Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Światek Zosi rozmowy małej dziewczynki z ciocią - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Światek Zosi rozmowy małej dziewczynki z ciocią - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 236 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­mo­wy ma­łej dziew­czyn­ki z cio­cią dla grzecz­nych dzie­ci

Spi­sa­ła

Ma­rya Ju­lia Za­le­ska

Au­tor­ka Wie­czo­rów Czwart­ko­wych.

z 12 ry­ci­na­mi.

NA­KŁAD GE­BE­TH­NE­RA I WOLF­FA.

Äîçâîëåíî Öåíçó­ðîþ. Âàðøàâà, 16 Ńåíòÿáðÿ 1880 ãîäà.

Druk Jó­ze­fa Ungra, War­sza­wa, No­wo­lip­ki Nr.

– Cio­ciu, cio­ciu, ty nic nie wiesz, ja mam swój ogró­dek, swój wła­sny mały ogró­dek!

Tak wo­ła­ła Zo­sia, wbie­ga­jąc do po­ko­ju cio­ci i ska­cząc i klasz­cząc w rącz­ki ra­do­śnie, mó­wi­ła da­lej:

– Mama po­wie­dzia­ła, że ja już je­stem duża, bo już pięć lat skoń­czy­łam i po­tra­fię do­pil­no­wać ogród­ka. A jaki prze­ślicz­ny ogró­de­czek da­ro­wa­ła mi mama!

Całe trzy grzą­decz­ki, tam obok tej sta­rej gru­szy, gdzie ła­wecz­ka stoi. Ja się tak bar­dzo, bar­dzo ucie­szy­łam, bo ja tak lu­bię ko­pać, sa­dzić kwia­tecz­ki, po­le­wać, wy­ry­wać ziół­ka nie­po­trzeb­ne; to taka za­baw­na, wy­bor­na ro­bo­ta.

– A ja ci po­ma­gać będę–po­wie­dzia­ła cio­cia – bo ja tak­że bar­dzo lu­bię ta­kie ro­bo­ty. Chodź­że te­raz i po­każ mi swój ogró­dek.

Zo­sia znów pod­sko­czy­ła z ra­do­ści, po­ca­ło­wa­ła cio­cię z dzie­sięć razy i do­pie­ro spo­strze­gła, że ka­pe­lu­sik jej zsu­nął się z głów­ki i spadł na ra­mio­na, ale się na wstąż­ce za­trzy­mał. Więc roz­wią­za­ła wstą­żecz­kę ostroż­nie, żeby jej nie za­cią­gnąć, i po­pra­wi­ła ka­pe­lusz na głów­ce, cio­cia tym­cza­sem wzię­ła pa­ra­so­lik i wy­szły do ogro­du.

Zo­sia po­mknę­ła na­przód tak pręd­ko, że cio­cia za nią zdą­żyć nie mo­gła, ale po chwi­li obej­rza­ła się, a wi­dząc, jak cio­cia da­le­ko w tyle zo­sta­ła, pod­bie­gła do niej na­po­wrót i po­da­ła jej rącz­kę, mó­wiąc:

– Trzy­maj mnie, cio­ciu, bo znów mnie chęt­ka weź­mie od­biedz od cie­bie.

Gdy przy­szły do ogród­ka, cio­cia usia­dła na ła­wecz­ce pod gru­szą, a Zo­sia za­czę­ła oglą­dać ze wszyst­kich stron swo­je grzą­decz­ki. Jesz­cze na nich kwia­tecz­ków nie było, ale mama obie­ca­ła dać Zosi na­sio­nek, po­zwo­li­ła jej na­wet całe krzacz­ki róż­nych ro­śli­nek po­prze­sa­dzać z du­że­go ogro­du, a cio­cia mia­ła jej po­ka­zać, jak to się robi. Przy tej ro­bo­cie wy­bor­nie roz­ma­wiać moż­na. Cio­cia ta­kie cie­ka­we rze­czy opo­wia­dać umie, Zo­sia tak lubi jej słu­chać, a i sama szcze­bio­tać po­tra­fi. Za­raz też so­bie gwa­rzyć za­czę­ły w naj­lep­sze.

Zo­sia. Patrz, cio­ciu, trze­ba tu naj­przód wy­dep­tać wię­cej ście­żek, po­tem grzą­decz­ki prze­ko­pać. Na tacz­ce przy­wie­zie się pia­sku, tego ład­ne­go, żół­te­go i ście­żecz­ki się usy­pie. Tu pod gru­szą bę­dzie ko­ne­wecz­ka sta­ła; po­pro­szę ład­nie ogrod­ni­ka Paw­ła, to mi w nią co­dzień na­le­je wody. Jak prze­sa­dzi­my kwiat­ki, trze­ba je bę­dzie po­le­wać, bo in­a­czej zwięd­ną i zgi­ną. Oba-ezysz, cio­ciu, jak ja będę pa­mię­ta­ła o swo ich kwia­tecz­kach. Ślicz­nież tu bę­dzie, ślicz­nie w ogród­ku; ja­bym tu cały dzień sie­dzia­ła i pa­trzy­ła na to.

Cio­cia. Ślicz­nie tu jest, to praw­da, ale mo­że­by ci się jed­nak uprzy­krzy­ło pa­trzeć przez cały dzień tyl­ko na te grzą­decz­ki, na ścież­ki żół­tym pia­skiem usy­pa­ne i na gru­szę sta­rą.

Zo­sia. Co też ty mó­wisz, cio­ciu; al­boż tu ztąd nie wi­dać nic wię­cej? Patrz, tyl­ko głów­kę pod­nio­sę, a za­raz wi­dzę dom nasz cały i po­dwó­rze, i go­łęb­nik, a jak wsko­czę na ła­wecz­kę, oba­czę na­wet i wieś, i go­ści­niec, i gro­blę.

Cio­cia. To jesz­cze nie wiel­kie rze­czy; ja po­tra­fię do­ka­zać ta­kiej sztu­ki, że z tej sa­mej ła­wecz­ki uj­rzysz kra­je da­le­kie, w któ­rych nie by­łaś nig­dy i nig­dy może nie bę­dziesz. Oba­czysz tam róż­ne rze­czy oso­bli­we, róż­ne dziw­ne zwie­rzę­ta i ro­śli­ny, oba­czysz może i że­glu­ją­ce po niem okrę­ty, i cały pięk­ny świat Boży. Czy chcesz, Zo sień­ko, że­bym ci po­ka­za­ła to wszyst­ko?

Zo­sia. O, to już chy­ba żar­tu­jesz, cio­ciu ko­cha­na; jak­że ja moge to wszyst­ko ztąd oba­czyó? Toż i ty na­wet przez swo­jo oku­la­ry nic wię­cej nie wi­dzisz, tyl­ko dom i po­dwó­rze, i wio­skę.

Cio­cia. Po­cze­kaj, po­cze­kaj, ja cie­bie prze­ko­nam, że oprócz tego, mo­że­my obie wi­dzieć coś wię­cej. Wszak mamy tu nie­ma, ale po­myśl tyl­ko o niej, a za­raz ją w my­śli oba­czysz tak wy­raź­nie, jak gdy­by tu sta­ła. Gdy ja od­ja­dę da­le­ko, ty prze­cież pa­mię­tać o mnie bę­dziesz, a ile razy wspo­mnisz swo­je cio­cię, uj­rzysz ją przed sobą na­tych­miast, cho­ciaż jej tu nie bę­dzie na praw­dę.

Zo­sia. Ach, cio­ciu, do­brze ty mó­wisz! Ja na­wet spró­bu­ję, za­mknę oczki, ot tak; już one te­raz nic nie po­tra­fią oba­czyć, a ja jed­nak wi­dzę, na­praw­dę wi­dzę cio­tecz­kę, mar­ne i każ­de­go, o kim tyl­ko po­my­ślę. Moja cio­ciu, czy to ja mam dru­gie ja­kie oczki?

Cio­cia. Za­pew­ne, że masz – i na­wet lep­sze od tych pierw­szych. Bóg ci dał du­szę, któ­ra umie poj­mo­wać, pa­mię­tać i wy­obra­żać so­bie ta­kie rze­czy, któ­rych wi­dzieć nie mo­żesz. To, co ty na­zy­wasz dru­gie­mi oczka­mi, my, star­si, na­zy­wa­my wy­obraź­nią. Cóż, czy wie­rzysz już te­raz, że w tym ma­łym ogród­ku, nie wsta­jąc z tej ła­wecz­ki, mo­żesz oba­czyć cały świat Boży?

Zo­sia. Te­raz już ro­zu­miem. Ja na­wet wiem, jak­to bę­dzie. Kie­dy się już w ogród­ku skoń­czy pil­niej­sza ro­bo­ta i usią­dzie­my na ła­wecz­ce, żeby so­bie od­po­cząć tro­chę, ty, cio­ciu, za­czniesz opo­wia­dać o róż­nych, róż­nych oso­bli­wo­ściach, a ja będę słu­cha­ła i temi oczka­mi praw­dzi­we­mi będę pa­trza­ła na cie­bie, a te dru­gie, co je mam w du­szy, oba­czą tym­cza­sem mnó­stwo cie­ka­wych rze­czy. Jak­że to wy­bor­nie, moja cio­ciu, że ci to przy­szło do gło­wy.

Cio­cia. A ja po­tem w swo­im po­ko­ju na­pi­szę to, co tu bę­dziem mó­wi­ły i jak po­ja­dę do War­sza­wy, każę to wszyst­ko wy­dru­ko­wać w ład­nej ksią­żecz­ce z ob­raz­ka­mi, żeby i inne grzecz­ne dziew­czyn­ki mo­gły po­słu­chać na­szej roz­mo­wy.

Zo­sia. O, jak­że to ślicz­nie bę­dzie, moja cio­ciu! I ty to zro­bisz na­praw­dę, ty nie żar­tu­jesz? Jak­że to za­baw­nie! War­szaw­skie dziew­czyn­ki będą wie­dzia­ły, jak ja się na­zy­wam i że mam swój wła­sny ogró­dek i wszyst­ko, wszyst­ko, co my tu z cio­cią mó­wi­my.

Cio­cia. Tak, nie­za­wod­nie. Ale ja po­wiem tak­że wrar­szaw­skim dziew­czyn­kom, że moja Zo­sień­ka bar­dzo grzecz­na. Pa­mię­taj­że, żeby tak było za­wsze, bo cio­cia nie­mo­gła­by w ksią­żecz­ce dru­ko­wać nie­praw­dy, a wstyd­by jej było o swo­jej ko­cha­nej dziew­czyn­ce po­wie­dzieć co in­ne­go.

Zo­sia. Nie bój się, cio­ciu, ja będę bar­dzo grzecz­na i tu, i w ksią­żecz­ce. Ale cóż ty tam o mnie na­pi­szesz?

Cio­cia. Naj­przód na­pi­szę wier­szy­ki, któ­re mi wła­śnie przy­szły do gło­wy; po­słu­chaj:

W ma­łym ogród­ku, dziew­czyn­ka mala, Sa­dzi­ła ziół­ka, kwiat­ki cho­wa­ła. Żwa­wa, ocho­cza, pio­sen­kę śpie­wa, I drob­ną rącz­ką ziarn­ka za­sie­wa. Po­ru­sza zie­mię, po­le­wa wodą, Chro­ni od skwa­ru ro­ślin­kę mło­dą. Po­tem po pra­cy od­po­cząć rada, Więc na ław­recz­ce przy cio­ci sia­da-A cio­cia za­raz coś jej tam pra­wi, Trosz­kę na­uczy, trosz­kę za­ba­wi. Ślicz­ne to rze­czy i oso­bliw­re, A i ba­jecz­ki za­wsze praw­dzi­we. Bo nie o cza­rach, ani o wróż­ce, Ale o traw­ce, o drob­nej musz­ce,

0 ziarn­kach pia­sku, wody kro­pel­ce, i o ro­bacz­ku i o mu­szel­ce.

Cza­sem nie wsta­jąc ze swej ła­wecz­ki, W da­le­kie kra­je ro­bią wy­ciecz­ki. A choć to taki ogró­dek mały, Dzie­cię w nim wi­dzi świat Boży cały.

II.

Na­za­jutrz Zo­sia prze­ko­pa­ła całą grzą-decz­kę i z po­mo­cą cio­ci po­sa­dzi­ła kil­ka krzacz­ków lew­ko­nii, a przy tej ro­bo­cie cią­gle so­bie roz­ma­wia­ły we­so­ło.

Zo­sia. Żeby to ta lew­ko­nia już prę­dzej za­kwi­tła. Mama mó­wi­ła, że jesz­cze parę ty­go­dni po­cze­kać trze­ba. Te­raz na­wet pącz­ków nie­ma ani śla­du. I zkąd to wszyst­ko się tu wreź­mie, i pącz­ki i ślicz­ne kwia­tecz­ki ko­lo­ro­we. Że też to nie­po­dob­na oba­czyć, jak ziół­ko ro­śnie. Nie­raz so­bie uklęk­nę przy ja­kiej ro­ślin­ce, tak dłu­go, tak uważ­nie się przy­pa­tru­ję i nic a nic nio wi­dzę, tyl­ko za­wsze jed­na­ko­wiu­teń­kie li­stecz­ki. A jed­nak, jak po­tem przyj­dę w kil­ka dni, za­wsze oba­czę coś no­we­go. Jed­ne li­stecz­ki uro­sły znacz­nie, dru­gie, nowe, wy­sko­czy­ły Bóg wie zkąd. Cio­ciu, czy to wszyst­ko w nocy wy­ra­sta?

Cio­cia. Ro­ślin ro­sną w dzień i w nocy, ale bar­dzo po­wo­li się po­więk­sza­ją. Spoj­rzyj na mój ze­ga­rek. Wi­dzisz na nim dwie wska­zów­ki, jed­ne więk­szą, dru­gą mniej­szą. Przy­patrz się do­brze, a oba­czysz, jak ta więk­sza po­wo­li się po­su­wa. Mniej­sza wy­glą­da zu­peł­nie, jak gdy­by na jed­nem miej­scu sta­ła, a jed­nak i ona musi się po­ru­szać, kie­dy co go­dzi­na jest na in­nym zna­ku. Ta wska­zów­ka da­le­ko prę­dziej prze­cież po­stę­pu­je, ani­że­li wy­ra­sta­ją­cy li­ste­czek i cóż dziw­ne­go, że ty tego oba­czyć nie mo­żesz.

Zo­sia. Te­raz już wiem, ale jesz­cze nie wszyst­ko. Wi­dzisz, cio­ciu, co in­ne­go wska­zów­ka, a co in­ne­go ro­ślin­ka. Wska­zów­ki na two­im ze­gar­ku wę­dru­ją so­bie na­oko­ło, ale za­wsze jed­na­ko­wo wy­glą­da­ją, jed­na dłuż­sza, dru­ga krót­sza. Ro­ślin­ka na jed­nem miej­scu sie­dzi, a cią­gle się po­więk­sza. Ni ztąd ni zo­wąd wy­ska­ku­ją nowe li­stecz­ki, po­tem znów pącz­ki, a w tych pącz­kach z po­cząt­ku nic nie­ma cie­ka­we­go. Ja ci na­wet coś po­wiem do uszka, ja cza­sem so­bie pącz­ki zie­lo­ne zry­wa­łam, bo my­śla­łam, że tam kwia­tecz­ki we środ­ku są po­cho­wa­ne. Ale gdzie­tam, nie­ma nic i ja już wię­cej tego nie zro­bię, bo wiem, że te ślicz­ne kwiat­ki ró­żo­we, żół­te, fioł­ko­we, póź­niej do­pie­ro, nie­wie­dzieć zkąd się we­zmą i wy­sko­czą z pącz­ków.

Cio­cia. Kie­dy tak umiesz" się za­sta­na­wiać, mu­sia­łaś tak­że za­uwa­żyć, że kie­dy kup­kę pia­sku na­sy­piesz w ogród­ku, znaj­dziesz ją taką samą w kil­ka dni, a na­wet w kil­ka ty­go­dni, je­że­li jej nikt nie ru­szy. Je­śli ze­chcesz, żeby kup­ka się po­więk­szy la, mu­sisz znów pia­sku przy­wieźć na tacz­ce i do­sy­pać.

Zo­sia. Ja wiem, cio­ciu, że pia­sek, ani ka­my­czek, ani że­la­zo, ani zło­to nie ro­śnie. Mama opo­wia­da­ła mi po­wiast­kę o jed­nym chłop­czy­ku, co za­siał w ogro­dzie du­ka­ty, bo my­ślał, że mu wy­ro­sną du­ka­to­we drze­wa. Jaki to nie­roz­sąd­ny był chłop­czyk.

Cio­cia. Mu­siał być jesz­cze mały i nie-ro­zu­miał, że żad­na rzecz mar­twa, nie­ży­wa, wy­ro­snąć nie może. Grud­ka zie­mi ni gdy się nie po­więk­szy, chy­ba dru­gą grud­kę przy­ło­ży­my do niej. Ka­mień, że­la­zo, gli­na, pia­sek, wszyst­ko to jest mar­twe i mó­wi­my, iż to na­le­ży do pań­stwa mi­ne­ra­łów, a mi­ne­ra­ły nie żyją i nie­ro­sną.

Zo­sia. Wiem już, wiem. Za­raz ja ci wy­li­czę wszyst­ko, co tu w moim ogród­ku na­le­ży do tego pań­stwa mi­ne­ra­łów. Naj­przód to, co ty już po­wie­dzia­łaś: zie­mia, pia­sek, ka­mycz­ki, a po­tem jesz­cze mój ry­de­lek, ko­ne­wecz­ka i ław­ka i ko­szyk.

I cze­góż ty się śmie­jesz, cio­ciu? czy ja co śmiesz­ne­go po­wie­dzia­łam? Toż mój ko­szyk nie ro­śnie i nie żyje, ani ry­de­lek tak­że. Ale praw­da, że ko­szyk z ga­łą­zek jest zro­bio­ny, a ry­de­lek z drze­wa i tyl­ko ostrze ma że­la­zne. Drze­wo kie­dyś żyło i ga­łąz­ki tak­że. Czy tak, cio­ciu? do­praw­dy, ja już nie wiem sama, co po­wie­dzieć.

Cio­cia. Po­cze­kaj; naj­przód mu­sisz zro­zu­mieć, co to jest przy­ro­da, a co sztu­ka. Przy­ro­dą na­zy­wa­my wszyst­ko, co Pan Bóg stwo­rzył na zie­mi, a to co czło­wiek zro­bi, na­zy­wa się sztu­ką. W przy­ro­dzie mo­że­my od­róż­nić mi­ne­ra­ły, czy­li mar­twe rze­czy, ro­śli­ny i zwie­rzę­ta. Otoż mamy trzy pań­stwa przy­ro­dy, pań­stwo mi­ne­ra­łów, pań­stwo ro­ślin­ne i pań­stwo zwie­rzę­ce. Wiesz już, że Pan Bóg to wszyst­ko stwo­rzył z ni­cze­go, ale czło­wiek z ni­cze­go nic zro­bić nie może, musi za­wsze zna­leźć w przy­ro­dzie ja­kiś ma­te­ry­ał do swo­jej

Świa­tek Zosi. 2

ro­bo­ty. Twój ry­de­lek na­przy­kład jest ro­bo­ta czło­wie­ka.

Zo­sia. I nie jed­ne­go, cio­ciu, ale dwóch. Sto­larz zro­bił trzon drew­nia­ny, a ko­wal wy­kuł w kuź­ni że­la­zne ostrze."

Cio­cia. A te­raz j)omyśl do­brze i po­wiedz, z ja­kie­go to oni pań­stwa przy­ro­dy wzię­li ma­te­ry­ał na ten ry­de­lek?

Zo­sia. Aż z dwóch państw, cio­ciu; drze­wo na­le­ży do pań­stwa ro­ślin, a że­la­zo, to już nie­za­wod­nie mi­ne­rał i te­raz śmiać się ze mnie nie bę­dziesz. Za­raz ci na­wet po­wtó­rzę te wrszyst­kie za­baw­ne na­zwy. Ta gru­sza, to jest przy­ro­da, a ła­wecz­ka, to już sztu­ka, cho­ciaż i to i to drze­wo. Ale gru­sza ro­śnie, tak jak ją Pan Bóg stwo­rzył, a ła­wecz­kę sto­larz zro­bił. Cóż, czy nie do­brze po­wie­dzia­łam?

Cio­cia. Bar­dzo do­brze i wi­dzę, że zro­zu­mia­łaś. Po­wiedz­że mi coś jesz­cze o trzech pań­stwach przy­ro­dy.

Zo­sia Kie­dy już wszyst­ko mó­wi­łam, o pia­sku, o ka­mycz­kach, o ry­del­ku, wię­cej tu już nic nie­ma w ogród­ku.

Cio­cia. Mo­że­my jesz­cze obej­rzeć na­sze ubra­nie. Wszyst­ko to są, ma­te­ry­ały wzię­te z przy­ro­dy, bo wie­my, że każ­da rzecz była wprzód przez Boga stwo­rzo­na, a póź­niej do­pie­ro prze­ro­bio­na przez łu­dzi.

Zo­sia. A praw­da, Za­czy­naj­myż od trze­wicz­ków. Skór­ka jest z ja­kie­goś bied­ne­go by­dląt­ka, ono kie­dyś żyło i na­le­ża­ło do pań­stwa zwie­rząt. Poń­czosz­ki są z ba­weł­ny zro­bio­ne, a ko­szul­ka z płót­na. Płót­no robi się z nici, a nici z lnu. Len to taka ro­śli­na, za­sie­wa się w polu i ma nie­bie­skie kwia­tecz­ki. Ba­weł­na to tak­że ta­kie nici, nie­praw­daż, cio­ciu?

Cio­cia. Tak, ale nie ro­bią się z lnu. Ba­weł­na jest tak­że ro­śli­ną, wy­glą­da jed­nak zu­peł­nie in­a­czej i ro­śnie tyl­ko w go­rą­cych kra­jach. Póź­niej opo­wiem ci o niej wię­cej.

Zo­sia. Ach, moja cio­ciu, toż ja cała je­stem ubra­na w pań­stwo ro­ślin­ne; trze­ba­by tyl­ko zdjąć trze­wicz­ki. Poń­czosz­ki i per­ka­lo­wa su­kien­ka, i far­tu­szek, wszyst­ko to jest z ba­weł­ny, ko­szul­ka z nici, ka­pe­lu­sik ze sło­my. Ty za to, cio­tecz­ko, od stóp do gło­wy ubra­na je­steś w pań­stwo zwie­rzę­ce, bo masz.suk­nię weł­nia­na. Coś tam trosz­kę i ro­ślin­ne­go masz na koł­nie­rzy­ku i rę­kaw­kach.

Cio­cia. Po­cze­kaj, masz i ty je­dwab­ną prze­pa­skę, i je­dwab­ne wstą­żecz­ki u ka­pe­lu­sza.

Zo­sia. Je­dwab… pa­mię­tam, pa­mię­tam, mama mó­wi­ła, że jest taka dziw­na lisz­ka, co umie prząść ślicz­ne, je­dwab­ne ni­tecz­ki. Ja nig­dy ta­kiej lisz­ki nie wi­dzia­łam, choć tu w ogro­dzie jest ich mnó­stwo.

Cio­cia. O tych lisz­kach po­mó­wi­my tak­że ob­szer­niej inną rażą, Ale ty masz jesz­cze ko­ra­li­ki i krzy­żyk zło­ty.

Zo­sia, Ach praw­da, a f.y, cio­ciu, ze­ga­rek, łań­cu­szek, kla­mer­kę sta­lo­wą. Wszyst­ko to na­le­ży do pań­stwa mi­ne­ra­łów, tak jak mój krzy­żyk i ko­ra­li­ki.

Cio­cia. Wszyst­ko, oprócz ko­ra­li­ków. Jak my­ślisz, zkąd się bie­rze ma­te­ry­ał, z któ­re­go te ład­ne, czer­wo­ne pa­cior­ki sa zro­bio­ne?

Zo­sia. Czy ja wiem, cio­ciu; chy­ba ro­śnie, albo się z zie­mi wy­ko­pu­je.

Cio­cia. Nie, wy­do­by­wa się z mo­rza. Mor­skie zwie­rząt­ka, ży­ją­ce pod wodą, wy­ro­bi­ły ma­te­ry­ał na two­je ko­ra­li­ki, tak jak lisz­ki je­dwab uprzę­dły.

Zo­sia. O, moja cio­ciu, jak­że to za­baw­nie po­my­śleć, że na moje ubra­nie ta­kie róż­ne dziw­ne zwie­rząt­ka pra­co­wa­ły.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: