- W empik go
Studja literackie - ebook
Studja literackie - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 338 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Spytajcie tych tłumów ludzi, które mimo was idą, dokąd i do czego dążą? Większa część odpowiedzieć niepotrafi. Ten sobie życie wytłumaczył nieustannem trawieniem i smakowaniem pokarmów, inny je sądzi przeznaczonem wyraznie na miłostki i niepojmuje życia bez najgrubszej z jego roskoszy, najbardziej upodlającej; inny jeszcze bez wyrozumowania, bez celu widomego, poświęcił się zbieraniu grosza i zamykaniu go; drugi szuka ludzi i nieumie żyć inaczej tylko w tłumie i wrzawie. Większość najfałszywiej pojmuje życie. Mówię pojmuje, chociaż raczej rzec by wypadało, że większość nie zastanawia się nad życiem i praktycznie tylko, wedle panującej swej namiętności; jedną czasem najlichszą życia stronę, bierze za wyraz ostateczny całego żywota. Tak było, tak jest i kto wie, na nieszczęście, czy tak i zawsze nie będzie.
Jednakże przyszliśmy przecie do tego przynajmniej postępu, że dozwalamy mówić i tolerujem rosprawy o uduchownieniu żywota.
W prawdzie nic mniej nad to, w praktycznem życiu, skutku nie robi. Wszyscy dozwalają mówić, potakują poważnie, dodają nawet słówko dowcipne na poparcie prawdy; że ten tylko żyje prawdziwie, kto żyje więcej umysłem niż ciałem i ciało podbił sobie; ale nagadawszy się dowoli; postępowaniem swem dowodzą przeciw słów swoich.
A jednak trzeba niebyć chyba w umysłowym świecie, trzeba go nieznać, trzeba niepojmować roskoszy dusznych; aby się ich zapierać, aby wzgardzać niemi. – Człowiek nie jest i nie może być swobodnym i szezęśliwym póki, nie podniesie się duszą w świat drugi. Stan czysto-źwierzęcy jest nieznośny już dzisiaj, gdyśmy skosztowali innego i pojęli inny. Wprawdzie musiemy coś dozwolić ciału i tolerować je, niemogąc się go pozbyć zupełnie; ale im mniej kto żyje ciałem, a więcej duszą, tem szczęśliwszy. Exystencja człowieka cielesna mijam to, że daje mu tylko, ile zwierzęciu; ale jakimże go niewolnikiem czyni! Ciało podlega tysiącom wypadków większych i mniejszych, najczęściej w sposób dla niego przykry, nań działających. Człowiek, który nic duszą żyć nieumie, jest niewolnikiem wszystkich ciała udręczeń. On je czuje w dwójnasób gdy tym czasem umiejący panować nad sobą duchownie, potrafi łatwo nie czuć tego zupełnie. Wysokie uduchownienie człowieka, przeniesienie jądra i ogniska żywota w duszę, czyni ludzi (jak tego mamy przykłady na tylu świętych i męczennikach) prawie obcemi żywotowi cielesnemu. Mijam to, że w męczennikach o których wspomniałem, do pogardy mąk i życia, wyższa pomoc i wzniosłe uczucie, przykładały się; wszakże innemi jeszcze przykłady dowieść by można, że ludzie silnie myślą jaką owładnieni, przeniesieni w świat ducha, znosili łatwo męki i cierpienia, nad które byli wyżsi dla tego, że nie żyli ciałem prawie.
Ale czyż do życia umysłowego zachęcać, mamy, tylko doczesne jego korzyści wystawując, tylko je ceniąc, jako tarczę od cierpień? Nie, życie umysłowe jest prawdziwym celem człowieka i gdyby je miał okupywać ofiarami największemi, winienby się nie wahać nad niemi, wiedząc, że się niem podnosi, uślachetnia i usposabia, do innego zupełnie, do życia przyszłości. W istocie, człowiek im tu jest duchowniejszy, im doskonalszy, im mniej cielesny, tem więcej się usposabia do życia przyszłego, które jak wiemy z objawienia wiary naszej, stopniowanem będzie, wedle zasługi i wedle sił duchownych człowieka. Nie co innego rozumieć wy – patia, przez różne stopnie szczęśliwości wiecznej, które jednak zawsze zupełną będą szczęśliwością, dla mających jej kosztować. Ale gdzież są ludzie, pracujący nad sobą, aby się ludźmi stali i o tyle o ile mogą ze źwierzęcia wyzuli? Mało feto chce pojąć, że stan zwany stanem natury, jest stanem źwierzęcości i błędu, że Rousseau w pewien sposób miał słuszność gdy człowieka nazwał zwierzęciem zepsutem (animal deprave) – Tak, jest im bardziej człowiek, jako zwierzę, będzie zepsutym, tem doskonalszym będzie, jako człowiek. Tym czasem spójrzmy, na społeczność naszą; na jaki ona użytek duszę obraca? Duszę, czyni niewolnicą ciała, posługaczem namiętności, mięsza ją… do brudnych roskoszy, do nasyceń nierozumnych, topi ją w błotnistej kałuży. Mała garstka wybranych, pojąwszy przeznaczenie duszy, doskonałość jej natury, wyższość nieskończoną roskoszy dusznych; święci jej ciało swoje.
Pierwszym zapewne warunkiem życia umysłowego, jest moralność życia, czystość obyczajów, bez tego, najwyższe wzniesienie się na skrzydłach wyobraźni, najśmielszy polot w naukowych pomysłach, najgłębsza spekulacja filozoficzna; nie czynią człowieka zupełnie duchownym. Obyczaje powinny być zastosowaniem ścisłem teorij i pojęć o życiu, inaczej albo się teorją krzywić musi; albo w ciągłej walce, z praktyką, ulegnie zupełnie w końcu pod siłą nałogu i zbestwi jenjusz nawet. Niewierzmy więc w ludzi, którzy dając się za poetów, filozofów, moralistów, głęboko uczonycb, postępują w życiu jak najostatniejsi głupcy. Napróżno mówić nam będą na wytłumaczenie swoje, że niemają czasu spojrzeć w życie własne, tak są czemś wyższem zajęci! napróżno; ci ludzie są to szalbierze, którzy handlują duchownością dla oczu ludzkich, a w istocie są tylko zwięrzęty małpującemi bez czucia; ruchy i myśli lepszych od siebie.
Urządzenie życia własnego, maluje człowieka zdolności, daje jego miarę niezawodną. Ci poeci, którzy sobie dali przywilej nierządu, na mocy gwałtowności swych uczuć nie są poetami, w całem znaczeniu tego wyrazu. Ci filozofowie i spekulatorowie, którzy prawiąc o życiu duchownem, o monadach, o władzach duszy i t… p… wszystkie władze jakie mają, używają na pojęcie smaku trufli i myszki starego wina; nie są to filozofowie. – Żadna na świecie talentu wyższość, nie daje wolności brojenia; nie rozwiązuje z obowiązków powszechnych – człowiek szczycący się mianem uczonego, duchownego, poety, filozofa, winien być naprzód lepszym praktycznie od innych, winien być o tyle bez plamy, o ile człowiek być może.
Po tym pierwszym warunku, drugi warunek życia umysłowego – praca. Ludzie wielkich zdolności, jeśli je mają prawdziwie, pracują; próżniacy, którym zawsze coś przeszkadza do tworzenia, do zajęcia się bodaj cudzemi twory i przetrawiania ich, którzy budują tylko projekta i osnowują plany, nigdy ich nie urzeczywiszczając; ci ludzie w istocie mają talenta niekompletne, – brak im nerwu, coby dał znaczenie zdolnościom, brak woli. Brak woli, w pewien sposób, dowodzi brak siły. Brak woli ostrzega zawsze, o niebezpieczeństwie działania. Gdy więc ujrzycie ludzi, którycb palcem wskazują, powiadając –
– Co za szkoda! tyle zdolności, a nie chce pracować!
Pomyślcie wówczas, ze ten talent tak wielki pozornie, jest ułomny. Gdy piękna i zręczna kobieta nie idzie do tańca rówieśnicami, mówią także, szkoda że nie tańcuje! A ta nietańcująca kobieta jest albo chwilowie, albo zupełnie ułomną. Tak się dzieje i z temi ludźmi, którzy nie pracują, mogąc niby pracować i mając zdolności. Talent ich jest tylko obrazem talentu, pozorem jego, nie talentem. Gdy mu tylko brak woli, nadającej rucb, już jest ułomny. Przyznaję jednak, że w liczbie jałowiejących talentów, są istotne, których tylko złe skierowanie, na fałszywą drogę, niepłodnemi uczyniło. Nie każdy może i powinien pisać, choć ma pozor talentu pisarskiego. Są tacy, których usposobienie przyrodzone, wiedzie do nauczania nie pisaną, ale żywą mową. Rola ludzi działających na swych współbraci bezpośrednio, wychodzącemi z ust wyrazy, jest niepoślednia wcale, choć ocenienie jej trudne i wątpliwe. Tacy ludzie skazani są zazwyczaj, na niepojęcie, na niewdzięczność tych co z nich korzystają nawet. Tacy ludzie spełniwszy missją swoją na ziemi zacierają po sobie ślad prędko i przez następców ocenić się nie dają.
Życie więc umysłowe i usposobienie do niego, zależy na zaparciu się ciała w pewnym stopniu, na rozwinieniu w sobie duszy, usamowolnieniu jej, wykształceniu, na zastosowaniu swych obyczajów do teorij duchownej życia, na pracy. Praca umysłowa jest najsłodszem na ziemi zajęciem. Ona wyrywa człowieka z objęć wszystkich żelaznych udręczeń świata, które tak silnie uciskają, żyjących tylko ciałem, tylko najmizerniejszą częścią samych siebie.
Praca umysłowa dając najżywszą roskosz (po roskoszy pełnienia cnoty) jest tą jeszcze nieoceniona własnością, że człowieka wynosi nad stan ludzki że go oswobadza od ciała, że mu daje zapomnieć, wszystko coby go dręczyć mogło. Praca także udoskonala go, uślachetnia, usposabia do żywota lepszego.
Praca umysłowa, nie zależy jedynie, jakby to sądzić można, na tworzeniu. Bynajmniej; przyswajanie sobie uczuciem i pojęciem obcych two – rów; rozważanie świata zmysłowego, odtwarzanie go za pomocą plastyki, stanowią życie umysłowe i pracę. Nie ten tylko nazwać się może pracownikiem kto pisze, kto tworzy, ale każdy kto czyta, kto rozważa, zastanawiać się i myśleć lubi, kto jest artystą, lub lubownikiem sztuk, tych pośredniczek między dwoma światy, w których, dusza niebieska a ziemska powłoka. Ten zaś nadewszystko, kto przykładem, kto namową, nauką ustną, ulepsza drugich i zwraca na prawą drogę, na drogę żywota duchownego.
Literatura ogólnie wzięta, jest najsilniejszem objawieniem i wyrazem zupełnym, życia umysłowego, w pewnych epokach, u pewnych ludów. Każda Literatura stanem swym, i charakterem maluje lud, który ją wydał; stanowi życia jego umysłowego historją. W literaturze objawia się stopień wykształcenia, duch narodu. Prawie nie wiedząc co czynią, lub cząstkowo tylko pojmując swoje działanie, w dziełach własnych; pisarze jednak pojedyńczy przykładają się temi rysy rozrzuconemi, które kreślą, do utworzenia wielkiego ogólnego obrazu swego wieku.
W literaturze główne ognisko życia umysłowego. Ale nie sądźmy, aby wszyscy obowiązani byli i w stanie, wpływać na literaturę, dodawać do jej skarbów, kierować jej chodem. Literatura tworzona przez pisarzy, przeznaczona jest dla tak zwanych czytelników. Ci czytelnicy, nie są to znowu sami towarzysze pisarza, z powołania równie jak on twórcy i sędziowie. Biada literaturze, która kręci się tylko w hole ciasnem tak zwanych literatów! Taka literatura bliską jest upadku i nie będzie na przyszłość obrazem usposobień ogółu, bo nic dla ogółu tworzoną była, malować tylko będzie, jedną Massę, wyjątek.
Przychodzim do tego, cośmy powiedzieć chcieli i dowieść usiłujem, że rola czytelników jest ważna, i że czytelnicy reprezentując dla literatury massę, na którą ona działa i od której się koloryzuje (bo wyszli z jej łona, tworzą) są klassą pracowników umysłowych, których stanowisko ważne. Czytelnicy pośredniczą między twórcami, a ludźmi całkiem obojętnemi dla literatury. Oni kształcąc się i nasycając sami, mają missją nawracania, wzbudzania ochoty, oświecania niżej siebie stojących. Pojęciem (gdy te jest zupełne) pojęciem dzieł tworzonych przez pisarzy, czytelnicy stają z niemi na równi prawie; a wsiąkając w siebie myśli i oddając je, nie czytającym, czynią ważną przysługę rozszerzając krąg sposobiących się do umysłowego życia.
Nie wszyscy mogą pisać i tworzyć, ale prawie wszyscy, mogą czytać, czuć i pojmować.
Czytelnik, choćby całkiem zaparł się pisanego sądu o dziele; opinją swoją wpływa na jego przy – jecie; a wrażeniem jakie od dzieła odbiera, daje pisarzowi miarę dobroci utworu. W istocie, sąd mass, jest najtrafniejszym z sądów, ludzie sztuki (że lak powiem) mogą postrzedz w pismie tysiąc wad przeciw sztuce, dzieło jednak; osądzone za dobre opinją publiczną; na złość wszystkim tego rodzaju sądom, pozostanie ulubionym pokarmem ogółu. Patrzmy więc co to jest czytelnik, i jak czytelnicy grają znakomitą w literaturze rolę. Są to konsumenci, od których ona zależy, przeciw których smakowi wojować niepodobna, a których smak, nieznacznie kształcony, czasem pochlebstwem, czasem rozdrażnieniem; w ogóle jest najtrafniejszy. Czytelnik dla tego samego najlepszym jest sędzią, że nie widzi sztuki, że jest do przyjęcia wrażeń sposobniejszy, nowszy, czulszy; krytycy z powołania są zwykle zimni i zużyci, oni sądzą dzieło ze strony jego teoretycznej, czytelnicy z praktycznej, to jest nierównie, zdaje mi się, ważniejszej.
Chciałbym pokazując piękną missją czytelników, zachęcić doczytania. U nas mało jeszcze czytają, choć więcej kupują xiążek, niż dawniej, kupują prawie dla mody, która póki tylko będzie próżną modą, do niczego nie doprowadzi. – Cóż jest powodem braku czytelników? Wstręt jakiś od życia umysłowego, o którem powiedzieliśmy wyżej; lenistwo – Chciałoby się, aby literatura była tylko sługą i polichynellem, jak w XVIII. w. żeby tylko bawiła, rozrywała, śmieszyła, żeby się spadlając usługiwała namiętnościom. Chciałoby się, aby literatura, była do zbytku przystępną i łatwą, bez żadnej pracy i poprzedniczego usposobienia, każdemu otwartą. To być nie może. Chcąc się usposobić na dobrego czytelnika, chcąc w sobie rozwinąć smak umysłowego zatrudnienia, trzeba poświęcić choć trochę pracy, trzeba się przezwyciężyć, trzeba się otrząść z lenistwa naprzód.
Stopniowo od xiążek lekkich, od zabawnych (nie szkodliwie) postępuje się do uczących myśleć, zastanawiać się, rozważać, udoskonalających. Nie myślmy, żeby się nazwać mógł czytelnikiem człowiekiem, duchownie żyjącym, ten, kto tylko czyta dla jednej zabawy – Xiążki czysto – zabawne, nie są właściwie powiedziawszy utworami umysłowem!, dla ludzi żyjących duszą, ale bawidełkami próżniaków. Był czas, gdy literatura grała rolę polichynella, ale czas ten upokorzenia minął. Dziś cel jej nikomu nie tajny, cel wielki i ślachetny – kształcić, ulepszać, doskonalić ludzi. Xiążka powinna uczeć myśleć, a czytelnicy xiąg zabawnych, nie mogą się liczyć za czytelników, póki nie przejdą, do takiego pokarmu, któryby nie tylko smakował, ale zdrowiu ich był pożyteczny. Są słodkie i powolne trucizny, dla duszy, jak dla ciała. Są xiążki powabne, a próżne, xiążki tandetowej roboty, w których utworzeniu nie miała udziału dusza – które się też oczyma nie duszą czytają. Ludzie chcący zasłużyć na imię czytelników, w całem znaczeniu tego wyrazu, który wiele w istocie znaczy; winni szukać w xiędze i udoskonalenia moralnego. Ten warunek nie wyłącza żadnego rodzaju xiązek, we wszystkich rodzajach można pożytecznie pisać. Forma jest z tego względu niczem (znaczy ona pod względem sztuki tylko) – zarówno romans, poezja, historja, mogą być użyteczne jak Zoologiczna, filologiczna rozprawa i Kazanie. – Obudzić ślachetne uczucia, stępić zwierzęcość; dać zdrowe pojęcia świata zmysłowego, form jego nawet, sposobów w jaki jego objawienie się nam przyjmować mamy – może, i powinna użyteczna xiążka. Ta, od której wstajem, którą rzucamy, o niczem nie myśląc, w niczem nie lepsi, nie poruszeni w sercu, jest pewnie złą xiążką. Ta która nam odkryła jakąkolwiek świata nieznajomą stronę, zachęciła do jakiej cnoty, wzbudziła uczucie nie ziemskie, jest pewnie dobrą.
Życia umysłowego jednym z warunków, jest praca. Jednym z rodzajów pracy umysłowej najłatwiejszych, najprzystępniejszych, a najkorzystniejszych, jest czytanie.
Czytajmy więc wszyscy, czytajmy wiele, zamiłujmy czytanie, myślenie, rozważanie. Ono nas oderwie od życia nieraz gorzkiego (bo takiem najczęściej życie cieleśne), ono nam da zapomnienia smutnej nieraz przeszłości, ono nas wyniesie wyżej, gdzie nie dójdą udręczenia cisnące ludzi przykutych łańcuchem namiętności do ziemi.
Czytajmy – czytając doskonalim się, uczym się myśleć, przyswajamy sobie wszystko co kiedy wyżsi – talentami ludzie, wynaleźli, czego doszli, czytając stajem się ich uczniami, im (jeśli ich pojmiem) w pewien sposób równemi. Czytajmy bo czytanie jest wielką osłodą, jest życiem drugiem w życiu naszem, a życiem tak urozmaiconem, tak dowoli się stosującem, tak swobodnem, tak pięknem; ono pomnaża uciechy niewinne życia i życie samo przedłuża, bo w chwilach zajęcia xiążką; czujem li cierpienie jakie, trapiż nas przypomnienie jutra, wspomnienie dnia wczorajszego? Wszystko ucieka od nas, ucicha, opuszcza nas, gdy czytamy, gdy pracujem. – A ileż to razy w życiu radzibyśmy o otaczającem nas zapomnieć? – Nie pożądanaż ta Metempsychoza, która z nas chwilowie innych ludzi czyni i wyprowadza na świat inny?–II. NOWA LITERATURA.
pierzchnieni jeszcze, niedobitki złamane schrzypłym głosem, dotąd ją adorują? Czem była – naśladowaniem cała; naśladowaniem ducha, form, powierzchowności nawet wyrobów greckich i rzymskich. Co gorzej, była później przy schyłku, naśladowaniem naśladowań tylko – Francuzi naśladowali łacińską, która sama była niewolniczem odbiciem greckiej, my przedrzeźnialiśmy Francuzów. Miarkujmy ile życia być mogło w literaturze będącej nie wiem już którem odbiciem form, prawda doskonałych, ale doskonałych w swem miejscu i czasie – Starano się jak najbliżej stanąć wygładzonych utworów poetów francuzkich; a ci którzy prościej ze źródła czerpali, i uzbrojeni byli znajomością starożytnych języków; w rospaczy aby sprostać mogli arcydziełom, tłumaczyli je niewolniczo. Nikomu w ówczas na myśl nie przyszło, że te doskonałe wzory, były oryginalne nie naśladowane i że do doskonałości przyjść nie można małpowaniem. Literatura z oczyma wlepionemi w starożytność bez skazy, starożytność ubóstwioną, szła powolnie, ślad w ślad rzymskiej i greckiej. Przyjęto bóstwa dawne, wiarę, obyczaje nawet – (szczęściem w poezjach tylko) nie śmiano nic wyobrażać sobie inaczej; wszystko widziano oczyma starożytnych mistrzów.
Zdawało się obłąkanym, że Bóg dozwolił raz tylko dostąpić ludziom mety doskonałości jakiejś absolutnej, koło której następcy, mieli stać z podziwieniem i uszanowaniem, nie probując iść dalej; nie śmiejąc przypuszczać zrównania się z Mistrzami. I naśladowcy, jakeśmy powiedzieli, nie starając się zbadać ducha mistrzów, nie starając się uczynić tego w swojej sferze, co oni w swojej uczynili; kontentowali się podrzeźnianiem ich, prześladowaniem nie naśladowaniem. Mając swoją wiarę, swoje obyczaje, swój sposób widzenia własny… i dla siebie stosowny; oni zapierali się wiary, obyczajów, sposobu widzenia; udając innych ludzi, przenosząc się w wiek inny; jak gdyby doskonałość zależała od tych podrzędnych warunków, stanowiących tylko powłokę rzeczy. Najpiękniejsze talenta zabijały się w tej maskaradzie wysilając, i nic nie mogąc uczynić. Pierwszy, kto wyrzekł, ze trzeba było naśladować utwory mistrzów, ten pierwszy winien najwięcej – za nim potakując, rozwijając jego temat szli następni w przekonaniu, że gdy wyciągną reguły z tworów najwyższej piękności, a wedle tych reguł zbudują swoje dzieła, dojdą mistrzów. Wyobrażenie to fałszywe, że naśladując doskonałość dójść można samemu do doskonałości, bez natchnienia i prostem podkradzeniem się pod formy (które wynikły bez wiedzy o nich, z uczucia tylko) wyobrażenie to, na długi bardzo czas, zaprzątnęło ludzi próżną robotą naśladowali. Raz przyjęte, podawało się z pokolenia w pokolenie i choć synowie widzieli, że ojcowie idąc tą drogą, do niczego nie doszli, oni sobie starali się tąż ścieżką postępować. Literatura w czasach ślepego naśladownictwa, stała się rodzajem zatrudnienia suchym, przystępnym dla wszystkich, którzy tylko umieli języki wzorów i przyswoili sobie formy. Naśladowano układ wiersza, styl, sposób obrazowania, porównania, przymiotniki, uczono się poezij, jak szycia bólów. Na wszystko były prawidła pewne. Wiedziano jakiemi słowy poeci starożytni unosili się, jakiemi malowali; brano też same słowa, te same kamyczki i z nich układano podobną mozajkę. Ale cóż? starożytni czynili to z natchnienia, co nowożytni ślepem naśladownictwem; u nich było życie, u nowych tylko forma bezduszna, forma często doskonała, ale nieżywa.
Gdy literatura przeniosła się w świat starożytny i w nim żyła, gdy najwyższem jej i jedynem usiłowaniem było, niedać poznać z którego wiel; u były jej utwory, gdy się maskowała i stroiła w togę i peplum – wynikło z togo; że przemawiała tylko, do żyjących w tym urojonym świecie, do pewnej cząstki, do literatów. Powszechność czytając nawet utwory naśladowników, nieporuszala się niemi; wyrazy mile dzwięczały jej w uszach, ale nie dochodziły do serca. I jakże dójść mogły? Byłże jaki związek, między tym światem dawnym, a tym w którym żyli? Poeci owi nawet opisując wydarzenia spółczesne; sławiąc bohaterów swego wieku, tak ich stroili w ubiory, w jakich chodzili Mistrzowi bohaterowie; że nikt siebie i swych bliskich, pod farbami i zasłonami nic poznał.
To też, nie zdając sobie sprawy dla czego tak było, uznawano ze literatura nie jest dla wszystkich i wyrażając się stylem ówczesnym, powiadano, że ona jest tylko dla wyższych umysłów, dla ludzi z wykształconym smakiem. Biedna większość, kłaniała się przechodzącej mimo wielkiej pani Literaturze ale nieprzypuszczona do poufałości, zawsze od niej słysząc o dziwolągach, których nie pojmowała; nie zbliżała się do niej. Literatura dumna i zimna kręciła się w kole adeptów; jedni tworzyli dla drugich i częstowali się wzajemnie i wzajemnie pod obłoki wynosili, równając z Mistrzami, niekiedy – o zapamiętali! – dowodząc sobie że ich prześcignęli!
Większość zostawiona bez pokarmu umysłowego, bo ten jaki jej podawano niemógł ją zasilić, wyrzekła się duchownego życia – Lud tylko nieujęty wyobrażeniami klass oświeceńszych, śpiewał po swojemu dawne pieśni swoje, bajał swe dawne, odwieczne powieści. Między ludem a pisząccini nie było żadnego związku, żadnego współczucia, żadnego wyobrażenia wspólnego, żadnego węzła. – Lud niedał się przerobić na Greków i Rzymian, a literaci nie pojmowali aby wyobrażenia ludu, narodowe mogły mieć jakie znaczenie, jakie miejsce w literaturze. Długo, długo tak było, że literatura chorobliwy jakiś wyrostek na społeczności, nie była wynikłością obyczajów, wiary, wyobrażeń miejscowych, osobistych; ale wrzodem, którego jad zaszczepiono. Szczęściem, dziś już tak nie jest. Na czem zależy reforma literacka? Na jednej przyjętej prawdzie; że literatura powinna wynikać z życia, którego jest kwiatem, powinna przemawiać do ludu jego językiem, jego wyobrażeniami, że literatura słowem, nie może się utworzyć naśladowaniem, ale musi być własna, narodowa. Bardzo się mylą, ci którzy myślą, że romantyzm, na pewnych zawisł martwych formach, na balladzie, sonecie, na różnoiniarowym wierszu, upiorach, widmach i t… p. W początkach w istocie romantyzm, był tylko bezładnem naśladowaniem literatury Anglików i Niemców, których ubóstwiać zaczęli Francuzi, wypchnąwszy precz od siebie dawnych mistrzów. Za Francuzami poszli inni; ale wprędce z odmiany wzoru, przyszli niektórzy do zdrowego wyobrażenia; iż pierwiastkiem każdej literatury, powinny być własne obyczaje, życie, własne uczucia. I na przyjęciu zasady narodowej do literatury, zawisła cała dzisiejsza reforma. Romantyzm, nie są to wieki średnie, nie jest to dziwaczność, nie jest to cudotworność, nie są to poetyczne przesądy ludu wyłącznie; romantyzm jest – narodowość emancypowana i z prawem obywatelstwa wchodząca do literatury. Od literatury jakąśmy mieli niedawno, do tej jaka się dziś rozwijać poczyna – ogromny przedział; i niczem nie zapełniony. Nagle oderwaliśmy się od przeszłości całej i wskoczyli w nowe życie, którem oddychamy całą piersią, nasycając się niemi nie mogąc nasycić.
To nagłe przejście, niemogło być bez nieporządku bez nadużyć i bezprawiów. Emancypowani z pod reguł dawnych, oszaleni swobodą, sądzili chwilę, że wszystko wolno; i wielkim krokiem wkroczyła w literaturę na miejsce narodowości – egotyczność, której doza pewna nie jest do odrzucenia; ale zbytek grozi odebraniem charakteru ogólnego wyrobom nawet jednej epoki i kraju. – W rozruchu reformy popełniono wiele złego, to prawda, ale to złe jest przejściem, a było nieuchronnem. – Sam brak prawideł pewnych, sama swoboda obierania przedmiotu, swoboda form, obłąkać mogła słabsze umysły, które korzystały z niej, dla odznaczenia się excentrycznością osobistą.
Dzisiejszy stan literatury, wystawia już obraz ostygających i pragnących porządku, znużonych samopastwem ludzi. – Tam i sam podnoszą się głosy różne; ci chcą dawne reguły przystosować do nowych utworów i niemi się rządzić, drudzy z niewielu jeszcze arcydzieł wyciągać prawidła, mające służyć na przyszłość. Zdaje się jednak że i to w zupełności dokonać się nie da. – Prawidła dawnych stosowały się do ich utworów i dla nich były wyborne, namby w nich ciasno i niewygodnie było. – Chcieć zaś wyciągać prawidła z małej liczby pierwiastkowych, nacechowanych szałem o swobodzenia płodów, byłoby to narażać się na uwiecznienie anarchij. – Czekać potrzeba, a prawidła się wyrobią – gdy większa liczba utworów się znajdzie, gdy ostygniem, może dopiero, gdy zaczniem tworzyć bez zapału i już tylko trybem naśladowniczym. Tym czasem prawidłem dla piszącego, jest w granicach pewnych, wstrzymane uczucie, hamowany rozwagą zapał, zastanowienie się nad naturą utworu, a wreście co do form, zgłębienie ich, w podobnego rodzaju płodach niewymuszonych i natchnionych; ludu. Im bliżej natury będzie, pisarz tem pewniej do doskonałości się zbliży, im mniej w nim będzie wymysłu a więcej natchnienia, tem dzieło żywotniejsze. –
Zamierzyliśmy sobie w ciągu tego pisemka, mającego zawierać kilka uwag nad literaturą dzisiejszą, zwrócić uwagę czytelników i pisarzy, na kwestje form, stylu i prawideł, na dążność literatury, jej charakter teraźniejszy i przyszły.
Wyjaśniwszy więc, co jest zasadą reformy w literaturze idziemy dalej, powtarzając, ze reforma ta, zawisła na wprowadzeniu w nią pierwiastku narodowego.III. FORMY. – JĘZYK.
pełności dokonać się nie da. – Prawidła dawnych stosowały się do ich utworów i dla nich były wyborne, namby w nich ciasno i niewygodnie było. – Chcieć zaś wyciągać prawidła z małej liczby pierwiastkowych, nacechowanych szałem o swobodzenia płodów, byłoby to narażać się na uwiecznienie anarchij. – Czekać potrzeba, a prawidła się wyrobią – gdy większa liczba utworów się znajdzie, gdy ostygniem, może dopiero, gdy zaczniem tworzyć bez zapału i już tylko trybem naśladowniczym. Tym czasem prawidłem dla piszącego, jest w granicach pewnych, wstrzymane uczucie, hamowany rozwagą zapał, zastanowienie się nad naturą utworu, a wreście co do form, zgłębienie ich, w podobnego rodzaju płodach niewymuszonych i natchnionych; ludu. Im bliżej natury będzie, pisarz tem pewniej do doskonałości się zbliży, im mniej w nim będzie wymysłu a więcej natchnienia, tem dzieło żywotniejsze. –
Zamierzyliśmy sobie wciągu tego pisemka, mającego zawierać kilka uwag nad literaturą dzisiejszą, zwrócić uwagę czytelników i pisarzy, na kwestje form, stylu i prawideł, na dążność literatury, jej charakter teraźniejszy i przyszły.
Wyjaśniwszy więc, co jest zasadą reformy w literaturze idziemy dalej, powtarzając, że reforma ta, zawisła na wprowadzeniu w nią pierwiastku narodowego.III. FORMY. – JĘZYK.
Literatura dzisiejsza inne ma zupełnie warunki doskonałości od dawnej, Klassycznej. Tamta mianowicie, zaprzątała się formą, ta duchem – Lecz jak w tamtej zajęcie się formą i stylem, było przyczyną oziębienia, martwości; tak dzisiejszej zaparcie się formy zaniedbanie tej odzieży, niezbędnej, pośpiech w wykonaniu, może się stać zgubnem. Forma bez wątpienia jest tylko odzieżą myśli, język materjałem z którego się ta odzież wyrabia, ale przeto ani odzież, ani materja nie są do pogardzenia. Przez nie wciela się myśl, a sposób w jaki się wciela ujmuje jej lub dodaje bardzo wiele. – Najpiękniejsza, najwznioślejsza myśl niech będzie zaniedbanym sposobem wydana, od niechcenia rzucona, nie uderzy, niepokaże się jak powinna. Myśl jest zawsze większa niżeli słowo, nie mieści się w niem, niedaje się wyrazić dostatecznie. Czuje to każdy piszący, że mu brak wyrazów, że język ubogi, że słaba mowa ludzka. To właśnie przyczyna dla ktorej starać się potrzeba myśl jak najtroskliwiej wynurzyć, dla czego ją trzeba ubrać we wszystko na co się może zdobyć sztuka, dla czego należy starać się jej, o jak najdoskonalszą formę. Gdyby sposoby wyrażenia myśli były łatwe i dostateczne, dośćby ją rzucić od niechcenia, ale gdy się ma wcale inaczej, niemożna nadto pracować, aby wcielająca się myśl, wyraziła się w utworze kompletnie i w całym blasku.
Starożytni, których ślepe naśladownictwo potępiamy, czuli to lepiej od nas i uczuli może aż nadto, ważność formy. My znowu czujemy ją za mało. Od formy jednakże zależy w części żywotność dzieła a w zupełności, wrażenie, jakie uczyni na czytających. Ileż to jest dzieł, uderzających wielkiemi myślami, które zapomniane zostały dla tego, że autor nie starał się dla nich o formy, o –
sztukę.