Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Święci w Dziejach Narodu Polskiego - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Święci w Dziejach Narodu Polskiego - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 754 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED CHRZTEM POL­SKI

Nie wszy­scy lu­bią czy­ty­wać książ­ki hi­sto­rycz­ne, bo po­wia­da­ją – co ich ob­cho­dzi, co dzia­ło się na świe­cie przed­tem, póki ich nie było; i po co przej­mo­wać się kło­po­ta­mi nie­bosz­czy­ków z daw­nych po­ko­leń, sko­ro się ma do­syć wła­snych. Ale za­in­te­re­so­wa­li­by się od razu nie­bosz­czy­kiem, choć­by bar­dzo od­le­głym, gdy­by po­zo­stał po nim. spa­dek. Od razu ba­da­li­by swo­ją "ge­ne­alo­gię", tj. jak i z kim spo­wi­no­wa­ce­ni byli jego oj­co­wie i dziad­ko­wie, i jaką ma­jęt­ność, któ­ry z nich po­sia­dał. Mało to pro­ce­sów spad­ko­wych, gdzie przed są­da­mi wy­wo­dzi się dłu­gie, po­wi­kła­ne ge­ne­alo­gie? By­wa­ją nie­raz kło­po­tli­we, bo nie tyl­ko trze­ba się­gnąć wstecz w daw­ne po­ko­le­nia, ale szu­kać przod­ków po roz­ma­itych po­wia­tach i wo­je­wódz­twach, a cza­sem na­wet się­gnąć na dru­gą pół­ku­lę.

Każ­dy z nas na­le­ży oczy­wi­ście do ja­kie­goś rodu. Nie­gdyś rody prze­by­wa­ły za­wsze w po­bli­żu sie­bie, z po­krew­nych ro­dów two­rzy­ło się ple­mię, a z ple­mion po­krew­nych po­wsta­wał lud. Np. lud pod­ha­lań­ski, la­ski, Kra­ko­wia­cy, Ka­szu­bi, Gó­ra­le, Ślą­za­cy, Ku­ja­wia­cy i inne pol­skie ludy. Wszyst­ko to po­wsta­ło z po­kre­wień­stwa, któ­re po pew­nym cza­sie sta­je się tak po­wi­kła­ne, że już nikt się w nim nie ro­ze­zna; nie spo­sób wy­kre­ślić ge­ne­alo­gii, ale trwa tra­dy­cja o po­cho­dze­niu od wspól­ne­go przod­ka. Z lu­dów pol­skich po­wstał z cza­sem hi­sto­rycz­ny na­ród pol­ski, na za­chód od nas cze­ski, a na wschód ru­ski. Prze­świad­cze­nie o wspól­nym po­cho­dze­niu było tak głę­bo­kie i moc­ne, iż w wie­kach ubie­głych wy­my­ślo­no na­wet taką świec­ką le­gen­dę, że po­cho­dzi­my od trzech bra­ci: Le­cha (zwa­no Po­la­ków Le­chi­ta­mi), Cze­cha i Rusa. Moż­na by cof­nąć się jesz­cze da­lej, bo każ­de­mu dziec­ku wia­do­mo, że wszy­scy po­cho­dzi­my od Ada­ma i Ewy – i jest to zu­peł­na praw­da – ale niech kto spró­bu­je wy­snuć całą swą ge­ne­alo­gię od tych pierw­szych ro­dzi­ców! Otóż po tych wszyst­kich przod­kach dźwi­ga się spa­dek i chcąc nie chcąc trze­ba go przy­jąć, w ca­ło­ści wraz z po­żyt­ka­mi i dłu­ga­mi, ze wszyst­kim złem i do­brem, któ­re nam po­przed­ni­cy zo­sta­wi­li. Po przod­kach je­den czło­wiek jest bia­ły, a dru­gi czar­ny; je­den uro­dzi się po­ga­ni­nem, a dru­gi bez tru­du, bez kło­po­tu od sa­me­go uro­dze­nia otrzy­ma skarb praw­dzi­wej wia­ry. A czy Po­lak może za­mie­nić się w Chiń­czy­ka, gdy­by mu się tak za­chcia­ło, lub Chiń­czyk w Po­la­ka? Tę spra­wę roz­strzy­gnę­li przod­ko­wie! A stan ma­jąt­ko­wy, zwy­cza­je, oby­cza­je, upodo­ba­nia, na­wet sto­pień wy­kształ­ce­nia, czyż nie za­le­żą w znacz­nej czę­ści od tego, czym byli i jacy byli nasi ro­dzi­ce?

Na­ukę o wszel­kim spad­ku po przod­kach zwie­my Hi­sto­rią. Ona nas po­ucza, co któ­re po­ko­le­nie ro­bi­ło lub nie ro­bi­ło i w ja­kim sta­nie prze­ka­za­ło spa­dek po so­bie po­ko­le­niu na­stęp­ne­mu. Może być hi­sto­ria jed­nej ro­dzi­ny, ca­łe­go na­ro­du, wresz­cie hi­sto­ria po­wszech­na wszyst­kich kra­jów i lu­dów ca­łej zie­mi. Hi­sto­ria tłu­ma­czy, dla­cze­go obec­nie je­ste­śmy tacy, a nie inni, skąd się wzię­ły do­bre i złe stro­ny na­sze­go ży­cia. Hi­sto­ria wy­ja­śnia współ­cze­sny stan spraw na­szych; nie może ich znać do­brze nikt, kto ich nie po­zna hi­sto­rycz­nie. Zły­mi też by­wa­ją do­rad­ca­mi w ży­ciu pu­blicz­nym tacy, któ­rym brak wy­kształ­ce­nia hi­sto­rycz­ne­go. Cięż­ko jest ob­my­ślać do­brą radę, gdy się nie wie, skąd co wy­ni­kło i dla­cze­go? Pra­ca nad przy­szło­ścią nie może wy­dać do­brych skut­ków bez zna­jo­mo­ści prze­szło­ści.

To­też spo­dzie­wa­my się, że książ­ka ta przy­nieść może nie­ma­ło po­żyt­ku umy­sło­we­go i mo­ral­ne­go. Po­nie­waż zaś naj­waż­niej­szym dzie­dzic­twem jest spu­ści­zna re­li­gij­na, więc naj­pierw wy­ja­śnij­my so­bie, ja­kim spo­so­bem i ja­ki­mi dro­ga­mi za­wi­ta­ła do Pol­ski Ewan­ge­lia świę­ta.

Naj­pierw do­cho­dzi­ła do tych lu­dów, któ­re na­le­ża­ły do sta­ro­żyt­ne­go pań­stwa rzym­skie­go. Nie na próż­no mó­wi­li so­bie chrze­ści­ja­nie daw­nych wie­ków, iż sama Opatrz­ność ze­zwo­li­ła utwo­rzyć Rzy­mia­nom ol­brzy­mie pań­stwo. Sze­rze­nie ewan­ge­lii było uła­twio­ne, sko­ro moż­na było do­trzeć do tylu lu­dów, nie na­tra­fia­jąc na gra­ni­ce pań­stwo­we. Pod jed­nym rzą­dem była Eu­ro­pa po Du­naj i Ren, Azja Mniej­sza i pół­noc­na Afry­ka! Po­tem po­dzie­li­ło się to ol­brzy­mie pań­stwo na dwa ce­sar­stwa: wła­ści­we rzym­skie za­chod­nie ze sto­li­cą w Rzy­mie i wschod­nie ze sto­li­cą w Kon­stan­ty­no­po­lu, czy­li Bi­zan­cjum (po sło­wiań­sku Ca­ro­gród).

Za­chod­nie ce­sar­stwo rzym­skie roz­le­cia­ło się w V w. po Chry­stu­sie i po­wstał z nie­go sze­reg państw mniej­szych w Hisz­pa­nii, we Fran­cji, w An­glii i we Wło­szech. Ale Rzym, "mia­sto wiecz­ne zo­stał sto­li­cą ca­łe­go chrze­ści­jań­stwa, bo tak po­sta­no­wił św. Piotr i tam ka­zał prze­by­wać na­stęp­com, pa­pie­żom. Za­nim zaś pań­stwo rzym­skie upa­dło, Rzy­mia­nie byli już na­wró­ce­ni i sami sze­rzy­li chrze­ści­jań­stwo po wszyst­kich kra­jach swe­go pa­no­wa­nia.

Rzecz ja­sna, że póź­niej do­pie­ro mo­gli do­trzeć mi­sjo­na­rze do ta­kich kra­jów, któ­re do pań­stwa rzym­skie­go nig­dy nie na­le­ża­ły. Jesz­cze z rzym­skich cza­sów po­cho­dzi chrze­ści­jań­stwo nie tyl­ko we Wło­szech, ale w Hisz­pa­nii, w An­glii i w Ir­lan­dii (tam od r. 431), Fran­cja zaś przy­ję­ła chrze­ści­jań­stwo w r. 496.

Bi­zan­tyń­skie ce­sar­stwo na­to­miast kur­czy­ło się, a co gor­sza chrze­ści­jań­stwo tra­ci­ło grunt w pod­le­głej mu Azji i Afry­ce. Opa­no­wa­ła te kra­je nowa re­li­gia: is­lam, czy­li mu­zuł­mań­stwo, zwa­ne też ma­ho­me­ta­ni­zmem od swe­go za­ło­ży­cie­la. Był nim Ma­ho­met, za­moż­ny ku­piec i prze­wod­nik ka­ra­wan, któ­ry żył w Ara­bii w pierw­szej po­ło­wie VII w. po Chry­stu­sie. Obzna­jo­miw­szy się w po­dró­żach han­dlo­wych z chrze­ści­jań­stwem i ży­do­stwem, za­pra­gnął też Ara­bów przy­wieść do wia­ry w jed­ne­go Boga. Wziął od ży­dów wię­cej, niż od chrze­ści­jan, a mię­dzy in­ny­mi za­ka­zał spo­rzą­dzać wy­obra­że­nia ludz­kich po­sta­ci, ma­lar­skie czy rzeź­biar­skie. Po­zo­sta­wił zaś nie­wol­nic­two, ze­zwo­lił na wie­lo­żeń­stwo, a w raju po śmier­ci obie­cy­wał wszel­kie roz­ko­sze cie­le­sne. Taka re­li­gia, su­mień nie drę­cząc, sze­rzy­ła się ła­two. Na­ka­zał zaś Ma­ho­met sze­rzyć is­lam mie­czem. Na­wra­ca­nie było pod­bi­ja­niem, a pod­bo­je szły bar­dzo szyb­ko. Oko­ło r. 640 ode­bra­li już mu­zuł­ma­nie Bi­zan­tyń­czy­kom całą Ara­bię, Sy­rię, Pa­le­sty­nę, Per­sję i Egipt, a w r. 711 prze­pra­wi­li się przez wą­ską Cie­śni­nę Gi­bral­tar­ską na stro­nę eu­ro­pej­ską i za­czę­li pod­bój Hisz­pa­nii. Za­sta­na­wiać musi fakt, że Bi­zan­tyń­czy­cy nie tyl­ko nie na­wró­ci­li ani jed­ne­go mu­zuł­ma­ni­na, ale sami ule­gli wpły­wom is­la­mu. Oto ka­za­no tam z cer­kwi po­wy­rzu­cać ob­ra­zy i pod­pa­lić je! Okres ob­ra­zo­bur­stwa obej­mo­wał lata 717-842, trwał więc ca­łych 125 lat. A nad­szedł i mi­nął z roz­ka­zem rzą­do­wym! Jed­ni ce­sa­rze pa­li­li ob­ra­zy, a dru­dzy ka­za­li je na nowo ma­lo­wać i za­wie­szać. A dla Cer­kwi bi­zan­tyń­skiej było przy­ka­za­niem wszyst­ko, co ka­zał ce­sarz!

Pod­czas gdy ka­to­li­cyzm, wy­ma­ga, żeby du­cho­wa wła­dza była nie­za­leż­na od świec­kiej, w Bi­zan­cjum zro­bio­no ce­sa­rza gło­wa Ko­ścio­ła! Re­li­gia na usłu­gach pań­stwa! Skąd­że to? Bo Bi­zan­cjum od­ry­wa­ło się od jed­no­ści z Rzy­mem, od­szcze­pia­ło się od praw­dzi­we­go Ko­ścio­ła, od­rzu­ca­ło zwierzch­ność pa­pie­ską, sło­wem po­pa­da­ło w schi­zmę. Łą­czy­ło się z tym prze­sad­ne mnie­ma­nie o wła­dzy mo­nar­szej, o wła­dzy rzą­du. Za­sa­dą schi­zma­tyc­kie­go Bi­zan­cjum sta­ła się tak zwa­na wszech­moc pań­stwa. Zna­czy to, że rzą­do­wi wszyst­ko wol­no, przy czym nie po­trze­bu­je się krę­po­wać żad­ną mo­ral­no­ścią. Nie wol­no się było za­sta­na­wiać nad wolą rzą­du. Do­łą­czył się do tego jesz­cze je­den wzgląd: sko­ro wszyst­ko ma być tak, jak każe ce­sarz bi­zan­tyń­ski, za­tem wszyst­ko w ca­łym pań­stwie ma być jed­na­ko­we. Jed­no­staj­ność jed­nak prze­ciw­na jest na­tu­rze ludz­kiej, wy­mu­sza­no ją więc siłą i gwał­tem. Wszyst­ko tedy na wspak, niż na­uczał Ko­ściół rzym­ski, ten Ko­ściół, któ­ry do­pusz­czał i do­pusz­cza za­wsze roz­ma­itość na­wet ob­rząd­ków re­li­gii, umie­jąc za­cho­wać jed­ność bez jed­no­staj­no­ści. Na­sta­ła mię­dzy Rzy­mem a Bi­zan­cjum nie tyl­ko schi­zma, ale cał­kiem od­mien­ne po­glą­dy na ży­cie zbio­ro­we, czy­li róż­ni­ca cy­wi­li­za­cji. Inna wy­kształ­ci­ła się cy­wi­li­za­cja w Bi­zan­cjum, a inna w Rzy­mie. Ko­ściół za­chod­ni zbie­rał tym­cza­sem wszyst­ko, co po sta­ro­żyt­nych Rzy­mia­nach zo­sta­ło do­bre­go, co dało się po­go­dzić z chrze­ści­jań­stwem. Prze­cież na­wet za cza­sów po­gań­stwa obo­wią­zy­wa­ło u Rzy­mian jed­no­żeń­stwo, nie­ty­kal­ność wła­sno­ści pry­wat­nej, a pra­wo pry­wat­ne mia­ło ogrom­ną po­wa­gę; aż do póź­nych cza­sów utrzy­ma­li też pra­wo­rząd­ność, to zna­czy, że na­wet gło­wę pań­stwa obo­wią­zy­wa­ło pra­wo. Pa­no­wał u Rzy­mian ład i po­rzą­dek pu­blicz­ny, bez­pie­czeń­stwo i trwa­łość sto­sun­ków. To wszyst­ko przej­mo­wał Ko­ściół i chro­nił, po­dob­nie jak na­ukę, li­te­ra­tu­rę i sztu­ki pięk­ne, całe umy­sło­we dzie­dzic­two po sta­ro­żyt­nym świe­cie. Po­sta­wiw­szy zaś na cze­le ca­łe­go ży­cia zbio­ro­we­go za­sa­dę dwo­isto­ści wła­dzy, osob­nej du­chow­nej, a osob­nej świec­kiej, wy­two­rzył Ko­ściół nową cy­wi­li­za­cję. Na­zy­wa­my ją ła­ciń­ską, a to od ję­zy­ka, któ­ry przy­ję­ty od sta­ro­żyt­ne­go Rzy­mu, stał się ję­zy­kiem ko­ściel­nym na za­cho­dzie i ję­zy­kiem po­wszech­nym no­wej cy­wi­li­za­cji. Tej cy­wi­li­za­cji Bi­zan­cjum nie tyl­ko nie przy­ję­ło, ale zwal­cza­ło ją za­wzię­cie. Gdy tedy ce­sa­rze bi­zan­tyń­scy, po­zba­wie­ni pa­no­wa­nia w Azji i w Afry­ce przez is­lam, chcie­li po­zy­skać zwierzch­nic­two nad całą Eu­ro­pą, pa­pie­stwo sprze­ci­wi­ło się temu, a pa­pież Leon III wzno­wił ce­sar­stwo za­chod­nio­rzym­skie aże­by za­ta­mo­wać sze­rze­nie się bi­zan­ty­ni­zmu. Wszyst­kie pań­stwa ka­to­lic­kie mia­ły się po­łą­czyć w je­den zwią­zek pod świec­ką wła­dzą ce­sa­rza rzym­skie­go, a pod du­cho­wym zwierzch­nic­twem pa­pie­ża. Wy­bór pa­pie­ski padł na oso­bę Ka­ro­la Wiel­kie­go, któ­ry był już kró­lem fran­koń­skim i bur­gundz­kim (dwie wiel­kie dziel­ni­ce Fran­cji) oraz lon­go­bardz­kim (w pół­noc­nych Wło­szech). Tego naj­więk­sze­go mo­nar­chę ka­to­lic­kie­go uko­ro­no­wał pa­pież w Rzy­mie w r. 800 na ce­sa­rza.

Nie­daw­no przed­tem za­czę­ło się chrze­ści­jań­stwo w Niem­czech za­chod­nich. Apo­sto­łem był mnich ir­landz­ki, św. Bo­ni­fa­cy, któ­ry zgi­nął śmier­cią mę­czeń­ską w r. 754 z rąk Fry­zów (na po­gra­ni­czu Nie­miec i Ho­lan­dii). Do­pie­ro za Ka­ro­la Wiel­kie­go za­czę­to na­wra­cać Sa­sów, głów­ny lud Nie­miec wschod­nich – ale ro­bio­no to mie­czem, w sied­miu krwa­wych wy­pra­wach w la­tach 772-804; to­też dłu­go jesz­cze znać było, że są na­wró­ce­ni le­d­wie po­wierz­chow­nie.

Sasi są­sia­do­wa­li da­lej na wschód już ze Sło­wia­na­mi, Ale osad­nic­two Sa­sów nie się­ga­ło na­wet rze­ki Łaby. Sło­wia­nie za­miesz­ki­wa­li te­re­ny, gdzie dzi­siaj mie­ści się Lipsk, Ber­lin i Ha­no­wer. Żyły tam ludy, od rze­ki Łaby, zwa­ne Po­ła­bia­na­mi, Lu­ty­cy na za­chod­niej pół­no­cy, środ­kiem Obo­dry­ci, na po­łu­dniu Łu­ży­cza­nie i Mil­cza­nie. Je­dy­nie Łu­ży­cza­nie prze­trwa­li do na­szych cza­sów.

Wy­gi­nę­ły całe na­ro­dy sło­wiań­skie, wy­tę­pio­ne mie­czem nie­miec­kim pod po­zo­rem na­wra­ca­nia!

Nie po­wio­dły się bo­wiem wspa­nia­łe za­mia­ry pa­pie­skie, zwią­za­ne z ce­sar­stwem Ka­ro­la Wiel­kie­go. Nie sze­rzy­ło się wpraw­dzie pa­no­wa­nie bi­zan­tyń­skie ku za­cho­do­wi, ale roz­prze­strze­nia­ła się cy­wi­li­za­cja bi­zan­tyń­ska, bo mo­nar­chom, kró­lom i ksią­żę­tom bar­dziej do­ga­dza­ło bi­zan­tyń­skie poj­mo­wa­nie wła­dzy rzą­do­wej, niż rzym­skie. Na­sta­ła dłu­ga wal­ka dwóch cy­wi­li­za­cji. Ale ce­sar­stwo Ka­ro­la Wiel­kie­go mi­nę­ło, za­nik­nę­ła na­wet sama god­ność ce­sar­ska.

Ze wschod­niej po­ła­ci pań­stwu Ka­ro­la Wiel­kie­go wy­two­rzy­ło się kró­le­stwo nie­miec­kie, prą­ce co­raz da­lej na wschód na zie­mie sło­wiań­skie. Na po­gań­skich są­sia­dów pa­trzy­li tyl­ko jako na ma­te­riał do łu­pów i nie spiesz­no im było z wy­sy­ła­niem mi­sji. Przy­ję­ły się wo­kół tro­nu nie­miec­kie­go bi­zan­tyń­skie po­glą­dy na sto­sun­ki Ko­ścio­ła z pań­stwem. Na­wet bi­sku­pi nie­miec­cy wy­słu­gi­wa­li się po­li­tycz­nym ce­lom swych kró­lów. Po­pa­da­li nie­raz w roz­ter­kę z pa­pie­stwem i wię­cej by­wa­ło w ich dzia­ła­niu po­li­ty­ki, niż re­li­gii. Zo­ba­czy­my, jak po­tem wy­bit­ni Niem­cy, któ­rzy słu­cha­li wska­zó­wek Rzy­mu i trwa­li przy cy­wi­li­za­cji ła­ciń­skiej, na­wet Świę­ci Pań­scy na­ro­du nie­miec­kie­go, trzy­ma­li się Pol­ski.

Wów­czas, po roku 800, nie ist­nia­ło jesz­cze pań­stwo pol­skie. Sło­wiań­ska pań­stwo­wość po­wsta­ła bar­dziej na za­chód, mia­no­wi­cie pań­stwo Wiel­ko­mo­raw­skie. Na­zwa po­cho­dzi stąd, że głów­ny trzon tego pań­stwa mie­ścił się na Mo­ra­wach. Z Mo­raw pań­stwo to roz­sze­rzy­ło się da­le­ko na za­chód i wschód, z jed­nej stro­ny na ludy cze­skie, a z dru­giej aż nad Wi­słę poza Kra­ków.

Ksią­żę wiel­ko­mo­raw­ski, Moj­mir, przy­jął chrzest od mi­sjo­na­rzy nie­miec­kich oko­ło r.

840, ale oparł się, gdy za­żą­da­no od nie­go, aże­by uznał zwierzch­nic­two kró­la nie­miec­kie­go, Lu­dwi­ka. Ten jed­nak wy­pra­wił się na Mo­ra­wy w r. 846 i strą­cił z tro­nu Moj­mi­ra. I był­by może na­stą­pił ko­niec pań­stwa wiel­ko­mo­raw­skie­go, gdy­by nie spryt Moj­mi­row­skie­go sy­now­ca Ra­sty­ca. Uda­wał po­tul­ne­go wo­bec Niem­ców. Król Lu­dwik my­ślał, że bę­dzie miał w nim, jak­by swe­go po­słusz­ne­go na­miest­ni­ka, i dla­te­go sam nadał mu ty­tuł księ­cia wiel­ko­mo­raw­skie­go. Ale spryt­ny Ra­styc miał swo­je pla­ny. Znał świat le­piej, niż stryj i wie­dział, że chrze­ści­jań­stwo nie musi być wia­rą "nie­miec­ką", ani łą­czyć się z nie­miec­kim pod­dań­stwem.

Ra­styc miał wie­ści z Pół­wy­spu Bał­kań­skie­go. Szcze­gól­nym zrzą­dze­niem Opatrz­no­ści wła­śnie z bi­zan­tyń­skie­go pań­stwa mia­ła na­dejść po­moc prze­ciw­ko bi­zan­ty­ni­zmo­wi nie­miec­kie­mu. Bo nie tyl­ko w Niem­czech, ale na­wet na Pół­wy­spie Bał­kań­skim nie wszy­scy byli wro­ga­mi cy­wi­li­za­cji ła­ciń­skiej.PO­CZĄT­KI CHRZE­ŚCI­JAŃ­STWA W POL­SCE

Nie wszy­scy Sło­wia­nie byli tak od­da­le­ni od źró­dła ewan­ge­li­za­cji, jak Po­ła­bia­nie, Mo­ra­wia­nie lub tym bar­dziej Po­la­cy; Sło­wia­nie po­łu­dnio­wi, a zwłasz­cza bał­kań­scy mie­li w po­bli­żu pa­triar­chat ca­ro­grodz­ki. Schi­zma wy­bu­chła już, lecz jesz­cze nie była trwa­ła; na­wra­ca­nie tam­tej­szych Sło­wian i Buł­ga­rów, mo­gło było pa­dać i na tę i na ową stro­nę. Ale jak na pół­no­cy prze­szka­dza­ła na­wró­ce­niom nie­chęć do niem­czy­zny, tak na Bał­ka­nach opie­ra­no się zwierzch­nic­twu ce­sar­stwa bi­zan­tyń­skie­go. Wte­dy dwaj ucze­ni mę­żo­wie po­wzię­li śmia­ły za­miar, żeby usta­no­wić dla Sło­wian osob­ny ob­rzą­dek. Byli to św. Cy­ryl i Me­to­dy, bra­cia, ro­dem z mia­sta So­lu­nia (po grec­ku Sa­lo­ni­ki). Mie­li za sobą dużą prak­ty­kę ży­cio­wą, nim się za­bra­li do two­rze­nia no­wo­ści. Me­to­dy był na­miest­ni­kiem ce­sar­skim w jed­nej pro­win­cji, a Cy­ryl bi­blio­te­ka­rzem u pa­triar­chy w Ca­ro­gro­dzie. Rzu­ci­li jed­nak te za­szczyt­ne sta­no­wi­ska, żeby się po­świę­cić mi­sjo­nar­stwu. Przez kil­ka lat przy­go­to­wy­wa­li się w du­cho­wym sku­pie­niu w klasz­to­rze na gó­rze Olim­pie, po­tem uda­li się po­mię­dzy ludy tu­rań­skie, do pań­stwa Cha­za­rów, któ­re ist­nia­ło (cho­ciaż tyl­ko przez pół­to­ra wie­ku) po­mię­dzy rze­ka­mi Woł­gą a Do­nem (a więc w póź­niej­szej Ro­sji po­łu­dnio­wej). Tam mi­sja ich mia­ła wiel­kie po­wo­dze­nie i na­braw­szy do­świad­cze­nia, po­wró­ci­li na Bał­ka­ny. Do­ko­na­li na­wró­ce­nia księ­cia buł­gar­skie­go i od tego cza­su jęli wy­ko­ny­wać swój wiel­ki plan, prze­my­śla­ny już do­kład­nie przez całe lata.

Na nowy ję­zyk li­tur­gicz­ny wy­bra­li jed­no z na­rze­czy ję­zy­ka buł­gar­skie­go, mia­no­wi­cie ma­ce­doń­skie. Nie tyl­ko prze­tłu­ma­czy­li na ten ję­zyk księ­gi li­tur­gicz­ne, ale ob­my­śli­li też sto­sow­ne abe­ca­dło, na­zwa­ne gła­go­li­cą (wy­raz "gła­gol" ozna­cza dźwięk) i po­czę­li sze­rzyć nowy ob­rzą­dek Cer­kwi bi­zan­tyń­skiej. Ale Bi­zan­cjum temu nie sprzy­ja­ło, wy­ma­ga­jąc jed­no­staj­no­ści; po­pa­dli świę­ci bra­cia w nie­ła­skę w Ca­ro­gro­dzie tak­że z tego wzglę­du, że ob­sta­wa­li bez­wa­run­ko­wo za jed­no­ścią z Rzy­mem. Wieść o ob­rząd­ku sło­wiań­skim sze­rzy­ła się szyb­ko w świe­cie i do­tar­ła do księ­cia Ra­sty­ca. Za­pro­sił świę­tych bra­ci na Mo­ra­wy, do­kąd też chęt­nie przy­by­li w r. 863. Nie chcie­li jed­nak, żeby or­ga­ni­za­cja ko­ściel­na w pań­stwie wiel­ko­mo­raw­skim pod­le­ga­ła pa­triar­sze ca­ro­grodz­kie­mu, lecz pod­da­li ją bez­po­śred­nio pa­pie­żo­wi rzym­skie­mu. Nie wpro­wa­dza­li też ksiąg li­tur­gicz­nych ob­rząd­ku sło­wiań­sko-bi­zan­tyń­skie­go, lecz do­ko­na­li no­wych tłu­ma­czeń, mia­no­wi­cie msza­łu i in­nych ksiąg ła­ciń­skich, ja­kich się uży­wa­ło w ob­rząd­ku rzym­sko­ka­to­lic­kim. W taki spo­sób po­wsta­wał ob­rzą­dek rzym­sko – sło­wiań­ski; w ję­zy­ku sta­ro­buł­gar­skim na­bo­żeń­stwo zu­peł­nie ta­kie samo, ja­kie od­pra­wia­no w ję­zy­ku ła­ciń­skim.

Z po­wo­du róż­ni­cy ję­zy­ka i abe­ca­dła ob­rzą­dek ten był nie­do­stęp­ny dla du­cho­wień­stwa nie­miec­kie­go. Nie mo­gąc tego czy­tać, nie wie­dząc co tam jest, rzu­ci­li Niem­cy po­dej­rze­nie, że bra­cia so­luń­scy sze­rzą ja­kąś he­re­zję. A wła­śnie w czte­ry lata po przy­by­ciu tych apo­sto­łów sło­wiań­skich na Mo­ra­wy, w r. 867 pa­triar­cha ca­ro­grodz­ki Fo­cjusz zry­wał zno­wu z Rzy­mem. Za­skar­ży­li tedy bi­sku­pi nie­miec­cy bra­ci so­luń­skich przed Sto­li­cą Apo­stol­ską. Oni sami od razu do Rzy­mu się wy­bra­li w tym sa­mym wła­śnie roku 867, a gdy dzie­ło swe przed­sta­wi­li pa­pie­żo­wi Ad­ria­no­wi II, Oj­ciec świę­ty wy­świę­cił ich na bi­sku­pów.

Nie­ste­ty, św. Cy­ry­la do­się­gła w Rzy­mie śmierć 14 lu­te­go 869 r. Li­czył za­le­d­wie 42 lata, a ja­kież zdą­żył po­ło­żyć za­słu­gi. To­też Oj­ciec św. ka­zał mu spra­wić po­grzeb taki, jaki sa­mym pa­pie­żom urzą­dza­no i zło­żyć cia­ło jego w ko­ście­le Św. Kle­men­sa oraz wy­ma­lo­wać tam na ścia­nie sze­reg ma­lo­wi­deł ku jego czci. Po­zo­sta­łe­go przy ży­ciu św. Me­to­de­go mia­no­wał ar­cy­bi­sku­pem-me­tro­po­li­tą. Za­mie­rza­no więc usta­no­wić kil­ku bi­sku­pów ob­rząd­ku rzym­sko-sło­wiań­skie­go, bo Sto­li­ca Apo­stol­ska ob­rzą­dek ten za­twier­dzi­ła. Spo­dzie­wa­no się, że dzię­ki wła­sne­mu ob­rząd­ko­wi cała Sło­wiańsz­czy­zna pół­noc­na sta­nie się po­chop­niej­sza do chrztu św. Wra­ca więc św. Me­to­dy z trium­fem na pół­noc – lecz jak­że bo­le­sne cze­ka­ły go nie­spo­dzian­ki!

Trzy­krot­nie wo­jo­wał już król Lu­dwik z Ra­sty­cem; w czwar­tej woj­nie w r. 870 poj­mał go, wy­łu­pił mu oczy, i za­mknął w klasz­to­rze da­le­ko w Niem­czech.

Skąd taki okrut­ny po­mysł, żeby ko­goś sztucz­nie ośle­piać? Taka mści­wość nad po­ko­na­nym prze­ciw­ni­kiem po­cho­dzi­ła z da­le­kiej Azji od sta­ro­żyt­nych lu­dów bar­ba­rzyń­skich i stam­tąd przy­swo­ili ją so­bie wo­dzo­wie bi­zan­tyń­scy. Z cza­sem we­szło to do bi­zan­tyń­skie­go pra­wa pań­stwo­we­go, że za bunt lub zdra­dę jest kara oka­le­cze­nia, jak wy­pa­la­nie lub wy­łu­pia­nie oczu; moż­na też było ska­zy­wać na­wet na roz­sie­ka­nie. Kró­lew­scy nie­miec­cy sę­dzio­wie uwa­ża­li wi­dać Ra­sty­ca za pod­wład­ne­go i za bun­tow­ni­ka.

Prze­sad­ne bi­zan­tyń­skie po­ję­cia o wła­dzy mo­nar­szej sze­rzy­ły się. Roz­po­wszech­nia­ła się bo­wiem w tym wła­śnie okre­sie dzie­jo­wym cy­wi­li­za­cja bi­zan­tyń­ska i wpły­wa­mi swy­mi się­ga­ła da­le­ko za za­chód; a nie­jed­ne­mu z pa­nu­ją­cych spodo­ba­ło się ce­sar­skie pra­wo bi­zan­tyń­skie, tak sro­gie dla "bun­tow­ni­ków".

Cóż więc za­stał św. Me­to­dy na Mo­ra­wach? Rzą­dy nie­miec­kich gra­fów, tj. na­miest­ni­ków kró­la Lu­dwi­ka, roz­wście­czo­nych na wszyst­ko co sło­wiań­skie. Poj­ma­no i me­tro­po­li­tę sło­wiań­skie­go i wy­da­no go bi­sku­po­wi nie­miec­kie­mu w Pas­sa­wie w Ba­wa­rii, któ­ry uwa­żał, że Mo­ra­wy win­ny na­le­żeć do jego die­ce­zji. Jak po­stę­po­wa­no ze św. Me­to­dym do­wia­du­je­my się z li­stu, jaki pa­pież Jan VIII wy­pra­wił do owe­go bi­sku­pa pas­saw­skie­go. Jest tam ustęp na­stę­pu­ją­cy: "Są­dzi­my, że na opła­ka­nie nie­go­dzi­wo­ści two­jej je­dy­nie chy­ba po­tok łez pro­ro­ka Je­re­mia­sza wy­star­czyć może. Zu­chwal­stwo two­je prze­wyż­sza sro­gość i dzi­kość każ­de­go ty­ra­na. Drę­cząc na­sze­go współ­bra­ta Me­to­de­go kaź­nią wię­zie­nia, znę­ca­jąc się nad nim przez to, iżeś go trzy­mał pod go­łym nie­bem, wy­sta­wio­ne­go na ostrość do­kucz­li­wą zimy i sło­ty, od­ry­wa­jąc go od rzą­dze­nia Ko­ścio­łem jemu po­wie­rzo­nym, po­su­ną­łeś się do tego sza­leń­stwa, że go ka­za­łeś za­wlec przed sąd nie­miec­kich bi­sku­pów i chło­stać na­wet chcia­łeś bi­czem, gdy­by cię inni nie byli od tego po­wścią­gnę­li. Czyż to na Boga! są uczyn­ki god­ne bi­sku­pa, któ­re­go do­sto­jeń­stwo, gdy wy­kra­cza, tym cięż­szym czy­ni wy­stę­pek?"

Na­resz­cie zmu­sił ich prze­cież pa­pież, że pu­ści­li św. Me­to­de­go na wol­ność. Ale du­cho­wień­stwo nie­miec­kie po ja­kimś cza­sie wy­stą­pi­ło po­now­nie ze skar­ga­mi.

Św. Me­to­dy zaś, udaw­szy się po­wtór­nie do Rzy­mu w r. 870, otrzy­mał po­twier­dze­nie wszyst­kie­go, co uzy­skał był u po­przed­nich pa­pie­ży.

Tym ra­zem za­stał po po­wro­cie sto­sun­ki od­mie­nio­ne na do­bre. Po­wszech­ne po­wsta­nie lud­no­ści wy­gna­ło gra­fów i przy­wró­ci­ło na nowo pań­stwo wiel­ko­mo­raw­skie na cze­le z sy­now­cem Ra­sty­ca, księ­ciem Swa­to­plu­kiem, czy­li Świa­to­peł­kiem. Pra­co­wał tedy św. Me­to­dy gor­li­wie przy win­ni­cy Pań­skiej. Nie­dłu­go po jego po­wro­cie przy­je­chał do Świa­to­peł­ka ksią­żę cze­ski Bo­rzy­wój; uda­ło się na­wró­cić go wraz z trzy­dzie­sto­ma pa­na­mi cze­ski­mi, a po­tem tak­że jego żonę, ka­no­ni­zo­wa­ną na­stęp­nie św. Lud­mi­łę. Z sie­dzi­by mo­raw­skiej, słyn­ne­go gro­du We­leh­ra­du, wy­sy­łał św. Me­to­dy swych uczniów tak­że do Pol­ski. Nie było jesz­cze pań­stwa ogól­no­pol­skie­go, tyl­ko licz­ne księ­stwa i księ­stew­ka ple­mien­ne. Mi­sjo­narz z ra­mie­nia św. Me­to­de­go do­ko­nał w tym cza­sie na­wró­ce­nia księ­cia Wi­ślan, ze sto­li­cą w Wi­śli­cy nad Wi­słą (po­ni­żej Kra­ko­wa). Było to oko­ło r. 870 – i sta­no­wi to po­czą­tek chrze­ści­jań­stwa w Pol­sce. Wy­słał też św. Me­to­dy in­nych uczniów na Śląsk, rów­nież z do­brym skut­kiem. Dwaj ka­pła­ni z We­leh­ra­du do­tar­li zaś aż nad je­zio­ro Go­pło, na Ku­ja­wach. Tam utwo­rzy­ło się księ­stwo ple­mien­ne pod dy­na­stią Po­pie­lów, a ze sto­li­cą w Krusz­wi­cy. Za cza­sów ostat­nie­go z Po­pie­lów były ja­kieś za­bu­rze­nia, skut­kiem któ­rych wła­dza prze­szła do no­wej dy­na­stii, Pia­stów. Być może, iż nie­po­ro­zu­mie­nia wy­bu­chły na tle re­li­gij­nym; że Po­piel trwał przy po­gań­stwie, a Piast sprzy­jał mi­sjo­na­rzom chrze­ści­jań­skim. Tak moż­na by so­bie tłu­ma­czyć pięk­ną le­gen­dę, jak to na dwór Po­pie­la przy­by­li raz dwaj mło­dzień­cy pro­sząc o go­ści­nę, lecz on wy­gnał ich, a wów­czas za­pro­sił ich do sie­bie Piast, miesz­ka­ją­cy na koń­cu Krusz­wi­cy – za co ob­da­rzo­ny zo­stał do­stat­kiem i do­bro­by­tem, dzię­ki bło­go­sła­wień­stwu tych­że mło­dzień­ców, po­sia­da­ją­cych moc cu­dow­ną. Po­da­je też le­gen­da, że byli to Anio­ło­wie Pań­scy. Je­że­li przy­pu­ści­my, że byli to wy­słan­ni­cy św. Me­to­de­go, cała rzecz tłu­ma­czy­ła­by się wca­le ja­sno. Prze­by­wał zaś św. Me­to­dy na We­leh­ra­dzie aż do zgo­nu, tj. do r. 885. Na­bo­żeń­stwo ża­łob­ne od­pra­wio­no po ła­ci­nie, po grec­ku i po sło­wiań­sku w trzech ob­rząd­kach: w rzym­sko­ła­ciń­skim, w bi­zan­tyń­skim i w rzym­sko-sło­wiań­skim.

Śmierć sło­wiań­skie­go apo­sto­ła mia­ła stać się klę­ską dla ob­rząd­ku no­we­go, gła­go­lic­kie­go (bo tak go zwać moż­na od abe­ca­dła). Za­bra­kło księ­ży gła­go­li­tów do ob­szer­nej sło­wiań­skiej win­ni­cy Pań­skiej, a Niem­cy sko­rzy­sta­li, by za­jąć ich miej­sce. Sama dy­na­stia sło­wiań­ska przy­czy­nia­ła się zaś naj­bar­dziej do sło­wiań­skiej klę­ski, bo sy­no­wie Świa­to­peł­ka wsz­czy­na­li mię­dzy sobą wal­ki bra­to­bój­cze i przy­zy­wa­li też co­raz czę­ściej po­mo­cy Niem­ców, sami wza­jem­nie prze­ciw­ko so­bie. Jak­że więc mia­ło ist­nieć ta­kie pań­stwo? Cho­ciaż więc pa­pież Jan IX wzna­wiał oko­ło r. 900 hie­rar­chię ko­ściel­ną gła­go­lic­ką, ru­nę­ło wszyst­ko, gdy upa­dło pań­stwo wiel­ko­mo­raw­skie. Aże­by do­bić Sło­wian, spro­wa­dził król nie­miec­ki z od­le­głych wschod­nich kra­jów dzi­ki po­gań­ski na­ród Ma­dzia­rów po­cho­dze­nia azja­tyc­kie­go. W wal­ce z nim po­legł w r. 907 ostat­ni wład­ca Wiel­ko­mo­ra­wii, ksią­żę Moj­mir II. Ma­dzia­rzy przy­własz­czy­li so­bie znacz­ną część jego pań­stwa, całe gór­ne Wę­gry. Taki jest po­czą­tek pań­stwa ma­dziar­skie­go na Wę­grzech. Roz­dar­li Sło­wiańsz­czy­znę, od­gra­dza­jąc pół­noc­ną od po­łu­dnio­wej.

W we­leh­radz­kiej zaś świą­ty­ni moż­na oglą­dać znak pol­skiej wdzięcz­no­ści i czci dla świę­tych apo­sto­łów sło­wiań­skich: ob­raz ich ma­lo­wa­ny przez naj­więk­sze­go ma­la­rza pol­skie­go Jana Ma­tej­kę, kra­kow­skie­go miesz­cza­ni­na. Byli więc św. Cy­ryl i Me­to­dy apo­sto­ła­mi Sło­wian po­łu­dnio­wych i za­chod­nich: Buł­ga­rów, Cze­chów, Sło­wa­ków i Po­la­ków. Nie mie­li jed­nak nic wspól­ne­go ze Sło­wiańsz­czy­zną wschod­nią.

Myl­ne ta­kie mnie­ma­nie zro­dzi­ło się wsku­tek na­stę­pu­ją­cej oko­licz­no­ści: prze­szło sto lat po­tem po­wsta­ło na Bał­ka­nie nowe zno­wu pi­smo sło­wiań­skie, a że oka­za­ło się do­god­niej­sze od gła­go­li­cy, więc się też szyb­ko roz­po­wszech­ni­ło. Wy­na­laz­cą no­we­go pi­sma był mnich, któ­re­mu na imię było Cy­ryl, więc abe­ca­dło jego na­zwa­no cy­ry­li­cą. Z toż­sa­mo­ści imie­nia po­wsta­ło ba­ła­muc­two hi­sto­rycz­ne, ja­ko­by cy­ry­li­ca po­cho­dzi­ła od św. Cy­ry­la. Ani św. Cy­ryl ani św. Me­to­dy nie mie­li nig­dy nic wspól­ne­go ze Sło­wiańsz­czy­zną wschod­nią i żad­nej Rusi nig­dy nie wi­dzie­li.

Pol­ski po­siew uczniów św. Me­to­de­go niósł da­lej plo­ny, a nad­to do­cie­ra­ły też wpły­wy cze­skiej dy­na­stii Prze­my­śli­dów, już na­wró­co­nych. Cze­chy, jesz­cze nie zjed­no­czo­ne, zor­ga­ni­zo­wa­ne były w księ­stwa ple­mien­ne. Od­zna­cza­ły się trzy z ta­kich ro­dów ksią­żę­cych: Wer­szow­co­wie, Sław­ni­cy i Prze­my­śli­dzi (po­tom­ko­wie Prze­my­śla, czy­li Prze­my­sła­wa). Ci pa­no­wa­li nad lu­dem Cze­chów koło Pra­gi, a że po­wio­dło im się po­tem opa­no­wać całe Cze­chy, więc też wszyst­kie ludy ich pań­stwa zwa­no już Cze­cha­mi.

W dy­na­stii pia­stow­skiej trzech jesz­cze po­tom­ków pierw­sze­go Pia­sta po­zo­sta­ło przy po­gań­stwie. Z Ku­jaw roz­sze­rzy­li swe pa­no­wa­nie na dru­gą stro­nę Go­pła, do ludu Po­lan i sto­li­cę prze­nie­śli do Gnie­zna. Czwar­ty z Pia­stów zwał się Miesz­ko, co w pra­sta­rej pol­sz­czyź­nie ozna­cza niedź­wie­dzia. Dłu­go jesz­cze po­tem nie tyl­ko pol­scy ksią­żę­ta lu­bi­li przy­bie­rać so­bie na­zwę od kró­la na­szych zwie­rząt pół­noc­nych (o lwie jesz­cze nie sły­sza­no). Ale nie­ba­wem z Miesz­ka miał się zro­bić Mie­czy­sław. Ksią­żę ten bo­wiem de­cy­do­wał się przy­jąć chrzest; wi­docz­nie znaj­do­wał w swym pań­stwie do­sta­tecz­ną ilość chrze­ści­jan, żeby się na nich oprzeć.

Chwi­lę do­god­ną upa­trzył so­bie w r. 965. Ale przyj­mo­wał wia­rę świę­tą nie od Niem­ców, lecz z Czech. Pra­gnął po­ro­zu­mie­nia z Cze­cha­mi, żeby się tym ła­twiej bro­nić prze­ciw­ko kró­lom nie­miec­kim. Już bo­wiem Niem­cy prze­kro­czy­li Łabę, już za­czę­li pod­bi­jać Po­ła­bian, po czym mia­ła przyjść ko­lej na Pol­skę. Sta­rał się więc Miesz­ko o rękę księż­nicz­ki cze­skiej Du­braw­ki (w Pol­sce na­stęp­nie zwa­nej Dą­brów­ką). Prze­my­śli­dzi byli chrze­ści­ja­na­mi od r. 874. Ochrzcił się wów­czas (jak już o tym była mowa) ksią­żę Bo­rzy­wój, a żona jego Lud­mi­ła od­zna­cza­ła się nad­zwy­czaj­ną po­boż­no­ścią. Zde­cy­do­wa­ny­mi chrze­ści­ja­na­mi po­zo­sta­li jej sy­no­wie, Spi­ty­gniew i Wra­ty­sław; ale wdo­wa po Wra­ty­sła­wie, Dra­ho­mi­ra, by­ła­by rada wzna­wiać po­gań­stwo. Wte­dy Lud­mi­ła przy­gar­nę­ła wnu­ka, Wa­cła­wa i sama go wy­cho­wy­wa­ła. Były o tego wnu­ka spo­ry za­cie­kłe. Dra­ho­mi­ra czy­ha­ła na ży­cie Lud­mi­ły, aż do­się­gła jej na­sła­ny­mi mor­der­ca­mi w r. 927. Ko­ściół uznał Lud­mi­łę za świę­tą. Wa­cław stał się rów­nież mę­czen­ni­kiem. Kie­dy ogło­sił chrze­ści­jań­stwo re­li­gią pa­nu­ją­cą i nie do­pusz­czał po­gan do dwo­ru ani do urzę­dów, zmó­wił się na nie­go z po­ga­na­mi wła­sny jego brat, Bo­le­sław. W osiem za­le­d­wie lat po gwał­tow­nej śmier­ci swej bab­ki zo­stał rów­nież za­mor­do­wa­ny w r. 935 Wa­cław. I on tak­że jest ka­no­ni­zo­wa­ny. Bo­le­sław zaś na­wró­cił się, a wstą­piw­szy na tron, po­zo­stał wier­nym chrze­ści­jań­stwu. Jego to cór­ką była Du­braw­ka.

Przy­je­cha­ła więc do Pol­ski cze­ska księż­nicz­ka, chrze­ści­jan­ka Du­braw­ka z rodu Prze­my­śli­dów, pra­wnucz­ka i bra­ta­ni­ca świę­tych. Kon­no przy­je­cha­ła, bo jesz­cze ani po­jaz­dów tu nie zna­no, ani dróg sto­sow­nych nie było. Je­cha­ła oczy­wi­ście księż­na nie sama, lecz z ca­łym dwo­rem i ta­bo­rem, z or­sza­kiem dwo­rza­nek, przy­bra­nych stroj­no w pstre szat­ki, na­kry­te fu­tra­mi, zdob­ne w naj­cen­niej­sze w owych cza­sach klej­no­ty: sznu­ry bursz­ty­nów. Mia­ły z sobą hu­fiec zbroj­nych, gro­ma­dę pa­choł­ków i dzie­wek, ale też mia­ły jesz­cze je­den or­szak cał­kiem in­ne­go ro­dza­ju. W dal­szą po­dróż nie był­by się wy­brał wów­czas ża­den ksią­żę chrze­ści­jań­ski bez ka­pe­la­na, tym bar­dziej mu­sia­ła go mieć księż­nicz­ka, ja­dą­ca w da­le­ką kra­inę, w do­dat­ku do męża po­ga­ni­na, któ­re­go za­mie­rza­ła na­wra­cać. Oprócz ka­pe­la­na imie­niem Jor­dan, mu­sie­li być inni du­chow­ni, jako mi­sjo­na­rze; mu­sia­ła też być ob­słu­ga du­cho­wa, ko­ściel­ni, śpie­wa­cy, itp. Ru­szał więc z Pra­gi do Gnie­zna or­szak kon­ny nie­ma­ły.

Cóż wieź­li z sobą? Nie bra­kło oczy­wi­ście w środ­ku or­sza­ku koni jucz­nych, dźwi­ga­ją­cych ksią­żę­cą wy­pra­wę w licz­nych skrzy­niach i to­bo­łach. Były tam skar­by róż­ne, ale oprócz zło­tych na­ra­mien­ni­ków i bursz­ty­no­wych na­szyj­ni­ków, mie­ścił się tam klej­no­ty droż­sze, a szcze­gól­ne, bo nie wi­dzia­ne do­tych­czas w pol­skich kra­jach: księ­gi pi­sa­ne na per­ga­mi­nie1 ozdob­ny­mi li­te­ra­mi – ła­ciń­skie msza­ły i bre­wia­rze. Były to pierw­sze książ­ki, od któ­rych za­czę­ła się hi­sto­ria na­szej cy­wi­li­za­cji. Przy­by­li z Czech księ­ża przy­wo­zi­li z sobą ła­ci­nę, abe­ca­dło ła­ciń­skie, któ­re od nich się sze­rząc, mia­ło z cza­sem pod­bić całą Pol­skę.

Ta jed­ność abe­ca­dła z cy­wi­li­zo­wa­ną Eu­ro­pą sta­no­wi­ła dla nas do­bro­dziej­stwo bez mia­ry. Wspól­ność abe­ca­dła wio­dła na­szych przod­ków do wspól­nych nauk z Eu­ro­pą Za­chod­nią, do wspól­no­ści du­cho­wej z kra­ja­mi bar­dziej oświe­co­ny­mi… aż po same Wło­chy, gdzie Rzym był nie tyl­ko sto­li­cą pa­pie­ży, ale też głów­nym ogni­skiem cy­wi­li­za­cji.

Miesz­ko mu­siał jed­nak­że po­cze­kać na chrzest. Do­ro­sły musi przed chrztem wy­uczyć się prawd wia­ry i za­sad mo­ral­no­ści i od­być czas pró­by: taki kan­dy­dat do chrztu zwie się ka­te­chu­me­nem, a czas na­uki i pró­by trwa w zwy­kłych oko­licz­no­ściach je­den rok. Dla­te­go Chrzest Miesz­ka na­stą­pił do­pie­ro w rok po przy­jeź­dzie Du­braw­ki, w r. 966. Ksią­żę za­ło­żył rów­no­cze­śnie bi­skup­stwo w Po­zna­niu, do­kąd też w r. 968 prze­niósł swą sto­li­cę. Pierw­szym bi­sku­pem zo­stał Jor­dan.

Du­braw­ka ob­da­rzo­na słusz­nie przy­dom­kiem "mat­ki chrzest­nej Pol­ski", przy­wio­zła nam też kult pierw­sze­go pa­tro­na, św. Wa­cła­wa. Przy­wio­zła z sobą nie­wąt­pli­wie ja­kąś par­ty­ku­łę jego re­li­kwii. To­wa­rzy­szą­cy jej ka­pła­ni po­trze­bo­wa­li w Gnieź­nie na po­czą­tek choć­by ja­kiejś ka­pli­cy, a w każ­dym ra­zie oł­ta­rza, zaś oł­tarz może być tyl­ko na re­li­kwiach; bez re­li­kwii nie ma oł­ta­rza. Re­li­kwiarz mu­sie­li tedy mieć z sobą, bo prze­cież i w dro­dze mszę św. od­pra­wia­li; a cóż na­tu­ral­niej­sze­go jak to, że Du­braw­ka wzię­ła z sobą re­li­kwie św. Wa­cła­wa, bo był świę­tym pa­tro­nem jej wła­sne­go rodu, domu ksią­żę­ce­go Prze­my­śli­dów. I tak za przy­kła­dem dwo­ru na­szej "mat­ki chrzest­nej" roz­sze­rzy­ła się w nie­dłu­gim cza­sie cześć św. Wa­cła­wa po ca­łej Pol­sce. Szcze­re było na­wró­ce­nie Miesz­ka, i cała ro­dzi­na ksią­żę­ca prze­ję­ła się gor­li­wo­ścią w wie­rze. Do­pie­ro co na­wró­co­na dy­na­stia pia­stow­ska nie­sie po­chod­nię wia­ry da­lej, do dal­szych kra­jów na po­łu­dnie i na pół­noc. Oto sio­stra Miesz­ka, Ade­laj­da, zwa­ną Bia­łą Knie­gi­nią, wy­szedł­szy za mąż za Gej­zę, po­gań­skie­go księ­cia Ma­dzia­rów, sta­je się ich mat­ką chrzest­ną, a ro­dzo­ną mat­ką św. Szcze­pa­na, kró­la Wę­gier. Oto cór­ka Miesz­ka, księż­nicz­ka Sy­gry­da, sze­rzy ewan­ge­lię w Szwe­cji i Da­nii, po tam­tej stro­nie mo­rza Bał­tyc­kie­go, jako mał­żon­ka dwóch kró­lów, Ery­ka Zwy­cię­skie­go, a w dru­gim mał­żeń­stwie Swe­na Wi­dło­bro­de­go. Jed­na z jej dwo­rza­nek pol­skich po­ślu­bi­ła kró­la szwedz­kie­go Ola­fa i rów­nież go na­wra­ca.

Chrzest Miesz­ka I i po­cząt­ki chrze­ści­jań­skich już Pia­stów przy­pa­da­ją na cza­sy moc­ne­go star­cia dwóch cy­wi­li­za­cji u na­szych nie­miec­kich są­sia­dów. Król Ot­ton I urzą­dził so­bie dwór we­dług wzo­ru bi­zan­tyń­skie­go, na wiel­ką ska­lę i oka­za­le. Za­pa­tru­jąc się po bi­zan­tyń­sku na sto­su­nek Ko­ścio­ła do pań­stwa, po­su­nął się do wal­ki z sa­mym pa­pie­stwem. Wy­pra­wił się w r. 951 po raz pierw­szy do Włoch, a na dru­giej wy­pra­wie do­tarł w r. 961 aż do sa­me­go Rzy­mu. Pa­pież Jan XII wy­stą­pił prze­ciw na­jeźdź­com. Wte­dy Ot­ton zdo­byw­szy Rzym, wy­no­si swo­je­go pa­pie­ża, prze­ciw­sta­wia­jąc go pra­wo­wi­te­mu pa­pie­żo­wi!

Temu swo­je­mu "po­li­tycz­ne­mu" pa­pie­żo­wi ka­zał się Ot­ton ko­ro­no­wać na ce­sa­rza rzym­skie­go. Wy­glą­da­ło to, jak­by wzna­wiał ko­ro­nę Ka­ro­la Wiel­kie­go. W rze­czy­wi­sto­ści nowe ce­sar­stwo nie tyl­ko nie mia­ło związ­ku z daw­niej­szym, lecz sta­no­wi­ło prze­ci­wień­stwo tam­te­go: tam­to było dzie­łem Sto­li­cy Apo­stol­skiej, to zaś po­wsta­ło ze zbroj­nej prze­mo­cy; tam­to mia­ło słu­żyć ogól­ne­mu związ­ko­wi państw ka­to­lic­kich, to zaś mia­ło być zna­mie­niem he­ge­mo­nii, tj. prze­wa­gi i prze­wo­dze­nia Niem­ców w Eu­ro­pie. Na Rzy­mia­nach zaś wy­mu­sił Ot­ton przy­rze­cze­nie, że od­tąd nie bę­dzie się wy­bie­rać pa­pie­ża bez ze­zwo­le­nia ce­sar­skie­go, a ce­sa­rzem ma być za­wsze król nie­miec­ki. Dwa razy jesz­cze wy­pra­wiał się Ot­ton I na Rzym, wy­mu­siw­szy i to, żeby syn jego Ot­ton II jesz­cze za ży­cia ojca otrzy­mał w Rzy­mie ko­ro­nę ce­sar­ską. Na­stą­pi­ło po­ro­zu­mie­nie obu ce­sa­rzy, nie­miec­kie­go i ca­ro­grodz­kie­go, żeby po­ni­żyć sto­li­cę Pio­tro­wą i pa­pie­ża zrów­nać z ca­ro­grodz­kim pa­triar­chą. Ca­ro­grodz­ki był słu­gą i na­rzę­dziem kaj­dza­ra, po­dob­nie i rzym­ski bi­skup miał być na­rzę­dziem kaj­ze­ra. Po bi­zan­tyń­sku ce­sarz na­zy­wa się kaj­dzar, a Niem­cy ten ty­tuł z Bi­zan­cjum przy­jąw­szy, tro­chę go tyl­ko zniem­czy­li. I w tym jesz­cze do­wód i wska­zów­ka, skąd czer­pa­li swą umie­jęt­ność po­li­tycz­ną o urzą­dza­niu państw, i o sto­sun­ku mię­dzy na­ro­da­mi. Kie­ru­nek bi­zan­tyń­ski otrzy­mał w Niem­czech wal­ne po­par­cie i wszech­stron­ne po­sił­ki, gdy mię­dzy obu ce­sa­rza­mi sta­nął układ fa­mi­lij­ny.

W r. 972 że­nił Ot­ton syna z ce­sa­rzów­ną bi­zan­tyń­ską Teo­fa­nią. Teo­fa­nia po­sia­dła wiel­kie wpły­wy po­li­tycz­ne, zwłasz­cza, gdy po zgo­nie męża sta­ła na cze­le rzą­dów pod­czas ma­ło­let­no­ści swe­go syna Ot­to­na III. Spro­wa­dza­ła zaś od sa­me­go po­cząt­ku z Bi­zan­cjum uczo­nych i po­li­ty­ków, i w ta­kim oto­cze­niu wy­two­rzy­ła nowe śro­do­wi­sko bi­zan­ty­ni­zmu w Niem­czech.

Do­pie­ro w r. 995 ob­jął Ot­ton III rzą­dy sa­mo­ist­ne, i mia­ło się oka­zać coś nie­spo­dzie­wa­ne­go: syn Teo­fa­nii od­wró­cił się od bi­zan­ty­ni­zmu, a przy­lgnął moc­no do cy­wi­li­za­cji ła­ciń­skiej.

Rzą­dy Miesz­ka I przy­pa­da­ją więc na moc­ny roz­kwit bi­zan­ty­ni­zmu w Niem­czech. Łą­czy­ło się to z wy­bu­cha­mi nie­na­wi­ści prze­ciw­ko Sło­wia­nom, to­też nie szczę­dzo­no na­jaz­dów na pań­stwo pia­stow­skie, cho­ciaż już było chrze­ści­jań­skie. Miesz­ko prze­kro­czył jed­nak gra­ni­cę i od­niósł w r. 972 zwy­cię­stwo, któ­re na lat 30 za­pew­ni­ło spo­kój i bez­piecz­ne gra­ni­ce.

Sam Miesz­ko za­ży­wał tego spo­ko­ju przez 20 lat. Roz­sze­rzał gra­ni­ce swe­go pań­stwa. Do Ku­jaw i Po­lan przy­łą­czył wcze­śnie Śląsk, skąd po­su­nął się na Mo­ra­wy, któ­re po­zo­sta­wa­ły we wła­da­niu Pia­stów do r. 1029. Poza pań­stwem pia­stow­skim po­zo­sta­wa­ły jesz­cze ludy Wi­ślan, Ma­zow­szan, La­chów i Po­mo­rzan.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: