Światy zastępcze - ebook
Światy zastępcze - ebook
Czym są światy zastępcze? W jaki sposób stały się zbiorowym mechanizmem ucieczki? Co nas do owej ucieczki zmusza?
Coraz częstsze uzależnienia od mediów społecznościowych, reality show, własnego wizerunku i popularności czy rzeczywistości wirtualnej oraz zjawiska takie jak kult młodości, samotność w sieci, zobojętnienie biznesu, radykalizacja polityki czy fundamentalizm to tematy zastępcze naszych czasów. Kultura popularna przez obietnice bez pokrycia przyczynia się do osamotnienia. Ostatecznie jednak to sami siebie opuszczamy.
Autor opisuje zjawisko wspólnej samotności, która staje się w grupie społecznej złowrogim, uzależniającym światem zastępczym. Błędnym kołem pozorów, które mają przynieść chwilowe ukojenie, zastępując realne problemy. Utrwalona w kulturze wspólna samotność staje się groźna i nieprzewidywalna, odbiera poczucie sensu życia, jednocześnie nadając życiu sens pozorny.
Książka jest próbą zrozumienia przyczyn ucieczki w quasi-rzeczywistość oraz źródeł i funkcji błędnych kół grupowych konfliktów wzmacnianych przez kulturę. Do czego potrzebne jest nam podtrzymywanie złudzeń dotyczących tego, co daje nam poczucie szczęścia? Dlaczego zapisujemy te złudzenia w kulturze, spektakularnie oszukując samych siebie? Decydując się na uczestnictwo w aktach zbiorowej iluzji, tworząc misterną strukturę myślenia życzeniowego, makietę rzeczywistości, na której ma się rozegrać osobisty spektakl, sami budujemy światy zastępcze, dajemy im uprawomocnienie i zasilamy je własnym życiem.
Spis treści
Wprowadzenie
Agnieszka Rynowiecka
Przedmowa
Wstęp
Część 1
Zeus i Prometeusz
Rozdział 1
Filozofia codzienności po Wielkim Wybuchu
Rozdział 2
Szybki sposób na nieśmiertelność
Rozdział 3
Dzieci ze szkiełkiem pod powieką
Rozdział 4
Ożywiająca moc Spotkania
Rozdział 5
Boski podpis i ludzki problem
Część 2
Karmiąca kultura
Rozdział 6
Światy zastępcze, czyli makiety rzeczywistości
Rozdział 7
Konflikty współczesnego życia
Rozdział 8
Odczarować rozczarowanie
Rozdział 9
Mit wcielony w rzeczywistość
Rozdział 10
Zjawiska zastępcze – analiza przypadków
Rozdział 11
Zbiorowa nerwica
Bibliografia
Kategoria: | Socjologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7489-765-5 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ta książka to spotkanie…
Człowiek tworzył kulturę od zawsze, jest ona nierozerwalną częścią każdej cywilizacji. To poprzez kulturę człowiek wyraża to, co czuje, podkreśla to, co lubi, co go fascynuje, a także pokazuje, do czego dąży. To owa adaptacja obok natury organizuje życie ludzkie. O ile jednak natura jest nam nadana, jest naszą matką, o tyle kulturę tworzymy sami, kultura jest wyrazem naszej wolności. Wolność ta ciągle ewoluuje ku czemuś lub od czegoś, stając się świadectwem swoich czasów.
Każda cywilizacja za pomocą swojej kultury tworzy świat równoległy do własnego. Co znaczące, gdy nie można już dotknąć realności danej cywilizacji, możemy doświadczyć jej światów zastępczych, a także je poznać.
Archetypy i symbole stworzone przez cywilizację łacińską ulegają przekształceniu, ale dalej są obecne. Nawet gdy na co dzień nie zdajemy sobie z nich sprawy, często to one kierują naszym życiem. Na rynku znajdziemy mnóstwo książek, w których autorzy rozważają, co dzieje się we współczesnym świecie kultury. W zależności od swoich upodobań i reprezentowanych dziedzin dokonują analizy kultury pod kątem historycznym, antropologicznym, socjologicznym czy psychologicznym.
Obecnie stajemy przed szansą – ale i zagrożeniem – jaką dają nam rzeczywistości zastępcze. Nigdy bowiem nie byliśmy narażeni na taką samotność, jednocześnie mając złudzenie, że czynnie uczestniczymy w życiu społecznym. Nigdy w historii tylu ludzi z własnej woli nie decydowało się na izolację, jednocześnie zachowując pozory kontaktu. Jeszcze nigdy tak wielu nie uczestniczyło tak licznie w spektaklu życia zza szklanego ekranu.
Książka Pawła Wojciechowskiego oddaje spojrzenie współczesnego człowieka Zachodu na to, co dała nam kultura, czym nas nakarmiła. Przede wszystkim jednak autor stara się wskazać, jaki rachunek owa kultura może nam wystawić, jeśli całkowicie pochłonie nas tworzenie iluzji świata.
To nie jest zwykły poradnik, jakich wiele na rynku, ani jedynie analiza tego, co dzieje się wokół nas. Dzięki Światom zastępczym możemy się przyjrzeć, jak dalece to my tworzymy kulturę i pozostajemy wolni w jej kreowaniu, a w jakim stopniu to ona kreuje i zniewala nas. Książka skłania do refleksji nad sobą i własnym modus vivendi. Zawiera wiele ciekawych analiz. Przede wszystkim jednak stanowi zaproszenie do żywego Spotkania z drugim człowiekiem. Autor podjął się niełatwego zadania: nie tylko próbuje pokazać i wytłumaczyć, czym są tytułowe światy zastępcze, ale również stara się nawiązać dialog z czytelnikiem, stara się pobudzić do myślenia. Uważam, że doskonale mu się to udało. Ja w każdym razie myślałam i rozmawiałam z sobą, czytając tę książkę, non stop.
Dzięki przywołanemu obrazowi dawnych oraz współczesnych archetypów i schematów, a także dzięki przybliżeniu chociażby koncepcji Innego czy symbolu matki, możemy przyjrzeć się źródłom naszych poglądów, mechanizmów obronnych i lęków. Odpowiadając sobie na nie zawsze łatwe pytania autora, niczym na kozetce u psychoterapeuty, uświadamiamy sobie nieświadome postawy społeczne i własne. Podsumowanie i pytania zamieszczone na końcu każdego rozdziału mogą nam pomóc wyrwać się z obojętności, zbliżyć się do ludzi i do siebie. Dzięki nim teoria, przy odrobinie zaangażowania ze strony odbiorcy, może zostać wdrożona w życie.
Czy jesteśmy gotowi zaryzykować bycie tu i teraz? Czy jesteśmy gotowi żyć w realnym świecie kosztem naszego niebycia w obrazie przyszłej cywilizacji?
Ta książka to spotkanie, a tylko autentyczne Spotkanie z drugim człowiekiem chroni nas przed samotnością, wewnętrzną pustką, wypaleniem. Tylko bliskie spotkanie chroni nas przed śmiercią cywilizacji i daje szansę na międzyludzką miłość.
Agnieszka Rynowiecka
socjolog, psycholog, psychoterapeutaPrzedmowa
Książka, którą czytelnik trzyma w ręku, powstawała przez kilka lat. Od momentu rozpoczęcia pracy nad nią sporo się zmieniło na świecie i w moim życiu. W tym czasie zebrałem potrzebny materiał i wyrobiłem sobie zdanie w obszarach wzbudzających moje największe wątpliwości. Całą pierwszą część książki i szkic części drugiej napisałem przed rozpoczęciem swojego szkolenia psychoterapeutycznego. W trakcie pisania rozpocząłem staż kliniczny i zebrałem cenne doświadczenia z pacjentami. Zacząłem obserwować grupy w szkole psychoterapii i prowadzić je w szpitalu psychiatrycznym. Ta zmiana miała duży wpływ na rozdziały, w których opisuję grupy lub odnoszę się do przykładów i sytuacji z życia, a także na mój sposób myślenia o tytułowych światach zastępczych. Możliwe, że gdybym jeszcze raz napisał tę książkę, zrobiłbym to zupełnie inaczej. Oznaczałoby to podzielenie losu Uroborosa, który zjada własny ogon. Choć to symbol nieskończoności – nie wróżyłby nic dobrego.
W tej pracy opisałem przede wszystkim różne sposoby zbiorowego radzenia sobie z samotnością, które okazują się destrukcyjne.
Starałem się niektórym wydarzeniom opisanym w końcowych rozdziałach książki nadać realistyczny i żywy charakter. W rozdziałach tych przedstawiam wiele prawdziwych sytuacji. Zależało mi na tym, aby sportretować osoby, które żyją wśród nas. Zarysować, jak wpisujące się w główny nurt kultury – chciałoby się powiedzieć – zwyczajne wybory prowadzą w pewnych przypadkach do sytuacji bez wyjścia.
Pierwsza część książki to dyskurs o samotności i źródłach sił życiowych – trochę bliższy rozważaniom filozoficznym, ale odniesiony do wyzwań naszej codzienności. Mam nadzieję, że umożliwi ona zamyślenie się nad sposobem życia współczesnego człowieka Zachodu. Druga część dotyczy bieżących zmian na świecie i ogniskuje się wokół destrukcyjnych zjawisk we współczesnej kulturze, biznesie i polityce. Przedstawiam w niej koncepcję światów zastępczych, które są miejscem ucieczki społeczności od tego, co trudne w codzienności, ale eskalują problemy, zamiast je redukować.
W tego rodzaju publikacji siłą rzeczy niektóre stawiane hipotezy są spekulatywne, choć poparte wieloletnią obserwacją – w szczególności obserwacją grup społecznych, takich jak zespoły pracownicze, których przykłady opisuję na kartach książki. Okazję do obserwacji grup miałem, prowadząc warsztaty w różnych instytucjach państwowych i prywatnych, a także odbywając wiele ciekawych spotkań z ludźmi, którzy mnie inspirowali i wspierali oraz dzielili się ze mną swoimi historiami.
W tym miejscu chciałbym szczególnie podziękować: Agnieszce Rynowieckiej, która mnie motywowała, dodawała mi sił, prowadziła ze mną cenne dyskusje, a także podsuwała różne pomysły; Pawłowi Pilichowi za wiele wieczorów spędzonych przy lampce wina i za inspirację; wszystkim moim mentorom ze szkoły psychoterapii, mojej terapeutce, niektórym zespołom pracowniczym, z którymi warsztaty okazały się dla mnie bardzo pouczające, oraz pacjentom ze szpitala, którzy powierzyli mi swoje problemy. Dziękuję także uczestnikom grup warsztatowych prowadzonych w szpitalu, z którymi rozmowy wiele mnie nauczyły.
Zależało mi na tym, aby język, którym posługuję się w tej książce, był zrozumiały dla niewtajemniczonego czytelnika, dla pacjenta szukającego pomocy czy refleksji, jak również dla socjologa, psychologa i psychoterapeuty. Celowo nie używam tu zbyt wielu słów „profesjonalnych”, które w odczuciu niektórych osób mogłyby brzmieć martwo. Staram się zmieniać je na opis.
Język – jego precyzja i trafność – jest dla mnie ważny. Pomaga oddać procesy w jasny, zrozumiały sposób. Dokładałem starań, aby język tej książki był właśnie precyzyjny i trafny, choć nie sądzę, że udało się to w pełni. Pracując nad niektórymi zagadnieniami, dochodziłem do granic własnych możliwości językowych – ujęcia czegoś w słowa, nadania znaczenia. Stało się to dla mnie inspiracją do pogłębienia refleksji na temat języka i tego, co prewerbalne, a co – jak sądzę – wpływa na istotę zjawisk zastępczych.Rozdział 1 Filozofia codzienności po Wielkim Wybuchu
1.1 Dwa kierunki życia
Codzienność człowieka współczesnego zdaje się go przerastać, tak jak dziecko, które przerasta rodzica i staje się samodzielne. Osiągamy spektakularne wyniki, podróżujemy w kosmos, żyjemy na krawędzi – jednocześnie zbyt często życie przecieka nam przez palce. Niejeden z nas zmaga się z pustką i wewnętrznym zobojętnieniem. Na ulicach wielkich miast bywamy samotni za dnia, kiedy jesteśmy skupieni na efektach własnych działań. W centrach miast widzimy „tych, którym się nie powiodło” – tych, którzy wyśpiewują po pijanemu, wygrażają ku niebu, klęczą na trotuarze, niedomyci siedzą na trawnikach, w cieniu drapaczy chmur śpiewają o końcu świata. Życie nieraz powraca popołudniami, gdy zaczynamy ze sobą rozmawiać. Nawet wówczas jednak niektórym zdarza się odpływać w bezpieczną przystań szklanych ekranów, aby „odpocząć od życia”. Niekiedy sami stajemy się widzami w szklanych domach.
Niedawno podczas spotkania grupowego pewien czterdziestoletni mężczyzna powiedział: „Ja to w zasadzie mógłbym być maszyną. I tak samo patrzę na innych. Nie wiem, po prostu, patrzę i was nie rozróżniam. Jesteście dla mnie wszyscy tacy sami. To znaczy jesteście inni – ale dla mnie nie ma różnicy. Tak jakbym rozmawiał z jedną osobą. Jestem maszyną i myślę, że inni są maszynami. Tak jakbym przyszedł do sklepu i powybierał z półki. I dlatego jestem samotny. Ale co mogę zrobić – nic”. Zaraz potem odezwał się ktoś inny: „Chcę zobaczyć, czy w ogóle warto budować relacje z obcymi ludźmi. Bo nie wiem. Od dawna mam zgraną paczkę, którą rzadko widuję. Poza tym nikogo nie znam”. Oto zasłyszana kilka dni później rozmowa dwóch kobiet. Pierwsza mówi: „Najlepiej rozmawiało mi się właśnie z tobą, jesteś mi bliska”. Druga odpowiada: „O… Jestem zaskoczona tym, co powiedziałaś, bo w zasadzie ty jesteś mi całkiem obca. Prawie w ogóle cię nie znam”. Na co pierwsza stwierdza: „Wiesz co, nie dziwi mnie to i wszystko mi jedno. Nic nie czuję w związku z tym, co powiedziałaś”.
Te wypowiedzi pokazują zjawisko wspólnej samotności. Ich podsumowaniem mógłby być fragment Czarodziejskiej góry: „Niemało czytywano w leżalniach i na oddzielnych balkonach Międzynarodowego Sanatorium »Berghof« – uprawiali to zwłaszcza początkujący i krótkoterminowi; ci bowiem, co przebywali tu od wielu miesięcy lub tym bardziej lat, nauczyli się od dawna spędzać czas także bez pomocy rozrywek i zajęć umysłowych i umieli zabijać go mocą wewnętrznego wirtuozostwa ” (Mann, 2009, s. 312). Niemało się czyta i słucha o rozwoju ducha. Rzadziej podejmuje się ryzyko życia.
Każdego dnia przechodzimy niepowtarzalną drogę w poszukiwaniu sensu. Odkrywamy siebie w drobnych czynnościach i wielkich dramatach. Codzienne zdarzenia wymagają ciągłego działania, uważnej obecności, decydowania, interpretowania rzeczywistości, „stawania się na nowo”.
To, co w dużym stopniu wpływa na życie, da się streścić słowami „jedność” lub „rozdzielenie”. Te słowa można porównać z przemieszczaniem się całej materii po Wielkim Wybuchu. Przywodzą na myśl jej ruch we wszystkich kierunkach od centrum wszechświata. Dzięki Albertowi Einsteinowi, a także odkryciom wielu grup naukowców wiemy, że siły towarzyszące temu ruchowi w kosmosie to popychanie i powrót, rozszerzanie i scalanie, „ciemna i jasna energia wszechświata”¹ (Frieman, Turner i Huterer, 2008), które są sobie przeciwstawne i wzajemnie się uzupełniają. Koresponduje to z tym, co dzieje się w świecie emocji. Pomiędzy pragnieniem rozdzielenia (którego inną stroną jest ekspansja) a potrzebą powrotu do jedności trwa nieustanny taniec – „sztuka bycia”.
W kolejnych podrozdziałach będziemy rozważać hipotezy dotyczące przeciwstawnych, uzupełniających się sił wpływających na jakość życiowych doświadczeń. Wyodrębnimy rodzaj i charakter tendencji, od których zależy nasze doświadczanie codzienności.
1.2. Tworzyć a odtwarzać
O podejmowanych działaniach społeczności i jednostki można powiedzieć, że są żywe i twórcze lub zdominowane przez wewnętrzną pustkę. Stanowi to istotny przedmiot rozważań w tej książce. Na przykład słuchając wykonania arii Agnus Dei w jednej z Bachowskich pasji, słysząc wznoszący się męski kontratenor (brzmiący jak głos kobiety), zadaję sobie pytanie, w jakim stopniu to ciężki trening, a w jakim mistyczne doświadczenie twórcze stało się esencją wykonania. Z łatwością rozpoznajemy, jeśli dzieło naznaczone jest doświadczeniem „mistycznym”:
Na biurku leży rozpoczęty obraz. Mimo że wcale tego nie zamierzałam, chwytam pędzel i zaczynam – ot tak, po prostu – malować. Jakby samoczynnie zaczynają płynąć ze mnie farby, kolory i symbole i moja ręka komponuje obraz z całą naturalnością. Zapominam o czasie i przestrzeni. Mija cała noc, przestaję malować dopiero, gdy obraz jest „całkowicie ukończony”. Nie mogę powiedzieć, jak i dlaczego go malowałam, ale jestem do głębi uszczęśliwiona i spostrzegam czarujący ranek. Każdy, kto dotychczas ten obraz oglądał, jest urzeczony. W tym obrazie tkwi nadzwyczajna siła wyrazu i proces powstawania działa dalej jak podarunek. Jestem uradowana, a zarazem zasmucona tym przeżyciem. Uradowana, gdyż pokazało mi, co tkwi we mnie – ale często pytam sama siebie, czy to rzeczywiście byłam ja…? Jestem smutna, bo często myślę, że nigdy już nie zdarzy się taka możliwość dostępu do moich sił twórczych. Siłą woli – mimo wielokrotnych prób – nie jestem w stanie tego osiągnąć. Wprawdzie przeżywam „momenty roztapiania się”, „zamglenia” i „samozapomnienia”, ale nie wszechogarniające połączenie, przez które staję się pośrednikiem między dwoma wymiarami realności (Dauber, 2001, s. 111).
W aktach kreacji można obserwować siły naturalne zaprzęgnięte w służbie aktu twórczego naszego Ja. Na przykład tendencję do scalania i utrwalania oraz do zatracania się. Choć zmagania twórcze pozwalają na powołanie do życia czegoś nowego, to jednak owo nowe wydaje się nieraz ściśle zarezerwowane dla Boga. Czym innym jest powielanie gatunku (niepodważalny przykład kreacji), jeśli nie ciągłym przetwarzaniem i rozwojem pierwszego wzorca, samopotwierdzaniem gatunku, powstrzymywaniem ciągłego ruchu ku entropii? Dotykamy tu tajemnicy życia.
Słowa poetki Wisławy Szymborskiej (2010, s. 115–116) zdają się potwierdzać ten fatalizm: „Dokąd biegnie ta napisana sarna przez napisany las? / / Radość pisania. / Możność utrwalania. / Zemsta ręki śmiertelnej”. Na kreację wpływa ta „zemsta ręki śmiertelnej”. Na szczęście jednak nie tylko ona. Wydaje się, że doświadczenia twórcze są możliwe wówczas, gdy mamy dostęp do wyjątkowo silnego strumienia życia w nas samych. Podczas kreacji, kiedy twórca zaskakuje sam siebie, zachodzi proces jego rozwoju, rozgrywa się wewnętrzna relacja twórcy ze światem i społecznością, urealniając się w jego dziełach. W aktach kreacji obecne jest i życie, i śmierć, spotykają się one w jednej osobie. Doświadczenie to staje się wtedy fenomenalne, następuje przekraczanie siebie.
Łatwiej zrozumieć stany twórczego Ja, kiedy przyglądamy się symbolicznej figurze stworzonej przez Sokratesa w pojęciu daimonionu. Daimonion zawiera energię życia i śmierci. Pojawiał się w kulturze pod różnymi postaciami, na przykład bóstwa, demona, głosu wewnętrznego, doświadczenia kontaktu z rzeczywistością boską (boskiego tknięcia). Jest postacią wieloznaczną, w połowie ludzką, w połowie boską. Rollo May pisał o daimonionie, że jest on pędem ku samopotwierdzeniu, utwierdzeniu się, uwiecznieniu i rozwojowi. Niemniej jednak:
Daimonion staje się złem, gdy uzurpuje sobie kontrolę nad całą jaźnią, nie bacząc na zasady integracji tej jaźni, pragnienia innych i ich potrzeby integracji. Pojawia się jako niepohamowana agresja, nienawiść, okrucieństwo, coś, co nas przeraża i co, gdy tylko możemy, represjonujemy albo projektujemy na innych. Ale jest to tylko odwrotna strona określenia się, które jest źródłem kreatywności.
Nie jest też heideggerowskim „odwoływaniem się do siebie”, którym później posługiwał się Fromm, ponieważ jego źródła tkwią w tych rejonach, w których zakorzeniona jest jaźń, w siłach natury (May, 1998, s. 127–128).
1.3. Podstawy koncepcji dwóch sił naturalnych: dążenia i przeciwdążenia
W owianych mgłą mitów pradziejach Gaja (Ziemia), w odwecie za męczeństwo swoich dzieci, zleciła morderstwo swego męża Uranosa (Nieba) własnym synom. Doszło wtedy, chyba po raz pierwszy w dziejach ludzkości, do rozdzielenia Ziemi od Nieba. „Niebawem nadszedł wielki Uranos, sprowadzając nocną porę, i aby zaznać miłości, rozciągnął się cały na Ziemi. Wtedy syn, ze swojej kryjówki, wyciągnął lewą rękę, uchwycił nią Uranosa, a w prawą ujął długi, olbrzymi sierp. Odciął części rodne własnego ojca i rzucił je za siebie” (Kubiak, 1998, s. 53). W Teogonii określono to słowami „najbliższego mi, miłego ojca” (philu patros). Z krwi, która zapłodniła Ziemię po tym przeraźliwym czynie, zrodziły się wiele lat później Erynie, których nazwa pochodzi od starego arkadyjskiego słowa erinyein – „gniewać się”. Z tego starożytnego mitu wydobytego z mroku dawnych wieków wychodzi na światło dzienne starcie pierwotnych sił. Ich odwiecznej niezgodzie towarzyszą właśnie Erynie. Mit odpowiada egzystencjalnemu konfliktowi człowieka i towarzyszącym mu emocjom. Wszak jesteśmy po części istotami ziemskimi, po części niebiańskimi. Nie sposób pominąć tu „wątku edypalnego”. Urodziliśmy się dzięki ojcu Uranosowi i matce Gai. W obliczu lęku kastracyjnego zamach na władzę ojca i wzięcie na nim wrogiego odwetu, aby posiąść władzę nad Ziemią, wydają się snem na jawie. Mit o Gai i Uranosie przywołuje konflikt tego samego rodzaju, co rozdzielenie Nieba i Ziemi – człowiek ma jednocześnie naturę zwierzęcia i boga, jest niebiański i ziemski, wszechmocny i śmiertelny. Co wiemy o siłach, które tworzą nas samych i otaczający świat?
Przedstawiona poniżej hipoteza dotyczy zadziwiającego podobieństwa procesów psychicznych człowieka z fizycznymi procesami zachodzącymi w otaczającym nas świecie. Opiera się na tym, że wszystko jednocześnie zmierza do formy i do rozpadu. Wiele ludzkich zachowań opisanych w tej książce jest zdeterminowanych działaniem, u którego podłoża leży spontaniczne poddanie się rwącemu nurtowi życia, poczucie oddzielania się od centrum (zwykle nieokreślonego), ekspansji i zmierzania w kierunku entropii zgodnie ze strzałką czasu. Przeciwstawną jest tendencja do utrwalenia życia, jedności, formy, zatrzymania i ukonstytuowania siebie samego.
Tę pierwszą naturalną siłę, z racji jej dominującej natury, będziemy nazywać dążeniem (ang. aspire – „aspirować”, łac. aspiro – „dążyć, ożywiać”), drugą zaś przeciwdążeniem. Opis tych tendencji oraz ich niezwykłego wpływu stanowi sedno tego, co wiemy o ludzkiej woli i postawach.
Dążeniu (sile ekspansji, rozwoju życia i wpisanej w nie entropii) towarzyszy stały rozwój wszystkich struktur psychicznych i fizycznych człowieka, który zatrzymuje dopiero ostatecznie wpisana w życie śmierć. Dążenie jest tendencją do rozszerzania i pomnażania struktur materii i energii, bazującą na ich naturalnym przemijaniu w czasie aż do spotkania z tym, co nieuniknione w przypadku wszystkich ludzi i całego świata fizycznego, to znaczy z ostatecznym rozpadem. W sensie kosmologicznym zjawisko ciemnej energii – bliskie wprowadzonemu pojęciu dążenia, choć nie tożsame z nim – wywiera wpływ, z którym związane jest nie tylko rozszerzanie się (rozlatywanie) wszechświata, ale także przyspieszanie jego ekspansji. Wszystkie obecne pomiary wskazują bowiem, że z niewiadomej przyczyny wszechświat się rozszerza, i to coraz szybciej. Według jednej z hipotez pochodzenie i natura ciemnej energii mają związek z polem zwanym kwintesencją (łac. quinta essentia – piąty żywioł; European Space Agency, 2013). Perspektywa śmierci zdaje się nadawać sens wszelkiemu ludzkiemu działaniu, tak jakby sama figura sensu wynikała bezpośrednio z istnienia upływu i przemijania. Życie jest nierozdzielne z czasem, tak jak czas jest połączony z materią tworzącą żywe organizmy (związku czasu z materią dowiódł Albert Einstein). Jaki sens miałoby robienie czegokolwiek, gdyby mimo podjętej inicjatywy nic nie zmieniało się w czasie?
Jak opowiadali Grecy o narodzinach Nocy: wyłania się Noc czarna (bezgwiezdna) i jej brat Ereb, która powstaje z pierwotnego Chaosu, zanim jeszcze urodzi się Dzień. W tym micie zapisuje się pierwotna własność dążenia – Dzień powstaje po Nocy, entropia jest wpisana w energię życia i rozwój jest od niej zależny (zob. też Freud, 2012, s. 26–36).
Przeciwdążenie (siła jedności – scalająca, „powstrzymująca upływ czasu”) dla człowieka wyraża się w pragnieniu powrotu do pierwotnej relacji z Bogiem, z rodzicami, w pragnieniu ucieczki w świat dziecięcy, w pragnieniu utrwalenia naszych wyobrażeń o życiu i sobie samych. Przeciwdążenie jest siłą szczególną, gdyż uruchamia energię, która popycha do formułowania celów i do działania. Jest to jednak czasem działanie jednostronne, nastawione na strukturę i utrwalanie oraz przeciwdziałające nieuniknionym zmianom.
We wszystkich obiektach fizycznych możemy dostrzec dwie opisane tendencje. Na przykład kamień jest ciałem stałym o jednolitej, „zwartej” formie. Mógłby symbolizować coś stałego i niezmiennego. Jego „stałość” zakwestionowała jednak nauka. Na pozór jednolita forma kamienia zawiera bowiem chmury cząstek mniejszych od atomu, będących w ciągłym ruchu (jakby żywych, za sprawą związanej z nimi energii). Niektóre z nich mogą przebywać w dwóch miejscach jednocześnie! W jednym kamieniu zawiera się sens utrzymania jedności i ciągłego ruchu niezależnych molekuł, które ostatecznie dążą do erozji i połączenia z pierwotną substancją. Jedna i druga tendencja decydują o właściwościach ciała. Czym byłby kamień bez ruchu zawartych w nim cząstek elementarnych? Jaki byłby bez własnej jednolitej formy? Jest więc kamień i jednym, i drugim: stałością i ciągłym ruchem, formą i energią, chwilową treścią i jej przeznaczeniem.
Opisane tu przeciwieństwa kojarzą się z etymologią słowa „diabeł”, wywodzącego się z greckiego diabolos, przy czym diabolein oznacza dokładnie „rozdzierać”. Słowo „diaboliczny” jest przeciwieństwem słowa „symboliczny”, które pochodzi od greckiego symbolein, co oznacza „zbierać, łączyć”. Słowa te są nadaną przez kulturę pieczęcią dla omawianych naturalnych tendencji.
Wzajemne uzupełnianie się obu tendencji, tak charakterystyczne w świecie natury, w przypadku człowieka nabiera dodatkowego znaczenia. Działania człowieka podporządkowane są wolnej woli. Decyzje dotyczące swojego samostanowienia w świecie podejmujemy my sami. Te źródła naszej aktywności życiowej wpływają zaś na formowanie się postaw kierujących życiem jednostek i społeczeństw.