- W empik go
Stryj Juliusz - ebook
Stryj Juliusz - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 146 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Ten biedak – rzekł Józef Davranche – przypomniał mi pewną historią, którą ci zaraz opowiem: wspomnienie to prześladuje mnie bez przerwy. Posłuchaj!
Rodzina moja pochodziła z Hawru i nie była bogata. Ledwo jakoś tam wiązało się koniec z końcem. Ojciec pracował, wracał z biura późno i nie zarabiał wiele. Miałem dwie siostry.
Niedostatek, w jakim żyliśmy, bardzo bolał moją matkę i nieraz miała dla ojca cierpkie słowa, wymówki zamaskowane i perfidne. Biedak robił wówczas gest, od którego ściskało mi się serce. Przesuwał dłonią po czole, jakby ocierał pot, którego nie było, i nie odpowiadał ani słowa. Czułem jego bezsilną boleść. W domu oszczędzało się na wszystkim; rodzice nigdy nie przyjmowali zaproszeń z obawy przed koniecznością rewanżu; wykorzystywało się każdą wyprzedaż, by robić zakupy po zniżonych cenach. Siostry moje same szyły sobie suknie i toczyły długie debaty na temat ceny tasiemki, której metr kosztował pięt – naście centymów. Naszym codziennym pożywieniem była zupa na smaku z mięsa i wołowina przyrządzana w różnych sosach. To podobno zdrowe i pożywne, ja jednak wolałbym był co innego.
Ilekroć rozdarłem spodnie lub zgubiłem guzik, dostawałem straszliwą burę.
Ale za to w każdą niedzielę odbywaliśmy uroczysty spacer po molo. Ojciec – w surducie, cylindrze i rękawiczkach – podawał ramię matce, przystrojonej jak okręt w wielkie święto. Siostry, pierwsze gotowe do wyjścia, czekały na sygnał, żeby wyruszyć; ale zawsze w ostatniej chwili odkrywano jakąś zapomnianą plamę na surducie głowy rodu i trzeba było tę plamę prędziutko usunąć szmatką umoczoną w benzynie.
Ojciec, nie zdejmując kapelusza, w samej kamizelce, czekał, aż operacja zostanie dokonana, a matka uwijała się, zdjąwszy wprzód rękawiczki, żeby ich nie zniszczyć, i włożywszy okulary, gdyż miała krótki wzrok.
Wychodziliśmy zgodnie z ustalonym rytuałem. Siostry szły przodem, trzymając się pod ręce. Były to panny na wydaniu i rodzice chętnie pokazywali je całemu miastu. Ja szedłem obok matki po lewej stronie, ojciec po prawej. Pamiętam do dziś pompatyczny wygląd moich biednych rodziców na tych niedzielnych przechadzkach, ich zakrzepłe rysy, surowy sposób bycia. Kroczyli z powagą, wyprostowani, sztywni, jak gdyby od ich postawy zależała jakaś niezmiernie ważna sprawa.