Stres. Podążając ścieżką spokoju - ebook
Stres. Podążając ścieżką spokoju - ebook
Stres dotyka każdego obszaru naszego życia i nie ma na świecie człowieka, który nie musiałby sobie z nim radzić. Simon Vibert przekonuje, jak ważne jest przyjęcie odpowiedniej perspektywy. Najlepszym i sprawdzonym lekarstwem na stres są: praca, modlitwa i poleganie na słowie Bożym. Jeśli tylko zdołamy zachować między nimi właściwą proporcję, uda się odzyskać kontrolę nad własnym życiem. Autor ukazuje mechanizmy radzenia sobie ze stresem, którymi posługują się ludzie o odmiennych osobowościach. Dzięki temu czytelnik otrzymuje praktyczne umiejętności łagodzenia stresu i jego symptomów w różnych okolicznościach swojego życia.
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7906-002-3 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jestem wdzięczny wszystkim tym, którzy przeczytali tę książkę oraz podzielili się ze mną swoimi spostrzeżeniami: Davidowi Krattowi, Jenny Tabori, Jannowi Eckenwilerowi, Vernonowi Rainwaterowi, Margaret Hobbs, Richardowi Bewesowi, Stephanie Cocke, Robowi Wallerowi, Andrew Wingfieldowi-Digby’emu, Peterowi Magnerowi, Ivorowi Vibertowi, Wallace’owi i Lindsay Bennom oraz oczywiście mojej wspaniałej redaktorce wydawnictwa Inter Varsity Press, Eleonor Trotter. Jestem szczególnie wdzięczny Caroline Vibert, która nie tylko wspierała mnie na kolejnych etapach pisania, ale też żyła ze mną i kochała mnie w tym trudnym okresie stresu, podążając wytrwale za Chrystusem.
Soli Deo GloriaRozdział 1
Spojrzenie na stres z dystansu i płynąca z tego nauka
Rok 1997 był dla mnie bardzo stresujący. Na początku obwiniałem o to pogodę. Mieszkając w Buxton, w pięknej okolicy Peak District w hrabstwie Derbyshire, byłem przyzwyczajony do ostrej zimy. Kiedy kilka lat wcześniej przedstawiciel władzy kościelnej zaproponował mi objęcie tam wysokiego stanowiska, otrzymałem od niego następującą przestrogę: „W Buxton mamy jedenaście miesięcy zimy i jeden miesiąc brzydkiej pogody”.
Nie było niczym nietypowym, że w marcu poczułem się zmęczony i nieco wyczerpany z powodu długotrwałego przebywania w trudnych warunkach. Pracowałem zawodowo i zajmowałem się obowiązkami domowymi, odczuwając znużenie. Byłem zatem wstępnie przygotowany na nadchodzący kryzys.
Okazało się, że już od miesięcy „hodowałem” infekcję płuc. To, co podczas comiesięcznego obiadu z kolegami uznałem za reakcję na zbyt wysoką temperaturę w pomieszczeniu, było w rzeczywistości gorączką. W czwartek wieczorem położyłem się do łóżka, a już następnego dnia wezwano lekarza. W weekend zabrano mnie karetką do szpitala Stepping Hill w Manchesterze. Zapalenie płuc zatrzymało mnie tam przez tydzień, a potem przez kilka miesięcy uniemożliwiło pracę.
Naprawdę wierzę w to, że Bóg wykorzystuje życiowe okoliczności, aby dawać nam lekcje chrześcijańskiego życia. O ironio, właśnie skończyłem czytać wspaniałą książkę autorstwa Philipa Yanceya i Paula Branda zatytułowaną Ból: Dar, którego nie chcemy1. Doktor Brand spędził wiele lat, lecząc chorych na trąd. Jak z pewnością wiesz, trąd jest wyniszczającą chorobą prowadzącą do uszkodzenia skóry, nerwów i kończyn, której towarzyszy utrata odczuwania bólu. Brand zauważył, że najciężej było uchronić pacjentów przed przypadkowymi, zadawanymi samym sobie urazami. Próbował na rozmaite sposoby pomóc im zapobiegać tego typu ranom, na przykład szyjąc buty, aby nie stawali bosą stopą na ślimakach czy szkle, a tym samym nie doprowadzali do rozcięcia skóry i do zakażenia. Ponieważ ludzie ci nie czuli, że buty często były niedopasowane, ich stopy się deformowały i odparzały, co powodowało infekcje.
Istotną uwagą jest zatem stwierdzenie, że ból istnieje z wyraźnej przyczyny, a jego brak jest wyniszczający. Ból okazuje się w rzeczywistości błogosławieństwem. Ból: Dar, którego nie chcemy jest wspaniałą książką z jasnym przesłaniem – ból to dar od Boga. Jestem przekonany, że autorzy mają rację. A przynajmniej w to wierzę!
W dniu, w którym przyjęto mnie do szpitala, pielęgniarka zadała mi wiele rutynowych pytań. Zdziwiło ją, kiedy dowiedziała się o moich święceniach. Wydaje mi się, że było to spowodowane przekonaniem, iż jako duchowny nie pracuję na tyle ciężko, aby doświadczyć fizycznej niedyspozycji, jaka mi się przytrafiła! Poczułem na własnej skórze żywotność odwiecznego stereotypu na temat księży: przez sześć dni w tygodniu niezauważalni, a siódmego dnia niezrozumiali.
W rzeczywistości stres, z którym borykają się duchowni, może być intensywny – nietypowe godziny pracy (często pracują najciężej wtedy, kiedy większość ludzi odpoczywa, na przykład w niedzielę, Boże Narodzenie czy Wielkanoc), nierealistyczne oczekiwania ze strony innych (oraz samych siebie), samotność i izolacja, brak wsparcia, skromne zarobki… Lista stresujących czynników okazuje się długa. Dotyczyły mnie wszystkie z nich.
Na dodatek moja żona Carrie spodziewała się trzeciego dziecka i podobnie jak wcześniej, bardzo źle przechodziła ciążę, przez co musiała przebywać w szpitalu. Ja tymczasem zajmowałem się obowiązkami domowymi i przejąłem opiekę nad pozostałą dwójką naszych pociech. Ponadto, chociaż stanowiłem część kochającej i troskliwej chrześcijańskiej rodziny, miałem wiele pracy w kościele. Mówiąc krótko, doświadczałem wszelkich oznak stresu.
Sposoby radzenia sobie ze stresem
Rodzinne kryzysy i wyzwania w pracy mogą połączyć się w niewiarygodnie stresującą mieszankę, a każdy radzi sobie z tym na swój sposób. Ja w takich chwilach spuszczam głowę, ze stoickim spokojem wypełniam obowiązki i przekraczam moje naturalne możliwości. Zawsze zakładam, że jeszcze nadejdą spokojne czasy, a napięcie zmaleje, kiedy wyjadę na urlop, zatrudnię pomocnika, stanę się lepiej zabezpieczony finansowo, dzieci dorosną. Pewnego dnia.
W dalszej części tekstu przyjrzymy się wynikom badań, które przeprowadziłem. Do jednych z nich dołączyłem napisaną przez siebie książeczkę zatytułowaną Tęskniąc za rajem. Sądzę, że tytuł świetnie ilustruje nadzieję, która pozwala wielu z nas przetrwać okresy stresu. „Pewnego dnia wyjadę na wymarzone wakacje i uwolnię się od presji”. Jak wiemy, nie jest to jednak takie proste. Jeśli nie znajdziemy metod na kontrolowanie i zarządzanie stresem w zwyczajnym codziennym życiu, zabierzemy go ze sobą również na tropikalną wyspę!
Cierpienie to bardzo osobiste doświadczenie. Możemy doceniać empatię innych, jednak osoba cierpiąca ma zazwyczaj skłonność, aby myśleć: „To mój ból i chodzi tu tylko o mnie”. Jest to prawdą. Rezultatem tej obserwacji jest stwierdzenie, że Bóg używa bólu i cierpienia, aby dać swoim ukochanym dzieciom indywidualną lekcję.
Ja sam otrzymałem co najmniej trzy ważne lekcje, przebywając w szpitalu, a następnie dochodząc do zdrowia.
Otrzymane lekcje
RADŹ SOBIE Z BRAKIEM KONTROLI
Być może zabrzmi to dziwnie, ale nauczenie się, jak radzić sobie z brakiem kontroli, było jedną z najtrudniejszych lekcji. Był to pracowity okres w życiu naszej wspólnoty. Moja choroba spowodowała pospieszne odwołanie pewnych zaplanowanych wydarzeń i w krótkim czasie należało znaleźć za mnie zastępstwo. Ciężko sobie z tym radziłem, szczególnie kiedy zacząłem czuć się lepiej, ale nie miałem jeszcze dość siły, aby aktywnie działać.
Ku mojemu zdziwieniu, życie i beze mnie toczyło się dalej! Oczywiście jest to właściwe podejście, kiedy hierarchowie Kościoła ustanawiają samym sobie wysokie standardy. Pozytywne jest również, kiedy ciężko pracują, odpowiednio planują i mądrze kierują. Hierarcha to jednak tylko jeden z wielu członków Kościoła. Powinien być odpowiedzialny i chętny do współpracy, jednak nie jest wskazane, by sam podejmował wszystkie decyzje lub pozwalał, aby całe zgromadzenie było od niego zależne.
Nie była to łatwa lekcja, ale za to istotna. Jeśli czujemy, że sami niesiemy ciężar przywództwa, pojawia się problem. Jest to jarzmo zbyt ciężkie do udźwignięcia i stanowi świadectwo naszej skrywanej w sercu ludzkiej dumy. Jedne z najlepszych współczesnych książek na temat kierownictwa słusznie podkreślają, że model „Johna Wayne’a” lub „samotnego jeźdźca” nie zawsze okazuje się efektywny. Co więcej, książki te skupiają się na roli przywódcy jako coacha oraz motywującego team leadera, który przekazuje innym swoją wizję i zachęca ich do działania2.
Nie mamy stać się samotnikami ani indywidualistami. Nie chodzi też o to, abyśmy zrezygnowali z ambicji i ciężkiej pracy (więcej na ten temat w dalszej części książki). Budowa królestwa Bożego nie zależy tylko ode mnie! Lekcję, którą otrzymałem, odnajdziemy w cudownych słowach Jezusa:
Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie (Mt 11,28–30)3.
Jezus niesie na barkach brzemię, jest prawdziwym przywódcą i pasterzem swojego ludu. My również dźwigamy jarzmo, lecz musimy uczyć się od Niego, jak przyjąć na siebie taki ciężar, który zdołamy unieść. Stres się zmniejszy, kiedy oddamy Jezusowi nasze troski.
DBAJ O CIAŁO
Drugą ważną lekcją było dla mnie uświadomienie sobie potrzeby dbania o ciało. To prawda, że jesteśmy „stworzeni tak cudownie” (Ps 139,14) i dlatego nasze ciała określane są jako „świątynia Ducha Świętego” (1 Kor 6,19). Chociaż Jezus ostrzegał nas przed nadmierną troską o jedzenie, picie i ubranie (Mt 6,25–33), błędem byłoby stwierdzenie, że ciało nie ma znaczenia. Powstaliśmy na obraz Boga, a Boże stworzenie (chociaż skalane grzechem) jest naprawdę dobre! Ponadto czekamy niecierpliwie na dzień, w którym nasze ciała, tak jak i dusze, zostaną odkupione (Rz 8,23; Ap 21). Nie będziemy przecież dryfować po niebiosach w bezcielesnej egzystencji.
Powinniśmy dbać o ciało, ponieważ zostało stworzone przez Boga. Podobnie jak przytrafiło się to apostołowi Pawłowi, nadejdą dla nas chwile, kiedy będziemy słabi, niewyspani, zziębnięci, głodni i narażeni na czynniki zewnętrzne (2 Kor 9). Być może, chcąc się poświęcić i zdyscyplinować, odmówimy sobie jedzenia, snu i luksusów. Nie oznacza to jednak, że ciągłe pozbawianie się tego, czego potrzebuje nasze ciało do zdrowego funkcjonowania, jest oznaką pobożności.
Popularną analogią jest przykład gumy. Kiedy ją rozciągasz, powraca zazwyczaj do poprzedniego kształtu i sprężystości. Jeśli zanadto ją rozciągniesz – pęknie. Jeśli rozciągniesz ją i pozostawisz w tym stanie zbyt długo, stanie się zwiotczała i straci kształt. Tak samo dzieje się z naszym ciałem!
W czwartym rozdziale zajmiemy się rozróżnieniem „dobrego” i „złego” stresu. Oczywiste jest, że abyśmy byli bardziej produktywni, potrzebujemy określonej dawki adrenaliny i motywacji. Nie budzi wątpliwości również fakt, że jesteśmy w stanie znosić duży stres jedynie przez krótki okres. Potem prowadzi on do wykończenia, wypalenia i załamania. Odpoczynek jest w pewnej mierze zależny od snu, ale również od znalezienia rytmu, w którym będzie miejsce na relaks i radość.
Po pobycie w szpitalu, chociaż refleksja przychodziła powoli, zdałem sobie nareszcie sprawę, że żyłem w maksymalnym napięciu zbyt długo i coś musiało w końcu pęknąć. Wiele lat po chorobie wciąż muszę pamiętać, aby znaleźć w ciągu tygodnia czas na zadbanie o układ krążenia, co pozwala między innymi utrzymać w zdrowiu moje płuca. Kiedy to tylko możliwe, tak planuję dzień wolny od pracy, aby przestrzegać szabasu. Potrzebuję czasu na radowanie się Bożym stworzeniem i owocami moich wysiłków. Z pewnością jest to wyraz swoistego idealizmu, jednak fakt, że jest to trudne do osiągnięcia, nie oznacza, że nie powinienem dążyć w życiu do równowagi. Stres zmniejszy się tylko wtedy, kiedy po okresie napięcia pozwolimy ciału się uspokoić.
WSŁUCHUJ SIĘ W SWOJE EMOCJE
Zdrowie fizyczne to jedno. Ale jaką wagę przykładałem do zdrowia psychicznego? Trzecią ważną lekcją była rosnąca świadomość kształtu mojej osobowości. Z natury jestem dość spokojny i opanowany. Nietrudno jednak, aby te cechy sprawiły, że staję się nieczuły na pojawiające się okoliczności.
Dobrym początkiem było zrozumienie wskaźnika psychologicznego Myersa-Briggsa. Jestem „INTJ” (od angielskiego introversion, intuition, thinking i judgment, czyli introwersja, intuicja, myślenie, osądzanie)4. Według tego wskaźnika naukowcy i duchowni są z reguły bardziej introwertyczni. Oczywiście nie musi to oznaczać, że są wycofani czy aspołeczni. W rzeczywistości ciężko sobie wyobrazić, aby hierarchowie Kościoła mogli przetrwać w swojej pracy bez zainteresowania drugim człowiekiem czy rozwiniętych umiejętności interpersonalnych. Wskaźnik ten określa, w jaki sposób ładujesz swoje baterie i odzyskujesz równowagę. Poddanie się temu testowi (kilka razy w ciągu wielu lat, zawsze z tym samym wynikiem) pozwoliło mi uświadomić sobie, że chociaż przebywanie z innymi ludźmi jest dla mnie stymulujące, potrzebuję też czasu dla siebie po to, aby czytać książki, spacerować po lesie, gawędzić i modlić się z bliskimi przyjaciółmi czy żoną. W ten sposób się umacniam. Znalezienie na to wszystko czasu nie jest egoistycznym luksusem, ale raczej koniecznością pozwalającą na zachowanie zdrowia psychicznego. Izajasz zdaje się o tym wspominać, kiedy pisze: „Albowiem tak mówi Pan Bóg, Święty Izraela: »W nawróceniu i spokoju jest wasze ocalenie, w ciszy i ufności leży wasza siła. Ale wyście tego nie chcieli!«” (Iz 30,15).
Doskonałość i równowaga
W dalszej części książki wrócimy do tych trzech zagadnień i zastanowimy się, jak moglibyśmy pomóc Thomasowi, Susan, Jackowi i Annie. Najważniejszą lekcją, jaką otrzymałem podczas pobytu w szpitalu, była rosnąca samoświadomość. Jezus powiedział: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5,48). Wie, że doskonałość jest nieosiągalnym celem i nie chce, abyśmy godzili się na kompromis, obniżając nasze standardy. Tak, dążymy do doskonałości. Ale istnieje też duży margines błędu!
Zachęca się nas, abyśmy żyli zrównoważonym chrześcijańskim życiem, wiedzionym harmonijnie z Bogiem i Jego stworzeniem oraz pozwalającym nam poświęcać się dla dobra królestwa bez jednoczesnego wypalania się, jak również abyśmy uważnie starali się osiągnąć pełnię i świętość. Jest to ideał, do którego dążymy. Równowaga jest w życiu nieosiągalna, pozostaje jednak celem, który nas motywuje. Nie sugeruję, aby prowadzić samotnicze życie mnicha. W rzeczywistości właściwy rytm życia jest potrzebny, ponieważ właśnie w ten sposób stajemy się bardziej produktywni. Jakże często zdarzało mi się czytać, pisać i oddawać się rozważaniom, siedząc przy biurku, jednak nie byłem zdolny do „jasnego myślenia”.
Nagle podczas dwudziestominutowego spaceru w pięknej okolicy parku uniwersyteckiego (który znajduje się tuż obok mojego miejsca pracy) wszystko poukładało się w mojej głowie. Nie odnalazłbym w parku tej jasności umysłu, gdybym wcześniej nie uderzył pięścią w stół. Uważam, że czas spędzany na pracy bywa często bezproduktywny, o ile nie zrobimy sobie przerwy umożliwiającej zregenerowanie ciała i umysłu.
Moje lewe płuco wciąż niedomaga i jest słabym punktem. Świętemu Pawłowi dano „oścień dla ciała” (2 Kor 12,7). Niektórzy uważają, że mógł być to problem ze wzrokiem (zasugerowany w Liście do Galatów 6,11). Nie wiemy jednak, jak było w rzeczywistości. Wiemy natomiast, że ból i frustracja prześladowały go przez całe życie. Błagał, aby „oścień” został usunięty. Bóg odpowiedział mu jednak, że będzie dla niego lepiej, jeśli go pozostawi: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali” (2 Kor 12,9). W rzeczywistości słabość Pawła pozwalała mu wzrastać, gdyż to dzięki niej stał się pokorny i uległy, co dało Bogu większą możliwość działania poprzez niego.
W tym rozdziale podzieliłem się moją osobistą historią. Ty też znajdziesz swój „oścień dla ciała”, słabość, która się ujawni, kiedy będziesz najbardziej podatny na zranienie. Poszukując sposobów na prowadzenie chrześcijańskiego życia w rozgorączkowanym świecie, musimy pamiętać, że radzenie sobie ze stresem to bardzo indywidualna sprawa. Wszyscy powinniśmy rozwijać samoświadomość, aby Bóg mógł działać poprzez okoliczności, w których się znajdziemy, i ukształtować nas na wzór Chrystusa, posługując się nami w realizowaniu swego planu. Moje doświadczenie należy tylko do mnie. Wierzę jednak, że presja wynikająca ze stresu i otrzymane dzięki niej nauki są uniwersalne.
Pociechą powinna być dla nas świadomość, że nie jesteśmy osamotnieni w doświadczaniu stresu i chociaż etykietki, jakimi go określamy, zmieniają się na przestrzeni czasu, nie jest to choroba dwudziestego pierwszego wieku. Oznacza to, że lekarstwo może być prostsze, niż się nam wydaje.1 Philip Yancey, Dr Paul Brand, Pain: The Gift Nobody Wants, Zondervan, 1993.
2 Steve Covey, Seven Habits of Highly Successful People, Simon & Schuster, 1989, 2004.
3 Cytaty biblijne według: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Tysiąclecia, Pallottinum, Poznań 2003.
4 Istnieje również wiele innych wskaźników psychologicznych poza wskaźnikiem Myersa-Briggsa. Według niektórych z nich amerykańscy duchowni są zazwyczaj ekstrawertykami, podczas gdy brytyjscy introwertykami. Por. http://johnmeunier.wordpress.com/2010/09/15/top-3-personality-types-for-clergy.