Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Stygmat - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
19 maja 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Stygmat - ebook

Paweł Bury powraca!

W ostatniej części trylogii młody, zdolny podkomisarz musi zmierzyć się z dwoma zagadkowymi morderstwami, w tym jednym przypominającym zbrodnię z czasów stanu wojennego.

Zamieciona pod dywan zbrodnia dokonana ponad 30 lat temu na młodym chłopaku, Konradzie Skalskim, wypływa ze zdwojoną siłą, kiedy to odnalezione zostają zwłoki – dopiero co zamordowanych – dwóch mężczyzn. Czy znali oni zabitego szesnastolatka i jeśli tak, to co ich z nim łączyło? Dlaczego jeden z nich zginął w ten sam sposób, co młody opozycjonista? Na te pytania musi odpowiedzieć Paweł Bury, w którego ręce trafia ta tajemnicza sprawa.

Czy uda mu się odgadnąć kto jest mordercą i wyjść z tego cało...?

„Stygmat” to po „Micie” i „Bezsensie” ostatnia część historii o trzydziestoletnim podkomisarzu Pawle Burym. Dokąd zaprowadzi go najnowsza sprawa i jak wpłynie ona na jego życie…?

 

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67036-63-4
Rozmiar pliku: 364 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

– NO NARESZCIE. Ile można czekać?! – rzekł rozjuszony wojskowy, piorunując wzrokiem policjantów z Komendy Stołecznej Policji.

– Aż się przyjedzie – skwitował Paweł Bury z do połowy wypalonym papierosem w ustach.

Zima wielkimi krokami zbliżała się do Polski. Według kalendarza był dopiero początek grudnia i jeszcze dominowała jesień, a już można było ujrzeć szron na gałęziach drzew i trawie. Termometr w samochodzie wskazywał temperaturę poniżej zera, a mimo to trzydziestojednoletniemu Buremu nie było zbytnio zimno, kiedy opuszczał swego służbowego seata toledo. Najwyraźniej zdążył się zahartować. Albo był martwy, tylko o tym nie wiedział. Na pewno Bury był martwy w środku, albowiem musiał pożegnać się ze stopniem komisarza po trzech miesiącach od awansu. Wszystko przez to, że podczas obławy w ferworze walki niechcący zdzielił dwudziestoczterolatka, który znalazł się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Chłopak skończył ze złamanym nosem i może zakończyłoby się to wszystko polubownie, gdyby nie fakt, że był to krewny wiceministra spraw zagranicznych. Sekretarz stanu w MSZ i zarazem senator groził pozwem za brutalność policji. Pryncypał Burego, inspektor Sławomir Jaworek, bojąc się o swoją reputację, miał do wyboru trzy ścieżki, aby ukarać swojego podkomendnego i udobruchać wiceministra. Mógł go zwolnić, przenieść lub zdegradować. Zwalniać Burego nie chciał, bo był on bardzo dobrym śledczym i samobójstwem byłoby pozbywać się go z Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw. Przenosić też go nie chciał, z tych samych powodów, co w pierwszym przypadku, a poza tym, jak ostatnim razem wysłał go na wymianę międzynarodową do Terespola, to zakończyło się to jedną z największych afer w dziejach polskiego parlamentaryzmu. Pozostała jedynie degradacja. Komisarz Paweł Bury, już nie będąc komisarzem, a ponownie podkomisarzem, przyjechał skoro świt w asyście podkomisarz Darii „Brzytwy” Orzechowskiej i aspiranta Zbigniewa Mleczki do zagajnika pod Piasecznem, w którym żołnierze natknęli się na ludzkie szczątki. Wojskowi stacjonowali w pobliskich koszarach i akurat pomagali gajowym w szczepieniu saren, które od dłuższego czasu przechodziły epidemię złośliwej grypy. Funkcjonariusze z „Terroru” zostali zaprowadzeni na miejsce przez kaprala mającego przewieszony przez ramię karabin AK-101 i krótkofalówkę przy pasku, w której słychać było niewielki szum przywodzący na myśl cykanie świerszczy. Kapral pokazał im jar, w którym jeden z gajowych natknął się na ludzki szkielet przykryty błotem.

– Tam w tle jest pomnik ku czci ofiar powstania warszawskiego – oznajmił kapral, pokazując policjantom pomnik w oddali.

– Sądzicie, kapralu, że to osiemdziesięcioletnie szczątki? – zapytał Bury, kucając przed jarem.

– Tak tylko mówię. Głodnemu chleb na myśli – odpowiedział żołnierz, poprawiając zawiniętą szelkę karabinu.

– Technicy i prokurator w drodze? – zapytała Orzechowska.

– Technicy tak, a prokurator ma urodziny – odparł policjant z Komendy Powiatowej Policji w Piasecznie.

– No jasne – skonstatował zirytowany Bury i wskoczył do dziury, w której znajdował się kościotrup. – Rękawiczki.

– Trzymaj – rzekł Mleczko, podając Pawłowi nitrylowe rękawiczki.

– Dzięki – odpowiedział Bury, po czym odgrzebał szczątki.

Kościotrup był bardzo dobrze zachowany. Zupełnie jakby dopiero wczoraj żywy człowiek zamienił się w goły szkielet. Podkomisarz dostrzegł kilka, czy może nawet kilkanaście zewnętrznych obrażeń w okolicy czaszki i tułowia, ale tym już powinien się zająć ekspert. Przede wszystkim trzeba było zidentyfikować delikwenta oraz, co najważniejsze, ustalić, jak długo leżał w tym jarze. Być może była to ofiara niemieckiego pogromu powstańców warszawskich, ale Bury podskórnie przeczuwał, że byłoby to zbyt banalne stwierdzenie, jakby był to zaledwie wstęp do jakiejś grubszej intrygi. Dobrze zapowiadała się ta nadciągająca zima.NIEREALNA SYTUACJA

AUTOMAT z napojami pożarł monetę Buremu i w podziękowaniu wyrzucił mu puszkę schłodzonego sprite’a w połyskującym zielonym kolorze. Mężczyzna ewidentnie nie był normalny. Zbliżała się zima, szron na zewnątrz, a on pił zimne napoje, jakby był środek upalnego lata. Tak czy inaczej, Paweł otworzył puszkę i wlał jej zawartość w swój i tak wyniszczony przez nagminne palenie tytoniu przełyk. Aż dziw czasami brał, że Bury nie miał jeszcze nowotworu od tego nałogu. Nawet kaszlu nie miał, a po tylu papierosach, które potrafił wypalić, powinien charczeć jak zaprawiony astmatyk. W każdym razie podkomisarz pił sprite’a z puchy, czekając, aż zostanie przeprowadzona autopsja piaseczyńskiego znaleziska, kiedy na korytarzu w Pałacu Mostowskich minął się z kolegą z Wydziału do Walki z Przestępczością Gospodarczą, nadkomisarzem Sylwestrem Zajdą. Zajda był wyjadaczem polskiej policji. Zaczynał już w latach dziewięćdziesiątych i pamiętał jeszcze czasy, kiedy Warszawa była areną walk Pruszkowa i Wołomina. Posiwiały pięćdziesięciotrzylatek o brązowych oczach trzymał w prawej dłoni skoroszyt z jakimiś papierzyskami. Bury spojrzał na Zajdę i obaj panowie postanowili uciąć sobie pogawędkę, chcąc nieco zabić czas.

– Też masz okienko? – spytał Bury.

– Powiedzmy – odparł Zajda. – Słyszałem o twoim awansie. Przykro mi.

– Szkoda gadać – mruknął podkomisarz, upijając łyk napoju.

– Polityka – skwitował Zajda, odnosząc się do tej całej afery z krewnym senatora, któremu Bury niechcący złamał nos.

– Co to za papierzyska? Zostałeś notariuszem? – zażartował Bury, marszcząc brwi.

– To moja nowa sprawa – obwieścił Zajda, kładąc skoroszyt na biurko i drapiąc się po skroni.

– Ja go chyba skądś kojarzę – stwierdził Bury, widząc w przezroczystym skoroszycie znajomą fotografię.

– To dość znany człowiek. Bardzo znany – powiedział Zajda, mrugając czterokrotnie.

– Grywa w Depeche Mode? – zapytał Bury.

– To Rafał Ekielski.

– Minister ciemnoty narodowej? – zdziwił się Bury.

– Tak. Ten najbardziej znienawidzony minister edukacji od czasów Giertycha.

– Co on takiego odwalił, poza, rzecz jasna, byciem średniowiecznym gamoniem z IQ rozwielitki? – spytał Bury, dokańczając sprite’a.

– Piramida finansowa. Takie tam.

– Interesujące – rzekł z pokerową twarzą Bury i wtedy zabrzęczał jego telefon. To lekarz sądowy, doktor Cyryl Chmielewski, dzwonił z informacją, że podkomisarz może stawić się w prosektorium, by dowiedzieć się czegoś o odnalezionym kościotrupie.

Chmielewski siedział w swojej kanciapie i słuchał na odtwarzaczu MP3 symfonii Wolfganga Amadeusza Mozarta, kiedy wparował Bury i chrząknął, tym samym zwracając na siebie uwagę. Lekarz zdjął słuchawki, wyłączył odtwarzacz i zerwał się z fotela na kółkach i ruszył w kierunku podkomisarza, który już zbliżał się do stołu sekcyjnego, na którym spoczywał piaseczyński szkielet.

– Po pana twarzy sądzę, że to coś grubego – oznajmił Bury, widząc poważną minę Chmielewskiego.

– Zapytam tak: to na pewno jest powstaniec warszawski? – spytał Chmielewski.

– Była taka sugestia.

– Niech pan założy rękawiczki i dotknie stawów denata – powiedział Chmielewski.

Bury nałożył lateksowe rękawiczki, by następnie dotknąć wskazanych miejsc.

– Ruszają się – rzekł skonsternowany.

– Są bardzo sprawne jak na szczątki z czasów drugiej wojny światowej – oświadczył Chmielewski, marszcząc czoło. – Wręcz niemożliwe jest, żeby denat sprzed siedmiu bądź ośmiu dekad miał tak dobrze zachowane stawy. W zasadzie jest to nierealne. Nawet nie biorąc pod uwagę faktu, że typ ma całkiem nową endoprotezę biodra.

– Innymi słowy, to nie jest powstaniec warszawski? – spytał dla pewności Bury, opierając się o stół sekcyjny.

– Jeżeli to są szczątki z czterdziestego czwartego roku, to ja jestem Władimir Putin – skwitował Chmielewski.

– Czyli liczą sobie trochę mniej? – zapytał Bury, układając w głowie, że mogą mieć sześć bądź siedem lat.

– One liczą sobie tydzień – wystrzelił Chmielewski, konfundując podkomisarza.

– Tydzień? – Bury nie krył zdziwienia, kiedy usłyszał tę rewelację z ust lekarza sądowego.

– Albo dwa. Ciężko jednoznacznie określić – sprostował Chmielewski.

– Jest to w ogóle możliwe?! – Bury nie potrafił przetrawić, że w przeciągu zaledwie tygodnia z człowieka zostały same kości.

– Biologicznie to ni cholery, ale chemicznie owszem – oświadczył lekarz.

– Zgubiłem się przy słowach „chemicznie owszem” – rzekł skonsternowany do granic możliwości Bury.

– Jest możliwe, aby przerobić człowieka w szkielet w przeciągu kilku dni. Jeśli chce pan wiedzieć jak, to zapraszam pod wieczór. Na razie mam jeszcze dwie ofiary wypadku samochodowego i jedno spalenie żywcem.

– To niech pan zadzwoni wieczorem. Będę pod telefonem – dodał Bury i opuścił prosektorium, wcześniej zdejmując lateksowe rękawiczki.ŁUG

WIECZÓR w stolicy Polski upłynął pod znakiem intensywnych opadów deszczu przeplatanego ze śniegiem, jak to od niepamiętnych czasów w grudniu. Krople deszczu znikały w odmętach mroku, a firn przykrywał skwerki, ale i tak szybko był topiony przez ulewę. Pierwsze, co Bury zastał, a właściwie usłyszał, przekręciwszy klucz w drzwiach do swojego mieszkania na Bemowie, to obijanie się kropel deszczu o szybę kuchennego okna. Podkomisarz rzucił pęk kluczy na komodę, włożył kaburę ze swoim pistoletem CZ 75 do kasetki, po czym skierował się do kuchni, gdzie przez chwilę gapił się w krajobraz za oknem. Potem wyciągnął z paczki ostatniego papierosa i przypalił go zapalniczką. Dym ulatywał powoli i majestatycznie, zaś papieros powoli był zżerany przez żar. Bury tak szybko wypalił papierosa, że nim się obejrzał, został z niego jedynie pomarańczowożółty filtr. Wgniatając pet w popielniczkę, dostrzegł leżącą gdzieś pomiędzy chlebakiem a mikrofalówką sporych rozmiarów książkę. Chwycił ją i przeczytał tytuł na lekko obdrapanej obwolucie. Było to „Ziarno prawdy” Zygmunta Miłoszewskiego.

– Nie słyszałam, jak wchodzisz – oznajmiła Ilona Figurska, partnerka życiowa Burego, którą policjant poznał przed dwoma miesiącami pod Auchan, kiedy pomagał jej zmienić koło w suzuki.

– Nie chciałem cię budzić – obwieścił Bury, usprawiedliwiając swoje ciche wejście do mieszkania.

– Deszcz zrobił to za ciebie – odparła Ilona, podchodząc pewnym krokiem do Pawła i wtulając się w jego tors.

– Ciekawa lektura? – spytał Bury, ściskając powieść w dłoniach.

– Wciągająca.

– To jakiś kryminał?

– Kryminał o prokuratorze. Zapomniałam go odłożyć na półkę. I nieco obdrapałam okładkę.

– Nic nie szkodzi – rzekł Bury i położył książkę na szafkę. – Napijesz się?

– Kawy. Mocnej.

– Myślałem raczej o herbacie – powiedział Bury zdziwiony odpowiedzią.

– Ale ja chcę kawę – stwierdziła stanowczo Ilona.

– Okej. – Bury uruchomił ekspres do kawy.

– Jak minął dzień? – spytała Ilona, siadając przy stole i odgarniając włosy za uszy.

– Miałem „zgniłka”, a właściwie szkielet. Chmielewski ma do mnie zadzwonić, więc nie zdziw się, jak będę musiał wyskoczyć – tłumaczył Bury, marszcząc brwi. – A u ciebie? – zadał jej pytanie, słodząc kawę dwiema łyżeczkami cukru.

– Dostałam pracę w szpitalu Jana Pawła – oznajmiła Ilona, która była doktorem nauk medycznych po Uniwersytecie Medycznym w Łodzi.

– Potrzebują dermatologa? – zapytał Bury.

– Jak widać. Poza tym to naprawdę dobry szpital – odpowiedziała Ilona, mrugając intensywnie.

– To w tym kraju są dobre szpitale? – Bury się zaśmiał, wiedząc, że polska służba zdrowia nie cieszy się zbyt dobrą opinią.

– Są – odparła oburzona Ilona.

– Super – oznajmił zmieszany.

Ilona zaczęła pić przygotowaną przez niego kawę.

– Poza tym mam serdecznie dosyć leczenia spasionych posłów i senatorów, którzy non stop marudzą o raku skóry, bo pajace opalają się w tej Juracie jak debile, a o kremie z filtrem UV to słyszeli jedynie w reklamach. – Ilona wylała całą swoją nienawiść do pracy w szpitalu MSWiA.

– Przynajmniej żaden cię nie pozwał za przekroczenie uprawnień. – Bury nawiązał do sytuacji z krewnym wiceministra spraw zagranicznych. – Dobra kawa? – spytał z zaciekawieniem na twarzy.

– Pyszna – odparła Ilona i pocałowała go w usta.

– Bez przesady, to zwykła kawa.

– Przestań chrzanić i mnie przeleć – oznajmiła spragniona Ilona i podkomisarz przystał na tę propozycję.

Bury ściągnął z niej szlafrok i oparł ją o kuchenny blat, po czym zaczął zdejmować spodnie. W przeciągu minuty z kuchni przenieśli się do sypialni i wylądowali w łóżku. Kiedy skończyli, przestało padać, a kwadrans później w mieszkaniu rozległ się utwór Perfectu „Autobiografia”, który był dzwonkiem w telefonie Pawła. Na ekranie wyświetliło się nazwisko Chmielewskiego.

Nie tracąc czasu, podkomisarz udał się do gmachu medycyny sądowej, gdzie czekał na niego doktor Cyryl Chmielewski. Towarzyszyła mu Urszula Cękalska z Uniwersytetu Warszawskiego, doktor habilitowany nauk chemicznych, która niegdyś chodziła na wykłady Chmielewskiego, kiedy ten jeszcze był profesorem wykładającym medycynę sądową na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Cękalska zmieniła kierunek i poszła na chemię, ale do tej pory miała kontakt z Chmielewskim, co zaowocowało tym, że mężczyzna mógł ją ściągnąć, aby zaprezentować Buremu, na czym polega trik ekspresowej przemiany człowieka w kościotrupa.

– Pozwoli pan, że przedstawię. Oto doktor Ula Cękalska, moja najlepsza uczennica. Aktualnie wykłada chemię na WUM-ie. – Chmielewski przedstawił trzydziestotrzyletnią blondynkę z końskim ogonem z tyłu głowy.

– Miło pana poznać, komisarzu. – Cękalska uścisnęła dłoń Buremu.

– Podkomisarzu – skorygował ją Bury.

– Pan Cyryl chyba mówił, że jest pan komisarzem – zdziwiła się kobieta.

– Byłem, ale chyba prima aprilis przyszedł wcześniej i cofnęli mi awans.

– Ma pan dziwne poczucie humoru – zauważyła Cękalska.

– Wiem o tym – przyznał jej rację Bury, a tymczasem Chmielewski odsłonił prześcieradło z ludzkim szkieletem znalezionym pod Piasecznem.

– Podobno z chemicznego punktu widzenia jest możliwe, aby człowiek w przeciągu siedmiu dni zamienił się w… to – powiedział Bury, wskazując palcem na bezwładnie leżącego kościotrupa i jednocześnie akcentując ostatni wyraz, chcąc nadać mu dodatkowej dramaturgii.

– Jest – wystrzeliła Cękalska. – Taki efekt daje ług.

– Ług? – Bury czuł się zagubiony.

– Ług. – Cękalska powtórzyła po nim jak echo.

– To jakiś kwas? – zapytał podkomisarz, przeszywając chemiczkę wzrokiem.

– Zasada – doprecyzowała Cękalska.

– A czym się ona różni od kwasu? – Bury nie krył swej ignorancji w zakresie chemii.

– Tym, że kwas strawiłby całe ciało. Ług, jako zasada, ma z tym niestety problem. Nasze kości wypełnione są wodorotlenkiem potasu i blokuje on proces rozkładu. Prędzej czy później ług rozpuści kości, ale potrzeba na to czasu liczonego w dekadach – objaśniła laikowi.

– Pytanie tylko, skąd morderca wziął ług – rzekł Bury, od razu wnioskując, że było to morderstwo, ponieważ szanse na to, że ów jegomość przez przypadek rozpuścił się w zasadzie i przypadkiem został porzucony na odludziu, były zerowe.

– Po to tu jesteśmy – wtrącił się Chmielewski i ustawił na sąsiednim stole sekcyjnym wiadro, udka z kurczaka oraz trzy baniaki z ługiem.

– Jeżeli ten tutaj osobnik został potraktowany jednym z tych produktów zawierających zasadę, to jesteśmy w domu – skwitowała Cękalska.

– No to jedziemy z tematem – powiedział Bury, gapiąc się na eksperyment przeprowadzony przez lekarza sądowego i chemiczkę.

Po trzech próbach udało się ustalić, którym specyfikiem potraktowano denata. Był to alkaiczny udrażniacz do rur. Przynajmniej tyle z progresu w śledztwie. Najbardziej upiorna okazała się jednak opinia Chmielewskiego, jakoby te wszystkie obrażenia na czaszce i tułowiu powstały nie przed rozpuszczeniem w ługu, ale w trakcie rozpuszczania go w żrącej substancji. Ktoś utopił tego człowieka żywcem w tym roztworze. Można było się domyślać, jakie cierpienie przechodził. Nie mogąc znieść bólu, zapewne doprowadzał się do autoagresji. To tłumaczyłoby, dlaczego miał tyle obrażeń, jakby co najmniej wpadł pod prasę hydrauliczną. Teraz pozostało zidentyfikować osobnika i, co za tym idzie, dowiedzieć się, kto go tak urządził i dlaczego ktoś chciałby go rozpuszczać żywcem w ługu. Z pomocą przyszła tak zwana superprojekcja, polegająca na rekonstrukcji rysów twarzy na podstawie czaszki, oraz endoproteza stawu biodrowego z czymś w rodzaju numeru seryjnego, wygrawerowanego na jej zewnętrznej powłoce.PROŚBA O POMOC

NAZAJUTRZ Bury oczekiwał na potencjalny rysopis denata po wykonaniu superprojekcji oraz ustalenie, w którym szpitalu wykonano zabieg wszczepienia endoprotezy stawu biodrowego. W międzyczasie aspirant Zbigniew Mleczko otrzymał telefon od… Ewy – byłej żony Burego – która prosiła Mleczkę o pomoc dla swojej kuzynki z Garwolina. Trio spotkało się w restauracji „Rosół u Wiesia” umiejscowionej w stołecznych Włoszech na ulicy Fasolowej.

– Cześć, Ewa – przywitał się Mleczko, ściskając jej dłoń.

– Cześć, to moja kuzynka Renata Repnin. – Ewa przedstawiła kobietę.

– To rosyjskie nazwisko? – spytał Mleczko.

– Ukraińskie – odparła Renata.

– O co chodzi? – spytał z zaciekawieniem na twarzy Mleczko.

– Chciałam, abyś odnalazł zaginionych przyjaciół Renaty z Odessy. Przyjechali niedawno do Polski i zaginęli – oznajmiła Ewa.

– Tu, w Warszawie zaginęli?

– W Borze – odparła Renata.

– Gdzie to jest?

– Dwanaście kilometrów od Bydgoszczy – odpowiedziała Renata.

– No to trzeba zgłosić zaginięcie właśnie w tym Borze – poinstruował obie kobiety Mleczko.

– Olali zgłoszenie. Nikogo nie obchodzą Ukraińcy. To jakbyś Cyganów szukał w Polsce. Nikt ci nic nie powie. Jesteśmy tylko brudasami ze wschodu – powiedziała rozjuszona Renata.

– Dlaczego nie pójdziesz z tym do Pawła, tylko przychodzisz do mnie? – spytał Ewę Mleczko.

– Obawiam się, że raczej by się nie zgodził.

– Ja też tego nie przyjmę. Ja robię w trupach w stołecznej. Niech się tym zajmie komenda w Bydgoszczy. To ich rewir. – Mleczko nie był przekonany do prowadzenia sprawy poza Warszawą.

– Niech cię chuj jasny strzeli! – Renata nie szczędziła mu ostrych słów.

– Naprawdę tego nie zrobisz? Nie odnajdziesz ich? Jesteś aż tak przepisowy? – Ewa naciskała i Mleczko zamilkł na trzy sekundy.

– Wpierw chcę się dowiedzieć, jak zaginęli. – Mleczko ukorzył się przed eksżoną Burego i postanowił rozeznać się w sytuacji.

– Dziękuję, Zbyszek. Dziękuję. – Ewa przytuliła policjanta z wdzięczności.

– Dobrze, że moja żona tego nie widzi, bo miałbym awanturę w domu – skonstatował Mleczko po tym, jak Ewa uściskała go jeszcze bardziej, a obie kobiety się roześmiały.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: