-
W empik go
Summa teologii świętego Tomasza z Akwinu - ebook
Summa teologii świętego Tomasza z Akwinu - ebook
Ze wstępu: „W pierwszych latach panowania Klemensa IV święty Tomasz z Akwinu rozpoczął pracować nad nieśmiertelnym swoim dziełem: »Summa theologiae«. Pomnik to najznamienitszy trzynastego stulecia, wyraz najwyższy katolickiej umiejętności, główne zdaje się zadanie życia Tomasza z Akwinu. Zrażony, jak sam mówi do tego wielkiego dzieła, ciemnością, nieładem, gadaniną zbyteczną teologij scholastycznych ówczesnych, podjął plan krótkiego, lecz dosadnego, jasnego, metodycznego zbioru, gdzie by jednak pomieściła się cała nauka chrześcijańska, zacząwszy od istnienia Boga, aż do ostatniego moralności ewangelicznej przykazania. Prawdziwa to encyklopedia religijna, obrana ze wszelkich, obcych żywiołów, ze wszelkich nieużytecznych dociekań, obejmująca natomiast w porządku logicznym i naturalnym wszystkie zasady teoretyczne i praktyczne objawionej religii, tak, iżby każda była sama w sobie skończoną całością, a w związku z drugimi tworzyła dokładny ustrój naukowy. Jest to wierny obraz religii, której ręka Boża nakreśliła nieodmienne linie i cudny naznaczyła układ, tym samym obraz to Bóstwa samego, które jak we wszystkim, tak tym więcej w dziele objawienia, złożyło wyraźne i najświetniejsze znamiona odwiecznego piękna.
| Kategoria: | Wiara i religia |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-7639-136-6 |
| Rozmiar pliku: | 49 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Summa teologii świętego Tomasza z Akwinu
˝Jako mądry budowniczy, założyłem fundament˝ (1 Kor. 3, 10).
˝Kto urządził kształt domu, zowie się mądrym, i budowniczym, w odniesieniu do niższych rzemieślników, którzy ciosą drzewo i kamienie, albo przygotowywują wapno˝ (Sum. Teol. cz. 1, kw. 1, a. 6).
Francuz, rodem z Langwedocji, Gui Fulcodi, kardynał-biskup Sabiński, jeden z najznamienitszych członków świętego kolegium, wysłany jako legat do Anglii, w celu pogodzenia króla z niespokojnymi baronami, dowiaduje się w Boulogne nadmorskim, że głosami swoich kolegów zebranych w Peruzie, powołanym został na tron papieski. Przybiega do Włoch, udaje się do Peruzy przebrany za kwestarza, żeby ujść rąk Manfreda, ustawicznie wojującego ze Stolicą Świętą. Żali się na ten niespodzianie narzucony mu ciężar i wszelkich używa sposobów, ażeby się odeń uwolnić. Lecz ni prośbami, ni łzami swymi nie może już odmienić sprawiedliwie dokonanego wyboru, któremu całkiem był obcym; dnia piątego lutego 1265 musiał przyjąć wysoki apostolski urząd, a dnia dwudziestego drugiego tegoż miesiąca, w pierwszą niedzielę postu koronował się pod imieniem Klemensa IV. Przez pokorę chciał zrzec się tej najwyższej godności; pokornym też pozostał i wtenczas, kiedy ją już posiadł; lecz cnotę tę umiał połączyć ze stałością i apostolską odwagą, które zawsze Głowę Kościoła odznaczać powinny. Dowiódł tego w całym swym życiu. Wstępując na tron papieski po Urbanie, zdawał się po nim dziedziczyć wszystkie cnoty, stąd i przychylność dla Doktora Anielskiego. Lubo wiedział dobrze o daremnych pokuszeniach się swoich poprzedników, sam chciał z kolei spróbować, czyby nie udało się posunąć Tomasza do najwyższych godności w Kościele, przeświadczonym będąc, iż przez to nie tylko wynagrodzi zasługę, ale nadto usłuży dobru religii. Lecz pojęcia naszego świętego męża odbiegały daleko od tego, czym go obdarzyć pragnęła wspaniałomyślność Papieża. Ustawicznie o to błagał Boga, żeby mógł uchylić się od wszelkich godności na tej ziemi, a mimo to nie przekroczyć w niczym przeciw ustawom świętego posłuszeństwa. Zaklinał Klemensa przez ową boleść i troski, jakich sam doświadczył w czasie swego wyniesienia do godności Namiestnika Chrystusowego, iżby jemu oszczędził tym słuszniejszego smutku i trosk tym dotkliwszych. Tak pisał do Papieża ten naśladowca wierny pokornego Dominika.
Mimo dawniejszych jego odmownych odpowiedzi i próśb uprzednich podpisał Papież bullę podnoszącą Tomasza z Akwinu do godności arcybiskupa Neapolitańskiego, i nadającą mu dochody klasztoru świętego Piotra ad Aram. (Tak się zowie to miejsce, bo wedle podania miał tam święty Piotr stawić ołtarz, nim wszedł do Rzymu, żeby w ofierze Mszy świętej uprosił Boga o pozyskanie wierze tej wielkiej świata stolicy). Lecz Tomasz dowiedziawszy się o tym, tak się zasmucił i tak prosić począł rzewnie Papieża, że ten zgodził się w końcu na usunięcie tego uroczystego aktu. Po raz to ostatni powaga najwyższego Pasterza ustąpić musiała przed pokorą Tomasza z Akwinu; prośbami swymi i ustępstwem na końcu, daleko bardziej, niż swoim tryumfem, podniósł on w oczach ludzi rzeczywistą wielkość niezwyciężonego dominikanina. Dziś dopiero będzie mógł spokojnie poświęcić się wielkiemu zadaniu, które już dawno wypełniać począł pośród świata przez swój geniusz i świątobliwość. Niewielka liczba lat pozostaje mu już na ziemi, a przecież wiele ma jeszcze do zrobienia; musi się więc śpieszyć, nim noc zapadnie. Rzec by też można rzeczywiście, że jakieś tajemne przeczucie bliskiego kresu życia, nakazuje mu kwapić się ze swoją pracą, wydać czym prędzej świetlane, gorące wielkiej swej duszy zadania. W tej też chwili jego żywota widzieć można, jak z podwojoną działalnością wpływa na swoją epokę, jak mnogie wydaje dzieła, przez które stanie się wychowawcą przyszłych pokoleń.
W pierwszych latach panowania Klemensa IV święty Tomasz z Akwinu rozpoczął pracować nad nieśmiertelnym swoim dziełem: Summa theologiae. Pomnik to najznamienitszy trzynastego stulecia, wyraz najwyższy katolickiej umiejętności, główne zdaje się zadanie życia Tomasza z Akwinu. Zrażony, jak sam mówi we wstępie do tego wielkiego dzieła, ciemnością, nieładem, gadaniną zbyteczną teologij scholastycznych ówczesnych, podjął plan krótkiego, lecz dosadnego, jasnego, metodycznego zbioru, gdzie by jednak pomieściła się cała nauka chrześcijańska, zacząwszy od istnienia Boga, aż do ostatniego moralności ewangelicznej przykazania. Prawdziwa to encyklopedia religijna, obrana ze wszelkich, obcych żywiołów, ze wszelkich nieużytecznych dociekań, obejmująca natomiast w porządku logicznym i naturalnym wszystkie zasady teoretyczne i praktyczne objawionej religii, tak, iżby każda była sama w sobie skończoną całością, a w związku z drugimi tworzyła dokładny ustrój naukowy. Jest to wierny obraz religii, której ręka Boża nakreśliła nieodmienne linie i cudny naznaczyła układ, tym samym obraz to Bóstwa samego, które jak we wszystkim, tak tym więcej w dziele objawienia, złożyło wyraźne i najświetniejsze znamiona odwiecznego piękna.
Summa teologii może być uważaną w swoim wstępie, sama w sobie i w następstwach jakie sprowadziła.
Można by było napisać wstęp, czyli przygotowanie do Summy świętego Tomasza, jak Euzebiusz Cezarejski napisał przygotowanie ewangeliczne, bo w pewnym znaczeniu, było to zużytkowanie wszystkich wiedzowych podań ludzkości; podejmowało ono zasoby intelektualne i zdobycze duchowe wszystkich poprzednich wieków. Historia życia ludzkiego przedstawia badaniom katolickiego teologa dwie niewyczerpane skarbnice wiedzy, to jest zasoby umiejętności ludzkich i skarby umiejętności Boskich.
Były to rozliczne materiały przyszłego naukowego pomnika. Z jednej strony rozwój i odkrycia filozofii w trzech działach, jakie wciąż obejmuje pod różnym imieniem, czy to przyrody, albo wszystkości istot, czy prawdy, albo sztuki słowa, czy dobra, albo prawideł moralności (1). Z drugiej strony cały skład wiary, księgi święte, podanie spisane i niespisane, synody, akta papiestwa, bo teologia jest umiejętnością, co jednoczy i zlewa z sobą te dwa rodzaje żywiołów, by z nich utworzyć umiejętną całość naukową. Otwórz pierwszą lepszą księgę Ojców Kościoła, Stromata Klemensa Aleksandryjskiego, lub O mieście Bożym świętego Augustyna, a co chwila widzieć będziesz, jak każden z nich przechodzi od rzeczy Boskich, do rzeczy tego świata, od dowodów rozumu do zasad wiary, od odkryć do objawienia, od ziemi wznosi się do nieba, żeby zbadać mógł wszechstronnie umiejętność Bożą i ludzką. A jednak żaden z nich nie potrafił wznieść całkowitego systemu teologii; po dwunastu wiekach pracy, ich pokuszenia się rozrzucone w przeszłości podobne są do ruin świątyni, której zbudować nie umiano, a oczekują one z cierpliwością nieśmiertelności umiejętnej ręki architekta. W końcu zjawił się i architekt, a idąc za natchnieniem swego geniuszu i za natchnieniem wiary, zabrał się do pracy i wzniósł budowę teologiczną, która od chrześcijanizmu zapożyczyła coś z jego nakazującej wielkości i powagi majestatu; niewzruszona jako on, przetrwa bez odmiany różne koleje społeczeństw i przewroty naukowe.
Plato i Arystoteles wyrzec się zdali, każdy ze swojego stanowiska, ostatni wyraz umiejętności filozoficznej; obadwaj ogarnęli rozległ..............
˝Jako mądry budowniczy, założyłem fundament˝ (1 Kor. 3, 10).
˝Kto urządził kształt domu, zowie się mądrym, i budowniczym, w odniesieniu do niższych rzemieślników, którzy ciosą drzewo i kamienie, albo przygotowywują wapno˝ (Sum. Teol. cz. 1, kw. 1, a. 6).
Francuz, rodem z Langwedocji, Gui Fulcodi, kardynał-biskup Sabiński, jeden z najznamienitszych członków świętego kolegium, wysłany jako legat do Anglii, w celu pogodzenia króla z niespokojnymi baronami, dowiaduje się w Boulogne nadmorskim, że głosami swoich kolegów zebranych w Peruzie, powołanym został na tron papieski. Przybiega do Włoch, udaje się do Peruzy przebrany za kwestarza, żeby ujść rąk Manfreda, ustawicznie wojującego ze Stolicą Świętą. Żali się na ten niespodzianie narzucony mu ciężar i wszelkich używa sposobów, ażeby się odeń uwolnić. Lecz ni prośbami, ni łzami swymi nie może już odmienić sprawiedliwie dokonanego wyboru, któremu całkiem był obcym; dnia piątego lutego 1265 musiał przyjąć wysoki apostolski urząd, a dnia dwudziestego drugiego tegoż miesiąca, w pierwszą niedzielę postu koronował się pod imieniem Klemensa IV. Przez pokorę chciał zrzec się tej najwyższej godności; pokornym też pozostał i wtenczas, kiedy ją już posiadł; lecz cnotę tę umiał połączyć ze stałością i apostolską odwagą, które zawsze Głowę Kościoła odznaczać powinny. Dowiódł tego w całym swym życiu. Wstępując na tron papieski po Urbanie, zdawał się po nim dziedziczyć wszystkie cnoty, stąd i przychylność dla Doktora Anielskiego. Lubo wiedział dobrze o daremnych pokuszeniach się swoich poprzedników, sam chciał z kolei spróbować, czyby nie udało się posunąć Tomasza do najwyższych godności w Kościele, przeświadczonym będąc, iż przez to nie tylko wynagrodzi zasługę, ale nadto usłuży dobru religii. Lecz pojęcia naszego świętego męża odbiegały daleko od tego, czym go obdarzyć pragnęła wspaniałomyślność Papieża. Ustawicznie o to błagał Boga, żeby mógł uchylić się od wszelkich godności na tej ziemi, a mimo to nie przekroczyć w niczym przeciw ustawom świętego posłuszeństwa. Zaklinał Klemensa przez ową boleść i troski, jakich sam doświadczył w czasie swego wyniesienia do godności Namiestnika Chrystusowego, iżby jemu oszczędził tym słuszniejszego smutku i trosk tym dotkliwszych. Tak pisał do Papieża ten naśladowca wierny pokornego Dominika.
Mimo dawniejszych jego odmownych odpowiedzi i próśb uprzednich podpisał Papież bullę podnoszącą Tomasza z Akwinu do godności arcybiskupa Neapolitańskiego, i nadającą mu dochody klasztoru świętego Piotra ad Aram. (Tak się zowie to miejsce, bo wedle podania miał tam święty Piotr stawić ołtarz, nim wszedł do Rzymu, żeby w ofierze Mszy świętej uprosił Boga o pozyskanie wierze tej wielkiej świata stolicy). Lecz Tomasz dowiedziawszy się o tym, tak się zasmucił i tak prosić począł rzewnie Papieża, że ten zgodził się w końcu na usunięcie tego uroczystego aktu. Po raz to ostatni powaga najwyższego Pasterza ustąpić musiała przed pokorą Tomasza z Akwinu; prośbami swymi i ustępstwem na końcu, daleko bardziej, niż swoim tryumfem, podniósł on w oczach ludzi rzeczywistą wielkość niezwyciężonego dominikanina. Dziś dopiero będzie mógł spokojnie poświęcić się wielkiemu zadaniu, które już dawno wypełniać począł pośród świata przez swój geniusz i świątobliwość. Niewielka liczba lat pozostaje mu już na ziemi, a przecież wiele ma jeszcze do zrobienia; musi się więc śpieszyć, nim noc zapadnie. Rzec by też można rzeczywiście, że jakieś tajemne przeczucie bliskiego kresu życia, nakazuje mu kwapić się ze swoją pracą, wydać czym prędzej świetlane, gorące wielkiej swej duszy zadania. W tej też chwili jego żywota widzieć można, jak z podwojoną działalnością wpływa na swoją epokę, jak mnogie wydaje dzieła, przez które stanie się wychowawcą przyszłych pokoleń.
W pierwszych latach panowania Klemensa IV święty Tomasz z Akwinu rozpoczął pracować nad nieśmiertelnym swoim dziełem: Summa theologiae. Pomnik to najznamienitszy trzynastego stulecia, wyraz najwyższy katolickiej umiejętności, główne zdaje się zadanie życia Tomasza z Akwinu. Zrażony, jak sam mówi we wstępie do tego wielkiego dzieła, ciemnością, nieładem, gadaniną zbyteczną teologij scholastycznych ówczesnych, podjął plan krótkiego, lecz dosadnego, jasnego, metodycznego zbioru, gdzie by jednak pomieściła się cała nauka chrześcijańska, zacząwszy od istnienia Boga, aż do ostatniego moralności ewangelicznej przykazania. Prawdziwa to encyklopedia religijna, obrana ze wszelkich, obcych żywiołów, ze wszelkich nieużytecznych dociekań, obejmująca natomiast w porządku logicznym i naturalnym wszystkie zasady teoretyczne i praktyczne objawionej religii, tak, iżby każda była sama w sobie skończoną całością, a w związku z drugimi tworzyła dokładny ustrój naukowy. Jest to wierny obraz religii, której ręka Boża nakreśliła nieodmienne linie i cudny naznaczyła układ, tym samym obraz to Bóstwa samego, które jak we wszystkim, tak tym więcej w dziele objawienia, złożyło wyraźne i najświetniejsze znamiona odwiecznego piękna.
Summa teologii może być uważaną w swoim wstępie, sama w sobie i w następstwach jakie sprowadziła.
Można by było napisać wstęp, czyli przygotowanie do Summy świętego Tomasza, jak Euzebiusz Cezarejski napisał przygotowanie ewangeliczne, bo w pewnym znaczeniu, było to zużytkowanie wszystkich wiedzowych podań ludzkości; podejmowało ono zasoby intelektualne i zdobycze duchowe wszystkich poprzednich wieków. Historia życia ludzkiego przedstawia badaniom katolickiego teologa dwie niewyczerpane skarbnice wiedzy, to jest zasoby umiejętności ludzkich i skarby umiejętności Boskich.
Były to rozliczne materiały przyszłego naukowego pomnika. Z jednej strony rozwój i odkrycia filozofii w trzech działach, jakie wciąż obejmuje pod różnym imieniem, czy to przyrody, albo wszystkości istot, czy prawdy, albo sztuki słowa, czy dobra, albo prawideł moralności (1). Z drugiej strony cały skład wiary, księgi święte, podanie spisane i niespisane, synody, akta papiestwa, bo teologia jest umiejętnością, co jednoczy i zlewa z sobą te dwa rodzaje żywiołów, by z nich utworzyć umiejętną całość naukową. Otwórz pierwszą lepszą księgę Ojców Kościoła, Stromata Klemensa Aleksandryjskiego, lub O mieście Bożym świętego Augustyna, a co chwila widzieć będziesz, jak każden z nich przechodzi od rzeczy Boskich, do rzeczy tego świata, od dowodów rozumu do zasad wiary, od odkryć do objawienia, od ziemi wznosi się do nieba, żeby zbadać mógł wszechstronnie umiejętność Bożą i ludzką. A jednak żaden z nich nie potrafił wznieść całkowitego systemu teologii; po dwunastu wiekach pracy, ich pokuszenia się rozrzucone w przeszłości podobne są do ruin świątyni, której zbudować nie umiano, a oczekują one z cierpliwością nieśmiertelności umiejętnej ręki architekta. W końcu zjawił się i architekt, a idąc za natchnieniem swego geniuszu i za natchnieniem wiary, zabrał się do pracy i wzniósł budowę teologiczną, która od chrześcijanizmu zapożyczyła coś z jego nakazującej wielkości i powagi majestatu; niewzruszona jako on, przetrwa bez odmiany różne koleje społeczeństw i przewroty naukowe.
Plato i Arystoteles wyrzec się zdali, każdy ze swojego stanowiska, ostatni wyraz umiejętności filozoficznej; obadwaj ogarnęli rozległ..............
więcej..