- W empik go
Świętoszek - ebook
Świętoszek - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 211 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Najjaśniejszy Panie!
Ponieważ obowiązkiem komedii jest naprawiać obyczaje bawiąc widzów, uważałem, że zgodnie ze swym powołaniem nie mogę uczynić nic lepszego, niż za pomocą ośmieszających portretów napiętnować przywary naszych czasów; że zaś jedną z przywar najczęstszych, najbardziej uprzykrzonych i niebezpiecznych jest bez wątpienia obłuda, pomyślałem sobie, Najjaśniejszy Panie, że niemałą wyświadczę przysługę wszystkim zacnym ludziom w twoim królestwie, gdy napiszę komedię, która by demaskowała obłudników i należycie wystawiała na pokaz wszystkie wyuczone miny tych osób przesadnie cnotliwych, wszystkie ukryte łajdactwa tych fałszerzy pobożności, chcących zwodzić ludzi udaną gorliwością i nieszczerym miłosierdziem.
Napisałem tę komedię, Najjaśniejszy Panie, z całym – zdaje mi się – staraniem i całą oględnością, niezbędną w sprawie tak drażliwej; ażeby zaś tym lepiej zachować cześć i szacunek należny ludziom szczerze pobożnym, przeciwstawiłem im jak najusilniej charakter, który chciałem ukazać; nie pozostawiłem miejsca na dwuznaczność, usunąłem to, co by mogło pomieszać dobro ze złem, i użyłem w tym malowidle jedynie kolorów wyraźnych oraz rysów zasadniczych, po których od razu się poznaje prawdziwego i niewątpliwego obłudnika.
Aliści wszystkie te moje ostrożności poszły na marne. Nadużyto, Najjaśniejszy Panie, wrażliwości twej duszy w materiach religii i potrafiono zwieść cię w jedyny sposób, w jaki w ogóle zwieść cię można, mianowicie: przez odwołanie się do twej czci dla rzeczy świętych.
Tartufowie sprytnie a podstępnie wkradli się w łaski Waszej Królewskiej Mości, ci zaś, których sportretowałem, uzyskali, że zakazano tego portretu, mimo całą jego niewinność i - podobieństwo.
Aczkolwiek zniweczenie tego dzieła było dla mnie ciosem dotkliwym, łagodził moje cierpienie sposób, w jaki WKMość wyraził się na ten temat; i sądziłem, Najjaśniejszy Panie, żeś mi odebrał wszelki powód do skarg, gdy raczyłeś oświadczyć, iż nie upatrujesz nic złego w tej komedii, której publicznego wystawiania zabraniałeś mi jednocześnie.
Ale wbrew temu chlubnemu oświadczeniu największego i najświatlejszego króla świata, wbrew również aprobacie J. E. Legata papieskiego tudzież większości naszych prałatów, którzy wszyscy, gdy im prywatnie czytałem swe dzieło, wyrazili to samo zdanie co i WKMość, wbrew temu wszystkiemu, powiadam, oto ukazuje się książka napisana przez księdza… a gromko zadająca kłam powyższym dostojnym świadectwom. Na próżno przemawia WKMość, na próżno J. E. Legat i przewielebni prałaci dają wyraz swoim sądom: moja komedia, której zresztą nie oglądał mój sędzia, jest szatańska, szatański również jest mój mózg; ja zaś jestem wcielonym diabłem w przebraniu człowieka, rozpustnikiem, bezbożnikiem zasługującym na przykładną karę. Nie wystarczy, żebym odpokutował spalony na stosie; to by z mej strony była zbyt tania zapłata: miłosierna gorliwość tego dzielnego szermierza dobrej sprawy nie chce na tym poprzestać; nie chce on, bym zyskał Boże zmiłowanie, pragnie koniecznie, bym został strącony do piekieł – to rzecz postanowiona.
WKMość miał tę książkę przed oczyma; i niechybnie sam dokładnie pojmujesz, jak dalece jest mi przykro podlegać codziennie zniewagom ze strony tych panów, jaką krzywdę wyrządzą mi w świecie takie oszczerstwa, jeżeli się ich nie ukróci, oraz jak mi zależy na tym, by się oczyścić z szalbierczych zarzutów i pokazać publiczności, iż moja komedia bynajmniej nie przypomina tego, co oni chcieliby z niej zrobić. Nie będę się nad tym rozwodził, Najjaśniejszy Panie, czego by trzeba dla obrony mego dobrego imienia i okazania całemu światu niewinności mojego dzieła; nie czynię tego, gdyż królom, tak oświeconym, jak ty, nie potrzeba zaznaczać, czego sobie życzymy: oni, podobnie jak Bóg, widzą, co nam potrzebne, i wiedzą lepiej niż my, na co nam mają zezwolić. Ograniczam się więc do złożenia swych spraw w ręce WKMości i ze czcią oczekuję na wszelki wyrok, jaki spodoba ci się wydać.LIST DRUGI
Najjaśniejszy panie!
Niemałe to z mej strony zuchwalstwo, że się naprzykrzam wielkiemu monarsze w czasie jego pełnych chwały podbojów; ale w moim położeniu, Najjaśniejszy Panie, czyż znalazłbym opiekę gdzie indziej? I do kogóż mam się odwołać przeciw autorytetowi ciemiężącej mię władzy, jeśli nie do źródła wszelkiej władzy i autorytetu, do sprawiedliwego dawcy rozkazów ostatecznych, do najwyższego sędzi i pana wszech rzeczy?
Moja komedia, Najjaśniejszy Panie, nie mogła tutaj zrobić użytku z dobroci WKMości. Na darmo wystawiłem ją pod tytułem «Szalbierz», a tytułowego jej bohater przebrałem za światowca; na darmo dałem mu mały kapelusik, długie włosy, duży kołnierz, szpadę i mnóstwo koronek na odzieży, na darmo złagodziłem niejedno miejsce i starannie usunąłem wszystko, co mogło dostarczyć bodaj cienia pretekstu sławetnym pierwowzorom konterfektu, jaki pragnąłem namalować: wszystko to na nic się nie zdało. Nagonkę wszczęto na mocy samych domysłów. Ci ludzie potrafili oszukać nawet takie umysły, które w każdej innej sprawie szczycą się głośno tym, iż nie dają się oszukiwać. Ledwie się moja komedia ukazała, poraził ją grom ze strony władzy, której winniśmy uszanowanie; i jedyne, co mogłem uczynić, by się przynajmniej samemu ocalić od tych piorunów, było oświadczenie, że WKMość łaskawie mi zezwolił na wystawienie tej komedii i że przeto nie uważałem za potrzebne prosić nikogo innego o upoważnienie, ponieważ tylko ty, Najjaśniejszy Panie, mógłbyś wydać zakaz.
Jestem pewien, że ludzie, których odmalowuję w tym dziele, nie omieszkają poruszyć wielu sprężyn wobec WKMości, oraz że skaptują sobie, jak to już przedtem czynili, osoby prawdziwie zacne, które są tym łatwiejsze do oszukania, iż sądzą innych podług siebie. Moi przeciwnicy potrafią kunsztownie stroić w piękne barwy wszystkie swoje intencje; ale wbrew przybieranym przez nich pozorom, sprawa Boga bynajmniej ich nie wzrusza; dowodem wystarczającym – te komedie, na których tylokrotne publiczne wystawianie godzili się bez słówka sprzeciwu.
Te bowiem komedie atakowały «tylko» pobożność i religię, o które oni nader mało dbają; moja natomiast atakuje i ośmiesza ich samych, a tego znieść nie mogą. Nie mogliby mi przebaczyć, że odsłaniam ich szalbierstwa wszystkim oczom. I, naturalnie, nie omieszkają powiedzieć WKMości, że moja komedia wszystkich zgorszyła. Tymczasem, Najjaśniejszy Panie, szczera prawda jest taka, że cały Paryż gorszył się tylko jej zakazaniem, że nawet najskrupulatniejsi uznali jej wystawienie za korzystne, oraz że się dziwiono, iż osoby tak notorycznie prawe okazały tyle względów ludziom, którzy by powinni budzić powszechną odrazę i którzy postępują wręcz przeciwnie do głoszonej przez siebie prawdziwej pobożności.
Z uszanowaniem oczekuję na wyrok, jaki WKMość zechce wydać w tej sprawie; ale rzeczą jest bardzo pewną, Najjaśniejszy Panie, że już nie będę mógł ani marzyć o pisywaniu komedii, jeżeli Tartufowie odniosą zwycięstwo, gdyż wezmą stąd asumpt do sroższego niż kiedykolwiek prześladowania mnie i zaczną się przyczepiać do najniewinniejszych rzeczy, jakie by wyszły spod mego pióra.
Obyż twoja dobroć, Najjaśniejszy Panie, obroniła mnie od ich jadowitej wściekłości; i obym mógł, po twym powrocie z tak pełnej chwały kampanii, dostarczyć WKMości wytchnienia po trudach wojennych i zdobyczach, dać mu niewinną rozrywkę po tak szlachetnych znojach, i wprawić w śmiech monarchę, który wprawia w drżenie całą Europę!LIST TRZECI
Najjaśniejszy Panie!
Pewien nader zacny lekarz, którego mam zaszczyt być pacjentem, obiecuje mi i gotów mi to poręczyć rejentalnie, że mię utrzyma przy życiu jeszcze trzydzieści lat, jeśli zdołam uzyskać dlań łaskę WKMości. Odparłem na tę jego obietnicę, że tak wiele od niego nie żądam i że będę zeń rad, o ile tylko zobowiąże się nie przyprawiać mnie o śmierć. Łaską zaś, Najjaśniejszy Panie, o którą chodzi, jest stanowisko kanonika twej królewskiej kaplicy w Vincennes, wakujące od śmierci…
Czy wolno mi prosić WKMość i o tę jeszcze łaskę, właśnie w dniu wielkiego zmartwychwstania Świętoszka, wskrzeszonego dzięki twej dobroci? To pierwsze dobrodziejstwo pogodziło mnie z pobożnisiami: to drugie pogodziłoby mię z lekarzami. Prawdopodobnie za wiele to łask naraz dla mnie; lecz może nie za wiele dla WKMości; toteż ze czcią i trochą nadziei oczekuję odpowiedzi na niniejszą moją prośbę.
OSOBY :
PANI PERNELLE, matka Orgona
ORGON
ELMIRA, żona Orgona
DAMIS, syn Orgona
MARIANNA, córka Orgona i bogdanka Walerego
WALERY, bogdanek Marianny
KLEANT, szwagier Orgona
TARTUF, fałszywy pobożniś
DORYNA, panna respektowa Marianny
PAN PIÓRKO, woźny
OFICER STRAŻY KRÓLEWSKIEJ
FLIPOTKA, służąca pani Pernelle
Rzecz dzieje się w ParyżuAKT I
Scena 1
PANI PERNELLE, FLIPOTKA – JEJ SŁUŻĄCA, MARIANNA, DORYNA, DAMIS, KLEANT
PANI PERNELLE
Chodźmy, Flipotko, chodźmy; widzę: nic tu po mnie.
ELMIRA
Trudno zdążyć za mamą, tak śpieszy ogromnie.
PANI PERNELLE
Dosyć, dosyć, synowo, już się nie trudź dalej;
mnie na tych korowodach nie zależy wcale.
ELMIRA
My powinnych ci względów skrzętnie przestrzegamy.
Czemuż mamie tak pilno stąd wyjść, proszę mamy?
PANI PERNELLE
Bo już patrzeć nie mogę na nieład w tym domu!
O tym, by mi dogodzić, śniłoż się tu komu?
Trudno, bym rada była z takich gospodarzy:
wszystkie moje wskazówki tu się lekceważy, nikt tu nie uczci drugich, każdy sobie hula.
Zupełnie jak na dworze cygańskiego króla.
DORYNA
Jeśli…
PANI PERNELLE
Asińdźka jesteś respektową panną;
zbytnią raźność języka miej za rzecz naganną:
bardzo radzę mniej mówić, kiedy nikt nie pyta.
DAMIS
Ale…
PANI PERNELLE
Mój kawalerze, głupiś jest i kwita;
ja, twoja babka, mówię ci to. Twemu papie powtarzam nieustannie, gdzie bądź go przyłapię, że rośniesz na hultaja – niech więc nie pociechy spodziewa się po tobie, lecz kary za grzechy.
MARIANNA
Myślę…
PANI PERNELLE
Ty, jego siostra, udajesz skromnisię, taka jesteś słodziutka, aż mdło robi mi się;
lecz cicha woda, mówią, rwie brzegi, mój szczygle, i ty chyłkiem wyprawiasz karygodne figle.
ELMIRA
Ależ, mamo…
PANI PERNELLE
Darujesz, że przerwę, synowo.
Muszę twe zachowanie potępić surowo.
Winna byś im przykładem świecić – do ostatka umiała wszak to czynić ich nieboszczka matka.
Trwonisz grosz lekkomyślnie; twe książęce stroje w sposób nader dotkliwy ranią oczy moje.
Ta, co tylko mężowi swemu chce być miła, w takie szaty przenigdy by się nie stroiła.
KLEANT
Ależ bo, proszę pani…
PANI PERNELLE
Mej synowej bracie!
Cześć, głęboki szacunek i miłość mam dla cię;
niemniej przeto na miejscu mego syna, panie, wcale bym nie prosiła o twoje bywanie.
Różne takie poglądy głosisz najzwyczajniej, których słuchać nie mogą ludzie obyczajni.
Może grzeszę szczerością – lecz nie mam w nawyku co innego, niż w sercu, miewać na języku.
DAMIS
Ten babunin pan Tartuf urodził się w czepku…
PANI PERNELLE
Zacny, godzien posłuchu. Toteż, ośli łebku, srogi mię gniew ogarnia, gdy takie gagatki i jak asan – chcą złośliwie przypinać mu łatki.
DAMIS
Co! Mam ścierpieć, ażeby ten obłudnik święty rządził się tu jak tyran i czynił nam wstręty?
Abyśmy się zabawić nie śmieli do woli, dopóki ten jegomość na to nie zezwoli?
DORYNA
Jeżeli nietykalne są jego maksymy, tedy zbrodnią jest wszystko, cokolwiek robimy, gdyż on swoją kontrolę chce roztaczać wszędy.
PANI PERNELLE
A gdzie bądź ją roztoczy, tam ustają błędy.
Tego męża, chcącego was zawieść do nieba, niech was mój syn nauczy kochać jak potrzeba.
DAMIS
Do kochania Tartufa skłonić mnie nie zdoła ani mój ojciec, babciu, ani też nikt zgoła:
gdybym inaczej mówił, mówiłbym w złej wierze.
Na wszystko, co on robi, aż mnie licho bierze;
nie znoszę tego chama i już czuję z góry, do jakiej między nami dojdzie awantury.
DORYNA
Wszystkich gorszy, że jakiś tam hetka – pętelka poczyna sobie teraz jak figura wielka;
że nędzarz, co tu przybył bez butów, obdarty, w kapocie sześciu tynfów zaiste niewartej, rozpanoszył się dzisiaj, wszystkim w poprzek staje, każdemu chce narzucić swoje obyczaje.
PANI PERNELLE
Tak mu Boże dopomóż! Znacznie lepiej będzie, gdy zbożna jego wola zapanuje wszędzie.
DORYNA
Świętym, pani, jest tylko w twojej wyobraźni ja zaś obłudę jego widzę najwyraźniej.
PANI PERNELLE
Ho, ho, co za języczek!
DORYNA
I on, proszę pani, i ten jego Wawrzyniec są mi podejrzani.
PANI PERNELLE
Nie wiem, czym w gruncie rzeczy jest sługa Tartufa, ale za pana ręczę: niech mu każdy ufa.
Wy dlatego mu tylko niechętni jesteście, że prawdę bez ogródek rąbie wam nareszcie.
Jego serce powstaje przeciwko grzechowi, przez jego prawe usta samoż niebo mówi.
DORYNA
Czemuż, ostatnio zwłaszcza, nie chciał on nikomu przyzwolić na bywanie tutaj, w państwa domu?
Czyż odwiedzin poczciwych tak się niebo lęka, że trzeba wszczynać wrzawę, aż nam głowa pęka?
Jeśli pani me słowa zbyt szczere nie zranią, sądzę, iż on, dalibóg, zazdrosny o panią.
PANI PERNELLE
Cicho bądź; nim co powiesz, chwilkę się zastanów.
Nie on jeden potępia zlot tych pan i panów.
Cały ten zgiełk i rejwach, te przed wrót wierzeją pojazdy, które długo ciągną się koleją, ten harmider lokajstwa – wszak niezaprzeczenie wywiera to w sąsiedztwie najgorsze wrażenie.
Chcę wierzyć, że nic złego pod tym się nie chowa, lecz już o tym gadają, a to rzecz niezdrowa.
KLEANT
A więc pani by chciała zamknąć ludziom usta?
Dola nasza i smutna byłaby, i pusta, gdyby dla głupich plotek zaraz musiał człowiek przyjaciół się wyrzekać bez zmrużenia powiek.
A chociażby się na to zdecydować wreszcie, pani sądzi, że plotki ustałyby w mieście?
Żaden mur nie ochroni od ludzkiej obmowy, więc najlepiej tym sobie nie zaprzątać głowy.
Silmy się żyć poczciwie; kłamstw się nie wytępi, niechże kłamca do woli język sobie strzępi.
DORYNA
Czy to czasem nie Dafne i jej mężuś gładki czernią nas i złośliwe rozsiewają gadki?
Zwykle ci, którzy sami ośmieszenia warci, śpieszą pierwsi szkalować bliźnich najzażarciej.
W lot chwytają sposobność, kiedy jest choć trocha podstawy do domysłów, że ktoś w kimś się kocha;
W ich ustach domysł rychło w pewność się przeradza i bierze taką postać, jaka im dogadza;
bo te grzeszki bliźniego, przez nich ubarwione, mają własnym ich grzechom służyć za osłonę i sprawić, przez pozorne do nich podobieństwo, że się światu niewinnym wyda bezeceństwo.
Tuszą, że się im uda uchylić w ten sposób część publicznej nagany od swych własnych osób.
PANI PERNELLE
Nic z takich rozumowań nie przyjdzie waćpannie.
Wiadomo, że Oranta żyje nienagannie, przebywa myślą w niebie; otóż wiem od ludzi, że napływ waszych gości odrazę w niej budzi.
DORYNA
Znakomity to przykład! zacna to niewiasta!
Pędzi żywot surowy – prawda to i basta;
lecz to wiek posunięty robi ją gorliwą i nie z własnej jest woli skromną, jako żywo.
Dopóki mogła ściągać hołd i podziw męski, używała, aż miło, swej mocy zwycięskiej, lecz widząc, że jej oko blaknie już i zmierzcha, gotowa świat porzucić, który od niej pierzcha, i płaszczem okazałym domniemanej cnoty pragnie przykryć bezsilność swej starczej brzydoty.
Takie to są zwyczajne zalotnic wybiegi, skoro widzą rzednące galantów szeregi.
Opuszczone, posępne, upatrują ninie jedyny swój ratunek w świątobliwej minie;
i tych cnotliwych kobiet surowość cudacza bezwzględnie gani zawsze, nigdy nie wybacza;
hałaśliwie piętnują występek rzekomy – nie z miłości, lecz tylko z zawistnej oskomy, nie mogą bowiem strawić, aby inni mieli rozkosz, od której starość na wieki je dzieli.
PANI PERNELLE
Taką bajką tumanisz siebie samą chyba.
Elmiro, człowiek musi tu milczeć jak ryba, gdyż ta panna nikomu nie da przyjść do słowa;
pozwól jednak, że w końcu przemówi teściowa.
Mój syn wybornie zrobił, przyznać mu to muszę, gdy przygarnął u siebie tę pobożną duszę, którą sam Bóg nam zsyła, iżby mąż ten prawy zbłąkaną waszą trzódkę przywiódł do poprawy;
powinniście go słuchać, by wstąpić do nieba:
on tylko to potępia, co potępić trzeba.
Te wszystkie odwiedziny, bale, maskarady – piekielny duch wynalazł dla naszej zagłady.
Nigdy się tam nie słyszy nabożnej rozmowy, jeno piosnki, czcze słówka i szczebiot jałowy;
nieraz się bliźnim przy tym dostaje niezgorzej, bo się tam po plotkarsku częstokroć gaworzy.
Nawet rozsądnym ludziom rozum się pomiesza, gdy w kołomąt ich wprawi ta krzykliwa rzesza.
Między prawdą a fałszem w mig zanika przedział – i, jak to pewien doktor świetnie raz powiedział, prawdziwą wieżę Babel mamy tam, gdyż baby gadają jak najęte… Ho, ho, czy się aby
(wskazując na Kleanta)
nasz pan Kleant się śmieje, iż oto podwika mówi też o długości babskiego języka!
Idź do błaznów, gdy śmiać się masz chęć; oni bowiem…
Ale żegnaj, synowo – nic więcej nie powiem.
Wiedz: mój dla was szacunek zmalał znakomicie;
dużo wody upłynie, nim mnie tu ujrzycie.
(wymierza policzek Flipotce)
A ty mi, kocmołuchu, będziesz lelków patrzeć?
Do diaska! jeszcze uszu potrafię ci natrzeć.
Chodźmy, flądro.
Scena 2
KLEANT, DORYNA
KLEANT
Ja wolę pozostać tu z tobą, bo już mam dość rozmowy z tą starszą osobą, która w kółko nas łaje…
DORYNA
«Starszą»! Niechby tylko posłyszała, jak waćpan nazwał ją przed chwilką;
rąbnęłaby ci obces, żeś kiep i że zgoła pań w jej wieku ta nazwa dotyczyć nie zdoła.
KLEANT
W jaki srogi gniew na nas o błahostkę wpada!
Jakże podbił jej serce lis ten, frant nie lada!
DORYNA
W porównaniu z jej synem – są to fraszki jeszcze;
w nim postępy choroby są bardziej złowieszcze.
Czasu zamieszek w kraju zachował się mężnie, służąc swemu królowi, walcząc zań orężnie;
niestety, później stał się półgłówkiem bez mała, odkąd go ciemna gwiazda w Tartufa ubrała.
Swym bratem go nazywa, kocha tego łatkę stokroć bardziej nad żonę, syna, córkę, matkę.
Jest to jego tajemnic powiernik jedyny, mędrzec, który rozsądza wszystkie jego czyny.
Całuje go, hołubi – i ręczę waszmości:
dla kochanki nie można mieć więcej czułości;
za stołem pierwsze miejsce daje mu jak księciu i cieszy się, gdy tamten pożera za pięciu;
najlepsze kąski każe dawać tej potworze, a gdy imć Tartuf beknie, woła mu: «Szczęść Boże! »
Słowem, oszalał za nim; jest to jego bożek;
podziwia go, przytacza, co bądź tamten orzekł;
w cud lada się czyn jego zmienia dlań niezwłocznie, w najmniejszym jego słówku chce widzieć wyrocznię.