Stroiciel - ebook
Stroiciel - ebook
MUZYKA KLUCZEM DO ZROZUMIENIA ŚWIATA.
Ponad milion sprzedanych egzemplarzy!
Rok 1886. Edgar Drake, uznany londyński stroiciel fortepianów, otrzymuje od armii zlecenie nastrojenia instrumentu w… Birmie. Wyjątkowy egzemplarz marki Erard należy do majora Carrolla, ekscentrycznego komendanta fortu w dalekiej głuszy, który muzyką i poezją próbuje przekonać tubylców do rządów Imperium Brytyjskiego. Dla Drake’a trudna podróż na Daleki Wschód i rozłąka z ukochaną żoną są jak wygnanie. Coraz bardziej jednak oczarowuje go nie tylko charyzmatyczna postać Carrolla, ale też – niczym Odyseusza – syrenia pieśń Wschodu, działająca na zmysły i serce. Wyprawa staje się dla stroiciela podróżą życia, otwierającą oczy nie tylko na cuda południowoazjatyckiej przyrody, ale również ludzi innej kultury. Stawia też pod znakiem zapytania jego powrót do londyńskiej rzeczywistości…
Urzekająca od pierwszych słów, spokojnie płynąca z nurtem Saluin piękna opowieść o miłości do muzyki, zetknięciu z oszałamiającym nieznanym i przyjaźni z obcymi, z wyraźnie pobrzmiewającymi echami Conradowskiego Jądra ciemności.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8188-818-9 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Słońce i kobieca parasolka to obraz, jakim stanie się Birma w ostatnich chwilach gasnącej pamięci. Zastanawiał się, które wizje pozostaną – spieniony po burzy kawowy nurt Saluin, palisady sieci rybackich przed świtem, jaskrawa barwa zmielonej kurkumy czy ociekające wilgocią pnącza dżungli. Całe miesiące te widoki drgały mu pod powiekami, niekiedy rozbłyskując i przygasając jak płomienie świec, czasami – walcząc o to, by je dostrzeżono, niczym towary rozpychających się na bazarach kupców, a czasem po prostu oddalając się jak plamy wozów cyrkowych. Każdy obraz rodził opowieść rzucającą wyzwanie wiarygodności bynajmniej nie z powodu jakiejś wady samej fabuły, ale dlatego, że Natura nie mogłaby pozwolić na takie stężenie barw bez popełniania kradzieży i tworzenia próżni w pozostałych częściach świata.
Ponad tymi widokami wznosi się jeszcze słońce, paląc i rozlewając się jak błyszcząca biała farba. _Bedin-saya_, którzy tłumaczą sny w zaciemnionych, pełnych zapachów zakątkach targowisk, powiedzieli mu, że słońce, które wschodzi nad Birmą, jest inne niż to, które podnosi się nad resztą świata. Wystarczyło, by spojrzał w niebo. By ujrzał, jak oblewa drogi, wypełniając szczeliny i cienie oraz burząc perspektywę i strukturę. Żeby zobaczył, jak migoce, drga i płonie linia horyzontu niczym prześwietlony dagerotyp zwijający swe brzegi w ogniu. Jak rozpływa się niebo, rozmywają się kształty figowców, gęstnieje powietrze, a jemu tężeją oddech, gardło i krew. Jak z odległych dróg przybywają zjawy, by wykręcić mu ręce. Jak skóra mu się łuszczy i pęka.
Teraz to słońce wisi nad pylistą drogą. Idzie nią pod parasolką samotna kobieta; jej cienka bawełniana sukienka drży w delikatnym powiewie, bose stopy zaś niosą na skraj pola widzenia. Obserwuje kobietę, gdy ta zbliża się do słońca. Chce ją zawołać, ale nie może wydobyć głosu.
Kobieta staje się częścią mirażu, widmowego odbicia światła i wody, które Birmańczycy zwą _than hlat_. Wokół niej drży powietrze, rozszczepiając jej postać i wprawiając ją w wirowanie. I wtedy kobieta też znika. Pozostają tylko słońce i parasolka.*
_24 października 1886_
_Ministerstwo Wojny_
_Londyn_
_Szanowny Panie Drake,_
_z informacji uzyskanych od mojego personelu wynika, że otrzymał Pan prośbę naszego ministerstwa w sprawie oddania się w służbę Jej Królewskiej Mości, ale nie został Pan jeszcze powiadomiony o charakterze Pańskiej misji. Ten list ma wyjaśnić pośpiech i szczegóły sprawy nadzwyczajnej wagi. Zawiera także prośbę o zgłoszenie się w Ministerstwie Wojny, gdzie uzyska Pan dalsze informacje od pułkownika Killiana, szefa Wydziału Operacyjnego do spraw Birmy, jak również ode mnie._
_Krótkie wprowadzenie. Jak Pan prawdopodobnie wie, od czasu zajęcia przez nas sześćdziesiąt lat temu leżących na wybrzeżu stanów Birmy po niedawną aneksję Mandalaju i Górnej Birmy Jej Królewska Mość postrzega okupację i pacyfikację tego terytorium jako rzecz najważniejszą dla bezpieczeństwa naszego Imperium w całej Azji. Pomimo zwycięstw militarnych nowe wydarzenia stanowią poważne zagrożenie dla naszych birmańskich posiadłości. Ostatnie raporty wywiadu potwierdziły konsolidację sił francuskich wzdłuż Mekongu w Indochinach, podczas gdy lokalne powstania w Birmie zagrażają naszemu panowaniu w odleglejszych regionach tego kraju._
_W 1869 roku, za panowania birmańskiego króla Mindon Mina, wysłaliśmy do Birmy lekarza, majora Anthony’ego Carrolla, absolwenta University College Hospital w Londynie. W 1874 roku skierowano go do odległego posterunku wojskowego w stanach Szanów, na wschodnich rubieżach kolonii. Dla wojska major Carroll od początku okazał się niezastąpiony, i to ze względów dalece wykraczających poza jego bezpośrednie obowiązki medyczne. Udało mu się zawiązać wiele sojuszy z miejscowymi książętami, a jego placówka, chociaż oddalona od naszego dowództwa, umożliwia dostęp do południowej części płaskowyżu Szan i natychmiastowe rozwinięcie oddziałów ku granicy z Syjamem. Szczegóły dotyczące sukcesu Carrolla są dość niezwykłe i zostanie Pan o nich należycie poinformowany, gdy zgłosi się Pan w Ministerstwie Wojny. Kwestią interesującą teraz Koronę jest niezwykła notatka, jaką otrzymaliśmy od majora w zeszłym miesiącu, ostatni z wielu nieco irytujących listów dotyczących jego zainteresowania fortepianem._
_Powód naszego niepokoju jest następujący: chociaż jesteśmy przyzwyczajeni do niecodziennych próśb majora dotyczących jego badań medycznych, to w zakłopotanie wprawił nas list, który otrzymaliśmy w grudniu zeszłego roku, zawierający prośbę o natychmiastowe nabycie i dostarczenie fortepianu Érarda. Z początku nasi oficerowie w Mandalaju sceptycznie odnieśli się do petycji, dopóki dwa dni później posłaniec nie dostarczył kolejnej wiadomości, podkreślającej powagę żądania, jakby Carroll przewidział niedowierzanie naszego personelu. Reakcją na naszą odpowiedź, że dostarczenie fortepianu jest niemożliwe ze względów logistycznych, było przybycie kolejnego zziajanego posłańca. Przyniósł on krótką notatkę, której treść warto przytoczyć w całości:_
_Szanowni Panowie,_
_z całym szacunkiem dla Waszego urzędu niniejszym ponownie przedkładam swoją prośbę o dostarczenie fortepianu. Jestem świadom znaczenia mojej placówki dla bezpieczeństwa tego regionu. Żeby moje usilne naleganie nie zostało po raz kolejny źle zrozumiane, proszę przyjąć do wiadomości, że zrezygnuję ze stanowiska, jeżeli instrument nie zostanie mi dostarczony przed upływem trzech miesięcy. Jestem w pełni świadomy, że moja ranga i lata służby upoważniają mnie do otrzymania honorowej odprawy i pełnych korzyści, gdybym wrócił do Anglii._
_major lekarz_
_Anthony J. Carroll,_
_Mae Lwin, stany Szanów_
_Jak może Pan sobie wyobrazić, list ten wywołał poważną konsternację wśród naszego personelu. Jako sługa Korony major był bez skazy; jego akta są wzorowe, jednak dobrze rozumie, że jesteśmy zależni od niego i jego sojuszy z miejscowymi książętami, oraz to, jak niezwykle ważne są takie alianse dla każdego europejskiego mocarstwa. Po debacie zaaprobowaliśmy jego prośbę i w styczniu fortepian Érarda z 1840 roku wysłano okrętem z Anglii; dotarł do Mandalaju na początku lutego, po czym pod osobistym nadzorem Carrolla instrument przetransportowano na placówkę przy pomocy pieszych tragarzy i słonia. Chociaż cała ta eskapada stała się dla części naszego personelu w Birmie źródłem sporej frustracji, misja zakończyła się powodzeniem. W następnych miesiącach Carroll kontynuował wzorową służbę, znakomicie spisując się przy wytyczaniu tras zaopatrzeniowych przez płaskowyż Szan. W zeszłym miesiącu otrzymaliśmy kolejną prośbę. Wilgoć, okazuje się, wypaczyła korpus érarda w takim stopniu, że instrument się rozstroił, a wszystkie próby nastrojenia go na miejscu zawiodły._
_I tak dochodzimy do sedna tej korespondencji. W swoim liście Carroll szczególnie prosi o stroiciela, którego specjalnością są fortepiany Érarda. Mimo naszych sugestii, że być może istnieją jakieś prostsze sposoby naprawienia instrumentu, major pozostał nieugięty. W końcu się zgodziliśmy, a przegląd spisu londyńskich stroicieli fortepianów pozwolił stworzyć listę kilku zręcznych rzemieślników. Jak Panu zapewne wiadomo, większość praktykujących w Pańskim zawodzie to ludzie w bardzo zaawansowanym wieku, którzy nie podołają trudom podróży. Dokładniejsze dociekania pozwoliły stwierdzić, że odpowiednim kandydatem byłby Pan lub pan Claude Hastings z Poultry Street w City. Ponieważ wymienia się Pana jako znawcę fortepianów Érarda, uznaliśmy za stosowne poprosić o Pańską pomoc. Jeśli Pan odmówi, skontaktujemy się z panem Hastingsem. Za trzymiesięczną służbę Korona gotowa jest wynagrodzić Pana jak za roczną pracę._
_Panie Drake, ma Pan odpowiednie umiejętności i doświadczenie, by wypełnić to nadzwyczaj ważne zadanie. Usilnie prosimy Pana, by jak najszybciej skontaktował się Pan z naszym ministerstwem w celu omówienia tej sprawy._
_Z wyrazami szacunku_
_pułkownik George Fitzgerald_
_Zastępca Szefa Wydziału Operacyjnego_
_do spraw Birmy i Indii Wschodnich_
Było późne popołudnie. Promienie słoneczne, które wpadały przez małe okno, oświetlały pomieszczenie wypełnione ramami fortepianów. Edgar Drake, stroiciel, specjalista od instrumentów Érarda, odłożył list na biurko. Fortepian z 1840 roku to piękny instrument, pomyślał, po czym delikatnie złożył pismo i wsunął je do kieszeni płaszcza. Ale Birma jest daleko.1
Było popołudnie. W gabinecie pułkownika Killiana, szefa Wydziału Operacyjnego do spraw Birmy w armii brytyjskiej, Edgar Drake siedział obok dwóch ciemnych, grzechoczących rur grzewczych i wyglądał przez okno, obserwując strugi deszczu. Miejsce naprzeciwko zajmował pułkownik, barczysty, spalony słońcem mężczyzna o gęstych rudych włosach. Obfite wąsy tego samego koloru, przyczesane w symetryczny wachlarz, podkreślały srogość zielonych oczu. Za jego biurkiem wisiała długa włócznia plemienia Bantu i malowana tarcza, na której wciąż widniały ślady walki. Pułkownik miał na sobie szkarłatny mundur oblamowany galonami z czarnego moheru. Edgar będzie je pamiętał, gdyż przypominały tygrysie pręgi, a na tle szkarłatu zielone oczy wojskowego były niemal szmaragdowe.
Od wejścia pułkownika minęło kilka minut. W tym czasie przysunął fotel do mocno wypolerowanego mahoniowego biurka i zaczął przebierać w stosie dokumentów. W końcu podniósł wzrok. Spod wąsów oficera dobył się stentorowy baryton.
– Dziękuję, że zechciał pan zaczekać, panie Drake. Musiałem się zająć pewną pilną sprawą.
Stroiciel odwrócił się od okna.
– Rozumiem, panie pułkowniku – powiedział, przesuwając palcami po rondzie kapelusza, który trzymał na kolanach.
– Jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, możemy szybko przejść do rzeczy. – Wojskowy pochylił się nad biurkiem. – Witam w Ministerstwie Wojny. Przypuszczam, że to pierwsza pańska wizyta w tym miejscu. – I nie zostawiając stroicielowi czasu na odpowiedź, ciągnął: – W imieniu personelu i przełożonych wyrażam uznanie, że poświęcił pan uwagę temu, co uznajemy za kwestię nader istotną. Przygotowaliśmy wprowadzenie dotyczące tła tej sprawy. Jeśli pan się zgodzi, to sądzę, iż najlepiej będzie, gdy najpierw je panu odczytam. Potem będziemy mogli omówić wszelkie wątpliwości, jakie mogą się panu nasunąć po zapoznaniu się ze szczegółami.
Mówiąc to, położył dłoń na stosie dokumentów.
– Dziękuję, panie pułkowniku – odparł cicho stroiciel. – Muszę przyznać, że bardzo mnie zaskoczyła wasza prośba. Jest absolutnie niezwykła.
Wąsy pułkownika zafalowały.
– Istotnie, bardzo niezwykła, panie Drake, i w związku z tym mamy wiele do omówienia. Może to jeszcze do pana nie dotarło, ale zlecenie dotyczy tyleż człowieka, ile fortepianu. Zacznę więc od samego majora Carrolla.
Stroiciel skinął głową.
– Nie będę pana zanudzał szczegółami z młodości Carrolla. Prawdę mówiąc, jego przeszłość jest nieco tajemnicza i niewiele o niej wiemy. Urodził się w tysiąc osiemset trzydziestym trzecim roku w rodzinie irlandzkiej jako syn pana Thomasa Carrolla, nauczyciela literatury greckiej w szkole z internatem w Oxfordshire. Chociaż Carrollowie nie byli bogaci, edukacyjne ambicje ojca musiały przejść na syna, który skończył szkołę jako prymus, po czym opuścił dom i podjął studia medyczne w University College Hospital w Londynie. Uzyskawszy dyplom, Anthony Carroll, zamiast otworzyć prywatny gabinet, do czego skłaniała się większość absolwentów, podjął starania o posadę w prowincjonalnym szpitalu dla ubogich. Niewiele wiemy na temat ówczesnego życia Carrolla poza tym, że przez pięć lat przebywał na prowincji. W tym czasie poślubił miejscową dziewczynę. Małżeństwo nie trwało długo. Jego żona wraz z dzieckiem zmarła podczas porodu, a Carroll nie ożenił się ponownie. – Pułkownik odchrząknął, podniósł kolejny dokument i mówił dalej: – Po śmierci żony Carroll wrócił do Londynu, gdzie w czasie epidemii cholery złożył podanie o posadę lekarza w przytułku na East Endzie. Pracował tam tylko dwa lata. W tysiąc osiemset sześćdziesiątym trzecim roku uzyskał patent oficerski i został chirurgiem Wojskowej Służby Medycznej. Od tej pory wiemy o nim więcej. Carrolla przydzielono do dwudziestego ósmego pułku piechoty w Bristolu, ale zaledwie po czterech miesiącach wystąpił o przeniesienie do służby w koloniach. Prośba została bezzwłocznie spełniona i mianowano go zastępcą szefa szpitala wojskowego w Saharanpurze w Indiach. Tam zyskał sobie wkrótce reputację nie tylko świetnego lekarza, ale i po trosze awanturnika. Często towarzyszył ekspedycjom do Pendżabu i Kaszmiru, wyprawom, które narażały go na niebezpieczeństwo zarówno ze strony miejscowych ludów, jak i rosyjskich agentów. Jest to problem, z którym mamy do czynienia cały czas, gdyż car próbuje przeciwdziałać powiększaniu się naszych zdobyczy terytorialnych. W Saharanpurze Carroll zyskał także sławę erudyty, chociaż nic nie wskazywało na to, by w przyszłości miał objawić… no cóż… powiedzmy, zapał, który zaowocował prośbą o dostarczenie fortepianu. Kilku przełożonych informowało, że doktor Carroll unikał uczestniczenia w obchodach lekarskich, i widziano go, jak czytał poezję w szpitalnych ogrodach. Takie postępowanie było tolerowane, acz niechętnie, po tym, gdy Carroll publicznie wyrecytował wiersz Shelleya, _Ozymandiasa_, jak sądzę, jednemu z miejscowych wodzów, którego leczono w szpitalu. Człowiek ten podpisał już traktat o współpracy, ale nie zgodził się oddać pod naszą komendę żadnych oddziałów. W tydzień po zakończeniu rekonwalescencji wrócił do szpitala i poprosił o widzenie z Carrollem, który nie był wszak oficerem liniowym. Wódz przyprowadził ze sobą trzystuosobowy oddział, „żeby służył poecie żołnierzowi”, to jego słowa, nie nasze, panie Drake. – Pułkownik podniósł wzrok. Wydawało mu się, że na twarzy stroiciela fortepianów dostrzega lekki uśmiech. – Szczególna historia, wiem.
– To piękny wiersz.
– Owszem, chociaż przyznaję, że cały epizod był może troszkę niefortunny.
– Jak to?
– Wybiegamy tutaj zanadto w przyszłość, panie Drake, ale jestem zdania, że cała ta sprawa z érardem ma coś wspólnego z „żołnierzem”, który w większym stopniu usiłuje stać się „poetą”. Fortepian, przyznaję, to tylko moja opinia, przedstawia… jak to najlepiej ująć?… nielogiczne rozszerzenie tej strategii. Jeśli doktor Carroll żywi szczere przekonanie, że prezentacja muzyki w takim miejscu może przyspieszyć zaprowadzenie pokoju, pozostaje mieć nadzieję, że sprowadzi tam dosyć strzelców, by go bronić.
Stroiciel milczał, natomiast pułkownik poprawił się w fotelu.
– Przyzna pan, panie Drake, że wywarcie wrażenia na miejscowym wodzu recytacją poezji to jedna sprawa, a prośba, żeby przetransportować fortepian do najodleglejszego z naszych fortów, to zupełnie inna kwestia.
– Niewiele wiem o wojskowości – powiedział Edgar Drake.
Pułkownik zerknął na niego, po czym wrócił do papierów. To nie jest człowiek, który by sprostał klimatowi i wyzwaniom Birmy, pomyślał. Wysoki, szczupły mężczyzna o prostych, siwiejących włosach, luźno zwisających nad okularami w drucianej oprawie, wyglądał bardziej jak nauczyciel, a nie ktoś zdolny podołać wojskowym obowiązkom. Wyglądał starzej niż na swoje czterdzieści jeden lat; brwi miał ciemne, a policzki obramowane miękkimi bokobrodami. W kącikach jasnych oczu widać było zmarszczki, chociaż nie takie, zauważył pułkownik, jak u człowieka, który się często uśmiecha. Miał na sobie sztruksową marynarkę, muszkę i znoszone wełniane spodnie. Wszystko to sprawiałoby przygnębiające wrażenie, pomyślał oficer, gdyby nie niezwykle pełne jak na Anglika wargi, zastygłe w grymasie wyrażającym ni to oszołomienie, ni lekkie zaskoczenie, i zmiękczające rysy jego twarzy w odrażający sposób. Pułkownik zauważył też, że stroiciel nieustannie masuje dłonie; ich nadgarstki gubiły się w otchłaniach rękawów marynarki. Nie był przyzwyczajony do takich dłoni; zbyt delikatne jak na mężczyznę, chociaż kiedy się przywitali, pułkownik poczuł, że są szorstkie i silne, jakby poruszały je kryjące się pod zgrubiałą skórą druty.
Przeniósł wzrok z powrotem na dokumenty.
– W każdym razie Carroll pozostał w Saharanpurze pięć lat. Odbył nie mniej niż siedemnaście ekspedycji i spędził więcej czasu w terenie niż na swoim stanowisku.
Odczytując tytuły, pułkownik zaczął przerzucać raporty dotyczące wypraw, którym lekarz towarzyszył. Wrzesień 1866 – Pomiary w celu wytyczenia trasy kolejowej wzdłuż górnego biegu rzeki Satledź. Grudzień – Wyprawa kartograficzna korpusu hydrologów do Pendżabu. Luty 1867 – Raport na temat porodów oraz chorób położniczych we wschodnim Afganistanie. Maj – Choroby zakaźne zwierząt hodowlanych i płynące z nich zagrożenia dla ludności w górach Kaszmiru. Wrzesień – Wyprawa Towarzystwa Królewskiego w celu zbadania górskiej flory w Sikkimie. Zdawało się, że oficer czuje się zmuszony wymienić wszystkie tytuły, co robił na jednym oddechu, w związku z tym żyły na karku nabrzmiały mu tak, że same bardzo przypominały góry w Kaszmirze – a przynajmniej tak pomyślał Edgar Drake, który nigdy tam nie był ani nie studiował ich geografii, ale za to coraz bardziej niecierpliwił się ze względu na wyraźny brak w tej historii choćby wzmianki na temat fortepianu.
– Pod koniec tysiąc osiemset sześćdziesiątego ósmego roku – kontynuował pułkownik – zastępca szefa naszego szpitala wojskowego w Rangunie, wtedy jedynego większego szpitala w Birmie, zmarł nagle na dyzenterię. Na jego miejsce szef medyczny z Kalkuty zarekomendował Carrolla, który przybył do Rangunu w lutym sześćdziesiątego dziewiątego roku. Służył tam trzy lata, a ponieważ jego zajęcia miały głównie medyczny charakter, posiadamy jedynie kilka raportów na temat jego działań. Wszystkie dowody świadczą, że był bardzo zajęty pracą w szpitalu. – Pułkownik przesunął teczkę po blacie. – To jest zdjęcie Carrolla zrobione w Bengalu.
Edgar odczekał chwilę, ale zrozumiał, że powinien wstać, żeby je obejrzeć; pochylił się i upuścił przy tym kapelusz na podłogę.
– Przepraszam – mruknął, chwycił nakrycie głowy, a potem skoroszyt i usiadł z powrotem.
Otworzył teczkę na kolanach. Wewnątrz znajdowało się włożone do góry nogami zdjęcie. Obrócił je żywo. Przedstawiało wysokiego, pewnego siebie mężczyznę z ciemnymi wąsami i porządnie uczesanymi włosami, ubranego w mundur; stał nad łóżkiem pacjenta, człowieka o ciemniejszej karnacji, prawdopodobnie Indusa. W tle widać było inne łóżka i innych pacjentów. Szpital, pomyślał Edgar i powrócił spojrzeniem ku twarzy lekarza. Niewiele mógł wyczytać z jej wyrazu. Była rozmazana, jakby doktor znajdował się w nieustannym ruchu, chociaż postaci wszystkich pacjentów dziwnym zrządzeniem losu rysowały się ostro. Edgar patrzył, starając się dopasować człowieka do usłyszanej historii, ale zdjęcie niewiele ujawniało. Podniósł się i odłożył je na biurko pułkownika.
– W tysiąc osiemset siedemdziesiątym pierwszym roku Carroll poprosił o przeniesienie na odleglejszą placówkę w środkowej Birmie. Ponieważ był to okres wzmożonej działalności Birmańczyków w dolinie rzeki Irawadi, na południe od Mandalaju, prośba majora została przyjęta. Na nowym posterunku, podobnie jak w Indiach, Carroll uczestniczył w licznych wyprawach badawczych penetrujących często południe wzgórz Szan. Chociaż nie wiadomo dokładnie jak – biorąc pod uwagę jego liczne zajęcia – jednak znalazł czas, żeby niemal doskonale opanować język szan. Jedni twierdzą, że nauczył się go od miejscowego mnicha, inni, że od kochanki. Mnisi czy kochanki, w siedemdziesiątym trzecim roku otrzymaliśmy fatalną wiadomość, że Birmańczycy, po dziesięcioleciach infiltracji, podpisali układ handlowy z Francją. Mógł pan o tym słyszeć, gazety rozpisywały się na ten temat. Chociaż wojska francuskie nadal stały w Indochinach i nie posuwały się za Mekong, traktat był oczywistą i nadzwyczaj niebezpieczną zapowiedzią przyszłej współpracy francusko-birmańskiej i otwartego zagrożenia dla Indii. Natychmiast zaczęliśmy gwałtowne przygotowania do zajęcia stanów Górnej Birmy. Wielu szańskich książąt okazało zadawnioną niechęć do birmańskiego tronu i… – Pułkownik zawiesił głos, gdyż monolog pozbawił go tchu. – Słucha pan, panie Drake?
Edgar odwrócił się zakłopotany.
– Tak… tak, oczywiście.
– Więc dobrze, będę kontynuował. – Pułkownik spojrzał na papiery.
Stroiciel odezwał się z wahaniem:
– Z całym szacunkiem, panie pułkowniku, to niezwykle złożona i interesująca opowieść, ale muszę przyznać, że nie pojmuję, do czego potrzebna jest panu moja ekspertyza… Rozumiem, że w ten sposób zwykł pan dokonywać wprowadzenia, ale czy mogę przeszkodzić panu pytaniem?
– Tak, panie Drake?
– No cóż… mówiąc całkiem szczerze, czekam, żeby usłyszeć, co się stało z fortepianem.
– Słucham?
– Fortepian. Skontaktowano się ze mną, ponieważ ministerstwo chce mnie wynająć do nastrojenia fortepianu. Pańska relacja jest bardzo wyczerpująca w odniesieniu do człowieka, ale nie sądzę, żeby tego dotyczyło moje zlecenie.
Twarz pułkownika poczerwieniała.
– Jak oświadczyłem na początku, panie Drake, żywię naprawdę szczere przekonanie, że to tło jest ważne.
– Zgadzam się, sir, ale nie wiem, co się stało z fortepianem ani nawet czy mogę go naprawić. Mam nadzieję, że pan to rozumie.
– Tak, tak. Oczywiście, że rozumiem. – Pułkownik zacisnął szczęki.
Był gotów mówić o odwrocie rezydenta z Mandalaju w 1879 roku, o bitwie pod Myingyan i oblężeniu garnizonu w Maymyo, co było jedną z jego ulubionych opowieści. Milczał.
Edgar patrzył na swoje dłonie.
– Przepraszam… proszę, proszę, niech pan mówi dalej – powiedział. – Chodzi tylko o to, że niebawem będę musiał pana pożegnać, gdyż mam spory kawałek do domu, a naprawdę bardzo interesuje mnie sprawa fortepianu.
Chociaż pułkownik go onieśmielał, Edgar delektował się w duchu tym, że zdobył się na ten krótki wtręt. Nigdy nie przepadał za wojskowymi, za to coraz bardziej zaczynał lubić Carrolla. Prawdę mówiąc, chciał poznać szczegóły całej historii, ale było prawie ciemno, a nic nie wskazywało na to, że oficer rychło skończy.
Pułkownik wrócił do swoich papierów.
– Dobrze, panie Drake. Będę się streszczał. W tysiąc osiemset siedemdziesiątym czwartym roku zaczęliśmy zakładać na terytorium Szanu wysunięte placówki, jedną w pobliżu Hsipaw, drugą pod Taunggyi, a kolejną, tę najbardziej oddaloną, w małej wiosce zwanej Mae Lwin, na brzegu rzeki Saluin. Nie znajdzie pan Mae Lwin na żadnej mapie i póki nie przyjmie pan zlecenia, nie mogę panu powiedzieć, gdzie ona leży. Tam posłaliśmy Carrolla.
W pokoju poszarzało i pułkownik zapalił małą lampę na biurku. Światło migotało, rzucając na kości policzkowe wojskowego cień jego wąsów. Oficer przyjrzał się uważnie stroicielowi. Sprawia wrażenie zniecierpliwionego, pomyślał, po czym wziął głęboki oddech.
– Panie Drake, żeby nie zatrzymywać pana zbyt długo, zaoszczędzę panu wielu szczegółów z dwunastu lat spędzonych przez Carrolla w Mae Lwin. Jeśli przyjmie pan zlecenie, możemy porozmawiać szerzej, a ja dostarczę panu raporty wojskowe. Jeśli, oczywiście, nie chce pan wysłuchać tego teraz.
– Jeżeli nie ma pan nic przeciwko temu, chciałbym usłyszeć o fortepianie.
– Tak, oczywiście, fortepian. – Pułkownik westchnął. – Co chciałby pan wiedzieć? Jestem przekonany, że większość szczegółów poznał pan z listu pułkownika Fitzgeralda.
– Tak, Carroll poprosił o fortepian. Wojsko kupiło érarda z tysiąc osiemset czterdziestego roku i wysłało go statkiem. Mógłby mi pan powiedzieć coś więcej na ten temat?
– Doprawdy nie potrafię. Nie przychodzi nam do głowy nic innego niż to, że chciał otrzymać fortepian, mając nadzieję na powtórzenie sukcesu, jaki odniósł, recytując Shelleya.
– Powód? – Stroiciel się roześmiał; nieoczekiwanie ze szczupłego ciała wydobył się dziwnie głęboki dźwięk. – Ileż razy zadaję to samo pytanie moim klientom. Co pan powie o damie z towarzystwa, która nie odróżnia Händla od Haydna, a nabywa broadwooda z tysiąc osiemset dwudziestego roku i prosi o strojenie go co tydzień, chociaż nikt nigdy na nim nie gra? Lub jak wyjaśnić postępowanie sędziego hrabstwa, który upiera się, by jego instrument był przestrajany co dwa miesiące, działanie całkowicie zbędne, mógłbym dodać, chociaż cudownie wpływające na stan moich interesów, jednak ten sam człowiek odmawia wydania zezwolenia na przeprowadzenie dorocznego publicznego konkursu pianistycznego? Proszę mi wybaczyć, ale doktor Carroll nie wydaje się taki dziwaczny. Słyszał pan kiedykolwiek _Fantazje_ Bacha, sir?
– Tak sądzę… – Pułkownik się zająknął. – Z pewnością musiałem słyszeć, ale bez obrazy, panie Drake, nie wiem, co to ma wspólnego z…
– Dla mnie myśl o spędzeniu w dżungli ośmiu lat bez mu-zyki Bacha jest przerażająca – rzekł Edgar, a po chwili dodał: – Brzmi najpiękniej na érardzie z tysiąc osiemset czterdziestego roku.
– To możliwe, ale nasi żołnierze nadal walczą.
Edgar Drake nabrał powietrza. Nagle poczuł, że serce bije mu szybciej.
– Przepraszam, nie chcę, żeby moje uwagi wydały się aroganckie. W istocie z każdą chwilą pańska opowieść wciągała mnie coraz bardziej, ale czuję się zakłopotany. Jeśli pan tak potępia naszego pianistę, pułkowniku, to z jakiego powodu się tutaj znalazłem? Pan jest bardzo ważną osobą. To rzadkie, żeby oficer pańskiej rangi spędzał tyle czasu na rozmowie z cywilem, nawet ja to wiem. Wiem też, że pomijając już koszt nabycia fortepianu, Ministerstwo Wojny musiało zapłacić olbrzymią kwotę za transport instrumentu do Birmy. Poza tym proponujecie mi hojne wynagrodzenie, cóż, _sprawiedliwie_ moim zdaniem, ale z obiektywnego punktu widzenia bardzo hojne. Pan jednak zdaje się nieprzychylnie ustosunkowany do mojego zlecenia.
Pułkownik odchylił się w fotelu i skrzyżował ramiona na piersi.
– Bardzo dobrze. Ważne, że to omawiamy. Otwarcie okazuję dezaprobatę, chociaż proszę nie brać tego za brak szacunku. Major jest nadzwyczaj pożytecznym żołnierzem, możliwe, że niezwykłym człowiekiem, i nie sposób go zastąpić. W tym ministerstwie są pewne bardzo wysoko postawione osoby, które wielce interesują się jego działaniami.
– Ale nie pan.
– Są ludzie, którzy zagubili się w retoryce dotyczącej losu naszego Imperium i twierdzą, że dokonujemy podbojów nie po to, żeby zdobywać nowe tereny i bogactwa, ale by szerzyć kulturę i cywilizację. Nie przeczę, lecz to nie jest obowiązek Ministerstwa Wojny.
– A jednak wspieracie Carrolla.
Pułkownik się zawahał.
– Jeśli mówię bez ogródek, panie Drake, to dlatego, że jest ważne, by zrozumiał pan położenie Ministerstwa Wojny. W prowincji Szan panuje anarchia. Z wyjątkiem Mae Lwin. Carroll sformował więcej niż kilka batalionów. Jest nieodzowny i dowodzi jednym z najbardziej zagrożonych i najważniejszych posterunków w naszych koloniach. Szan jest istotna dla bezpieczeństwa naszej wschodniej granicy. Jeśli utracimy tę prowincję, grozi nam inwazja… francuska lub nawet syjamska. Jeżeli fortepian jest ustępstwem, na jakie musimy się zdobyć, żeby zatrzymać Carrolla na placówce, to jest to niska cena. Ale jego posterunek jest obozem wojskowym, a nie salonem muzycznym. Mamy nadzieję, że kiedy fortepian zostanie nastrojony, Carroll wróci do swojej pracy. To ważne, żeby pan to zrozumiał, żeby pan pojął, że to _my_, a nie major Carroll, wynajmujemy pana. Jego idee mogą być… kuszące.
Nie ufa mu pan, pomyślał Edgar.
– Zatem zwykła koncesja, jak na papierosy – powiedział.
– Nie, to coś innego, myślę, że pan rozumie.
– Nie powinienem więc twierdzić, że to z powodu fortepianu Carroll jest niezastąpiony?
– Dowiemy się, kiedy instrument zostanie nastrojony. Prawda, panie Drake?
W odpowiedzi Edgar się uśmiechnął.
– Możliwe.
Pułkownik pochylił się nad biurkiem.
– Ma pan jeszcze jakieś pytania?
– Tylko jedno.
– Tak, o co chodzi?
Edgar spojrzał na swoje dłonie.
– Przepraszam, panie pułkowniku, ale co _konkretnie_ stało się z fortepianem?
Oficer wytrzeszczył oczy.
– Sądzę, że to omawialiśmy.
Stroiciel wziął głęboki oddech.
– Z całym należnym szacunkiem, sir, rozmawialiśmy o tym, co pańskim zdaniem stało się z fortepianem, ja zaś chcę wiedzieć, co się stało z érardem z tysiąc osiemset czterdziestego roku, który tkwi gdzieś w dżungli daleko stąd, dokąd chce pan mnie wysłać. Od pańskiego ministerstwa usłyszałem niewiele o instrumencie, pomijając fakt, że jest rozstrojony, co, mogę dodać, nastąpiło na skutek spęcznienia płyty rezonansowej, a nie korpusu, jak wspomniano w liście. Jestem zdumiony, że nie przewidzieliście tego, iż fortepian się rozstroi. Wilgoć dokonuje strasznych spustoszeń.
– Panie Drake, zrobiliśmy to dla Carrolla. Takie filozoficzne pytania będzie pan musiał zadać mu osobiście.
– Mogę zatem zapytać, co wymaga naprawy?
Pułkownik kaszlnął.
– Takie szczegóły nie zostały nam przekazane.
– Musiał do kogoś napisać o fortepianie.
– Mamy tylko jedną notatkę, dziwną i niezwykle zwięzłą jak na doktora, człowieka zazwyczaj elokwentnego, która sprawiła, że podchodziliśmy do jego prośby z pewnym niedowierzaniem, póki Carroll nie zagroził złożeniem rezygnacji.
– Mogę ją przeczytać?
Po chwili wahania pułkownik podał stroicielowi skrawek brązowego papieru.
– To papier z Szanu – wyjaśnił. – Podobno tubylcy słyną z jego wyrobu. Trochę to zastanawiające, gdyż wcześniej doktor nie używał tego papieru do prowadzenia korespondencji.
Papier był miękki, ręcznie robiony, matowy i z widocznymi włóknami, zapisany ciemnym atramentem.
_Szanowni Panowie,_
_fortepian Érarda nie nadaje się już do gry i musi zostać nastrojony i naprawiony; jest to zadanie, którego się podjąłem, ale nie podołałem mu. W Mae Lwin potrzebny jest pilnie stroiciel, którego specjalnością są érardy. Ufam, że to nie powinno być trudne. Znacznie łatwiej dostarczyć człowieka niż fortepian._
_major lekarz_
_Anthony J. Carroll,_
_Mae Lwin, stany Szanów_
Edgar uniósł wzrok.
– To mało, by uzasadnić wysłanie człowieka na drugi koniec świata.
– Panie Drake, jako stroiciel fortepianów Érarda cieszy się pan doskonałą reputacją pośród londyńczyków, którzy interesują się muzyką. Przewidujemy, że cała podróż od momentu, gdy opuści pan Anglię, do chwili pańskiego powrotu nie potrwa dłużej niż trzy miesiące. Jak pan wie, zostanie pan hojnie wynagrodzony.
– I muszę jechać sam.
– Pańskiej żonie nie będzie niczego brakowało.
Stroiciel wyprostował się na krześle.
– Ma pan jeszcze jakieś pytania?
– Nie, sądzę, że rozumiem – powiedział cicho, jakby mówił wyłącznie do siebie.
Pułkownik odłożył dokumenty i pochylił się.
– Pojedzie pan do Mae Lwin?
Edgar Drake spojrzał w okno. Był zmierzch i wiatr bawił się spadającymi kroplami, tworząc poplątane crescenda i diminuenda deszczu. Zdecydowałem się na długo przed tym, nim tu przyszedłem, pomyślał.
Odwrócił się do oficera i skinął głową.
Uścisnęli sobie dłonie. Killian uparł się, by zaprowadzić Drake’a do gabinetu pułkownika Fitzgeralda, któremu przekazał nowiny. Padły kolejne słowa, ale stroiciel już nie słuchał. Zdawało mu się, że śni; realność decyzji nadal unosiła się nad nim. Czuł, że powtarza skinienie głowy, jakby starał się uczynić swoją decyzję rzeczywistą, a tymczasem chciał pogodzić znikomość ruchu z doniosłością tego, co on oznaczał.
Trzeba było podpisać dokumenty, ustalić daty i uporządkować kopie, które Edgar miał „przeczytać w przyszłości”. Major Carroll, wyjaśnił Killian, prosił, by Ministerstwo Wojny dostarczyło stroicielowi wprowadzające lektury: z zakresu historii, antropologii, geologii i botaniki.
– Nie zawracałbym panu zbytnio głowy tym wszystkim, ale doktor prosił, żeby to panu przekazać – wyjaśnił. – Sądzę, że powiedziałem panu wszystko, co naprawdę musi pan wiedzieć.
Kiedy Edgar wyszedł, zdanie z listu Carrolla podążało za nim jak wątła smuga dymu tytoniowego płynąca z salonu, w którym odbywał się koncert. _Znacznie łatwiej dostarczyć człowieka niż fortepian._ Pomyślał, że polubi tego lekarza; nieczęsto zdarzają się takie poetyczne słowa w listach wojskowych. A Edgar Drake miał wiele szacunku dla tych, którzy w obowiązku odnajdują poezję.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki