- W empik go
Święci poeci : pieśni mistycznej miłości - ebook
Święci poeci : pieśni mistycznej miłości - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 193 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Lucyan Siemieński.
WE LWOWIE
NAKŁADEM KSIĘGARNI WŁ. BEŁZY.
w HOTELU GEORGE'A.
1877.
I.
Ś, FRANCISZEK Z ASYŻU.
HYMN STWORZENIA
czyli
O BRACIE SŁOŃCU.
Altessimo omnipotente bon signore
O wszechmogący, dobry gospodynie!
Błogosławieństwo, chwała, cześć we wszystkiem
Tobie jednemu, bo od Ciebie płynie –
I człek niegodzien nazwać Cię nazwiskiem.
Chwała bądź Panu z tworów Jego likiem,
Szczególnie z bratem Słońcem co obdarza.
Dzionkiem nas, świeci swym własnym płomykiem.
Jasno – promienne, Boga wyobraża.
Chwała Ci! siostrze Księżycowi gwoli
I chwata gwoli tym gwiazdom na niebie,
Któreś rozsypał jak ziarnka na roli
Czyste, éwiatlane, by patrzyły w Ciebie.
Chwała bądź Panu gwoli Wiatru bratu,
Gwoli powietrzu, chmurom i pogodzie,
By świat wilżyły i wiały po światu.
Ku Twoich stworzeń dobru i wygodzie.
Chwała bądź Panu przez wodę siostrzycę
Czy źródła, rzeki napełnia, czy morze –
Wszak pożyteczna i czyste ma lice,
I zawsze nisko ściele się w pokorze.
Chwalą ci Panie w bracie Ogniu, którym
Przyświecasz mrokom i nocom ponurym,
O jak wesoło skrzą się jego głownie!
W pożarze tylko straszny niewymownie.
Chwała bądź Panu gwoli matce Ziemi,
Ona nas żywi i dźwiga na grzbiecie.
Wiosną się stroi kwiatami barwnemi.
Owoc w jesieni nam daje i w lecie.
Chwała bądź Panu, chwalą w tych co mogą
Przebaczać krzywdy dla miłości Bożej –
Cierpliwie w życiu iść krzyżową drogą:
Błogosławieni którzy cierpieć mogą,
Pan im zbawienia wieniec na skroń włoży.
Chwała bądź Panu, i w tej siostrze naszej
Śmierci cielesnej, co nieunikniona –
A biada temu, który w grzechu skona,
A błogo temu, kto wolą Twą kona,
Bowiem śmierć druga już go nie przestraszy.
Niechże cześć, chwała, będzie Panu dana;
Pełńcie w pokorze służbę wedle Pana.
WALKA MIŁOŚCI.
In foco amor mi mise.
Miłością gorę bez, miary
W miłości wtrącony żary.
Mój oblubieniec młodzieńczy,
Mój rozkochany baranek,
Gdy mię pierścionkiem zaręczy,
I w ślubny ustroi wianek;
Ciężkie okowy mi wkłada.
Piersi przebija żelazem –
Choć w kęsy serce się pada
Kocham i gorę zarazem.
Serce spękało w kawałki,
Ciało upadło bez siły…
Miłością cienione strzałki
Całego mię zapaliły;
To mój kochanek tak strzela,
I straszy wojny obrazem;
Konam w rozkoszach wesela
Kochając gorę zarazem.
Umieram z samej słodkości,
Mojej nie dziwcie się śmierci.
Cisnął oszczepem miłości.
Na wskroś mi serce przewierci.
A na oszczepie wsadzone
Żelazo sto stóp mające,
Przebodło na drugą stronę
Serce miłością płonące.
Oszczep się skruszył w mej dłoni
Śmierć widzę na mnie zawziętą –
Chwytam tarcz – czy mię zasłoni?
Lecz i tę w sztuki pocięto!
Czem się od ciosów zastawię
Gdy tak naciera zuchwale?
W proch starty, upadam prawie –
Miłością cały się palę.
Potem miótł takie pociski
Że się już bronić przestałem,
A czując żem śmierci bliski
Na całe gardło krzyczałem:
„Zgwałciłeś prawa szrankowe!”
On na to, kuszę wojenną
Wymierzył prosto mi w głowę –
Miłością gorę płomienną.
Pociski z kuszy miotane,
Tysiące – funtowe bryły,
Ołowiem pooblewane
Gradem się na mnie waliły
Tak gęstym, że nadaremnie
Chcialem liczyć strzał za strzałem,
Z których każdy trafiał we mnie -
Cały miłością gorzałem.
Nie chybił mnie ani razu.
Tak pociski celne były –
Padłem podobien do głazu
I powstać nie miałem sity.
Z pobitem, podartem ciałem
Niby leżący na marach.
Bez tchu na ziemi leżałem,
W miłości gorejąc żarach.
Umarły! lecz nie trup jeszcze.
Tylko zabity rozkoszą –
Wtem przejdą ogniste dreszcze
"Własne miesiły podnoszą.
Jużem tak silny, że mogę
Na przewodników skinienie.
Do nieba puścić się w drogę
Miłością wtrącon w płomienie.
Do zmysłów wróciwszy potem
Bój Chrystusowi wydaję,
W zbroi, z nastawionym grotem,
Najeżdżałem jego kraje…
Spotkanego jakem schwycił
Pótym tłoczył mym ciężarem,
Pókim zemsty nie nasycił.
Miłości palony żarem.
Syty tą zemstą i złością
Zgodę zawarłem z Nim wieczną
Chrystas mię bowiem miłością
Zaraz ukochał serdeczną.
Jego miłością szczęśliwy.
Widzę w serca zachwyceniach
Wizerunek jego żywy –
W miłości gorę ptomieniach.
Miłością gorę bez miary
W miłości wtrącony żary.
II.
Św. BONAWENTURA.
FILOMENA.
1.
Filomeno! dni wiośnianych
Zwiastunie i wieszczu,
Z tobą wraca pora miła
Bez chlodu i deszczu,
I pierś każdą wskroś przejmują,
Twoje rzewne tony,
Leć tu do mnie mądry ptaszku
Leć, leć upragniony!
Do mnie, do mnie! poszlę ja cię
Gdzie sam iść nie mogę,
Do miłego przyjaciela
Poszlę w górną drogę.
Twojej słodkiej lutni granie
Rozerwie smutnego,
Bo mój słaby głos nie w stanie
Wzbić się aż do Niego.
3
Jeźli spyta kto: dla czego
Wybrałem ja Ciebie,
Abyś wieści niósł odemnie
Do Pana na niebie?
To odpowiedz, że twej pieśni.
Jak mówią, dźwięk czysty
Bardzo sobie upodobał
Pan nasz wiekuisty.
Mile ptaszę, słuchaj rady
Ona cię zachęci;
Bo jeżeliś pieśń ptaszęcą
Zachował w pamięci.
To gdy natchnie Cię Duch święty
Ty piejąc w pokorze,
Mógłbyś zostać muzykantem
Na niebieskim dworze.
Litościwa ty ptaszyno
Wyręcz mię niezdarę,
Kochankowi zanieś memu
Choć słówek tych parę.
Mów: że gorę dlań miłością
Dziwną, niezmierzoną,
I że pragnę ujrzeć Jego
Postać ubóstwioną.
6
I nim jeszcze wstaną zorze
Już dzwoni w krzewinie,
A gdy słonce wstanie złote
O pierwszej godzinie.
Coraz głośniej piosnka jego
W gaju się odzywa.
Oj! to grajek nieznużony.
Nigdy nie spoczywa.
8.
Koło trzeciej już godziny
Aż tak się rozkrzyczy.
Że i miarę traci – wszystek
Rozpłynion w słodyczy.
Gardziotek mu pęka prawie
Od tonów nawału;
Do piękniejszych coraz pieśni
Przybywa zapala.
Gadka chodzi o słowiku
Że gdy zgon swój czuje.
Na najwyższy, na wierzchołek
Drzewa wylatuje.
I rozpuści swój gardziołek.
Od rannej jutrzenki
Coraz inne, coraz nowe,
Zawodzi piosenki.
9
Lecz w południe, kiedy słońce
Najmocniej dopieka,
Ot – w ostatniem wysilenia
Pęka pierś słowika.
Oci! oci! – świergot zwykły.
Wydaje ptaszęcy –
I zmysły go opuszczają,
I nie śpiewa więcej!
10.
Słodka Iutnia Filomeny
W kawałki rozbita,
A otwarty dziobek jeszcze
Tony jakieś chwyta____