- W empik go
Światła i cienie: Tom 1 - ebook
Światła i cienie: Tom 1 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 253 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pałac cezarów, gmach obszerny, wspaniałej struktury, rozszerzał się i wzrastał jednocześnie z potęgą rzymskich władców.
Główną jego bramę, od strony Via Sacra, stanowił wjazd, ozdobiony piękną rzeźbą Lizyasza – grupą Apollina i Dyany na czworokonnym wozie. Od bramy ścieżki prowadziły do świętej Areny, wyłożonej białym marmurem i otoczonej kolumnami z numidyjskiego marmuru. Na tej arenie mieściły się posągi Danaid, ojca ich, oraz wiele, wiele innych, a nad wszystkimi górowała wspaniała postać opartego na słynnej swej maczudze Herkulesa, dłuta Lizyppa.
Po jednej stronie areny wznosiła się świątynia Apollina, oraz przybytek Westy, po drugiej zaś sławna biblioteka Palatyńska, tak obszerna, że mogła wygodnie pomieścić w swych murach cały Senat. W przedsionku jej znajdowała się 50 stóp wysoka statua Apollina.
Żadna z dzielnic starożytnej Romy nie mogła współzawodniczyć z cesarską pod względem bogactwa i wspaniałości, lecz niestety, żadna także nie była świadkiem tylu występków i zbrodni. Widocznie duchy ciemności upodobały ją sobie, a samotny wędrowiec, zwiedzając dziś jeszcze te miejsca, zaludnia je mimowoli w swej wyobraźni cieniami niepomszczonych ofiar lub pokutujących zbrodniarzy.
W 54 roku po Narodzeniu Chrystusa wszechwładną panią w pałacu cezarów była piękna Agrypina, małżonka niedołężnego cesarza Klaudyusza, a córka dzielnego Germanika i Agrypiny starszej – ludzi, którzy oboje pozostawili po sobie wdzięczną pamięć w sercach zacnych Rzymian. Prawnuczka cesarza Augusta, wnuczka zwycięskiego Agryppy, siostrzenica Ty – beryusza, siostra Gajusa, wyniesiona na stanowisko cesarzowej Rzymu, Agrypina mogła nabrać przeświadczenia, że należy do wybranych istot. Świat leżał u jej stóp. Losy dały jej wszystko, co może zapewnić trwałe szczęście na ziemi, lecz dumna niewiasta nie czuła się jeszcze zadowoloną. Żądała więcej. Dumę jej stanowił obecnie syn z pierwszego małżeństwa, młody Nero. Wprawdzie cesarz Klaudyusz usynowił tego chłopca i okazywał mu wiele przychylności, ale miał własne dzieci: Oktawię i Brytanika, który, w razie śmierci ojca, posiadał niezaprzeczenie pierwsze prawo do tronu. Ta myśl trapiła Agrypinę nieustannie. Uwielbiała syna i jeszcze w marzeniach swych przeznaczała dlań purpurę rzymskich imperatorów. Klaudyusz był już niedołężny i stary, nie rokowano mu długiego życia. Należało przygotować wszystko, by w chwili jego śmierci nie dopuścić do tronu Brytanika. Agrypina postanowiła, że należne pasierbowi miejsce musi zająć jej syn, a ona, młoda jeszcze, energiczna i silna ujmie berło w dłonie i będzie właściwie sprawowała rządy w jego imieniu. Już teraz była w pałacu wszechwładną, gdyż Klaudyusz ulegał we wszystkiem jej woli, ale pragnęła utrwalić swe stanowisko i pracowała nad tem usilnie, nie przebierając w środkach. Niezliczeni ajenci i donosiciele otrzymywali od niej rozkazy i bywali dopuszczam do tajemnych narad. Dworacy okazywali jej przychylność, gdyż czuli jej przewagę nad Klaudyuszem; jeden tylko Narcissus, sekretarz, nie korzył się przed nią. Lud uwielbiał ją, jako córkę Germanikusa, nie wątpiąc, że jego cnoty odziedziczyła. Inteligencya rzymska stała po jej stronie, bo wpływem swoim Agrypina powróciła z wygnania filozofa Senekę i powierzyła mu wychowanie młodego Nerona. Miała cesarzowa za sobą i straż pretoryańską, Prefekt pretoryanów – Burrus jej zawdzięczał zajmowane stanowisko. Nie brakło jej zresztą środków do zdobywania ludzkiej sympatyi. Służyły jej w tym celu młodość, piękność, rozum, sława i bogactwo.
W piękny wieczór jesienny Agrypina siedziała w swej komnacie, pogrążona w myślach. Koło niej zgromadzono wszystko, co bogactwo i sztuka ówczesne dać mogły. Krwawe promienie zachodzącego słońca ślizgały się po srebrnych i złotych posążkach po cudnych rzeźbach marmurowych, lub pysznych pawiach i skrzydlatych genijuszach, malowanych na ścianach komnaty. Ale dziś małżonka Klaudyusza spoglądała obojętnie na otaczające ją arcydzieła. Nawpół leżąc na miękkiem długiem krześle, wsparta niedbale o poduszki, z odrzuconą w tył piękną głową i dumnem wejrzeniem zdawała się być stworzoną do panowania. I sama nie wątpiła, że w walce z losem potrafi odnieść zwycięstwo i urzeczywistni śmiałe swoje plany.
Srebrne zwierciadło, wiszące naprzeciw, odbijało jej wdzięczną postać, lecz ona nie myślała o tem, że jest piękną; że chociaż dobiega lat 40-u, ma jeszcze pełne życia oczy, usta purpurowe, piękne złociste włosy, które spadają w obfitych lokach na czoło, a zakryłyby ją całą, jak płaszczem królewskim, gdydy ich nie ujmowała z tyłu głowy złota siatka, perłami i szafirami wysadzana.
Nie o tem myślała, że jej nóżki, w kosztownych sandałkach, wydają się dziwnie małe, że długa "stola" (szata, noszona zwykle przez rzymskie niewiasty) spływa w malowniczych fałdach ku posadzce, że dyamentowe klamry, spinające u ramion jej rękawy, rzucają świetne blaski, a tak pięknych pereł, jak te, co błyszczą w jej uszach, nie nosiła pewno żadna z jej poprzedniczek.
Spojrzenia Agrypiny zwracały się co chwila ku drzwiom, wiodącym wgłąb pałacu; zdawała się czekać niecierpliwie na czyjeś przybycie. Wązkie łuki jej brwi ściągały się gniewnie, w oczach błyskał niepokój, a usteczka zacinały się wyrazem stanowczości. Była zupełnie samą. Odprawiła wszystkie niewolnice, by oddać się swobodnie myśli, którą teraz żyła, która zawładnęła nią całkowicie, dla której przeprowadzenia gotowa była nawet zbrodnię popełnić, nawet życie swoje na niebezpieczeństwo wystawić.
– Tak! Nero musi zostać cezarem! – mówiła sobie w duchu. – Doprowadzę go do tronu, choćby po stopniach krwią zbryzganych!
Pojęcie zła i dobra nie rysowało się jasno w jej umyśle, jako poganki; występki i zbrodnie nie przerażały jej, cnota nie zachwycała. Lubiła wprawdzie słuchać, gdy nauczyciel jej syna, filozof Seneka mówił o cnocie i rozgrzewał się samem brzmieniem tego wyrazu; ale gdy nie widziała Seneki, zapominała o tem, co jej powiedział.
Słyszała, że są istoty potężniejsze od ludzi, wiedziała, że kapłani czczą bogów, mieszkających na Olimpie, lecz ona tej czci nie odczuwała.
Bo kimże właściwie byli ci bogowie?
Czyż senat nie ogłosił bogiem cesarza Augusta, Tyberyusza, a nawet szaleńca Kaligulę?…. Jeżeli tacy ludzie po śmierci mogli zostać bogami, jeśli im palono kadzidła i stawiano na ołtarze, to można było nie trwożyć się zbytecznie o Olimp.
Jedna tylko Nemezis nabawiała czasem niepokoju Agrypinę. "Czy to prawda – pytała wtedy sama siebie, – że to mściwe bóstwo idzie za zbrodniarzem, dręczy jego serce, kładzie dłoń ciężką na jego ramieniu, aż wreszcie zatapia w jego mózgu gwóźdź dyamentowy, który śmierć sprowadza?"
Lecz nigdy długo nie dręczyły jej myśli podobne. Wnet uśmiech ironiczny zjawiał się na jej wargach, a biała ręka czyniła ruch pogardliwy. I teraz, gdy tak siedziała samotna, stanął przed nią obraz mściwej bogini, i brwi małżonki Klaudyusza ściągnęły się gniewnie, a w oczach jej błysnął niepokój, lecz wkrótce siłą woli odegnała od siebie to widzenie. Alboż nie miała w historyi Rzymu przykładów, że intrygi i nieprawe środki pomogły do osiągnięcia bogactw i stanowiska!?
A komuż ona sama zawdzięczała swe wyniesienie? Usunęła wszystkich, którzy stali na jej drodze, i śmiałków takich usuwać będzie nadal. Biada tym, którzy postanowieniom jej przeszkadzać zechcą. Umiała kierować własnym losem, teraz pokieruje losem syna i spełni wszystko, co zamyśliła.
– Będziesz cezarem, Neronie, a ja rządzić będę Rzymem w twojem imieniu! – rzekła wreszcie głośno. – Nemezis nam nie przeszkodzi, bo ja na to nie pozwolę!
W tej samej chwili w przyległej komnacie rozległy się czyjeś kroki; jakaś ręka odsunęła ciężką portyerę, i na progu stanął 15-letni młodzieniec. Był to Nero, niepodobny jednak do późniejszego Nerona, cezara. Dziecinna jego twarz, uśmiechnięta łagodnie, nie miała jeszcze tygrysiego wyrazu, jakim ją czas napiętnował; na gładkiem, czystem czole nie była jeszcze wypisana żadna zbrodnia. Złote jego o rudawym połysku włosy opadały w krótkich lokach na białą szyję, siwe oczy patrzyły jasno; wzrostu był średniego, budowy tak kształtnej, że pochlebcy porównywali go do młodzieńczego "boga pieśni." Szpeciło go tylko to, że niekiedy, z powodu krótkiego wzroku, mrużył oczy, co nadawało niemiły wyraz całej twarzy. W tej chwili wszakże spoglądał pogodnie.
– Nero! – zawołała tonem zdziwienia Agrypina.– Sądziłam, że dłużej zabawisz przy uczcie; cezar gotów być niezadowolonym z ciebie!
Chłopiec roześmiał się.
– Niema obawy! – odparł wesoło. – Boski Klaudyusz chrapie w najlepsze przy stole, a goście z trudem tłumią ziewanie. Biedacy, posiedzą tak pewno do północy. Wcześniej nie uwolni ich wierny Narcissus od widoku pijanego półboga!…
– Cicho! – szepnęła Agrypina. – Pamiętaj, że ściany mają uszy. Żartuj z kogo chcesz, lecz nigdy z cezara!
Nero pochylił się do matki z pocałunkiem, poczem usiadł u jej stóp.
– Czy Oktawia pozostała jeszcze przy stole?
– Tak, – odparł obojętnie.
Agrypina zmarszczyła brwi.
– Nieroztropny chłopcze! – rzekła z uśmiechem,– czyż nie wiesz, jak pragnę, abyś córce Klaudyusza okazywał przynajmniej publicznie względy należne przyszłej twojej małżonce? Opuszczając salę uczty wcześniej, uchybiasz jej. Czy Brytanik pozostał także?
– O, nie! – odparł Nero. – Tego zepchnęłaś już przecież, matko, na ostatni plan. Przy uczcie siedział na końcu stołu, a potem został wysłany na spoczynek razem z innymi chłopcami i ich pedagogami. Nieraz żal mi go doprawdy…
– A dlaczego tak uczyniłam, niewdzięczniku? – zapytała, – czyż nie w tym celu, abyś ty nosił purpurę rzymskiego imperatora? Nie dla tego słabego chłopca korona. Czy wiesz, – dodała z pogardą, – czem zdobyłam sobie jego serce?
– Czemże?
– Obiecałam mu podarować gadającego drozda.
– Daj lepiej mnie, matko, tego ptaka! Drozd umiejący mówić tak jak twój – to taka rzadkość!…
– Nie, Neronie! Takiemi głupstwami niech się zajmuje Brytanikus, ciebie czekają poważniejsze zabawki.
Z oczu Nerona strzelił ponury błysk. Zmrużył powieki.
– Gniewny dziś jestem na niego! – rzekł.
– Cóż ci zawinił? – zapytała matka.
– Spotkałem go rano w domu Helecyusza i powiedziałem grzecznie "dzień dobry!" on zaś, wiesz, matko, jak się do mnie odezwał?
– Jakże?
– Witam cię, Ahenobarbusie! Ahenobarbus! (1) nie cierpię tego przezwiska, on wie o tem i chciał mi ubliżyć, a przecież jam bliższy boskiego Augusta, niż on.
Agrypina uśmiechnęła się.
– Głupstwo! nie bierz do serca uchybień Brytanikusa. Nie jest on dla ciebie niebezpiecznym.
– Ręczę, że Narcissus, lub Deusus z Pudensem namawiają go, by mi dokuczał. Oni z nim trzymają.
– Narcissus, – powtórzyła Agrypina… – to niebezpieczny wróg, należy się go strzedz. Dobrzeby było usunąć go z drogi. Cezar niebardzo zadowolony z budowy nowego kanału, do usuwania jeziora Fucinus na- – (1) Ahenobarbus – Miedzianobrody, przydomek pierwszego męża Agrypiny, ojca Nerona.
mówię. Domicyusza Afera, by oskarżył Narcissusa, że zagarnął dla siebie część przeznaczonych na to funduszów. Może uda nam się wyprawić go z Rzymu. Nero uśmiechnął się porozumiewawczo.
– Wracaj do sali, chłopcze! Oczekują Pallasa, z którym chcą pomówić sam na sam. Zasiądź znów do uczty i miej uszy i oczy otwarte na wszystko. Jeśli chcesz dojść do tronu, musisz mi pomagać. A pamiętaj, bądź uprzejmym dla Oktawii!…
– Idę, – rzekł Nero, podnosząc się leniwie, – ale doprawdy wolałbym wyrzec się tego wszystkiego – mógłbym wówczas poślubić słodką i piękną Akte, swoją niewolnicą.
– Co mówisz? – zapytała Agrypina, topiąc surowy wzrok w źrenicach młodzieńca.
Nero spuścił oczy i zarumienił się.
– Cezarowie rzymscy kończą nieraz życie tak smutno, – bąknął nieśmiało, – Augusta otruto, Tyberyusza uduszono…
– Nie dziwię się, że rumieniec wystąpił na twe lica, – odparła matka pogardliwie. – Zapomniałeś, żeś wnukiem Germanika; możnaby sądzić, że masz równie słabego ducha, jak Brytanik. Idź już! Widzę, że sama muszę się troszczyć o twoją przyszłość.
Nero przyklęknął i pocałował rękę matki.
– Przebacz! Słabe myśli pierzchnęły już odemnie, potrafisz, matko, przekonać każdego. Wrócę do stołu biesiadnego i będę pamiętał, coś mi czynić kazała…
W tej chwili niewolnik oznajmił, że Pallas oczekuje rozkazów cesarzowej.
– Niech wejdzie! – rzekła Agrypina.
Pallas zajmował jedno z wybitniejszych stanowisk na dworze cezara. Bogaty, obdarzony szlachetną powierzchownością, ciesząc się łaską Agrypiny, był dumnym, za dumnym może, jak na człowieka, który na przedmieściu Rzymu wołał niegdyś: "Ryby solone sprzedaję!"
Przed laty przybył z rodzinnej swej Arkadyi, jako niewolnik. Sprytem i przebiegłością zwrócił uwagę Agrypiny, która do swoich celów potrzebowała takich ludzi i z niewolnika został powiernikiem cesarzowej.
Wszedłszy do komnaty, Grek zatrzymał się przy progu. Oczy jego wyrażały niepokój.
– Złe masz dla mnie dziś nowiny? – zapytała cesarzowa.
– Nasłuchałam się powieści, które wróżą nieszczęście – odparł Pallas.
– Prawda, żeście wy, Grecy, wszyscy zabobonni! – rzekła z lekceważeniem Agrypina. – No, powtórz, co wiesz, ja we wróżby nie wierzę!
– Podobno gdzieś w granicach cesarstwa przyszło na świat prosię ze szponami orła – mówił Pallas.
Cesarzowa się uśmiechnęła.
– I cóż dalej? – zapytała.
– Na szczycie Kapitolu osiadł rój pszczół – mówił Grek zimno – ognisty deszcz zniszczył namioty w obozie; w ciągu kilku miesięcy umarł w naszem mieście kwestor, edyl, trybun, pretor i konsul.
Klaudyusz mianował nowego konsula, ale tylko na miesiąc; zdaje się przeczuwać, że i jego życiu grozi niebezpieczeństwo.
– Wszyscyśmy śmiertelni – odparła obojętnie Agrypina.
– Nieciekawe dziś twoje nowiny, Pallasie! – dodała szyderczo.
– Mam i ważniejsze, ale zato drażliwej treści.
– Możesz mówić śmiało – rzekła i wskazała mu krzesło w pobliżu stojące.
Grek siadł i począł mówić zniżonym głosem:
– Narcissus jest przyjacielem Brytanika. Niedawno odezwał się, że zawsze był przeciwny małżeństwu twemu, boska Augusto, z Klaudyuszem, i usynowieniu Nerona przez cezara, że w razie śmierci Klaudyusza stanie po stronie Brytanika, bo tak nakazuje sprawiedliwość, że modli się codzień, by bogowie jaknajprędzej pozwolili prawemu następcy tronu dojść do lat męskich i usunąć od dworu nieprzyjaciół ojca.
Teraz Agrypina słuchała bez ironicznego uśmiechu słów Greka, on zaś mówił coraz śmielej. Opowiadał, że w ostatnich czasach Klaudyusz okazywał Brytanikowi wiele serca, że nieraz zapewniał jego i Oktawię, iż nie pozwoli skrzywdzić własnych dzieci na korzyść Nerona, którego charakter wcale nieobiecującym się wydaje. "Młodzieniec ten ma język z żelaza, a serce z ołowiu" – odezwał się podobno cesarz o pasierbie – "cóż dziwnego że włosy jego są koloru miedzi!" Słyszano też, jak raz cesarz rzekł do Brytanika:
"Nie obawiaj się, kto rano zadał, potrafi ją zagoić."
Tu Agrypina gwałtownie powstała z krzesła, z oczu jej strzeliły błyskawice gniewu.
– Tak powiedział! – syknęła przez zaciśnięte zęby – dziękuję ci, żeś mi o tem doniósł, Pallasie! To mi doda energii. Czy Klaudyusz potrafi leczyć zadane rany, to pokaże przyszłość, ale że Agrypina umie usuwać z drogi wszystkich, co się ośmielają przeszkadzać jej zamiarom, o tem chyba nikt nie wątpi.. Dłużej zwlekać niepodobna. Trzeba nam teraz czynów, nie słów. Zacznę od Narcissusa; dopóki on zostanie na dworze, nie dokonam niczego. Zresztą stan jego zdrowia wymaga już odpoczynku – dodała z ironią.
– Powiem mu, cesarzowo, że raczyłaś miłościwie troszczyć się o niego i radzisz mu wyjazd do siarczanych… kąpieli, – dodał z sarkastycznym uśmiechem Pallas.
– Pozbędę się w takim razie Narcissusa – rzekła Agrypina. – Teraz, jeśli Klaudyusz śpi, prowadź mnie do niego.
Grek zmieszał się widocznie.
– W jakim celu chcesz iść do niego, pani? – zapytał.
– Bądź spokojny – odparła dumnie Agrypina – wiem, co czynię.
– Klaudyusza przeniesiono już z sali biesiadnej do sypialni.
– Tam więc pójdziemy – rzekła stanowczym tonem cesarzowa.
Do komnat cesarskich trzeba było przejść przez dziedziniec, gdzie stała straż pretoryańska. Pallas dał hasło. Podwoje otworzyły się.
– Cesarz śpi – oznajmił żołnierz, stojący przy drzwiach sypialni.
– Zaczekamy, aż się przebudzi. Ty możesz odejść! – rzekła rozkazująco Agrypina.
W rozpiętej, purpurowej szacie, z włosami w nieładzie, Klaudyusz spoczywał na łożu z drzewa cytrynowego. Nabrzmiałe i czerwone jego policzki świadczyły, że wypił zawiele wina.
– Nie łatwo się przebudzi – pomyślała Agrypina. – Teraz możesz mnie zostawić samą – rzekła z naciskiem do Pallasa.