Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Stryjanka: Tradycyja szlachecka JM. Pana Benedykta Winnickiego - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Stryjanka: Tradycyja szlachecka JM. Pana Benedykta Winnickiego - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 321 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Tra­dy­cy­ja szla­chec­ka JM. Pana Be­ne­dyk­ta Win­nic­kie­go przez

Win­cen­te­go Pola.

Na­kła­dem Księ­gar­ni J. Błasz­kow­skie­go, w War­sza­wie.

Kra­kow­skie-Przed­mie­ście N. 22.

1861.

Wol­no dru­ko­wać, z wa­run­kiem zło­że­nia w Ko­mi­te­cie Cen­zu­ry po wy­dru­ko­wa­niu, pra­wem prze­pi­sa­nej licz­by exem­pla­rzy

War­sza­wa, d. 27 Maja (8 Czerw­ca) 1860 r.

Rad­ca Kol­le­gial­ny, Sta­ni­sław­ski.

w Dru­kar­ni J. Psur­skie­go.

– Ro­dem kury czu­ba­te! – Syn za oj­cem goni

I nie­da­le­ko pada jabł­ko od ja­bło­ni!

Do­pó­ki czło­wiek mło­dy – maca w świe­cie dro­gi

I swym stro­jem po­czy­na w każ­dem po­ko­le­niu:

Lecz jak szron już przy­pru­szy, a świat przy­trze rogi,

Jak się roz­pa­trzy w świe­cie, w lu­dziach i w su­mie­niu,

Jak zro­zu­mie zkąd wy­szedł? i gdzie siąść wy­pa­da?

I na czem rze­czy sto­ją? i zkąd człe­ku rada?

Jak zro­zu­mie, po cze­mu, cze­go ło­kieć bywa?

Jak ci so­bie czy­ni­li, co tu przed nim sie­dli?

I co się łza­mi w ży­ciu i co się krwią zmy­wa?

To sam po­wia­da so­bie: – "Nie tędy go wie­dli!" –

I dłu­go i fra­sow­nie my­śla­mi się wo­dzi,

I po­wo­li na tro­py oj­cow­skie na­cho­dzi:

A choć by­wał i stroj­ny i mow­ny i by­stry,

Stro­jem pa­nów prze­cho­dził, ro­zu­mem mi­ni­stry,

Cho­ciaż tra­cił for­tu­nę, jeź­dził ca­łym świa­tem,

Ufał w sza­blę i siłę, ro­bił wiel­kie rze­czy:

To kie­dy przej­rzał wresz­cie – zwy­kle koń­czył na­tem,

Że ni­ko­go nie uczy, ani też ka­le­czy,

Kro­kiem z domu nie ru­szy – że orze i sie­je,

A już do­brze gdy kon­tusz do ko­ścio­ła wdzie­je:

I ile dro­gi ubiegł w ży­ciu nada­rem­nie –

Tyle w po­wrót na­kła­da; choć się cze­go do­bił

Mówi so­bie: "Być mo­gło tam tak­że bez­em­nie!

A bez­piecz­niej to ro­bić, co i oj­ciec ro­bił!"

Otóż kie­dy już pad­nie czło­wiek na te tro­py,

To i łza­mi­by ob­mył oj­ców swo­ich sto­py –

A tu ojca już nie ma…

Więc pa­trzy za sie­bie:

Ci­cho – tę­sk­no, na świe­cie jako po po­grze­bie,

Jako bywa sa­mot­nie na je­sien­nem nie­bie, –

A jak ni­czem nie zwró­cić fali ja­rzę­ba­tej

Co już prze­szła po nie­bie – tak nie zwró­cić stra­ty! –

Ale czu­je to ser­ce moc­no i głę­bo­ko…

Gdy łzą taką za­bie­gnie na je­sie­ni oko –

Że dzie­więć rze­czy bie­rzem z dzie­się­ciu w spu­ściź­nie

I dla tego to ser­cu tak miło w oj­czyź­nie!…

O! i nie ma roz­ko­szy i nie ma ra­do­ści

Jak po­my­ślić, że czło­wiek kość tej sa­mej ko­ści 1

I że to ser­ce jego, jest niby ogni­wem

Łań­cu­cha – co od Boga pły­nie w po­ko­le­nia…

I że on jest mi­ło­ścią, wszyst­kich swo­ich ży­wym,

Dzie­dzic krwi – a daj Boże! uczest­nik zba­wie­nia…

Więc choć od­biegł od swo­ich da­le­ko za mło­du –

Po­wra­ca do tra­dy­cyi i zwy­cza­jów rodu:

Więc gdzieś jesz­cze od­szu­ka sza­blę po pra­dzia­du,

A i mat­ki nie­boszcz­ki sre­ber­ka wy­praw­ne,

I strze­że drzew oj­cow­skich, jak oka, wśród sadu,

I po­zno­si ze stry­chów znów por­tre­ty daw­ne,

I od­no­wi w do­mo­wej ka­pli­cy oł­ta­rzyk

I od­zło­ci nie­boszcz­ki bab­ki re­li­kwia­rzyk,

I jed­no z do­ku­men­tów i ak­tów od­czy­ta,

Dru­gie­go się do­my­śli, a trze­cie od­py­ta:

Bo coś i sta­rzy słu­dzy, coś wie­dzą, i kmie­cie,

Są gdzieś daw­ni zna­jo­mi, i krew­ni po świe­cie,

Więc gdy pad­nie z nie­nac­ka na ta­kie­go świad­ka

Spraw daw­niej­szych – to sło­wa pew­no nie utra­ci

Lecz i ści­ska i pła­cze i da­rzy i pła­ci,

Jak­by z gro­bu miał po­wstać oj­ciec, albo mat­ka!

A kie­dy mu kto po­wie: "Tak za ojca było!"

"Jak­żeś dzia­da przy­po­mniał!" – "Jak­żeś czap­kę wmie­sił!

" Jak­żeś ko­nia osa­dził!" – "Jak sza­blę prze­wie­sił!"

"Jak­bym pa­trzał na nie­go!" – To ser­cu tak miło

Jak­by w domu się… oraz trzech sy­nów zro­dzi­ło!

I szczę­śli­wy, Mo­sa­nie, kto się bliz­ko że­nił,

A zwy­cza­jów po oj­cach, w domu nie od­mie­nił…

Dzi­siaj tedy o ta­kiej szlach­cie wam opo­wiem –

Co się czu­ła krwią ze krwi na oj­ców dzie­dzi­nie,

Czy w dre­lisz­ku, w mi­siur­ce, czy tam w kar­ma­zy­nie –

A dwo­ja­kiem w oj­czyź­nie prze­szła świat po­gło­wiem.

Mówi o niej Pa­proc­ki, zna­ją i Nie­siec­ki –

Ale żle­by to było, gdy­by człek nie wy­ssał

Cze­goś wię­cej od swo­ich: niż któś tam po­pi­sał…

Otóż fur­da! Mo­sa­nie, gdy się tyl­ko zda­rza

Ko­zum z książ­ki, a kon­cept tyl­ko z ka­len­da­rza!

Fur­da! ro­zum ła­ciń­ski a na­wet i grec­ki!

A grunt – znać się na lu­dziach, i ów zmysł szla­chec­ki!

Co to wia­tru nie stra­ci na pierw­szem trą­ce­niu,

Co to jesz­cze i w trze­ciem na­wet po­ko­le­niu

Jucht hu­mań­ski z da­le­ka lub czo­sny­czek chwy­ci

I za­wsze aż do kłęb­ka doj­dzie po tej nici!…

Ot i nie­ma dzi­wo­ty, że jak świat ją li­czył –

Tak też ona li­czy­ła i świat łok­ciem swo­im:

I że do­bry miał mi­łość, że ci­chy dzie­dzi­czył,.

A po­czci­wy przez ży­cie prze­cho­dził po­ko­jem.

Kto tam so­bie po­wie­dział: "Si­ci­tur ad astra!"

Nie ma dzi­wu, że zwy­kle nie wy­szedł bez pla­stra:

Świat na oko ustą­pił i sła­wy i dro­gi,

Ale w są­dzie dla nie­go by­wał bar­dzo sro­gi;

A kto ci­cho ży­wo­ta spła­cił wszyst­kie dłu­gi,

O tem zno­wu po­wia­dał: że żył bez za­słu­gi!

Bo po­mię­dzy pu­bli­ką a mię­dzy pry­wa­tą

Jest ście­żecz­ka tak wąz­ka i tak bar­dzo kre­ta –

Iż ten tyl­ko nią przej­dzie, kto po­mny jest na to:

Że naj­więk­szym go­ściń­cem jest już "dro­ga świę­ta"…

Koło któ­rej mo­gi­ły wzno­szą się i krzy­że –

I na któ­rej człek z Bo­giem – Bóg z na­ro­dem w mi­rze…

Bia­da temu! kto py­chą swo­ją wszyst­ko mie­rzy

I dba tyl­ko o sie­bie i ku so­bie gar­nie:

Py­chę nę­dza od­wa­ży i w są­dzie za­dzier­ży,

A mi­ło­ści kto nie miał scho­dzi z świa­ta mar­nie!…

Zna się szlach­ta, Mo­sa­nie, jako łyse ko­nie!

"Ot i wie­dzą są­sie­dzi,

" Jak kto so­bie sie­dzi. "

Czy się scho­wasz w kar­ma­zyn, czyś przy­padł na stro­nie,

Nie oszu­kasz ni Boga, ni też pa­nów bra­ci,

I dla tego wnuk jesz­cze za nad­dzia­da pła­ci:

Tu już trze­cie, ba pią­te po­ko­le­nie w gro­bie –

A któś cno­ty tam przod­ków za­pa­mię­tał so­bie;

A gdy w ro­dzie ro­zu­my Bóg w nie­ła­sce mie­sza,

Po­wia­da­ją, że domu Pan Bóg nie roz­grze­sza:

Bo się jesz­cze przed wie­ki świę­to­kradz­twem zma­zał,

Albo do­bro koś… ciel­ne dla krew­nych od­ka­żał.

In­szy zno­wu, gdy w domu ja­koś się nie wie­dzie –

To ze zdra­dą lub krzyw­dą nad­dzia­dów wy­je­dzie!

Ot i spra­wa, Mo­sa­nie, ot i sądy Boże…

I naj­głę­biej to za­kop – a ktoś to wy­orze!

Bo to cho­wa świat sta­re księ­gi i pa­ła­sze.

Ztąd i sta­ra mo­dli­twa ma wiel­kie zna­cze­nie –

I w co­dzien­nej mo­dli­twie jest i to wes­tchnie­nie:

"Nie racz Pa­nie! pa­mię­tać na te grze­chy na­sze

Albo na­szych Ro­dzi­ców "…

Dla tego, dla tego

Na po­ży­tek nie idzie, co po­cząt­ku złe­go:

I dla tego nie idzie po księ­dzu for­tu­na,

Ale ską­pie jak świe­ca osa­dzo­na krzy­wo

I ze­śliź­nie w pie­niac­twach, zgo­re od pio­ru­na…

I dla tego to pono na świe­cie nie dzi­wo

Że na­by­tek po li­chwie, albo po ju­ry­ście

Nig­dy na­wet na wnu­ka nie prze­cho­dzi czy­ście:

Tyl­ko zie­mia prze­cho­dzi po­czci­wie na­by­ta,

Wier­na służ­ba i sza­bla po­czci­wie ob­my­ta –

Mi­łość do­brych są­sia­dów i krew dziel­nych koni,

Więc od wie­ków brat szlach­cic tyl­ko za­tem goni, –

Zresz­tą, wszyst­ko, co tyl­ko było ma­le­par­ta

To jak przy­szło od czar­ta – tak po­szło do czar­ta!I.

…..Był Sta­ni­sław Bą­czal­ski – do­bry szlach­cic (item),

Miał za­me­czek w Bą­cza­li w gnieź­dzie ro­do­wi­tem –

Wziął krew za­cną po ojcu, z mat­ki cno­tę wy­ssał:

Pie­czę­to­wał Goz­da­wą – Cze­śni­kiem się pi­sał… (1)

A zresz­tą do­bry hu­mor, fan­ta­zją i zda­nie –

I kon­cept i pio­snecz­ka jak na za­wo­ła­nie:

Że po­de­szły już laty, i że nie miał żony,

Nie za­grzał w domu miej­sca, – lecz w go­ści­nie wiecz­nej

Na skrzy­pecz­kach wy­gry­wał, aż się rwa­ły stro­ny…

I ko­cha­ny od wszyst­kich i wszyst­kim ser­decz­ny!

Co Bą­czal­ski, to pono do kor­da nie tęgi!

I je­den tyl­ko z rodu no­sił się w ki­ry­sie:

Ale w ro­zum wie­rzy­li, i w przy­jaźń i księ­gi,

I jeź­li nie ucze­ni – by­wa­li tref­ni­sie.

Spo­koj­na też świe­ci­ła nad tym do­mem gwiaz­da!

Jak bo­cia­ny trzy­ma­li się swo­je­go gniaz­da:

Nie­zna­ne tu for­tu­ny, ni losu igrzy­sko –

Nikt nie wy­niósł się bar­dzo, nikt nie upadł niz­ko,

I ża­den z tych Bą­czal­skich ani się wzbo­ga­cił,

Ani pię­dzi po ojcu zie­mi nie utra­cił.

W wiel­kiej żyli mi­ło­ści mię­dzy są­sia­da­mi,

Zwy­kli byli się że­nić tyl­ko z sie­ro­ta­mi –

I to w wie­ku po­de­szłym, choć pono nie temu

Od­daw­na się ro­dzi­li tyl­ko po jed­ne­mu…

Przed wie­ka­mi – jak sły­chać, by­wał to ród licz­ny,

A i bar­dzo po­krew­ny i bar­dzo dzie­dzicz­ny.

Ale któ­raś tam z ba­bek wy­rze­kła nie­bacz­nie

Gdy jej wnu­ki w mo­dli­twie bar­dzo do­ku­czy­li:

"Bog­daj się po jed­ne­mu tacy już ro­dzi­li!… "

I do roku uby­ło dzie­ci bar­dzo znacz­nie.

A gdy wszyst­kie prze­ży­ła i dzie­ci i wnu­ki,

Ostat­nie­mu z Bą­czal­skich rze­kła dla na­uki:

" Jeź­li Pan Bóg w swej ła­sce sądy ma od­mie­nić –

To z ubo­gą, sie­ro­tą Wam się tyl­ko że­nić:

Bo sie­ro­ta upro­si zno­wu ła­skę Boga,

Wy­pła­cze i wy­mo­dli może jesz­cze syna,

I za­cho­wa się jesz­cze choć w jed­nym ro­dzi­na –

I może choć jed­ne­mu Bóg po­bło­go­sła­wi

Jeź­li Świę­ty Sta­ni­sław za nami się wsta­wi,

A co swo­ja zgrze­szy­ła – to obca po­pra­wi "…

Jako rze­kła – tak od­tąd dzia­ło się w tym domu:

Ot i spra­wa ro­dzi­ny nie taj­na ni­ko­mu

Cho­dzi­ła mię­dzy szlach­tą – i zna­no tam o tem,

Że do­mo­wi po Bab­ce po­szło już po­szpo­tem…

Ja­koż, gdy brać po­czę­li sie­ro­ty ubo­gie

W po­ko­le­niu ze­rwa­ne, to co szczę­ście daje –

Bo ze­rwa­ne krwi związ­ki i re­la­cyę mno­gie,

Ot i w koń­cu dom cały jak sie­ro­ta sta­je –

Bo je­den tyl­ko za­wsze po­su­wa ród da­lej,

I na jed­nej już tyl­ko sie­dzie­li Bą­cza­li.

To też szlach­ta ma­wia­ła: że to dom sie­ro­cy,

Lecz że Świę­ty Sta­ni­sław trzy­mał go w swej mocy!

Choć oj­ciec nig­dy syna sam już nie od­cho­wa –

(Bo że­ni­li się zwy­kle na pią­tym krzy­ży­ku)

Ale za­wsze ze Sta­siem po­zo­sta­je wdo­wa,

I za­wsze Cze­śni­ko­wicz w ro­dzie po Cze­śni­ku:

W gnieź­dzie Oj­ców ud wie­ków, na zam­ku w Bą­cza­li

I ro­dzi­li się wszy­scy – wszy­scy umie­ra­li…

* * *

W wiel­kiej izbie sto­ło­wej wi­sia­ły por­tre­ty

Wszyst­kich Pa­nów Bą­czal­skich, – więc jak bywa w świe­cie,

Każ­de­go nie­bosz­czy­ka wady i za­le­ty

Żyły w po­da­niach domu przy każ­dym por­tre­cie:

Naj­star­szy por­tret Bab­ki, co rze­kła w złej chwi­li:

"Bog­daj się po jed­ne­mu tacy już ro­dzi­li…

Wi­siał pod­kru­cy­fik­sem, na­wprost drzwi wcho­do­wych:

Ró­żań­cem obie ręce zło­żo­ne oplo­tła,

Ha­bit mia­ła za­kon­ny – a z oczu su­ro­wych

Wy­glą­da­ła ta groź­ba, co cały dom gnio­tła!…

Gdy kto w domu ma umrzeć" zdaw­na uwa­ża­no,

Że ob­li­cze Pra­bab­ki za­wsze po­czer­nie­je,

A gdy zwol­na bie­la­ło – to już na­przód zna­no,

Że szczę­śliw­sze dla domu idą tam ko­le­je…

Obok por­tre­tu Bab­ki (miły na wej­rze­niu)

Był por­tret je­dy­na­ka, co go wszy­scy swoi

Od­umar­li gro­ma­dą – więc tyl­ko krzyż stoi,

A on przed kru­cy­fik­sem nie­let­nie pa­cho­lę

Klę­czy w stro­ju ża­łob­nym, w du­szy utra­pie­niu,

I zda­je się sie­ro­ta już na Bożą wolę…

Znać prze­bła­gał mo­dli­twą wraz z Bab­ką nie­bio­sy –

Bo się w sy­nie od­ro­dził już na lep­sze losy.

Pan Ko­niu­szy syn jego, już w del­ji wspa­nia­łej

Pa­trzał pięk­nie ze ścia­ny, we­so­ły, i śmia­ły –

W twa­rzy jego ża­ło­by nie wi­dać, ni tro­ski,

Bo się wy­brał w oj­czyź­nie na wiek Zyg­mun­tow­ski!

I zbra­cił z Pa­nem Pszon­ką, i ser­cem i ce­lem:

A że to ten sam Pszon­ka był za­ło­ży­cie­lem

Re­pu­bli­ki Ba­biń­skiej – w za­mian so­bie dali

Obaj swo­je por­tre­ty, i oba w Bą­cza­li

I oba obok sie­bie wi­sie­li w Ba­bi­nie,

I po dziś dzień ich przy­jaźń mię­dzy szlach­tą sły­nie… (2)

I od owych to cza­sów pono zwy­czaj taki:

Że Bą­czal­scy, sie­ro­ty, w ro­dzie je­dy­na­ki –

Gdy nie było w Bą­cza­li cie­szyć ser­ca komu –

We­so­łe­go za­zwy­czaj trzy­ma­li się domu:

Wiec na fi­gle mą­dro­ści i żar­ty wy­pra­wi­li

By­wa­li i wy­mow­ni i tref­ni­sie sław­ni,

I każ­dy miał i kon­cept, fan­ta­zją i zda­nie,

Więc i wier­szyk i piosn­kę jak na za­wo­ła­nie:

A że dow­cip Bą­czal­skich nie był ja­do­wi­ty

I nig­dy do­brej sła­wie już szwan­ku nie za­dał –

Więc do onej Ba­biń­skiej Rze­czy­po­spo­li­tej

Dziw­nie się Panu Pszon­ce Pan Bą­czal­ski nadał!

Gdzie Bą­cza­la? gdzie Ba­bin? – lecz nic nie po­mo­że!

I czy naj­lep­sza san­na, czy strasz­ne roz­dro­że –

Pan Bą­czal­ski o do­bro Re­pu­bli­ki czu­ły

Zjeż­dża na dzień sej­mi­ku i na ka­pi­tu­ły

I na sądy Ba­biń­skie – stroj­ny i opię­ty:

"Ne quid haec Re­spu­bli­ca ca­piat de­tri­men­ti!"

Ba­bin – jako wia­do­mo, leży przy Lu­bli­nie,

Kędy się ko­tło­wa­ły try­bu­nal­skie spra­wy –

Więc Pan Sę­dzia Lu­bel­ski, dzie­dzic na Ba­bi­nie,

Że był czło­wiek dow­cip­ny i mą­dry i pra­wy

Ru­szył w Pol­sce pod­ów­czas już kon­cep­tem ta­kim:

Że jak Pla­ton sam so­bie re­pu­bli­kę stwo­rzył,

I na wła­sną, ją, rękę w Ba­bi­nie za­ło­żył –

Ale w tej re­pu­bli­ce szło wszyst­ko opa­kiem;

Bo na praw­dę cho­dzi­ło Panu Pszon­ce o to,

Aby w Ko­ro­nie Pol­skiej sta­ła bra­cia cno­tą:

A więc Sa­tyr Ba­biń­ski ma­ni­fe­sty swe­mi

Otwie­rał lu­dziom oczy na­przód w swo­jej zie­mi,

A gdy da­lej szły świa­tem te uni­wer­sa­ły –

O Ba­bi­nie wie­dzia­ła szlach­ta w Pol­sce ca­łej:

I Król wie­dział i Se­nat, – a ten co po­błą­dził,

Z do­ku­men­tów Ba­biń­skich sam sie­bie osą­dził:

Bo le­d­wo że któś skre­wił za oka­zyą lada –

Sąd na nie­go i wy­rok w Ba­bi­nie za­pa­da,

I Bur­gra­bia Ba­biń­ski pa­tent mu po­sy­ła

Pod pie­czę­czą Kanc­le­rza do dom im­pe­ten­ti:

"Ne quid spra­wa Ba­biń­ska ca­piat de­tri­men­ti!"

A w nada­niu god­no­ści ta re­gu­ła była:

Kto krzy­wy wy­dał wy­rok, i krzyw­dę wy­rzą­dził:

Temu urząd Sę­dzie­go w Ba­bi­nie się są­dził,

Iza nim po ka­den­cyi wy­je­chał z Lu­bli­na

Jest na god­ność wy­nie­sion pa­ten­tem z Ba­bi­na!

Kto krzy­wem w po­przek świa­ta pu­ścił się przy­mie­rzem

I do pió­ra nie­zdat­ny – do razu Kanc­le­rzem!

Kto skre­wił idąc w pole za ry­cer­skim sta­nem:

Ten do razu w Ba­bi­nie ob­ran jest – Het­ma­nem!

Kto roz­rzut­ny – ten god­ność od­bie­rał Skarb­ni­ka,

Kto ni kro­pli nie pi­jał – miał urząd Cze­śni­ka!

Kto na list nie od­pi­sał, zo­sta­wał Pi­sa­rzem –

Więc Jał­muż­nik – ze skąp­ca, łgarz Re­fe­ren­da­rzem:

Więc do­ma­tor jest Po­słem, mil­czek – Ora­to­rem!

A gdy wszyst­kie urzę­da po­szły w świat tym to­rem –

I nie było w Ko­ro­nie ca­łej dy­gni­ta­rza,

Coby nie był otrzy­mał w Ba­bi­nie god­no­ści:

W koń­cu spra­wa pu­blicz­na na Ba­bin się zwa­ża –

Więc i wiel­cy i mali, i krzy­wi i pro­ści

Mie­rzy­li spra­wy swo­je Ba­biń­skim wy­ro­kiem:

Bo nie żar­ty nie­sła­wa w tym kra­ju sze­ro­kim!

Gdzie każ­dy tyl­ko stoi do­brą wolą, bra­ci,

I gdzie żar­tem su­ro­wo kraj za spra­wy pła­ci!…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: