Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Świerzb - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
23 stycznia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
19,00

Świerzb - ebook

Zbiór czternastu tętniących życiem i skrajnymi emocjami opowiadań, z których każde ukazuje skomplikowane relacje bohaterów pochodzących z kompletnie różnych światów i generacji. Młoda, ale już nagradzana islandzka autorka kreśli swoje postaci z ich niepokojami, aspiracjami, dążeniami, dając obraz zabieganego, znerwicowanego, pogrążonego w świerzbiącym rozdygotaniu społeczeństwa. Nie boi się rysować mocną, odważną kreską, co sprawia, że w każdym z bohaterów możemy dostrzec znajome z naszego otoczenia rysy charakteru, może nawet własne. Widać tu uwrażliwienie na szczegół, niemałe poczucie humoru i wyjątkową umiejętność opowiadania historii.

 

Spis treści

Żyrandol
Dręczyć albo pawia męczyć
Do domu
Niektóre kobiety
Wywiad
Lalka
Właśnie
Profil
Palce
Świerk
Prima aprilis 2006
Siedem
Błękitne dni
Ucieczka

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67249-47-8
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ŻYRAN­DOL

Nic na to nie po­ra­dzimy – po pro­stu mu­simy po­cze­kać. Ry­nek nie­ru­cho­mo­ści zwa­rio­wał, zga­dzamy się po­móc mu prze­brnąć przez te lata bez za­cią­ga­nia zo­bo­wią­zań fi­nan­so­wych. Bo prze­cież to nie o niego tu cho­dzi. Nie on sta­nowi pro­blem; on jest taki cu­downy. Sam z sie­bie sprząta i pu­cuje. Robi za­kupy, dwa razy w ty­go­dniu go­tuje, ostat­nio fa­sze­ro­wane obe­rżyny z kar­me­li­zo­waną ce­bulką, cy­tryną i po­mi­do­rami cherry. To ona ge­ne­ruje pro­blemy. Roz­ma­wia z nami ser­decz­nym gło­sem, ale sły­szymy przez ścianę, jak jej ję­zyk roz­dwaja się ni­czym u żmii, jak nas ob­ga­duje i wy­śmiewa.

No i jesz­cze te prze­klęte od­głosy. Stu­ka­nie. Jęki. Nasz syn mie­wał wcze­śniej na­rze­czone, ale ni­gdy nic nie było sły­chać, aż do te­raz, zu­peł­nie jakby jej akom­pa­nio­wał, na­gle i z niego za­częły się wy­do­by­wać te dźwięki. Sy­pial­nie roz­dziela nie­duża ła­zienka, ściany z drewna, de­ski pod­ło­gowe trzesz­czą, kiedy się po nich stąpa, łóżko skrzypi, gdy na nim usiąść. Sta­ramy się kłaść przed nimi, by­śmy nie mu­sieli czy­tać lub za­sy­piać przy tym ko­cio­kwiku, cza­sem to się udaje, cza­sem nie. Pod ich po­ko­jem znaj­duje się ja­dal­nia, naj­ja­śniej­szy po­kój w domu, dwie ściany po­kryte książ­kami, wiel­kie okno od strony po­łu­dnio­wej, z wi­do­kiem na mo­rze. Do­brze jest za­cząć dzień od kawy i lek­tury po­ran­nej ga­zety, ro­bimy tak od nie­mal trzy­dzie­stu lat. Tyle że oni wtedy znów za­czy­nają. Biały ży­ran­dol z ce­ra­miki za­czyna się de­li­kat­nie bu­jać. W tę i we w tę. Di­zaj­ner­skie, dro­gie cacko, które do­sta­li­śmy w pre­zen­cie od ar­tystki. Była na­szą do­brą przy­ja­ciółką, do­póki nie ode­szła na­gle, Pa­nie świeć nad jej du­szą.

Na par­ter nie do­cie­rają ani stu­ka­nia, ani jęki, ale roz­bu­jany ży­ran­dol wy­star­czy, żeby za­kłó­cić sie­lankę. Trudno pić kawę w spo­koju i za­du­mie z mę­żem, kiedy nad czło­wie­kiem huśta się lampa, w przód i w tył, w przód i w tył, bo my prze­cież do­sko­nale zda­jemy so­bie sprawę z tego, że nie po­winna się bu­jać. Prze­no­simy wzrok z su­fitu i pa­trzymy wza­jem­nie na sie­bie, ale nic nie mó­wimy. Pró­bu­jemy ich so­bie nie wy­obra­żać, zna­czy po­ślad­ków na­szego syna czy jej twa­rzy na po­duszce, oczy za­mknięte, usta roz­warte, coś ego­istycz­nego i au­ty­stycz­nego w tym wy­ra­zie – nor­mal­nie ni­gdy by ta myśl nie za­świ­tała nam w gło­wach, ale to ona w nas ją za­siała, ona swo­imi po­ga­dusz­kami o łech­taczce i ma­stur­ba­cji, i cip­kach. Pierw­szy atak po­ja­wił się ni­czym grom z ja­snego nieba, to było, jesz­cze za­nim się wpro­wa­dziła. Sie­dzie­li­śmy so­bie we czworo przy stole w ja­dalni, przy­go­to­wa­li­śmy skromne przy­ję­cie, po­nie­waż oni wró­cili do domu z dłu­giej po­dróży. Wszy­scy by­li­śmy jesz­cze przy­ja­ciółmi. Wy­glą­dała jak fran­cu­ska ak­torka; miała na so­bie ładną za­pi­naną su­kienkę z lnu, gę­ste włosy upięła w kok, wy­datne ko­ści oboj­czy­kowe, smu­kła i kru­cha ni­czym gru­szyczka szyja. Syn nasz opa­lony, przy­stojny, dłuż­sze niż zwy­kle włosy z prze­dział­kiem po­środku luźno za­cze­sał za uszy; nie­zu­peł­nie to, do czego przy­wy­kli­śmy, ale nie żeby mu to nie pa­so­wało.

Je­ste­śmy przy trze­ciej bu­telce wina, de­ser skon­su­mo­wany, a oni ko­niecz­nie chcą przy­rzą­dzać ele­ganc­kie kok­tajle z tego, co za­ku­pili w skle­pie wol­no­cło­wym. Przy­go­to­wują dla nas kwa­śne drinki z whi­sky, śmie­jemy się, na zmianę wspo­mi­namy prze­szłość; oni – jak się po­znali, my – jak się po­zna­li­śmy; po­rów­nu­jemy dwie epoki. I na­gle ona za­czyna opo­wia­dać nam o spra­wach, o któ­rych nie chcemy słu­chać, o tym, jak mu­siała in­stru­ować na­szego syna, bo nie kon­ten­to­wał jej da­lej po tym, jak już... skoń­czył. Ze śmie­chem opo­wie­działa nam, jak po wszyst­kim le­żała ni­czym kłoda. Pró­bo­wała udzie­lać mu cie­le­snych wska­zó­wek, ocie­ra­jąc się o niego, ca­łu­jąc go cią­gle, ale kiedy to nie za­dzia­łało, mu­siała go wresz­cie za­py­tać: „Tak po pro­stu za­sną­łeś?”.

Nie mie­li­śmy po­ję­cia, co po­cząć z tą wie­dzą, zro­zu­miałe też, że po­nie­kąd nas za­tkało – jaki ro­dzic chce wy­słu­chi­wać ta­kich rze­czy o swoim dziecku? Nasz syn to oczy­wi­ście za­uwa­żył i wtedy za­czął nas kry­ty­ko­wać za to, że ni­gdy nie roz­ma­wia­li­śmy z nim o sek­sie, opo­wia­dać, że jako na­sto­la­tek miał skrzy­wione po­dej­ście, ja­kiego ro­dzaju por­no­gra­fię oglą­dał, aby za­spo­koić cie­ka­wość, jak fan­ta­zje ero­tyczne sła­bły każ­dego wie­czora, więc cią­gle mu­siał po­szu­ki­wać moc­niej­szych i tward­szych pod­niet. I w jaki spo­sób to się od­biło na jego współ­ży­ciu z dziew­czy­nami, za­nim ją po­znał. A te­raz za­wró­cił z błęd­nej drogi, za­dzwo­nił do swo­ich by­łych, prze­pro­sił za to, że mógł je kie­dyś źle po­trak­to­wać, tak dla pew­no­ści, gdyby się oka­zało, że kie­dyś może spra­wił, że jego ko­chanki po­czuły się jak kłody, to tylko dla­tego, że nie wie­dział, jak po­stę­po­wać. Po­tem czule spoj­rzał na na­szą sy­nową, jak małe dziecko za­do­wo­lone ze swo­jego osią­gnię­cia, a ona po­gła­skała go po ple­cach ni­czym dumny wy­cho­wawca.

Sta­ra­li­śmy się, rzecz ja­sna, tłu­ma­czyć, wy­ja­śni­li­śmy, że czasy się zmie­niły i że w do­mach na­szego dzie­ciń­stwa też o tym nie roz­ma­wiano – po­winni pa­mię­tać, że kiedy my by­li­śmy w ich wieku, nie ist­niała tak prze­można po­trzeba wy­ra­ża­nia sie­bie; ani nie le­żało to w tra­dy­cji, ani nie wy­ma­gano, by ro­dzice cią­gle po­wta­rzali swoim dzie­ciom, że je ko­chają – to ro­zu­miało się samo przez się, to było oczy­wi­ste! Kiedy An­gan­týr miał lat na­ście, de­bata jesz­cze nie we­szła w ten etap, i tak, praw­do­po­dob­nie prze­spa­li­śmy wartę, je­śli cho­dzi o in­ter­net, ale to było w tam­tych cza­sach tak nowe zja­wi­sko, skąd mie­li­śmy wie­dzieć, że do­stęp do tych stron bę­dzie taki ła­twy?

Nie mo­żemy już na­wet wspól­nie wy­pić drinka bez wy­ta­cza­nia po­dob­nych oskar­żeń. Cza­sem to ona za­czyna, gada coś bez kon­tek­stu na te­mat swo­ich ro­dzi­ców i obo­jęt­no­ści pa­nu­ją­cej w jej domu ro­dzin­nym, cza­sem za­czyna on, cza­sem za­czy­nają oboje; te­maty obej­mują sze­ro­kie spek­trum – ma­stur­ba­cja ko­biet i edu­ka­cja sek­su­alna, glo­balne ocie­ple­nie, jak ra­dzić so­bie z traumą, róż­nica mię­dzy wy­cho­wy­wa­niem dziew­cząt a chłop­ców, uchodźcy, ska­że­nie śro­do­wi­ska przez rol­nic­two, za­cho­wa­nia kon­sump­cyjne Is­land­czy­ków. Jakby chcieli uka­rać nas za wszyst­kie swoje błędy, zgar­nąć wszystko, czego zbyt późno się na­uczyli, i usma­ro­wać tym na­sze twa­rze, ich nie­wie­dza jest na­szą nie­wie­dzą, a ich brak zro­zu­mie­nia to brak wy­cho­wa­nia – nie, za­nie­dba­nie – z na­szej strony.

Nas nie do­pusz­cza się do dys­ku­sji. Kiedy tylko otwo­rzą się drzwi, na­tych­miast za­trza­skują je nam przed no­sem. Nie staje im cier­pli­wo­ści, żeby roz­ma­wiać o tych spra­wach jak nor­malni lu­dzie, wy­słu­chać, co mamy do po­wie­dze­nia, i pro­wa­dzić rze­czowy dia­log; po pro­stu prze­ry­wają – wstyd, to ra­sizm, wstyd, to mę­ski szo­wi­nizm, wstyd, „nie zda­je­cie so­bie sprawy z wła­snych praw?”.

Jedno jest pewne. Miesz­ka­nie z na­szym sy­nem ni­gdy nie na­strę­czało trud­no­ści. Za­wsze był uro­czy. Co ty­dzień bez pro­sze­nia robi pra­nie. Od­ku­rza dom i kosi traw­nik. To ona jest źró­dłem tego wszyst­kiego. To ona wciąż roz­dra­puje rany, po­gar­sza­jąc wszystko. My mó­wimy „dzień do­bry” i ona mówi „dzień do­bry”, my do­kła­damy wszel­kich sta­rań, by ją chwa­lić za coś, co wy­ko­nała w sieci, albo za jej ubiór, fry­zurę, buty, przy­go­to­waną po­trawę. Ona dzię­kuje i też nas chwali, wszy­scy sta­ramy się ude­rzyć w lżej­sze struny, lecz te są tak na­pięte, że od razu trącą nie­prawdą, zbyt gło­śno na­stro­jone, fał­szywe. Bo wiemy, że póź­niej wszystko ob­ró­cone zo­sta­nie na nice, sły­sze­li­śmy to przez ściany; jak ona do­ko­nuje na­szej psy­cho­ana­lizy po­przez grze­chy prze­szło­ści; po­ro­nie­nie, ow­szem, stra­ci­li­śmy dziecko; al­ko­ho­lizm, zgoda, w obu na­szych ro­dzi­nach mie­li­śmy z nim do czy­nie­nia – i co? Każda ro­dzina ma swoją hi­sto­rię. Ta­kie jest ży­cie. Czy można nas wy­klu­czyć dla­tego, że nie wy­da­li­śmy se­tek ty­sięcy ko­ron na psy­cho­lo­gów? Dla­tego że nie do­ko­na­li­śmy wy­czer­pu­ją­cych wpi­sów na Fa­ce­bo­oku na te­mat na­szych prze­żyć?

I po­my­śleć, że jest to matka na­szych przy­szłych wnu­ków.

Po po­wro­cie z wy­prawy do Ame­ryki Po­łu­dnio­wej mieli za­miar zna­leźć so­bie miesz­ka­nie, ale naj­pierw mu­sieli po­pra­co­wać przez dwa, trzy mie­siące, żeby uzbie­rać tro­chę gro­sza. Wy­bór za­tem po­le­gał na tym, czy wpro­wa­dzą się do nas czy do jej ro­dzi­ców miesz­ka­ją­cych w Kó­pa­vo­gur, więc oczy­wi­ście wpro­wa­dzili się tu – miesz­kamy dwa­na­ście mi­nut spa­cer­kiem od uni­wer­sy­tetu, z po­koju An­gan­týra roz­ta­cza się wi­dok na nad­mor­ską ulicę Ægis­síða, a w ogro­dzie mamy ja­cuzzi.

Byli wdzięczni, ona była wdzięczna, dużo pra­co­wali przed roz­po­czę­ciem roku aka­de­mic­kiego, a kiedy je­sie­nią ru­szyła na­uka, go­dziny pracy prze­nie­śli na wie­czory i week­endy. Od czasu do czasu sły­sze­li­śmy ich wie­czo­rem i z rana. Cza­sem ko­men­to­wa­li­śmy to mię­dzy sobą: „Nie zdają so­bie sprawy z tego, że nie miesz­kają sami? Że to oni miesz­kają u nas? Tu cho­dzi o mi­ni­mum kul­tury...”. Mimo to ła­two przy­cho­dziło nam uda­wać, że nic się nie stało. To stan przej­ściowy. Nie­długo się wy­pro­wa­dzą. Naj­wy­raź­niej nie zda­wali so­bie sprawy z tego, jak dźwięki niosą się mię­dzy po­ko­jami.

W oko­li­cach No­wego Roku za­osz­czę­dzili na tyle, by opła­cić czynsz i żeby jesz­cze star­czyło im na ży­cie oraz stu­dia ma­gi­ster­skie. Za­częli się roz­glą­dać za miesz­ka­niem, umie­ścili ogło­sze­nie na Fa­ce­bo­oku z ład­nym zdję­ciem, które ktoś zro­bił im wie­czo­rową porą póź­nym la­tem w ogro­dzie, mieli ja­kieś trzy­dzie­ści udo­stęp­nień i otrzy­mali różne oferty; po­kój z inną parą, który ich nie za­chwy­cił, kilka roz­ma­itej urody miesz­kań w Cen­trum, Dziel­nicy Wschod­niej i Za­chod­niej, które by­łyby w po­rządku lub wy­star­cza­jące. Tyle że czynsz był „uwła­cza­jący”, naj­tań­sze miesz­ka­nie w su­te­re­nie przy Hver­fis­ga­cie za sto sie­dem­dzie­siąt ty­sięcy ko­ron. Jej bab­cia chciała ich go­ścić u sie­bie w dziel­nicy Vo­gar, ale wtedy do­szli do wnio­sku, że rów­nie do­brze mogą po­zo­stać u nas tro­chę dłu­żej.

To było rok temu. Za­nosi się co naj­mniej na ko­lejny rok. Nie mają za­miaru się wy­pro­wa­dzać, prze­stali się roz­glą­dać, nie in­for­mują nas już o swo­jej po­zy­cji na li­ście ocze­ku­ją­cych na miesz­ka­nia stu­denc­kie. Ona nie da rady zro­bić ma­gi­sterki na wio­snę, oka­zało się, że musi od­być jesz­cze je­den kurs je­sie­nią, a po­tem za­po­wia­dają pod­ję­cie stu­diów dok­to­ranc­kich za gra­nicą, ko­lej­nej je­sieni. Je­śli chcą je­chać się dok­to­ry­zo­wać za pół­tora roku, to mu­szą oszczę­dzać na te stu­dia, więc z pew­no­ścią po­zo­staną tu­taj.

Nie są już dziećmi, po­winni być świa­domi, dwa­dzie­ścia sześć i dwa­dzie­ścia sie­dem lat. My w ich wieku od dawna by­li­śmy na rynku pracy, mie­li­śmy dwójkę dzieci i miesz­ka­nie w No­rður­mýri. Tego na­wet nie spo­sób po­rów­ny­wać. Jak można na­zwać to zja­wi­sko, tych do­ro­słych mło­do­cia­nych? Do­ro­cia­nymi? Mło­do­ro­słymi? Osią­gnę­li­śmy już ten etap, kiedy wszystko, co ro­bimy, działa jej na nerwy, a wszystko, co ona robi, nam działa na nerwy. Je­ste­śmy bez­na­dziejni, bo jesz­cze jemy mięso i ryby – my, któ­rzy za­zwy­czaj chwa­limy ich, kiedy przy­go­to­wują dla nas po­trawy we­gań­skie, choć cza­sem jest to jedno wiel­kie nic. Ryż, im­bir i mar­chewki z pa­telni! Już po go­dzi­nie znowu je­ste­śmy głodni! Któ­re­goś dnia wy­mknę­li­śmy się z domu, chi­cho­cząc ni­czym na­sto­lat­ko­wie w dro­dze na pierw­szy bal, tyle że po­szli­śmy na sta­cję ben­zy­nową ku­pić so­bie po hot dogu. Gdy­by­śmy się­gnęli do lo­dówki, ona uzna­łaby to za nie­wdzięcz­ność albo ro­dzaj pier­wot­nego mię­so­żer­stwa.

Te­raz kłótni jest tro­chę mniej, na­uczy­li­śmy się za­cho­wy­wać spo­kój dzięki uni­ka­niu nie­któ­rych te­ma­tów, już tego nie chcemy, ale ni­gdy nie ma miej­sca, żeby dojść do sie­bie. Każdy jęk, każde stuk­nię­cie, każdy po­ra­nek pod roz­huś­ta­nym ży­ran­do­lem po­wo­duje roz­dar­cie rany. Gdyby mieli dla nas choć cień sza­cunku, to pewno za­świ­ta­łaby im myśl, że nie miesz­kają sami, lecz wśród in­nych, że dźwięki wę­drują przez ściany. A tu cał­ko­wity brak sza­cunku. Żad­nej wdzięcz­no­ści.

Mamy ładny do­mek let­ni­skowy czter­dzie­ści mi­nut jazdy od Bor­gar­nes, kie­dyś by­wa­li­śmy tam może raz na dwa mie­siące, a te­raz jeź­dzimy tam pra­wie w każdy week­end, od razu po pracy w pią­tek i wra­camy w po­nie­dział­kowy po­ra­nek pro­sto do ro­boty. Nie chcemy się prze­pro­wa­dzać, uro­dzi­li­śmy się i wy­cho­wali tu, w Dziel­nicy Za­chod­niej, ale cza­sem w domku let­ni­sko­wym otwie­ramy bu­telkę wina i snu­jemy ma­rze­nia o in­nym miesz­ka­niu, bez nich, o tym, co mo­gli­by­śmy so­bie ugo­to­wać bez ko­niecz­no­ści wy­słu­chi­wa­nia ich peł­nego po­gardy mil­cze­nia, o steku wo­ło­wym w czer­wo­nym wi­nie i zio­łach z pa­ra­petu.

Po­tem przy­pad­kiem tra­fiamy na strony agen­cji nie­ru­cho­mo­ści w ne­cie, wy­obra­żamy so­bie, że gdyby udało się zna­leźć ja­kiś fajny do­mek kryty bla­chą fa­li­stą w Haf­nar­fjörður albo nad mo­rzem w Kára­nes, a na­wet w Ál­fta­nes, to może skło­ni­łoby ich to do oszczę­dza­nia na wkład wła­sny lub wy­na­ję­cia cze­goś. Po­tem spraw­dzamy dwu­po­ko­jowe miesz­ka­nia w cen­trum (re­gu­lar­nie wspo­mi­nają „wszyst­kich in­nych ro­dzi­ców” ku­pu­ją­cych małe miesz­ka­nie, które dzieci spła­cają), ale gdy tylko za­uwa­żamy cenę, mamy im za złe ich hucpę, sta­jemy się uparci, nie chcemy się bar­dziej uza­leż­niać niż do tej pory. Za­my­kamy strony agen­cji nie­ru­cho­mo­ści, w po­śpie­chu za­trza­sku­jemy lap­topa i jedno z nas wzdy­cha: „Po pro­stu mu­simy po­cze­kać”, a dru­gie do­daje: „Chyba na to wy­gląda”.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: