Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Światło i płomień - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
14 grudnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
59,90

Światło i płomień - ebook

Podważająca mity o upadku Rzeczypospolitej opowieść o bezprecedensowej próbie odwrócenia biegu historii.

Trudno będzie napisać lepsze studium polityki ostatnich sześciu dekad niepodległego państwa polsko-litewskiego — prof. Hamish Scott, Jesus College, Uniwersytet Oxfordzki

Ostatnie dekady dawnej Rzeczypospolitej to epoka, na którą patrzymy przez pryzmat straconych szans i podciętych skrzydeł. Czy Rzeczpospolita naprawdę była państwem upadłym, które samo przegrało swą wielkość i skazało się na zagładę?

Richard Butterwick, brytyjski profesor historii, absolwent Cambridge i studiów doktoranckich na Oxfordzie w swoim najnowszym dziele przekonuje, że zdecydowanie nie. Pozbawiony obciążeń i uprzedzeń kreśli obraz wielkiego potencjału Rzeczypospolitej, który na kilka lat zajaśniał pełnym blaskiem i spłonął – w ogniu rosyjskich dział w wojnie o konstytucję 1792 i powstaniu kościuszkowskim.

Wychodząc ze głębokiego kryzysu, w drugiej połowie XVIII wieku Rzeczpospolita była buzującym kotłem energii społecznej i przeciwstawnych idei. Szok wywołany I rozbiorem i ponownym zacieśnieniem rosyjskiej dominacji uruchomił desperacki wysiłek na rzecz ocalenia państwa – Sejm Wielki, który Butterwick nazywa „polską rewolucją”. Jak wyglądało ścieranie się idei oświecenia ze szlachecką kulturą polityczną i słynna walka „peruki z wąsami”?

Na historycznej szachownicy autor rozstawia zarówno najważniejsze, jak i poboczne figury: tragiczną postać króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, wielkich magnatów, wizjonerskich reformatorów i zwykłych szlachciców. Pamięta jednak o tym, że cała ta partia rozgrywała się w złowrogim cieniu agresywnych monarchii ościennych i pod czujnym okiem ich władców, z Katarzyną II na czele. Angielski historyk w nowatorski sposób wpisuje dzieje Rzeczypospolitej w szeroki kontekst europejski, wyjaśniając dyplomatyczne rozgrywki i strategiczne cele trzech wielkich mocarstw – Rosji, Prus i Austrii. Co ważne, czyni to, korzystając również ze źródeł litewskich oraz najnowszych ustaleń tamtejszych badaczy.

Światło i płomień to opowieść o końcu i początku – zniszczeniu polsko-litewskiego państwa i narodzinach nowoczesnego narodu.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-08-07812-9
Rozmiar pliku: 7,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRO­LOG: ŚWIA­TŁO I PŁO­MIEŃ

W nie­dzielę 6 maja 1787 roku po­ra­nek był chłodny i ja­sny. Silne wio­senne świa­tło sło­neczne mą­ciły prze­lotne opady. Po wo­dach ogrom­nej rzeki Dniepr, za­si­la­nych przez top­nie­jące po dłu­giej zi­mie śniegi i lody, pły­nęła na po­łu­dnie flo­tylla sied­miu pa­ła­co­wych ga­ler i około osiem­dzie­się­ciu mniej­szych jed­no­stek. Wielka wy­prawa ro­syj­skiej im­pe­ra­to­ro­wej Ka­ta­rzyny II była te­ma­tem roz­mów w ca­łej Eu­ro­pie. Mo­nar­chini wi­zy­to­wała po­łu­dniowe ob­szary im­pe­rium, ener­gicz­nie za­sie­dlane przez po­tęż­nie zbu­do­wa­nego męż­czy­znę, przy­po­mi­na­ją­cego an­tycz­nego Ko­losa, który jed­no­cze­śnie był fak­tycz­nym współ­władcą pań­stwa, wie­lo­let­nim fa­wo­ry­tem ca­rycy i za­pewne jej po­ta­jem­nie za­ślu­bio­nym mę­żem – Gri­go­rija Po­tiom­kina. Wo­jaż im­pe­ra­to­ro­wej stał się oka­zją do po­wsta­nia ter­minu „wsie po­tiom­ki­now­skie”, wy­wie­dzio­nego ze zło­śli­wie prze­ja­skra­wio­nych opi­sów po­spiesz­nie wzno­szo­nych lub po­wierz­chow­nie i pro­wi­zo­rycz­nie od­na­wia­nych osie­dli nad­brzeż­nych. Ka­ta­rzyna, od dawna na­zy­wana Wielką przez wiel­bi­cieli i po­chleb­ców, od­by­wała po­dróż na Krym. Za­no­siło się na wojnę z im­pe­rium osmań­skim. Gdy około dzie­sią­tej rano flo­tylla za­rzu­ciła ko­twice w po­bliżu mia­steczka Ka­niów, ba­te­ria ar­ty­le­rii, usta­wiona na wy­so­kim pol­skim brzegu, uczciła jej przy­by­cie 101 sal­wami. Ar­mada od­po­wie­działa dzie­wię­cioma sal­wami z wła­snych dział.

Jan Bo­gu­mił Plersch, Po­wi­ta­nie Ka­ta­rzyny II w Ka­nio­wie 6 maja 1787 roku, Na­ro­dowa Ga­le­ria Sztuki we Lwo­wie.

Na brzegu ocze­ki­wał pe­łen nie­po­koju, dość za­żywny pięć­dzie­się­cio­kil­ku­letni męż­czy­zna o or­lim no­sie i du­żych ciem­nych oczach. Był to Sta­ni­sław Au­gust Po­nia­tow­ski, elek­cyjny król pol­ski, wielki książę li­tew­ski, ru­ski, pru­ski, ma­zo­wiecki, żmudzki etc. Część jego mo­nar­szej ty­tu­la­tury była już je­dy­nie wspo­mnie­niem utra­co­nych pro­win­cji. Po dwu­dzie­stu dzie­wię­ciu la­tach miał po­now­nie uj­rzeć uko­chaną nie­gdyś ko­bietę, która wy­nio­sła go na kró­lew­ski tron i nie tylko uda­rem­niła jego wy­siłki, zmie­rza­jące do zre­for­mo­wa­nia Rze­czy­po­spo­li­tej, lecz ją so­bie pod­po­rząd­ko­wała i okro­iła. Aby do­pro­wa­dzić do tego spo­tka­nia, na­ra­ził się na wy­si­łek i koszt zwią­zany z prze­by­ciem za­śnie­żo­nych dwóch trze­cich na­dal ol­brzy­miego Kró­le­stwa Pol­skiego z or­sza­kiem li­czą­cym około trzy­stu pięć­dzie­się­ciu lu­dzi. Pod­czas próby prze­prawy przez Wi­słę zniósł na­wet zimną ką­piel, kiedy pod jego or­sza­kiem za­ła­mał się lód. Po przy­by­ciu do Ka­niowa ocze­ki­wał przez sześć ty­go­dni w po­spiesz­nie za­pro­jek­to­wa­nej i wznie­sio­nej drew­nia­nej re­zy­den­cji. Pod­czas gdy top­nie­jący śnieg za­mie­niał się po­woli w błoto, w po­ło­żo­nym nieco da­lej w górę rzeki Ki­jo­wie śmie­tanka pol­sko-li­tew­skiej ary­sto­kra­cji skła­dała hołdy po­tęż­nej im­pe­ra­to­ro­wej. Ona zaś ma­ni­fe­sto­wała swą po­boż­ność w bu­dzą­cych cześć swoim wie­kiem świą­ty­niach mia­sta, a pry­wat­nie skar­żyła się na nudę ob­rzę­dów re­li­gij­nych. Dawna sto­lica Rusi zo­stała ode­brana przez Mo­skwę Rze­czy­po­spo­li­tej Obojga Na­ro­dów w 1654 roku, a for­mal­nie przy­łą­czona do Mo­skwy trak­ta­tem po­ko­jo­wym w roku 1686. Była obec­nie pro­win­cjo­nal­nym mia­stem, któ­rego naj­waż­niejsi miesz­kańcy – je­śli wie­rzyć ofi­cjal­nej kro­nice kró­lew­skiej wy­prawy, spi­sa­nej przez bi­skupa Adama Na­ru­sze­wi­cza – na­dal kul­ty­wo­wali pol­ską mowę, no­sili pol­skie stroje i fry­zury.

W dole rzeki le­żały słynne po­rohy, czyli skalne progi, a za nimi opusz­czone ko­zac­kie sta­nice, nie­gdyś na­zy­wane Si­czą Za­po­ro­ską. Nie­da­leko było stam­tąd do Żół­tych Wód i Kor­su­nia, miejsc upo­ka­rza­ją­cych klęsk Rze­czy­po­spo­li­tej pod­czas wiel­kiego po­wsta­nia ko­zac­kiego, które wy­bu­chło w 1648 roku i po któ­rym pol­sko-li­tew­skie pań­stwo ni­gdy nie od­zy­skało pełni sił. Nie było dla króla wielką po­cie­chą to, że resztki za­po­ro­skiej au­to­no­mii zo­stały zdła­wione przez Ro­sję w 1783 roku. Jesz­cze w 1768 roku miej­scowi Ko­zacy i chłopi po­now­nie po­wstali prze­ciw pol­skiej szlach­cie, kle­rowi ka­to­lic­kiemu i Ży­dom. Ta wście­kła or­gia prze­mocy, na­pę­dzana przez spory re­li­gijne oraz kon­flikty spo­łeczne i eko­no­miczne, zo­stała w rów­nie bru­talny spo­sób stłu­miona.

Ko­ścioły ka­to­lic­kie ob­rządku ła­ciń­skiego były w tych stro­nach nie­liczne i roz­pro­szone na wiel­kim ob­sza­rze. Na da­le­kich, po­łu­dniowo-wschod­nich kre­sach Rze­czy­po­spo­li­tej utrzy­my­wały się wy­zna­niowe kon­flikty mię­dzy ka­to­li­kami ob­rządku ru­skiego (uni­tami) a wy­znaw­cami pra­wo­sła­wia (pe­jo­ra­tyw­nie zwa­nymi dyz­uni­tami). W ciągu swej dłu­giej po­dróży przez Wo­łyń i Ukra­inę do Ka­niowa król ro­bił, co mógł, aby oka­zać swą sym­pa­tię uni­tom; od­wie­dzał ich świą­ty­nie, szkoły i klasz­tory, brał udział w ich na­bo­żeń­stwach, roz­ma­wiał z chło­pami i ich dziećmi. W Wielki Czwar­tek umył nogi dwu­na­stu sta­rym Ru­si­nom, a po­tem oso­bi­ście po­dał im ko­la­cję (był to lo­kalny wa­riant co­rocz­nego po­boż­nego ry­tu­ału, za­in­spi­ro­wa­nego ak­tem po­kory Chry­stusa, który pod­czas ostat­niej wie­cze­rzy umył nogi swoim apo­sto­łom).

Nie­da­leko od Ka­niowa le­żała też Śmiła – la­ty­fun­dium Po­tiom­kina, sta­jące się w szyb­kim tem­pie pań­stwem w pań­stwie. Gwał­tow­nie zwięk­sza­jąca swą liczbę lud­ność Śmiły, prze­waż­nie pra­wo­sławna, upra­wiała ży­zne zie­mie i han­dlo­wała z Im­pe­rium Ro­syj­skim, po­ło­żo­nym na dru­gim brzegu Dnie­pru. Sta­ni­sław Au­gust zda­wał so­bie sprawę z po­li­tycz­nych za­gro­żeń, zwią­za­nych z co­raz więk­szym pod­po­rząd­ko­wa­niem pra­wo­sław­nego kleru w Rze­czy­po­spo­li­tej pe­ters­bur­skiemu Świę­temu Sy­no­dowi. Jed­nym z punk­tów pro­gramu jego po­dróży była próba na­kło­nie­nia bi­skupa sto­ją­cego na czele Ko­ścioła pra­wo­sław­nego w Pol­sce i na Li­twie do zło­że­nia przy­sięgi lo­jal­no­ści kró­lowi i Rze­czy­po­spo­li­tej. Inne po­my­sły, które pol­ski mo­nar­cha pla­no­wał przed­sta­wić ro­syj­skiej wład­czyni, obej­mo­wały umowy han­dlowe, ob­ni­że­nie ro­syj­skich ceł i stwo­rze­nie pod­staw do tego, by pol­scy eks­por­te­rzy mo­gli z więk­szym dla sie­bie po­żyt­kiem wy­ko­rzy­sty­wać su­pre­ma­cję Ro­sji na pół­noc­nych wy­brze­żach Mo­rza Czar­nego. Za­mie­rzał też za­bie­gać o wy­co­fa­nie z Rze­czy­po­spo­li­tej ro­syj­skiego pułku, który od lat nę­kał po­łu­dniowo-wschod­nie wo­je­wódz­twa ar­bi­tral­nymi re­kwi­zy­cjami. Jego ni­czym nie­skrę­po­wana dzia­łal­ność ra­bun­kowa obej­mo­wała upro­wa­dza­nie dzie­siąt­ków ty­sięcy rze­komo zbie­głych chło­pów, któ­rymi za­sie­dlano zie­mie „No­wo­ro­sji”, za­rzą­dzane przez na­miest­nika po­łu­dnia Po­tiom­kina.

Naj­waż­niej­szym ce­lem Sta­ni­sława Au­gu­sta było jed­nak za­war­cie trak­tatu so­jusz­ni­czego z Ro­sją. Uznał on, że wła­śnie te­raz na­de­szła wy­jąt­kowo sprzy­ja­jąca oka­zja. Pol­skie siły miały wal­czyć – na koszt Ro­sji – u boku ro­syj­skich sprzy­mie­rzeń­ców w nad­cho­dzą­cej woj­nie z im­pe­rium osmań­skim. Tego ro­dzaju so­jusz wy­ma­gałby skon­fe­de­ro­wa­nia na­stęp­nego sejmu, a za­tem nada­nia ob­ra­du­ją­cym po­słom i se­na­to­rom nad­zwy­czaj­nych upraw­nień. Kon­fe­de­ra­cje by­wały czę­sto two­rzone „od dołu”, czyli na pro­win­cji, i wy­mie­rzone prze­ciwko mo­nar­sze, ale mo­gły też po­wsta­wać „od góry”, czyli „przy królu”. Taka kon­struk­cja prawna umoż­li­wi­łaby sej­mowi w ra­zie ko­niecz­no­ści ra­ty­fi­ka­cję so­ju­szu i uchwa­le­nie in­nych ustaw więk­szo­ścią gło­sów, wy­klu­czała bo­wiem moż­li­wość za­sto­so­wa­nia li­be­rum veto. Król po­trze­bo­wał zgody sejmu na zwięk­sze­nie li­czeb­no­ści woj­ska z 18 ty­sięcy do 45 ty­sięcy i na pod­nie­sie­nie nie­zbęd­nych do tego po­dat­ków. Zgło­sił on też chęć wpro­wa­dze­nia „po­pra­wek” do pro­ce­dury par­la­men­tar­nej i są­dow­nic­twa.

Sta­ni­sław Au­gust uwa­żał, że wspo­mniany so­jusz ochroni po­zo­stałe przy Rze­czy­po­spo­li­tej te­ry­to­ria przed gra­bież­czymi po­czy­na­niami są­sied­nich państw – Prus i Au­strii – a rów­no­cze­śnie wzmocni po­zy­cję pol­skiego pań­stwa na are­nie mię­dzy­na­ro­do­wej. Miał na­dzieję, że taki krok na­przód prze­bu­dzi na­ro­dową dumę, fa­tal­nie nad­wą­tloną przez pięt­na­sto­le­cie upo­ka­rza­ją­cej bier­no­ści pod do­kucz­liwą ro­syj­ską he­ge­mo­nią, i nada jego rzą­dom nowy blask. Mu­siał prze­ko­nać Ka­ta­rzynę, że so­jusz z umiar­ko­wa­nie silną Pol­ską – acz­kol­wiek bar­dzo nie­równy – leży w in­te­re­sie obu państw. Pro­blem po­le­gał na tym, że do tej pory pro­wa­dziła ona po­li­tykę sys­te­ma­tycz­nego osła­bia­nia Rze­czy­po­spo­li­tej. Tylko dwu­krot­nie – w la­tach 1764 i 1776 – nie­zbyt chęt­nie wy­ra­ziła zgodę na ogra­ni­czone re­formy ustroju są­siada. Czte­ro­krot­nie od­rzu­ciła su­ge­stie za­war­cia so­ju­szu. Je­dy­nym ar­gu­men­tem, jaki mógł ją prze­ko­nać, było twier­dze­nie, że pod­czas wojny Ro­sji z im­pe­rium osmań­skim Rzecz­po­spo­lita może po­grą­żyć się w cha­osie. Taki sce­na­riusz re­ali­zo­wał się w la­tach 1768–1772, pod­czas kon­fe­de­ra­cji bar­skiej.

Król do­strze­gał rów­nież moż­li­wość wy­ko­rzy­sta­nia ewen­tu­al­nej od­mowy w spo­sób ko­rzystny dla swego pań­stwa. Na­wet uprzejme przy­ję­cie przez im­pe­ra­to­rową mo­głoby po­wstrzy­mać jego opo­nen­tów od ze­rwa­nia naj­bliż­szego sejmu. Po­zwo­li­łoby mu to na kon­ty­nu­ację swo­jej po­li­tyki, z ko­niecz­no­ści ogra­ni­czo­nej po pierw­szym roz­bio­rze (1772) do stop­nio­wego wpro­wa­dza­nia po­pra­wek w po­zor­nie mniej waż­nych spra­wach. Na­strój króla zmie­niał się w za­leż­no­ści od sy­gna­łów do­cie­ra­ją­cych do Ka­niowa z Ki­jowa. Z jed­nej strony przy­wódca ma­gnac­kiej opo­zy­cji, het­man wielki ko­ronny Fran­ci­szek Ksa­wery Bra­nicki, snuł in­trygi prze­ciw kró­lowi. Nie wró­żyło to do­brze mo­nar­sze, gdyż Bra­nicki był żo­naty z ulu­bioną sio­strze­nicą Po­tiom­kina, ko­chaną także przez Ka­ta­rzynę. Z dru­giej strony ca­ryca z po­gardą trak­to­wała in­nych opo­zy­cyj­nych ma­gna­tów, a uprzej­mie wi­tała ro­dzinę króla.

Wsta­wał ra­nek 6 maja. Car­ski dwór po­woli bu­dził się do ży­cia, a Po­lacy cze­kali. Dwaj ksią­żęta o ko­smo­po­li­tycz­nych za­pę­dach, Char­les-Jo­seph de Li­gne i Char­les-Henri de Na­ssau-Sie­gen, gdy przy­pły­nęli do brzegu, zo­stali przy­jęci przez Sta­ni­sława Au­gu­sta. Około pierw­szej Alek­sandr Bez­bo­rodko (se­kre­tarz im­pe­ra­to­ro­wej, a de facto mi­ni­ster spraw za­gra­nicz­nych) do­tarł na pol­ski brzeg na po­kła­dzie sza­lupy na­pę­dza­nej przez dzie­wię­ciu wio­śla­rzy w to­wa­rzy­stwie szam­be­lana car­skiego dworu, księ­cia Fio­dora Ba­ria­tyń­skiego. Za­raz po zej­ściu na brzeg za­pro­sił króla na ga­lerę ca­rycy, „Dniepr”. Z po­wodu sil­nego prądu i wy­se­pek z pia­sku po­dróż trwała około go­dziny. Król, nie­wąt­pli­wie prze­mo­czony i tro­chę zmę­czony szkwa­łami i prze­lot­nymi desz­czami, wszedł na po­kład w oto­cze­niu nie­licz­nej świty.

Sta­ni­sław Au­gust wy­ra­ził chęć spo­tka­nia się z im­pe­ra­to­rową jako hra­bia Po­nia­tow­ski, za­równo z po­wo­dów na­tury praw­nej (mo­nar­sze nie wolno było opusz­czać te­ry­to­rium Rze­czy­po­spo­li­tej bez zgody sejmu), jak i z chęci oszczę­dze­nia czasu, który po­chło­nę­łaby ce­re­mo­nia po­wi­ta­nia. Nie ulega wąt­pli­wo­ści, że miał też w pa­mięci 1758 rok, kiedy po raz ostatni wi­dział Ka­ta­rzynę wła­śnie jako hra­bia Po­nia­tow­ski. Im­pe­ra­to­rowa po­wi­tała go jed­nak z przy­słu­gu­ją­cymi mo­nar­sze ho­no­rami; za­miast po­dać mu rękę do po­ca­ło­wa­nia, pod­su­nęła mu swój przy­pu­dro­wany po­li­czek. Po­tiom­kin od­pro­wa­dził króla aż do drzwi pry­wat­nej ka­juty ca­rycy. Lecz Sta­ni­sław Au­gust miał szansę spę­dzić z Ka­ta­rzyną sam na sam tylko kilka mi­nut, a ich roz­mowa nie zo­stała uwiecz­niona dla po­tom­no­ści. Póź­niej drzwi zo­stały otwarte. Król wpro­wa­dził swą sio­strze­nicę, Ur­szulę Mnisz­chową, którą im­pe­ra­to­rową uści­skała. Po­tem wy­szli.

Po tym krót­kim pry­wat­nym spo­tka­niu i pre­zen­ta­cjach na­stą­piła mniej wię­cej pół­go­dzinna ogólna wy­miana zdań, a póź­niej całe to­wa­rzy­stwo prze­sia­dło się na inny sta­tek, by spo­żyć ce­re­mo­nialny obiad, który upły­nął w at­mos­fe­rze wy­mu­szo­nej we­so­ło­ści. Gdy mo­nar­chini wró­ciła na „Dniepr”, Po­tiom­kin za­pro­sił króla na po­kład wła­snej ga­lery, gdzie prze­czy­tał pro­jekt trak­tatu i zgo­dził się na przed­ło­że­nie go Ka­ta­rzy­nie. Po­tem usi­ło­wał po­jed­nać Sta­ni­sława Au­gu­sta z Bra­nic­kim. Król wy­ra­ził go­to­wość wy­ba­cze­nia i pusz­cze­nia w nie­pa­mięć daw­nych ura­zów, ale het­man – we­dług mo­nar­chy – za­czął pe­ro­ro­wać z ta­kim za­pa­łem, jakby wy­gła­szał ty­radę na fo­rum sejmu. Po zło­że­niu kilku wi­zyt na in­nych stat­kach Sta­ni­sław Au­gust i Po­tiom­kin wró­cili do Ka­ta­rzyny. Król wrę­czył jej pro­jekt trak­tatu, a ona – we­dług jego re­la­cji – obie­cała go prze­czy­tać i udzie­lić od­po­wie­dzi. Po­tem od­był się chrzest Sta­ni­sława Pawła Tar­now­skiego – syna Ra­fała i Ur­szuli. Ce­re­mo­nii prze­wo­dził bi­skup ko­adiu­tor smo­leń­ski Adam Na­ru­sze­wicz, a król i im­pe­ra­to­rowa peł­nili obo­wiązki ro­dzi­ców chrzest­nych. Póź­niej ze­brane to­wa­rzy­stwo spę­dziło wie­czór na roz­mo­wach i grze w karty.

Obecny na po­kła­dzie „Dnie­pru” bry­tyj­ski po­seł przy „Królu i Rze­czy­po­spo­li­tej Pol­skiej”, Char­les Whi­tworth, za­no­to­wał, że przez cały dzień król nie miał ani jed­nej oka­zji, by po­roz­ma­wiać z im­pe­ra­to­rową o spra­wach pań­stwo­wych. W tym stwier­dze­niu nie było wiele prze­sady. Ka­ta­rzy­nie trudno było pod­trzy­my­wać lekką roz­mowę z prze­ję­tym swą mi­sją Sta­ni­sła­wem Au­gu­stem. Na­stęp­nego dnia skar­żyła się swemu se­kre­ta­rzowi, że „Kniaź Po­tiom­kin nie mó­wił ani słowa, zmu­szo­nam więc była mó­wić bez prze­rwy, aż ję­zyk wy­sechł. Nie­mal roz­zło­ścił proś­bami o zo­sta­nie. Król tar­go­wał się o dwa, trzy dni lub cho­ciaż do obiadu na drugi dzień”. Około ósmej dała do zro­zu­mie­nia, że jest zmę­czona, i wy­ra­ziła żal, że z po­wodu póź­nej pory nie może przy­jąć za­pro­sze­nia Sta­ni­sława Au­gu­sta na ko­la­cję. Nie było szans na to, by wzięła udział w uro­czy­sto­ściach z oka­zji kró­lew­skich imie­nin, które przy­pa­dały 8 maja, w dniu Świę­tego Sta­ni­sława. Nie chciała na­wet zo­stać na­stęp­nego dnia do ko­la­cji, bo jak po­wie­działa, nie może się spóź­nić na spo­tka­nie ze swym naj­waż­niej­szym so­jusz­ni­kiem, mo­nar­chą Świę­tego Ce­sar­stwa Rzym­skiego. Nie­spo­kojny z na­tury Jó­zef II istot­nie spie­szył na jej spo­tka­nie, po­nie­waż mieli wspól­nie od­być po­dróż po Kry­mie. Sta­ni­sław Au­gust spo­sęp­niał, ale kiedy im­pe­ra­to­rowa za­pew­niła go o swo­ich „naj­bar­dziej przy­ja­znych in­ten­cjach”, po­że­gnał się i opu­ścił sta­tek. Ka­ta­rzyna wy­da­wała się za­że­no­wana; być może czuła, że źle po­trak­to­wała dru­giego ze swo­ich ko­chan­ków, który nie­gdyś był tak cen­nym in­spi­ra­to­rem jej in­te­lek­tu­al­nego i uczu­cio­wego roz­woju. Od­kryw­czy jest ko­men­tarz, któ­rego udzie­liła pre­fe­ro­wa­nemu przez sie­bie ko­re­spon­den­towi, ba­ro­nowi Frie­dri­chowi Mel­chio­rowi Grim­mowi: „Król Pol­ski spę­dził wczo­raj dzie­więć go­dzin na po­kła­dzie statku; zje­dli­śmy ko­la­cję; nie wi­dzia­łam go bez mała trzy­dzie­ści lat; może Pan sam osą­dzić, czy się zmie­ni­li­śmy”. Liczni dy­gni­ta­rze wzięli udział w balu i ko­la­cji, które król wy­dał tego wie­czora w Ka­nio­wie, ale nie­obec­ność Ka­ta­rzyny za­pewne cią­żyła nad at­mos­ferą.

Im­pe­ra­to­rowa zwy­kle uda­wała się na spo­czy­nek o dzie­wią­tej, ale być może do­trzy­mała obiet­nicy i obej­rzała wspa­niały po­kaz ogni sztucz­nych, zor­ga­ni­zo­wany na jej cześć. Naj­le­piej było go wi­dać z car­skiej ga­lery, co może wska­zy­wać na to, że król prze­wi­dział jej od­mowę wyj­ścia na brzeg. Kul­mi­na­cyj­nym punk­tem spek­ta­klu świa­teł i pło­mieni była sy­mu­la­cja erup­cji We­zu­wiu­sza. Zło­żył się na nią wy­buch ty­sięcy rów­no­cze­śnie od­pa­lo­nych ra­kiet, a pły­nącą lawę na­śla­do­wał ogień mnó­stwa mniej­szych ognisk, usta­wio­nych w spe­cjal­nie wy­ko­pa­nych ro­wach, które się­gały aż do rzeki przy­po­mi­na­ją­cej kształt mo­rza. Rolę wul­kanu ode­grało naj­więk­sze ze scho­dzą­cych ku brze­gowi wzgórz, na­zwane – nie mo­gło być ina­czej – Mo­skiewką. Na jego szczy­cie stał wielki obe­lisk z im­pe­ra­tor­skim her­bem. In­spi­ro­wane wul­ka­nami po­kazy fa­jer­wer­ków nie były by­naj­mniej ni­czym no­wym. Elity końca XVIII wieku czuły się za­fa­scy­no­wane wul­ka­nami, więc nie tylko in­spi­ro­wana przez króla „Ga­zette de Leyde”, lecz i inne mię­dzy­na­ro­dowe ga­zety, mię­dzy in­nymi flo­rencka „Ga­zetta Uni­ver­sale”, za­mie­ściły en­tu­zja­styczny opis spek­ta­klu. Skala za­sto­so­wa­nej w Ka­nio­wie pi­ro­tech­niki z pew­no­ścią zro­biła wiel­kie wra­że­nie na wi­dzach. Był wśród nich miej­scowy wie­śniak, Ome­lek De­re­wianka, któ­rego dzie­cięce wra­że­nia („księ­życ z gwiaz­dami, to snopy pło­mie­ni­ste, to ko­lumny lub krzyże ja­śniały nad mia­stem”) zo­stały opu­bli­ko­wane w 1854 roku (i za­pewne stra­ciły lub zy­skały wiele pod­czas prze­kładu i re­dak­cji). Na­stęp­nego ranka flo­tylla od­pły­nęła. Sta­ni­sław Au­gust roz­po­czął po­dróż po­wrotną.

A po­tem nic się nie wy­da­rzyło. Im­pe­ra­to­rowa nie udzie­liła żad­nej od­po­wie­dzi aż do wrze­śnia 1787 roku. Zgoda na okro­joną wer­sję so­ju­szu zo­stała wy­ra­żona do­piero rok póź­niej. Książę de Li­gne, który wziął udział w wy­pra­wie jako ktoś w ro­dzaju spe­cja­li­sty od „pu­blic re­la­tions”, żar­to­wał, że Sta­ni­sław Au­gust wy­dał trzy mi­liony i cze­kał trzy mie­siące po to, żeby spo­tkać się z ca­rycą na trzy go­dziny. Nie­za­leż­nie od po­trój­nej me­ry­to­rycz­nej nie­ści­sło­ści owego po­wie­dzonka nie do­ce­niało ono wagi tego wy­da­rze­nia. Po pierw­sze, eks­pe­dy­cji ka­niow­skiej nie na­le­żało z kró­lew­skiego punktu wi­dze­nia roz­pa­try­wać w ka­te­go­riach suk­cesu czy fia­ska, tylko trak­to­wać ją jako spo­sób na unik­nię­cie ka­ta­strofy. Po dru­gie, za­równo ocze­ki­wa­nia, ja­kie wzbu­dziła po­dróż, jak i opóź­niona oraz mocno ogra­ni­czona zgoda Ka­ta­rzyny na kró­lew­skie pro­po­zy­cje ozna­czały, że król nie spra­wuje kon­troli nad za­cho­dzącą wła­śnie po­li­tyczną trans­for­ma­cją Rze­czy­po­spo­li­tej. On sam sko­men­to­wał to zja­wi­sko w godny za­pa­mię­ta­nia spo­sób, stwier­dza­jąc: „tym­cza­sem wrze co­raz bar­dziej fer­men­ta­cyja w umy­słach, oso­bli­wie mię­dzy mło­dzieżą”. Być może wspo­mi­nał wła­sną mło­dość, kiedy an­giel­ski przy­ja­ciel do­strzegł w nim „coś, co po­zwala uchwy­cić świa­tło i pło­mień”.

Jan Bo­gu­mił Plersch, Fa­jer­werk na cześć Ka­ta­rzyny II w Ka­nio­wie 6 maja 1787 roku, Na­ro­dowa Ga­le­ria Sztuki we Lwo­wie.

Na­stępny sejm, który roz­po­czął ob­rady i skon­fe­de­ro­wał się w paź­dzier­niku 1788 roku, po­ło­żył kres sta­nowi po­li­tycz­nej bier­no­ści, cha­rak­te­ry­zu­ją­cemu okres po pierw­szym roz­bio­rze. Rzecz­po­spo­lita roz­po­częła fre­ne­tyczną, wal­ki­ryj­ską szarżę w kie­runku osta­tecz­nej za­głady. Miała ona przy­nieść mo­menty na­dziei i roz­pa­czy, chwały i hańby, da­le­ko­wzrocz­nej po­li­tyki i sa­mo­lub­nej krót­ko­wzrocz­no­ści, a także po­prawę wi­ze­runku Rze­czy­po­spo­li­tej. Bez tej me­ta­mor­fozy na­rodu pol­skiego mo­car­stwa za­bor­cze zre­ali­zo­wa­łyby znacz­nie ła­twiej swój wspólny cel, zde­fi­nio­wany w taj­nym pro­to­kole do trze­ciego roz­bioru w na­stę­pu­jący spo­sób: „ko­niecz­ność usu­nię­cia wszyst­kiego, co mo­głoby nieść ze sobą pa­mięć ist­nie­nia Kró­le­stwa Pol­skiego”, „które ma zo­stać od­tąd na za­wsze znie­sione”.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: