- W empik go
Światopogląd pracy i swobody - ebook
Światopogląd pracy i swobody - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 238 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
18 października 1906
Zeszłoroczne wykłady pozostawiły mi tak dużo miłych wspomnień, tak żywo czułem związek współpracy z audytorium, że w ciągu całej późniejszej swojej pracy myślowej, w ciągu całego roku, który mi przyniósł wiele nowej nauki, wiązała , się każda nowa moja zdobycz myślowa ze wspomnieniem tej dokonanej pracy, i wyobrażałem ją sobie zawsze w tej formie, w jakiej udaje mi się to dziś urzeczywistnić: jako coś, co do tego grona się zwraca.
To nie znaczy bynajmniej, jakobym mówił, że udało mi się stworzyć, odkryć coś niebywałego, coś nieznanego; przeciwnie, wobec zasobu myśli, jaki chcę przedłożyć uwadze słuchaczy, doznaję wrażenia, że będę mówił tylko rzeczy nieskończenie stare, jasne, zrozumiałe, same przez się rzucające się w oczy. Ale z drugiej strony zdaje mi się, że należą one także do sfery tych rzeczy, które właśnie przez swoją jasność i codzienność są szczególnie trudnymi do spostrzeżenia.
Przede wszystkim zwrócę uwagę na to, że samo przedsięwzięcie wytworzenia sobie jednolitego światopoglądu, rzutu oka na całe powikłanie zagadnień życiowych, nie jest czymś osobistym, indywidualnym, nie jest produkcją literacką pojedynczego człowieka, w ogóle nie jest dla nikogo rzeczą obojętną. Mówi się o tym, że światopoglądy filozoficzne obchodzą tylko tę jednostkę, która się tej pracy filozoficznej poświęca, i że obojętne jest z punktu widzenia po zajednostkowego, jakiego rodzaju mniemania krzewią się w pojedynczej głowie. Co więcej, uważa się za rzecz uznaną, że to jest pewnego rodzaju zbytek umysłowy, coś, co może być i może nie być; że sfera teoretycznej myśli jest rzeczą zupełnie dowolną i nie wiąże się niczym z zagadnieniami takiego typu, za które jednostka sama przed sobą moralną odpowiedzialność przyjmuje.
Takie rozgraniczenie dwu tych sfer jest błędne. Spójrzmy tylko na nasze obecne zadanie nieuprzedzonym okiem, zapomnijmy o tym, jakiego rodzaju systemy istnieją czy istniały. Istotnie, z punktu widzenia tych badań specjalnych, badań bardzo pożytecznych, ale cząstkowych i nie ogarniających duchem całości, wydaje się, że te myśli, te badania z teorii poznania czy z historii filozofii, a ta sfera, która opływa życie – to dwie różne rzeczy. I istotnie, w życiu, do jakiegośmy się przyzwyczaili, dzieje się tak, że sfera dociekań filozoficznych nie wywiera żadnego wpływu na kształtowanie się stosunków międzyludzkich, a nawet na tryb życia pojedynczego człowieka.
Zastanówmy się nad tym, co to jest światopogląd. Jest to zakres, zdolność rozumienia zjawisk nas otaczających i tych, jakie nam życie nasuwa. Tak, to przyjmujemy zwykle za podstawę ogólną. Ale ta podstawa właściwie stwarza tylko ramy, granice, w których obrębie potrafimy spostrzegać i wiązać zjawiska. Bo nie dość jest tylko widzieć – to nie jest czynność mechaniczna. Widzimy naprawdę dobrze tylko tego rodzaju zjawiska, którym możemy miejsce wyznaczyć obok innych. Spostrzeganie i rozumienie – to jest jedna sprawa. Każdy wie, że stojąc na stoku jakiejś góry i patrząc na odsłonięty przypadkowo jej przekrój, człowiek niewykształcony anii setnej części tego nie zobaczy, co geolog. Flora pewnej okolicy rozkłada się dla botanika na inne rzeczywistości niż dla malarza; dobór wrażeń u obydwóch jest inny, ale zawsze obfitszy niż dla niedoświadczonego oka profana. Wiemy, że manuskrypt jakiejś starej kroniki, szczątek jakiegoś odwiecznego pergaminu innym głosem przemówi do człowieka, który dopiero po raz pierwszy spostrzega taki kawał zamierzchłej przeszłości, a innym do człowieka, dla którego ta przeszłość była przedmiotem studiów. Myśl nasza, ilość pojęć – to równocześnie jakby ilość nowych organów, nowych soczewek wzroku duchowego. To już wystarcza, aby powiedzieć, że nawet dla przyrodnika, dla człowieka, żyjącego wyłącznie w otoczeniu pozaludzkim, sam przymus obserwowania zjawisk zewnętrznych stworzyłby konieczność czysto poznawczą wysnucia sobie jakiegoś systemu, który by mu dał jak najrozleglejszą sieć klasyfikacji. Poznanie bowiem polega na tym, że coś, co się wyróżnia z otoczenia, zauważa się i wstawia się do tej lub owej rubryczki naszych zaintersowań, do tych lub innych związków czy kategorii – i ilość tych naszych kategorii, choćby tylko czysto przyrodniczych, ilość naszych punktów zainteresowania rozstrzygałaby o tym jak różnorodnie będziemy widzieli przyrodę.
Sprawa jeszcze inaczej się przedstawi, jeżeli zapomnimy o tym człowieku żyjącym w otoczeniu pozałudzkim. Naokoło nas i w nas samych jest życie społeczne. Zachodzą zjawiska, które rozstrzygają o losie podobnych nam istot i rzucają nam pytanie: czym my dla nich będziemy? Ale nie dość jest powiedzieć sobie: „jestem usposobiony jak najlepiej dla tych, co naokoło mnie żyją”, nie dość nawet powiedzieć: „chcę służyć ludziom”; musi się nadto mieć zmysł do spostrzegania tych interesów międzyludzkich. Tak samo jak geolog i botanik musi wyćwiczyć swój umysł, aby spostrzegać różnorodność formacji ziemi czy gatunków roślin, tak samo trzeba wyćwiczyć oko duchowe, żeby spostrzec te interesa, te fakty i zagadnienia życia ludzkiego, względem których chce się zająć stanowisko.
Każdy człowiek, który nie chce być tylko przechodniem, popychanym przez tłum i żywiołowo oddającym te pchnięcia innym ludziom na sposób zderzania się kul bilardowych lub ślepych atomów – każdy, kto poczuwa się do odpowiedzialności względem samego siebie, chciałby wiedzieć, czym naprawdę jest jego czyn na zewnątrz, czym on sam jest naprawdę względem innych ludzi, z którymi i jego życie jest związane. A związane jest nieustannie. Bo jest to tylko fikcją powiedzieć sobie, że oto jestem samotny, oto zamknę się w gmachu izolującej mnie od wszystkiego myśli, i nie mnie nie dotyczy, nie działam już wcale i za nic nie przyjmuję odpowiedzialności. Wszakże i samo to niedziałanie, sam fakt, że oto tu był żywy człowiek, widział coś i nie przeciwdziałał, stwarza pewne skutki i to negatywne; powstrzymanie się od czynu jest takim samym czynem pełnym odpowiedzialności, jak każdy gest impetycznie dążący do zmiany stosunków. Z tej sytuacji zatem, w jakiej się człowiek znajduje, nie ma ucieczki przez abstrakcję, bo każda nasza myśl, ruch, uczucie, uczynek i powstrzymywanie się od czynu gdzieś na czyichś losach zaważą, zaważą nawet na losach nas samych, bo jeżeli kiedyś w przyszłości nastanie zagadnienie wymagające całego uposażenia naszej myśli, a my tych środków nie będziemy posiadali, to ta niewiedza, to niewyrobienie myśli stwarza dla nas taką samą odpowiedzialność, jak niechęć czynu, jak stosunek zupełnej obojętności.
Zatem przez to samo właśnie, że życie jest jedną nieustanną odpowiedzialnością, że będzie nieustannie stwarzało dla nas nowe stosunki, bo każdy z nas choćby w nieznacznym stopniu wywołuje pewne skutki naokoło siebie – nakłada ono taki na każdego z nas obowiązek dojścia do takiego maksimum wiedzy i zrozumienia świata, na jakie się kto zdobyć może.
Łatwo to powiedzieć sobie, że wiedza, myśl – to są rzeczy osobiste. Ale rozważmy fakt tak prosty, jak ten, że nieobecność np. medyków, higienistów wywołałaby natychmiast tak dotkliwe i bolesne skutki społeczne, jak śmierć lub zwyrodnienie całego pokolenia. A przecież na pozór tak obojętnym i oderwanym od praktycznego życia jest to zainteresowanie teoretyczne, kryjące się gdzieś w zaciszu uczonych laboratoriów. Tak samo brak statystyki, ekonomii politycznej, kryminologii, wyposażonej we wszelkie środki wiedzy, odbije się natychmiast poprzez szereg odnośnych wiązadeł na losie, na życiu ludzi razem z nami w jedno bytowanie splecionych. A splecenie to jest dziś tak skomplikowane, że np. błędy popełnione w Londynie lub w Nowym Jorku niszczą się na życiu ludzi, którzy mieszkają o tysiące mil daleko od środka błędów i nic o nich nie wiedzą. Uspieński opowiada o tym, jaki przewrót dokonał się w życiu moralnym pewnej grupy ludzi przez wynalezienie worka jutowego. Gdzieś tam wprowadzono ten niewinny wynalazek techniczny, tak na pozór nic nie mający wspólnego z życiem społecznym – nagle praca tej grupy ludzi stała się niepotrzebną, nie mogli już utrzymać siebie i rodzin, i życie stało się dla nich piekłem.
Tak samo i we wszelkich innych dziedzinach. Widzimy już dzisiaj łańcuch przynajmniej współzależności, jeżeli jeszcze nie wspólnej, świadomej odpowiedzialności. Naturalnie każdy z nas, gdy jako jednostka ogarnia wzrokiem ten bezmiar wypadków krzyżujących się i przeciwdziałających sobie wzajemnie, czuje się niewątpliwie bezsilnym i nie może sobie wyobrazić, że i o niego także zahacza się ta cała machina, która jednych dławi, drugich ocala, jednych nagle wywyższa, drugich odtrąca. Ale to się tylko wydaje nieprawdopodobnym.