- W empik go
Stryjanka: Tradycyja szlachecka JM. Pana Benedykta Winnickiego - ebook
Stryjanka: Tradycyja szlachecka JM. Pana Benedykta Winnickiego - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 321 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wincentego Pola.
Nakładem Księgarni J. Błaszkowskiego, w Warszawie.
Krakowskie-Przedmieście N. 22.
1861.
Wolno drukować, z warunkiem złożenia w Komitecie Cenzury po wydrukowaniu, prawem przepisanej liczby exemplarzy
Warszawa, d. 27 Maja (8 Czerwca) 1860 r.
Radca Kollegialny, Stanisławski.
w Drukarni J. Psurskiego.
– Rodem kury czubate! – Syn za ojcem goni
I niedaleko pada jabłko od jabłoni!
Dopóki człowiek młody – maca w świecie drogi
I swym strojem poczyna w każdem pokoleniu:
Lecz jak szron już przypruszy, a świat przytrze rogi,
Jak się rozpatrzy w świecie, w ludziach i w sumieniu,
Jak zrozumie zkąd wyszedł? i gdzie siąść wypada?
I na czem rzeczy stoją? i zkąd człeku rada?
Jak zrozumie, po czemu, czego łokieć bywa?
Jak ci sobie czynili, co tu przed nim siedli?
I co się łzami w życiu i co się krwią zmywa?
To sam powiada sobie: – "Nie tędy go wiedli!" –
I długo i frasownie myślami się wodzi,
I powoli na tropy ojcowskie nachodzi:
A choć bywał i strojny i mowny i bystry,
Strojem panów przechodził, rozumem ministry,
Chociaż tracił fortunę, jeździł całym światem,
Ufał w szablę i siłę, robił wielkie rzeczy:
To kiedy przejrzał wreszcie – zwykle kończył natem,
Że nikogo nie uczy, ani też kaleczy,
Krokiem z domu nie ruszy – że orze i sieje,
A już dobrze gdy kontusz do kościoła wdzieje:
I ile drogi ubiegł w życiu nadaremnie –
Tyle w powrót nakłada; choć się czego dobił
Mówi sobie: "Być mogło tam także bezemnie!
A bezpieczniej to robić, co i ojciec robił!"
Otóż kiedy już padnie człowiek na te tropy,
To i łzamiby obmył ojców swoich stopy –
A tu ojca już nie ma…
Więc patrzy za siebie:
Cicho – tęskno, na świecie jako po pogrzebie,
Jako bywa samotnie na jesiennem niebie, –
A jak niczem nie zwrócić fali jarzębatej
Co już przeszła po niebie – tak nie zwrócić straty! –
Ale czuje to serce mocno i głęboko…
Gdy łzą taką zabiegnie na jesieni oko –
Że dziewięć rzeczy bierzem z dziesięciu w spuściźnie
I dla tego to sercu tak miło w ojczyźnie!…
O! i nie ma rozkoszy i nie ma radości
Jak pomyślić, że człowiek kość tej samej kości 1
I że to serce jego, jest niby ogniwem
Łańcucha – co od Boga płynie w pokolenia…
I że on jest miłością, wszystkich swoich żywym,
Dziedzic krwi – a daj Boże! uczestnik zbawienia…
Więc choć odbiegł od swoich daleko za młodu –
Powraca do tradycyi i zwyczajów rodu:
Więc gdzieś jeszcze odszuka szablę po pradziadu,
A i matki nieboszczki sreberka wyprawne,
I strzeże drzew ojcowskich, jak oka, wśród sadu,
I poznosi ze strychów znów portrety dawne,
I odnowi w domowej kaplicy ołtarzyk
I odzłoci nieboszczki babki relikwiarzyk,
I jedno z dokumentów i aktów odczyta,
Drugiego się domyśli, a trzecie odpyta:
Bo coś i starzy słudzy, coś wiedzą, i kmiecie,
Są gdzieś dawni znajomi, i krewni po świecie,
Więc gdy padnie z nienacka na takiego świadka
Spraw dawniejszych – to słowa pewno nie utraci
Lecz i ściska i płacze i darzy i płaci,
Jakby z grobu miał powstać ojciec, albo matka!
A kiedy mu kto powie: "Tak za ojca było!"
"Jakżeś dziada przypomniał!" – "Jakżeś czapkę wmiesił!
" Jakżeś konia osadził!" – "Jak szablę przewiesił!"
"Jakbym patrzał na niego!" – To sercu tak miło
Jakby w domu się… oraz trzech synów zrodziło!
I szczęśliwy, Mosanie, kto się blizko żenił,
A zwyczajów po ojcach, w domu nie odmienił…
Dzisiaj tedy o takiej szlachcie wam opowiem –
Co się czuła krwią ze krwi na ojców dziedzinie,
Czy w dreliszku, w misiurce, czy tam w karmazynie –
A dwojakiem w ojczyźnie przeszła świat pogłowiem.
Mówi o niej Paprocki, znają i Niesiecki –
Ale żleby to było, gdyby człek nie wyssał
Czegoś więcej od swoich: niż któś tam popisał…
Otóż furda! Mosanie, gdy się tylko zdarza
Kozum z książki, a koncept tylko z kalendarza!
Furda! rozum łaciński a nawet i grecki!
A grunt – znać się na ludziach, i ów zmysł szlachecki!
Co to wiatru nie straci na pierwszem trąceniu,
Co to jeszcze i w trzeciem nawet pokoleniu
Jucht humański z daleka lub czosnyczek chwyci
I zawsze aż do kłębka dojdzie po tej nici!…
Ot i niema dziwoty, że jak świat ją liczył –
Tak też ona liczyła i świat łokciem swoim:
I że dobry miał miłość, że cichy dziedziczył,.
A poczciwy przez życie przechodził pokojem.
Kto tam sobie powiedział: "Sicitur ad astra!"
Nie ma dziwu, że zwykle nie wyszedł bez plastra:
Świat na oko ustąpił i sławy i drogi,
Ale w sądzie dla niego bywał bardzo srogi;
A kto cicho żywota spłacił wszystkie długi,
O tem znowu powiadał: że żył bez zasługi!
Bo pomiędzy publiką a między prywatą
Jest ścieżeczka tak wązka i tak bardzo kreta –
Iż ten tylko nią przejdzie, kto pomny jest na to:
Że największym gościńcem jest już "droga święta"…
Koło której mogiły wznoszą się i krzyże –
I na której człek z Bogiem – Bóg z narodem w mirze…
Biada temu! kto pychą swoją wszystko mierzy
I dba tylko o siebie i ku sobie garnie:
Pychę nędza odważy i w sądzie zadzierży,
A miłości kto nie miał schodzi z świata marnie!…
Zna się szlachta, Mosanie, jako łyse konie!
"Ot i wiedzą sąsiedzi,
" Jak kto sobie siedzi. "
Czy się schowasz w karmazyn, czyś przypadł na stronie,
Nie oszukasz ni Boga, ni też panów braci,
I dla tego wnuk jeszcze za naddziada płaci:
Tu już trzecie, ba piąte pokolenie w grobie –
A któś cnoty tam przodków zapamiętał sobie;
A gdy w rodzie rozumy Bóg w niełasce miesza,
Powiadają, że domu Pan Bóg nie rozgrzesza:
Bo się jeszcze przed wieki świętokradztwem zmazał,
Albo dobro koś… cielne dla krewnych odkażał.
Inszy znowu, gdy w domu jakoś się nie wiedzie –
To ze zdradą lub krzywdą naddziadów wyjedzie!
Ot i sprawa, Mosanie, ot i sądy Boże…
I najgłębiej to zakop – a ktoś to wyorze!
Bo to chowa świat stare księgi i pałasze.
Ztąd i stara modlitwa ma wielkie znaczenie –
I w codziennej modlitwie jest i to westchnienie:
"Nie racz Panie! pamiętać na te grzechy nasze
Albo naszych Rodziców "…
Dla tego, dla tego
Na pożytek nie idzie, co początku złego:
I dla tego nie idzie po księdzu fortuna,
Ale skąpie jak świeca osadzona krzywo
I ześliźnie w pieniactwach, zgore od pioruna…
I dla tego to pono na świecie nie dziwo
Że nabytek po lichwie, albo po juryście
Nigdy nawet na wnuka nie przechodzi czyście:
Tylko ziemia przechodzi poczciwie nabyta,
Wierna służba i szabla poczciwie obmyta –
Miłość dobrych sąsiadów i krew dzielnych koni,
Więc od wieków brat szlachcic tylko zatem goni, –
Zresztą, wszystko, co tylko było maleparta
To jak przyszło od czarta – tak poszło do czarta!I.
…..Był Stanisław Bączalski – dobry szlachcic (item),
Miał zameczek w Bączali w gnieździe rodowitem –
Wziął krew zacną po ojcu, z matki cnotę wyssał:
Pieczętował Gozdawą – Cześnikiem się pisał… (1)
A zresztą dobry humor, fantazją i zdanie –
I koncept i piosneczka jak na zawołanie:
Że podeszły już laty, i że nie miał żony,
Nie zagrzał w domu miejsca, – lecz w gościnie wiecznej
Na skrzypeczkach wygrywał, aż się rwały strony…
I kochany od wszystkich i wszystkim serdeczny!
Co Bączalski, to pono do korda nie tęgi!
I jeden tylko z rodu nosił się w kirysie:
Ale w rozum wierzyli, i w przyjaźń i księgi,
I jeźli nie uczeni – bywali trefnisie.
Spokojna też świeciła nad tym domem gwiazda!
Jak bociany trzymali się swojego gniazda:
Nieznane tu fortuny, ni losu igrzysko –
Nikt nie wyniósł się bardzo, nikt nie upadł nizko,
I żaden z tych Bączalskich ani się wzbogacił,
Ani piędzi po ojcu ziemi nie utracił.
W wielkiej żyli miłości między sąsiadami,
Zwykli byli się żenić tylko z sierotami –
I to w wieku podeszłym, choć pono nie temu
Oddawna się rodzili tylko po jednemu…
Przed wiekami – jak słychać, bywał to ród liczny,
A i bardzo pokrewny i bardzo dziedziczny.
Ale któraś tam z babek wyrzekła niebacznie
Gdy jej wnuki w modlitwie bardzo dokuczyli:
"Bogdaj się po jednemu tacy już rodzili!… "
I do roku ubyło dzieci bardzo znacznie.
A gdy wszystkie przeżyła i dzieci i wnuki,
Ostatniemu z Bączalskich rzekła dla nauki:
" Jeźli Pan Bóg w swej łasce sądy ma odmienić –
To z ubogą, sierotą Wam się tylko żenić:
Bo sierota uprosi znowu łaskę Boga,
Wypłacze i wymodli może jeszcze syna,
I zachowa się jeszcze choć w jednym rodzina –
I może choć jednemu Bóg pobłogosławi
Jeźli Święty Stanisław za nami się wstawi,
A co swoja zgrzeszyła – to obca poprawi "…
Jako rzekła – tak odtąd działo się w tym domu:
Ot i sprawa rodziny nie tajna nikomu
Chodziła między szlachtą – i znano tam o tem,
Że domowi po Babce poszło już poszpotem…
Jakoż, gdy brać poczęli sieroty ubogie
W pokoleniu zerwane, to co szczęście daje –
Bo zerwane krwi związki i relacyę mnogie,
Ot i w końcu dom cały jak sierota staje –
Bo jeden tylko zawsze posuwa ród dalej,
I na jednej już tylko siedzieli Bączali.
To też szlachta mawiała: że to dom sierocy,
Lecz że Święty Stanisław trzymał go w swej mocy!
Choć ojciec nigdy syna sam już nie odchowa –
(Bo żenili się zwykle na piątym krzyżyku)
Ale zawsze ze Stasiem pozostaje wdowa,
I zawsze Cześnikowicz w rodzie po Cześniku:
W gnieździe Ojców ud wieków, na zamku w Bączali
I rodzili się wszyscy – wszyscy umierali…
* * *
W wielkiej izbie stołowej wisiały portrety
Wszystkich Panów Bączalskich, – więc jak bywa w świecie,
Każdego nieboszczyka wady i zalety
Żyły w podaniach domu przy każdym portrecie:
Najstarszy portret Babki, co rzekła w złej chwili:
"Bogdaj się po jednemu tacy już rodzili…
Wisiał podkrucyfiksem, nawprost drzwi wchodowych:
Różańcem obie ręce złożone oplotła,
Habit miała zakonny – a z oczu surowych
Wyglądała ta groźba, co cały dom gniotła!…
Gdy kto w domu ma umrzeć" zdawna uważano,
Że oblicze Prababki zawsze poczernieje,
A gdy zwolna bielało – to już naprzód znano,
Że szczęśliwsze dla domu idą tam koleje…
Obok portretu Babki (miły na wejrzeniu)
Był portret jedynaka, co go wszyscy swoi
Odumarli gromadą – więc tylko krzyż stoi,
A on przed krucyfiksem nieletnie pacholę
Klęczy w stroju żałobnym, w duszy utrapieniu,
I zdaje się sierota już na Bożą wolę…
Znać przebłagał modlitwą wraz z Babką niebiosy –
Bo się w synie odrodził już na lepsze losy.
Pan Koniuszy syn jego, już w delji wspaniałej
Patrzał pięknie ze ściany, wesoły, i śmiały –
W twarzy jego żałoby nie widać, ni troski,
Bo się wybrał w ojczyźnie na wiek Zygmuntowski!
I zbracił z Panem Pszonką, i sercem i celem:
A że to ten sam Pszonka był założycielem
Republiki Babińskiej – w zamian sobie dali
Obaj swoje portrety, i oba w Bączali
I oba obok siebie wisieli w Babinie,
I po dziś dzień ich przyjaźń między szlachtą słynie… (2)
I od owych to czasów pono zwyczaj taki:
Że Bączalscy, sieroty, w rodzie jedynaki –
Gdy nie było w Bączali cieszyć serca komu –
Wesołego zazwyczaj trzymali się domu:
Wiec na figle mądrości i żarty wyprawili
Bywali i wymowni i trefnisie sławni,
I każdy miał i koncept, fantazją i zdanie,
Więc i wierszyk i piosnkę jak na zawołanie:
A że dowcip Bączalskich nie był jadowity
I nigdy dobrej sławie już szwanku nie zadał –
Więc do onej Babińskiej Rzeczypospolitej
Dziwnie się Panu Pszonce Pan Bączalski nadał!
Gdzie Bączala? gdzie Babin? – lecz nic nie pomoże!
I czy najlepsza sanna, czy straszne rozdroże –
Pan Bączalski o dobro Republiki czuły
Zjeżdża na dzień sejmiku i na kapituły
I na sądy Babińskie – strojny i opięty:
"Ne quid haec Respublica capiat detrimenti!"
Babin – jako wiadomo, leży przy Lublinie,
Kędy się kotłowały trybunalskie sprawy –
Więc Pan Sędzia Lubelski, dziedzic na Babinie,
Że był człowiek dowcipny i mądry i prawy
Ruszył w Polsce podówczas już konceptem takim:
Że jak Platon sam sobie republikę stworzył,
I na własną, ją, rękę w Babinie założył –
Ale w tej republice szło wszystko opakiem;
Bo na prawdę chodziło Panu Pszonce o to,
Aby w Koronie Polskiej stała bracia cnotą:
A więc Satyr Babiński manifesty swemi
Otwierał ludziom oczy naprzód w swojej ziemi,
A gdy dalej szły światem te uniwersały –
O Babinie wiedziała szlachta w Polsce całej:
I Król wiedział i Senat, – a ten co pobłądził,
Z dokumentów Babińskich sam siebie osądził:
Bo ledwo że któś skrewił za okazyą lada –
Sąd na niego i wyrok w Babinie zapada,
I Burgrabia Babiński patent mu posyła
Pod pieczęczą Kanclerza do dom impetenti:
"Ne quid sprawa Babińska capiat detrimenti!"
A w nadaniu godności ta reguła była:
Kto krzywy wydał wyrok, i krzywdę wyrządził:
Temu urząd Sędziego w Babinie się sądził,
Iza nim po kadencyi wyjechał z Lublina
Jest na godność wyniesion patentem z Babina!
Kto krzywem w poprzek świata puścił się przymierzem
I do pióra niezdatny – do razu Kanclerzem!
Kto skrewił idąc w pole za rycerskim stanem:
Ten do razu w Babinie obran jest – Hetmanem!
Kto rozrzutny – ten godność odbierał Skarbnika,
Kto ni kropli nie pijał – miał urząd Cześnika!
Kto na list nie odpisał, zostawał Pisarzem –
Więc Jałmużnik – ze skąpca, łgarz Referendarzem:
Więc domator jest Posłem, milczek – Oratorem!
A gdy wszystkie urzęda poszły w świat tym torem –
I nie było w Koronie całej dygnitarza,
Coby nie był otrzymał w Babinie godności:
W końcu sprawa publiczna na Babin się zważa –
Więc i wielcy i mali, i krzywi i prości
Mierzyli sprawy swoje Babińskim wyrokiem:
Bo nie żarty niesława w tym kraju szerokim!
Gdzie każdy tylko stoi dobrą wolą, braci,
I gdzie żartem surowo kraj za sprawy płaci!…