Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Świat według Clarksona. Jeśli mógłbym dokończyć… - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
29 listopada 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
19,99

Świat według Clarksona. Jeśli mógłbym dokończyć… - ebook

Świat wokół tak szybko się zmienia… i komplikuje. Dziś prowadzisz najpopularniejszy program motoryzacyjny wszech czasów, a jutro z różnych powodów musisz szukać nowej pracy.

Dobrze, że Jeremy Clarkson – pogromca absurdów, obrazoburczy komentator codzienności i niewyczerpane źródło jedynego w swoim rodzaju humoru – pomaga nam się w tym wszystkim odnaleźć. Z godną podziwu wszechstronnością ogarnia to, co nawet najtęższym umysłom świata polityki, mediów i biznesu wydaje się nie do ogarnięcia. W najnowszej książce dzieli się z nami swoimi obserwacjami, poglądami i dobrymi radami. Z jego ostrych jak brzytwa felietonów dowiemy się między innymi:

  • dlaczego prawa mężczyzn powinny być zrównane z prawami koni
  • jak rząd jedną prostą ustawą może nam zapewnić nieśmiertelność
  • w jaki sposób energia jądrowa dała nam świetną muzykę pop
  • które zwierzę domowe to prawdziwy psychopata
  • jakie pytanie zawsze przełamie pierwsze lody.

Tom i Jerry to nie kreskówka, lecz film dokumentalny. Wielu Anglików powinno mieć zakaz opuszczania kraju. Politycy muszą nam obiecać (i zapewnić) lepsze routery Wi-Fi. A my… dbajmy o jeże! Oto poglądy człowieka, który po raz kolejny wyrusza w misję naprawiania świata.

I go naprawi… tylko pozwólcie mu dokończyć!

Kategoria: Komiks i Humor
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66360-79-2
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Będę miał nowe dziecko. Ale nie mogę wam zdradzić, jak będzie wyglądało

Jak być może już słyszeliście, BBC odebrało mi pistolet i odznakę. Muszę przyznać, że był to dla mnie spory wstrząs. Przez ponad dwanaście lat Top Gear był całym moim życiem. Wymagającym całkowitego oddania monstrum o wielu mackach, cierpiącym na liczne zaburzenia, niezgrabnym i szalonym – a mimo to kochałem je całym sercem. Kochałem je jak własne dziecko. Którym pod wieloma względami było. Aż tu nagle pewnego dnia przeczytałem w „Daily Telegraph”, że moja umowa z BBC nie zostanie przedłużona, a dziecko trafi w obce ręce.

Poczułem się fatalnie, ponieważ po utracie domu i po śmierci mojej matki ze zdwojoną energią rzuciłem się w wir pracy – a teraz w idiotyczny sposób straciłem także i pracę. Ogarnęło mnie dojmujące uczucie pustki. Do niedawna Top Gear zaprzątał całą moją uwagę. Był niczym czarna dziura w samym środku mojego serca. Codziennie rano po przebudzeniu myślałem z niepokojem o każdej linijce scenariusza. Kładąc się spać, martwiłem się, czy wprowadzone w ciągu dnia poprawki nie okażą się zmianami na gorsze. Kiedy spotykałem się na mieście z przyjaciółmi, widziałem, jak ich usta się poruszają, ale nie docierało do mnie ani jedno słowo. Myślami byłem gdzie indziej. Pozostawałem w stanie przyjemnego odrętwienia.

Dwa dni przed brzemienną w skutki awanturą wybrałem się do lekarza, który oznajmił mi bez ogródek, że guzek na moim języku to najprawdopodobniej rak, w związku z czym powinienem niezwłocznie poddać się badaniom. Ale nie mogłem tego zrobić. Byliśmy w trakcie kręcenia kolejnego sezonu Top Gear, a Top Gear zawsze miał pierwszeństwo.

Po Top Gear pozostała w moim życiu wyrwa tak wielka, że jej zasypanie zajęłoby całą wieczność. A wieczność to naprawdę szmat czasu. Wyobraźcie sobie muchę, która raz dziennie przysiada na moment na stalowej kuli o rozmiarach ziemskiego globu, a potem z niej odlatuje. Czas, po którym owad zetrze ją w ten sposób do szczętu, będzie dopiero wstępem do wieczności.

A ja muszę teraz ją czymś wypełnić.

Układanie pasjansa na laptopie nie załatwi sprawy, bo kiedy się tym znudzę – a znudzę się z całą pewnością – będzie dopiero ósma rano i do otwarcia pubów pozostaną jeszcze cztery długie godziny. Po upływie tych czterech godzin dojdę do wniosku, że nie wybiorę się do pubu, ponieważ przesiadywanie za dnia w pubach to prosta droga na skraj rozpaczy i zrujnowania sobie życia.

Zostanę więc w domu i obejrzę południowe wydanie wiadomości, w których Ed Miliband będzie zgrywał Brudnego Harry’ego, a wizytujący szpital David Cameron będzie paradował z zakasanymi rękawami i z końcem krawata wetkniętym między guziki koszuli. Potem, żeby zabić czas w oczekiwaniu na kolejny odcinek Tylko Ty!, który pokażą w telewizji dopiero za pięć godzin, wybiorę się na zakupy. Kiedy jednak pomyślę, że miałbym wydać pieniądze z konta, na które nie wpłynie kolejna wypłata, dojdę do wniosku, że lepiej będzie nie ruszać ani pensa.

Na szczęście ostatnio zamieszkał u mnie mój syn, który przyjechał do Londynu, żeby przygotować się do poprawki z matury. W związku z tym codziennie spędzam mniej więcej szesnaście godzin, czytając opracowania na temat zimnej wojny i pomagając mu w przygotowaniu pracy zaliczeniowej na kurs kreatywnego pisania. Ale już niedługo mój syn wyjedzie i wyrwa w moim życiu otworzy się ponownie.

Kiedy czytamy o bezrobotnych żyjących z zasiłków, często złościmy się na myśl o tym, że siedzą sobie przed kupionymi za nasze pieniądze telewizorami plazmowymi i opychają się herbatnikami w czekoladzie, za które również my musieliśmy zapłacić. Ponieważ jednak od paru tygodni jadę z nimi na tym samym wózku (no dobrze, mój wózek bardziej przypomina SUV-a), nabrałem dla nich nieco współczucia. I zastanawiam się, jak, u licha, udaje im się nie zwariować.

Podejrzewam, że w pozostaniu przy zdrowych zmysłach pomaga im fakt, że ich znajomi również są bezrobotni i też utrzymują się z zasiłku. Dzięki temu mogą wspólnie przesiadywać na ławeczce pod wiatą przystankową. Tymczasem wszyscy moi samolubni przyjaciele pracują, w związku z czym do godziny ósmej wieczorem nie mam się z kim bawić.

A to oznacza, że muszę celebrować godzinami każde zajęcie, jakie sobie znajdę. Dziś na przykład przez całe popołudnie wypełniałem formularz członkowski lokalnego klubu tenisowego. Jutrzejsze przedpołudnie zamierzam spędzić na dostarczaniu formularza do siedziby klubu. A co będę robił jutro po południu? Jeszcze nie wiem. Być może zajmę się segregowaniem swoich swetrów.

I tak oto dochodzimy do sedna problemu. Kiedy wylądujecie na przedwczesnej emeryturze, nie próbujcie żyć z dnia na dzień, bo czeka was los gałązki w strumieniu. Zanim się obejrzycie, wpadniecie w wir i będziecie kręcić się w kółko tak długo, aż zbutwiejecie. Potrzebna jest wam długofalowa strategia. Musicie znaleźć coś, co pozwoli wam wypełnić pustkę.

Tylko co? Grę w squasha? Serio? Mam pięćdziesiąt pięć lat i zanim nauczę się dobrze grać w squasha, moje kolana wybuchną, a uszy całkowicie zarosną włosami. W takim razie może wędkarstwo? Hm. Nie jestem przekonany, czy ktoś, kto uciekał przez granicę przed rozwścieczonym tłumem i stawał się ruchomym celem dla śmigłowców szturmowych, zdoła wypełnić pustkę w swoim życiu, siedząc z wędką na brzegu kanału. To samo dotyczy ogrodnictwa. Jeśli prowadziliście Maserati z prędkością 300 km/h, to przyglądanie się, jak szybko rośnie rabarbar, raczej nie przyprawi was o gęsią skórkę.

Jeden z moich przyjaciół – nie zdradzę kto, powiem tylko tyle, że jego imię i nazwisko zaczyna się na literę „R”, a kończy na „ichard Hammond” – postanowił, że wykorzysta swój przymusowy urlop na wytresowanie swojego psa. I wystarczyło kilka tygodni, by pies go znienawidził i zaczął chować się za każdym razem, gdy ów przyjaciel wchodzi do pokoju.

A będzie jeszcze gorzej, bo najnowsze badania dowodzą, że u osób przechodzących na wcześniejszą emeryturę wzrasta ryzyko zapadnięcia na demencję. Osoby te doświadczają także ciągłego niepokoju i umierają średnio o dwa lata wcześniej od swoich rówieśników, którzy nie odeszli z pracy.

Mając pięćdziesiąt pięć lat, pozostajemy w stanie zawieszenia, w którym czas z jednej strony nam sprzyja, a z drugiej jest naszym wrogiem. Jesteśmy zbyt młodzi, by wyciągnąć kopyta, a zarazem zbyt starzy, by zacząć robić coś nowego.

Dlatego podjąłem decyzję. Straciłem dziecko, ale zamierzam począć nowe. Nie wiem jeszcze, jak będzie wyglądało ani kto będzie drugim rodzicem, ale nie mogę już dłużej siedzieć i zajmować się porządkowaniem albumów ze zdjęciami.

Zwłaszcza że większość z nich pochodzi z fantastycznego rozdziału mojego życia, który został nieodwołalnie zamknięty. Dziecko dorosło. Marzenia prysły. Ogarnęło mnie nieprzyjemne odrętwienie.

19 kwietnia 2015Jedyne rozwiązanie kryzysu uchodźczego: rozłóżcie swoją sofę

Życie w tych krajach jest wyjątkowo ciężkie. Jednego dnia spokojnie pasiecie swoje kozy na górskim zboczu, a nazajutrz pojawiacie się w internecie, płonąc jak żywa pochodnia. Mieszkańcy tych krajów z trudem wytrzymywali pod rządami Muammara Kaddafiego, Saddama Husajna i innych. Ale życie pod rządami ich następców stało się nie do zniesienia. Dlatego rzesze ludzi oddają oszczędności całego życia Bóg wie komu i wsiadają na łodzie, z których większość wkrótce potem idzie na dno.

Te, które nie zatoną, docierają do Europy, gdzie nieszczęsnych pasażerów wita Nigel Farage i oznajmia im, że muszą wrócić tam, skąd przybyli, i dać się ściąć. Bo mamy przepełnione podstawówki.

Ostatnio coraz więcej zachodnioeuropejskich polityków twierdzi, że gangi zajmujące się przemytem ludzi dopuszczają się „ludobójstwa”. Włoskie władze ogłosiły nawet, że są „w stanie wojny” z przemytnikami. To niepokojące, bo Włochy wypowiedziały już kiedyś wojnę przemytnikom i nie skończyło się to dobrze.

Działo się to w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. W Albanii panował chaos. Rządy szalonego tyrana dobiegły wprawdzie końca, ale warunki życia były tak trudne, że tysiące Albańczyków postanowiło przedostać się na południe Włoch przez cieśninę Otranto.

Przekazywali swoje ciężko zarobione pieniądze przemytnikom, którzy przygotowali dla nich atrakcyjną ofertę „dwa w cenie jednego”. Jeśli podczas pierwszej próby pokonania cieśniny zostaliście złapani i odesłani z powrotem do Albanii, to w drugi rejs do Włoch wyruszaliście za darmo. Przemytnicy mogli sobie pozwolić na taki szczodry gest, bo liczba nielegalnych imigrantów wyłapywanych przez włoskich pograniczników była bliska zeru.

W rezultacie do Albanii zaczęli masowo napływać uchodźcy z Bliskiego Wschodu i z Afryki, którzy wykupywali dwa rejsy wyścigową motorówką przez cieśninę w cenie jednego. W końcu Unia Europejska uznała, że miarka się przebrała. „Miarka się przebrała” – zakomunikowano Włochom. „Musicie coś z tym zrobić”.

Włoska straż graniczna zareagowała błyskawicznie i kupiła swoim funkcjonariuszom nowe okulary przeciwsłoneczne. Zamówiła też u Fabia Buzziego, znakomitego projektanta motorówek, całą gamę szybkich i szykownych łodzi patrolowych.

Włoscy pogranicznicy z nowymi okularami przeciwsłonecznymi na nosach zacumowali swoje nowe motorówki w śródziemnomorskich portach i zajęli się podrywaniem miejscowych dziewczyn. Wywołało to zrozumiałe oburzenie pozostałych włoskich służb porządkowych. Karabinierzy oświadczyli, że to nie w porządku, że straż graniczna dostała nowe Ray-Bany i flotyllę szybkich łodzi patrolowych, podczas gdy oni muszą zadowalać się tandetnymi okularami Foster Grant i Fiatami Uno.

Kiedy karabinierzy sprawili sobie własne łodzie motorowe, takiego samego sprzętu zaczęła domagać się włoska policja celna, a nawet straż leśna. Przedstawiciele tych służb marudzili tak długo, aż w końcu ich także wyposażono w dwudziestometrowe motorówki napędzane turbodoładowanymi dieslami o mocy kilku tysięcy koni mechanicznych.

W 2001 roku odwiedziłem leżące na południu Włoch nadmorskie miasto Brindisi. Przystań portowa wyglądała tak, jakby odbywała się tam ekstrawagancka sesja zdjęciowa dla magazynu „GQ” połączona z pokazem futurystycznych łodzi dla oligarchów. Włosi mieli zatem dość ludzi i sprzętu, by rozprawić się z przemytnikami. Z pewnością mieli też dość okularów przeciwsłonecznych. Na przeszkodzie stanął jednak pewien problem…

Wyobraźcie sobie, że patrolujecie cieśninę Otranto w rozwijającej prędkość pięćdziesięciu węzłów łodzi motorowej i dostrzegacie wypełnioną nielegalnymi imigrantami łajbę, która zmierza w kierunku Włoch. Doganiacie ją i nakazujecie się zatrzymać, ale załoga łajby ignoruje wasze wezwanie. Wtedy wy… no właśnie, co wtedy robicie? Otwieracie ogień? Nie możecie tego zrobić. Nie możecie ostrzelać łodzi, na której pokładzie znajdują się w większości niewinni ludzie.

Problem ten unaoczniło tragiczne wydarzenie, do jakiego doszło w 1997 roku. Okręt Sibilla należący do włoskiej marynarki wojennej staranował wówczas albański statek z uchodźcami, przewracając go i posyłając na dno razem z osiemdziesięcioma trzema pasażerami.

Jest jeszcze jeden szkopuł. Włoska elektronika. Pewnego wieczora wypłynąłem z włoskimi pogranicznikami na nocny patrol. Kiedy dotarliśmy na wyznaczoną pozycję w połowie odległości między wybrzeżem Włoch i Albanii, nawalił nasz radar. Gdy mechanik pokładowy próbował usunąć awarię za pomocą sreberka z paczki papierosów, słyszeliśmy przemykające w ciemnościach motorówki typu RIB (pneumatyczne łodzie ze sztywnym dnem).

Nawet gdybyśmy byli w stanie namierzyć którąś z nich, moglibyśmy jedynie podążać za nią aż do włoskiego wybrzeża, gdzie przemytnicy wbiliby się motorówką prosto na plażę, po czym wraz z pasażerami natychmiast daliby drapaka. Co prawda straciliby przy tym swoją łódź, ale to dla nich żaden kłopot. Po prostu ukradliby inną. Albo kupiliby nową za pieniądze zarobione na swoim intratnym procederze.

Gdyby przemytnicy zorientowali się, że nie zdołają dotrzeć do brzegu, bez wahania pozbyliby się zbędnego balastu, wyrzucając uchodźców za burtę, po czym czmychnęliby z powrotem do Albanii. „Takie rzeczy zdarzają się nagminnie” – poinformował mnie kapitan łodzi patrolowej.

Zachodni politycy mogą więc do woli zwoływać spotkania na szczycie i wysyłać w morze okręty wojenne, ale problem przemytu ludzi pozostanie nierozwiązany, dopóki ktoś nie wymyśli nieśmiercionośnego sposobu na zatrzymywanie łodzi, które nie chcą się zatrzymać. Można by spróbować wrzucać do wody sieci rybackie, żeby unieruchomić nimi śrubę napędową. Tak, to mogłoby się udać, ale po zatrzymaniu łodzi trzeba przejąć jej pasażerów – i co dalej? Odstawić ich z powrotem do piekła, z którego dopiero co udało im się wyrwać? Czy może do Europy, do której próbowali się dostać?

A gdyby tak zmienić nasze podejście do kwestii uchodźców? Przyjmijmy do wiadomości, że uciekinierzy z Libii i innych krajów, w których szaleje ISIS, są istotami ludzkimi i przybywają do Europy nie po to, by czerpać korzyści z naszego systemu opieki społecznej i zdrowotnej. Przybywają, bo nie chcą, by obcięto im głowę zardzewiałym kuchennym nożem. I jeśli my także jesteśmy istotami ludzkimi, to powinniśmy ich przyjąć.

Spójrzcie na to w ten sposób. Jeśli spłonie dom waszego sąsiada, nie powiecie pogorzelcowi, że w waszym domu brakuje miejsca. Nawet jeśli nie przepadacie za gościem lub nie darzycie go zaufaniem, rozłożycie sofę i zaprosicie go, by spędził noc pod waszym dachem. A może tylko tak mi się wydaje?

26 kwietnia 2015
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: