- W empik go
Święci w Dziejach Narodu Polskiego - ebook
Święci w Dziejach Narodu Polskiego - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 754 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie wszyscy lubią czytywać książki historyczne, bo powiadają – co ich obchodzi, co działo się na świecie przedtem, póki ich nie było; i po co przejmować się kłopotami nieboszczyków z dawnych pokoleń, skoro się ma dosyć własnych. Ale zainteresowaliby się od razu nieboszczykiem, choćby bardzo odległym, gdyby pozostał po nim. spadek. Od razu badaliby swoją "genealogię", tj. jak i z kim spowinowaceni byli jego ojcowie i dziadkowie, i jaką majętność, który z nich posiadał. Mało to procesów spadkowych, gdzie przed sądami wywodzi się długie, powikłane genealogie? Bywają nieraz kłopotliwe, bo nie tylko trzeba sięgnąć wstecz w dawne pokolenia, ale szukać przodków po rozmaitych powiatach i województwach, a czasem nawet sięgnąć na drugą półkulę.
Każdy z nas należy oczywiście do jakiegoś rodu. Niegdyś rody przebywały zawsze w pobliżu siebie, z pokrewnych rodów tworzyło się plemię, a z plemion pokrewnych powstawał lud. Np. lud podhalański, laski, Krakowiacy, Kaszubi, Górale, Ślązacy, Kujawiacy i inne polskie ludy. Wszystko to powstało z pokrewieństwa, które po pewnym czasie staje się tak powikłane, że już nikt się w nim nie rozezna; nie sposób wykreślić genealogii, ale trwa tradycja o pochodzeniu od wspólnego przodka. Z ludów polskich powstał z czasem historyczny naród polski, na zachód od nas czeski, a na wschód ruski. Przeświadczenie o wspólnym pochodzeniu było tak głębokie i mocne, iż w wiekach ubiegłych wymyślono nawet taką świecką legendę, że pochodzimy od trzech braci: Lecha (zwano Polaków Lechitami), Czecha i Rusa. Można by cofnąć się jeszcze dalej, bo każdemu dziecku wiadomo, że wszyscy pochodzimy od Adama i Ewy – i jest to zupełna prawda – ale niech kto spróbuje wysnuć całą swą genealogię od tych pierwszych rodziców! Otóż po tych wszystkich przodkach dźwiga się spadek i chcąc nie chcąc trzeba go przyjąć, w całości wraz z pożytkami i długami, ze wszystkim złem i dobrem, które nam poprzednicy zostawili. Po przodkach jeden człowiek jest biały, a drugi czarny; jeden urodzi się poganinem, a drugi bez trudu, bez kłopotu od samego urodzenia otrzyma skarb prawdziwej wiary. A czy Polak może zamienić się w Chińczyka, gdyby mu się tak zachciało, lub Chińczyk w Polaka? Tę sprawę rozstrzygnęli przodkowie! A stan majątkowy, zwyczaje, obyczaje, upodobania, nawet stopień wykształcenia, czyż nie zależą w znacznej części od tego, czym byli i jacy byli nasi rodzice?
Naukę o wszelkim spadku po przodkach zwiemy Historią. Ona nas poucza, co które pokolenie robiło lub nie robiło i w jakim stanie przekazało spadek po sobie pokoleniu następnemu. Może być historia jednej rodziny, całego narodu, wreszcie historia powszechna wszystkich krajów i ludów całej ziemi. Historia tłumaczy, dlaczego obecnie jesteśmy tacy, a nie inni, skąd się wzięły dobre i złe strony naszego życia. Historia wyjaśnia współczesny stan spraw naszych; nie może ich znać dobrze nikt, kto ich nie pozna historycznie. Złymi też bywają doradcami w życiu publicznym tacy, którym brak wykształcenia historycznego. Ciężko jest obmyślać dobrą radę, gdy się nie wie, skąd co wynikło i dlaczego? Praca nad przyszłością nie może wydać dobrych skutków bez znajomości przeszłości.
Toteż spodziewamy się, że książka ta przynieść może niemało pożytku umysłowego i moralnego. Ponieważ zaś najważniejszym dziedzictwem jest spuścizna religijna, więc najpierw wyjaśnijmy sobie, jakim sposobem i jakimi drogami zawitała do Polski Ewangelia święta.
Najpierw dochodziła do tych ludów, które należały do starożytnego państwa rzymskiego. Nie na próżno mówili sobie chrześcijanie dawnych wieków, iż sama Opatrzność zezwoliła utworzyć Rzymianom olbrzymie państwo. Szerzenie ewangelii było ułatwione, skoro można było dotrzeć do tylu ludów, nie natrafiając na granice państwowe. Pod jednym rządem była Europa po Dunaj i Ren, Azja Mniejsza i północna Afryka! Potem podzieliło się to olbrzymie państwo na dwa cesarstwa: właściwe rzymskie zachodnie ze stolicą w Rzymie i wschodnie ze stolicą w Konstantynopolu, czyli Bizancjum (po słowiańsku Carogród).
Zachodnie cesarstwo rzymskie rozleciało się w V w. po Chrystusie i powstał z niego szereg państw mniejszych w Hiszpanii, we Francji, w Anglii i we Włoszech. Ale Rzym, "miasto wieczne został stolicą całego chrześcijaństwa, bo tak postanowił św. Piotr i tam kazał przebywać następcom, papieżom. Zanim zaś państwo rzymskie upadło, Rzymianie byli już nawróceni i sami szerzyli chrześcijaństwo po wszystkich krajach swego panowania.
Rzecz jasna, że później dopiero mogli dotrzeć misjonarze do takich krajów, które do państwa rzymskiego nigdy nie należały. Jeszcze z rzymskich czasów pochodzi chrześcijaństwo nie tylko we Włoszech, ale w Hiszpanii, w Anglii i w Irlandii (tam od r. 431), Francja zaś przyjęła chrześcijaństwo w r. 496.
Bizantyńskie cesarstwo natomiast kurczyło się, a co gorsza chrześcijaństwo traciło grunt w podległej mu Azji i Afryce. Opanowała te kraje nowa religia: islam, czyli muzułmaństwo, zwane też mahometanizmem od swego założyciela. Był nim Mahomet, zamożny kupiec i przewodnik karawan, który żył w Arabii w pierwszej połowie VII w. po Chrystusie. Obznajomiwszy się w podróżach handlowych z chrześcijaństwem i żydostwem, zapragnął też Arabów przywieść do wiary w jednego Boga. Wziął od żydów więcej, niż od chrześcijan, a między innymi zakazał sporządzać wyobrażenia ludzkich postaci, malarskie czy rzeźbiarskie. Pozostawił zaś niewolnictwo, zezwolił na wielożeństwo, a w raju po śmierci obiecywał wszelkie rozkosze cielesne. Taka religia, sumień nie dręcząc, szerzyła się łatwo. Nakazał zaś Mahomet szerzyć islam mieczem. Nawracanie było podbijaniem, a podboje szły bardzo szybko. Około r. 640 odebrali już muzułmanie Bizantyńczykom całą Arabię, Syrię, Palestynę, Persję i Egipt, a w r. 711 przeprawili się przez wąską Cieśninę Gibraltarską na stronę europejską i zaczęli podbój Hiszpanii. Zastanawiać musi fakt, że Bizantyńczycy nie tylko nie nawrócili ani jednego muzułmanina, ale sami ulegli wpływom islamu. Oto kazano tam z cerkwi powyrzucać obrazy i podpalić je! Okres obrazoburstwa obejmował lata 717-842, trwał więc całych 125 lat. A nadszedł i minął z rozkazem rządowym! Jedni cesarze palili obrazy, a drudzy kazali je na nowo malować i zawieszać. A dla Cerkwi bizantyńskiej było przykazaniem wszystko, co kazał cesarz!
Podczas gdy katolicyzm, wymaga, żeby duchowa władza była niezależna od świeckiej, w Bizancjum zrobiono cesarza głowa Kościoła! Religia na usługach państwa! Skądże to? Bo Bizancjum odrywało się od jedności z Rzymem, odszczepiało się od prawdziwego Kościoła, odrzucało zwierzchność papieską, słowem popadało w schizmę. Łączyło się z tym przesadne mniemanie o władzy monarszej, o władzy rządu. Zasadą schizmatyckiego Bizancjum stała się tak zwana wszechmoc państwa. Znaczy to, że rządowi wszystko wolno, przy czym nie potrzebuje się krępować żadną moralnością. Nie wolno się było zastanawiać nad wolą rządu. Dołączył się do tego jeszcze jeden wzgląd: skoro wszystko ma być tak, jak każe cesarz bizantyński, zatem wszystko w całym państwie ma być jednakowe. Jednostajność jednak przeciwna jest naturze ludzkiej, wymuszano ją więc siłą i gwałtem. Wszystko tedy na wspak, niż nauczał Kościół rzymski, ten Kościół, który dopuszczał i dopuszcza zawsze rozmaitość nawet obrządków religii, umiejąc zachować jedność bez jednostajności. Nastała między Rzymem a Bizancjum nie tylko schizma, ale całkiem odmienne poglądy na życie zbiorowe, czyli różnica cywilizacji. Inna wykształciła się cywilizacja w Bizancjum, a inna w Rzymie. Kościół zachodni zbierał tymczasem wszystko, co po starożytnych Rzymianach zostało dobrego, co dało się pogodzić z chrześcijaństwem. Przecież nawet za czasów pogaństwa obowiązywało u Rzymian jednożeństwo, nietykalność własności prywatnej, a prawo prywatne miało ogromną powagę; aż do późnych czasów utrzymali też praworządność, to znaczy, że nawet głowę państwa obowiązywało prawo. Panował u Rzymian ład i porządek publiczny, bezpieczeństwo i trwałość stosunków. To wszystko przejmował Kościół i chronił, podobnie jak naukę, literaturę i sztuki piękne, całe umysłowe dziedzictwo po starożytnym świecie. Postawiwszy zaś na czele całego życia zbiorowego zasadę dwoistości władzy, osobnej duchownej, a osobnej świeckiej, wytworzył Kościół nową cywilizację. Nazywamy ją łacińską, a to od języka, który przyjęty od starożytnego Rzymu, stał się językiem kościelnym na zachodzie i językiem powszechnym nowej cywilizacji. Tej cywilizacji Bizancjum nie tylko nie przyjęło, ale zwalczało ją zawzięcie. Gdy tedy cesarze bizantyńscy, pozbawieni panowania w Azji i w Afryce przez islam, chcieli pozyskać zwierzchnictwo nad całą Europą, papiestwo sprzeciwiło się temu, a papież Leon III wznowił cesarstwo zachodniorzymskie ażeby zatamować szerzenie się bizantynizmu. Wszystkie państwa katolickie miały się połączyć w jeden związek pod świecką władzą cesarza rzymskiego, a pod duchowym zwierzchnictwem papieża. Wybór papieski padł na osobę Karola Wielkiego, który był już królem frankońskim i burgundzkim (dwie wielkie dzielnice Francji) oraz longobardzkim (w północnych Włoszech). Tego największego monarchę katolickiego ukoronował papież w Rzymie w r. 800 na cesarza.
Niedawno przedtem zaczęło się chrześcijaństwo w Niemczech zachodnich. Apostołem był mnich irlandzki, św. Bonifacy, który zginął śmiercią męczeńską w r. 754 z rąk Fryzów (na pograniczu Niemiec i Holandii). Dopiero za Karola Wielkiego zaczęto nawracać Sasów, główny lud Niemiec wschodnich – ale robiono to mieczem, w siedmiu krwawych wyprawach w latach 772-804; toteż długo jeszcze znać było, że są nawróceni ledwie powierzchownie.
Sasi sąsiadowali dalej na wschód już ze Słowianami, Ale osadnictwo Sasów nie sięgało nawet rzeki Łaby. Słowianie zamieszkiwali tereny, gdzie dzisiaj mieści się Lipsk, Berlin i Hanower. Żyły tam ludy, od rzeki Łaby, zwane Połabianami, Lutycy na zachodniej północy, środkiem Obodryci, na południu Łużyczanie i Milczanie. Jedynie Łużyczanie przetrwali do naszych czasów.
Wyginęły całe narody słowiańskie, wytępione mieczem niemieckim pod pozorem nawracania!
Nie powiodły się bowiem wspaniałe zamiary papieskie, związane z cesarstwem Karola Wielkiego. Nie szerzyło się wprawdzie panowanie bizantyńskie ku zachodowi, ale rozprzestrzeniała się cywilizacja bizantyńska, bo monarchom, królom i książętom bardziej dogadzało bizantyńskie pojmowanie władzy rządowej, niż rzymskie. Nastała długa walka dwóch cywilizacji. Ale cesarstwo Karola Wielkiego minęło, zaniknęła nawet sama godność cesarska.
Ze wschodniej połaci państwu Karola Wielkiego wytworzyło się królestwo niemieckie, prące coraz dalej na wschód na ziemie słowiańskie. Na pogańskich sąsiadów patrzyli tylko jako na materiał do łupów i nie spieszno im było z wysyłaniem misji. Przyjęły się wokół tronu niemieckiego bizantyńskie poglądy na stosunki Kościoła z państwem. Nawet biskupi niemieccy wysługiwali się politycznym celom swych królów. Popadali nieraz w rozterkę z papiestwem i więcej bywało w ich działaniu polityki, niż religii. Zobaczymy, jak potem wybitni Niemcy, którzy słuchali wskazówek Rzymu i trwali przy cywilizacji łacińskiej, nawet Święci Pańscy narodu niemieckiego, trzymali się Polski.
Wówczas, po roku 800, nie istniało jeszcze państwo polskie. Słowiańska państwowość powstała bardziej na zachód, mianowicie państwo Wielkomorawskie. Nazwa pochodzi stąd, że główny trzon tego państwa mieścił się na Morawach. Z Moraw państwo to rozszerzyło się daleko na zachód i wschód, z jednej strony na ludy czeskie, a z drugiej aż nad Wisłę poza Kraków.
Książę wielkomorawski, Mojmir, przyjął chrzest od misjonarzy niemieckich około r.
840, ale oparł się, gdy zażądano od niego, ażeby uznał zwierzchnictwo króla niemieckiego, Ludwika. Ten jednak wyprawił się na Morawy w r. 846 i strącił z tronu Mojmira. I byłby może nastąpił koniec państwa wielkomorawskiego, gdyby nie spryt Mojmirowskiego synowca Rastyca. Udawał potulnego wobec Niemców. Król Ludwik myślał, że będzie miał w nim, jakby swego posłusznego namiestnika, i dlatego sam nadał mu tytuł księcia wielkomorawskiego. Ale sprytny Rastyc miał swoje plany. Znał świat lepiej, niż stryj i wiedział, że chrześcijaństwo nie musi być wiarą "niemiecką", ani łączyć się z niemieckim poddaństwem.
Rastyc miał wieści z Półwyspu Bałkańskiego. Szczególnym zrządzeniem Opatrzności właśnie z bizantyńskiego państwa miała nadejść pomoc przeciwko bizantynizmowi niemieckiemu. Bo nie tylko w Niemczech, ale nawet na Półwyspie Bałkańskim nie wszyscy byli wrogami cywilizacji łacińskiej.POCZĄTKI CHRZEŚCIJAŃSTWA W POLSCE
Nie wszyscy Słowianie byli tak oddaleni od źródła ewangelizacji, jak Połabianie, Morawianie lub tym bardziej Polacy; Słowianie południowi, a zwłaszcza bałkańscy mieli w pobliżu patriarchat carogrodzki. Schizma wybuchła już, lecz jeszcze nie była trwała; nawracanie tamtejszych Słowian i Bułgarów, mogło było padać i na tę i na ową stronę. Ale jak na północy przeszkadzała nawróceniom niechęć do niemczyzny, tak na Bałkanach opierano się zwierzchnictwu cesarstwa bizantyńskiego. Wtedy dwaj uczeni mężowie powzięli śmiały zamiar, żeby ustanowić dla Słowian osobny obrządek. Byli to św. Cyryl i Metody, bracia, rodem z miasta Solunia (po grecku Saloniki). Mieli za sobą dużą praktykę życiową, nim się zabrali do tworzenia nowości. Metody był namiestnikiem cesarskim w jednej prowincji, a Cyryl bibliotekarzem u patriarchy w Carogrodzie. Rzucili jednak te zaszczytne stanowiska, żeby się poświęcić misjonarstwu. Przez kilka lat przygotowywali się w duchowym skupieniu w klasztorze na górze Olimpie, potem udali się pomiędzy ludy turańskie, do państwa Chazarów, które istniało (chociaż tylko przez półtora wieku) pomiędzy rzekami Wołgą a Donem (a więc w późniejszej Rosji południowej). Tam misja ich miała wielkie powodzenie i nabrawszy doświadczenia, powrócili na Bałkany. Dokonali nawrócenia księcia bułgarskiego i od tego czasu jęli wykonywać swój wielki plan, przemyślany już dokładnie przez całe lata.
Na nowy język liturgiczny wybrali jedno z narzeczy języka bułgarskiego, mianowicie macedońskie. Nie tylko przetłumaczyli na ten język księgi liturgiczne, ale obmyślili też stosowne abecadło, nazwane głagolicą (wyraz "głagol" oznacza dźwięk) i poczęli szerzyć nowy obrządek Cerkwi bizantyńskiej. Ale Bizancjum temu nie sprzyjało, wymagając jednostajności; popadli święci bracia w niełaskę w Carogrodzie także z tego względu, że obstawali bezwarunkowo za jednością z Rzymem. Wieść o obrządku słowiańskim szerzyła się szybko w świecie i dotarła do księcia Rastyca. Zaprosił świętych braci na Morawy, dokąd też chętnie przybyli w r. 863. Nie chcieli jednak, żeby organizacja kościelna w państwie wielkomorawskim podlegała patriarsze carogrodzkiemu, lecz poddali ją bezpośrednio papieżowi rzymskiemu. Nie wprowadzali też ksiąg liturgicznych obrządku słowiańsko-bizantyńskiego, lecz dokonali nowych tłumaczeń, mianowicie mszału i innych ksiąg łacińskich, jakich się używało w obrządku rzymskokatolickim. W taki sposób powstawał obrządek rzymsko – słowiański; w języku starobułgarskim nabożeństwo zupełnie takie samo, jakie odprawiano w języku łacińskim.
Z powodu różnicy języka i abecadła obrządek ten był niedostępny dla duchowieństwa niemieckiego. Nie mogąc tego czytać, nie wiedząc co tam jest, rzucili Niemcy podejrzenie, że bracia soluńscy szerzą jakąś herezję. A właśnie w cztery lata po przybyciu tych apostołów słowiańskich na Morawy, w r. 867 patriarcha carogrodzki Focjusz zrywał znowu z Rzymem. Zaskarżyli tedy biskupi niemieccy braci soluńskich przed Stolicą Apostolską. Oni sami od razu do Rzymu się wybrali w tym samym właśnie roku 867, a gdy dzieło swe przedstawili papieżowi Adrianowi II, Ojciec święty wyświęcił ich na biskupów.
Niestety, św. Cyryla dosięgła w Rzymie śmierć 14 lutego 869 r. Liczył zaledwie 42 lata, a jakież zdążył położyć zasługi. Toteż Ojciec św. kazał mu sprawić pogrzeb taki, jaki samym papieżom urządzano i złożyć ciało jego w kościele Św. Klemensa oraz wymalować tam na ścianie szereg malowideł ku jego czci. Pozostałego przy życiu św. Metodego mianował arcybiskupem-metropolitą. Zamierzano więc ustanowić kilku biskupów obrządku rzymsko-słowiańskiego, bo Stolica Apostolska obrządek ten zatwierdziła. Spodziewano się, że dzięki własnemu obrządkowi cała Słowiańszczyzna północna stanie się pochopniejsza do chrztu św. Wraca więc św. Metody z triumfem na północ – lecz jakże bolesne czekały go niespodzianki!
Trzykrotnie wojował już król Ludwik z Rastycem; w czwartej wojnie w r. 870 pojmał go, wyłupił mu oczy, i zamknął w klasztorze daleko w Niemczech.
Skąd taki okrutny pomysł, żeby kogoś sztucznie oślepiać? Taka mściwość nad pokonanym przeciwnikiem pochodziła z dalekiej Azji od starożytnych ludów barbarzyńskich i stamtąd przyswoili ją sobie wodzowie bizantyńscy. Z czasem weszło to do bizantyńskiego prawa państwowego, że za bunt lub zdradę jest kara okaleczenia, jak wypalanie lub wyłupianie oczu; można też było skazywać nawet na rozsiekanie. Królewscy niemieccy sędziowie uważali widać Rastyca za podwładnego i za buntownika.
Przesadne bizantyńskie pojęcia o władzy monarszej szerzyły się. Rozpowszechniała się bowiem w tym właśnie okresie dziejowym cywilizacja bizantyńska i wpływami swymi sięgała daleko za zachód; a niejednemu z panujących spodobało się cesarskie prawo bizantyńskie, tak srogie dla "buntowników".
Cóż więc zastał św. Metody na Morawach? Rządy niemieckich grafów, tj. namiestników króla Ludwika, rozwścieczonych na wszystko co słowiańskie. Pojmano i metropolitę słowiańskiego i wydano go biskupowi niemieckiemu w Passawie w Bawarii, który uważał, że Morawy winny należeć do jego diecezji. Jak postępowano ze św. Metodym dowiadujemy się z listu, jaki papież Jan VIII wyprawił do owego biskupa passawskiego. Jest tam ustęp następujący: "Sądzimy, że na opłakanie niegodziwości twojej jedynie chyba potok łez proroka Jeremiasza wystarczyć może. Zuchwalstwo twoje przewyższa srogość i dzikość każdego tyrana. Dręcząc naszego współbrata Metodego kaźnią więzienia, znęcając się nad nim przez to, iżeś go trzymał pod gołym niebem, wystawionego na ostrość dokuczliwą zimy i słoty, odrywając go od rządzenia Kościołem jemu powierzonym, posunąłeś się do tego szaleństwa, że go kazałeś zawlec przed sąd niemieckich biskupów i chłostać nawet chciałeś biczem, gdyby cię inni nie byli od tego powściągnęli. Czyż to na Boga! są uczynki godne biskupa, którego dostojeństwo, gdy wykracza, tym cięższym czyni występek?"
Nareszcie zmusił ich przecież papież, że puścili św. Metodego na wolność. Ale duchowieństwo niemieckie po jakimś czasie wystąpiło ponownie ze skargami.
Św. Metody zaś, udawszy się powtórnie do Rzymu w r. 870, otrzymał potwierdzenie wszystkiego, co uzyskał był u poprzednich papieży.
Tym razem zastał po powrocie stosunki odmienione na dobre. Powszechne powstanie ludności wygnało grafów i przywróciło na nowo państwo wielkomorawskie na czele z synowcem Rastyca, księciem Swatoplukiem, czyli Światopełkiem. Pracował tedy św. Metody gorliwie przy winnicy Pańskiej. Niedługo po jego powrocie przyjechał do Światopełka książę czeski Borzywój; udało się nawrócić go wraz z trzydziestoma panami czeskimi, a potem także jego żonę, kanonizowaną następnie św. Ludmiłę. Z siedziby morawskiej, słynnego grodu Welehradu, wysyłał św. Metody swych uczniów także do Polski. Nie było jeszcze państwa ogólnopolskiego, tylko liczne księstwa i księstewka plemienne. Misjonarz z ramienia św. Metodego dokonał w tym czasie nawrócenia księcia Wiślan, ze stolicą w Wiślicy nad Wisłą (poniżej Krakowa). Było to około r. 870 – i stanowi to początek chrześcijaństwa w Polsce. Wysłał też św. Metody innych uczniów na Śląsk, również z dobrym skutkiem. Dwaj kapłani z Welehradu dotarli zaś aż nad jezioro Gopło, na Kujawach. Tam utworzyło się księstwo plemienne pod dynastią Popielów, a ze stolicą w Kruszwicy. Za czasów ostatniego z Popielów były jakieś zaburzenia, skutkiem których władza przeszła do nowej dynastii, Piastów. Być może, iż nieporozumienia wybuchły na tle religijnym; że Popiel trwał przy pogaństwie, a Piast sprzyjał misjonarzom chrześcijańskim. Tak można by sobie tłumaczyć piękną legendę, jak to na dwór Popiela przybyli raz dwaj młodzieńcy prosząc o gościnę, lecz on wygnał ich, a wówczas zaprosił ich do siebie Piast, mieszkający na końcu Kruszwicy – za co obdarzony został dostatkiem i dobrobytem, dzięki błogosławieństwu tychże młodzieńców, posiadających moc cudowną. Podaje też legenda, że byli to Aniołowie Pańscy. Jeżeli przypuścimy, że byli to wysłannicy św. Metodego, cała rzecz tłumaczyłaby się wcale jasno. Przebywał zaś św. Metody na Welehradzie aż do zgonu, tj. do r. 885. Nabożeństwo żałobne odprawiono po łacinie, po grecku i po słowiańsku w trzech obrządkach: w rzymskołacińskim, w bizantyńskim i w rzymsko-słowiańskim.
Śmierć słowiańskiego apostoła miała stać się klęską dla obrządku nowego, głagolickiego (bo tak go zwać można od abecadła). Zabrakło księży głagolitów do obszernej słowiańskiej winnicy Pańskiej, a Niemcy skorzystali, by zająć ich miejsce. Sama dynastia słowiańska przyczyniała się zaś najbardziej do słowiańskiej klęski, bo synowie Światopełka wszczynali między sobą walki bratobójcze i przyzywali też coraz częściej pomocy Niemców, sami wzajemnie przeciwko sobie. Jakże więc miało istnieć takie państwo? Chociaż więc papież Jan IX wznawiał około r. 900 hierarchię kościelną głagolicką, runęło wszystko, gdy upadło państwo wielkomorawskie. Ażeby dobić Słowian, sprowadził król niemiecki z odległych wschodnich krajów dziki pogański naród Madziarów pochodzenia azjatyckiego. W walce z nim poległ w r. 907 ostatni władca Wielkomorawii, książę Mojmir II. Madziarzy przywłaszczyli sobie znaczną część jego państwa, całe górne Węgry. Taki jest początek państwa madziarskiego na Węgrzech. Rozdarli Słowiańszczyznę, odgradzając północną od południowej.
W welehradzkiej zaś świątyni można oglądać znak polskiej wdzięczności i czci dla świętych apostołów słowiańskich: obraz ich malowany przez największego malarza polskiego Jana Matejkę, krakowskiego mieszczanina. Byli więc św. Cyryl i Metody apostołami Słowian południowych i zachodnich: Bułgarów, Czechów, Słowaków i Polaków. Nie mieli jednak nic wspólnego ze Słowiańszczyzną wschodnią.
Mylne takie mniemanie zrodziło się wskutek następującej okoliczności: przeszło sto lat potem powstało na Bałkanie nowe znowu pismo słowiańskie, a że okazało się dogodniejsze od głagolicy, więc się też szybko rozpowszechniło. Wynalazcą nowego pisma był mnich, któremu na imię było Cyryl, więc abecadło jego nazwano cyrylicą. Z tożsamości imienia powstało bałamuctwo historyczne, jakoby cyrylica pochodziła od św. Cyryla. Ani św. Cyryl ani św. Metody nie mieli nigdy nic wspólnego ze Słowiańszczyzną wschodnią i żadnej Rusi nigdy nie widzieli.
Polski posiew uczniów św. Metodego niósł dalej plony, a nadto docierały też wpływy czeskiej dynastii Przemyślidów, już nawróconych. Czechy, jeszcze nie zjednoczone, zorganizowane były w księstwa plemienne. Odznaczały się trzy z takich rodów książęcych: Werszowcowie, Sławnicy i Przemyślidzi (potomkowie Przemyśla, czyli Przemysława). Ci panowali nad ludem Czechów koło Pragi, a że powiodło im się potem opanować całe Czechy, więc też wszystkie ludy ich państwa zwano już Czechami.
W dynastii piastowskiej trzech jeszcze potomków pierwszego Piasta pozostało przy pogaństwie. Z Kujaw rozszerzyli swe panowanie na drugą stronę Gopła, do ludu Polan i stolicę przenieśli do Gniezna. Czwarty z Piastów zwał się Mieszko, co w prastarej polszczyźnie oznacza niedźwiedzia. Długo jeszcze potem nie tylko polscy książęta lubili przybierać sobie nazwę od króla naszych zwierząt północnych (o lwie jeszcze nie słyszano). Ale niebawem z Mieszka miał się zrobić Mieczysław. Książę ten bowiem decydował się przyjąć chrzest; widocznie znajdował w swym państwie dostateczną ilość chrześcijan, żeby się na nich oprzeć.
Chwilę dogodną upatrzył sobie w r. 965. Ale przyjmował wiarę świętą nie od Niemców, lecz z Czech. Pragnął porozumienia z Czechami, żeby się tym łatwiej bronić przeciwko królom niemieckim. Już bowiem Niemcy przekroczyli Łabę, już zaczęli podbijać Połabian, po czym miała przyjść kolej na Polskę. Starał się więc Mieszko o rękę księżniczki czeskiej Dubrawki (w Polsce następnie zwanej Dąbrówką). Przemyślidzi byli chrześcijanami od r. 874. Ochrzcił się wówczas (jak już o tym była mowa) książę Borzywój, a żona jego Ludmiła odznaczała się nadzwyczajną pobożnością. Zdecydowanymi chrześcijanami pozostali jej synowie, Spitygniew i Wratysław; ale wdowa po Wratysławie, Drahomira, byłaby rada wznawiać pogaństwo. Wtedy Ludmiła przygarnęła wnuka, Wacława i sama go wychowywała. Były o tego wnuka spory zaciekłe. Drahomira czyhała na życie Ludmiły, aż dosięgła jej nasłanymi mordercami w r. 927. Kościół uznał Ludmiłę za świętą. Wacław stał się również męczennikiem. Kiedy ogłosił chrześcijaństwo religią panującą i nie dopuszczał pogan do dworu ani do urzędów, zmówił się na niego z poganami własny jego brat, Bolesław. W osiem zaledwie lat po gwałtownej śmierci swej babki został również zamordowany w r. 935 Wacław. I on także jest kanonizowany. Bolesław zaś nawrócił się, a wstąpiwszy na tron, pozostał wiernym chrześcijaństwu. Jego to córką była Dubrawka.
Przyjechała więc do Polski czeska księżniczka, chrześcijanka Dubrawka z rodu Przemyślidów, prawnuczka i bratanica świętych. Konno przyjechała, bo jeszcze ani pojazdów tu nie znano, ani dróg stosownych nie było. Jechała oczywiście księżna nie sama, lecz z całym dworem i taborem, z orszakiem dworzanek, przybranych strojno w pstre szatki, nakryte futrami, zdobne w najcenniejsze w owych czasach klejnoty: sznury bursztynów. Miały z sobą hufiec zbrojnych, gromadę pachołków i dziewek, ale też miały jeszcze jeden orszak całkiem innego rodzaju. W dalszą podróż nie byłby się wybrał wówczas żaden książę chrześcijański bez kapelana, tym bardziej musiała go mieć księżniczka, jadąca w daleką krainę, w dodatku do męża poganina, którego zamierzała nawracać. Oprócz kapelana imieniem Jordan, musieli być inni duchowni, jako misjonarze; musiała też być obsługa duchowa, kościelni, śpiewacy, itp. Ruszał więc z Pragi do Gniezna orszak konny niemały.
Cóż wieźli z sobą? Nie brakło oczywiście w środku orszaku koni jucznych, dźwigających książęcą wyprawę w licznych skrzyniach i tobołach. Były tam skarby różne, ale oprócz złotych naramienników i bursztynowych naszyjników, mieścił się tam klejnoty droższe, a szczególne, bo nie widziane dotychczas w polskich krajach: księgi pisane na pergaminie1 ozdobnymi literami – łacińskie mszały i brewiarze. Były to pierwsze książki, od których zaczęła się historia naszej cywilizacji. Przybyli z Czech księża przywozili z sobą łacinę, abecadło łacińskie, które od nich się szerząc, miało z czasem podbić całą Polskę.
Ta jedność abecadła z cywilizowaną Europą stanowiła dla nas dobrodziejstwo bez miary. Wspólność abecadła wiodła naszych przodków do wspólnych nauk z Europą Zachodnią, do wspólności duchowej z krajami bardziej oświeconymi… aż po same Włochy, gdzie Rzym był nie tylko stolicą papieży, ale też głównym ogniskiem cywilizacji.
Mieszko musiał jednakże poczekać na chrzest. Dorosły musi przed chrztem wyuczyć się prawd wiary i zasad moralności i odbyć czas próby: taki kandydat do chrztu zwie się katechumenem, a czas nauki i próby trwa w zwykłych okolicznościach jeden rok. Dlatego Chrzest Mieszka nastąpił dopiero w rok po przyjeździe Dubrawki, w r. 966. Książę założył równocześnie biskupstwo w Poznaniu, dokąd też w r. 968 przeniósł swą stolicę. Pierwszym biskupem został Jordan.
Dubrawka obdarzona słusznie przydomkiem "matki chrzestnej Polski", przywiozła nam też kult pierwszego patrona, św. Wacława. Przywiozła z sobą niewątpliwie jakąś partykułę jego relikwii. Towarzyszący jej kapłani potrzebowali w Gnieźnie na początek choćby jakiejś kaplicy, a w każdym razie ołtarza, zaś ołtarz może być tylko na relikwiach; bez relikwii nie ma ołtarza. Relikwiarz musieli tedy mieć z sobą, bo przecież i w drodze mszę św. odprawiali; a cóż naturalniejszego jak to, że Dubrawka wzięła z sobą relikwie św. Wacława, bo był świętym patronem jej własnego rodu, domu książęcego Przemyślidów. I tak za przykładem dworu naszej "matki chrzestnej" rozszerzyła się w niedługim czasie cześć św. Wacława po całej Polsce. Szczere było nawrócenie Mieszka, i cała rodzina książęca przejęła się gorliwością w wierze. Dopiero co nawrócona dynastia piastowska niesie pochodnię wiary dalej, do dalszych krajów na południe i na północ. Oto siostra Mieszka, Adelajda, zwaną Białą Knieginią, wyszedłszy za mąż za Gejzę, pogańskiego księcia Madziarów, staje się ich matką chrzestną, a rodzoną matką św. Szczepana, króla Węgier. Oto córka Mieszka, księżniczka Sygryda, szerzy ewangelię w Szwecji i Danii, po tamtej stronie morza Bałtyckiego, jako małżonka dwóch królów, Eryka Zwycięskiego, a w drugim małżeństwie Swena Widłobrodego. Jedna z jej dworzanek polskich poślubiła króla szwedzkiego Olafa i również go nawraca.
Chrzest Mieszka I i początki chrześcijańskich już Piastów przypadają na czasy mocnego starcia dwóch cywilizacji u naszych niemieckich sąsiadów. Król Otton I urządził sobie dwór według wzoru bizantyńskiego, na wielką skalę i okazale. Zapatrując się po bizantyńsku na stosunek Kościoła do państwa, posunął się do walki z samym papiestwem. Wyprawił się w r. 951 po raz pierwszy do Włoch, a na drugiej wyprawie dotarł w r. 961 aż do samego Rzymu. Papież Jan XII wystąpił przeciw najeźdźcom. Wtedy Otton zdobywszy Rzym, wynosi swojego papieża, przeciwstawiając go prawowitemu papieżowi!
Temu swojemu "politycznemu" papieżowi kazał się Otton koronować na cesarza rzymskiego. Wyglądało to, jakby wznawiał koronę Karola Wielkiego. W rzeczywistości nowe cesarstwo nie tylko nie miało związku z dawniejszym, lecz stanowiło przeciwieństwo tamtego: tamto było dziełem Stolicy Apostolskiej, to zaś powstało ze zbrojnej przemocy; tamto miało służyć ogólnemu związkowi państw katolickich, to zaś miało być znamieniem hegemonii, tj. przewagi i przewodzenia Niemców w Europie. Na Rzymianach zaś wymusił Otton przyrzeczenie, że odtąd nie będzie się wybierać papieża bez zezwolenia cesarskiego, a cesarzem ma być zawsze król niemiecki. Dwa razy jeszcze wyprawiał się Otton I na Rzym, wymusiwszy i to, żeby syn jego Otton II jeszcze za życia ojca otrzymał w Rzymie koronę cesarską. Nastąpiło porozumienie obu cesarzy, niemieckiego i carogrodzkiego, żeby poniżyć stolicę Piotrową i papieża zrównać z carogrodzkim patriarchą. Carogrodzki był sługą i narzędziem kajdzara, podobnie i rzymski biskup miał być narzędziem kajzera. Po bizantyńsku cesarz nazywa się kajdzar, a Niemcy ten tytuł z Bizancjum przyjąwszy, trochę go tylko zniemczyli. I w tym jeszcze dowód i wskazówka, skąd czerpali swą umiejętność polityczną o urządzaniu państw, i o stosunku między narodami. Kierunek bizantyński otrzymał w Niemczech walne poparcie i wszechstronne posiłki, gdy między obu cesarzami stanął układ familijny.
W r. 972 żenił Otton syna z cesarzówną bizantyńską Teofanią. Teofania posiadła wielkie wpływy polityczne, zwłaszcza, gdy po zgonie męża stała na czele rządów podczas małoletności swego syna Ottona III. Sprowadzała zaś od samego początku z Bizancjum uczonych i polityków, i w takim otoczeniu wytworzyła nowe środowisko bizantynizmu w Niemczech.
Dopiero w r. 995 objął Otton III rządy samoistne, i miało się okazać coś niespodziewanego: syn Teofanii odwrócił się od bizantynizmu, a przylgnął mocno do cywilizacji łacińskiej.
Rządy Mieszka I przypadają więc na mocny rozkwit bizantynizmu w Niemczech. Łączyło się to z wybuchami nienawiści przeciwko Słowianom, toteż nie szczędzono najazdów na państwo piastowskie, chociaż już było chrześcijańskie. Mieszko przekroczył jednak granicę i odniósł w r. 972 zwycięstwo, które na lat 30 zapewniło spokój i bezpieczne granice.
Sam Mieszko zażywał tego spokoju przez 20 lat. Rozszerzał granice swego państwa. Do Kujaw i Polan przyłączył wcześnie Śląsk, skąd posunął się na Morawy, które pozostawały we władaniu Piastów do r. 1029. Poza państwem piastowskim pozostawały jeszcze ludy Wiślan, Mazowszan, Lachów i Pomorzan.