- W empik go
Studnia i wahadło - ebook
Studnia i wahadło - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 163 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Sanguinis innocui non satiata, aluit.
Sospite nunc patria, fracto nunc juneris antro,
Mors ubi dira fuit vita solusque patent.
Nikczemny tłum oprawców niesyty krwi niewinnej przez długie czasy dawał tu żer swym szałom. Dziś, gdy ojczyzna pozyskała spokój – dziś, gdy pokruszono pieczarę grabarzy – życie zbawienie jawią się tam, kędy śmierć złowroga panowała.
Zmiażdżyła mnie.
Śmiertelnie zmiażdżyła ta długotrwała agonia i gdy nareszcie pozbawiono mnie więzów i pozwolono przybrać postawę siedzącą, uczułem, że tracę zmysły.
Wyrok – okrutny wyrok śmierci – był ostatnim, z umysłu dobitnie wymówionym zdaniem, które dosięgło mych uszu. Po czym wydało mi się, iż brzmienia głosów inkwizytorskich krążą się w bezbrzeżnej gędźbie majaczeń.
Ów zgiełk narzucił mej duszy poczucie kołowrotu – zapewne z tej przyczyny, żem go marzeniem przysnuł do koła młyńskiego.
Ale to trwało jedno okamgnienie, gdyż oto nagle zaniesłyszałem. Zachowałem jednak przez czas pewien jeszcze zdolność widzenia, lecz jakże straszliwie zolbrzymioną! Widziałem wargi sąsiadów, sędziów czarno ubranych. Jawiły mi się białe, bielsze niż papier, na którym kreślę te słowa, oraz wąskie aż do śmieszności, tak je zwęził skupiony wyraz okrucieństwa – niewzruszonych postanowień – i nieugiętej wzgardy dla ludzkiego cierpienia.
Widziałem, jak rozkazy, skierowane ku temu, co było odwzorem mych przeznaczeń, sączyły się świeżo z tych warg. Widziałem, jak się kurczowo sposobią do wygłoszenia słów śmiertelnych. Widziałem, jak zgłoska po zgłosce – klecą moje imię – i dreszcz mię przeszył, gdym oto stwierdził, że żaden dźwięk nie towarzyszy poruszeniom tych warg. Widziałem jeszcze przez kilka mgnień obłędnego strachu – miękkie i niemal niepochwytne falowania draperii czarnych, które przesłaniały ściany komnaty. A potem wzrok mój upadł na siedem wielkich świateł, utwierdzonych na stole.
Zrazu przybrały postać Miłosierdzia i zjawiły mi się jako biali a smukli aniołowie, którzy mi niosą zbawienie. Lecz nagle, ni stąd ni zowąd, śmiertelna odraza wtargnęła do mej duszy i każde źdźbło mej istoty zadrżało, jakbym się zetknął z drutem stosu
Wolty i kształty anielskie przedzierzgnęły się w widma bez znaczenia, w posiadaczy łbów ognistych, i zrozumiałem, że nie mogę od nich oczekiwać żadnej pomocy.
I wówczas do mej wyobraźni, na kształt zbytkownej nuty muzycznej, wsnuła się myśl o wybornym spoczynku, który nas czeka w mogile.
Myśl ta przyszła ciszkiem i ukradkiem, i wydało mi się, że niemało czasu zużyć muszę na to, aby jej do dna pokosztować.
Lecz w tej samej chwili, gdy duch mój zaczął nareszcie głęboko wyczuwać i wypieszczać myśl ową, twarze sędziów sczezły jak na skinienie różdżki magicznej, w nic się rozwiały wielkie płomienie, ich światło wygasło doszczętnie, nastała ciemność ciemności – wszelkie czucia zdawały się chłonąć wzajem bez reszty jak podczas szaleńczego i zawrotnego nura, którego daje dusza w Hadesie. I nic nie zostało z wszechświata prócz nocy, milczenia i bezruchu.
Zemdlałem – nie powiem jednak, abym zatracił wszystką świadomość. Próżno byś się starał określić lub nawet opisać to, co mi z niej zostało. Lecz – koniec końcem – nie wszystko było stracone. W śnie najgłębszym – też nie wszystko! W obłędzie – nie wszystko! W zemdleniu – nie wszystko! W śmierci – nie wszystko! Nawet w grobie nie wszystko bywa stracone! W przeciwnym razie zabrakłoby nieśmiertelności dla człowieka.