss Allertons are charmingly quaint and kind, two dear little hard-working old maids, who are ready to lavish all the heart which might have gone out to husband and to children upon an invalid stranger. Truly, the old maid is a most useful person, one of the reserve forces of the community. They talk of the superfluous woman, but what would the poor superfluous man do without her kindly presence? By the way, in their simplicity they very quickly let out the reason why Saunderson recommended their farm. The Professor rose from the ranks himself, and I believe that in his youth he was not above scaring crows in these very fields.
It is a most lonely spot, and the walks are picturesque in the extreme. The farm consists of grazing land lying at the bottom of an irregular valley. On each side are the fantastic limestone hills, formed of rock so soft that you can break it away with your hands. All this country is hollow. Could you strike it with some gigantic hammer it would boom like a drum, or possibly cave in altogether and expose some huge subterranean sea. A great sea there must surely be, for on all sides the streams run into the mountain itself, never to reappear. There are gaps everywhere amid the rocks, and when you pass through them you find yourself in great caverns, which wind down into the bowels of the earth. I have a small bicycle lamp, and it is a perpetual joy to me to carry it into these weird solitudes, and to see the wonderful silver and black effect when I throw its light upon the stalactites which drape the lofty roofs. Shut off the lamp, and you are in the blackest darkness. Turn it on, and it is a scene from the Arabian Nights.
But there is one of these strange openings in the earth which has a special interest, for it is the handiwork, not of nature, but of man. I had never heard of Blue John when I came to these parts. It is the name given to a peculiar mineral of a beautiful purple shade, which is only found at one or two places in the world. It is so rare that an ordinary vase of Blue John would be valued at a great price. The Romans, with that extraordinary instinct of theirs, discovered that it was to be found in this valley, and sank a horizontal shaft deep into the mountain side. The opening of their mine has been called Blue John Gap, a clean-cut arch in the rock, the mouth all overgrown with bushes. It is a goodly passage which the Roman miners have cut, and it intersects some of the great water-worn caves, so that if you enter Blue John Gap you would do well to mark your steps and to have a good store of candles, or you may never make your way back to the daylight again. I have not yet gone deeply into it, but this very day I stood at the mouth of the arched tunnel, and peering down into the black recesses beyond, I vowed that when my health returned I would devote some holiday to exploring those mysterious depths and finding out for myself how far the Roman had penetrated into the Derbyshire hills.
Strange how superstitious these countrymen are! I should have thought better of young Armitage, for he is a man of some education and character, and a very fine fellow for his station in life. I was standing at the Blue John Gap when he came across the field to me.
˝Well, doctor,˝ said he, ˝you're not afraid, anyhow.˝
˝Afraid!˝ I answered.