- W empik go
Studya nie z natury - ebook
Studya nie z natury - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 449 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
WŁĄDYSŁAW SYROKOMLA
I.
Ze wszystkich stron naszych, najbardziej obfitującemi nietylko w źródła mineralne, ale i w kastalskie krynice samorodnej poezyi, są, okolice nadnienieńskie. Z podań kronikarskich wiemy, że kwitła tam niegdyś poezya wajdelotów na dworach drobnych kunigasów; ale to źródło zostało całkowicie zasypane i przykryte krzyżem, tak, że odszukanie jego daleko jest trudniejsze, aniżeli wynalezienie w Puniach szczątków zamku Pullen, sród których Kondratowicz usadowił swojego Margiera. Z tego krzyża i z polskiej szlaeheckości wyrosła nowa roślina, której rozkwit, pełen chwały i blasku, nastąpił dopiero wtedy, gdy i krzyż był trochę zachwiany, i szlacheckość przestawała być instytucyą, przenosiła się z życia do pieśni, to jest: gdy pieśniarstwa pozostawało balsamować jej zwłoki. Pod względem wzrostu, poezya jest, jak ta znana agawa amerykańska z gatunku aloesów, która wydaje kwiat raz w lat 30 przez godzin kilka, z tą różnicą, że kwitnienie bywa jeszcze rzadsze, w nieokreślonych odstępach, co kilka często wieków. Epokę poetycką otworzył Mickiewicz, na wieść o śmierci którego Zygmunt Krasiński napisał te znaczące słowa: „On był dla ludzi mego pokolenia miodem i mlekiem, żółcią i krwią duchową, my z niego wszyscy; on nas był porwał ua wzdętej fali swego natchnienia i rzucił w świat… – największy poeta, wszystkich plemion słowiańskich *).” Wszystkie umysłowe siły całego narodu zwróciły się głównie ku tej produkcyi poetyckiej; w produkcyi tej uczestniczyła i Litwa.- nieprzejrzany był prawie szereg towarzyszów Mickiewicza, jego naśladowców, poetów polskich litewskiej szkoły. Ostatnim w tym szeregu śpiewakiem zdolniejszym i wydatniej oryginalnym był Ludwik Kondratowicz, znany pod przybranem imieniem Władysława i herbowem swem nazwiskiem Syrokomli. W pięknej swej pracy nad jego życiem i dziełami Tyszyński porównywa go do jaskrawej jeszcze i wielkiej, ale nie skwarnej i o łagodnych promieniach głowy zachodzącego słońca poezyi nad Niemnem. Sani Kondratowicz, o ile był drażliwy i sławy żądny, o tyle lękliwie skromny, nigdy nie próbował górnych lotów, nigdy nie wieszczył z trójnoga, lecz chciał uchodzić tylko za słowika nadniemeńskiego… za grajka poczciwych wiejskich nędzarzy **). za lirnika wioskowego, który na uczcie bogacza nie szuka dusz bratnich, bo byłby gościem ostatnim z ostatnich i stałby tylko u proga (VI, 313); który unika jasnych panów, mających narów, że za swój pieniądz chcą dobrych towarów; który dla ciebie śpiewa, gminu szaraczkowy, nutą żniwiarską w takt brzęku kosarzy (VII, 248). Na ten ulubiony temat Kondratowicz gra nieskończone, a zawsze świeże waryacye… wraca do niego tysiąc razy (VI, 247. Dedykacya gawęd; 154, Nie ja śpiewam; 186. Piosnka; 236, Fletnia; VII, 5, Orszak pogrzebowy; 206, Co jest poeta; 299, Milczenie poety). Najpiękniejszym z pomiędzy tych waryantów i jednym z najprzedniejszych w liryce polskiej brylantów jest Lirnik wioskowy (VII, 242), sielanka skomponowana w Załuezu 1852 roku, znakomita apostrofa do liry śpiewnej „z czarodziejskiego drewna,” która stanowi i szczęście artysty, gdy do jego twarzy bladej uderza krew gorąca:
*) Kronika Rodzinna 1857 r. str. 168. List ua wieść o śmierci Mickiewicza.
**) Toni VI wydaniu poezyi L. K. str. ai:}.
Niech sobie boli ręka. Niech sobie serce pęka: która bywa i….pokaraniem bożem", Bo niby ostrym nożem Piosnka serce przenika.
Lirnik, człek prosty, ale podejrzliwie dbaiy o swoje niezależność i o cześć (dla swej pieśni:
Znaj co hardość śpiewacza! Ta przed nikim nie zniżę. Ani pieśni… ni głowy: Hardy lirnik wioskowy. Skonam, grając na lirze.
Lirnik nie szerokie zakreśla sobie pole działania:
Grać wiele.
Panu Bogu w kościele.
Dobrym ludziom w gospodzie;
ale zna moc swoje nad sercami ludzkieini… i zna nieśmiertelność swej pieśni:
Ej rozgłośnie, rozgłośnie Twoje echo urośnie. Zolbrzymieją me słowa, Pójdą z kraju do kraju. Do samego Dunaju. Do samego Kijowa.
Każdy poeta nia chętkę skreślić dla potomności swój własny konterfekt na pamiątkę: najczęściej takie moralne portrety są pochlebione i piękniejsze od oryginałów: o Kondratowiczu tego powiedzieć nie można: oryginał pozostał wiernym wizerunkowi aż do samego końca, w biedzie i nędzy: grajek skonał grając na lirze, nic zniżywszy ani razu ni pieśni, ni głowy, z nieugiętą duma nie osobistą, ale professyonalną… wynikającą z pojmowania swojej sztuki, jako pewnego rodzaju świętości; z obawy, aby pieśni „nie podać w ohydę.” Kreśląc swój ideał w Lirniku wioskowym. Kondratowicz kładł sobie za cel i zadanie; być poetą nietylko narodowym, ale głównie ludowym; pomijając salony, być ulubieńcem ludzi niewybrednych a prostych. Z tego stanowiska rozważany, był on duchem, w wielu względach pokrewnym Tarasowi Szewczence, którego,.Kobzarza" w znacznej części na polski język przełożył. (X. 210–289). Pomijamy ogromne różnice stanu, pierwiastkowego wykształcenia i rasy; Kondratowicz, był to szlachcic, który się świadomie z wielkiej miłości do ludu prosta-czył, i do jego pojęć stosował i zniżał; Szewczenko, to chłop przesiąkły tradycyanii kozaczyzny… który nie wiedzieć jak urósł, niby dąb wielki na pustym, ukraińskim stepie. U obu taż prostota i świeżość wrażeń, jednakie prawie rozmiłowanie się w naturze dość ubogiej kraju, tenże sam realizm w matowaniu prostych przedmiotów, branych przeważnie z życia wiejskiego; taż sama głębia uczuć z odcieniami większej rzewności i lekkiej żartobliwości u Syrokomli… ponurej dzikości i namiętności u Szewczenki; taż sama niezdolność do realizowania tematów historycznych, głębszych i skomplikowańszych pomysłów; nakoniec, taż sama bezdzietiiość, brak ludzi, którymby oddać mieli i przekazać swoje liry drewniane, przeznaczone na próchno. Taras Szewczenko jak był, tak i pozostał całkiem samotny, jako dąb na stepie, i bardzo długiego czasu i wyjątkowo sprzyjających okoliczności trzeba, by ten step zadrzewić pracowicie sadzonemi i pielęgnowanemi dębami, które, nim wyrosną, może przemysł, koleje żelazne, cukrownie zmienią warunki bytu kraju. Kto wie, czy ukraińszczyzna nie utonie, pochłonięta wielkim prądem rossyjskiej kultury, czy nie pójdzie na strawę i pokarm temu olbrzymiemu ciału, tracąc swoje odrębność i samoistność literacką. Inaczej rzecz sę ma z Kondratowiczem, który wyrósł i wychował się w wielkiej i pełnej wyrobionych podań szkole poetyckiej. Kiedy Kondratowicz umierał, szkoła ta w całości swojej wszechpolskiej i w kompartymencie litewskim szła ku końcowi, po całkowitem wyczerpaniu swojego zadania… po ostatniem wyśpiewaniu swoich ideałów. Społeczeństwo każde tembardziej się lubuje w ideałach, im mniej ma możności tworzyć coś realnego w stosunkach towarzyskich. Nowe społeczeństwo kochało się w swoich półsennych marzeniach poetyckich zapamiętale, bo przez pół wieku przeszło, nic nie zostawało innego, jak marzyć: żadnego nad niczem obradowania, żadnego łączenia rąk do jakiejkolwiek, chociażby najdrobniejszej, ale wolnej i jawnej roboty; lecz budowanie każde kończy się, gdy nie stanie budulcowego materyał!!, kiedy ustanie zasób coraz to nowych, przybywających wrażeń. Przytem czas sprowadził i dawno wyglądane… a niecierpliwie oczekiwane zmiany, bardzo rdzenne W składzie społeczeństwa, wyzwolenie włościan; w grze społecznej przetasowane zostały karty, powstał zgiełk i zamęt, pełen dyssonansów. jak zawsze, gdy się biorą za boki i ścierają sprzeczne żywioły i interesa materyalne, gdy się pojawia jeszcze nieuregulowana zwyczajem i rutyną walka o byt i o miły grosz. Można z pewnością powiedzieć, że gdyby nawet nie zaszła wadliwa i zgubna w swoicli następstwach zawierucha 1863 roku, życie popłynęłoby całkiem innem korytem, i nastąpiłby zwrot ku krytyce, ku pozytywizmowi, wylew doktryn przeważnie materyalistycz-nych… nieodbicie koniecznych dla użyźnienia, mułem zjałowiałego przez tak długi czas, gruntu. Kondratowicz znacznie z wielu względów przerastał swoje epokę i był… jak postaramy się dowieść, gorliwym a czynnym nowatorem przez swoje tendencye. Poezya szkoły kończyła w nim swoje ewolucyę, wracała do źródeł, zkąd poszła pierwotnie, do ludu: spadała, jako żołądź dojrzały, zakopać się w ziemię, aby dać początek nowym na przyszłość porostom, ale na razie nie mogła tworzyć szkoły i była niesłychanie trudną do naśladowania, bo czar jej cały zawiera się nie w górnych lotach, nie w bogactwie i rozmaitości przedmiotów, nie w sposobie śpiewania i metodzie; ale w tem, co uaj-indywidualniejsze w gardziolku słowiczeni i szale śpiewaka, w tem, że sam on był z natury jako najdoskonalszy instrument muzyczny, dźwięczący harmonijnie i mocno za lada wiażeuiem… aż do zerwania się strun. Dla psychologa nie może być przedmiotu, bardziej uderzającego i ciekawego, nad ten „szał pieśni,” nad to dramatyczne zaśpiewanie się na śmierć, nad pełny blask talentu, aż do ostatniego tchnienia, kiedy ręka piórem nie władła i w mózgu plątały się myśli. Zastanówmy się chwilę nad tym ostatnim okresem życia poety, obejmującym rok 1861 i sięgającym do daty śmierci poety, przypadającej na 15 Września 1862 roku; jest to okres szybkiego fizycznego rozkładania się organizmu, ale zarazem..Poezyi ostatniej godziny" i „Melodyi z domu obłąkanych.” Z Tyszkiewiczowskiej Borejkow-szczyzny, Kondratowicz przeniósł się do Wilna, w gwar i turkot uliczny; nawiedzają go bez ustanku ludzie znajomi i nieznajomi, których on kocha, ale chciałby mieć zdaleka, bo go nudzą i męczą, zabierają czas i drogie, w stosunku do środków poety, cygara (List do Chęcińskiego w dziele Kraszewskiego W. Syrokomla, str. 188). Przez cale życie poeta biedę klepał; pane careo, pisał jeszcze w 1854 roku do Kraszewskiego, utrzymując liczną rodzinę z kilkunastu osób. Ztąd konieczność pisania i sprzedawania jeszcze na pniu swoich przyszłych umysłowych plonów, przykra przez całe życie zależność od żydów za komorne, za pobrane zadatki. Głośny na całą Litwę poeta nie ma często drzewa na opał, pracuje przy łojówce. Do udręczeń moralnych przyłączyły się straszne cierpienia ciała, nogi obezwładnił artrytyzm, na który nie pomogły Druskieniki, ni Birsztany, zdeklarowało się rozszerzenie śledziony i wątroby, kaszlanie z krwią, suchoty, przytem pełna świadomość o zbliżającym się kresie (Solum mihi superest sepulchrum. Kraszewski. 172). przeczuwanym jeszcze, na lat dwa przedtem w Śmierci Słowika (1851). VII, 195). Jeden tyl ko Heine cierpiał może więcej i dłużej: jak u Heinego pieśń nie ustaje, przedmiotem jej staje się sama choroba, w przestankach cierpień czarodziej śpiewak, któremu dano było cierpieć, pięknie przetapiał ostre – uczucia bolu na szczere złoto pieśni, urągał się losowi najdobroduszniejszym żartem, szydził ze śmierci, zanosząc się od pustego i dźwięcznego jak dziecięcy śmiechu, pisał cudowną bufonadę: Owidyusz na Polesiu (VII, 252), opisywał najpocieszuiej swój własny pogrzeb, kaszlanie dzwonu szczerbatego, pochód czterech dziadów boso ze szpitalnicami, z organistą na czele, co się chysta i beczy antyfonę, niosących trumnę poety, co w obłokach się kołysał. Wiersze pisał. Dał każdemu wieść się w pole – i umarł głodną śmiercią literata, po zgryzieniu jego wierszy w dobrej chęci przez recenzentów. Po tych utworach, należących jednako do historyi literatury i do medycyny, jako będących objawami patologicznemi… szły już takie, które dyktowane były w samej malignie konania, jak ta niedokończona powiastka: Dwa obrazy, na którą słusznie zwrócił uwagę Tyszyński… dziwaczna plątanina pięknych i pełnych świeżości widziadeł, kojarzących się bez sensu, jak we śnie… kiedy ustaje grupowanie pojęć władzą rozsądku; nakoniec list niezrozumiały do Kraszewskiego, dyktowany na godzinę przed śmiercią. Kondratowicz spełnił prawie dosłownie co sobie założył: umarł grając na lirze, z tą tylko różnicą, że nie śród pól i lasów, lecz przy turkocie miejskim i prawie na bruku.
Na wieść o śmierci drgnęło uczucie publiczności, uprzytomniła się wszystkim wielka narodowa strata; wspaniała była pompa pogrzebu, wieniec laurowy naciśnięty był w trumnie na głowę zmarłego, tysiące rąk sypały mogiłę, zrobiono obywatelską składkę na rodzinę, obmyślano środki skupienia w jednem wydaniu tego niezliczonego mnóstwa drobnych broszur i lotników, w których na nędznej bibule, żydowskim nakładem i ladajakim drukiem rozlatywały się po świecie pieśni poety. Mimowoli rodziło się, do dziś dnia wielekroć powtarzane w literaturze naszej peryo dycznej… ubolewanie: czemu ta pomoc była tak spóźniona, czemu nie przybyła, aby osłodzić ostatnie chwile chorego, i uwolnić go od dojmujących trosk o chleb powszedni dla niego, dla żony z dziećmi? Wynikała z tych ubolewań, zawiła i trudna do rozstrzygnienia, kwestya między światem i poeta o to, kto winien, że taki był koniec żywota, w takich warunkach i w takiem otoczeniu i materyalnie przykrśin i moralnie zbyt chłodnem? W tej kwestyi moralnej o poczytaniu, w której w roli oskarżonego staje towarzystwo, głębsze i wszechstronniejsze rozważanie okoliczności prowadzi w końcu zwykle do wielkiej wyrozumiałości i do wytłómaczenia, dla czego coś się stało tak, a nie inaczej. W życiu prywatnem Kondratowicz nie był świętym człowiekiem, miał swoje jawne przywary i grzechy. Że się nie urządził ze swojemi środkami praktyczniej, trudno mu mieć za złe… kiedy w najlepszym przypadku nakładcy płacili mu po dwa złote od wiersza, a często dziewiętnaście gąb głodnych czekało pożywienia od niego za stołem. Ale Kondratowicz odbieżał żonę, wiódł życie luźne w Wilnie w kółku aktorsko-literackiem, rozgrzewał natchnienie trunkiem, prowadził romans z zamężną kobietą, nawet próbował rehabilitować ten romans w jedynym poemacie swoim, w którym miłość stanowi główną rolę: Stella Fornarim. Coś z tych zarzutów słyszano nawet z kazalnicy w czasie pogrzebu; trudno jednak przypuścić, aby w najbardziej dbałem o obyczaje społeczeństwie, mogły te winy zaważyć na szali, gdyby się na seryo zajęto niesieniem pomocy cierpiącemu, wielce zasłużonemu człowiekowi. Bez porównania większe winy przebaczano, zbywano płazem, przepuszczano wiele w milczeniu, tacito consensu, stokroć mniej zasługującym ulubieńcom publiczności, nie podnosząc i nic wytykając ułomności ludzkich, czysto prywatnych, skoro pisarz i człowiek publiczny byli niepokalani i wolni od zarzutu. Ścisłe rachunki osobistych zarzutów są często upozorowaniem niechęci, z głębszego pochodzącej źródła, przynajmniej oznaką, że upodobanie w poecie nie jest bez względnie powszechne,.jednako podzielane. Inaczej być nie nioglo: sam Kondratowicz nie taił się ze swemi predy-lekcyami; tysiąc razy powtarzał, że pisze dla gminu arcy-szaraczkowego… miał wrodzony wstręt do fraka i nienawiść do białego halsztuka; sam powiadał:..Chciałem kreślić gmach pański, ołówek się kruszy," a kiedy stawił błędne kreski, zawsze wychodziły z pod ręki.,lub litewska chatka, lub kościółek wioskowy, lub dworek litewski" (Co umiem nakreślić. 1800 r.. VII. 220). Panowanie uznane i hołdy niezaprzeczone bywają najczęściej udziałem nie tych, co byli najzdolniejsi i najlepsi, lecz tych, którzy przezorniej łódkę swoje prowadzili, baczni, by się nikomu nie narazić, i by się nie rzucać z arfą, niby z bronią w ręku, w wiry ścierających się materyalnie interesów. Całym światem rządzi wielkie prawo zamiany usług; dobrem płaci się tylko za nadobne: można posiąść królestwa świata, ale trzeba spełnić warunki kusiciela (Kw. Łuk. IV, 7): „Jeżeli pokłonisz się… będą twoje wszystkie,” – a Kondratowicz, co sprzedawał żydom nakładcom nie napisane jeszcze pomysły i brał z wdzięcznością zasiłki od tych, o których wiedział, że nie mogli go swoim datkiem od serca upokorzyć, o nic więcej nie dbał… tylko o to… aby nie zniżyć ni pieśni, ni głowy. Ztąd wynikło, że ci… którzy z rodu i mienia zajmowali pierwsze miejsca w obywatelstwie krajowśm… a dla których Kondratowicz, jak sam to wyznawał, nie pisał, nie wzięli na się początkowania w składce narodowej, jedynej formie ofiary, którą mógł Kondratowicz bez upokorzenia przyjąć, a która była zupełnie możebną w warunkach 1862 roku,–czego dowodem to, że taż składka na rzecz rodziny doszła do skutku w chwili zapału, pod naciskiem wstrząśniętej elektrycznie śmiercią poety opinii publicznej. Sypnięto kwieciem na mogiłę, otworzono kieszenie, pomyślano o literackim namogilnym pomniku. Piękną podstawę do tego monumentu stanowi wydanie Poezyi Kondratowicza w 10-u tomch w Warszawie 1872 roku… bardzo starannie
1 chronologicznie uporządkowanych przez W. Korotyiiskie go. Materyałów do życiorysu nie brak; pełno jest… jeszcze ludzi, którzy ze swoicli osobistych wspomnieli mogliby dużo i do życiorysu i do charakterystyki zmarłego dorzucić (pp. Korotyński. PietkiewiczTitius, Paszkowski. Horain, Walicki, Krnpowicz); dwa… nawet większych rozmiarów tymczasowe posagi zostały odlane przez.1. I. Kraszewskiego (Władysław Syrokomla. Warszawa. 1863) i A. Tyszyiiskiego (Zeszyty sierpniowy… i wrześniowy Biblioteki Warszawskiej za rok 1872, Ludwik Kondratowicz i jego poezye). "W obu tych znakomitych wizerunkach, z których pierwszy jest nekrologiem, dorosłym do rozmiarów książki, a drugi próbą krytycznej oceny Kondratowicza w całości jego utworów. Kondratowicz staje nam przed oczy w wierszach, domowem życiu i poufnej korespondencyi jak żywy; wskazane dokładnie źródła natchnień, podział rozwijania sie talentu na okresy, a zasłona, rzucona na takie tylko szczegóły, które powinny były być zamilczane przez wzgląd na okoliczności czasu i na żyjące jeszcze osoby. Oba te wizerunki podobne są do szkiców nieoprawionych i rzuconych na luźne kartki papieru w białej przestrzeni, bez otoczenia, to jest bez charakterystyki epoki, nie wchodzącej w zakres założonego przez autorów zadania. Postać poety może tylko wygrać, jeżeli oprawiona będzie w ramki, jeżeli przedstawiona będzie na tle epoki tak jeszcze niedawnej, ale już ubiegłej w przyszłość, już dającej się na dobre odgrodzić od dnia dzisiejszego. Zadanie się rozszerza i stawi w ten sposób: Co zawdzięcza Kondratowicz swoim poprzednikom, swojemu wiekowi, i w jaki sposób oddziałał, oddziaływa i oddziaływać będzie na swoje społeczeństwo i potomstwo? Zadanie obszerne i nie dające się prędko wyczerpać, ale do rozwiązania można się przyczynić nawet małym zasiłkiem i nawet po mistrzach. Biorąc się do tej próby, odsyłam czytelnika do szczegółów biograficznych, zebranych przez Kraszewskiego i Tyszyńskiego; przypuszczani, że mu te szczegóły znajome i zacytuję te z nich tylko, które, podług niego rozumienia, miały w rozwijaniu sie jego talentu istotne znaczenie.
W domu prostego szlachcica, naprzód komornika czyli geometry, a póżniej drobnego dzierżawcy w dobrach Ra-dziwilłowskich. Aleksandra Kondratowicza, herbu Syrokomla (Kraszewski, 214) urodził sie Września 1823 roku w Mińskiem, syn Ludwik Władysław, którego ojciec wychowawszy do lat dziesięciu w domu na razowym, jak to mówili, chlebie, bo byt małego dzierżawcy nie odznaczał się dostatkiem, oddał na wychowanie do Nieświeża do księży "Dominikanów. Na tej skromnej szkole zaczęło się i prawie skończyło jedyne systematyczne wychowanie, jakie kiedykolwiek otrzymał Ludwik, bardzo ubogie i niedostateczne, przytem ściśle wyznaniowe, księże, o którem przez podanie tylko można mieć pojęcie, bo już nie istnieje ono od dawien dawna w naszych stronach. Siła o niem możnaby rzec i dobrego i złego, to pewna, że niepodobne ono było do dawnego jezuickiego, opierającego się na Alwarze i batogu, ani nawet do pijarskiego; ale już było półświeckie, utemperowane dobroczynnym wpływem wileńskiego uniwersytetu, któremu szkoły duchowne były podwładne. Nie podlega wątpliwości, że klasztorne sposoby nauczania nie pasują do wymagań spólczesnej pedagogiki, której głównem zadaniem jest wyostrzyć rozum, rozwinąć w człowieku krytykę, samodzielność sądu i wzbogacić wiedzę. Ojcowie duchowni patrzyli na te rzeczy cokolwiek inaczej; ich nauczanie gruntowało się na powadze, miało punkt wyjścia teologiczny; miało przedewszystkiem na celu wykształcić uczniów na ludzi bogobojnych, nie zaciekających się badawczo w dogmat, lecz przyjmujących sercem na wiarę tak ten skończony dogmat, jako i gotowe, a jak linie proste, prawidła moralności. Nauczanie było to i fizyczne i moralne, ćwiczenie w nauce i w wierze (Stkehu czasy Deborga III. 312 i nast,). i więcej w ostatniej, ni, w pierwszej, by człowiek;
„Nie latał nigdy skrzydłami Ikara.
I pewny swej prawdy – nie troszczył się wiele;
W Sobotę jadł z postem, a święcił w niedzielę'.
Wszelka moralność na czemkolwiekbądź, chociażby na czystej powadze oparta, jest godna największego poszanowania, i nie da się niczem dla ogółu zastąpić, jeżeli tylko jest z tego świata, to jest: jeżeli jej przepisy postępowania nie są w otwartej wojnie z potrzebami wieku. Ostry tego rodzaju kryzys zdarza się rzadko, i nim nastąpi, wiara i wiedza układają się wzajem, zawierając tysiączne kompromis, które z łatwością przychodzą do skutku, dopóki jeszcze sam morał nie jest do szczętu przeżytym, to jest: dopóki jest możność dać mu, oprócz teologicznej, zasadę racyonalną. Ze szkół klasztornych mogli wychodzić ludzie światli, postępowi,–sam Mickiewicz uczył się u księży Dominikanów w Nowogródku,–a na wielką zaletę nauczycieli mówi ta okoliczność, że mimo rygoru i chłosty, wychowańcy tych szkół: J. Chodźko, Kondratowicz, przechowali dla nich najserdeczniejsze, prawie synowskie uczucia. Kondratowicz sam podał w Szkolnych czasach Dęhoroga wyidealizowane nieco sprawozdanie z tego… jak się uczył i czego się uczył. Wychowanie nie było wcale ascetyczne. Uczniowie kwaterowali w zamożnem miasteczku na wolnych kwaterach, i przychodzili tylko do klasztoru na lekcye. W miasteczku arcykatoliekiśm pełno było kościołów i klasztorów, erygowanych w tych samych miejscach, gdzie nieco przedtem czynne były kalwińskie zbory i aryańskie drukarnie. Nad wszystkiemi kościołami górowała w upadku, nawet pyszna, ogromna rudera o trzech wieżach, oblana stawami, otoczona wałem, zamek Radziwiłłowski, uszkodzony w 1792r, i spustoszony jeszcze bardziej w 1812 roku. Jeżeli ta prawie królewska ruina, w której sklepach butwiały kości właścicieli, a na strychach ich portrety, była jak grób pusty, przez upiory tylko nawiedzany, za to klasztor ze szkołą był niby kawałkiem dawnej Polski, żywcem przeniesionym w wiek XIX. zrosłym… mimo to przeniesienie, z całą przeszłością, nietylko religijną, lecz i polityczną, z tradycyami samorządu, szlachectwa, wielkiego rygoru domowego i cnot publicznych. Dworki szlacheckie byty w najściślejszej zażyłości z klasztorem, w nieustannem obcowaniu na testach, popisach szkolnych, majówkach, na Ś-ty Piotr i w dzień Bożego Oiala… kiedy pod gołem niebem, przed ołtarzami ubranemi w kwiaty, śr&d świec jarzących i setnych chorągwi, a dymu kadzideł, grzmiały z tysiąca piersi supli-kacye. Nic nie wyrówna mocy i trwałości tych pierwszych wrażeń młodocianych; jasne obrazy, ogrzane całą pełnią uczucia, zapadają w głąb duszy, gromadzą się jak w skarbcu na całe późniejsze życie, stanowią główny zapas, prawie jedyny materyał dla artysty, z którego on wciąż snuje tkanką pajęczą swych pomysłów. Zapas ten do pewnego tylko wieku się przysparza,–poźniej, z przytępieniem wrażliwości, człowiek przestaje się odnawiać i tylko układa a grupuje to… co za miodu przeszło przez świadomość jego i zostało złożone w pamięci. W późniejszym wieku można się wielu rzeczy nauczyć, odmienić po kilkakroć swoje przekonania, pozbyć się swej wiary, zwaliwszy ją aż do ostatniej cegiełki, stać się zupełnym sceptykiem; a mimo to nie być pewnym siebie i zabezpieczonym przeciwko gwałtownemu powrotowi wyobrażeń, które zdawały się zapomnianemi i przeżytemi. Najmniejsza i najbardziej obojętna okoliczność może prawem logicznego kojarzenia się pojęć, trącić o przeszłe rzeczy, wywołać i odnowić obraz, a wraz z obrazem, zjawiającym się jak zeskrobane pismo na palimpseście… to uczucie, które obraz teu ożywiało i przenikało. Uczucie to może być w danym przypadku silniejsze nad rozum, i sprawdzić poraz tysiączny tę bajkę Krasickiego, że Mędrzec, co firmament mierzył, nakoniec nietylko w Pana Boga, ale i w upiorów uwierzył.
Od tych uwag ogólnych wróćmy do Kondratowicza. Ziarno religijności padało na bardzo dobrą rolę: co się zapisało wtedy wrażeniami do duszy to pozostało niezeskro – hasa i niczem nic przykryte. Kondratowicz miał i przechowa! wiarę zupełnie prostą z katechizmu, ale wiarę artysty, to jest: był w niej… jak w swoim żywiole, z niój prządł swoje pieśni, bez niej nie umiałby nic tworzyć. Przyszło potem doświadczenie; ocierając się o ludzi, nasłuchał się wszelkich zwątpień i negacyi; negacye te wchodziły jednem uchem, wychodziły drugiem: ani do badawczego zaciekania się w prawdę nie czuł on najmniejszego powołania, ani próbował poetyzować zwątpienia, od którego instynktowo stronił, bo było nieharmonijne i niepiękne. Po naukach w Nieświeżu, a potem w 5-tej klassie powiatowej szknly w Nowogródku, chociaż zakopany na wsi w Marchaczewszyznie, a potem w Załticzu. Kondratowicz nie był… o ileby się mogło na pierwszy rzut oka zdawać, pozbawionym możności znajomienia się z ruchem umysłowym wieku, z teoryami religijnem! i filozoficznemi, kursit-iacemi w owym czasie. Prawie peryodycznie co rok, na lato… pojawiały się w jego ustroniu ptaki wędrowne, studenci utiiwersyteccy z Petersburga i Moskwy. Dorpatu i Kijowa. Ściany się trzęsły od namiętuyeh dysput, w których brały udział najskrajniejsze odcienie myśli w najjaskrawszych okazach, od mistyków i otiskuraitfów do wściekłych materyalistów. Kondratowicz słnchał uważnie, uczył się… ale będąc z temperamentu największym w świecie to-lerantem… nie mógł się pogodzić z namiętną stronnością i niewyrozumiałością dysputautów. W 1851 roku… wnet po wielkiej burzy europejskiej, której odległe echo zalatywało i na Litwę, Kondratowicz pisał do Kraszewskiego (str. 45):..Głowa mię boli od krzyków postępowych, myśl się rozbija, nie moge się jeszcze skupić." Pierwsze w tym roku dokonane odwiedziny Wilna, odmalowane w czarnych kolorach i str. 42. 43): „Nie pojmowałem jak opłakany rozbrat wyobrażeń u nas panuje. Obttupwi..Iedni z krzyżem w ręku do pieklą odsyłają wszelki racyonalizm, szperania wiedzy nazywają czynami szatańskiej pychy. Drudzy z wyrazami postępu i braterstwa plwają na wiarę, tradycyę, na wszystko co drogie i święte… Chrystus un… wszystkich ustach, ale Chrystusowej miłości ku ludziom, jak Bóg żywy… nie spostrzegłem. Ludzie zkądinąd znakomici, wzajemnie się 00-mawiają i czernią. Dzięki mojej milczącej figurze, spokojnie wysłuchiwałem wszystkiego i z jezuickim uśmiechem zdawałem się wszystkiemu potakiwać, ale wróciwszy do siebie wieczorem. Izami się zalewałem. Miałem zamiar osiąść w Wilnie.–dziś postrzegam, że możebym umysłowo eos natem skorzystał, ale serce na prochby zeschło. Ze mnie żaden dyalektyk…” Konieczność jednak kazała mu przenieść się na mieszkanie do Wilna, osiąść pomiędzy krytykantami i dysputatorami, sród ujadających się stronnictw, w atmosferze przesyconej plotkami (str. 62, 67). Tu na samej arenie walki przeróżnych potykających się pojęć, Kondratowicz, zniechęcony i złamany chorobą, niemógł się opędzić zwątpieniom, zakradającym się mimo woli do duszy: „Przyszedłem, pisał on w 1859 r. do Chęcińskiego (Kraszewski 178), do zupełnej równowagi serca i rozumu, to znaczy: nie mam dziś ani rozumu, ani serca…” Ale w tymże liście wyznaje, że nie może się oswoić ze stanem tej wyrozumowanie niewiary, który znaczył dla niego tyleż, co odrętwienie i pozbawienie wszelkiego bodźca do śpiewu. W obliczu śmierci powraca wiara i owiany nią znowu poeta pisze w Borejkowszczyznie 1861 roku jeden z utworów swoich z okresu choroby i konania: Cupiodissolvi, wiersz, w którym głąb duszy odslouiona i staje Syrokomla takim, jakim był przez cały czas życia: idealistą, tleistą… bezwyznaniowym, ale arcyreligijuym w duchu chrześcijaństwa człowiekiem. Kawałek ten przypomina po części pewien przedśmiertny wiersz Edmunda Wasilewskiego: „Co mi tam? Wszystko mi jedno, czy dzis. czy jntro…” a jeszcze większe i to rażące ma podobieństwo do ostatniej poezyi Rylejewa, pisanej w więzieniu 1825 roku, ale całkiem nieznanej aż do 1872 roku… kiedy ją poraz pierwszy ogłoszono drukiem (Wewiatnadcatyj wiek… wyd. Barteniewa, Moskwa, I. 327), podobieństwo, wynikające z jednakiej wiary co do treści, z analogicznej sytuacyi,.a wiec i z podobnego nastrojenia lir obu. Wieszcz rossyjski ma wielką wyższość nad litewskim w tym ustępie, los jego tragiczniejszy, jęk jego duszy wstrząsu czytelnika elektrycznie, jako ostatnia spowiedź i modlitwa. Podajmy go w przekładzie:
Jak na obczyźnie życie zbrzydło! Kiedyż się z ciała tego zrzucę? Kto da mi gołębicy skrzydło? Polecę, spocznę, nie powrócę. Świat cały cuchnie jak mogiła, Dusza się z ciała rwie… kołacze. Boże! Tyś przystań ma i siła, Uważ, jak cierpię ja i płaczę. Przychyl się kniemu modleniu, Podobaj w mem upokorzeniu, Daj przyjaciołom mym zbawienie. A mnie daj grzechów odpuszczenie, Od niego ciała rozwiąż ducha.
Kondratowicz nie modli się i raczej filozofuje:
Na co mi. Panie, ta suknia z ciała. Która swobodną duszę skowała?
Na co, będąc duchem, inani chodzić, w szacie zwierzęcej? Czyż mowa wy tłómaczy choć cień myśli? Każdy z mych zmysłów ułomny i kłamliwy w swojej osnowie.
W uchu i oku… w smaku i woni Tylko się samo złudzenie chroni, Tylko przeszkoda duszy człowieczej, By doskonalej pojęła rzeczy. W ziemskich warunkach ciała i kości, Spada korona niezależności, Głód i pragnienie, zimno i spieka Dają poczucie nędzy człowieka.
Łakomstwo taszę przy ziemi trzyma. Próżność piersiową klatkę wydyma, Nienawiść ręce uzbraja w noże, Miłość zbydlęca co było boże, i t… d.
Ztąd u Kondratowicza, jak i u Rylejewa… gorące pragnienie rozwiązania dwóch niby połówek składowych człowieka, rozdarcia zasłon lotu w tajemniczy pozaświat, gdzie gore niewysłowiony i niedostępny ziemskiemu oku Bóg teologiczny, oczyszczony jednak, tak dla Rylejewa, jak i dla Kondratowicza, od wszelkich różniczek wyznaniowych, bo w tym względzie obaj wieszcze byli skąpani w ideach tolerancya najpiękniejszym nabytku XVIII wieku.
Przytoczone powyżej ustępy wystarczą na wytłómaczenie, jaką ogromną gra rolę w poezyach Kondratowicza pierwiastek religijny, wypada nam dokładniej określić właściwość i wydatniejsze cechy tej religijności. Najprzód więc uderza w oczy ujemna cecha tej religijności: zupełny brak wszelkiego mistycyzmu. Umysł to był niesłychanie trzeźwy, głowa sensowna, serce mocno czujące, ale tylko rzeczy jasno rozumiane; natura tak nieusposobiona do wizyi ekstatycznych, tak niepochopna do bezpośredniego obcowania ze światem nadzmysłowym, do upatrywania w wypadkach życia samych tajemniczych symbolów i wnikania w zawinięte w tych symbolach objawienie, że nie znać w niej najmniejszego śladu polskiego messyanizmu, chociaż ten messyanizm był górującym kierunkiem w chwili właśnie, gdy się Kondratowicz najmocniej kształcił i rozwijał. Messyanizm ten, na którym zwichnęły skrzydła daleko potężniejsze geniusze, nie wywarł najmniejszego wpływu na Kondratowiczu, który nigdy przez całe życie nie stawił sobie innych zadań, oprócz czysto artystycznych. Jako artysta, Kondratowicz brat cudowność, ale całkiem gotową, to jest tylko taką, jaką albo znalazł w Piśmie Świętem, albo wyczytał w kronice, albo zasłyszał z opowiadania. Takiego rodzaju jest pierwszy dziecięcy prawie utwór, którym zbiór poezyi jego się zaczyna-. S. Sadoch (I, 1, z 1845). takież Widzenie Pustelnika (1858. t. IV, 53); przydluższa powieść Marcin Studzieński (IV. 81. 139 z roku 1859) i mnóstwo innych. Kondratowicz nie zawsze pamięta! na to… co sani zapowiedział w Studzieńskim (138). że:
Ojczyzna cudu… kruchciana wiara. Dzisiaj z chrześcijańskich serc uleciała.
Czasami łamał dane przyrzeczenie:
Czy cud być może… czy też nie może?… Ja w to nie wchodzę, lecz powieść piszę Z czasów, gdy jeszcze w cuda wierzono.
Czasami próbował tworzyć cudowność i zmyślać rzeczy nadziemskie: wszystkie takie próby kończyły się na zupełnem niepowodzeniu.–były to po prostu lichoty. Do rzędu takich słabych utworów należy wiersz niedrukowany: Na śmierć Mickiewicza:
(Ponad Bosforem, kędyś daleko,
Obcy mężowie stoją boleśni.
Oto zapadło grobowe wieko
Nad bohaterem słowiańskiej pieśni… etc).
w którym autor siląc się widocznie i zmuszając do wyższego lotu… by sprostać podniosłemu przedmiotowi, każe duszy Adama wstępować na Olimp chrześcijański, obcować z Chrystusem i Najświętszą Panną, poczem promyki tej jaśniejącej duszy posyłają się z najwyższego rozkazu do wszystkich tych miejsc i okolic, które Adam ukochał za życia i unieśmiertelnił. Chłodna i wymuszona ta próba świadczy o rozminięciu się środków z zamiarami; środki były zbyt małe i starczyły nie na postaciowanie w oryginalny sposób wielkich pojęć religijnych, lecz tylko na oddanie uczuć religijnych i wrażeń, jakie wywiera na duszy prostej a wierzącej sam obrządek kościelny i to w naj-skromniejszem i najuboższem otoczeniu, w lićhyni drewnianym kościółku wiejskim, gdzie na klęczkach ze skruchą czerń spożywa jedyny, dostępny sobie, chleb życia. Co u Mickiewicza wylało się w poezyi raz tylko, i to w nie-wydauym za życia autora waryancie w IV części Dziadów, i co ou schowa!, jako niepokalanie święte, ale przeżyte wspomnienie lat dziecinnych:
(Pamiętasz, kiedy miałeś dziewięć, dziesięć latek,
I po raz pierwszy, w uniesieniu ducha,
Nabożnie kląkłeś u kratek,
A wtem się na ołtarzu rozdarły obslonki.
Błysnął kielich, dzwonią dzwonki:
Wówczas mi się zdało….
Że dusza moja ze mną się rozstanie).–
to u Kondratowicza było głównym tematem, malowanym przezeń setki razy bez powtarzania się… coraz to inaczej. Ksiądz czyta w mszale, organista fałszuje na klawiszach, żaki odpowiadają myląc się w łacinie, okopcone ściany, knoty grube na żółtych świecach, łachmany miasto chorągwi, w czarnych rantach święci i z krzyża zwisa okrwawiony Chrystus, który z rąk księdza schodzi w hostyi na spragnione usta (Wielki Czwartek. II, 278; Szkolne czasy III, 336). Biorąc czynny udział w nabożeństwie. Kondratowicz sam bierze na się funkcyą kościelnego organisty i nie uważa za niegodne siebie „grać wiele. Panu Bogu w kościele”, a ludziom na pożytek mi ochrypłym instrumencie, tłómaczyć hymny mszalne (VI. 293), komponować nawet nabożne legendy do kalendarza (VII, 6ó), rozmyślania na dni doroczne (VII. 68). świętami poznaczone, albo nawet modlitewki do świętych na obrazki, sprzedawane na odpustach (7, 13. 21. 117. 122, 161). A jednak i w tych okruchach, które stają prawie na pograniczu literatury pięknej, jest jedna cecha, nie dająca im utonąć w tłumie innych tegoż przeznaczenia kantyczkowych wyrobów, podnosząca je niezmiernie wysoko ponad rzemiosło: a cechą tą natchnienie wprawdzie nie religijne, ale czysto artystyczne; ogień, który Kondratowicz przynosił z sobą do kościoła, a nie rozniecał u ołtarzowych świeczek (Do Zienkiewicza. VII. 292). Był on poetą religijnym wprawdzie, ale nigdy ortodoksalnym; obchodziło go jak massy wierzą, ale nie bral nigdy dosłownie i był obojętnym na to… w co wierzą i co bywa często wątpliwy i niedorzeczne, a nigdy nie da się ściśle obronić i dowieść. Przy swej prawie dziecięcej pobożności serca, strzegł nasz poeta wszystkich prerogatyw wolno myślącego człowieka, i w chwilach pustej wesołości pozwalał sobie, szczególnie w poufałych wylaniach się z przyjaciółmi, mtjdowcipniejszych żartów z rzeczy kościelnych, z kardynałów, co się do Paryża zjadą „maścić wybrańca ludu (Napoleona DI) święconą pomadą-' (wiersz do Rumbowicza, VI, 275). z księdza prałata, którego łeb uczenie się najeża.
„Gdy dogmatycznie nam rozprawia
O nieomylnej władzy papieże" (VII, 182).
Poeta obcuje arcy poufale ze świętą Zofią (VII, 280). Janem Baptystą (VII. 286). Św. Eustachym z racyi imienin Tyszkiewicza (VI, 306):
Wszak dziś dyżurnym jest przy Panu Bogu
Święty Eustachy. Życzliwy dokład za swoim klientem, Chętnie zaniesie w empiryjskie gmachy.
I zaforsnje swoim wpływem świętym,