- W empik go
Światek Zosi rozmowy małej dziewczynki z ciocią - ebook
Światek Zosi rozmowy małej dziewczynki z ciocią - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 236 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Spisała
Marya Julia Zaleska
Autorka Wieczorów Czwartkowych.
z 12 rycinami.
NAKŁAD GEBETHNERA I WOLFFA.
Äîçâîëåíî Öåíçóðîþ. Âàðøàâà, 16 Ńåíòÿáðÿ 1880 ãîäà.
Druk Józefa Ungra, Warszawa, Nowolipki Nr.
– Ciociu, ciociu, ty nic nie wiesz, ja mam swój ogródek, swój własny mały ogródek!
Tak wołała Zosia, wbiegając do pokoju cioci i skacząc i klaszcząc w rączki radośnie, mówiła dalej:
– Mama powiedziała, że ja już jestem duża, bo już pięć lat skończyłam i potrafię dopilnować ogródka. A jaki prześliczny ogródeczek darowała mi mama!
Całe trzy grządeczki, tam obok tej starej gruszy, gdzie ławeczka stoi. Ja się tak bardzo, bardzo ucieszyłam, bo ja tak lubię kopać, sadzić kwiateczki, polewać, wyrywać ziółka niepotrzebne; to taka zabawna, wyborna robota.
– A ja ci pomagać będę–powiedziała ciocia – bo ja także bardzo lubię takie roboty. Chodźże teraz i pokaż mi swój ogródek.
Zosia znów podskoczyła z radości, pocałowała ciocię z dziesięć razy i dopiero spostrzegła, że kapelusik jej zsunął się z główki i spadł na ramiona, ale się na wstążce zatrzymał. Więc rozwiązała wstążeczkę ostrożnie, żeby jej nie zaciągnąć, i poprawiła kapelusz na główce, ciocia tymczasem wzięła parasolik i wyszły do ogrodu.
Zosia pomknęła naprzód tak prędko, że ciocia za nią zdążyć nie mogła, ale po chwili obejrzała się, a widząc, jak ciocia daleko w tyle została, podbiegła do niej napowrót i podała jej rączkę, mówiąc:
– Trzymaj mnie, ciociu, bo znów mnie chętka weźmie odbiedz od ciebie.
Gdy przyszły do ogródka, ciocia usiadła na ławeczce pod gruszą, a Zosia zaczęła oglądać ze wszystkich stron swoje grządeczki. Jeszcze na nich kwiateczków nie było, ale mama obiecała dać Zosi nasionek, pozwoliła jej nawet całe krzaczki różnych roślinek poprzesadzać z dużego ogrodu, a ciocia miała jej pokazać, jak to się robi. Przy tej robocie wybornie rozmawiać można. Ciocia takie ciekawe rzeczy opowiadać umie, Zosia tak lubi jej słuchać, a i sama szczebiotać potrafi. Zaraz też sobie gwarzyć zaczęły w najlepsze.
Zosia. Patrz, ciociu, trzeba tu najprzód wydeptać więcej ścieżek, potem grządeczki przekopać. Na taczce przywiezie się piasku, tego ładnego, żółtego i ścieżeczki się usypie. Tu pod gruszą będzie koneweczka stała; poproszę ładnie ogrodnika Pawła, to mi w nią codzień naleje wody. Jak przesadzimy kwiatki, trzeba je będzie polewać, bo inaczej zwiędną i zginą. Oba-ezysz, ciociu, jak ja będę pamiętała o swo ich kwiateczkach. Ślicznież tu będzie, ślicznie w ogródku; jabym tu cały dzień siedziała i patrzyła na to.
Ciocia. Ślicznie tu jest, to prawda, ale możeby ci się jednak uprzykrzyło patrzeć przez cały dzień tylko na te grządeczki, na ścieżki żółtym piaskiem usypane i na gruszę starą.
Zosia. Co też ty mówisz, ciociu; alboż tu ztąd nie widać nic więcej? Patrz, tylko główkę podniosę, a zaraz widzę dom nasz cały i podwórze, i gołębnik, a jak wskoczę na ławeczkę, obaczę nawet i wieś, i gościniec, i groblę.
Ciocia. To jeszcze nie wielkie rzeczy; ja potrafię dokazać takiej sztuki, że z tej samej ławeczki ujrzysz kraje dalekie, w których nie byłaś nigdy i nigdy może nie będziesz. Obaczysz tam różne rzeczy osobliwe, różne dziwne zwierzęta i rośliny, obaczysz może i żeglujące po niem okręty, i cały piękny świat Boży. Czy chcesz, Zo sieńko, żebym ci pokazała to wszystko?
Zosia. O, to już chyba żartujesz, ciociu kochana; jakże ja moge to wszystko ztąd obaczyó? Toż i ty nawet przez swojo okulary nic więcej nie widzisz, tylko dom i podwórze, i wioskę.
Ciocia. Poczekaj, poczekaj, ja ciebie przekonam, że oprócz tego, możemy obie widzieć coś więcej. Wszak mamy tu niema, ale pomyśl tylko o niej, a zaraz ją w myśli obaczysz tak wyraźnie, jak gdyby tu stała. Gdy ja odjadę daleko, ty przecież pamiętać o mnie będziesz, a ile razy wspomnisz swoje ciocię, ujrzysz ją przed sobą natychmiast, chociaż jej tu nie będzie na prawdę.
Zosia. Ach, ciociu, dobrze ty mówisz! Ja nawet spróbuję, zamknę oczki, ot tak; już one teraz nic nie potrafią obaczyć, a ja jednak widzę, naprawdę widzę cioteczkę, marne i każdego, o kim tylko pomyślę. Moja ciociu, czy to ja mam drugie jakie oczki?
Ciocia. Zapewne, że masz – i nawet lepsze od tych pierwszych. Bóg ci dał duszę, która umie pojmować, pamiętać i wyobrażać sobie takie rzeczy, których widzieć nie możesz. To, co ty nazywasz drugiemi oczkami, my, starsi, nazywamy wyobraźnią. Cóż, czy wierzysz już teraz, że w tym małym ogródku, nie wstając z tej ławeczki, możesz obaczyć cały świat Boży?
Zosia. Teraz już rozumiem. Ja nawet wiem, jakto będzie. Kiedy się już w ogródku skończy pilniejsza robota i usiądziemy na ławeczce, żeby sobie odpocząć trochę, ty, ciociu, zaczniesz opowiadać o różnych, różnych osobliwościach, a ja będę słuchała i temi oczkami prawdziwemi będę patrzała na ciebie, a te drugie, co je mam w duszy, obaczą tymczasem mnóstwo ciekawych rzeczy. Jakże to wybornie, moja ciociu, że ci to przyszło do głowy.
Ciocia. A ja potem w swoim pokoju napiszę to, co tu będziem mówiły i jak pojadę do Warszawy, każę to wszystko wydrukować w ładnej książeczce z obrazkami, żeby i inne grzeczne dziewczynki mogły posłuchać naszej rozmowy.
Zosia. O, jakże to ślicznie będzie, moja ciociu! I ty to zrobisz naprawdę, ty nie żartujesz? Jakże to zabawnie! Warszawskie dziewczynki będą wiedziały, jak ja się nazywam i że mam swój własny ogródek i wszystko, wszystko, co my tu z ciocią mówimy.
Ciocia. Tak, niezawodnie. Ale ja powiem także wrarszawskim dziewczynkom, że moja Zosieńka bardzo grzeczna. Pamiętajże, żeby tak było zawsze, bo ciocia niemogłaby w książeczce drukować nieprawdy, a wstydby jej było o swojej kochanej dziewczynce powiedzieć co innego.
Zosia. Nie bój się, ciociu, ja będę bardzo grzeczna i tu, i w książeczce. Ale cóż ty tam o mnie napiszesz?
Ciocia. Najprzód napiszę wierszyki, które mi właśnie przyszły do głowy; posłuchaj:
W małym ogródku, dziewczynka mala, Sadziła ziółka, kwiatki chowała. Żwawa, ochocza, piosenkę śpiewa, I drobną rączką ziarnka zasiewa. Porusza ziemię, polewa wodą, Chroni od skwaru roślinkę młodą. Potem po pracy odpocząć rada, Więc na ławreczce przy cioci siada-A ciocia zaraz coś jej tam prawi, Troszkę nauczy, troszkę zabawi. Śliczne to rzeczy i osobliwre, A i bajeczki zawsze prawdziwe. Bo nie o czarach, ani o wróżce, Ale o trawce, o drobnej muszce,
0 ziarnkach piasku, wody kropelce, i o robaczku i o muszelce.
Czasem nie wstając ze swej ławeczki, W dalekie kraje robią wycieczki. A choć to taki ogródek mały, Dziecię w nim widzi świat Boży cały.
II.
Nazajutrz Zosia przekopała całą grzą-deczkę i z pomocą cioci posadziła kilka krzaczków lewkonii, a przy tej robocie ciągle sobie rozmawiały wesoło.
Zosia. Żeby to ta lewkonia już prędzej zakwitła. Mama mówiła, że jeszcze parę tygodni poczekać trzeba. Teraz nawet pączków niema ani śladu. I zkąd to wszystko się tu wreźmie, i pączki i śliczne kwiateczki kolorowe. Że też to niepodobna obaczyć, jak ziółko rośnie. Nieraz sobie uklęknę przy jakiej roślince, tak długo, tak uważnie się przypatruję i nic a nic nio widzę, tylko zawsze jednakowiuteńkie listeczki. A jednak, jak potem przyjdę w kilka dni, zawsze obaczę coś nowego. Jedne listeczki urosły znacznie, drugie, nowe, wyskoczyły Bóg wie zkąd. Ciociu, czy to wszystko w nocy wyrasta?
Ciocia. Roślin rosną w dzień i w nocy, ale bardzo powoli się powiększają. Spojrzyj na mój zegarek. Widzisz na nim dwie wskazówki, jedne większą, drugą mniejszą. Przypatrz się dobrze, a obaczysz, jak ta większa powoli się posuwa. Mniejsza wygląda zupełnie, jak gdyby na jednem miejscu stała, a jednak i ona musi się poruszać, kiedy co godzina jest na innym znaku. Ta wskazówka daleko prędziej przecież postępuje, aniżeli wyrastający listeczek i cóż dziwnego, że ty tego obaczyć nie możesz.
Zosia. Teraz już wiem, ale jeszcze nie wszystko. Widzisz, ciociu, co innego wskazówka, a co innego roślinka. Wskazówki na twoim zegarku wędrują sobie naokoło, ale zawsze jednakowo wyglądają, jedna dłuższa, druga krótsza. Roślinka na jednem miejscu siedzi, a ciągle się powiększa. Ni ztąd ni zowąd wyskakują nowe listeczki, potem znów pączki, a w tych pączkach z początku nic niema ciekawego. Ja ci nawet coś powiem do uszka, ja czasem sobie pączki zielone zrywałam, bo myślałam, że tam kwiateczki we środku są pochowane. Ale gdzietam, niema nic i ja już więcej tego nie zrobię, bo wiem, że te śliczne kwiatki różowe, żółte, fiołkowe, później dopiero, niewiedzieć zkąd się wezmą i wyskoczą z pączków.
Ciocia. Kiedy tak umiesz" się zastanawiać, musiałaś także zauważyć, że kiedy kupkę piasku nasypiesz w ogródku, znajdziesz ją taką samą w kilka dni, a nawet w kilka tygodni, jeżeli jej nikt nie ruszy. Jeśli zechcesz, żeby kupka się powiększy la, musisz znów piasku przywieźć na taczce i dosypać.
Zosia. Ja wiem, ciociu, że piasek, ani kamyczek, ani żelazo, ani złoto nie rośnie. Mama opowiadała mi powiastkę o jednym chłopczyku, co zasiał w ogrodzie dukaty, bo myślał, że mu wyrosną dukatowe drzewa. Jaki to nierozsądny był chłopczyk.
Ciocia. Musiał być jeszcze mały i nie-rozumiał, że żadna rzecz martwa, nieżywa, wyrosnąć nie może. Grudka ziemi ni gdy się nie powiększy, chyba drugą grudkę przyłożymy do niej. Kamień, żelazo, glina, piasek, wszystko to jest martwe i mówimy, iż to należy do państwa minerałów, a minerały nie żyją i nierosną.
Zosia. Wiem już, wiem. Zaraz ja ci wyliczę wszystko, co tu w moim ogródku należy do tego państwa minerałów. Najprzód to, co ty już powiedziałaś: ziemia, piasek, kamyczki, a potem jeszcze mój rydelek, koneweczka i ławka i koszyk.
I czegóż ty się śmiejesz, ciociu? czy ja co śmiesznego powiedziałam? Toż mój koszyk nie rośnie i nie żyje, ani rydelek także. Ale prawda, że koszyk z gałązek jest zrobiony, a rydelek z drzewa i tylko ostrze ma żelazne. Drzewo kiedyś żyło i gałązki także. Czy tak, ciociu? doprawdy, ja już nie wiem sama, co powiedzieć.
Ciocia. Poczekaj; najprzód musisz zrozumieć, co to jest przyroda, a co sztuka. Przyrodą nazywamy wszystko, co Pan Bóg stworzył na ziemi, a to co człowiek zrobi, nazywa się sztuką. W przyrodzie możemy odróżnić minerały, czyli martwe rzeczy, rośliny i zwierzęta. Otoż mamy trzy państwa przyrody, państwo minerałów, państwo roślinne i państwo zwierzęce. Wiesz już, że Pan Bóg to wszystko stworzył z niczego, ale człowiek z niczego nic zrobić nie może, musi zawsze znaleźć w przyrodzie jakiś materyał do swojej
Światek Zosi. 2
roboty. Twój rydelek naprzykład jest robota człowieka.
Zosia. I nie jednego, ciociu, ale dwóch. Stolarz zrobił trzon drewniany, a kowal wykuł w kuźni żelazne ostrze."
Ciocia. A teraz j)omyśl dobrze i powiedz, z jakiego to oni państwa przyrody wzięli materyał na ten rydelek?
Zosia. Aż z dwóch państw, ciociu; drzewo należy do państwa roślin, a żelazo, to już niezawodnie minerał i teraz śmiać się ze mnie nie będziesz. Zaraz ci nawet powtórzę te wrszystkie zabawne nazwy. Ta grusza, to jest przyroda, a ławeczka, to już sztuka, chociaż i to i to drzewo. Ale grusza rośnie, tak jak ją Pan Bóg stworzył, a ławeczkę stolarz zrobił. Cóż, czy nie dobrze powiedziałam?
Ciocia. Bardzo dobrze i widzę, że zrozumiałaś. Powiedzże mi coś jeszcze o trzech państwach przyrody.
Zosia Kiedy już wszystko mówiłam, o piasku, o kamyczkach, o rydelku, więcej tu już nic niema w ogródku.
Ciocia. Możemy jeszcze obejrzeć nasze ubranie. Wszystko to są, materyały wzięte z przyrody, bo wiemy, że każda rzecz była wprzód przez Boga stworzona, a później dopiero przerobiona przez łudzi.
Zosia. A prawda, Zaczynajmyż od trzewiczków. Skórka jest z jakiegoś biednego bydlątka, ono kiedyś żyło i należało do państwa zwierząt. Pończoszki są z bawełny zrobione, a koszulka z płótna. Płótno robi się z nici, a nici z lnu. Len to taka roślina, zasiewa się w polu i ma niebieskie kwiateczki. Bawełna to także takie nici, nieprawdaż, ciociu?
Ciocia. Tak, ale nie robią się z lnu. Bawełna jest także rośliną, wygląda jednak zupełnie inaczej i rośnie tylko w gorących krajach. Później opowiem ci o niej więcej.
Zosia. Ach, moja ciociu, toż ja cała jestem ubrana w państwo roślinne; trzebaby tylko zdjąć trzewiczki. Pończoszki i perkalowa sukienka, i fartuszek, wszystko to jest z bawełny, koszulka z nici, kapelusik ze słomy. Ty za to, cioteczko, od stóp do głowy ubrana jesteś w państwo zwierzęce, bo masz.suknię wełniana. Coś tam troszkę i roślinnego masz na kołnierzyku i rękawkach.
Ciocia. Poczekaj, masz i ty jedwabną przepaskę, i jedwabne wstążeczki u kapelusza.
Zosia. Jedwab… pamiętam, pamiętam, mama mówiła, że jest taka dziwna liszka, co umie prząść śliczne, jedwabne niteczki. Ja nigdy takiej liszki nie widziałam, choć tu w ogrodzie jest ich mnóstwo.
Ciocia. O tych liszkach pomówimy także obszerniej inną rażą, Ale ty masz jeszcze koraliki i krzyżyk złoty.
Zosia, Ach prawda, a f.y, ciociu, zegarek, łańcuszek, klamerkę stalową. Wszystko to należy do państwa minerałów, tak jak mój krzyżyk i koraliki.
Ciocia. Wszystko, oprócz koralików. Jak myślisz, zkąd się bierze materyał, z którego te ładne, czerwone paciorki sa zrobione?
Zosia. Czy ja wiem, ciociu; chyba rośnie, albo się z ziemi wykopuje.
Ciocia. Nie, wydobywa się z morza. Morskie zwierzątka, żyjące pod wodą, wyrobiły materyał na twoje koraliki, tak jak liszki jedwab uprzędły.
Zosia. O, moja ciociu, jakże to zabawnie pomyśleć, że na moje ubranie takie różne dziwne zwierzątka pracowały.